Nigdy
nie lubiłem targów niewolników. Hałas, wrzaski, krzyki, smród, jęki,
jeszcze więcej krzyków. Więc co mnie podkusiło, by się tu pojawić?
Strata jednego z moich niewolników, szczególnego niewolnika, który
umilał mi noce. Nigdy w życiu nie przyznałbym się, że czuję się winny
jego śmierci. Gdybym wiedział, że ma w planach samobójstwo,
powstrzymałbym go. Ale nie wiedziałem. Byłem dla niego dobrym panem. W
moim pałacu żyło mu się lepiej niż innym niewolnikom. Otaczałem go
szczególną opieką i troską, a w zamian wymagałem tylko jednego – by
odwiedzał moją komnatę nocami. Wydawało mi się, że jemu ten układ
odpowiadał. Że mu się to podobało, że nawet tego chciał. A jednak
pomyliłem się, gdy pewnego dnia znalazłem go w jego pokoju, powieszonego
na krokwi. Mówiąc szczerze, załamałem się. Czułem do niego… sam nie
wiem co, raczej nie miłość, ale był mi bliski.
Żyłem
w celibacie, niemal jak pustelnik we własnym pałacu, nieco ponad cztery
miesiące. Trochę się rozpiłem, przez co byłem nieznośny dla mojej
służby. I bez tego bali się mnie jak ognia, dlatego teraz, po tych
czterech miesiącach, traktowali mnie już jak wcielenia zła, do którego
zmuszeni są się modlić. Irytowało mnie ich zachowanie. Najchętniej
kazałbym ich wszystkich ściąć, ale wtedy musiałbym przynajmniej umieć
gotować. Jednak nie umiałem. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy
nie ściąć wszystkich prócz kucharza, ale zaraz okazało się, że w mojej
posiadłości jest wielu ludzi pełniących funkcje, bez których nie
umiałbym się obejść. Na przykład, nigdy wżyciu niedbałym rady posprzątać
całego pałacu, skoro ponad dwudziestka niewolnic wykonuje to zadanie i
zajmuje im to coś koło czterech dni.
W
końcu odpuściłem służbie. Pozbierałem się i podjąłem plan – znaleźć
sobie zabawkę, na której mógłbym wyładować swoją złość, frustrację, żal i
wzbierającą we mnie gorycz. Zwykłą zabawkę do łóżka.
I
tak trafiłem na targ niewolników. Teraz obecnie oglądałem, jak stojący
na podium mężczyzna zachwala jedną z niewolnic, którą miał nadzieję
sprzedać. Handlarz obracał związaną dziewczynę, pokazywał gapiom jej
piersi i nogi, by narobić widowni smaku zanim zacznie licytację. Moja
straż przyboczna śliniła się widząc tę panienkę i nawet przez chwilę
zastanowiłem się, czy nie być dobrym panem i nie kupić im tej małej, ale
szybko się rozmyśliłem. I tak wystarczyło, że zaczepiali sprzątaczki w
moim pałacu.
Wywróciłem
oczyma i oparłem się o kamienny murek,otaczający fontannę znajdującą
się na placu, na którym odbywała się licytacja. Powiodłem wzrokiem po
klatkach z niewolnikami, stojących opodal, w których siedziały skulone
różne postaci i w tym momencie dostrzegłem wśród tej szarej masy złoty
błysk.
Nie
wiedziałem za bardzo, co to było. Coś jakby złota smuga, która zaraz
została przykryta przez szary i brudny płaszcz, narzucony na ramiona
jakiegoś niewolnika z workiem na głowie. Zmarszczyłem brwi i
obserwowałem, jak dwóch mężczyzn prowadzi go w stronę podium. Chyba
mieli być następni w kolejce do zaprezentowania swojego „towaru”.
Ponownie zerknąłem na podium. Dziewczyna stała nieruchomo, patrząc w
ziemię, udając, że licytacja,która właśnie się rozpoczęła, jej nie
dotyczy. Czekałem na koniec i następną licytację. Nie szukałem kobiety.
Licytacja
trwała długo, ale w końcu się skończyła.Handlarz wytargował dobrą cenę i
zszedł z podium, by dobić targu z nowym właścicielem niewolnicy, a
tymczasem na podium weszło dwóch mężczyzn, prowadzących istotkę z
workiem na głowie. Obaj nie wyglądali na typowych handlarzy, a raczej na
wojowników. Wyższy z nich był wielki jak góra, a jego twarz „zdobiła”
paskudna blizna. Drugi zaś, nieco niższy, miał bardzo szerokie bary i
skórzany bicz przytroczony do pasa. Stojąca między nimi istotka przez
wielkie rozmiary dwóch mężczyzn wydawała się jeszcze drobniejsza.
Zauważyłem, że cała dygotała i w dodatku lekko się chwiała. Nie mogłem
się doczekać, kiedy w końcu odsłonią jej twarz.
-Szanowni
zebrani! – zagrzmiał wyższy mężczyzna, ten z blizną na twarzy. – Ja i
moi towarzysze przemierzyliśmy dla was góry i doliny! Przeczesaliśmy
lasy i zarośla! Zbadaliśmy rzeki i jeziora, by w końcu, po wielu latach
poszukiwań przywieźć wam… to!
Zamaszystym ruchem zerwał worek z głowy niewolnika, a cała zebrana wokół podium gawiedź sapnęła zdumiona, ze mną włącznie.
Pomiędzy
dwoma wojownikami stało coś, co z całą pewnością nie było człowiekiem.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to to, że owa istota miała złote,
lisie uszy. W następnej kolejności zarejestrowałem, że oczy tego czegoś
miały kolor nieba w gorące, upalne lato, a w jeszcze następnej, że na
delikatnej, dziewczęcej twarzyczce miało lisie wąsy. Jednak już w
następnej chwili drugi mężczyzna ściągnął z tego czegoś płaszcz, a
gawiedź ponownie sapnęła zdumiona, ponieważ istota ta miała… ogon!
Puszysta, złota kita wyrastająca z niego drgała nerwowo, kiedy istotka
rozglądała się spanikowanymi, niebieskimi oczkami po całym otoczeniu,
mrużąc je pod wpływem jasnego światła.
Obrzuciłem
to coś spojrzeniem, uważnie przyglądając się jego sylwetce. Istotka
miała na ustach knebel, a ręce związane za plecami. Stała boso, ubrana
jedynie w jasną przepaskę zawiązaną wokół bioder. Skóra zwierzątka była
bardzo opalona, co mile kontrastowało ze złotym futerkiem na jej głowie i
ogonie. Prześledziłem wzrokiem kontury całej jej postaci i z
zadowoleniem stwierdziłem, że choć były delikatne, to nie były
dziewczęce. Ta drobna, przerażona, dygocząca istotka, która niemal
całkowicie obnażona stała przed tłumem ludzi, była chłopcem. Zacząłem
się poważnie zastanawiać, czy nie kupić sobie zwierzątka?
-Prawdziwy,
żywy, leśny demon! – zagrzmiał facet z blizną, a złoty lisek zadygotał i
odskoczył od niego, jednak ten drugi zaraz złapał go za kark. Potworek
uspokoił się, a po jego policzkach spłynęły łzy. Rozejrzał się.
Przestąpił z nogi na nogę. Zajęczał i znów łzy popłynęły po jego
policzkach. Chyba nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. W moim żołądku
coś się przewróciło. – Silniejszy od człowieka! Wytrzymalszy od
człowieka! A jednocześnie posłuszny jak wierny szczeniak! Będzie
pracował, pilnował domu niczym najlepszy pies, ale potrafi także umilić
każdą noc równie dobrze, co rasowa dziwka!
Tłum
wybuchnął rubasznym śmiechem, a istotka zadygotała i skuliła się ze
strachu, wytrzeszczając wielkie, załzawione oczka.Przypatrywałem się,
jak brudnymi paluszkami jednej ze stópek pociera o kostkę drugiej.
Przełknąłem ślinę, a moje ciało przeszył prąd. Poczułem, jak wszystkie
włoski na ciele unoszą mi się, naelektryzowane. Zapragnąłem go. On
musiał być mój. Mój i tylko mój.
-W
ramach demonstracji możliwości potwora zapraszam na małą prezentację! –
zawołał mężczyzna z blizną,po czym złapał za związane ręce demona i
siłą ściągnął go z podium, choć zwierzątko stawiało zacięty opór,
wyrywając się i jęcząc mimo knebla. Mężczyzna zaciągnął go pod
znajdujący się na placu pręgierz, po czym go do niego przywiązał.
Zwierzątko łkało, płakało, wyginało się jakby chciało zerwać więzy,ale
było bezsilne.
-Piętnaście – facet z blizną poinformował swojego wspólnika, który już szykował bicz.
Chwilę
później patrzyłem, jak ta mała, drżąca ze strachu istotka otrzymuje
piętnaście batów. Bicz rozcinał jej delikatną skórkę, a opalone plecy
zalewała krew. Patrzyłem prosto w oczy zwierzątka i widziałem w nich
ból, upokorzenie, wściekłość i jeszcze więcej bólu. Przy szóstym bacie
drżące nóżki się pod nim ugięły, a on padł na kolana. Podkulił pod
siebie ogonek,ząbki nacisnął na tkwiącym w jego ustach kneblu, dłonie
zwinął w piąstki,zacisnął powieki. Wyglądał, jakby modlił się o koniec.
Ogarnęła
mnie wściekłość. Byłem zły na handlarza, że kaleczy to piękne ciało,
które chciałem mieć. Każda rana obniżała jego wartość,czyniła go mniej
atrakcyjnym. A piętnaście podłużnych rozcięć na jego plecach czyniło go
prawie bezwartościowym. Do czego dążył mężczyzna z blizną?
Kiedy
baty się skończyły w pierwszej chwili pomyślałem,że demon zemdlał z
bólu, ale był bardziej wytrzymały, niż mi się zdawało. Już chciałem
odejść, rozczarowany i wściekły, kiedy do demona podskoczyła jakaś
niewolnica z wiadrem wody i oblała go nim. Potworek wzdrygnął się i
wyprężył, a tłum gapiów westchnął z zachwytem. Przyjrzałem się uważniej
jego umytym plecom i zorientowałem się, że nie ma na nich już żadnej
rany, tylko podłużne, różowe,wygojone blizny, które blakły z każdą
chwilą.
-Goi
się! – zagrzmiał facet z blizną, gdy ten drugi odwiązywał demona od
pręgierza i słaniającego się na nogach prowadził z powrotem na podium. –
Do końca licytacji jego blizny już zupełnie znikną, a plecy będą
gładkie! Pora zacząć licytację! Cena wywoławcza to dziesięć tysięcy
sztuk złota! Kto da więcej?!
-Piętnaście
tysięcy! – padło gdzieś na lewo ode mnie. Patrzyłem cały czas na
dygoczącego, związanego potworka, którego podtrzymywał facet z biczem.
Jego niebieskie oczy były szklane, a po bladych jak ściana policzkach
spływały perłowe łzy. Trząsł się jak chory na febrę, z bólu, ze strachu i
z zimna. Woda spływała po jego złotych kosmykach, kapiąc na drewnianą
podłogę podium. Różowe usteczka były lekko zbroczone krwią, chyba się w
nie ugryzł, ale ranka już zniknęła. To wszystko sprawiało, że wydawał
się jeszcze bardziej atrakcyjny, wręcz pociągający. Bezbronny i
wystraszony, zdany na łaskę silniejszych od siebie. I te oczy. Ich
błękit był nienormalny, piękniejszy od najpiękniejszego nieba w
najbardziej słoneczny dzień. Malujący się w nich ból wywoływał u mnie
dreszcze podniecenia.
-Piętnaście po raz pierwszy…!
-Dwadzieścia tysięcy! –wrzasnął ktoś z mojej prawej.
I
tak toczyła się licytacja. Brało w niej kilka osób, które powoli się
wyłamywały, aż w końcu walka o potworka rozgrywała się między dwoma
baronami. Stawka wynosiła już czterysta siedemdziesiąt tysięcy sztuk
złota– wystarczająco dużo, by wykupić całe to miasteczko wraz ze
wszystkimi jego mieszkańcami.
-Pięćset tysięcy sztuk złota! – przebił stawkę jeden z baronów. Drugi wyraźnie zmarkotniał.
-Pięćset po raz pierwszy! – zagrzmiał mężczyzna z blizną. – Pięćset po raz drugi…!
-Pięćset
pięćdziesiąt tysięcy!– zawołałem, odzywając się po raz pierwszy. Oczy
wszystkich skierowały się na mnie, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
Wątpiłem, by ktoś ośmielił się podbić moją cenę.
-Pięćset pięćdziesiąt po raz pierwszy! Po raz drugi! Pięćset pięćdziesiąt tysięcy sztuk złota po raz trzeci! Sprzedane!
Uśmiechnąłem
się do siebie, słysząc liczne przekleństwa.Skinąłem na moich
przybocznych, po czym wraz z nimi poszedłem za facetem z blizną, który
dość brutalnie ściągnął demona z podium. Ruszyliśmy w stronę klatek.
-Mam
przyjemność z…? – zapytał mnie facet, kiedy zatrzymaliśmy się przy
jednym z wozów. Pchnął jęczącego demona na schodki prowadzące do małych
drzwiczek wejściowych do budy nad wozem,a ten upadł na nie niezdarne.
Facet zaczął ściągać z niego więzy, zastępując je przygotowanymi już
wcześniej, ciężkimi kajdanami. Istotka przyglądała się temu ze strachem,
ale chyba nie śmiała się sprzeciwić.
-Hrabia Uchiha Sasuke – przedstawiłem się, a handlarz zerknął na mnie szybko.
-Och,
w-wybacz mi, panie. Nie poznałem – wymamrotał, a ja skinąłem głową.
Całe ziemie w promieniu wielu kilometrów stąd były moją własnością.
Jeśli ten facet tu mieszkał, to płacił mi podatki.
-Jak
złapaliście to coś? – zapytałem, przyglądając się drżącemu ze strachu
potworkowi. Jego załzawione oczka spoczęły na chwilę na mnie, jednak
zaraz się odwróciły.
-To,
niestety, mój panie, tajemnica zawodowa. Demony leśne są tak rzadkie,
że można powiedzieć, iż cudem było złapanie tego tu. To jeszcze dziecko –
wyjaśnił mi. – Ale to nie znaczy, że nie jest niebezpieczny, mój panie.
Trzeba mu raz na pół roku obcinać pazury i piłować zęby, bo jeśli
urosną, gotów zagryźć na śmierć. Ale wystarczy zrobić tak – złapał
demona za jedno ucho i wykręcił mu je, a zakutej w kajdany istotce oczy
wyszły na wierzch z bólu. Zajęczał żałośnie mimo knebla w ustach – a
zaraz się uspokoi. Można też pociągnąć za ogon, ale lepiej za uszy.
Puścił
potworka, a ten spanikowany, odsunął się od niego jak najdalej.
Mężczyzna nie przejął się tym jednak. Podniósł z ziemi ostatnią rzecz i
już po chwili skuty potworek miał na szyi obrożę ze zwisającym z niej,
długim łańcuchem, którego koniec został mi wręczony razem z kluczami do
kajdan.
Skinąłem
na jednego z przybocznych, a on odwrócił się, by udać się po pieniądze
do mojej karety. Gdy wrócił ze skrzynią złota, zapłaciłem za swoje nowe
zwierzątko, nie przejmując się kwotą.
Dostałem
jeszcze płaszcz którym mogłem okryć mojego stworka i zostałem
pożegnany. Spojrzałem na siedzącą na schodach istotkę, która wpatrywała
się we mnie wielkimi oczami, dłońmi skubiąc obrożę na swojej szyi.Kiedy
zobaczyła, że i ja na nią patrzę, załkała błagalnie. Zbliżyłem się do
niego zarzuciłem mu płaszcz na ramiona, po czym naciągnąłem mu na głowę
kaptur. Szarpał się, ale nie zwróciłem na to uwagi. Potem spojrzałem na
jednego z przybocznych.
-Do mojej karety – zarządziłem.
-P-panie,
jesteś pewien? – zapytał ten, do którego się zwróciłem. Nie pamiętałem
ich imion. Nigdy nie zawracałem sobie głowy takimi głupotami.
-Sam
nie wiem, po prostu nagle zapragnąłem mieć zwierzątko. Jestem
wyjątkowy, tak więc należy mi się wyjątkowy zwierz, nieprawdaż? Do
karety!
-T-tak,
panie – skłonili się i zabrali szarpiącego się potworka w stronę mojego
środka lokomocji. Ja natomiast skierowałem się do innej części tego
placu. Nie powiem, jedna ze straganiarek zdziwiła się, gdy ujrzała
samego, wielkiego mnie, kupującego kilka najzwyklejszych jabłek.
Uuu zaczyna się ^^ ale i tak szkoda mi Narutka :c
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, co będzie z Naruto, czy naprawdę źle będzie go Sasuke traktować czy jednak będzie miło i przejmie się jego losem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia