Z
Iruką było inaczej, bo Iruka był inny. Czy było lepiej? Nie potrafiłem
tego stwierdzić, na pewno miał większe doświadczenie. Z całą pewnością
byłem pierwszym facetem, z którym Sasuke to robił. A jednak, kiedy
leżałem obok niego, potrafiłem myśleć tylko o tym, co wydarzyło się
przed chwilą. Wciąż jeszcze cały dygotałem, a palce Sasuke splecione z
moimi palcami sprawiały, że nie mogłem pozbyć się płomieni, które mnie
trawiły. Chyba go kochałem. Tak, jak nie kochałem nigdy Iruki. Chyba go
kochałem tak, jak się kocha tę drugą połowę.
Nagle poczułem na sobie jego wzrok. Przekręciłem głowę.
Patrzył
na mnie spokojnie, z powagą w czarnych oczach ale i z ciepłem, które
widziałem u niego pierwszy raz. Wyszczerzyłem zęby, a on zaraz
odwzajemnił mój uśmiech. A kiedy się uśmiechał, jego twarz stała się
nagle taka inna! Była… piękna! Odurzająco piękna…
-Uśmiechasz
się! – zabrzmiało to tak, jakbym miał do niego pretensję o uśmiech,
więc nie zdziwiłem się, kiedy się skrzywił. Jego najcudowniejszy uśmiech
na świecie zgasł.
-Wydaje ci się – odgryzł się, a ja zachichotałem.
-Za
rzadko się uśmiechasz, Sasuke. Stanowczo za rzadko – powiedziałem z
pełną powagą, dopisując sobie kolejnego plusa. Zostało mi już tylko
zmusić go do płaczu. Podejrzewałem jednak, że z tym będzie pewien
problem.
-Przecież
wiele razy widziałeś mój uśmiech! – zawołał, a ja przypomniałem sobie
wszystkie te kpiące uśmieszki. Jak mógł porównywać je z tym uśmiechem
sprzed chwili?
-Nie taki. Ten był prawdziwy, a tamte… - prychnąłem.
-Ty
za to śmiejesz się za mnie i za resztę naszej klasy – powiedział,
spoglądając w sufit, a potem zamknął oczy. Na jego wargach znów
zamajaczył uśmiech, ale był to tylko cień tego pierwszego. Zastanawiałem
się, o czym myśli? Czy przypominał sobie moje wygłupy? Czy co innego
zaprzątało mu głowę?
-Nie
zawsze tak było – wyszeptałem, ściskając jego ciepłe, aczkolwiek
chłodniejsze od moich palce. Otworzył oczy, patrząc na mnie z pytaniem w
atramentowych oczach. – Nie
zapominaj, że ja też nie mam rodziców, a całe życie mieszkałem w
sierocińcu – przypomniałem mu, choć teraz, jak się nad tym zastanowiłem,
to doszedłem do wniosku, że nigdy nie mówiłem mu o mojej przeszłości.
Byłem jednak pewien, że Jiraiya musiał wcześniej mówić o mnie i
Itachiemu, i Sasuke.
-To co innego… - wymamrotał jak zbuntowane dziecko.
-Tak sądzisz? – zapytałem, znów chcąc się z nim trochę podrażnić.
-Ty…
nie widujesz w snach tego, co ja za każdym razem. Ciebie nie
prześladują żadne demony, ty się ciągle śmiejesz, nie pamiętasz ich,
swoich rodziców… a ja… kiedy zamykam oczy… każdej nocy… - po raz
pierwszy mówił mi wprost o sobie samym, więc słuchałem, milcząc.
Wiedziałem o jego traumatycznych przejściach, o tym, że zamordowano mu
rodziców. Jednak nie mogłem pozwolić, by myślał, że jest sam na świecie.
Bo nie był sam. Teraz miał mnie. Ja też swoje przeżyłem, też miałem za
sobą etap rozgoryczenia i ciemności. Ale z niego wyszedłem. On też
powinien wiedzieć, że jest dla niego ratunek. Że mogę go wyciągnąć na
światło, gdziekolwiek był. Że robię dla niego wszystko, bo go kocham. –
Nie wiesz… ty po prostu…
-…nie
masz pojęcia, co widzę w snach – dokończyłem za niego, jednak mając na
myśli swoje własne przeżycia. Ja również miałem swoje koszmary o
samotności, mroczne i straszne wspomnienia przepełnione bólem i
odrzuceniem. Cierpieniem i samotnością. Wiedziałem, jak się czuje. I
wiedziałem też, jak go uratować.
-Naruto…
- zaczął. Zerknąłem na niego. Widziałem w tych jego czarnych oczach
troskę, ale i pytanie, które zaraz mi zadał. – O czym ty mówisz, Naruto?
-Tobie się wydaje, że całe życie taki byłem… - usiadłem,
starając się nie zwracać uwagi na to, że jest nagi. Chciałem mu
opowiedzieć o sobie, ale chciałem też dowiedzieć się czegoś o nim.
Usłyszeć tę jego straszną historię, wiedzieć, co za demony nawiedzają go
w snach i ostatecznie je przegonić.
-A nie? – zdziwił się, chyba szczerze.
-Odwróć
się – nakazałem mu, chcąc, by te jego czarne oczy, tak błyszczące w
świetle księżyca, już tak na mnie nie patrzyły. Zupełnie nie potrafiłem
nic z nich wyczytać, gubiłem się w ich atramentowej czerni, pochłaniała
mnie ona i niewoliła.
-Słucham?! – zdumiał się.
-Odwróć
się tyłem. Usiądź tyłem do mnie – gdy tylko wykonał moje polecenie,
nieco zdziwiony, od razu oparłem się o jego plecy. Jego skóra była
chłodniejsza od mojej i znów pomyślałem, że diametralnie się różnimy,
niczym prawdziwy, gorący dzień i chłodna, tajemnicza noc.
-Tak
będzie mi łatwiej – powiedziałem, zbierając się w sobie. Opowiadanie o
przeszłości nie było dla mnie łatwe. Odkąd zacząłem być z Iruką,
starałem się o niej zapomnieć. Ale chciałem, by Sasuke mnie znał.
Całego. I by dał mi szansę, bym i ja mógł poznać jego. Rozszyfrować w
końcu atramentową ciemność jego oczu, móc w niej czytać.
-Sasuke – zacząłem nieśmiało.
-Tak,
Naruto? – spytał. Nie widziałem ani jego, ani jego miny. Ale tak było
lepiej. Tak było łatwiej. I byłem pewien, że później, dla niego, to też
okaże się dzięki temu łatwiejsze.
-Jak…
jak opowiem ci o sobie… - zawahałem się. Czy miałem prawo naciskać? –
to zrobisz to samo? Opowiesz mi swoją historię, Sasuke? Opowiesz mi o
swoich demonach? – poprosiłem. Nie odezwał się w pierwszej chwili, tylko
poruszył niespokojnie. Zamarły jego palce, które bawiły się moimi.
-Sasuke…? – chciałem się upewnić, czy wszystko gra.
-Tak,
Naruto. Opowiem ci – odpowiedział w końcu, a ja odetchnąłem z ulgą.
Uśmiechnąłem się do siebie. Potrzebowałem zebrać w sobie całą swoją
odwagę, by zmierzyć się z okropnymi wspomnieniami. Miałem zamiar trochę
złagodzić całą historię. Nie opowiadać o latach upokorzeń w bidulu, nie
opisywać tego, jak zostałem brutalnie pobity przez moją pierwszą miłość i
oszczędzić mu dokładnego opisu sceny, jak ten koleś pociął mi twarz.
Ale chciałem, by wiedział, że nie żyłem w sielance.
-Cieszę się…- szepnąłem do niego, a potem wziąłem jeszcze jeden głęboki wdech i zacząłem opowiadać.
Cieszyłem
się, że na mnie nie patrzy, bo dzięki temu mogłem ukryć przed nim łzy,
które wywołały wspomnienia. Pokrótce opowiedziałem mu o mojej pierwszej
nieszczęśliwej miłości i o tym, jak się skończyła. Potem o moim
postanowieniu, aż w końcu o tym, co mnie zmieniło. O moim Iruce.
Rozbawiła mnie jego zazdrość, i ogólnie, jego reakcje były takie
śmieszne. Kiedy opowiedziałem mu historię mojego życia, poczułem się
lepiej, jakbym zrzucił z siebie jakiś ciężar, lub pozbył się gorzkiego
smaku z ust. Teraz stała między nami tylko jedna przeszkoda – jego
historia. Wiedziałem, że bez niej wciąż między nami będą istnieć jakieś
chore niedomówienia, przez które to, co udało nam się zbudować mimo tylu
przeciwieństw, mogłoby się łatwo rozsypać.
-Teraz
twoja kolej! – zauważyłem, skończywszy opowieść na historii Iruki i
Kakashiego. Sasuke drgnął, a potem wypuścił głośno powietrze z płuc.
-Dobrze
– szepnął na wydechu. Poczułem, że jest bardzo spięty. Domyślałem się,
jak wiele musiało go to kosztować, ale byłem z nim, gotów pomóc mu w
każdej chwili. – Pierwszy raz to komuś opowiadam, więc…
-Spokojnie
– powiedziałem pewnym siebie głosem. Uśmiechnąłem się, żałując po raz
pierwszy od początku naszej rozmowy, że nie może mnie zobaczyć. – Jestem
z tobą.
Chyba
mu pomogło. W każdym razie zacisnął chłodne palce na moje rozgrzanej
dłoni, poruszył się lekko, szukając dogodnej pozycji, a potem usłyszałem
jego szept, tak cichy, że musiałem się bardzo skupić, by go zrozumieć:
-Mój
ojciec był komisarzem policji – powiedział, skubiąc jeden z moich
palców. – Wiesz, ja tak dawno nie wspominałem ojca, że zdaje mi się,
jakby kontury jego twarzy i ton jego głosu nie były już dla mnie
uchwytne. Ale wyraźnie pamiętam to, jaki był… bo był bardzo wymagającym i
bardzo surowym człowiekiem, szczególnie wobec mnie. Ja… byłem zazdrosny
– wyznał ciężkim głosem, oddychając głęboko. Przekręciłem głowę lekko w
bok, a on zrobił to samo i nasze policzki zetknęły się. Ponownie zimne
do gorącego. – O Itachiego.
-Itachiego? – spytałem, bo zamilkł na chwilę.
-Itachi…
on był i jest… we wszystkim najlepszy. On zawsze słyszałem od ojca
tylko jedno… „bądź taki, jak Itachi!”, „Itachi w twoim wieku był inny,
lepszy!”, „bierz przykład z Itachiego, a może będzie z ciebie
człowiek!”. A ja… nie umiałem taki być. Nie umiałem być tak absolutnie
idealny i za to miałem taką pretensję do ojca… - znów urwał, przekręcił
swoją głowę, a potem wyswobodził dłonie z mojego uścisku. Zmienił
pozycję, podkurczając kolana pod brodę. Objął nogi ramionami, ale nasze
plecy wciąż się stykały. –Moja matka zaś – ton jego głosu stał się
odrobinę pogodniejszy – była inna. Była cudowną kobietą. Ciepłą,
pogodną, miłą. Mówiła mi zawsze to, czego ojciec nie powiedział mi
nigdy. Mówiła mi, że tata nie kocha i jest ze mnie dumy. Że chce dla
mnie jak najlepiej i choć mówi dużo o Itachim przy innych, to do niej
mówi tylko o „swoim Sasuke”. Było mi z tym lepiej. Czułem się… ważny.
Ale potem ojciec znów chwalił tylko Itachiego i zapominałem o słowach
mamy. Tak bardzo chciałem… by mnie zauważył… po prostu.
Przerwał na chwilę, zbierając myśli.
-Ojciec…
- zaczął ponownie po małej przerwie - pracował nad sprawą dotyczącą
jakiegoś gangu i handlu narkotykami. Była to ważna sprawa, przez którą
mało przebywał w domu i dużo było w nim złości. Był bardzo kłótliwy,
przez co wydawał mi się jeszcze gorszy. Bo nie dość, że był surowy i
zimny, to jeszcze… straszny. Nawet nie wiesz, Naruto, jak teraz żałuję,
że… jak żałuję, że… że tak myślałem! Że nie mam już szans tego odkręcić!
Że… że ja nie… że nigdy nie powiedziałem mu, jak bardzo go kocham! Bo
kochałem go... Naprawdę...
Głos
mu się na chwilę załamał. Milczałem. Nie chciałem przerywać i wtrącać
się. Potrzebował kilku sekund, by się ogarnąć i rozpocząć na nowo.
-Tamtej
strasznej nocy Itachiego nie było w domu, byłem w nim sam z rodzicami.
Spałem w swoim pokoju na górze, gdy nagle obudziły mnie hałasy –
poruszył się nieznacznie, opuścił głowę i schował ją w kolanach,
zakrywając ją rękami, przez co, gdy się odezwał, jego głos był nieco
stłumiony. No i był już zachrypnięty od źle skrywanych, silnych emocji. –
Wstałem z łóżka, nie wiedząc co się dzieje. Słyszałem podejrzane
dźwięki, które nagle ucichły. Słyszałem, że ktoś wybiegł z domu, i
samochód, który odjechał. Dziecięca ciekawość nakazała mi zejść na dół.
