Święto
Ostatnich Plonów przebiegało zgodnie z planami Sasuke, jego ludzie
obchodzili je wewnątrz Konohy. Tym razem jedynym czerwonym płynem, jaki
spływał ulicami Miasta Cudów,było wino. Ludność cywilna tego miasta nie
przyłączyła się do obchodów z własnej woli, została do tego zmuszona.
Sasuke chciał, by mieszkańcy Konohy zobaczyli to, co zaplanował.
Każde
Święto Ostatnich Plonów otwierała uroczysta parada, tym razem typowo
militarna. Sasuke zaplanował przemarsz swoich wojsk przez całe miasto,
od bramy, aż do Świątyni. Ludność cywilna została spędzona wzdłuż tej
trasy, pilnowana przez żołnierzy, którzy mieli wiwatować na jego cześć.
Ale to nie siebie Sasuke chciał pokazać swoim nowym poddanym…
Poklepał
swojego wierzchowca po czarnym grzbiecie, a potem, uśmiechając się do
siebie, powiódł wzrokiem wzdłuż złotego łańcuszka, ciągnącego się od
siodła do kajdan, którymi skute były dłonie blondwłosego kapłana.
Najwyższy
Kapłan Świątyni Ognia skupiony był w tej chwili na warczeniu na jego
ludzi, którzy obstąpili go jak muchy padlinę. Bawiło ich podszczypywanie
go i jego złość, żartowali sobie z niego wśród gwizdów i wybuchów
śmiechu, a zarozumiały kapłan warczał na nich, a kilku, którzy
postępowali sobie zbyt śmiało, próbował ugryźć.
Sasuke
oparł się o belkę od niewielkiego zadaszenia, które zbudowano przed
miastem na czas organizacji oddziałów i przyglądał się tej zabawie.
Wcale nie dziwił się swym ludziom, iż kapłan wydał im się atrakcją o
wiele ciekawszą od ustawiania się w równych szeregach i panowania nad
swoimi wierzchowcami. Kapłan odziany był w te swoje łańcuszki, do
których Sasuke dodał tylko jeden element – wykonaną z biżuterii
bieliznę, składającą się z trójkątnego przodu oraz tyłu, który stanowił
tylko cienki łańcuszek. Tę wyszukaną bieliznę osłaniały dwa pasma
przezroczystej tkaniny, przez którą wszystko było widać. Sasuke prawie
chichotał za każdym razem, gdy jego ludzie podszczypywali kapłana w
nagie, wyeksponowane pośladki, a ten odskakiwał, rzucając w ich stronę
groźby bez pokrycia.
W końcu jednak, kiedy obserwowanie rozbawionych żołnierzy znudziło mu się, odepchnął się ciężko od belki i podszedł do nich.
-Wystarczy!
– krzyknął, a śmiechy i gwizdy ucichły. Żołnierze dopiero teraz go
zauważyli i padli na kolana, a pośród nich, jako jedyny na nogach,
pozostał przerażony,wymęczony, ciężko dyszący kapłan. Wygląd Naruto
skojarzył się Sasuke z królikiem, którego dopadło i okrążyło stado
wilków. Prawie nagi kapłan dygotał,nerwowo rozglądając się dookoła,
jakby się bał, że to podstęp i zaraz znów ktoś zacznie go obłapiać.
Sasuke powiódł spojrzeniem po swoich ludziach.
-Rozejść się i zająć pozycje! – nakazał.
-Tak
jest! – odkrzyknęli, podnieśli się na nogi i rozeszli na swoje
stanowiska, natomiast Sasuke ponownie skupił wzrok na blondynie. Ten
nadal dyszał, ale jego posiniaczona przez Sasuke twarz straciła już całą
zaciętość, jaką wcześniej prezentowała. Jego oczy stały się szkliste,
szkoda, że nie płakał, wtedy efekt,jaki Sasuke chciał osiągnąć, byłby
jeszcze większy.
-Przerażony?
– spytał niefrasobliwym tonem, zbliżając się do kapłana. Ten warknął na
niego,ale odsunął się, przez co wcale nie wypadł groźnie. Widać było,
że się boi, w końcu od trzech dni Sasuke nie karmił go, bił z każdym
razem, gdy kapłan się buntował i w dodatku gwałcił go kilka razy
dziennie. W tej chwili Najwyższy Kapłan Ognia przypominał zaszczute
zwierze, które nikomu nie ufa i paniczne boi się własnego pana.
-Myślisz…myślisz,
że mnie złamiesz… - wyszeptał blondyn, słaniając się na nogach ze
zmęczenia. Oczy miał podkrążone, a na brodzie własną ślinę – ale mylisz
się… mnie nie da się złamać…
Sasuke
wymierzył mu policzek, a blondyn przewrócił się na pokrytą suchą trawą
ziemię. Zaczął kaszleć, splunął krwią i skulił się, zasłaniając głowę
skutymi rękami. Jego ciało w wielu miejscach pokrywały fioletowe sińce,
pod kajdanami na rękach i nogach miał rany. Sasuke kucnął przy nim i
odczekał, aż blondyn zorientuje się, że dziś nie będzie bity. Kiedy tak
się stało niebieskie oczy spojrzały na niego pytająco, więc wyciągnął
rękę i dotknął policzka swojego niewolnika.
-Nie musisz przez to przechodzić, Naruto…
-Nie
mów do mnie po imieniu – wysyczał blondyn, unosząc lekko głowę, dumny
mimo upokorzenia. –Dla ciebie jestem Najwyższym Kapłanem Ogn… Aaaauuuua!
Sasuke
przyglądał się, jak Naruto zwija się z bólu, gdy po raz kolejny dostał
po mordzie. Kapłan Ognia był delikatny jak kobieta, urodziwy jak
kobieta, a w łóżku równie zadowalający. Jedyne, czego mu brakowało, to
odrobina uległości, ale generał wojsk Oto miał zamiar utemperować jego
dumę. Był cierpliwym człowiekiem, a na czasie mu nie zależało.
-Kiedyś
zabraknie ci sił – ostrzegł go Sasuke, a Naruto zebrał się z ziemi i
wstał, chwiejąc się na nogach. Sasuke również się podniósł i złapał go
za ramiona, gdy ten prawie się przewrócił.
-Mi… nie braknie sił nigdy… - powtórzył uparcie. – Jestem Najwyższym Kapłanem…
Sasuke
westchnął, wywracając oczyma,po czym puścił go i wrócił do swojego
wierzchowca, zostawiając kapłana samego ze swoimi myślami. Blondynowi
dygotały kolana, gdy siłą próbował utrzymać się na równych nogach.
-Na
koń! –ryknął Sasuke do swoich ludzi, po czym sam wsiadł na swego
wierzchowca. Chwilę później dołączyli do niego Suigetsu i Juugo, z
którymi miał otwierać paradę.
-Wszystko
gotowe, mój panie – powiedział Hozuki, zerkając przez ramie na
przywiązanego do siodła Sasuke Naruto, który chwiał się, starając się
trzymać głowę wysoko. – Ale ten tu wygląda nie najlepiej, jest pan
pewien, że utrzyma się na nonach?
-Utrzyma
–powiedział pewnie Sasuke, również zerkając na Naruto. Postarał się, by
kapłan tego dnia wyglądał jak najbardziej dramatyczne trofeum, zdobyte
przez Sasuke.Chciał złamać kapłana, ale również pokazać mieszkańcom
miasta, że z nim niemożna wojować. Przez te ostatnie trzy dni w mieście
zdarzały się bunty, a nawet jedna, desperacka próba przedarcia się do
świątyni i uwolnienia Najwyższego Kapłana,podjęta przez grupę żołnierzy,
którzy zostali wcieleni do armii Sasuke. – On nie padnie. Każdy, ale
akurat nie on… Suigetsu, daj znak. Wyruszamy.
Suigetsu
popędził swojego wierzchowca do strażników, którzy mieli im otworzyć
bramę miasta. Gdy jej skrzydła zaczęły się uchylać, Sasuke zakrzyknął,
by jego wojsko przygotowało się do uroczystego przemarszu. Zabrzmiały
rogi, ponaglające żołnierzy do gotowości.
Kiedy
brama stanęła otworem, Sasukepopędził konia i wolno ruszył w stronę
tłumu, który majaczył za bramą.Zwycięskie wojsko zaczęło wiwatować na
widok swojego dowódcy, kobiety, które z nimi przybyły, rzucały kwiaty.
Hen za nimi, na końcu wojsk maszerujących rozbrzmiała muzyka – to
trubadurzy i inna hołota, wlokąca się za armią, miała odegrać dla
mieszkańców kilka muzycznych utworów, z tego, co Sasuke wiedział,byli
tam też akrobaci i połykacze ognia.
Natomiast
mieszkańcy tego miasta, zmuszeni do wzięcia udziału w paradzie, stali
oniemiali, wpatrując się w swojego Najwyższego Kapłana, półnagiego,
idącego chwiejnie za koniem Sasuke. Gdy Uchiha obejrzał się na Naruto,
spostrzegł, że ten, mimo swego stanu, stara się iść wyprostowany i
dumny, z uniesionym podbródkiem, w dłoniach ściskając łańcuch, którym
przykuty był do siodła generała. Uśmiechnął się, widząc tę postawę.
Wiedział, że to tylko pozory i że w głębi ducha kapłan przeżywa właśnie
największe upokorzenie swego życia. Mieszkańcy miasta odwracali
wzrok,kiedy ich mijał, niektórzy ukradkiem się modlili, kilka kobiet
łkało.
Przemarsz
przez miasto trwał przez bite trzy i pół godziny, po czym rozpoczął się
festyn na placu przed świątynią.Nie było to tylko Święto Plonów –
generał świętował również swoje zwycięstwo. Kiedy Sasuke zatrzymał swego
wierzchowca za budynkiem, z daleka od reszty żołnierzy i całej tej
muzycznej zgrani, spojrzał na blondyna, po czym zeskoczył z konia.
Uzumaki
stał chwiejnie, był śmiertelnie blady, zakurzony, bose stopy miał we
krwi. Spojrzał na Sasuke dumnie i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale
dał rady. Nagle zrobił się dosłownie żółty na twarzy, oczy potoczyły mu
się gdzieś w tył, migając białkami, po czym runął do przodu.
Sasuke
złapał go dosłownie w ostatniej chwili i czym prędzej obrócił, na
szczęście spostrzegł, że jego twarz jest już normalna. Kapłan nie
stracił przytomności, zakręciło mu się w głowie, ale był świadomy. Jego
oczy poruszały się błędnie, członki były zupełnie bezwładne ze zmęczenia
i po przeżytym stresie.
-Suigetsu!
– wykrzyknął Sasuke do stojącego niedaleko nich mężczyzny, wraz z
którym było jeszcze kilku żołnierzy. Z placu po drugiej stronie
dobiegała muzyka i śmiechy. Suigetsu czym prędzej ku niemu skoczył.
-Tak, panie?
-Przynieś mi wina i chleba, szybko!
-Tak jest!
Suigetsu
obrócił się i pognał na plac. Wrócił po kilku minutach, niosąc pełen
bukłak oraz bochenek ciemnego chleba. Sasuke wziął to od niego, odprawił
mężczyznę gestem, a potem podparł półprzytomnego Naruto, by ten usiadł i
podetknął mu bukłak pod nos.
-Pij – nakazał.
Blondyn
łapczywie przyssał się do wina i już po chwili się krztusił,
przesłaniając usta skutymi, brudnymi od kurzu rekami. Sasuke poklepał go
po plecach.
-Jeszcze… -wysapał blondyn, gdy złapał oddech, wyciągając ręce w stronę bukłaka. Sasuke odsunął go. – Jeszcze…
-Ale
nie tak łapczywie – pouczył blondyna i ponownie podał mu bukłak.
Uzumaki pił już spokojniej, ale nadal brał duże, łapczywe łyki. Wino
spływało mu po brodzie, kapiąc na nagi tors, ale nie przejmował się tym.
W końcu prawie upuścił naczynie, więc Sasuke szybko mu je odebrał. Wino
było bardzo mocne, a chłopak głodny… Sasuke urwał kawałek chleba i
podał mu.
-Jedz
– rzekł.Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Naruto był tak głodny,
że Sasuke nawet nie zorientował się, kiedy pochłonął połowę bochenka.
Chciał jeszcze, ale Sasuke kazał mu się uspokoić – patrzenie, jak ten
wpycha sobie do ust wielkie grudy chleba i połyka je prawie nie gryząc
przyprawiało go o mdłości. Ponadto sądził, że jak chłopak zje jeszcze
więcej, to się porzyga. – Resztę dokończysz w pałacu. Śmierdzisz i
jesteś brudny.
Blondyn
spojrzał na niego spode łba,ale nic nie powiedział. Zaczął gramolić się
niezdarnie na nogi, ale ledwo się podniósł jego twarz pobladła, a on
osunął się wprost w ramiona Sasuke.
-Nienawidzę
cię– wyszeptał groźnie, ale głosem tak umęczonym, że prawie
niesłyszalnym. – Nienawidzę cię, Uchiha… Przysięgam, że pożałujesz
każdego czynu…
Sasuke
zaśmiał się i wziął półprzytomnego ze zmęczenia kapłana na ręce,
uwalniając go wcześniej z kajdan. Naruto nie miał już siły mówić, po
prostu na niego patrzył, a jego oczy miotały błyskawice. Sasuke wniósł
go do świątyni tylnym wejściem.
Gdy
tylko przekroczyli próg, wokół nich zamknęła się cisza. Mury świątyni
były grube, oni byli po drugiej jej stronie, daleko od świętujących
ludzi. Sasuke odnalazł schody i zaczął wspinać się na górę, patrząc na
samotną łzę, która bardzo wolno spływała po brudnym od kurzu policzku
kapłana. Ten już na niego nie patrzył, tylko obserwował dokąd zmierzają.
Kiedy wspięli się na samą górę, jęknął bardzo cicho, widząc drzwi do
swojej komnaty.
Sasuke wniósł go tam i skierował się do łaźni.
-Wynocha –rzucił do służek, które tam były, a one uciekły.
Wcześniej nakazał kobietom przygotować łaźnię na ich powrót. Nie miał wcale zamiaru brać udziału w ogólnym świętowaniu.
Ostrożnie
postawił kapłana na chłodnej, marmurowej podłodze i przytrzymał go
przez chwilę, by ten złapał równowagę. Potem, bez jednego słowa, zaczął
uwalniać go od złota, które ten miał na sobie, aż kapłan pozostał nagi –
jedynie w bransoletach na kostkach i nadgarstkach. Sam też pozbył się
odzienia i znów wziął go na ręce. Kapłan zachowywał się jak kukła, nie
bronił się, nic nie mówił. Sasuke wniósł go do ogromnej marmurowej
wanny, wpuszczonej w podłogę, którą ten tu miał i posadził go przed
sobą, samemu opierając się o jej skraj. Woda była gorąca, pachnąca
wonnościami, pływały w niej płatki róż. Naruto nie ruszał się, opierając
o jego tors i patrząc wprost przed siebie, pozwalając mu zmywać bród z
jego zmęczonego ciała.
Po
kąpieli Sasuke wytarł półprzytomnego, przysypiającego kapłana i wyniósł
go z łaźni. Ułożył go pośród poduch na jego ogromnym, okrągłym łożu i
pochylił się nad nim, pieszcząc wargami jego szyję.
-Nie
chcę – jęknął kapłan, odpychając go niezdarnie. Po raz pierwszy odkąd
Sasuke go pojmał, miał on wolne ręce, ale zmęczenie nie pozwalało mu się
bronić. – Nie…
-Ciiii – wyszeptał Sasuke, oplatając go rękami w pasie. Kapłan zaczął się wiercić,próbując się wyswobodzić.
-Błagam… masz niewolnice… weź kobietę, błagam – wyjęczał płaczliwie, próbując oderwać jego dłonie od swojej skóry. – Nie…
Sasuke
wspiął się wargami do jego ust i pocałował kapłana, który nadal mu się
wyrywał. Gdy po chwili cofnął głowę i spojrzał mu w oczy, kapłan
rozpłakał się, a potem zaczął wrzeszczeć na całe gardło, jakby dostał
histerii, szarpiąc się przy tym. Sasuke puścił go i pozwolił mu się
wypłakać, a gdy kapłan już się uspokoił i zupełnie opadł z sił, ponownie
go do siebie przyciągnął.
Wziął to, czego chciał, od kapłana który nie był już w stanie mu się przeciwstawić.
Gdy
go brał,oczy blondyna były nieprzytomne, puste, jak okna opuszczonego
domu. Naruto przestał się w ogóle poruszać, opuścił ręce, przestał
wierzgać nogami. Sasuke uważnie obserwował jego twarz i wykrzywiający ją
grymas bólu, gdy poruszał się w nim. Pożądał kapłana bardziej, niż
jakiejkolwiek istoty wcześniej, chciał zrobić z niego posłusznego
niewolnika, chciał by kapłan rozkładał przed nim nogi na samo jego
skinienie, i wiedział, że jeśli teraz ugnie się przed jego łzami, jutro
będzie musiał zaczynać od początku. Poza tym wcale nie było mu żal
blondyna. Sasuke pragnął go całym sobą, nie obchodził go stan
niewolnika.
Lecz
nagle mina kapłana zmieniła się. Odpłynął z niej wszelki wyraz, tylko
jego oczy otworzyły się szerzej. Wygiął się do tyłu, a Sasuke cofnął się
zdumiony, wychodząc z niego. Coś było nie tak… nie był sprawcą
zachowania kapłana…
Z
ust blondyna zaczęło wydobywać się dziwne rzężenie, coraz głośniejsze,
aż nagle wrzasnął on na całe gardło, trzęsąc się jak podczas jakiegoś
ataku. Trwało to kilka minut, podczas których Sasuke wpatrywał się w
niego, nie wiedząc, co robić. Wyglądało to tak, jakby Naruto miał jakiś
straszny atak bólu, połączony ze wstrząsającymi nim drgawkami. A potem,
kiedy Sasuke myślał, że to już nigdy się nie skończy, kapłan opadł na
poduszki, oddychając szybko.
Sasuke zbliżył się do niego i już chciał go dotknąć, gdy ten nagle otworzył oczy.
-To ty! –zawołał, patrząc na niego w zdumieniu. – To ty płakałeś na spływającej krwią ulicy z symbolem wachlarza!
Czarne
oczy oprawcy wpatrywały się w niego z prawdziwym przerażeniem. Naruto
nigdy, w całym swoim życiu nie widział takich oczu – nigdy nie wzbudził w
nikim takich emocji. Ludzie nie mieli powodów, by się go bać. A jednak,
gdy teraz patrzył na generała Uchihę, w jego twarzy widział tylko
przerażenie.
-To
ty… -kontynuował Uzumaki, zmęczonym, wyczerpanym, ale pełnym
podniecenia głosem. Wszystkie jego wizje dotyczące ulicy wachlarza
złożyły się w logiczną całość. – Ty byłeś tym chłopcem… a ja
zastanawiałem się… Kim był ten mężczyzna z zakrwawionym mieczem? –
zwrócił się do czarnowłosego.
Ten
jakby się otrząsnął. Doskoczył do niego i nim kapłan się zorientował, z
całej siły uderzył go w twarz. Naruto krzyknął zaskoczony i upadł na
poduszki, czując krew w ustach. Został pochwycony za ramiona. Sasuke
zaczął nim z całej siły szarpać.
-Kto ci to powiedział?! – ryknął. – Skąd to wiesz?! Kto ci doniósł?!
-N-nikt…
n-nikt…- Kapłan próbował powiedzieć cokolwiek, ale Uchiha już nie
panował nad sobą,wściekły jak nigdy dotąd. Po raz kolejny uderzył go w
twarz, a potem złapał go za włosy i cisnął na podłogę.
Naruto
krzyknął ze zdumienia, boleśnie obijając sobie i tak potłuczone już
ciało. Zaczął czołgać się w stronę drzwi, skrajnie wyczerpany. Czuł
krew, która spływała mu z nosa i kapała na posadzkę. Był śmiertelnie
przerażony, jak jeszcze nigdy dotąd…
Nagłe
kopniecie w bok przewróciło go na plecy; kaszlnął krwią i znieruchomiał
na zimnej posadzce. Czarnowłosy generał stanął nad nim, przerażający w
swym gniewie.
-Kto? – wycedził wściekle. – Kto ci powiedział?
-N-nikt
– wyszeptał Uzumaki, nie śmiejąc się poruszyć. – P-przysięgam ci… nikt.
M-miałem wizję,widziałem to jeszcze zanim napadłeś na Konohę. Ciebie… i
tego człowieka… staliście naprzeciw siebie… na ulicy ze znakiem
wachlarza…
-Zamilcz! –ryknął Uchiha, a Naruto skulił się szybko, osłaniając głowę.
-Przepraszam!Błagam
cię, nie bij! – wykrzyknął Naruto, nie patrząc na niego. Nie miał już
sił, by to znosić, chciał odpocząć. Był tak bardzo zmęczony, że w głowie
mu się kręciło i czuł mdłości. Nie chciał już być bity, już wszystko
rozumiał. Był bez szans, był dużo mniejszy, słabszy, nie uczono go
walczyć. Po prostu już nie dawał rady, już osiągnął limit. – Błagam,
panie!
Przez
chwilę nic się nie działo. Naruto odczekał jeszcze trochę, a potem
opuścił ręce i zerknął na czarnowłosego. Generał stał nad nim, skulonym
na podłodze i po prostu mu się przyglądał. Nagle pochylił się, a Naruto
zacisnął powieki, osłaniając twarz.
-Nie! – jęknął, czując w oczach łzy.
Nie
został uderzony, jak przypuszczał. Zamiast tego generał Uchiha wsunął
mu jedną rękę pod kolana, drugą go objął i podźwignął go na ręce.
Uzumaki zaczął szlochać, gdy ten położył go na łóżku. Ile jeszcze miał
to znosić? Jak długo miał być tak traktowany? Za każdym razem, gdy
trafiał na okrągłe łoże Uchiha zmuszał go, by mu się oddawał. Gdy
protestował, był bity. Nie dostawał jeść, musiał żebrać o wodę, generał
niszczył go, obrażał i gwałcił! Miał już dość, nie miał sił, już nawet
łez zaczynało mu brakować…
-Nie
chcę –jęknął, szarpiąc się i próbując oderwać od siebie ręce oprawcy,
bo ten przytrzymywał go za ramiona. – Przestań! Przestań! PRZESTAŃ!
-Naruto…
-Ja
już NIE CHCĘ!!! – wydarł się Uzumaki, roztrzęsiony, przerażony do
granic i rozhisteryzowany. Chciał uderzyć Uchihę, ale ten złapał go za
nadgarstki. Zaczął więc wierzgać nogami, próbując go kopnąć; darł się
przy tym i płakał,zagłuszając swoimi wrzaskami słowa oprawcy. W pewnym
momencie czarnowłosy przycisnął go do łóżka całym swoim ciałem,
uniemożliwiając mu wszelkie poruszanie się, a Uzumaki zaczął drzeć się
jeszcze głośniej, ledwie widząc przez zapłakane oczy i zdzierając sobie
gardło prawie że do krwi.
-Uspokój się! – ryknął mu Uchiha wprost do ucha.
-Ja nie chcę już! Zostaw mnie! Ja nie chcę!
-Uspokój się… Naruto, uspokój się! Nic ci nie zrobię, przestań się szarpać! NARUTO!
Kapłan zamarł, patrząc z przerażeniem na oprawcę. Ten złapał go za szczękę, by blondyn nie odwrócił wzroku.
-Ty widzisz… - wysyczał. – Ty naprawdę widzisz więcej? Widzisz poprzez czas?
-Już nie… nie powinienem – odszepnął Naruto, a generał mocniej ścisnął jego twarz, aż kapłan jęknął z bólu.
-Przed
chwilą widziałeś! – wykrzyknął wściekle, a Uzumaki natychmiast się
skulił. W oczach zebrały mu się łzy i zaraz spłynęły po policzkach.
Utracił już swoje kapłańskie zdolności, a jednak wciąż miał wizje. Jak
to było możliwe, skoro złamał najświętsze prawa Kyuubiego?
-Ja... ja nie wiem, dlaczego! – zawołał szczerze. – Nie powinno tak być!
Uchiha
zastanawiał się chwilę, apotem przyjrzał się uważnie jego oczom. Gdyby
Naruto mógł, odwrócił by spojrzenie, była to dokładnie ta sama scena,
którą widział w jednej z wizji. Czarne, złe, uważne oczy, przyglądające
mu się z bardzo bliska. Teraz rozumiał swój irracjonalny strach, którego
wcześniej nie pojmował. Wizja wzbudzała w nim przerażenie, bo teraz, w
tej chwili, bał się tak bardzo, że czuł mdłości.
-Co widziałeś wcześniej? – zapytał Uchiha spokojnym, przez co o wiele groźniejszym głosem.
-T-to
samo… cały czas to samo… T-ty…- Uchiha ścisnął jego szczękę, patrząc
ostrzegawczo, więc Naruto przełknął resztki swojej dumy. – Ty, mój
panie. I ten cz-człowiek. Naprzeciw siebie, krew na jego mieczu… i znak
wachlarza na zbrukanej krwią ulicy…
-To wydarzenia z przeszłości – syknął czarnowłosy. – A ponoć ty widzisz przyszłość, kapłanie.
-Nie jestem już kapłanem! – ryknął na niego Naruto. – Nie jestem nim przez ciebie!
-Pamiętaj,
do kogo mówisz! – wydarł się wyprowadzony z równowagi generał i po raz
kolejny zdzielił blondyna w twarz. Zamroczyło go na dłuższą chwilę, tak,
że potrzebował czasu, by zapanować nad wydobywającym mu się z ust,
przeciągłym szlochem i jękami. Uchiha przyglądał mu się obojętnie,
siedząc na jego udach. Pozwolił mu jednak skulić się nieco i zasłonić
przed nim twarz.
-Jestem twoim panem – wycedził. – Albo nauczysz się szacunku do mnie…
-Już
mówiłem, że nigd…! – zaczął, ale Uchiha odtrącił jego ręce i ponownie
uchwycił jego szczękę w żelazny uścisk swoich palców. Przybliżył swoją
twarz do twarzy kapłana.
-Jestem
twoim panem – powtórzył głosem nieznoszącym sprzeciwu. Uzumaki walczył
ze sobą, ale w końcu ostatnie resztki jego woli spłynęły mu po
policzkach wraz z kolejnymi łzami.
-Tak, panie… -wyszeptał. Czarne oczy oprawcy zabłysły tryumfem.
-A
teraz wytłumacz mi, jak działają twe wizje? – rozkazał, puszczając jego
twarz i unosząc się lekko. Naruto wyczołgał się spod niego i odpełzł
jak najdalej, masując policzki.
-N-na to… na tonie ma reguły – powiedział. – Nie wiem, jak działają, m… m-mój panie… To ode mnie nie zależy.
-Co widzisz? – zapytał natychmiast czarnooki. Naruto przełknął ślinę.
-Wiele
rzeczy. Czasem przyszłe zdarzenia, a czasem przeszłe… wszystko, co jest
na tyle ważne, że Kyuubi raczy spojrzeć swym Okiem w tym kierunku.
-I ty jesteś tym okiem?
Naruto wyprostował się lekko, unosząc podbródek.
-Tak,
to ja –odparł z dumą. Uchiha przyglądał mu się chwilę, a potem
gwałtownie do niego przysunął. Uzumaki zareagował strachem i zasłonił
się, czując, jak serce wali mu jak młot.
-Może
jednak przydasz się na coś – szepnął mu Uchiha na ucho, ujmując jego
dłoń. – Spakujesz się. Zabieram cię na małą wycieczkę…
Po czym pochylił się i ucałował czule jego nadgarstek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz