czy już kiedyś wspominałam, że zasługujecie na bycie rozpieszczanymi? jeśli nie, to właśnie teraz to mówię, tym bardziej, że wyjechałam sobie tak nieładnie i zostawiłam Was bez notek na dość długo.
przepisywanie idzie mi powoli, bo, hm... he, he... moją głowę odwiedzają dziwne pomysły i co rusz coś dodaję xD przez co chyba na trzech rozdziałach się nie skończy, ponieważ, hm... w tej chwili przepisuję rozdział trzeci, żeby miał taką długość jak ten poniższy i poprzedni brakuje mu jeszcze ok. 4 stron, a do końca opowiadanka dość daleko. bo jakoś tak... tu coś wymyślę, tam jakiś dialog dopiszę, tu coś dodam i mi się wszystko rozciąga xD między innymi przez to jeszcze wszystkiego nie przepisałam xD
nie mówię, ile rozdziałów mi wyjdzie, bo nie wiem, ten rozdział miał być podzielony pół na pół dla Sasuke i Naruto, a w sumie prawie cały jest o tym pierwszym xD zobaczymy, Wy się chyba cieszycie, nie?
żeby nie przeciągać, zapraszam:
Książę Sasuke Uchiha, siedząc na szerokiej ławie przy
oknie wychodzącym na południe, wypatrywał kilku konnych. Jeśli dobrze sobie
wszystko wyliczył, w przeciągu kilku godzin delegacja Kakashiego powinna
wjechać na dziedziniec zamku. Dziś był dzień ich powrotu.
Księcia
zżerała niepewność. Kilka dni temu w Konosze król podjął decyzję, komu ofiarować
rękę swego syna. Sasuke wiedział, że miał duże szanse, lecz wiedział również,
że inni byli poważnymi konkurentami. Istniało prawdopodobieństwo, że przegrał.
A przegrana byłaby dla jego królestwa wybitnie niekorzystna, zwłaszcza że ślub
księcia Naruto z kimś innym oznaczałby sprzymierzenie się Kraju Ognia z którymś
z pogranicznych państw. A napięcie na kontynencie nie wróżyło niczego dobrego i
wiele korzyści wynikłoby z połączenia Oto z Krajem Ognia, z uzyskania przez Oto tak silnego sprzymierzeńca. Polityka. Wszystko
sprowadzało się do delikatnej polityki. Jeden niewłaściwy ruch czy decyzja i
mógł narodzić się chaos.
Książę
poderwał się nagle, bo spostrzegł jakiś ruch wśród żołnierzy przy południowej
bramie, odgradzającej miasto od królewskiego zamku. Chwilę później drzwi bramy
rozchyliły się i w końcu Sasuke ujrzał to, co pragnął ujrzeć.
Kakashi
powrócił.
Sasuke
czym prędzej pobiegł do schodów, zbiegł na parter, przebiegł jeszcze jeden korytarz i
wypadł na pokryty śniegiem dziedziniec. Jeźdźcy właśnie zsiadali ze swoich
wierzchowców. Na widok Sasuke wszyscy zgięli się w ukłonie.
- Nie
musicie! – zawołał Sasuke, gestem dając im znać, by się wyprostowali. Zazwyczaj
nie był tak łaskawy, lecz dziś się spieszył. – Idźcie! Kakashi, ty zostań!
Żołnierze
posłusznie odeszli, zostawiając go sam na sam z Kakashim. Sasuke spojrzał w
odsłonięte oko swojego posła. Po Lordzie Hatake znać było, że właśnie odbył
długą podróż – wyglądał na zziębniętego, policzki miał czerwone od mrozu.
- Mów.
-
Konoha oddaje ci rękę księcia Naruto – rzekł Kakashi, a Sasuke uśmiechnął się z
satysfakcją. Król Kraju Ognia, z jego wspaniałą stolicą, miastem Konoha,
najwyraźniej myślał podobnie jak ojciec Sasuke i sam książę. – A oto dowód.
Kakashi
sięgnął do sakwy i wyjął z niej złoty pierścień z symbolem liścia, herbem
rodowym króla.
-
Książę Naruto zdjął go ze swego palca – rzekł Kakashi, kładąc mu na dłoni złotą
ozdobę. Sasuke uśmiechnął się. Pierścień mieścił się zaledwie na jego małym
palcu, i to z trudem. Uchiha stwierdził, że bezpieczniej będzie nosić go na
łańcuszku na szyi, by się nie zgubił lub nie zaklinował na jego palcu. – W
przyszłym tygodniu Konoha przyśle emisariusza, by ustalić wszystko odnośnie
ślubu. Wyrażono chęć, by odbył się on na zamku w stolicy Kraju Ognia.
- To
się okaże – odparł Sasuke. – Wątpię, by ojciec chciał, by mój ślub odbył się
tak daleko. Osobiście wolałbym przywieźć mego narzeczonego tutaj, do Sharingan.
Chodź do zamku, Kakashi, opowiesz mi wszystko.
Kakashi
skinął w stronę czekającego opodal chłopca, a ten podbiegł i skłoniwszy się
uprzednio, zabrał jego konia. Książę i Lord skierowali się do zamku.
Wnętrze
pałacu było tyko trochę cieplejsze niż temperatura poza nim, więc Sasuke
poprowadził Kakashiego do swojej komnaty. Póki co znajdowali się w skrzydle,
którym w całości dysponował Sasuke.
Gdy
znaleźli się w ciepłych komnatach księcia, Kakashi zrzucił ze swych ramion
ciężki płaszcz, który podczas drogi chronił go przed zimnem. Książę wskazał mu
fotel przy stoliku, na którym stało jedzenie, a także dzban wina.
-
Częstuj się, Kakashi, i opowiadaj o moim narzeczonym.
Kakashi
usiadł na wskazanym miejscu i nalał sobie kielich wina. Ugasiwszy pragnienie,
otarł usta, a potem spojrzał na swego zniecierpliwionego pana.
-
Książę Naruto jest bardzo młody, zaledwie wszedł w wiek męski – rzekł. Sasuke
skinął głową. Wiedział o młodości księcia, zresztą, za każdym razem
po powrocie Lorda Hatake wypytywał go o, już teraz, narzeczonego. – Jak na swój
wiek jest dość wysoki, zdaje mi się, jakby rósł z chwili na chwilę, mój panie.
Niecierpliwy, ale dość urokliwy. Nic się nie zmienił, wciąż ładna twarz i duże
oczy. Uwiodłeś go panie swymi prezentami. Książę lubi błyskotki. – Kakashi
uśmiechnął się.
- Pytał
o mnie?
-
Osobiście nie, ale wiesz, mój panie, jego służący to Iruka. – Sasuke skinął
głową, dając znać, że rozpoznaje to imię. – Tak więc Iruka wypytał mnie o
ciebie, mój panie. Poza tym Iruka zdaje się mieć obawy, że książę Naruto mógłby
cię rozzłościć swym ponoć „niewyparzonym” językiem. Podobno młody książę źle
znosi odmowę.
-
Rozpieszczony – osądził Sasuke.
-
Najprawdopodobniej.
- I
lubi błyskotki?
- Oczy
mu się świecą na każdy prezent. Z utęsknieniem wyczekiwał twych podarków.
Sasuke
podrapał się po podbródku i sam sięgnął po wino. Pijąc, przyglądał się
jedzącemu Kakashiemu.
- Łatwo
będzie zdobyć jego serce – stwierdził w końcu Sasuke. – Pewnie marzy o
romansie.
-
Zapewne.
- A
więc zapewnię mu drżenie serca i miękkie kolana. Jeśli będzie mi oddanym, tylko
ułatwi całą sprawę. Młodość ma swoje zalety. Łatwo mi będzie zwrócić ku sobie
spragnionego wrażeń chłopca.
-
Ostrzegam cię tylko, mój panie, że nie jest to człowiek, który będzie pokorny.
Konoszanie są dumni i wysoce cenią sobie honor. Książę jest młody, ale swój
rozum ma. Słucha się swego nauczyciela, a Iruka to inteligentna bestyjka…
- Co
dokładnie masz na myśli? – Sasuke zmarszczył brwi.
- Żebyś
uważał, mój panie, by słodki blondyn nie owinął sobie ciebie wokół palca.
Sasuke
parsknął śmiechem.
- Skąd
ten pomysł?! – zawołał, rozbawiony.
- Wiem,
co mówię, mój panie. Poznałem księcia. Nie jest nikim ważnym w pałacu w
Konosze, ale nie widziałem, by kiedykolwiek czegoś mu odmówiono. Dwór spełnia
jego życzenia, zostałeś jego narzeczonym, mój panie, bo to on wyraził na to
zgodę, mogę dać sobie o to uciąć rękę. To on ciebie wybrał, nie inaczej.
Dlatego nalegałem na te wszystkie podarunki, żeby go przekonać. On mąci ludziom
w głowach. Spogląda na człowieka spod długich rzęs i nie można mu niczego
odmówić. To jest jak broń. Jest jeszcze chłopcem i pstro mu w głowie, lecz gdy
wyrośnie, możesz mieć z nim problem, mój panie, jeśli go do siebie odpowiednio
nie przekonasz.
Książę
Sasuke przyglądał się Kakashiemu, zdumiony tym, że poseł mówi całkowicie
poważnie. Miał ochotę parsknąć śmiechem, ale mina szarowłosego powiedziała mu,
że to wcale nie żart. W końcu się otrząsnął.
- Chyba
przesadzasz, Kakashi…
- Skąd,
mój panie – zaprzeczył poseł. – Nie sposób odmówić temu podstępnemu stworzeniu.
Zapamiętaj moje słowa, jego jasne włosy i niebieskie oczy mącą w głowie. U nas takich
mężczyzn nie ma.
- Wiec
co radzisz? – spytał w końcu Sasuke. Kakashi zastanowił się chwilę.
-
Trzymać chłopca krótko, ale z delikatnością. Jeśli będziesz, mój panie,
rozważny i nauczysz się mu odmawiać, a księcia Naruto nauczysz rozumieć odmowę,
wszystko będzie dobrze. Nie wątpię w jego szczere intencje, ma on dobre serce,
lecz zawsze pozostanie konoszaninem, mieszkańcem Kraju Ognia. Nie byłoby
dobrze, gdyby młodszy brat przyszłego króla był przez kogoś manipulowany, tym
bardziej przez małżonka z innej krainy.
Sasuke
skinął głową, biorąc sobie jego słowa do serca. Kto jak kto, ale on nie miał
zamiaru dać wodzić się za nos jakiemuś chłystkowi tylko dlatego, że bogowie
obdarzyli go urodą.
Po
rozmowie z Kakashim Sasuke udał się do króla, by poinformować go, że ich
działania odniosły pozytywny skutek. Liczyli na to. Ojciec miał zamiar dzięki
temu małżeństwu zawrzeć z Krajem Ognia kilka traktatów. Kraj Ognia był potężnym
królestwem, rozległe ziemie, daleko od skuwającego północne Oto lodu. Lepiej
było mieć w nich sojuszników niż wrogów i Sasuke doskonale zdawał sobie z tego
sprawę. Gdy rok temu na ich dwór przybyła delegacja z Konohy z obwieszczeniem,
iż król Kraju Ognia pragnie wydać za mąż swego najmłodszego syna i można
startować w konkury, ojciec Sasuke, sam młodszy książę, a także jego starszy
brat i następca tronu, Itachi, postanowili, że czym prędzej trzeba posłać ludzi
z darami i zacząć się starać o rękę chłopaka. Oczywiście, nie było wątpliwości,
że to Sasuke miał zostać jego mężem. Młodszy książę nie miał o to pretensji. To
była polityka, w wyższych sferach tak zawierało się małżeństwa. Nie było mowy o
miłości, to był czysty interes. Dwa królestwa zawierały ze sobą umowę, nic
więcej, a jej gwarantem miało być małżeństwo dwóch książąt. Sasuke miał jedynie
nadzieję, że młodość małżonka, jego naiwność, a także pomysł Kakashiego, by
korzystając z tej naiwności podbić serce chłopca, odniosą skutek i Sasuke
zjedna sobie młodziutkiego konoszanina. To rozwiązałoby większość problemów.
Gdyby nie musiał się użerać z tym dzieciakiem, tylko go sobie podporządkował,
zakochanego w nim bez pamięci i oddanego mu w każdej sprawie. Już po powrocie z
pierwszej wizyty w Konosze Sasuke i Kakashi właśnie taką podjęli decyzję – że
uwiodą księcia Naruto. To też było działanie polityczne. Wszystko było
polityką, paktami, umowami. W takim świecie jak ich świat, w ich sferach, nie
było mowy o czymś takim jak romans czy miłość. Po prostu Sasuke wiedział, że to
nie istnieje. Naruto był jeszcze młody i mógł mieć złudzenia, a Sasuke po
prostu chciał je wykorzystać dla swoich celów.
Po
spotkaniu z ojcem Sasuke wrócił do siebie. Rozważył wraz z królem słowa
Kakashiego, a po opuszczeniu ojcowskich komnat zaczął snuć odpowiednie plany.
Wydawało mu się, że rozumie prosty umysł młodego, naiwnego chłopaka. Teraz
wystarczyło tylko dać chłopakowi to, czego chce, a po ślubie jasno pokazać mu,
gdzie jest jego miejsce. I tyle. Zakochany w nim blondyn niczego mu nie odmówi,
będzie posłuszny, jak na młodszego męża przystało i nie będzie się wtrącał w
sprawy, którymi nie powinien się interesować. A Sasuke da mu to, czego ten chce
– da mu romans, a przynajmniej złudzenie romansu. I później będzie już tylko z
górki.
Emisariusz
z Konohy przybył w tydzień i trzy dni po powrocie Kakshiego, przynosząc wieści
o podjętych w stolicy Kraju Ognia decyzjach. Dyskusje z nim trwały długo, bo
król Minato przysłał jednego ze swych najlepszych radców, Lorda Shikaku Narę,
który był człowiekiem nieustępliwym pod każdym względem i za wszelką cenę nie
chciał pozwolić, by Oto za dużo na tym małżeństwie ugrało. Po podpisaniu kilku
nowych dokumentów i porozumieniu się w paru innych sprawach, zajęto się
bardziej przyziemnymi sprawami typu: miejsce ślubu i jego czas. W końcu, po
burzliwej rozmowie zarówno Sasuke, król Fugaku, jak i emisariusz z Konohy,
zgodzili się na kompromis – ślub miał odbyć się w przygranicznej posiadłości
Uzumakich, w górach. Oto ta lokalizacja odpowiadała, miejsce to nie było
jeszcze tak zimne, jak ich kraina, znajdowało się blisko granicy, więc podróż z
Sharingan, stolicy ich kraju, nie będzie długa, a ci z Konohy też będą musieli
się na ślub pofatygować. Poza tym posiadłości w takim wypadku mogliby strzec
żołnierze obu krain.
Ustalono
także termin poznania się narzeczonych, równo na miesiąc od tego dnia. Poza tym
należało się odprawić ceremonię zaręczyn, ustalono więc, że odbędą się ona w
trakcie uczty powitalnej Sasuke, kiedy przybędzie on na miejsce zaślubin.
Poseł
został odprawiony po kilku dniach. Sasuke osobiście zadbał, by mężczyzna, jego
służba, a także jego strażnicy, zapewnione mieli wszelkie wygody. By odjechali
z Sharingan zadowoleni, ugoszczeni na wszelkie możliwe sposoby – nawet jeśli
musiał zatroszczyć się o kobiety dla tych ze straży Lorda Nary, którzy lubili
się zabawić z dziewkami – i ogólnie zadowoleni, jakby byli na wakacjach, a nie
wyjechali wypełniać królewskie rozkazy. Sasuke wiedział, że informacje o tym,
jak emisariusz i jego ludzie byli traktowani w Oto dotrą do uszu Naruto, a nie
chciał burzyć swego wizerunku w jego oczach. Kakashi starannie go budował,
zostawiając też chłopcu miejsce na fantazje i wyobrażenia. Sasuke miał
świadomość, że wraz z tym ślubem Konoha zyska w Oto swojego człowieka o bardzo
wysokiej i silnej pozycji – Naruto będzie w końcu mężem przyszłego pierwszego księcia,
królewskiego brata. Postarali się o to małżeństwo, w końcu wiele mieli na tym
zyskać, ale nie mogli zignorować faktu, że Naruto będzie miał tu wiele praw i
wiele przywilejów. I zapewne zostanie przyuczony, jak z nich korzystać. Sasuke
nie miał zamiaru dawać mu swobodnej ręki. Chciał mieć pełną kontrolę nad mężem,
już od początku go sobie wychować na posłusznego i uległego. Kakashi ostrzegał
go, że nie będzie łatwo, że chłopak jest dumny, uparty i kapryśny.
Westchnął.
Siedział właśnie, opatulony w ciepłe futro, na niskim murku, oddzielającym
stajnie od innych zabudowań gospodarczych i przyglądał się, jak na placu kilku
stajennych i dwóch żołnierzy próbuje ujarzmić niepokornego, młodego ogiera.
Zwierze parskało, rżało głośno i rzucało się, nie pozwalając się nikomu
dosiąść. Sasuke uśmiechnął się do siebie. Koń był piękny, a jego czarna jak noc
maść szczególnie przypadła mu do gustu. Sasuke uwielbiał ujeżdżać dzikie konie.
- Tu
się skryłeś.
Obejrzał
się. Odziany w wytworną szatę, a także płaszcz z szarego, wilczego futra, szedł
ku niemu Itachi, jego starszy brat. Jego długie, ciemne włosy falowały na
wietrze, a przystojną twarz zdobił dodatkowo szeroki, cwaniacki uśmiech.
- Nie
skryłem, obserwuję. – Sasuke wskazał chłopaków, próbujących opanować
nieposłuszne zwierzę. Itachi przysiadł obok niego.
-
Przyznaj się, że trema cię zjada przed małżeństwem – szepnął Itachi. Sasuke
wzruszył ramionami.
- Nie
tak, jak zjadała ciebie – odparł, spoglądając na brata. Itachi był już trzy
lata po ślubie. Jego małżeństwo również było swatane, wyborem przyszłej
królowej kierowały względy polityczne i wpływy ojca panienki. Z tego, co Sasuke
wiedział, Itachi miał dwóch kochanków na boku i jedną dziewkę, której niechcący
zrobił syna. Na szczęście dziecko zmarło niedługo po urodzeniu.
- Och,
małżeństwo nie jest takie straszne – odparł Itachi. – Moja żona zdaje się być
zadowolona z komnat, biżuterii i zdobnych szat. Nie wadzimy sobie, nawet się
lubimy. Noce ze sobą też lubimy.
-
Zapewne.
Itachi
sięgnął za pazuchę i wyciągnął flaszkę pełną trunku o pomarańczowoczerwonym
kolorze. Sasuke uniósł jedną brew.
- Dzika
róża – odparł Itachi. – Ukradłem z kuchni.
Sasuke
skinął głową i gdy brat odkorkował butelkę, pociągnął z niej zdrowy łyk i oddał trunek
bratu. Itachi również się napił.
- Można
się przyzwyczaić. Do małżeństwa – mruknął starszy Uchiha, spoglądając w tę samą
stronę, co Sasuke.
- Wiem
– odparł młodszy książę. – Sam się o chłopaka starałem przez rok, zdążyłem
przywyknąć do myśli, że zostanie mym mężem. Nie musisz mnie pocieszać.
- Mimo
wszystko małżeństwo to przez pewien czas koniec wolności.
-
Kakashi zapewnił mnie, że chłopak szpetny nie jest. Zapewne wie, że musi
rozłożyć dla mnie nogi, więc przez pewien czas być może mnie zabawi. – Sasuke
uśmiechnął się i znów wziął od Itachiego butelkę. Napił się.
- Muhum
– przytaknął jego starszy brat. – Czasami chciałbym, by było inaczej. Wiesz,
mówiono mi przed małżeństwem, że miłość przyjdzie z czasem, że można się jej
nauczyć, ale to nie jest prawdą. Cenię mą żonę, lubię ją jak przyjaciółkę i nie
pragnę jej krzywdy… ale jej nie kocham. Nie czuję się z tego powodu szczególnie
nieszczęśliwy, ona też nie darzy mnie miłością i żyjemy dzięki temu w zgodzie.
Jej wystarcza trochę czułości, którą jej okazuję i nie ma pretensji, że czasem
skoczę w bok.
- Co
masz na myśli? – spytał Sasuke, patrząc uważnie na brata.
- Nic.
Po prostu myślę sobie, że szkoda, iż nie można trwać w złudzeniu. Miłość nie
przyszła, nawet jeśli cicho na to liczyłem.
- Ja
nawet nie liczę – odparł Sasuke. – Ostrzegano mnie przed moim małżonkiem, nie
mam zamiaru dać sobie zawrócić w głowie. Mi by pasował układ z przyjaźnią, o
ile będzie posłuszny.
- Oj,
bracie, nie wiesz, o czym mówisz. Nie wiesz, co się traci w takim układzie.
Pozostaje tylko nuda, nuda! Ile bym dał, żeby się w niej zakochać… Może kiedyś.
Może trzeba więcej czasu…
Mówiąc
to poklepał Sasuke po ramieniu, wstał i odszedł. Młodszy książę patrzył za nim
chwilę, zastanawiając się, co brat wypił wcześniej, przed tą nieszczęsną
nalewką z dzikiej róży? Itachi rzadko plótł takie bzdury. Zwykle był
zadowolonym ze swego życia człowiekiem, w końcu miał wiele uciech. Jego żona
nie był brzydka i mógł ją mieć zawsze, kiedy chciał, tym bardziej, że powinni
spłodzić potomka. Nie czyniła mu wyrzutów z powodu kochanków, choć zapewne
wiedziała, że Itachi sypia z innymi, dwórki na pewno jej doniosły, w końcu te
kobiety cały czas tylko plotkowały.
Sasuke
prychnął. Itachi pragnący miłości? Co za brednie.
Dopił
flaszkę do końca, odstawił butelkę i wstał, kierując się ku mężczyznom na
placu, wciąż męczącym się z nieokiełznanym rumakiem. Nie było konia, którego
nie potrafiłby ujarzmić Sasuke. Narzeczony też nie stanowił dla niego problemu.
Niedługo
potem zaczęły się weselne przygotowania. Do posiadłości Uzumakich odprawiono
straż i służbę, która miała pomóc przy organizacji. Wysłano tam najlepszych
kucharzy, kwiaciarzy i muzykantów, jacy mieszkali w Oto. Sasuke wszystkiego
pilnował, nie miał zamiaru uchybiać się od swoich obowiązków. Był
odpowiedzialnym mężczyzną.
Kiedy
nie organizował własnego ślubu, trenował. Tym, co Sasuke lubił najbardziej poza
ujeżdżaniem dzikich koni była walka na miecze, a także polowania, na które
kilka razy on i Itachi się wybrali, by umilić sobie czas. W końcu obaj
wychowali się niemalże w koszarach, zresztą, jak każdy szlachetnie urodzony
mężczyzna z Oto. Służba wojskowa była obowiązkowa. W dodatku bracia Uchiha
spełnili się w niej świetnie, jakby byli stworzeni do wojaczki. Obaj świetnie
spisywali się w walce, byli też dobrymi taktykami. Nie było w Oto takiego,
który potrafiłby pokonać Sasuke lub jego brata w otwartej walce. Ojciec był z
nich dumny, wychwalając ich umiejętności. W ich kraju u mężczyzn stawiano
głownie na siłę fizyczną, dyscyplinę, a także umiejętność szybkiego wydawania i
wykonywania rozkazów.
W
sumie, dla Sasuke świat był prosty, skomplikowane były jedynie te wszystkie
polityczne machlojki, koneksje, plotki i inne błahostki, którymi zmuszony był
się przejmować i zawracać sobie nimi głowę. Wiedział, że obecnie każda decyzja
związana ze ślubem może zaważyć na przyszłości, a jego przyszły mąż, Naruto,
może stać się jego przyjacielem, jak dla Itachiego przyjaciółką stała się jego
żona, lub największym wrogiem, z którym zmuszony będzie dzielić łoże. Wolał
postarać się o pierwszą wersję zdarzeń, niż potem obawiać się spisku. A sądząc
z opisu Kakshiego, Naruto lepiej od niego odnajdował się w krainie delikatnej
polityki, bo rozumiał te wszystkie zawiłości gestów, słów, spojrzeń. Nie
podobało się to Sasuke.
I tak –
szybko jak z bicza strzelił – minął mu miesiąc i nadszedł czas, by wyprawić się
do posiadłości Uzumakich na zaręczyny i ślub. Sasuke podchodził do tego
spokojnie i z rezerwą. Wiedział, co musi zrobić. Najważniejsze było dobre
wrażenie, które miał wywrzeć na księciu Naruto, by poruszyć w nim odpowiednią
nutę. Resztę młodemu chłopcu dopowie fantazja. Miał zjednać sobie chłopaka, ale
nie pozwolić, by to on owinął go sobie wokół palca. Wydawało się to proste, w
końcu Sasuke był dumnym, dorosłym i poważnym mężczyzną, jego szesnaste
urodziny, gdy wszedł w wiek męski, zdawały się mu odległym wspomnieniem, było
to bowiem całe dziesięć lat temu. Niejeden raz próbowano go uwieść. Jakiś tam
chłystek z rodu Uzumakich nie byłby do tego zdolny. Sasuke niejedno w życiu
widział, niejednego chłopca i niejedną kobietę posiadł i wątpił, by uroki
przyszłego męża czymś się różniły, były w jakiś sposób inne.
-
Jesteśmy gotowi, mój panie – rzekł nagle Kakashi, wyrywając go z zamyślenia.
Sasuke drgnął i spojrzał na Lorda, który zajmował się organizowaniem wyjazdu.
Nie było to poste, w końcu jechał z nimi król, pozostawiając kraj pod opieką
Itachiego. Trzeba było zorganizować odpowiednie straże, zastosować wszelkie
możliwe środki ostrożności.
-
Doskonale – odparł, dosiadając swojego nowego rumaka, którego niedawno
okiełznał. Zwierzęciu nadał imię Cień, ponieważ tak mu się kojarzyła jego
czarna maść.
Reszta
żołnierzy również dosiadła swych wierzchowców i wkrótce cała delegacja
wyjechała z placu przed zamkiem.