Kiedy szedłem po ciemnych, mrocznych schodach naszego domu, do uszu
docierało mi tylko jakieś dziwne rzężenie, bardzo wyraźne w tej zupełnej
ciszy. Zawołałem „mamo!”, ale mama nie odpowiedziała. Przestraszyłem
się i ruszyłem dalej w dół. I wszedłem… wszedłem do salonu – jęknął
łamiącym się głosem, a potem złapał się za głowę. Nie poruszałem się i
nie widziałem go. Tylko czułem, jakie ruchy wykonywał. – A tam… na
podłodze… cali we krwi, Naru… byli cali we krwi i leżeli na tej
przeklętej podłodze… mój ojciec… - mówił już chaotycznie, zapewne
targany przez wspomnienia – był już martwy. A moja… mama… jeszcze żyła.
To ona tak rzęziła, to był jej głos. Zobaczyła mnie. Spojrzała na mnie.
Miała takie oczy, jak ja, Naruto. Z jej ust płynęła krew… i ona uniosła
rękę, ta jej ręka drżała, a ona wyciągnęła ją w moją stronę… próbowała
wypowiedzieć moje imię, z jej oczu spłynęły łzy… ale nie skończyła, nie
zdołała skończyć. I ta jej ręka upadła na podłogę, jej oczy zgasły… i
wyzionęła ducha na moich oczach… a ja, kurwa, miałem wtedy tylko
dziewięć lat! – wykrzyknął i zaniósł się szlochem, jednak już po
sekundzie się opanował. Wyprostował się, jakby jakaś niewidzialna siła
pociągnęła go za włosy i nasze głowy zetknęły się ze sobą. Dygotał. –
Itachi wrócił do domu rankiem. Znalazł ich martwych i mnie, schowanego w
szafie – wyznał cicho, opanowanym i zimnym głosem, tak podobnym do tego
starego Sasuke, do tego obojętnego, zimnego drania, jakim był na co
dzień. – Leczyłem się przez to u psychologa przez kilka lat. Cierpiałem
na depresję. Ale najgorsze… były i nadal są moje koszmary, Naruto. Oni,
martwi i we krwi, śnią mi się co noc. Co noc ich widzę. Co noc
przemierzam te przeklęte schody. Co noc wchodzę do tego salonu, widzę ją
i ją słyszę. Naruto… ja chyba przez to wariuję… ja chyba naprawdę przez
to wariuję…
Obróciłem
się przodem do niego, a on wtulił się we mnie i zaczął całować mnie po
szyi. Musiała być to bardzo silna potrzeba, bo wbijał mi paznokcie w
skórę i trzymał się mnie desperacko, jakbym miał mu się zaraz wyrwać i
uciec. Chwilę później nasze usta się spotkały i opadliśmy na poduszki.
Przykryłem nas kołdrą, obejmując drżącego Sasuke. Nie łkał już, tylko
dygotał, roztrzęsiony. Teraz już wiedziałem, dlaczego zawsze był taki
niewyspany, dlaczego tak często bolała go głowa i szprycował się lekami,
dlaczego miał te paskudne cienie pod oczami. Już wiedziałem, co przeżył
i tak bardzo mu współczułem.
-Nie
martw się – powiedziałem do niego, całując go w czoło. Oczy miał
zaczerwienione, wtulił się we mnie, chyba chciał już iść spać. – Jak
zwariujesz, to ja z tobą.
Parsknął na to śmiechem, obejmując mnie w pasie.
-A
ja myślałem, że ty już zwariowałeś! Jak mogłem się tak pomylić! –
odgryzł się i przez chwilę obaj się śmialiśmy, zanim zmorzył nas sen.
Śliczne zakończenie :3
OdpowiedzUsuńJuz 1szy kom na tym blogu ...
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba oddzielone perspektywy .... Naruto i Sasuke.
Oboje przezyli cos strasznego ...co zmienilo ich zycie na zawsze. Grund ze opowiedzieli sobie na wzajem co ich trapi ..ze zaufali sb mimo tych wielu spszeczek .. :-P
Ciesze sie ze znalazłam tergo bloga ... Bede czytac go dalej .. Super piszesz .. Tylko powiem szczerze nie za szybko byla ta scena łózkowa ? ( kazdy pisze inaczej ...rozumiem )
Pozdrawiam cie i mam nadzieje ze cie nie urazilam czyms ... Tylko zachecilam :-)
Licze ze pojawia sie nowe opowiadania
Podrawiam~Shizuo Heiwajima
Witam,
OdpowiedzUsuńdobrze, że opowiedzieli o swoich demonach, Sasuke też w końcu okazał wszystkie uczucia...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia