środa, 5 listopada 2014

Prolog



  
 musicie mi wybaczyć, że nie mam ochoty na nic starego. trochę dłubałam te teksty, ale przeczuwam, że powrót będzie długi i bolesny i pełen rozczarowań. cóż, myślałam, że takie są rozstania xD
tekst ten inspirowany jest pewnym filmem, który kiedyś oglądałam z siostrą. to wszystko. postaram się, by nie był oczywisty. chyba.



          Szef Naruto był dziwakiem. I to takim ekstremalnym dziwakiem. Uzumaki w ogóle nie wiedział, co go trzyma w tej korporacji. Zarobki nie były jakieś szałowe, a zapierdalać było trzeba, a już zwłaszcza pod czujnym okiem szefa. Bo szef był wymagający jak jasna cholera i nie było przebacz. Wszystko, ale dosłownie WSZYSTKO, musiało być dopięte na ostatni guzik. A Naruto pełnił funkcję jego… popychadła. Sorry… zastępcy.
            Tego dnia popylał szybciutko do firmy z kawą i drugim śniadaniem, oczywiście dla szefa, bo przecież nie dla siebie. Po firmie krążyły plotki, że szef nie jada. Zanim Naruto „awansował” na jego zastępcę był przekonany, że rządzi nimi robot, który nie jada, nie sypia, nie uprawia seksu, po prostu nie żyje, tylko pracuje dwadzieścia cztery na siedem.
            Naruto wiedział już, że jest inaczej. Szef jadł – ale był cholernym, pieprzonym smakoszem i żeby dostać to, co szef życzył sobie na śniadanko czy lunch, musiał specjalnie popierdalać po mieście, szukając odpowiedniej bagietki, jakiejś konkretnej kanapki, jakiegoś tam niskokalorycznego chujwieczego i innych pierdoł, jakby zjedzenie w stołówce na drugim piętrze było zbrodnią. Słowa „zastępca redaktora” tylko ładnie brzmiały, w rzeczywistości Naruto był jego chłopcem na posyłki.
            Naruto dotarł do budynku firmy i pognał do windy, witany przez portiera. Biurowiec był jeszcze niemalże pusty, w końcu było bardzo wcześnie. Wywołał windę, a gdy się otworzyła, czym prędzej wskoczył do środka i nacisnął odpowiedni przycisk. Winda ruszyła, a on oparł się o ścianę i odetchnął głęboko. Musiał się odpowiednio nastroić, by wytrzymać kolejny dzień w tym miejscu.
            Wysiadł na czternastym piętrze i udał się wprost do gabinetu szefa. Zapukał, a gdy usłyszał, że może wejść, pchnął drzwi i wsadził głowę do środka.
            - Jestem, panie Uchiha – powiedział, a szef zerknął na niego jednym, czarnym jak otchłanie nocy, okiem. Był tylko kilka lat starszy od Naruto, bezsprzecznie przystojny i niesamowicie groźny. W każdym razie taką miał opinię na biurze.
            - Ach, to ty, Uzumaki – odparł szef obojętnie. Ślęczał pochylony nad jakimiś dokumentami. – Co tak wolno?
            - Byłem na drugim końcu miasta! – odparł urażony Naruto, wchodząc do gabinetu. – Proszę, pańskie śniadanie – dodał, stawiając na biurku szefa papierową torbę z jedzeniem. Pan Uchiha rzucił  na nią okiem, po czym zerknął na niego.
            - Co nie oznacza, że masz się spóźniać.
            Naruto nerwowo zerknął na zegarek.
            - Przecież jestem o czasie, umówiliśmy się na siódmą!
            - Kto nie przychodzi przed czasem, ten jest spóźniony – odpowiedział szef, a Naruto powstrzymał ochotę przewrócenia oczami. I tak był tu codziennie godzinę przed czasem, tylko dla tego tyrana. Inaczej straciłby robotę, a na to nie mógł sobie pozwolić. Jako asystent, musiał dostosować się do pracy szefa, a szafa miał… pracoholika.
            - Weź te papiery i skseruj wszystko pięciokrotnie, podziel na egzemplarze i zepnij. Potem roznieś każdemu pracownikowi naszego działu, żeby do ósmej dziesięć każdy to dostał.
            Naruto zerknął na stos papierów, leżący na szafce, którą wskazywał szef.
            - Potem przyjdziesz do mnie, chcę cię widzieć tu o ósmej piętnaście – dodał szef.
            - Tak jest, panie Uchiha – odparł Naruto, zabrał stos papierów i szybko uciekł z gabinetu. Gdy przy wyjściu zerknął jeszcze na szefa, ten ze zmarszczonym nosem i niezadowoloną miną wystukiwał coś na klawiaturze swojego smartfona.
            Naruto uwielbiał stać przed kserokopiarką, i to nie była ironia. Uwielbiał być wszędzie tam, gdzie nie było szefa, a mała kanciapa z ksero to był jego raj. Spędzał tam naprawdę dużo czasu, bo jego szef zachowywał się tak, jakby uważał, że większym zadaniom Naruto nie sprosta. Chłopak przeważnie kserował dokumenty, umawiał szefa na spotkania, dzwonił w jego imieniu do różnych ludzi, czuwał nad grafikiem szefa i popylał po jakieś wymyślne żarcie dla niego. Miał już swojego szefa powyżej dziurek w nosie.
            Wyrobił się na czas, ale tylko cudem. Połowę papierów zostawił do rozdania Hinacie, koleżance z biura, która zdawała się zrobić dla niego wszystko. Jakiś czas temu doszły go szepty, że się w nim podkochiwała, i nawet raz miał ochotę zaprosić ją na randkę, ale szef wyskoczył wtedy z jakimś projektem i szansa uciekła. Musiał się zebrać i w końcu zabrać ją na jakąś fajną kolację czy drinka.
            Stawił się w gabinecie Uchihy na czas. Przełożony spojrzał na niego, a właściwie to łypnął nieprzyjemnie i gestem wskazał mu środek gabinetu. Zdziwiony Naruto stanął na wskazanym miejscu, mając uczucie, że zaraz dostanie opierdol. Nie miał pojęcia, co zrobił, bo starał się zawsze wykonywać wszystkie polecenia idealnie tak, jak kazał Uchiha.
            Szef wstał powoli ze skórzanego, ciemnego fotela, po czym podszedł do niego niespiesznie. Wyglądał jak drapieżnik, który ma zaraz udusić swoją ofiarę. Płynne ruchy, nienaganny wygląd, modne ubrania i fryzura… wyglądał na osobę, którą był, na typowego rekina biznesu, na człowieka sukcesu, kogoś twardego i nieugiętego jak skała. We wszystkich magazynach tak właśnie go określano, plotki na biurze potwierdzały ten image. Wszystkie dziewczyny z całego wieżowca dostawały orgazmu na jego widok, a cała kadra bała się jak jasna cholera. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, by każdy, nawet najodważniejszy człowiek miękł i kulił pod siebie ogon. Naruto był pewien, że jego szefem można by było straszyć małe dzieci, gdy są niegrzeczne.
            - Zdejmij marynarkę, Uzumaki – zarządził szef, okrążywszy go jeden raz. Naruto wytrzeszczył na niego oczy.
            - C-co….?! – wyjąkał, oglądając się za mężczyzną, a pan Uchiha wywrócił oczami. Krążył wokół Naruto jak drapieżnik, który ma zamiar zaatakować.
            - Marynarkę, ale już. Ściągaj ją.
            Patrząc na szefa uważnie, zdjął marynarkę i odrzucił ją na kanapę obok. Szef okrążył go raz jeszcze, a potem stanął naprzeciw, patrząc oceniająco. Naruto czuł się jak na talerzu i nie podobało mu się. A tak konkretniej, to bał się jak jasna cholera.
            - Krawat – warknął szef.
            - Słucham? – Uzumaki uniósł brew, będąc pewnym, że nie dosłyszał.
            - Ściągaj krawat, Uzumaki.
            Nie miał zielonego pojęcia, co się dzieje, ale posłusznie zdjął krawat. Z panem Uchihą nie było dyskusji, albo się słuchał, albo won. A on na zwolnienie nie mógł sobie pozwolić, za ciężko tyrał dla tego despota, by zwiać dwa kroki przed awansem.
            Zdjął krawat, rzucił go na kanapę i spojrzał niepewnie na szefa. Pan Uchiha znów go okrążył, przyglądając mu się, jakby chciał go prześwietlić na wylot. Naruto przełknął ślinę, czując, że lekko drżą mu kolana. Nie miał zielonego pojęcia, o co chodzi.
            - Doskonale. Teraz zmierzw lekko włosy, stań pod ścianą i spójrz na mnie przez ramię, lekko zaskoczony, ale z uśmiechem.
            - CO?! – wydarł się Uzumaki, a szef zmarszczył brwi w niezadowoleniu, że protestuje. Naruto wiedział, co oznacza to spojrzenie, szefa ogarniała powoli frustracja. Uzumaki nie miał zamiaru pozwolić, by czara się przelała.
            - Rób co mówię, Uzumaki, albo premię to ty ujrzysz w przyszłym roku!
            Naruto zmełł w ustach przekleństwo i posłusznie poszedł pod ścianę. Delikatnie potargał włosy, po czym obejrzał się na szefa, usiłując się uśmiechnąć. Ten stał za nim z aparatem od telefonu wycelowanym wprost w niego.
            - To ma być uśmiech, Uzumaki, uśmiech. Chyba wiesz, jak się uśmiechać? – warknął szef.
            - Ja się uśmiecham, szefie, ale… dlaczego szef robi mi zdjęcia?
            - Zaraz mnie wyprowadzisz z równowagi, Uzumaki! No uśmiechnij się, do cholery!
            Naruto struchlał i zaraz wyszczerzył zęby, bo szef rzadko pozwalał sobie na przekleństwa, więc kiedy już zaczynał, było źle. Bardzo źle, dla niego, oczywiście.
Błysnął flesz aparatu i zdjęcie zostało zrobione.
            - Doskonale. Ubierz się i wyjdź – powiedział Uchiha, odwracając się do niego plecami i zawzięcie coś pisząc na telefonie. Naruto spojrzał na niego z niedowierzaniem.
            - A-ale po co panu m-moje zdjęcie? – zapytał, biorąc się pod boki. Śmierdziało to wszystko jakimś przekrętem, w końcu jeszcze nigdy nie spotkał się z tym, żeby szefostwo robiło swoim pracownikom podejrzane fotki.
Pan Uchiha robił coś w telefonie, nie zwracając na niego uwagi.
            - Po nic, Uzumaki. Wynoś się, nie chcę już na ciebie patrzeć. Wynocha.
            Bojąc się już więcej odezwać, żeby się zbytnio nie narazić, zabrał swoje rzeczy i czmychnął z gabinetu szefa.

15 komentarzy:

  1. No w końcu coś się pojawiło!:D Jakiś czas temu przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania (nie komentując z lenistwa i braku wybraźni, w końcu na ile sposobów można napisać, jak bardzo coś jest cudowne...) i czaiłam się na następne jak sęp. Jesteś po prostu w tym wspaniała, dziwię się, że jeszcze nie wydałaś książki (chyba, że wydałaś a ja po prostu o tym nie wiem. w takim razie zignoruj tę uwagę). Każde Twoje opowiadanie jest niezwykłe, zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i o styl. Nie piszę za dużo sama, ale czytam sporo, zarówno opowiadań, jak i wydanych książek (gatunek dowolny), więc potraktuj te komplementy na serio :D
    Pozdrawiam i czekam niecierpliwie, Okami.

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba wiem, jaki film! C:
    WRESZCIE JESTEŚ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. nawet nie wiesz ile radości napełniło me serce widząc,że tu wróciłaś <3 to bardzo smutne kiedy Twój ulubiony autor blogowy traci wenę bo strach że kiedyś całkowicie przestaniesz pisać bardzo mnie prześladuje.Kiedy nie piszesz próbuję czytać innych ale się po prostu nie da zastąpić Twoich dzieł byle czym.Jak dla mnie wgl niczym się nie da.
    Podoba mi się bardzo prolog i na prawdę mam nadzieję że wrócisz do nas ze zdwojoną siłą jak jeszcze nigdy przedtem :) dużo weny kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  4. JESTEŚ <3
    Cieszę się, ze wróciłaś ;''''))
    Opowiadanie zapowiada się bardzo fajnie, jesteś genialna!
    powodzenia c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Łał <3 Łał <3 Narazie mam tyle do powiedzenia xdd

    OdpowiedzUsuń
  6. Diabeł ubiera się u Prady. Jak tylko przeczytałam pierwsze zdania, a szczególnie to o pędzenia do pracy z kawą. XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapowiada się super , opowiadanie oparte na jednym z moich ulubionych filmów ^^
    P.S Na początku tekstu masz małą literowkę zamist szefa napisałaś szafa
    Pozdrawiam marczi

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde pół komentarza mi ucięło ;-; No nic to od nowa.

    Hmm bardzo możliwe jest to, że to jest na podstawie "Diabeł ubiera się u Prady" a fajnie by było, bo to jeden z moich ulubionych filmów :p No i od dawna szukam opowiadania na podstawie tego filmu.. Ale może to też być "Narzeczony mimo woli" :D Też fajnie ^^ Bardzo lubię oba filmy ;-;
    Jak bardzo byłam zdziwiona, gdy Sasuke robił Naruto zdjęcia. Takie 'o co chodzi?!' ;_;
    Fajnie, że wróciłaś i już nie mogę doczekać się kolejnych notek :p

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajnie się zapowiada :D No idę czytać dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Hahaha, zapowiada sie ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Wkońcu jesteś!!! Opowiadanie zaczyna się obiecująco xd heh ciekawe po co sasusiowi to zdjęcie c:
    \arnuka

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam,
    interesująco się zapowiada, Uchiha to despota, ciekawe po co mu zdjęcie Uzumakiego i to takie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. PADŁAM XD Co to była za sesja? Boże, tego Uchihy to nie da się ogarnąć, szczególnie w Twoim wydaniu :p Ale mając na uwadze tytuł "Poznaj moich rodziców" mam wrażenie, że to zdjęcie powędrowało a) do Itachiego b) do jego rodziców xd lub c) do jego eks. Tak czy inaczej, uśmiałam się z zdezorientowani Uzumakiego. Epickie ♥

    Lecę czytać dalej, bo ciekawość mnie zżera...

    OdpowiedzUsuń