Jak
wraz z Sasuke dotarliśmy do domu nie wiedziałem. Jak tylko wpadłem do
środka, uwalniając się od natrętnych, czarnych oczu Sasuke, zrzuciłem z
siebie plecak i wyciągnąłem telefon komórkowy, jednak Iruka nie
odbierał. Pomyślałem, że może jeszcze mieć lekcje, tak wiec niechętnie
polazłem do kuchni i naszykowałem sobie jeść. Nie miałem zamiaru wpadać
dziś do braci Uchiha, jak kazał mi Jiraiya. Wcale nie miałem ochoty na
obiad, ale szykując sobie kanapki po prostu miałem czym zająć ręce.
Najpierw przechadzałem się nerwowo po kuchni, potem poszedłem do salonu,
bo był większy. I wtedy w końcu zadzwonił mój telefon. Odebrałem
natychmiast.
-Iruka, myślałem, że już nie oddzwonisz! – zawołałem.
-Naruto
– powiedział dość niechętnie i dopiero wtedy przypomniałem sobie, jak
zakończyła się nasza ostatnia telefoniczna rozmowa. Ale teraz nie było
czasu na sprzeczki. Miałem mu przecież coś tak ważnego do przekazania!
-Iruka, gniewasz się na mnie za wczoraj? – wypaliłem. Usłyszałem westchnienie.
-Ja
myślałem, że to ty się gniewasz. Chciałem cię przeprosić, ale pierwszy
zadzwoniłeś – powiedział cicho.– Przepraszam. To, co powiedziałem, było
bardzo nierozsądne z mojej strony.
Miło było go tak słuchać, ale przecież to, co ja chciałem mu opowiedzieć, było dużo ważniejsze.
-Ja się nie gniewam, Iruka! –zawołałem, szczerząc zęby. – Mam ci coś ważnego do opowiedzenia!
-Tak? Co? – nagle stał się podejrzliwy. Zachichotałem do słuchawki.
-Słuchaj, Iruka. Tylko uważnie! Byłem dziś w szkole, i nie uwierzysz, ale spotkałem… nie uwierzysz kogo!
Chwila ciszy udowodniła mi, że chyba go przytkało. Pokiwałem głową.
-Tak,
Iruka! W szkole, w której jestem, uczy Kakashi! Po waszym rozstaniu
musiał wynieść się do Konohy! – zawołałem, kręcąc się po salonie. Po
drugiej stronie słuchawki panowała cisza. No cóż – on dzwonił, on
płacił. W końcu odchrząknął.
-Poznałeś Kakashiego? – zapytał cicho.
-No, i to jeszcze jak! Całowałem się z nim!
-Całowałeś się z Kakashim?! – krzyknął to tak głośno, że musiałem odsunąć słuchawkę od ucha.
-Ale się uspokój, Iruka!
-Jak mam być spokojny, skoro mówisz mi coś takiego?! – zawołał. – Jak mogłeś?! Co ci odbiło?!
-Jesteś
zazdrosny o mnie, czy raczej o niego? – zapytałem wściekły, a on
zamilkł. Chyba nawet sam przed sobą nie potrafił odpowiedzieć na to
pytanie. Teraz to ja odchrząknąłem. – W każdym razie, słuchaj mnie. Jak
go zobaczyłem, to byłem strasznie wściekły, ale się opanowałem. Miałem z
nim ostatnią lekcję, więc kiedy wszyscy wyszli, podszedłem do jego
biurka, żeby z nim pogadać. Przedstawiłem mu się jako twój chłopak.
-Co zrobiłeś?!
-No ale słuchaj mnie, cholercia, no! Więc… przedstawiłem mu się i powiedziałem, że ty wciąż za nim tęsknisz…
-Naru…
-… że trzymasz to wasze zdjęcie z wakacji…
-Naru…
-… że cały czas o nim gadasz…
-Ale…
-…
i że powinniście się znowu zejść – zakończyłem, wypuszczając głośno
powietrze z płuc. Jak cały czas mi przerywał, tak teraz mu raptem
zabrakło języka. – Iruka?
-Dlaczego mu to powiedziałeś?
-To
chyba oczywiste! – zdenerwowałem się, przeczesując włosy palcami.
Zdałem sobie sprawę, że łażę po salonie, ale w bezruchu to bym chyba
zwariował.
-A co on na to? – spytał cicho Iruka, a ja zachichotałem.
-Spytał, czy to prawda. Jak przytaknąłem, to Boże, Iruka, nie mówiłeś mi, że on jest taki zajebisty!
-Naruto – wycedził przez zęby. Wiedział, że się z nim drażnię, ale mi się to tak cholernie podobało.
-Najpierw
złapał mnie za kark – zacząłem szeptać do słuchawki jak w gorączce,
przyciskając ją mocno do policzka. – Jest taki wysoki, a to było przy
biurku, więc musiałem stać na palcach i opierać się o blat, a jego rant
tak zajebiście boleśnie wżynał mi się w uda… - jego milczenie
potwierdzało tylko, że był wściekły. Byłem pewien, że zacisnął szczękę i
pięści i zbierał się w sobie, by na mnie nawrzeszczeć. – Przyciągnął
mnie do siebie, nie zdążyłem nawet zamknąć oczu, a on już mnie całował!
Ale jak całował, Iruka. Włożył mi język głęboko do ust, wcześniej nie
miałem czasu zaczerpnąć powietrza, a on całował tak chaotycznie i
brutalnie…
-Dlaczego… mi… to mówisz…? – wycedził Iruka, a ja uśmiechnąłem się do siebie.
-Dlaczego? Bo potem mnie puścił, przybliżył się do mojego ucha i wyszeptał: przekaż to ode mnie Iruce – wzruszyłem ramionami. – To przekazuję.
Chyba go zatkało.
-On…?
-Tak, Iruka. Jestem sto procent pewny, że on też cię kocha. Myślę, że powinieneś…
-A ja myślę – przerwał mi – że nie powinieneś się do niego zbliżać.
-Jest moim nauczycielem!
-Koniec dyskusji, Naruto! To my jesteśmy dorośli. Zajmij się szkołą i zapomnij o Kakashim.
-Ale…
-Pa, skarbie. Wiem, że chciałeś dobrze. Zadzwonię do ciebie… później.
To
powiedziawszy, rozłączył się, a ja spojrzałem zdumiony na mój telefon.
Nie tak to się miało potoczyć, no! Ale cóż, uznałem, że to nic
straconego. Nie maiłem zwyczaju poddawać się w trakcie walki. Co to, to
nie!
Przez
następne kilka dni zastanawiałem się, jak rozwiązać całą tę
skomplikowaną sytuację tak, by obeszło się bez ofiar. Iruka nie chciał
rozmawiać ze mną o Kakashim, Kakashi nie chciał rozmawiać o Iruce.
Szczerze mówiąc, wcale nie zachowywali się jak dorośli, wręcz
przeciwnie. To oni byli w tej chwili dziecinni. Na szczęście okazja
pojawiła się szybciej, niż myślałem, a to wszystko dzięki Sasuke. Przez
te kilka dni już chyba ze dwa razy się popadliśmy, i raz, na szczęście, w
drodze do szkoły. Uchiha był dla mnie chamski, zwróciłem mu uwagę i
zaczęło się. Drań był wprost okropny. Siedząc na pierwszej lekcji,
akurat z Kakashim, to nie Uchihą zajęte były jednak moje myśli, tylko
szarowłosym Hateke. Na Uchihę miałem mieć w przyszłości więcej czasu,
ważniejsza była sprawa szczęścia Iruki. I wtedy wpadłem na genialny
pomysł.
Wyrwałem z zeszytu kartkę, napisałem na niej „Ha! Ten liścik wcale nie jest do Sasuke! To numer Iruki!”
po czym pod spodem napisałem rząd cyferek. Poczekałem na moment, kiedy w
klasie będzie panować cisza i szturchnąłem siedzącego przede mną Kibę.
-Kiba,
podaj to do Uchihy – szepnąłem, wiedząc, że Kakashi mnie słyszy. Jego
reakcja była natychmiastowa. Skonfiskował moją kartkę zanim dotarła do
adresata, po czym otworzył ją z
zamiarem przeczytania na głos. Kiedy jednak zorientował się, co
przechwycił, jego miny nie potrafiłby opisać żaden literat.
Poczerwieniał, chyba ze złości, ale nie mogłem tego stwierdzić.
-Żadnej
korespondencji na lekcjach – oznajmił klasie, ale liścik schował do
kieszeni. Byłem z siebie dumny. Skoro nie mogłem liczyć na Irukę, to
może mogłem chociaż zaufać Kakashiemu? Przecież oni się kochali!
Potem
już mogłem być po prostu sobą, i tylko czekałem na wieści od Iruki, że
Kakashi się odezwał. W tym czasie zajęty byłem zapoznawaniem nowych
ludzi i po prostu radością. Rozpierała mnie energia, bo wiedziałem, że
już niedługo Iruka będzie szczęśliwy i to tylko dzięki mnie! Choć tyle
mogłem dla niego zrobić.
Jedynym
cieniem, który nakładał się na moje w tej chwili idealne życie, był już
tylko Sasuke. Nie mogłem się z nim porozumieć. Wiedziałem, że to moja
wina, bo dałem mu do zrozumienia, że nie jestem nim zainteresowany i
teraz próbowałem to jakoś odkręcić. Nie było łatwo, Uchiha zwyczajnie
mnie nie lubił.
Nie
miałem pojęcia, jak do niego dotrzeć. Nie pomagał śmiech. Nic nie
dawała radość. Kiedy próbowałem być trochę poważniejszy, trochę taki,
jak on, to się wściekał jeszcze bardziej. Moja pomoc w kuchni go
złościła, chyba dlatego, że przypalałem wszystkie garnki. Zakumulowanie
się z Itachim też nic nie dało, a kiedy, niby przypadkiem, wpadałem na
niego tu i tam zaczynając zaraz rozmowę, to mnie zwyczajnie spławiał. W
końcu doszło do tego, że już nie odnosił się do mnie w żaden inny
sposób, niż zwyczajnie bardzo nieuprzejmie. Prowokowało mnie to do
wszczynania kłótni, więc się kłóciliśmy. Starałem się o nim zapomnieć i
przestać go lubić, ale nagle zdałem sobie sprawę, że nie potrafię.
Uwielbiałem te jego czarne oczy i nie mogłem o nich zapomnieć. Sasuke
śnił mi się po nocach w taki sposób, w jaki do tej pory śniłem tylko o
Iruce. Ledwo mogłem to znieść, widząc, jaki jest dla mnie na co dzień. W
snach był taki czuły, a jednocześnie… uch!
Aż
w końcu pewnego dnia dostałem wiadomość, na którą czekałem. Co prawda
był to tylko sms, ale zrobiło mi się cieplej na sercu. Iruka dzwonił do
mnie codziennie, ale nie mówił mi tego, co chciałem usłyszeć. Wiec kiedy
przeczytałem proste słowa: KAKASHI DO MNIE DZWONIŁ. DZIĘKUJĘ CI,
myślałem, że ze szczęści pęknę jak balon. Teraz mogłem zająć się sobą.
Sobą i moim atramentowookim zimnym draniem.
Tyle,
że mój atramentowooki zimny drań wcale nie chciał zająć się mną.
Chodził dumny jak paw, rzucał mi kpiące spojrzenia, ignorował moje próby
nawiązania jakichś przyjacielskich stosunków i bardzo często dawał mi
do zrozumienia, że jestem kimś gorszym od niego. Raz nawet chciałem się
przełamać i zaprosić go na mały wypad na miasto, ale tego dnia znów się
pokłóciliśmy, więc wybrałem się sam. Musiałem kupić sobie nowe dżinsy i w
centrum handlowym przez przypadek natknąłem się na Itachiego, wraz z
jego dziewczyną. Musiałem przyznać, że jego blondyna ma świetny gust.
Starszy Uchiha to też przecież takie ciacho!
Po
jakimś czasie moje próby zaprzyjaźnienia się z Sasuke jakoś tak
przestały mnie kręcić. Pewnego wieczoru, idąc przez podwórko przed domem
w celu wyrzucenia śmieci pomyślałem sobie, że chyba nie mam jednak
szans i powinienem dać sobie z nim spokój i poszukać innego obiektu
zauroczenia. Wróciłem do domu, zabrałem się za wcinanie ramen, który
akurat zdążył mi się zaparzyć i w tym samym momencie usłyszałem, że ktoś dobija się do moich drzwi. Zaintrygowany, poszedłem otworzyć i na progu domu zobaczyłem…
-Sasuke?
– wyrwało mi się ze zdziwienia. Ten drań unikał mnie przecież jak
ognia! Jego wzrok padł na kubek ramen, który trzymałem w dłoni.
-To
ja ci gotuję, a ty ramen w kubku żresz?! – wydarł się, święcie
oburzony. Niemal parsknąłem śmiechem. No tak, pogardziłem jego domowymi
obiadkami. Wyjąłem pałeczki z ust, by móc swobodnie panować nad mimiką
mojej twarzy. Iruka zawsze powtarzał, że jestem uwodzicielski. Nie
powiem, bardzo lubiłem grać w taki sposób na ludzkich nerwach. A Sasu
był taki słodki, kiedy się złościł, a ja miałem przecież obsesję na
punkcie wywoływania w nim silnych emocji!
-No
przecież obiad był dawno. Zgłodniałem – powiedziałem, patrząc na niego
zalotnie, a potem zaśmiałem się w duchu na widok jego wykrzywionej
twarzy. Na jego nieszczęście w tym momencie zaburczało mu w brzuchu i
jego święte oburzenie się zmąciło. Zaśmiałem się jeszcze raz, tym razem
głośno.
-Wejdź – zaprosiłem go, a on z miejsca, zaraz po wejściu, zaczął ściągać z siebie kurtę. Wow, a więc przyszedł mnie odwiedzić! – Co cię sprowadza?
-Byłem na siłowni – wyjaśnił.
-Oooo – wyraziłem zdziwienie, wpychając sobie makaron do ust.
-No
i wróciłem… - powiedział to z naciskiem, dając mi do zrozumienia, że
mam nie przerywać. Żałowałem, że diabelskie rogi nie mogą mi urosnąć,
wtedy miałby przynajmniej pojęcie, jakie mam wobec niego plany.
-Co
widać, chyba, że coś cię przejechało po drodze i jesteś duchem –
drażniłem się z nim perfidnie. Szturchnąłem go pałeczkami, jakby miały
przejść na wylot. – Nieee… jaka szkoda.
-I
WSZEDŁEM DO MNIE DO DOMU… - niemal zawołał i urwał, ale tym razem nie
miałem zamiaru mu przerwać. Zrozumiał to i w końcu się wkurwił, a ja
dopisałem punkt w swojej rubryczce. Już od jakiegoś czasu nas
podliczałem.
-I so? – ponagliłem go i żeby się nie zaśmiać, znów chapnąłem parę klusek.
-I zastałem Itachiego z jakąś dziewczyną – zakończył. Też mi afera!
-A, no wiem – odwróciłem się od niego w celu powrotu do kuchni. Nie patrzyłem, czy idzie za mną. Po chwili byłem już na miejscu.
-Jak
to wiesz? – usłyszałem za sobą jego wściekły głos, więc westchnąłem. Co
miałem mu powiedzieć? Że jego brat najzwyczajniej w świecie nie chciał
mu mówić, żeby nie prowokować kłótni? Itachi był pewien, że Sasuke
wynajdzie jakiś powód, by nie lubić jego dziewczyny. Twierdził, że
Sasuke nie chce nowego członka w rodzinie, a Itachi miał już plany
odnośnie swojej panny.
-No
mówił mi, że ma dziewczynę. Kiedyś z nią nawet gadałem, bo spotkałem
ich na mieście. Całkiem fajna, taka blondyna – powiedziałem delikatnie,
mając nadzieję, że jak powiem, że fajna, to będzie miał lepsze o niej
wyobrażenie. Zabrałem się za szykowanie kanapek. Nie odzywał się, więc
zerknąłem na niego. Stał w progu kuchni.
-Siadaj, zrobię ci kolację – zaproponowałem. Usiadł przy stole.
-Czemu mi nic nie powiedział?
-Nie
obraź się, ale jesteś trochę drętwy, a to nie zachęca do zwierzeń –
odparłem. – Itachi bał się po prostu, że zrobisz to, co robisz zawsze.
-A co robię zawsze? – prychnął, jakby nie wiedział.
-Prychasz
i zachowujesz się jak książątko – uświadomiłem go. Zerwał się na równe
nogi, prawie się zapienił. Tak, Sasu, prawda boli.
-Powtórz! – wydarł się na mnie.
-Ksią-żą-tko! - powtórzyłem zgodnie z życzeniem.
Podskoczył
do mnie i przyparł do szafki. Nie miał za co złapać, bo ubrany byłem
tylko w spodenki, a więc przycisnął mnie łokciem. Uniosłem brwi, a wtedy
w jego oczach zabłysła istna furia. Już chciałem dopisać sobie
kolejnego plusa, lecz wtedy jego pięść z impetem ugodziła mnie w skroń.
Zachwiałem się i zawadziłem o talerz, na którym naszykowałem kanapek.
Spadł on na podłogę i się rozbił. A my, w kilka chwil później, jego
śladem opadliśmy na zimne panele, tarmosząc się i okładając pięściami.
Żaden z nas nie mógł zyskać przewagi, każdy oberwał po równo. On mi
rozciął brew, ja mu rozwaliłem dolną wargę. Pewnie szarpalibyśmy się tak
aż do wyczerpania sił, gdy nagle Uchiha wrzasnął. Siedziałem wtedy na
nim, ale jeszcze nie zdążyłem go walnąć, więc w pierwszej chwili nie
wiedziałem, co się dzieje.
-C-co jest?
-Coś…
coś mi się kurwa wbiło w łopatkę! Ała, kurwa, złaź ze mnie! – zawołał, a
ja ogarnąłem spojrzeniem pobojowisko i ujrzałem wszędzie pełno szkła.
No tak! Rozbiliśmy talerz! A on leżał teraz na podłodze, przyciskany do
niej przeze mnie!
Pomogłem mu usiąść na krześle, a potem obejrzałem jego plecy. Na jego koszulce szybko rozrastała się plama krwi.
-To
kawałek porcelany – wyjaśniłem. Zaklął. Uśmiechnąłem się do siebie,
ogarniając wzrokiem jego postać.– I całe plecy masz w maśle i ci się
szynka przykleiła do włosów…
-Nie
pierdol, tylko zabierz to szkło! – był dziś wyjątkowo rozdrażniony.
Pokręciłem głową, a potem złapałem za kołnierzyk jego bluzki, po czym
szarpnąłem, rozdzierając ją na pół i odsłaniając zgrabne, blade plecy
Uchihy, splamione krwią. Ten widok podziałał na mnie stanowczo za
silnie. Niemal sapnąłem, ale dźwięk jaki wydałem utonął w jego wrzasku.
-Czy ciebie porąbało?!
-Niby jak miałem je wyjąć?! – zaprotestowałem oburzony, przytrzymując go, bo chyba marzyło mu się na mnie rzucić .
-No nie wiem, może podwinąć do góry?! – na to nie wpadłem.
-Ou… Nie pomyślałem.
Chyba
się załamał, bo zasłonił oczy dłonią. No cóż, on chyba tez czasem coś
robił, a potem dopiero myślał o skutkach, nie? Przyjrzałem się rance.
Pod skórę nieco poniżej łopatki wbił mu się całkiem spory kawałek
porcelany, ale nie wyglądało to groźnie. Nie przejąłem się nim.
Napawałem się boskim widokiem jego pleców. Ależ on był seksowny!
-No, trochę cię poharatało…- powiedziałem pierwsze, co mi ślina na język przyniosła. - Ale czekaj… o, tu też masz masło!
-Zajmij
się tym szkłem, to boli! – nakrzyczał na mnie. Zacmokałem. Ale był
delikatny! Podobało mi się to. I te jego nagie plecy. Prawie spłonąłem,
postanowiłem więc trochę się ogarnąć.
-Aleś ty delikatny – nie mogłem się powstrzymać, by mu tego nie wytknąć.
-Widać po twoim oku – odgryzł się.
-Ja
tam przynajmniej nie wyglądam, jakbym przed chwilą kogoś zagryzł –
przesunąłem palcami po jego ciepłych plecach, chcąc poznać fakturę jego
skóry, a gdy już przekonałem się, że jest właśnie taka, jaką ją sobie
wyobrażałem w moich snach, złapałem za szkiełko i wyciągnąłem je.
Syknął, a mnie to syknięcie tak cholernie podnieciło, że z trudem
zdołałem się opamiętać i uformować jakieś słowa.
-Trochę
ci krew leci – zatamowałem ją jego koszulką, pokazując mu szkiełko, by
nie spojrzał na moją twarz. – Wiesz co, ty idź do łazienki i spłucz to
wszystko z siebie, jesteś we krwi, w maśle i nadal masz szynkę we
włosach. A ja posprzątam i zrobię ci coś do jedzenia. Ręczniki są w
szafce na dole, znajdziesz – chciałem się go pozbyć jak najszybciej.
Odsunąłem się od niego, a potem podszedłem do zlewu i pod pozorem
zmywania z siebie krwi ochłodziłem się nieco wodą z kranu. Potem ukryłem
się za drzwiczkami lodówki, pod pozorem kolejnej próby przygotowania
kolacji. Kiedy na niego zerknąłem, nadal stał w miejscu. Ale chyba
niczego nie zauważył, nie?
-No co tak stoisz? – zapytałem, a on prychnął i odszedł. Zaśmiałem się do siebie, bo klatę też miał zajebistą!
Kocham takiego Naruto. Kiedyś wolałm uległego, ale ten jest o wiele lepszy :3
OdpowiedzUsuńPotwierdzam xD
Usuń~Kav
Witam,
OdpowiedzUsuńuwielbiam takiego Naruto, a ten pomysł z liścikiem do Sasuke, genialny Naruto...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia