środa, 5 listopada 2014

Rozdział 1



            Pół roku później
           
            - Wykończę się – sapnął Naruto Uzumaki, uginając się pod ciężarem kartonowego pudła, pełnego starych egzemplarzy ich magazynu. Szef wysłał go do archiwum i kazał przynieść sobie kilka ostatnich roczników. Uzumaki myślał, że wyzionie ducha, dźwigając kartony z piwnic na czternaste piętro. Mimo że, oczywiście, jeździł windą, to i tak przeniesienie ich z piwnicy do windy, a potem z windy do gabinetu szefa, było sporym kawałkiem.
            Spocił się przy tym jak świnia.
            Wszyscy w całym biurze spoglądali na niego z litością w oczach. Wiedział, że nikt nigdy w życiu nie zamieniłby się z nim na stanowiska. Nawet podwyżka, jaką dostał po „awansie” na zastępcę nikogo by nie skusiła, bo po prostu nie była warta takiej harówy. Naruto zaczynał poważnie zastanawiać się nad odejściem, ponieważ czuł się jak jakieś popychadło. W dodatku niedoceniane popychadło. Starał się najlepiej jak mógł i nigdy, NIGDY, nie doczekał się od szefa choćby jednego dobrego słowa. Za to raz po raz dostawał za coś opierdol i już powoli wykańczało go to psychicznie.
            - Jestem – sapnął, wtaczając się do gabinetu Uchihy z ostatnim pudłem. Szef grzebał w jednym z tych wcześniej przez Naruto przyniesionych.
            - A zapukać to nie łaska, Uzumaki? – warknął szef, a Naruto zazgrzytał zębami.
            - Mam zajęte ręce! – odparł obrażony, rzucając podło na podłogę. Jęknął. – Przecież nie pozwolił mi pan pukać nogą!
            Uchiha nie odpowiedział. Po kolei wyciągał z pudeł kolejne egzemplarze i rozkładał je na podłodze. Naruto nie wiedział, czego szef szuka, i nie obchodziło go to. I tak jego zdanie by się nie liczyło, więc grzecznie stanął z boku przyglądał się przełożonemu.
            Pan Uchiha znalazł w końcu trzy egzemplarze, które go interesowały i zabrał je do biurka.
            - Pozbieraj to, pochowaj i znieś – rzekł do Naruto, a ten poczuł, że szlag go trafia. Siłą stłumił przekleństwo i posłusznie zaczął zbierać gazety.
            Pracowali w zupełnej ciszy, zresztą, zawsze tak było. Szef rzadko odzywał się do Naruto poza rozkazami, a Naruto to już w ogóle najczęściej bał się odezwać, żeby nie narazić się na kpiny, których Uchiha nigdy nie szczędził. Wiele brukowców nazywało go „mistrzem ciętej riposty”. Szef nigdy nie dawał sobie w kaszę dmuchać, wszelkich przeciwników dosłownie miażdżył swoimi wypowiedziami. Naruto, gdyby codziennie nie doświadczał tego na sobie, pewnie by szefa za tę cechę podziwiał.
            Nagle zadzwonił telefon szefa. Nie ten służbowy, tylko prywatny. Naruto zerknął ukradkiem na przełożonego, będąc w połowie pakowania i ze zdumieniem stwierdził, że jego zasadniczy szef… ma zamiar odebrać! To się nie zdarzyło chyba nigdy w historii firmy!
            Szubko odwrócił spojrzenie, mając nadzieję, że Uchiha go nie zauważy i uda mu się coś podsłuchać. Szef zawsze ignorował prywatne telefony w trakcie pracy.
            - Tak, mamo? – odezwał się Uchiha, a Naruto wybałuszył oczy. Czyżby jego szef był maminsynkiem?! – Nie, oczywiście, że mogę rozmawiać… Co się stało?... – Szef chwilę słuchał, a Naruto wstrzymał oddech, by nie uronić nawet słowa z jego wypowiedzi. – Mamo, dyskutowaliśmy już nad tym, prawda? Nie przyjedzie, ponieważ nie może, moja obecność ci nie wystarczy?... Ja wiem, że to trzy lata, mamo, ale ja nic… Tak, bardzo by chciał, ale to nie jest takie proste… Oj, proszę cię, tylko nie płacz… Mamo, ja… Mamo? Halo, mamo? Ech, co za kobieta! – Warknął nagle szef, a Naruto, skulony przy kartonach, usłyszał dźwięk ponownie wybranego połączenia. Niewiele z tej rozmowy zrozumiał. Wiedział jedynie, że matka się na Uchihę wkurzyła i najwyraźniej rozłączyła. W dodatku zdziwiło go to, że najwyraźniej w rozmowie z matką jego szefowi brakowało argumentów.
            - Mamo, nie rozłączaj się tak! – Usłyszał nagle przełożonego i aż drgnął. – Jak to… nie będziesz ze mną rozmawiać?... Ale mamo, ja nie mam na to wpływu!... No ja wiem, że pracujemy razem, ale… Mamo, to nie jest takie proste… oczywiście, że cię kocham! Jak możesz tak…! CO?! No chyba sobie żartujesz… ale mamo…!
            Naruto obejrzał się przez ramię i aż zamarł z przerażenia. Przełożony gapił się na niego wzrokiem, który mógłby zabić. Naruto przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że Uchiha właśnie się zorientował, że od dłuższego czasu Naruto nie robi nic, tylko podsłuchuje. Gdy szef wyciągnął rękę i bez słowa wskazał mu drzwi, Naruto zerwał się z podłogi i uciekł.
            Coś czuł, że to będą jego ostatnie minuty w tym budynku.