Książę
jechał wraz z Kakashim w środku formacji, za karetą, w której wygonie jechał
jego ojciec. Pierwszy z żołnierzy wiózł proporzec z herbem rodu Sasuke, potem
kilku strzegło Lordów, a na końcu, za nimi, również strzeżony, toczył się wóz z
rzeczami, które książę zmuszony był zabrać i oczywiście, ze ślubnym podarkiem
dla księcia Naruto. Nie żałował jednak złota, wiedząc, że i Oto otrzyma w darze
od Konohy odpowiednią jego ilość. Poza tym Naruto zapewne zabierze ze sobą
swoje skarby, więc wszystko i tak miało wrócić do Sharingan. Po ilości
kosztowności, jakie Oto straciło na rzecz Konohy, gdy Sasuke zalecał się do
Naruto, te powracające skarby były miłą rekompensatą.
- O
czym myślisz, mój panie? – zagadnął Kakashi, gdy opuszczali stolicę,
wyjeżdżając przez bramę główną. Sasuke westchnął.
- A o
czym ja mogę myśleć, Kakashi? O złocie. O kosztach tego wszystkiego, o zyskach,
o stratach, o tym, ile ugra Konoha, a co my zyskamy. Tyle tego jest.
-
Zostaw to za sobą choć na chwilę, mój panie. Pozwól sobie na te kilka dni
obarczyć takimi myślami twego ojca i brata, a sam ciesz się ceremonią.
-
Kolejnym traktatem – mruknął Sasuke. – Obaj, ja i on, zostaliśmy sprzedani za
skrzynie złota, bezpieczeństwo granicy, otwarte szlaki handlowe i inne
korzyści, jakie osiągną nasze kraje.
- Młody
mąż dostarczy ci uciech – zapewnił go Lord. Sasuke uśmiechnął się.
- W to
nie wątpię. Będę rad, gdy wraz z nim przywiozę do domu choć połowę złota, które
w niego zainwestowałem. Oby inwestycja się opłacała. Opowiedz mi o nim coś
więcej – zażądał. Lord Kakashi poprawił się w siodle. Sasuke zamęczał go tym
pytaniem, ale Kakashi się nie skarżył. Wiedział, że Sasuke po prostu chce się
uspokoić, słysząc zapewnienia o urodzie małżonka. W końcu miał z nim spędzić
życie, a w najbliższych dniach go posiąść.
- Jak
mówiłem, mój panie, to po części wciąż dziecko. Natura nie poskąpiła mu urody,
wąski w tali, długie nogi, słuszny jak na wiek wzrost, smukły. Jednak mimo iż wygląda jak młody mężczyzna, to z całą
pewnością nie dorósł jeszcze do małżeństwa.
-
Lepiej, że go wydają teraz, niż miałby czekać jak ja. Chociaż on może myśleć,
że jest się z czego cieszyć.
-
Zapewne masz rację.
Sasuke
zamyślił się na chwilę. Odłożenie problemów na bok brzmiało naprawdę kusząco,
lecz nie był pewien, czy to dobry pomysł. Wiedział, że tam w Konosze bystry
król i grono jego doradców mieli wszystko pod kontrolą, a umowy, jakie zostały
wynegocjowane z ich emisariuszem, przeklętym Narą, nie były dla Oto
najkorzystniejszymi z możliwych.
Westchnął
przeciągle.
- Ech,
myślę, że to małżeństwo sprawi mi tylko kłopoty… Wszystko ma wszak swoje jasne
i ciemne strony. Każda rzecz będzie teraz zależeć od umów, od przychylności
tego konoszanina na naszym dworze, od traktatów i dekretów… Ciężko jest być
królewskim synem, a za parę lat zapewne będzie jeszcze ciężej być królewskim
bratem. Nie jestem stworzony do polityki, Kakashi, o wiele lepiej czuję się w
koszarach…
Kakashi
zaśmiał się.
-
Doskonale sobie radzisz, mój panie – zapewnił go Lord. – Ponawiam swoją radę: przez
kilka najbliższych dni ciesz się weselem i nocą poślubną, a ojcu zostaw
myślenie o polityce, książę. Jedziesz w końcu na swój ślub, a nie na pogrzeb.
Tym
razem to Sasuke się zaśmiał.
- Czemu
mam wrażenie, że to nie aż tak wielka różnica jak myślisz, Kakashi? Ale może
masz rację, może powinienem pozostawić wszelkie takie rozmyślania ojcu i bratu,
a samemu skupić się na mym narzeczonym, a wkrótce mężu. Wiele zależy od jego
przychylności. Zastanawiam się, co powinienem zrobić, gdy go poznam? Z całą
pewnością należy chłopca zauroczyć i zdobyć jego zaufanie. Sądzę, że to nie
powinno być trudne.
-
Książę nie powinien tak tego analizować – poradził mu dobrodusznie Kakashi.
Sasuke lubił tego mężczyznę, Lord Hatake nie bał się wypowiadać mu prawdę
prosto w oczy, nawet jeśli Sasuke nie zgadzał się z jego osądami. Właśnie dlatego
to Kakashiego rok temu posłał do Konohy w swoim imieniu. Wiedział, że mężczyzna
o wszystko zadba i osiągnie cel. – To nie działanie taktyczne, mój panie, a
ślub.
- Jakiś
plan muszę mieć! – zaprotestował Sasuke.
-
Jestem pewien, że twój przyszły mąż planów nie układa. Znając księcia, stroi
się na twoje przybycie i wzdychając, spogląda w gwiazdy, wyobrażając sobie
ciebie tak, jak o tobie opowiadałem Iruce – jako dumnego, silnego księcia,
wojownika z dalekiego kraju. To tylko szesnastoletni młokos, mój panie. Co on
wie o życiu? Dla niego to małżeństwo jak z romansu, dlatego Iruka tak się o
niego boi, dzieciak jeszcze nie wyrósł z naiwności.
- Dużo
mówisz o tym Iruce – zauważył Sasuke, spoglądając na usiane chmurami niebo.
Otulił się szczelniej swoim futrem, dzień był mroźny, a lato odległe.
Zastanawiał się, czy książę Naruto nie będzie miał problemów z przyzwyczajeniem
się do północnego klimatu?
- To… -
Kakashi zająknął się, a na jego twarz wpełzł lekki uśmiech. – To wyjątkowy
mężczyzna.
- A
więc ty też miałeś interes w tym, by książę Naruto się ze mną związał? Czuję
się jak obiekt spisku. Mniemam, że chłopak ma zabrać ze sobą do Sharingan swego
nauczyciela?
- Tak –
potwierdził Kakashi.
- Mój
mąż nie będzie już potrzebował przyzwoitki – powiedział Sasuke. – Myślę, że jak
Naruto się zaklimatyzuje w zamku, odeślę tego Irukę, dajmy na to, na służbę do
ciebie.
- Na to
liczę. – Kakashi skinął głową.
- A
więc jesteśmy umówieni, Lordzie Hatake herbu Szarego Wilka. Cieszę się, że
nasze interesy były ze sobą zbieżne.
Naruto,
otulony w płaszcz z białego futra popędzał rumaka, gnając jak szalony w stronę
majaczącej w oddali posiadłości. Słyszał za sobą tętent kilkunastu kopyt i
nawoływania, ale ignorował je. Wiatr porywał jego wesoły śmiech, przez co
Naruto nawet go nie słyszał. Oczy utkwione miał w bramie, do której zmierzali.
Wyjechali trochę wcześniej, żeby na miejscu powitać delegację z Oto i księcia
Sasuke, przyszłego męża Naruto.
Na tę
myśl chłopak zadrżał. Ilekroć myślał o swoim narzeczonym, po klatce piersiowej
rozchodziło mu się cudowne ciepło, a nogi drżały mu tak, że nie mógł ustać. Już
niebawem miał wziąć ślub. To wszystko było jak z bajki.
Iruka
cały czas go napominał, by nie chodził z głową w chmurach, i przyrównywał
przyszły ślub do politycznej umowy. „Nie wiesz, co myśli o tym twój
narzeczony!” mawiał, grożąc Naruto palcem. Ale Naruto swoje wiedział. Miał
dostać swój romans jak z książki i był gotów zrobić wszystko, by właśnie tak
było. Nawet jeśli mąż będzie oporny, to Naruto wiedział, że znajdzie sposób na swojego „zimnego dzikusa”. Bo
narzeczony już był jego, nikogo innego. Naruto już go miał. Od kilkunastu dni
trenował powłóczyste spojrzenia na zamkowych strażnikach i był zadowolony z
efektów. Wywoływane u nich rumieńce i chrząknięcia, gdy patrzył na nich wzrokiem
pełnym obietnic, bardzo Naruto satysfakcjonowały. Czuł się ekspertem od
romansów. Nawet jeśli mąż będzie otoczony chłodnym murem, to Naruto go zburzy.
A informacje od Iruki potwierdziły mu, że na to się zapowiadało. Wszak mąż miał
być zimny i surowy jak klimat północy. Wystarczyło więc, że Naruto stanie się
płomieniem południa.
-
Szybciej, Wichrze! – wyszeptał do swego rumaka, kładąc się płasko na jego
grzbiecie, by nie stawiać oporu na wietrze. – Nie pozwólmy się dogonić!
Obejrzał
się na swoją własną straż, która wciąż pędziła za nim, lecz nie była w stanie
się z nim zrównać. Naruto wiedział, że jego rumak nie ma sobie równych, w
galopie był szybki niczym wiatr. Gdy tylko przed nimi ukazał się zamek matki,
gdzie odbyć miał się ślub, Naruto popędził Wichra i uciekł swym strażom. I tak
żaden z goniących nie był w stanie nic mu zrobić. Mogli go napomnieć, ale co
tam. Gorzej, gdy wóz, którym jechali rodzice, w końcu dotrze do zamku. Ale myśl
o tym Naruto zepchnął na dalszy plan.
Śmiejąc
się głośno on i Wicher wpadli na zamkowy dziedziniec, gdzie czekała służba. Koń
z trudem zahamował, a potem jeszcze przez chwilę dreptał w miejscu, ucieszony
pędem, jaki rozwinęli.
-
Witajcie! – zagrzmiał Naruto do służby, wciąż się śmiejąc. Jego koń zarżał, a potem
stanął dęba, tak że Naruto – wybuchnąwszy jeszcze głośniejszym śmiechem –
musiał się złapać jego grzywy, by nie spaść. Koń wierzgnął w powietrzu
przednimi kopytami, a potem opadł na ziemię. Naruto wyprostował się w siodle.
- Nic
ci nie jest, mój panie? – Naruto spojrzał w stronę głosu, który go wołał. Biegł
ku niemu zamkowy nadzorca, mężczyzna imieniem Kiba. Naruto zaśmiał się.
- Nic a
nic! – odparł, zsiadając z konia. – Jak przygotowania? – zainteresował się. –
Mój narzeczony jeszcze nie przybył, prawda? Prawda?
-
Spodziewamy się go jutro – odrzekł Kiba, gestem przywołując do siebie
stajennych. W tym momencie na dziedziniec wpadła zdyszana straż Naruto.
-
Książę! – zagrzmiał wściekle Shikamaru Nara, dowódca straży, syn królewskiego
doradcy. Nara zeskoczył z konia i dopadł go w dwóch susach. – Nigdy więcej tak
nie rób! A gdyby ktoś zostawił pułapkę tuż przed zamkiem?! Jak byśmy to
wytłumaczyli jadącemu z tyłu królowi?! A twemu narzeczonemu?! To byłoby nadzwyczaj kłopotliwe!
- Koń
mnie poniósł – skłamał Naruto bez mrugnięcia. – To podła bestia.
- Oczywiście
– odparł Nara przez zaciśnięte zęby. Musiał wierzyć Naruto, w końcu był jego
poddanym. Chłopak uśmiechnął się do niego słodko w nagrodę.
Niedługo
potem na dziedziniec wtoczyła się reszta delegacji, służba księcia, wozy z jego
rzeczami, ze złotem dla Oto, a także ozdobny wóz, wiozący jego rodziców. Przez
te pakunki i znamienite osobistości straży było o wiele więcej, niż by
wypadało, w końcu Naruto wiózł ze sobą mnóstwo kosztowności. Nara nie mylił się
co do pułapek, jacyś bandyci mogli uznać ślubną delegację za doskonały łup. Na
szczęście ilość wojskowych musiała potencjalnych rzezimieszków odstraszyć, bo
do celu dotarli bez żadnych przeszkód.
Gdy
Iruka zsiadł ze swego wierzchowca, mina zdążyła już mu złagodnieć.
- To
było bardzo nierozważne – rzekł do księcia, a potem westchnął z dezaprobatą,
widząc jego uradowaną minę. – Myślę, że wszyscy jesteśmy zmęczeni podróżą –
zwrócił się do Kiby, czekającego na rozkazy. Iruka, jako książęcy nauczyciel,
miał wiele przysługujących mu praw. – Uszykujcie stoły, oddzielnie dla króla i
królowej, a także dla przybyłych z nami Lordów. Posilimy się wszyscy. Potem
książę odpocznie.
- Nie
chce mi się spać! – zaprotestował Naruto.
- A
więc wolisz, mój młody panie, przywitać jurto swego narzeczonego z sińcami pod
oczami? – spytał Iruka. – Doprawdy, wielce będzie zachwycony, widząc twoją
zmęczoną twarz.
W
Naruto narastała chęć buntu, ale musiał przyznać, że Iruka ma rację. Odpuścił w
końcu i pozwolił, by to nauczyciel rozporządzał jego zajęciami.
Wkrótce
potem wszyscy przybysze posilili się, żołnierze gdzieś na dziedzińcu, Naruto z
rodzicami i Lordami przy suto zastawiony stole. Służba oddelegowana tu z Konohy
ubrana była na zielono, ta z Oto na czerwono. Naruto zauważył, że ci drudzy
obserwują go z ciekawością, wiec starał się godnie prezentować. Któryś z nich
zapewne miał na celu donoszenie Sasuke. Może już posłał narzeczonemu Naruto
jakąś wiadomość? Aż zadrżał na myśl, że jakiś służący w tajnym liściku do swego
pana mógł go nazwać „nieokrzesanym dzieckiem”, „narwanym młodzieniaszkiem”,
albo coś w tym stylu, jak go często nazywał Iruka. Ale Iruka znał Naruto,
wiedział, że chłopak ma w sobie wiele energii, której się musiał jakoś
pozbywać. Naruto zawsze był nieco… nadpobudliwy. Może to była wina młodości, a
może szczególnych cech charakteru, tego nie wiedział, był za to pewny, że w tej
chwili rozsadzające go szczęście nie pozwalało mu spokojnie usiedzieć na
miejscu.
Naruto
tak bardzo się cieszył z nadchodzącej ceremonii.
a więc w następnej notce zderzą się nam dwa skrajne poglądy na to małżeństwo xD jak myślicie, kto wygra? zima północ, czy ogniste południe?
ogniste południe, w końcu naruś taki kochany (jak i lekko głupi bo naiwny). sasuś nie oprze się mu jestem tego pewna :D cieszę się, że mini opo zmieni się w normalne opo, no może nie dokońca, ale średniej długości bd, a to mi może wystarczyć, w końcu jeszcze są inne, które również kocham <3
OdpowiedzUsuńno nic, błędów nie ma, stylistycznie też fajnie. ( o i Iruka jest prze słooodziaśny). czekam na więcej :D weeeeny! żeby napływała i napływała :**
Ogniste południe oczywiście ;]
OdpowiedzUsuńMiałam skomentować pierwszy rozdział, a tu patrzę i drugi już jest ♥
OdpowiedzUsuńPomysł super i fajnie się czyta (przymykając oko na drobne błędy) :D
Myślę, że wygra ogniste południe, no bo kto by się oparł "ekspertowi od romansów ze wzrokiem pełnym obietnic" xD
Pozdrawiam i czekam na kolejną część 'v'
P.S. Czemu nie ma opcji, żeby obserwować Twojego bloga? Przez to przegapiam niektóre notki :'C
właśnie nie wiem. pogrzebię w ustawieniach xD
UsuńYaoi Hime, wejdź na blogger.com i tam możesz po prawej stronie skorzystać z buttonu dodaj, i ręcznie wpisać.
UsuńAyanami, bardzo ciekawa ta historia, naprawdę czekam niecierpliwością na kolejny wpis i co planujesz nam zaserwować. Dziękuję!
Oczywiście jestem za ognistym południem;)
ehoon
Nie powinno być królewicz Naruto, królewicz Sasuke? W końcu każdy z nich jest synem króla: )
Odpowiadając na końcowe pytanie: nie wiem kto wygra (chociaż liczę, że Naruto dostanie swój romans, a Sasuke przekona się, że miłość istnieje), ale wiem, że to opowiadanie jest świetne. Po przeczyatniu go oczy mi iskrzą, a na policzkach mam rumieńce (zawsze ich dostaję, jak czytam coś, co naprawdę mnie wciąga). Powiedzenie, że nie mogę się doczekać trzeciej części, to mało powiedziane. Obawiam się tylko, że jutro jej nie będzie, co dla mnie będzie oznaczało katusze przez cały weekend xD Cóż - życzę weny i samej przyjemności z pisania.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału, jestem na równi z Naruto podekscytowana, i tak jak ten słodziak nie może się doczekać swego zimnego wybranka, tak ja drżę z niecierpliwości w oczekiwaniu na kolejne rozdziały twoich opowiadań. Jestem zachwycona, zauroczona, zniewolona. Przyznam szczerze, iż na jakiś czas odpuściłam sobie narutowe fanfiki, gdyż w pewnym momencie mi się przejadły. Na twojego bloga trafiłam, gdy szukałam czegoś lekkiego do poczytania, a że nic nie mogłam wychaczyć, w przypływie skrajnej desperacji, postanowiłam zajrzeć tutaj. I przepadłam. Na nowo odkryłam fascynacje tym paringiem, za co ci dziękuję. Twoje opowiadania pochłaniam od wczoraj i właśnie dotarłam do ostatniego rozdziału ( przyznam bez bicia że odpuściłam narusasu- przeczytałam tylko "Niewolnika" i choć był świetny, jak pozostałe, to jednak Sasu-uke mi nie leży). Czuję ze mi się mózg uszami wylewa. Chyba za dużo na raz, ale słowo daję, dawno nic nie wzbudziło we mnie tyle entuzjazmu. Mam szczerą nadzieję, i będę za to trzymać kciuki, iż wena cię nie opuści nigdy, a klawiatura będzie się topic pod palcami od tępa dodawanych notek. A teraz idę w końcu spać, bo zasłużyłam hehe. Będę miała piękne sny! Dziękuję!
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Sasu, nie jestem stworzona do polityki (chyba, że w ilości minimalnej albo jeszcze od minimalnej mniejszej), toteż część tekstu musiałam sobie osłodzić kilkoma łyżeczkami nutelli, żeby moich biednych ślepek nie zamknąć.
OdpowiedzUsuńMniejsza o to. Jak Narusia tu uwielbiam, tak Sasu mnie zawiódł. Za miły jakiś, inaczej go sobie wyobrażałam. Mimo to opowiadanie bardzo mi się podoba i zabiję, jak nie zobaczę w ciągu następnych kilku dni następnej części. Albo nie, nie. Nie zabiję, bo wtedy nic nie napiszesz. Zamiast tego zamknę w pokoju bez okien i będę karmić tą niedobrą pizzą z Guseppe!
Weny życzę. I jak najwięcej wolnego czasu.
o nie, tylko nie pizza z Guseppe! tylko nie to!
Usuńps jestem kobieta, jakby co
OdpowiedzUsuńNo jessst:D nie mogłam się doczekać kontynuacji i wieści o długosci:D czekam na więcej !
OdpowiedzUsuńSzybko Ci poszło z tym pezepisywanie, licze na to ,że kolejnymi częściami też nas tak szybko uraczysz. :)
OdpowiedzUsuńCo do pytanka to mam szczerą nadzieję, że wygra ogniste połódnie ;3
Sasu taki aspołeczny jest - co to dziecko wychowali w jakiejś głuszy na końcu świata i zmusili do pójśćia do wojska?! - upss, tak właśnie było xD
Naru jest tak słodko nieświadomy i niewinny . awww ^^ mam nadzieje, że trening powłóczystych spojrzeń przyniesie planowane rezultaty, a plan Sasuke polegający na nie daniu się owinąć wokół palca zawiedzie - serioooously :D
Niech Ci klawiatura lekką będzie. ave
To jest naprawdę świetne, z niecierpliwością czekałam na drugą notkę i pewnie tak samo niecierpliwie czekać będę na trzecią. Opowiadanie niezwykle wciąga i mimo naiwności Naruto i przyziemnego Sasuke nie mogę się doszukać żadnych błędów. Pozdrawiam i bardzo dużej weny życzę.
OdpowiedzUsuńRozpieszczasz nas, to lubię... Mam nadzieję, że to się nie skończy zbyt szybko. Myślę, że wygra Naruto. Słońce zawsze wygrywa z lodem, ciepło słońca topi najgrubszy lód. Pozdrawiam i życzę weny na tony.
OdpowiedzUsuńuhuhuhu nareszcie bylo dużo Sasu :3 nie mogę się juz doczekać ich pierwszego spotkania! Naru to taki typowy dzieciak jeszcze, ciekawa jestem co zrobi jak okaże się, ze jego wymarzony ksize z bajki jest nieco ostrzejszy niż myślał :-D myślę, ze wygra Naru, acz kolwiek, gdyby bylo inaczej, nie obrazilabym się. z pewnością bylo by ciekawiej ;-) ale się ciesze, ze bedzie tego więcej niż 3 rodzialy. dodawaj nowa notke jak najszybciej, bo to jedno z tych opowiadań, na które nie da się długo czekać, aby nie zwariowac ;-)
OdpowiedzUsuńświetnee!! tak jak oczywiście reszta Twoich opowiadań... Czekam na następny i rozdział i tak jak większość myślę, że wygra południe ^^
OdpowiedzUsuń~Zaku
Cóż... Osobiście stawiam na Uchihów z lodowatej północy ;] No przykro mi, ale Naruto w końcu zderzy się ze skutym lodem murem zwanym rzeczywistością. Niestety życie to nie romanse jak z bajki, tylko czarno-biała przestrzeń, którą pokolorować musimy sobie sami. Mimo, że ogólnie kreowanie Naruto jako rozpieszczonego młokosa nie przypada mi szczególnie do gustu, to tutaj idealnie pasuje. Kontrast między południem a północą jest przez to tak widoczny, że gdy te dwa różne światy, z różnymi poglądami i wyobrażeniami się ze sobą zderzą, nastąpi chaos ledwo co do ogarnięcia. No jestem naprawdę pełna podziwu. Nie wiem dlaczego, ale świadomość, że iluzja Uzumakiego roztrzaska się w drobny mak, sprawia mi dziką satysfakcję i przyjemność. Cóż więcej dodać... Normalnie Yin i Yang.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę weny ;3
mam nadzieje, że wygra ogniste południe.Cudowne opowiadanie i mam nadzieje, że młodziutki książę rozkocha w sobie zimnego księcia
OdpowiedzUsuńPołudnie oczywiście! Naru wygra i roztopi chłód Sasuke! ^^ już wielbię to opowiadanie. Naru taki uroczy dzieciaczek *.* nie mogę doczekać się następnej części!
OdpowiedzUsuńheh... szczerze to nie wiem co pisać, bo wszytko co sądzę zostało przedstawione we wcześniejszych komentarzach... kto wygra? myślę, że naruto, ale tak, że sasu nawet nie zauważy co się dzieje. to by było nawet zabawne. wielki i silny sasuke, pokonany w wojnie charakterów, przegapiwszy jej koniec. Naru jako człowiek, który zawsze dostaje to czego pragnie i Sasu który nie lubi takich polityczno - psychologicznych gierek. Hmmm... zapowiada się świetnie, szczególnie, że już nie raz zaskoczyłaś mnie w swoich opowiadaniach. no cóż zobaczymy ;) mam tylko jedną nękającą mnie obawę - że naruto zostanie całkowicie stłumiony i posłuszny niczym zastraszony niewolnik (a czegoś takiego po prostu nie lubię). mam nadzieje, że tak się nie stanie. życzę czasu na pisanie i wspaniałej weny. :*
OdpowiedzUsuńOgniste południe wygra jestem tego pewna ;) Rozdział cudny :* Naru taki słodziaczek *.*
OdpowiedzUsuńsuper! moje drugie ulubione opo. ćzekam niecierpliwie na nową notkę, życzę weny i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPS czyżbyś zapomniała o "ayanami-opowiadanka"?? strasznie dawno rozdziału nie było!
Shin~
nie, nie, broń Boże nie zapomniałam, dodałam informację, że rozdział będzie jutro xD właśnie go piszę, jutro powinnam skończyć i od razu dodam xD
Usuńoch... nie zauważyłam... kk cieszę się bardzo, że będzie nowy rozdział, bo uwielbiam te opo!
UsuńShin~
Ależ oczywiście, że ogniste południe, nikt nie jest tak zaraźliwy jak Naruto xD
OdpowiedzUsuńNah, miałam małą nadzieję, że teraz się spotkają, ale trzeba czekać...
W każdym razie dobrze Cię znowu widzieć!~~
Kara1221
Ogniste południe ;*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tu wszystko, co dało się przeczytać. I chcę więcej. Zdecydowanie więcej, więcej, więcej! Z chwilą, kiedy wciągnęłam ostatnią notkę i jestem z twoimi opowiadaniami na bieżąco, moje życie sprowadza się do klikania 'odśwież' na twym blogu. Tak bardzo niedosyt :D. Czekam więc na moooaaaar!
OdpowiedzUsuń/menemen
Awwww \(*o*)/ Chcę więcej !!!! onegaiii !!! Achh byłabym zapomniała ... oczywiście, że jestem za ognistym południem ... Naruto jest strasznie przekonywujący :D mrrrrrr czekam . :D
OdpowiedzUsuńBłagam o kolejną część!
OdpowiedzUsuńehoon
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział bardzo mi się spodobał, mam nadzieję, ze Naruto nie da się tak łatwo podejść Sasuke.... no i to on go z manipuluje, owinie wokół małego paluszka... było by to bardzo ciekawe.... Ogniste południe... tak myślę.... Idę czytać trzecią część... jak ja nie lubię byś w tyle...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia