czwartek, 28 grudnia 2023

Rozdział 15

 Hej, zapraszam na nowy rozdział Świątecznego!

*

            - Nie rozumiem, dlaczego tak nagle musisz jechać.

            Sasuke westchnął. Mama siedziała mu nad głową od samego rana, odkąd dowiedziała się, że kupił bilet na wieczorny pociąg. Nie miał zamiaru jej tłumaczyć dlaczego podjął taką decyzję. To były jego prywatne sprawy i nic nikomu do tego. Nawet mamie.

- Już ci mówiłem, znajomy robi imprezę sylwestrową i mnie zaprosił – skłamał gładko. – Siedzę tu już długo, mam swoje życie w mieście, mamo.

Mikoto nadąsała się lekko. Siedziała na łóżku w pokoju Sasuke i przyglądała się, jak pakuje swoje rzeczy. Ojciec miał go odwieźć na pociąg za niecałą godzinę.

- Ale dlaczego tak nagle? – kontynuowała temat. – Miałeś jechać dopiero za kilka dni…

- Jest dwudziesty siódmy, zaraz i tak bym wyjechał. Byłem przecież cały grudzień, mamo…

Złożył ostatnią parę spodni, wepchnął ją w walizkę i zasunął zamek. Potem podszedł do mamy i przykucnął przed nią. Wziął rodzicielkę za dłonie i spojrzał jej w oczy.

- Obiecuję, że będę częściej i na dłużej przyjeżdżał – powiedział uroczyście. Gdy spojrzała na niego z powątpiewaniem, uśmiechnął się. – Serio, obiecuję. Będę przyjeżdżał. I będę zostawał na dłużej niż zawsze. Będę brał urlop specjalnie, żeby przyjechać.

- No dobrze, dobrze – westchnęła w końcu mama. – Wierzę ci. Pamiętaj, że my tu za tobą tęsknimy, kiedy ty robisz tę swoją karierę i o nas zapominasz…

Sasuke wywrócił oczami. Mama powtarzała mu to samo za każdym razem, kiedy wyjeżdżał. Wiedział, że za nim tęskni, ale nic nie mógł poradzić na to, że takie życie dla siebie wybrał. Chciał tego. Chciał uwolnić się od tego miasteczka i tych ludzi. Podobało mu się robienie kariery, chciał być kimś ważnym, kimś znaczącym. Teraz nie miał pracy, ale to była tylko kwestia czasu. Gdy wróci do miasta, zaraz znajdzie sobie coś nowego, zacznie w nowej firmie, w której nie da się już zrobić w konia. Będzie grał tymi samymi kartami, co oni wszyscy i piął się na szczyt choćby i po trupach. W poprzedniej firmie zgubiła go zbytnia pewność siebie, ale teraz już był mądrzejszy. Dwa razy nie popełni tego samego błędu.

Poza tym w stolicy miał mieszkanie. Drogie, nowoczesne, blisko centrum. Zarobił na nie ciężką pracą, więc nie mógł go ot tak sprzedać. Miał tam też kilku przyjaciół do łóżka, nie cierpiał na samotność. Miał ulubioną siłownię, ulubioną kawiarnię, ulubiony klub, w którym imprezował co sobotę. Nie chciał niczego w swoim życiu zmieniać.

- Nie zapominam o was. Nie mów takich rzeczy.

Mama ściągnęła usta, ale widząc, że Sasuke zdania nie zmieni, westchnęła z rezygnacją. Wstała, więc i on podniósł się na nogi.

-  No dobrze – powiedziała, godząc się z tym, że jednak wyjeżdża o te kilka dni wcześniej. Ruszyła w stronę drzwi. – Spakuję ci jakieś jedzenie, żebyś sobie wziął.

- Tylko niedużo! – zawołał za matką.

Mikoto wyszła z jego pokoju, a on jeszcze raz się po nim rozejrzał, sprawdzając, czy wszystko zabrał. Wcześniej spakował kilka zdjęć oraz dwie dziergane laleczki od pani Kushiny. Chciał zabrać je ze sobą na pamiątkę, żeby coś przypominało mu Naruto. Teraz zrozumiał, że nie mógł się całkowicie odciąć od swojej przeszłości, nie mógł całkowicie zapomnieć. Naruto był najważniejszą osobą w jego życiu.

Naruto… Od samego rana Sasuke nie mógł przestać myśleć o blondynie. Nie mógł żałować tego, co się stało w nocy, bo przecież chodziło o Naruto, ale… miał wrażenie, że zrobił krok wstecz. Przez jeden krótki moment, kiedy leżeli z Naruto na kanapie w remizie, kiedy nic nie mówili i tylko się przytulali, Sasuke wyobraził sobie, jakby to było, gdyby wrócił do Naruto. Gdyby został w Konosze, zamieszkał z blondynem i miał go na co dzień. Wyobraził sobie siebie pracującego w ratuszu, tak jak zawsze mu to proponował pan Minato. Robiącego zakupy w miejscowym supermarkecie, chodzącego na spotkania ze znajomymi w barze Akimichich, spędzającego weekendy u rodziców lub Itachiego. Wyobraził sobie spokojne popołudnia w ich wspólnym domu, siebie i Naruto śpiących w jednym łóżku, jedzących razem śniadanie, wybierających nowe meble do salonu, odśnieżających podjazd…

Mógłby tak żyć. To byłoby takie łatwe… zostać. Nic już więcej nie robić, tylko zostać. Potem jednak przypomniał sobie, dlaczego wyjechał. Jak bardzo nie chciał takiego zwyczajnego życia chłopaka z małego miasteczka. Chciał od życia czegoś więcej… tylko czymże było to coś więcej?

Miał wrażenie, że jeszcze tego nie odkrył.

Potrząsnął głową, żeby pozbyć się z niej głupich myśli. Musiał wyjechać. Nie chciał, żeby Naruto go przekonał do pozostania w Konosze, a był więcej niż pewien, że to nastąpi. Wtedy też tak było. Kiedy kończyli szkołę i planowali przyszłość, Naruto dosłownie wychodził z siebie, żeby go przekonać do pozostania w miasteczku. Kiedy Sasuke mówił, że wyjedzie i nie wróci, Naruto złościł się i zarzucał mu samolubność, ale kiedy Uchiha proponował mu wspólne życie daleko od domu, Uzumaki nie chciał o tym słyszeć. Uważał, że plan na życie Sasuke jest bez sensu. A on nie widział sensu w planie Naruto. Konoha była nudna, mieszkańcy wścibscy, nie było tu nic do roboty, nic ciekawego, nic tu się nie działo. Nie było tu żadnych perspektyw, mógł co najwyżej zostać urzędnikiem, albo jak ojciec, policjantem. To były marzenia Naruto, nie jego.

Pragnął Naruto. Nawet go kochał, od zawsze i wyglądało na to, że na zawsze. Problem jednak był taki, że nie chciał dla siebie takiej przyszłości. Gdyby został, unieszczęśliwiłby najpierw siebie, potem Naruto. Na początku by tego nie odczuł, przez rok, dwa… a może nawet trzy byłby szczęśliwy, tak jak szczęśliwy był w związku z Naruto, kiedy obaj byli w szkole. Potem jednak zacząłby żałować. Nudziłaby go praca tutaj, wkurzaliby go sąsiedzi, złościli wtrącający się w ich życie rodzice. Nie tego chciał.

W nocy pożegnali się z Naruto bardzo czule. Nie rozmawiali ani o przeszłości ani o przyszłości. Całowali się jakby jutro miało nie nadejść, jakby była tylko ta obecna chwila. Sasuke czuł się trochę, jakby kradł ten czas, jakby to wszystko działo się nie w rzeczywistości, a w jakimś innym wymiarze. Jakby byli tylko oni dwaj na całym świecie, nikt więcej. Niczego sobie nie obiecywali, nie zapewniali się w żaden sposób, udawali, jakby miały być kolejne i kolejne wspólne dni. Naruto o nic nie pytał, nawet gdy się rozstawali, było tak, jakby się mieli zaraz powrotem spotkać.

Może Naruto tak myślał. Może był pewien, że ta noc coś zmieni. Sasuke teraz czuł się jak tchórz, bo uciekał czym prędzej, żeby tylko nie dać Uzumakiemu szansy na zatrzymanie go.  Bał się, że mu ulegnie i zrobi to, o co go blondyn poprosi. Zrobiłby to, a potem przez lata żałował tej decyzji. Zepsułby życie sobie i co najważniejsze, zepsułby życie Naruto.

Zaprzestał tych głupich myśli, złapał swoją walizkę i wyszedł z pokoju.

Mama w kuchni pakowała mu do słoika smakołyki, jakie zostały ze świąt. Oczywiście miała gdzieś to, że poprosił o niedużą ilość. Cieszył się jednak, że coś mu zapakuje, bo jego lodówka w mieszkaniu świeciła pustkami, więc nie miał zamiaru wybrzydzać, a po nocy spędzonej w pociągu na pewno nie zechce mu się iść na zakupy.

Czas pożegnania nadszedł szybko. Wyściskał mamę, ubrał się w swój płaszcz, założył buty. Ojciec wziął jego walizkę i zapakował ją do bagażnika swojego prywatnego samochodu.

W czasie drogi na dworzec ojciec opowiadał mu śmieszne historyjki z komendy. Było już dość ciemno, Naruto nie odezwał się do Sasuke od samego rana. Uchiha też się nie odzywał, nie miał pojęcia, co mógłby mu napisać czy powiedzieć. Ubiegła noc była wspaniała, Sasuke nigdy jej nie zapomni. On i Naruto dalej pasowali do siebie jak dwa elementy tej samej układanki.

Miał świadomość, że znów rani Naruto. Nie chciał tego, ale nie było innego wyjścia.

Ojciec odprowadziło na pociąg. Pożegnali się na peronie, Sasuke zarzucił na ramię swoją torbę, złapał walizkę za rączkę i wsiadło swojego wagonu. Odnalazł swoje miejsce w pustym, sześcioosobowym przedziale. Walizkę położył na półce bagażowej, zdjął z siebie płaszcz i siadając na swoim miejscu, przykrył się nim. Czekało go kilka godzin podróży, miał nadzieję się zdrzemnąć.

Gdy wiele godzin później wysiadał z pociągu, już nie otaczały go piękne pokryte śniegiem drzewa, pola i góry, a wysokie budynki i błoto. Był środek nocy, więc aby dostać się do mieszkania, zamówił sobie Ubera. Potem, już u siebie w ciepłym domu, rozebrał się i poszedł wprost pod prysznic, a spod niego do łóżka. Miał zamiar spać jak najdłużej.

Następnego dnia obudził się około dwunastej. Napisał sms-a do mamy, że wszystko jest w porządku. Sms-a od Naruto, z pytaniem czy się spotkają, zignorował. Wiedział, że zachował się okropnie i nie miał zamiaru się z tego tłumaczyć ani przepraszać. Tamta noc się wydarzyła, Sasuke nie mógł już czasu cofnąć, ale cóż, mleko się rozlało. Nie żałował, nie mógłby.

Ale to było za mało.

Przerwę międzyświąteczną spędził na przeglądaniu ogłoszeń. Towarzyszyła mu przy tym szklanka whisky i głośna muzyka. W domu rodziców przez ostatni miesiąc było tyle zamieszkania, dzieci Itachiego, zapachów, dźwięków i tego wszystkiego, że spokój jego mieszkania był niczym błogosławieństwo. Nie miał w nim nawet choinki, ale nie przejmował się tym. Naoglądał się choinek w Konosze.

Jedzenie od mamy okazało się błogosławieństwem, bo sam miał siłę zamówić tylko pizzę. Nie chciało mu się iść na zakupy.

Po głowie krążyły mu różne myśli, w większości związane z Naruto. Odpychał je od siebie, skupiał się na szukaniu nowej pracy i rozsyłaniu CV. Nie miał czasu na miłość czy inne głupoty. Miał duże oszczędności, ale wiedział, że one nie wystarczą mu na zawsze. Miał na głowie kredyt i liczne wydatki, znalezienie pracy stało się więc priorytetem. Nic innego nie powinno go rozpraszać.

Mamie powiedział, że został zaproszony na imprezę sylwestrową, ale to oczywiście było kłamstwo, nawet nigdzie się nie wybierał. Poszedł jedynie do sklepu, aby uzupełnić zapas alkoholu i kupić też coś do jedzenia, bo słoiki od mamy powoli się kończyły.

Wieczór sylwestrowy zamierzał spędzić z serialem i butelką. Zastanawiał sie nawet przez chwilę, czy nie iść na jakąś imprezę, na której mógłby poznać kogoś, kto chociaż trochę zatarłby wspomnienie ust Naruto, jednak ostatecznie się rozmyślił. Nie miał ochoty na głośna muzykę, światła i kolejną, jednonocną przygodę. Wziął ciepłą kąpiel, ubrał się w wygodne dresy, nalał sobie drinka, włączył serial i postanowił delektować się tym wieczorem.

Jego delektowanie się nie trwało jednak długo. Zaledwie upił łyk whisky, zaledwie pierwszy odcinek serialu się rozpoczął, do jego uszu dotarł dźwięk domofonu. Zdziwiony, wstał z kanapy, odstawił szklankę na stolik i wyjrzał na korytarz, wlepiając spojrzenie w zamknięte drzwi. Dźwięk był taki, jakby ktoś na dole otworzył sobie drzwi, ale to nie było możliwe. Numer do domofonu znali tylko jego bliscy, bo czasem rodzina go odwiedzała. Nie podawał go żadnemu ze swoich kochanków, nie chciał, żeby ktoś przychodził niezapowiedziany.

Pierwszą jego myślą było, że może któryś z sąsiadów pomylił się i jakimś cudem trafił ja jego numer, ale to raczej nie było możliwe. Nie zdążył się nawet dobrze nad tym zastanowić, bo ku jego zdumieniu, rozległ się dzwonek do drzwi.

To zdziwiło go jeszcze bardziej. Druga myśl była taka, że może to ktoś z rodziny, ale tę myśl również odrzucił. Nie było możliwości, żeby brat albo rodzice przyjechali dziś do niego. Z tego co wiedział, nikt z nich nie planował wypadu do stolicy na Nowy Rok. Rodzina by go uprzedziła, no bo w końcu miał iść na imprezę, miało go nie być w domu.

Gdy po mieszkaniu rozbrzmiał kolejny dźwięk dzwonka, Sasuke ocknął się ze zdumienia i czym prędzej podszedł do drzwi. Otworzył je rozmachem, spoglądając na niespodziewanego gościa.

Nie poczuł zdziwienia, ani złości, ani radości. Właściwie nie poczuł nic, kiedy przed drzwiami swojego mieszkania zobaczył Naruto. Uzumaki był ubrany w okropną, sportową, pomarańczową kurtkę, szary szalik i szarą czapkę. Przez ramię miał przerzucony plecak, a w dłoni butelkę wina.

- Cześć – powiedział Naruto po prostu.

Sasuke odruchowo chwiał zatrzasnąć drzwi, ale Uzumaki zapał za nie wolną ręką i powstrzymał go.

- Po co przyjechałeś?! – warknął na niego Sasuke. Naruto zrobił zawziętą minę, siłując się z nim, żeby Sasuke nie zatrzasnął mu drzwi przed nosem.

- Bo ty jak zawsze uciekłeś! To wziąłem sprawy w swoje ręce! Wpuść mnie! – zażądał Uzumaki. Sasuke warknął, ale cofnął się o krok, nie chcąc robić sceny na korytarzu, bo obawiał się, że zaraz sąsiedzi będą wyglądać ze swoich drzwi, aby sprawdzić, co się u niego dzieje.

Naruto wszedł do jego mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Wepchnął mu w ręce butelkę wina, patrząc na Uchihę z wyzwaniem w oczach, jakby samym wzrokiem chciał powiedzieć, że nie da się wywalić. Sasuke splótł ręce na torsie, oddając to spojrzenie. Naruto ściągnął z głowy czapkę, a z szyi szalik.

- Po co przyjechałeś? – Sasuke powtórzył stanowczo swoje pytanie. Naruto spojrzał na niego z ogniem w niebieskich oczach. Wyglądał, jakby nie miał zamiaru się poddać i to Sasuke najbardziej niepokoiło. Już czuł nadchodząca awanturę.

- Do ciebie! – oświadczył zapalczywie blondyn. Sasuke parsknął.

- I co, strzelisz mi teraz swoją słynną przemowę, która będzie miała mnie niby nawrócić? – zakpił. Uzumaki miał tendencję do pouczania innych, ale Sasuke nie chciał tego słuchać. Miał dość wysłuchiwania, jaki to jest zły i okropny, bo wyjechał i porzucił Uzumakiego. Jedenaście lat temu nasłuchał się tego wystarczająco dużo. Wszyscy mieli do niego pretensję, że wybrał dla siebie inną przyszłość niż ta, jaką im zaplanował Naruto.

- Nie – odpowiedział uśmiechnięty blondyn. – Spędzę z tobą sylwestra!

Sasuke chwilę przyglądał się temu głupkowi, a potem zaczął się śmiać, bo oświadczenie Naruto było tak proste i bezsensowne, że został tylko śmiech. Całe napięcie z niego uszło, bo szczerze, nastawił się na awanturę i ponowne wałkowanie powodów, dla których się kiedyś rozstali.

- A kto powiedział, że ja chcę spędzić z tobą sylwestra? – zaśmiał się Sasuke. – Ja idę na imprezę.

- W takim stroju? – zapytał powątpiewająco Naruto, ręką wskazując dres Sasuke. – No chyba nie?

- A co jest złego w tym stroju? Sam cały czas tak chodzisz!

- Ale to ja – odpowiedział Uzumaki, przybliżając się do Sasuke. – Mi wolno…

- Niby czemu?! – oburzył się Sasuke, gdy Naruto złapał go za przód koszulki i przyciągnął do siebie.

- Bo tak – odparł cicho Naruto i pocałował go.

Sasuke uśmiechnął się mimo zajętych ust. Naruto był jedyną na świecie osobą, która nieustannie go zaskakiwała. Zawsze, kiedy już myślał, że zna młotka na wylot, ten robił cos nieoczekiwanego i burzył tę pewność.

Oderwali się od siebie po nieprzyzwoicie długiej chwili. Sasuke miał problemy ze złapaniem oddechu, ale nie przeszkadzało m to. Uzumaki za to miał minę szczęśliwego głupka.

- Zdejmij tę kurtkę, bo się spocisz – powiedział do niego Sasuke. Uzumaki czym prędzej zrzucił z siebie wierzchnie okrycie i ściągnął buty. Uchiha, widząc, jak wszystko ląduje na podłodze, tylko wywrócił oczami. Nie dane mu było jednak się odezwać, bo Naruto zaraz znów się do niego przykleił swoimi ustami i na oślep zaczął go popychać w głąb mieszkania.

Do sypialni dotarli cały czas się całując i ściągając z siebie ubrania. Sasuke wszystkie swoje pytania i wątpliwości odłożył na następny dzień. Nie przegapił fajerwerk – miał ich dostatecznie dużo przez całą noc. W łóżku.


4 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wszystkiego dobrego w Nowym Roku, niech ten rok będzie pomyślny, dużo zdrowia, radości, niech wszystkie plany się spełnią... no i weny życzę oraz pomysłów...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęśliwego Nowego Roku!

    Może Sasuke jednak stwierdzi, że życie w mieście źle mu robiło... Masakra, że wymyśliłaś im takie dylematy. Życie w mieście w ciągłym biegu Vs przyjazne życie w miasteczku bez tajemnic.

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie jak nad tym myślę, to ani Sasu nie musi rezygnować z życia w mieście, ani Naru z życia w miasteczku. Sasuke i tak szuka nowej pracy a istnieje przecież praca hybrydowa - może dwa tygodnie pracy w biurze i jeden tydzień pracy zdalnej pozwoliłyby Sasuke na powrót do Naruto. Nie musiałby wtedy rezygnować całkowicie ze swojego życia i kariery a jednocześnie byłby w stanie kontynuować związek z Naruto.
    Błagam, niech żaden z nich nie rezygnuje ze swoich planów bo to było by okropne :<<<

    Boże kocham to opowiadanie. Bardzo dobrze oddany rodzinny klimat świąt. Przepraszam za porównanie, ale troszkę czuję się jakbym czytała "Klane Dirty laundry". Z jednej strony szczęśliwe chwile z rodziną, a z drugiej uczucia, które albo wszystko zepsują albo wszystko naprawią.

    Niesamowicie uwielbiam taką mieszankę emocji, a z drugiej strony niesamowicie mnie to dobija xD A w Twoich opowiadaniach niesamowicie dobrze opisujesz emocje i rozterki z jakimi muszą się mierzyć bohaterowie.

    Totalnie kocham to opowiadanie i czekam niecierpliwie na kontynuację!
    Pozdrawiam
    Niki

    OdpowiedzUsuń