            Minęło pół godziny, a szef dalej go nie wzywał. Naruto siedział w barze na dole, pochylony nad kubkiem czarnej kawy i w środku dygotał. Stojący naprzeciw Kiba uśmiechnął się.
            - Może nie jest tak źle, jak twierdzisz – rzekł, opierając się o bar na wprost niego. – Poza tym pomyśl, masz pół godziny przerwy. Kiedy ostatnio miałeś u tego tyrana jakąkolwiek przerwę? Jesz ty w ogóle w pracy?
            - Jak się uda – wymamrotał Naruto pod nosem, zerkając na przyjaciela.
            Poznał Kibę, gdy przyjęto go do tej firmy, czyli trzy lata temu, jednak odkąd był asystentem diabła, nie miał czasu przychodzić na drugie piętro. Kiba prowadził tu mały bar dla pracowników biurowca, można tu było dobrze zjeść, wypić smaczną kawę, pogadać. Naruto kiedyś lubił tu przesiadywać i teraz też pewnie by lubił, gdyby tylko miał kiedy. Na szczęście widywał się z Kibą po pracy.
            - Wyluzuj. Jak cię wyleje, pójdziemy wieczorem na drinka, schlamy się, a od następnego dnia zaczniemy ci szukać nowej roboty! – zawołał wesoło Kiba, a Naruto łypnął na niego złowrogo. Inuzuka zaśmiał się. – No nie patrz tak! Wystarczy, że wpiszesz do CV, że wytrzymałeś z tym tyranem półtora roku i każdy cię przyjmie, uznając za niezniszczalnego!
            Kiba poklepał go po ramieniu, na co Naruto prychnął i zatopił nos w kubku mocnej kawy. Nie chciał po takiej harówie wylecieć za jakąś głupotę, starał się tak bardzo, bo sam chciał awansować i zostać redaktorem! Miał nadzieję, że kiedyś jego wysiłki zostaną docenione i nie będzie musiał już patrzeć na twarz swojego przełożonego. A teraz wychodziło na to, że całe jego poświęcenie pójdzie na marne. Znał Uchihę na tyle by wiedzieć, że ten nie puszcza płazem takich rzeczy. Właściwie, to szef nie popuszczał płazem niczego. Podobno Naruto jako jedyny wytrzymał z nim tak długo, każdy inny zastępca wymiękał po kilku pierwszych miesiącach.
            - To koniec mojej kariery – jękną Naruto. – Zapierdalałem dla tego tyrana i despoty przez półtora roku! Wypruwałem sobie flaki, spełniając każdą pierdoloną zachciankę…
            - Eee, Naruto… - zaczął Kiba, lecz Naruto potrząsnął głową.
            - Nie, Kiba! To prawda, zapierdalałem jak głupi dla tego popieprzonego, niewdzięcznego, zarozumiałego drania bez serca…
            - Bardzo się cieszę, panie Uzumaki, że w końcu wiem, co pan o mnie faktycznie myśli – dobiegło go nagle zza pleców. Zamarł, a serce najpierw podjechało mu do gardła, a potem spadło do majtek. Drżąc, okręcił się na stołku i spojrzał wprost w czarne oczy swojego szefa. – Za mną – nakazał pan Uchiha, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w stronę windy. Naruto jęknął, zerknął na Kibę, który stał jak sparaliżowany, a potem zsunął się z siedzenia i poszedł za szefem jakby szedł na ścięcie.
            Winda na szczęście była tak samo zatłoczona, jak zawsze, bo inaczej umarłby, będąc sam na sam z szefem. Wiedział, że za chwilę zostanie zwolniony, bo jeśli jeszcze przed chwilą była jakaś nadzieja, że ocaleje, to teraz ją stracił. I to przez własną głupotę! Ale nigdy w życiu nie przypuszczałby, że szef się po niego pofatyguje osobiście. Nigdy nic takiego nie miało miejsca, szef zawsze kogoś wysyłał. A teraz po niego przyszedł! Czy to oznaczało, że sytuacja była nie do uratowania i że faktycznie Uchiha chciał go wylać?
            Gdy szli korytarzem, wszyscy, dosłownie wszyscy, się na Naruto gapili. W większości oczu widział współczucie czy litość, ale zdarzały się i takie, które cieszyły się jego niepowodzeniem.
            Uchiha poprowadził go do gabinetu i otworzył przed nim drzwi. Naruto, trzymając głowę spuszczoną, niepewnie wszedł do środka.
            - Usiądź – rozkazał mu szef, wskazując fotel przed biurkiem, a Naruto przełknął ślinę. Szef nigdy, NIGDY, nie pozwolił mu usiąść w tym fotelu, zazwyczaj w jego gabinecie Naruto stał gdzieś z boku.
            Na drżących nogach podszedł do fotela i opadł na niego. Za sobą usłyszał szczęk zamykanego na klucz zamka. Zaschło mu w ustach.
            Uchiha przeszedł przez gabinet i zasiadł w swoim fotelu naprzeciw Naruto. Spojrzał na niego uważnie, a Naruto skulił się w sobie.
            - Nie będę roztrząsał tego, co usłyszałem w kawiarni – rzekł. Naruto nie zareagował, bo nie wiedział jak. W tej sytuacji chyba każda jego reakcja byłaby zła; nie wiedział, czy ma przytakiwać, czy po prostu puścić szefowi, albo raczej byłemu szefowi wiązankę, jaka cisnęła mu się na usta. – Udam, że tego nie słyszałem.
            Naruto wybałuszył oczy. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, dlatego, w razie co, po prostu dalej milczał, czekając na rozwój wydarzeń. Nawet jeśli gdzieś głęboko w jego sercu zaczęła kiełkować nadzieja, to nie dawał jej dojść do głosu.
            - Przyprowadziłem cię tu, ponieważ mam dla ciebie pewne… zlecenie. Tak to nazwijmy. Chcę, abyś milczał i mnie wysłuchał, jasne?
            Naruto przytaknął, zaciskając usta. Poczuł napływającą nadzieję; „zlecenie” nie brzmiało jak „zwolnienie”, chyba że był to jakiś rodzaj zemsty i szef przygotował dla niego coś naprawdę paskudnego. Mogło tak być, wszystkiego się po panu Uchiha spodziewał. Już nie raz widział, jak ten niszcz karierę swoich konkurentów, gdy takowi zaszli mu zbytnio za skórę.
            - Doskonale – kontynuował Uchiha. – Wiesz na pewno, że w przyszłym tygodniu jadę na urlop, prawda?
            Naruto pokiwał głową, milcząc, jak mu kazano. O ten urlop szły w firmie niezłe zakłady, w końcu takie coś nie zdarzyło się od… lat. Uchiha NIGDY nie odpoczywał. Czyżby szef chciał, by Naruto zajął jego miejsce podczas jego nieobecności? Czy to był pierwszy krok do awansu?
            - Zazwyczaj nie jeżdżę na urlopy, jestem zbyt zajęty – powiedział szef, a Naruto siłą powstrzymał się, by nie wywrócić oczami. O tym to akurat wiedział, bo odkąd został jego zastępcą, sam też nie był na urlopie. – Ale tym razem to sytuacja wyjątkowa. Moja matka wymogła na mnie przyjazd do domu, a mnie już zabrakło wymówek, więc się zgodziłem. Tym bardziej, że niedawno mój brat się zaręczył i z tej okazji moja rodzina wyprawia przyjęcie.
            Naruto nie miał pojęcia, czemu szef opowiada mu to wszystko. Słuchał jednak uważnie, milcząc, jak mu kazano.
            - Nie wiem, czy wiesz, ale jestem gejem – rzekł nagle szef, a Naruto drgnął i spojrzał na niego z niedowierzaniem. O tym nie wiedział, chyba nikt na świecie tego nie wiedział, nawet te głupie szmatławce, które węszyły wokół „najprzystojniejszego kawalera roku” czy jednego z „top dziesięć rekinów Konohy”. – Ta wiadomość ma kluczowe znaczenie dla zadania, jakie dla ciebie mam… - Szef nabrał powietrza, a potem je wypuścił. – Moja matka jest kobietą bardzo delikatną, wrażliwą, lubiącą martwić się o swoje dzieci, a jednocześnie osobą twardą, nieustępliwą i upartą. Cała… historia, że tak powiem, zaczyna się w tygodniu, gdy przyszedłeś tu do pracy. Był to akurat czas, kiedy moja matka naciskała na mnie, bym sobie kogoś znalazł. Moi rodzice wiedzą, że jestem gejem i akceptują to we mnie. Wtedy dla mojej matki największym szczęściem było, bym sobie kogoś znalazł.
            - Nie jestem osobą, która nadaje się do związków dłuższych niż jedna noc. – Kontynuował szef po krótkiej pauzie. Naruto skrzywił się, słysząc jego słowa. Szef był takim draniem, jak się chłopak domyślał, zaliczał i porzucał. – Nie szukam sobie nikogo, nie chcę nikogo mieć. Jednak moja matka tego nie rozumiała nigdy i nigdy nie zrozumie, tak więc skłamałem jej, że mam chłopaka. Drążyła ten temat. Nieszczęśliwie dla ciebie, w dniu, w którym nalegała, bym podał jej imię mojego wymyślonego chłopaka, ty wywróciłeś się na korytarzu, rozwalając wokół jakieś papiery. Głośno było na korytarzach o „Naruto Uzumakim”, wszystkich to bawiło. To imię i nazwisko krążyło od rana po mojej głowie.
            - Chwila… - Naruto drgnął, nie mogąc uwierzyć. – Szef chyba nie…?
            - Owszem – odparł Uchiha. – Powiedziałem matce, że mój chłopak nazywa się Naruto Uzumaki.
            Uzumakiego wryło. Gapił się na przełożonego, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
            - Na chwilę to uspokoiło moją matkę. Z czasem jednak zaczęła się robić coraz bardziej wścibska, więc podtrzymywałem to kłamstwo. Przez około rok dało się ją zbywać, że to świeży związek, że nie przedstawię jej mojego chłopaka. Potem jednak stała się nachalna, więc powiedziałem, że zerwałem z nim. Na początku to przełknęła, lecz po kilku miesiącach nalegała, bym do niego wrócił, bym przeprosił, bym „nie marnował jedynej szansy”. Dla niej był to najdłuższy związek, w jakim byłem. W końcu nie wytrzymałem nerwowo i pewnego dnia rankiem zadzwoniłem do niej, że się pogodziliśmy i dalej jesteśmy razem. Była przeszczęśliwa.
            - Ponownie udało mi się zbywać ją przez jakiś czas. Zostałeś moim zastępcą. Kłamałem, że urywamy związek z powodu wspólnej pacy. Jakieś pół roku temu wprost zażądała twojego zdjęcia i jak wiesz, zrobiłem je i jej wysłałem. To ją trochę uspokoiło, ale jak widać, nie na długo. Dziś zażądała, bym cię przywiózł do domu i przedstawił.
            Naruto siedział i gapił się na szefa, oniemiały. Z pięć minut tak siedział, a Uchiha przyglądał mu się bez wyrazu, chyba dając mu czas, by ten wszystko przetrawił. W końcu Naruto odchrząknął.
            - A więc… - rzekł zdrętwiałymi ustami – chce mi pan… chce pan powiedzieć, że od… od jakichś trzech lat okłamuje pan własną matkę, że… że ze mną chodzi?
            - Dokładnie – przytaknął pan Uchiha. – Nie miałem wyboru, inaczej nie dałaby mi w spokoju żyć. To kłamstwo szybko wymknęło mi się spod kontroli. Stąd teraz twoje zadanie, już zgłosiłem w dziale kierowania ruchem twój urlop w przyszłym tygodniu. Pojedziesz ze mną do mojego rodzinnego domu i będziesz udawał mojego chłopaka.
            Naruto rozdziawił usta. Znów sparaliżowało go na jakiś czas i nie był w stanie się choćby odezwać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Uchiha wcale go nie prosił o pomoc. Uchiha mu rozkazał!
            - Pan jest szalony – szepnął w końcu, a szef zrobił zdziwioną minę. – Nie zrobię tego! – wykrzyknął w końcu Naruto, zrywając się z miejsca. Ten podły drań przegiął na całego! Naruto obrzydzenie brało na samą myśl, że miałby mieć cokolwiek wspólnego z tym tyranem. Jak się okazało, jego szef nie miał skrupułów, posłużył się jego imieniem, nazwiskiem i twarzą, by oszukiwać własną rodzinę! Nie miał sumienia!
- Zrobisz to, Uzumaki – rzekł szef groźnym tonem, a Naruto spojrzał na niego z furią w oczach.
- Niech się pan wypcha! – warknął, sapiąc z wściekłości. – Jest pan wariatem! Mogę pana zaskarżyć!
- Ale nie zrobisz tego – odparł spokojnie Uchiha – jeśli faktycznie zależy ci na awansie.
Uzumaki zamrugał, a potem zmarszczył brwi, patrząc na przełożonego podejrzliwie. Szef nie rozdawał awansów na prawo i lewo, prawdopodobnie na coś takiego Naruto musiałby dla niego tyrać kolejne lata.
Uchiha uśmiechnął się drwiąco, kiwając głową.
- Wiem, na czym ci najbardziej zależy. Tak więc przysługa za przysługę, pojedziesz ze mną, a ja załatwię ci awans.
- Pan chyba sobie żartuje… - wyszeptał Naruto, na co jego szef potrząsnął głową. Minę miał jak zwykle pokerową, z jego twarzy nigdy nic nie dało się wyczytać. Naruto od zawsze doprowadzało to do szaleństwa, nigdy nie potrafił rozgryźć tego faceta. Może faktycznie Uchiha Sasuke był robotem, a nie człowiekiem.
- Nie, Uzumaki. Pojedziesz ze mną do domu moich rodziców i będziesz udawał zakochanego we mnie. Gdy wrócimy w przeciągu miesiąca zrobię z ciebie redaktora. To chyba uczciwa wymiana, prawda? Zresztą, jeśli się nie zgodzisz to jutro możesz już nie przychodzić.

- Pierdolisz! – zawołał Kiba, na co Naruto syknął i rozejrzał się uważnie dookoła. Byli w niewielkim klubie, wyszli na drinka zaraz po pracy, a więc byli w lokalu niedaleko biura. Naruto panicznie się bał, że przez przypadek usłyszy ich ktoś ze współpracowników.
- Szszsz – sapnął, zaciskając palce na szklance whiskey. Kiba zasłonił sobie usta dłonią.
- Pierdolisz? – wymamrotał niewyraźnie, nachylając się ku niemu, a Naruto potrząsnął głową.
- Nie – odparł gorzko. – Albo się zgodzę, albo wylatuję z roboty. Kurwa, nienawidzę go!
Podniósł szklankę i wlał resztę zawartości sobie do gardła. Płyn zapiekł, ale było to przyjemne uczucie, miał ochotę zalać się w trupa. Nie wyobrażał sobie grania chłopaka swojego despotycznego szefa. Uchiha był… był jak bryła lodu, jak kawał blachy, jak mur nie do sforsowania. Naruto nawet nie potrafił sobie wyobrazić tego człowieka w jakimkolwiek związku z kimkolwiek. Kto by chciał być z takim draniem jak jego szef? Z kimś zupełnie bez uczuć? Nikt!
- Nie mam pojęcia, co robić – pożalił się Naruto, zaglądając do szklanki. -  Wypierdoli mnie, jeśli odmówię. Jeśli się zgodzę, to mnie zamęczy na tym wypadzie. Tydzień na wakacjach z szefem. Umrę tam. Umrę…
- Nie przeżywaj, przecież będziesz u jego rodziców – szepnął Kiba. – Nie będzie tobą pomiatał, gdy będzie patrzyła na to jego mamuśka. To dobry motyw na zemstę.
- Zemstę? – spytał Naruto zdziwiony. Inuzuka zaśmiał się.
- No jasne, że tak. Bądź najgorszym chłopakiem ever. Zachowuj się jak baba podczas tych dni. Będzie musiał cię znosić.
- To głupi pomysł – rzekł Naruto, kręcąc głową. Dopił resztę alkoholu, a potem zawiesił na zdziwionym Kibie ponure spojrzenie. – Przez tydzień będę miał zabawę, owszem, a po powrocie zamiast awansu dostanę wypowiedzenie. Z nim nie ma co pogrywać, bo przegram. Kurwa, naprawdę go nienawidzę.
Kiba zaśmiał się, klepiąc go po plecach. Naruto skrzywił się, uderzając czołem w blat stołu. Widział przyszłość tylko w czarnych barwach, bo plan szefa nie mógł się udać. Co Uchiha sobie myślał, tak bezczelnie oszukując swoją rodzinę i do tego wykorzystując wizerunek Naruto. Do tego teraz zmusił go do udawania swojego wieloletniego chłopaka! Niby Naruto znał szefa od dawna, ale jednocześnie nic o nim nie wiedział, tyle co z plotek i magazynów. Uchiha był bardziej niż skryty. I Naruto wątpił, by sam szef znał go w jakikolwiek sposób, bo nie kwapił się nigdy, by wiedzieć coś o swoich pracownikach. Pomiatał Naruto przez cały czas, nigdy nie dając mu szansy, by mógł się wykazać, mieć własne zdanie czy w ogóle coś o sobie powiedzieć. Uchihę to nie obchodziło, potrzebował popychadła do stania nad kserokopiarką i przynoszenia sobie kawy.
Popili sobie trochę z Kibą, nie za bardzo i nie za długo, bo przecież obaj następnego dnia pracowali. Potem wzięli taksówki i wrócili do domów. Naruto, gdy po prysznicu kładł się spać, myślał tylko o tym, że jego życie jest cholernie niesprawiedliwe. Zawsze był dobrym i uczciwym człowiekiem, a los odpłacał mu się w tak chujowy sposób.
Następnego dnia rano, kiedy znów bladym świtem zapierdzielał do roboty z kawcią dla przełożonego, w żołądku czuł wielki supeł. Nie chciał tam iść, nie chciał widzieć Uchihę na oczy, nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
Gdy dotarł do biura, wewnątrz wciąż było pusto, jednak wiedział, że w gabinecie zastanie szefa. I nie pomylił się, gdy dotarł na górę.
Uchiha był zimny jak zawsze i nawet słowem się nie odezwał na temat sytuacji z wczoraj. Pomiatał Naruto tak, jak zawsze, a sam Uzumaki wolał o nic nie pytać, by się dodatkowo nie narażać. Nie zdeklarował się ostatecznie, ale zdawało się, że dla szefa nie ma to znaczenia, rozkaz był rozkazem i Naruto miał go wykonać, nie ważne, czego dotyczył. Uchiha zawsze tak postępował.
Pracowali tak, jak co dzień.
Popołudniu, gdy Naruto wyciągał z szatni swój płaszcz, już ubrany pan Uchiha podszedł do niego.
- Jedziesz ze mną – rzekł, na co Naruto mało nie upuścił swojego płaszcza.
- S-słucham? – wyjąkał, spoglądając na szefa z niedowierzaniem.
- Musimy porozmawiać, wiesz o czym. Dlatego pojedziesz ze mną do mnie.
- A… ale…
- Nie ociągaj się, Uzumaki, nie mamy czasu. Chodź.
I to by było na tyle. Szef odwrócił się i odszedł, a Naruto, chcąc czy nie chcąc, musiał iść za nim. Na szali spoczywała jego kariera.
Szef miał ferrari. Czarne. Zazdrościli mu go wszyscy w biurze, każdy miał ochotę je chociaż zarysować, a tak, by ten tyran i dupek pożałował, jednak nikt nie miał odwagi, by to zrobić.
Wsiedli do auta bez słowa i szef zaraz ruszył. Naruto nie pierwszy raz jechał gdzieś z szefem jego samochodem, jednak do tej pory były to zawsze jakieś biznesowe spotkania na mieście. Pierwszy raz sprawa była natury… hm… prywatnej? Naruto nawet nie wiedział, jak ma to opisać, bo cała sytuacja wymykała się jego zrozumieniu. W dodatku nie miał na nic wpływu, musiał postępować tak, jak każe mu szef. Za wiele miał do stracenia.
Nie miał pojęcia, gdzie mieszkał Uchiha, ale nie zdziwił się, gdy dotarli do jednej z najdroższych dzielnic, ani potem, gdy zaparkowali w garażu pod jednym z najdroższych apartamentowców w mieście. Szef pasował do takiego mieszkania – dużego, luksusowego i drogiego.
Wysiedli również bez słowa. Szef nie był wylewnym człowiekiem, mało się odzywał, prawie wcale. Naruto, w normalnych sytuacjach, był raczej gadułą. Ciężko mu było oduczyć się tego na stanowisku zastępcy Uchihy, bo ten raczej nie tolerował gadulstwa. W ogóle, chyba nie tolerował ludzi.
Weszli do windy i Uchiha nacisnął jeden z górnych przycisków. Winda ruszyła.
Była to najgorsza minuta w życiu Naruto – być sam na sam z szefem w jednej, niezbyt dużej windzie. Myślał, że się udusi. Gdy drzwi w końcu się otworzyły poczuł się tak, jakby ktoś wypuścił go z klatki głodnego lwa.
Przeszli korytarzem w stronę drzwi, które Uchiha otworzył kartą. Znaleźli się w dużym apartamencie, urządzonym, a jakże, luksusowo i oszczędnie, tak, jak Naruto sobie to wyobrażał.
Uchiha zabrał od niego kurtkę i przeszli do nowoczesnej, chłodnej kuchni. Naruto usiadł na wysokim taborecie przy barze, oddzielającym kuchnię od jadalni. Wszystko wokół niego było urządzone w odcieniach czerni i szarości, z małymi dodatkami bieli. Było… przerażająco zimno, jak w laboratorium, a nie w domu. Pachniało płynem do podłogi i innymi środkami czystości.
- Napijesz się czegoś? – zapytał Uchiha, a Naruto przytaknął.
- Wódki – odparł, na co Uchiha pokręcił głową, ale wyglądało to tak, jakby nią pokiwał.
- Coś w tym jest – szepnął. Sięgnął do barku, z którego wyciągnął pełną butelkę brandy. – Mam tylko to, dla ewentualnych gości. Zazwyczaj nie pijam. Nie mam czasu.
Uchiha wyciągnął dwie szklanki i polał im oszczędnie, wręcz skąpo, jak na gust Naruto. Uzumaki jednym łykiem wychylił całość.
- Teraz możemy rozmawiać – sapnął na wydechu. Szef przyglądał mu się chwilę.
- Nie zamorduję cię – rzekł, siadając naprzeciw – więc nie zachowuj się tak, jakbyś szedł na rzeź.
- Bez urazy, ale tak właśnie się czuję. Pan jest szalony, jeśli mogę być szczery. I chyba nietrudno się domyślić, że nie znoszę pana całym sercem. Uważam, że to się nie uda, bo każdy o zdrowych zmysłach od razu się zorientuję, że ja pana nienawidzę. Sądzę, że ze wzajemnością.
Uchiha przyglądał mu się chwilę.
- Cóż, z całą pewnością nie jesteś człowiekiem, którego lubię – powiedział powoli szef – ale z drugiej strony jesteś jedyną osobą, która ma na tyle samozaparcia, by brnąć przed siebie pomimo mojej osoby, stojącej jej na drodze. Dlatego to się uda. Trzeba jedynie przekonać moją matkę, że jestem szczęśliwy, by odczepiła się ode mnie na następne kilka lat. Chcę, żeby dała mi spokój, rozumiesz?
- Nie rozumiem – odparł Naruto, patrząc w czarne, zimne oczy szefa. – Jak można tak okłamywać swoją rodzinę?
- Żeby dali mi spokój. Żebym nie musiał wysłuchiwać niepotrzebnych żali mojej matki. Jeśli myśli, że mieszkam tu, pracuję i mam kogoś, to jest spokojna, szczęśliwa i mnie nie dręczy. Chcę, żeby tak zostało. Po prostu zrób to, co mówię. Gdy ją poznasz przekonasz się, że nie mam wyjścia.
- To wykracza poza zakres moich obowiązków – powiedział Uzumaki, wyciągając szklankę w stronę Uchihy. Ten zmarszczył nos, ale nalał mu kolejną porcję. Swojej nawet nie tknął. – Nie muszę tego robić. Nie muszę pana znosić, nie muszę pozwalać, żeby pan mną pomiatał po godzinach. To pan czegoś ode mnie chce. Niech pan poprosi.
- Popro… CO?
Naruto uśmiechnął się półgębkiem i wypił kolejny łyk brandy. Alkohol go ośmielał, inaczej w życiu nie powiedziałby szefowi tego, co teraz cisnęło mu się na język.
- Niech pan poprosi – powtórzył uparcie. Podobała mu się żyła, która zaczęła pulsować na czole jego szefa. – Nie ma pan prawa rozkazywać mi w tej kwestii, więc niech mnie pan poprosi o pomoc.
Przez chwilę patrzyli na siebie, obaj nieugięci. Naruto, w końcu i nareszcie, świetnie się bawił w obecności tego drania. Pan Uchiha zacisnął zęby z całej siły, a potem nieznacznie rozluźniając szczękę, wycedził:
- Proszę.
Naruto prychnął wzgardliwie.
- Co to za prośba! Tak się nie prosi ludzi. Nikt niczego dla pana nie zrobi, jeśli tak będzie pan prosił.
- Przeginasz – warknął szef, a Naruto zaśmiał się wrednie.
- Muszę jakoś sobie odbić fakt, że spędzę z panem cały tydzień. Gdybym mógł, zalałbym się w trupa tak, żeby o tym nie pamiętać. Nie znoszę pana. No dalej, niech pan poprosi jak należy. Ma pan chyba jaja, prawda?
Uchiha nastroszył się ze złości, potem jednak, o dziwo, uspokoił się w jednej sekundzie i znów wyglądał na zimnego drania, którym przecież był. Odetchnął.
- Naruto, proszę, żebyś mi pomógł. Potrzebuję twojej pomocy.
Uzumaki uśmiechnął się lekko.
- Och, Sasuke, z przyjemnością ci pomogę – odparł słodko i ironicznie. Uchiha prychnął. – A teraz powiedz mi, po co mnie tu ściągnąłeś?
Szef zmrużył oczy.
- Nie pamiętam, żebyśmy przeszli na „ty” – prychnął, a Naruto wywrócił oczami.
- Doprawdy, twoja mama będzie przeszczęśliwa i z całą pewnością się nie zorientuje, że nie jestem twoim chłopakiem, kiedy będę nazywał się „szefem”.
- Nie jesteśmy u mnie w domu, Uzumaki.
- Muszę się przyzwyczaić.
Mierzyli się wzrokiem przez dłuższy czas i żaden nie miał zamiaru ustąpić. W końcu szef prychnął przez nos, podniósł swoją szklankę i wypił całą znajdującą się w niej brandy. Naruto przyglądał mu się z uniesionymi brwiami.
- Musimy coś o sobie wiedzieć – zaczął wyjaśniać szef, napełniając po raz kolejny swoją i Naruto szklankę. – Żeby to wyglądało, że jesteśmy sobie bliscy.
- No to życzmy sobie powodzenia – zakpił Naruto, unosząc szklankę.


dalsze rozdziały jeszcze nie istnieją, wznośmy modły, by powstały! zawaliłam, wiem, ale... no nie mogłam ostatnio. dalej czuję, że nie mogę, ale od kilku dni piszę... codziennie coś.

27 komentarzy:

  1. Koks znaleziony, wysokokaloryczmy... Super się zapowiada, lecz po dzisiejszym zakończeniu mangi lepiej by może poprawił humor kolejny odcinek "Między nami nic nie było", jakieś SasuNaruSasu na podstawie mangi... Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mrrraśnie! Wchodze sobie tutaj i BAM! I nowe opo no i fajnie!
    Czy to na podstawie "Narzeczony mimo woli"? Bardzo lubie ten film, a zakończenie jeszcze lepsze :3
    Pozdrawiam i życze duuuuużo weny! O tak ogromniaście okropnie dużo i ogólnie, żeby było naj :3
    Pozdrawiam Ciebie i twoje drugie pół :3 :)

    OdpowiedzUsuń
  3. notki cudowne :3
    super się zapowiada i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów *3*
    dużo dużo dużo WENY życzę
    mam nadzieję że na następną notkę nie każesz nam znów tak długo czekać >/3\<

    OdpowiedzUsuń
  4. narzeczony mimo woli <3
    cudowne, pisz pisz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze mówiąc, filmu nie cierpię, ale opowiadanie zapowiada się fajnie, więc chętnie przeczytam. Swoją drogą, ten początek bardzo mi poprawił humor po ostatnim rozdziale mangi, brrr.
    Wznoszę modły ;)
    vG.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny powrót! Cieszę się, że zaczęłaś pisać coś całkowicie innego, niesamowite :3
    Weeeenyyy
    I już lubię Twoją drugą połowę ;) niech jak najwięcej pogania do pisania :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wróciłaś <33333333333333 ej szczerze nawet jakby rok Cię nie było (odpukać) ja bym czekała z zapartym tchem na cokolwiek od Ciebie bo jesteś najelpsza a to opowiadanie jest genialne jak z resztą zawsze.Jak dla mnie możesz pisać sasunaru i na podstawie zmierzchu bo i tak wyszłoby Ci wspaniałe :D kocham wszystko co piszesz.
    Dziękuje Bogu za Twoją drugą połówkę niech natchnie Cię weną jak nikt inny i zaskocz nas częstszymi wpisami <3 nawet takimi co obecnie się dzieje w Twoim życiu :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie!! *-*
    Tak się ciesze, że piszesz! :3
    Rozdzial był świetny, duuuuuuuuzo weny! :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nareszcie!!! Tęskniłam *,* Co do rozdziału to jest świetny. Błagam napisz coś szybko. Dużo weny ;33

    Yahiko H.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak się cieszę, że jednak znalazłaś chęci na pisanie i wróciłaś z czymś nowym i świeżym!
    Rozdział genialny, dowcipny, taki z jajem. podobał mi się. Czekam na c.d i duuużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Yay~ borze sosnowy~! ale mnie to zaintrygowało~~ WENY CI ŻYCZĘ!

    OdpowiedzUsuń
  12. Bacchh xdd Coming back na sto pro (y) Świetny rozdział, oddaje wspaniale charaktery głównych postaci �� Pisz szybciutko �� ahhh, tęsknie troszkę za twoimi cudnymi opkami z narracją pierwszoosobową xD Ale nic. Miód dla oczu, i ochy i achy.
    Pozdrowionka
    Malina

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeju, tyle czasu czekałam! Nareszcie jesteś. Notka jest genialna, ogólnie pomysł na opowiadanie jest świętny( zresztą, tak jak zawsze). Czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  14. o Matko!! nareszcie! czekałam i czekałam i się doczekałam! pisz dalej jak będziesz mieć wenę :) jestem strasznie ciekawa co dalej :) /Kasai

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku ^.^ Wreszcie wróciłaś! Dziękuję za rozdział :3 Drabble również genialne xD Ten rozdział i prolog bardzo mi się spodobały, niby takie oczywiste wszystko, ale nie mogę się doczekać, aż znowu się tu pojawi kolejny rozdział tego opowiadania :'3 Bd zaglądał co jakiś czas z wytęsknieniem~~

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak się ciesze, że coś napisałaś! Fajny pomysł, podoba mi się, ale może napisała byś coś NaruSasu..? Tak tylko mówię. ;) <3 Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zapowiada się nieźle. Z niecierpliwością oczekuję kolejnych rozdziałów. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Rozdział super! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak się cieszę, że wróciłaś *^*! Mam nadzieję, że już na stałe <3 A co do rozdziału... Nic dodać nic ująć! Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Pisz więcej, więcej! Wróciła stara ayanami, wrócił TEN styl. Nawet w jeszcze lepszym wydaniu! Udało ci się ją złapać. Gratki. Żeby już z tobą została c:

    OdpowiedzUsuń
  21. ZAJEBISTE! !!!! ♥♡ uzależnia się od twoich opowiadań ! Weny Weny Weny! !!!!!!! / arnuka

    OdpowiedzUsuń
  22. Witam,
    z Sasuke to naprawdę dupek, i już wiadomo po co mu było to zdjęcie Naruto, chodził z Sasuke nic o tym nie wiedząc, cóż pamiętając słowa Uchihy jak się nie zgodzi to nie ma po co przychodzić następnego dnia do pracy, więc jego przyjście uznał za zgodę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  23. Fajnie jest! Podoba mi się twoje wcielenie tej fabuły :D I jestem bardzo pozytywnie nastawiona :D Naruto wykorzystujący sytuację jest taki "Ach" :D Ja chcę zobaczyć jak to się rozwinie i już się cieszę na samą myśl o tym :D
    A Sasu jak zawsze czarujący w roli dupka *.*

    OdpowiedzUsuń
  24. Boże jak ja Kocham Twoje opowiadania! Wiem dawno nie komentowałam przepraszam ;-; praktycznie cały czas nie moge opanować smiechu! Jesteś genialna!

    OdpowiedzUsuń
  25. " - A zapukać to nie łaska, Uzumaki? – warknął szef, a Naruto zazgrzytał zębami.
    - Mam zajęte ręce! – odparł obrażony, rzucając podło na podłogę. Jęknął. – Przecież nie pozwolił mi pan pukać nogą!" ------------> MIIIIISTRZ ♥

    Chyba zakochałam się w tym opowiadaniu. Chyba nawet na pewno. Boże, serio tęskniłam za Twoim poczuciem humoru, jejuuuuuuuuu!!!! :3 I z Shanem tęsknię, no ale to nie żadna nowość :D I - TAK! - miałam rację, jednak zdjęcie powędrowało do mamuśki :p aż mi smutno, że ostatni rozdział mi został.....

    OdpowiedzUsuń