środa, 19 grudnia 2012

4. Ugryzienie

Patrzyłem, jak skulony, drżący potworek skubie obrożę na swojej szyi, co jakiś czas rzucając mi wylęknione spojrzenia. Miałem ochotę wyjrzeć przez okno powozu i upewnić się, czy jakiś bóg nie zwinął przypadkiem nieba i nie wlał go do oczu tego demona. Istotka o złotych włosach siedziała zwinięta na jednym z siedzeń, podkulając pod siebie nogi i najwyraźniej nie mając pojęcia, co się dzieje. Śledziła każdy mój ruch, każde moje drgnięcie. Kuliła się, gdy podnosiłem rękę, by przegarnąć włosy, jakby każde poniesienie ręki miało zesłać na nią jakieś tortury. Domyśliłem się, że była bita. Widać w ten sposób uczyli ją manier. Może dlatego siedziała tak spokojnie?
            Obserwowaliśmy się nawzajem. Trochę denerwowało mnie spojrzenie potworka. Wielkie, przerażone oczy przewiercały mnie na wylot, spodziewając się najgorszego. Dobra, byłem draniem, ale ta istota jeszcze o tym nie wiedziała. Kiedy ujrzałem ją po raz pierwszy, zapragnąłem być jej katem. Robić jej rzeczy, które robiłem jej poprzednikowi. Które spowodowały, że się zabił. Ale teraz… patrząc na tego skulonego potworka, całkiem niedawno wychłostanego na moich oczach, wyobrażałem sobie, w jaki sposób uczynię go szczęśliwym. Chciałem otoczyć go opieką. Chciałem, by przestał się trząść i patrzeć na mnie ze strachem w tych pięknych oczach.  Nie chciałem go krzywdzić ani sprawiać mu bólu. Chciałem… uszczęśliwić go…
            Zsunąłem się z ławki, po czym ukląkłem przed nim na kołyszącej się podłodze karety. Patrzył na mnie tak samo jak wcześniej, z przerażeniem, starając się wtopić w oparcie za nim. Wyciągnąłem rękę i ostrożnie przejechałem palcem po jego policzku, a potem ostrożnie i delikatnie ściągnąłem mu knebel z ust.
            Kłapnął zębami, chyba w zwykłym odruchu obronnym. Zabrałem rękę, przyglądając się, jak ostrożnie porusza zdrętwiałą szczęką. Potem znów na mnie spojrzał, tym razem z niezrozumieniem. Wyciągnąłem rękę i jeszcze raz pogłaskałem go po policzku, a on przymknął powieki. Znów miałem to dziwne uczucie prądu, przebiegającego po moim ciele i stawiającego na baczność wszystkie włoski. Zauważyłem też, że sierść na uszkach i ogonku potworka nastroszyła się lekko, kiedy zaczął mruczeć z zadowolenia. Był jak zwierzak ,który tylko czekał, by go przygarnąć i oswoić. Jak wystraszony kotek bez właściciela.
-Jestem Sasuke – przedstawiłem się. Zwierzak zastrzygł uszami i spojrzał na mnie pytająco. Rozumiał? Nie rozumiał? Nie maiłem pojęcia, w jakim stopniu był człowiekiem, a w jakim zwierzęciem? Nie znałem się na demonach, słyszałem o nich tylko opowieści, głównie złe. Wyobrażałem je sobie dotąd jako krwiożercze bestie żywiące się surowym mięsem, pijące krew, zsyłające klęski żywiołowe na biedne wioski, zatapiające miasta wielkimi falami, wywołujące pożary i huragany. A to, co siedziało przede mną, było idealnym zaprzeczeniem siły i potęgi. Miałem przed oczami małego, przerażonego, złaknionego pieszczot zwierzaczka, jednocześnie ufnego i nieufnego, gotowego się oswoić, jak i uciec w każdej chwili, z jednej strony uległego, a z drugiej czyhającego na możliwość wydostania się na wolność, niby bezbronnego, ale o ostrych zębach, którymi przed chwilą chciał mnie ugryźć.
-Sasuke – powtórzyłem, dotykając swojej piersi. Demon przekręcił główkę w bok i bezdźwięcznie poruszył ustami, jakby próbował powtórzyć to, co powiedziałem. Czyżby  to coś umiało mówić? – Sa-su-ke –powiedziałem wolno i wyraźnie. Poruszył usteczkami, jednak ponownie nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Westchnąłem, po czym położyłem mu rękę na głowie i rozczochrałem mu włosy. Ku mojemu zdumieniu, zachichotał.
            Zamarłem, przyglądając mu się, a on ponownie przekrzywił główkę, marszcząc tym razem brwi. A potem się uśmiechnął.
            Jego uśmiech mnie poraził bardziej niż bystre słońce. Śmiało mogłem stwierdzić, że był to najpiękniejszy uśmiech, jaki widziałem, bo był… szczery. Prawdziwy. Zrodzony z czystej radości.
            Przypatrywałem mu się przez chwilę, a w tym czasie on złapał mnie za rękę i przyłożył ją do swojego nagiego torsu, w miejscu, gdzie miał serce. Poczułem spokojne, miarowe uderzenia. Wpatrywałem się w nasze splecione dłonie, spoczywające na jego piersi. Był taki gorący, cieplejszy od przeciętnego człowieka.
-Narutek – szepnął.
            Poderwałem głowę i spojrzałem mu w oczy, a on ponownie się uśmiechnął.
-Narutek? Masz na imię Narutek?
            Przekrzywił główkę i mocniej ścisnął moje palce.
-Narutek – powtórzył, po czym dodał coś jeszcze w dziwnym, z całą pewnością nieludzkim języku. Puścił moje palce i szturchnął mnie w pierś. – Sasuke.
            Uśmiechnąłem się do niego, ciesząc się, że zrozumiał. Odpowiedział mi kolejnym wspaniałym uśmiechem, po czym wyciągnął ręce,podtykając mi swoje kajdanki pod nos. Potrząsnął nimi, a łańcuch zadzwonił sugestywnie. Jego bialutkie ząbki błysnęły cwaniacko.
-O tak, na pewno, ja cię rozkuję, a ty wydrapiesz mi oczy i zwiejesz – powiedziałem. – Kosztowałeś mnie tyle, co pół hrabstwa. Zapomnij o swoim planie.
            Naburmuszył się, wyczytując odpowiedź z tonu mojego głosu. Warknął, chyba miało zabrzmieć groźnie, ale nie wyszło, bo wyglądał bardziej jak zbite szczenię, a nie jak groźny i krwiożerczy demon.
-Och, strasznie to byłostraszne – zakpiłem, mrużąc oczy, na co on zaczął warczeć, podwijając górą wargę i ukazując mi w pełnej krasie nierówno spiłowane zęby. Wcześniej może i robiło  to wrażenie, ale teraz, pozbawiony kłów, wydawał się zupełnie bezbronny. Jakpies bez zębów, który usiłuje wgryźć ci się w nogę i tylko ślini nogawkę.
            Zaśmiałem się, a to już zupełnie wyprowadziło go z równowagi. Warknął krótko po czym rzucił mi się do gardła.
            Nie spodziewałem się, że ma tyle siły. Pchnął mnie skutymi dłońmi i przycisnął do podłogi, wgniatając mi swoje kolana w żebra, po czym obnażył zęby i gwałtownie się nade mną pochylił, by wgryźć mi się wszyję. W ostatniej chwili zdążyłem złapać go za ucho. Zamarł tuż przy mojej twarzy i spojrzał mi w oczy. Jeszcze mu tego ucha nie wykręciłem, ale byłem gotów to zrobić, gdyby tylko się poruszył. Wiedziałem, że sprawia mu to duży ból.
-Zejdziesz ze mnie, a ja puszczę ucho – powiedziałem cicho, głową wskazując mu siedzenie. Zrozumiał o co mi chodzi, choć nie znał mojego języka. Ostrożnie się ze mnie zsunął, a ja go puściłem. Narutek wsunął się na swoją ławeczkę, zwinął w kłębek, po czym zaczął płakać. Usiadłem naprzeciw niego, przyglądając mu się. Ramiona mu dygotały, potwarzy płynęły mu łzy. Co chwila szarpał obrożę na swojej szyi i kajdany na nadgarstkach, jęcząc żałośnie. Nie podobało mu się, że jest w nie zakuty, a ja nie mogłem patrzeć na to, jak się męczy. Przesiadłem się na siedzenie obok niego i przygarnąłem go do siebie ramieniem. Zajęczał i jeszcze raz pokazał mi skute ręce, mówiąc mi coś w obcym języku. Nie rozumiałem go, ale domyślałem się treści – demonek żalił się, że nie chce być tak skrępowany. Kiedy już blondynek wypłakał się, zasnął, a ja położyłem go na swoich kolanach i zacząłem delikatnie przegarniać jego włoski i drapać go za uszkami. Mruczał zupełnie jak kot, mimo że spał dość twardo. Wpatrzyłem się w okno.

            Do mojego zamku dotarliśmy kilka godzin później. Demon wciąż spał, więc wziąłem go na ręce i wniosłem do środka. Zignorowałem służbę, którą mijałem i która mi się kłaniała. Udałem się wprost do swojej komnaty, gdzie położyłem śpiącego stworka na swoim posłaniu i przykryłem go, a następnie wyszedłem, zamykając drzwi.
            Odnalazłem jednego ze strażników i nakazałem mu przywołać moje służące, a gdy te się zjawiły, nakazałem przygotować kąpiel oraz kolację dla dwóch osób, do tego jakoś ładnie ozdobić stół. Chciałem, by zmaltretowanemu i zastraszonemu demonowi od razu się u mnie spodobało.
            Służące rozeszły się, a ja wróciłem do swojej komnaty, gdzie wciąż spał Narutek. Gdy wszedłem, demonek właśnie przekręcał się na drugi bok. Usiadłem w fotelu niedaleko łóżka i przymknąłem oczy. Słyszałem, jak po komnacie obok kręcą się służące, dzbanami noszące ciepłą wodę, by napełnić nią wannę. Niedługo potem ktoś zapukał do moich drzwi, a gdy udzieliłem pozwolenia na wejście, kilka służek zaczęło wnosić potrawy.
            Kobiety nakryły stół w mojej komnacie białym obrusem, ustawiły na mim wazon z kwiatami oraz miski z jedzeniem, owocami i ciastem. Na koniec na stole wylądowało wino, woda i dwa nakrycia. Kobiety skłoniły się i wyszły, a ja podszedłem do łoża, na którym spoczywał demon i potrząsnąłem jego ramieniem.
            Zwierzak ocknął się, otwierając swoje niesamowicie niebieskie oczy.
-Czas, byś coś zjadł – powiedziałem do niego. Zwierzątko zastrzygło uszami i spojrzało na mnie pytająco. Nic nie rozumiało. Westchnąłem. – Chodź, najpierw się wykąpiesz.
            Ostrożnie, żeby go nie spłoszyć, pochyliłem się i podniosłem go na ręce. Przylgnął do mnie, cały czas patrząc na moją twarz. Dłonie, wciąż skute kajdanami, zacisnął na przedzie mojej tuniki. Drżał lekko,chyba się bał, jednak nie byłem pewien.
            Gdy niosłem go ku drzwiom komnaty, gdzie stała wanna, demonek uniósł pyszczek i zwracając go w stronę stołu z jedzeniem, pociągnął noskiem. Zajęczał błagająco.
-Tak, tak, będziemy jeść – rzekłem do niego. – Tylko najpierw zmyjemy z siebie brudy.
            Wniosłem go do niewielkiej komnaty, gdzie codziennie dokonywałem ablucji. Nienawidziłem brudu i smrodu, dlatego w moim zamku nawet służba miała nakaz mycia się i swój przydział mydła. Postawiłem demonka na podłodze i wyjąłem zza paska klucze. Zerknął na mnie, strzygąc uszkami, a potem wlepił spojrzenie w źródło jego wolności. Jego oczka zaszkliły się.
-Uwolnię cię – szepnąłem do niego, wyciągnąłem rękę i pogłaskałem go po policzku. Zamruczał odruchowo i zerknął mi w oczy – ale w zamian ty nie będziesz mnie gryzł.
            Demonek zmarszczył śmiesznie nosek.
-Gryzł – powtórzył, a potem dodał coś w swoim języku. Było jasne, że wciąż nic nie rozumie. Delikatnie przesunąłem ręką po jego ustach, a potem wskazałem na swoją szyję.
-To, co próbowałeś zrobić w karecie – powiedziałem wolno i dobitnie. – Nie wolno ci tak robić.
            Demonek przekrzywił głowę. Przyglądałem mu się chwilę, myśląc o tym, jak mu to przekazać na migi. Nie chciałem stosować wobec niego przemocy, do jakiej byłbym zmuszony, gdyby się na mnie rzucił zaraz po uwolnieniu. Siły miał za dwóch, mogłem się o tym przekonać w karecie, a wtedy przecież był zmęczony i zmaltretowany. W pełni sił najprawdopodobniej mógłby mnie powalić, w końcu nie był człowiekiem. Demony znane były wśród ludzi z niezwykłych mocy i umiejętności. Gdyby uciekł, żaden z moich żołnierzy już by go nie złapał.
            W końcu idąc po skojarzeniach, kłapnąłem w jego stronę zębami, tak jak on to zrobił podczas ataku na mnie. Demon podskoczył i cofnął się, przestraszony. Wskazałem na jego twarz, po czym pomachałem palcem.
-Tak – kłapnąłem zębami ponownie, wciąż machając palcem na „nie” – nie wolno.
            Demon zachichotał i przysunął się.
-Tak – powtórzył identycznym tonem jak ja i też kłapnął zębami – nie wolno.
            Zachichotał, przesłaniając usta zaciśniętymi w piąstki rączkami. Chyba myślał, że gramy w jakąś grę. Westchnąłem po raz kolejny, zrezygnowany. Wyciągnąłem rękę.
-Dawaj te łapki – powiedziałem.
            To zrozumiał od razu, bo migusiem wyciągnął ręce, podsuwając mi swoje kajdany niemalże pod sam nos. Wyszczerzył przy tym ząbki, jakby był wielkim tryumfatorem.
            Rozkułem go, patrząc mu uważnie w oczy, a potem jeszcze ściągnąłem mu obrożę. Nie zrobił nic, tylko stał i przyglądał mi się wielkimi, ufnymi oczami, rozcierając pokaleczone nadgarstki. Wskazałem mu wodę.
-Umyjemy się.
            Demonek zerknął na wannę, zmarszczył nos, a potem podszedł do wody i włożył do niej rękę. Zaśmiał się i zwrócił ku mnie, mówiąc  coś w swoim języku. Niestety, ja również nie mogłem go zrozumieć.
            Wyciągnąłem rękę i ostrożnie zsunąłem mu opaskę z bioder, Obnażając jego ciało. Był piękny, w każdym calu.
            Narutek pisnął i cofnął się, patrząc na mnie ze strachem i zasłaniając się rączkami. Wskazałem mu wodę.
-Będziemy się myć –powiedziałem. – Nie tknę cię.
            Demon zmarszczył nosek, zbliżył się do wanny i patrząc na mnie, jakby się upewniał, że robi dobrze, wszedł do wody. Uśmiechnąłem się do niego i pokiwałem głową. Zaśmiał się i zanurzył po samą brodę.
            Zdjąłem z siebie ubrania i również wszedłem do wanny, siadając za nim. Demon zamarł i zerknął na mnie, a ja pogłaskałem go po głowie. Wziąłem jeden z flakonów z mydlinami, które stały na szafce obok wanny i wlałem do wody połowę jego zawartości, po czym potrzepałem trochę ręką po jej powierzchni, by powstała piana. Demon pisnął zachwycony i zaczął chlapać wodą, śmiejąc się jak dziecko. Cóż, powierzchownie nie wyglądał do końca jak dziecko, ale wewnątrz swojej główki musiał taki być. Czysty i niewinny. Podobało mi się to w nim.
            Wziąłem do ręki gąbkę i zacząłem myć mu plecy, nie przeszkadzając w jego zabawie. Demon nabierał w dłonie białej jak puch piany i dmuchał na nią, śmiejąc się, gdy unosiła się w powietrze niczym pióra. Potem zaczął robić sobie z niej brodę i wąsy, układać ją sobie na głowie, próbował nawet namalować na powierzchni wody jakiś pienisty wzorek. Na to, że szoruję go gąbką, w ogóle nie zwracał uwagi.
            Po wyszorowaniu jego ciała umyłem również siebie, a potem wyszedłem z wanny i wytarłem się. Spośród przygotowanych ubrań wybrałem sobie czarne spodnie i czarną tunikę, a potem wybrałem szatę dla mojego demonka. Obróciłem się ku niemu i wyciągnąłem rękę.
-Narutku, już koniec – powiedziałem. – Czas zjeść.
            Demon, cały w pianie, spojrzał na mnie z niezrozumieniem, uśmiechając się szeroko. Najprawdopodobniej pierwszy raz w życiu widział pianę i sprawiała mu ona zbyt dużą frajdę, by chciał wyjść. Wskazałem mu ręką drzwi, a potem potarłem się po brzuchu.
-Kolacja czeka – powiedziałem. Blondynek wzruszył ramionami.
            Kręcąc głową podniosłem stojący obok wanny dzban, nabrałem nim wody i wylałem ją na głowę Narutka, by spłukać z niego pianę. Demon zaczął się śmiać i ochlapał mnie wodą, ale nie przejąłem się tym. Myślał, że się bawimy.
            Gdy spłukałem z niego całą pianę, złapałem go za rękę i chichoczącego i opierającego się, wyciągnąłem z wody, a potem natychmiast okręciłem ręcznikiem. Stał grzecznie, gdy go wycierałem, choć od czasu do czasu chichotał. Potem pomogłem mu założyć niebieskie szaty, które dla niego wybrałem, krótkie, bo zaledwie do kolan, z szerokimi rękawami, w pasie wiązane szarfą. Demonek okręcił się w nich, śmiejąc się. Chyba mu się podobały.
            Wziąłem go za rękę i poprowadziłem do mojej komnaty, gdzie posadziłem go na krześle przy stole, a sam zasiadłem po drugiej stronie. Wskazałem mu dłonią liczne potrawy.
-Proszę, wybierz, co chcesz –powiedziałem. Demonek przyłożył palce do ust i powiódł wzrokiem po mięsach, zupach i pasztetach, pociągając noskiem. W końcu wyciągnął łapki, ujął w nie wazon z kwiatami i ku mojemu najwyższemu zdumieniu, zaczął objadać płatki róż, uśmiechając się promiennie. Zaśmiałem się w głos.
            Nałożyłem sobie zupy do miseczki, patrząc, jak demon zjada kwiaty z wazonu, cały czas patrząc na mnie z uśmiechem. Nie miałem pojęcia, że demony jedzą inaczej niż ludzie. Teraz będę musiał pamiętać, by w naszej sypialni cały czas były świeże kwiaty.
            Demon skończył się posilać i odstawił na miejsce wazon z łodygami. Rozejrzał się, spostrzegł dzbanek wody, stający obok niego, nachylił się nad nim, po czym włożył pyszczek do środka. Chwilę pojękiwał, a potem wyprostował się i załkał w moją stronę. Języczkiem nie sięgał wody.
            Westchnąłem, wstałem i podszedłem do niego. Nalałem mu wody do miseczki na zupę i patrzyłem jak pije języczkiem, zupełnie jak kotek. W myślach odnotowałem sobie, że trzeba będzie nauczyć go posługiwać się nożem i widelcem, a także nauczyć, do czego służą kielichy. Wróciłem na swoje miejsce.
            Po kolacji usiadłem sobie w fotelu, zapaliłem świecę na stoliku obok i wziąłem do ręki książkę, którą czytałem przed wyjazdem. Demonek łaził po mojej sypialni, wszystko oglądał, sprawdzał, poskakał sobie na łóżku, zajrzał pod nie, pootwierał szafki, założył na siebie jedną z moich tunik, rozlał kielich wina, wytarł plamę moją tuniką, którą z siebie zdjął, pobawił się toczącym mu się po podłodze jabłkiem, aż w końcu wszystkie te zabawy mu się znudziły. Podszedł wtedy do mnie, bezczelnie władował mi się na kolana i zaczął o mnie ocierać, domagając się pieszczot. Zamknąłem książkę i zacząłem drapać go za uszami. Naprawdę był jak zwierzak.
            Wkrótce potem Narutek zasnął na moich kolanach, zwinięty w kłębek. Głaskałem go po złotych włoskach, patrząc, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Musiał być zmęczony po tym wszystkim, co przeżył. Kiedy zaczął mi ciążyć, podniosłem go i zaniosłem do łóżka. Położyłem go na poduszce, zdjąłem z siebie tunikę i spodnie, po czym położyłem się obok niego.
            Demon natychmiast do mnie przylgnął, wtulając pyszczek w moją szyję. Zamruczał, przeciągając po niej nosem, a potem, zupełnie niespodziewanie, zaczął mnie po niej lizać.
-Narutek? – mruknąłem cicho,nie będąc pewnym, czy chłopiec śpi.
-Sasuke – odpowiedział, wplatając swoje palce w moje dłonie. Nim zorientowałem się, co chce zrobić,wspiął się na mnie i usiadł mi okrakiem na brzuchu. Gdy spojrzałem na jego twarz, oczy miał otwarte i przytomne, choć zasnute mgiełką. Otworzył usta, pokazując mi zęby i jednocześnie z dużą siłą przyciskając mi ręce do poduszki.
-Narutku, co ty robisz? – zapytałem niespokojnie, patrząc na niego uważnie. Demonek uśmiechnął się do mnie promiennie, jak małe dziecko uśmiecha się do kogoś bliskiego.
-Sasuke – powiedział i w tym samym momencie gwałtownie się nade mną pochylił.
            Krzyknąłem z bólu, gdy wgryzł mi się w szyję w miejscu, w którym ją wcześniej polizał. Szarpnąłem się, ale ku mojemu zdumieniu, ten malec był silniejszy ode mnie. Czułem krew, płynącą mi po szyi i wyraźnie słyszałem, jak mały ją pije, przełykając głośno. Całe moje ciało przeszył prąd, od czubka głowy aż po palce u stóp. Siedzący na mnie Narutek wzdrygnął się, jakby i on to odczuł. Poczułem jego szorstki język na szyi; mały dokładnie zlizywał moją krew.
            Leżałem nieruchomo, czując się zbyt słabo, by go odepchnąć. Dziwnym trafem bolała mnie nie tylko szyja, ale i całe ciało. Narutek wciąż mnie trzymał, zlizując płynącą z rany krew i nie przejmując się moim stanem. Potem, gdy z rany już nic nie płynęło, chłopiec ułożył się na mnie, obejmując mnie i wtulając głowę w mój tors.
-Sasuke – odezwał się jeszcze, zanim zasnął. Półprzytomny, osłabiony, do końca nie wiedząc, co się stało, podniosłem rękę i wymacałem ranę na szyi. Szczypała i miałem wrażenie, jakby wydawała z siebie dziwny, syczący dźwięk. Nie byłem jednak w stanie trzeźwo myśleć, analizować… Kręciło mi się w głowie, czułem ból i mdłości, szczypały mnie uszy, plecy wzdłuż kręgosłupa, dłonie, stopy i cała szczęka. Przed oczami mi pociemniało, aż w końcu straciłem przytomność.

5 komentarzy:

  1. Nic nie rozumiem xD hehehe, ale i tak jest ciekawie ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu go ugryzł? I czemu tak szybko zaufał?

    Czytam dalej@!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wiem co dalej, ale czytam to jeszcze raz. To takie słodziaśne. Kocham liska.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, miło że Sasuke chce otoczyć opieką Narutka że już nie ma ochoty znęcania się nad nim, ale dlaczego ugryzł? czy coś w stylu partnera...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń