zwykle
wolę, żeby to Naru był tym "słodziakiem", ale Jogurcik (ta norka jest z
dedykacją dla ciebie, gnębicielko xD) chciała, by pojawiło się
opowiadanie "z gwiazdką", a więc coś narusasu. zapraszam do czytania.
a
tak ponadto, to pomyślałam, że powinnam się postarać, byście w wakacje
mieli nieco więcej do czytania. a wiec będę się starała, by notki były
znacznie częściej, niż dotychczas. dlatego zaglądajcie częściej xD
-Uuuuuh!
– zawołałem, opadając na tyłek i biorąc kilka głębokich wdechów.
Zaśmiałem się, a mój sensei przysiadł sobie po turecku naprzeciw mnie i
uśmiechnął się. – Wooow, to było świetne!
Jiraiya
tylko wzruszył ramionami, po czym wyjął zza pazuchy długopis i kawałek
kartki. Ten to mógł pisać te swoje zboczone książki dosłownie wszędzie.
-Cieszę się, iż ci się podobało, mała fasolko…
-No
weeeź – jęknąłem, przysuwając się do niego. – Przestałem być kiełkującą
fasolką kiedy uzyskałem niebieski pas, sensei! Jak możesz być dla mnie
taki okropny?!
Jiraiya
tylko się zaśmiał, gryząc końcówkę swojego długopisu. Był on
przyjacielem mojego ojca i moim trenerem od najmłodszych lat.To dzięki
niemu mogłem przewiązywać moje kimono czerwonym pasem i dzięki niemu
miałem niebawem zdawać egzamin na jeszcze wyższy stopień. Nie mogłem się
doczekać nominacji na mistrza, w końcu trenowałem taekwondo praktycznie
od zawsze! Na początku była to tylko zabawa, jednak gdy miałem
jedenaście lat sensei zaproponował, bym pomyślał o taekwondo poważnie. I
pomyślałem, co zaowocowało tym, że byłem już trzykrotnym mistrzem
świata w kategorii juniorów.
-Już
nie wymyślaj, Naruto, tylko zmykaj pod prysznic, koniec na dziś –
powiedział, spoglądając na okno. – Muszę się zastanowić nad jedną sceną.
Wstałem
i ukłoniłem się przed nim, po czym uśmiechając się na widok jego
zamyślonej miny, wyszedłem z sali, zabierając ze sobą mój plecak.
Ponieważ
o tej porze sala ćwiczeń w szkole taekwondo w której uczył Jiraiya była
zajęta, a mi i jemu ciężko było ustalić pasujące nam dwóm terminy, w
poniedziałki po czternastej, jako że obaj mieliśmy ten czas wolny,
wynajmowaliśmy sobie do ćwiczeń salę korekcyjną w mojej szkole. Była ona
dość spora, znajdowały się w niej materace i choć resztę potrzebnego
nam sprzętu musieliśmy tu przywozić, nie narzekaliśmy.
Skierowałem
się w stronę szatni, by wziąć prysznic i zmienić kimono na normalne
ciuchy. Było już po szesnastej, a ja jeszcze miałem masę zaległej pracy
domowej i jakieś głupie wypracowanie do napisania. Nie, żebym się źle
uczył, bo byłem jednym z najlepszych uczniów w klasie. Problemem było tu
raczej lenistwo do nauki, wolałem poćwiczyć, niż poczytać.
Wiedziałem
jednak, że w tym roku nie mogę sobie odpuścić, w końcu była to ostatnia
klasa liceum. Czekał mnie egzamin, a potem rekrutacja na studia. Co
prawda byłem niemal w stu procentach pewny, iż dostanę się na uczelnię, o
której marzyłem, jednak ja zawsze wolałem dmuchać na zimne.
Dotarłem
do męskiej szatni i wszedłem do środka. Trochę zdziwił mnie dźwięk
prysznica, o tej porze nigdy nikogo tu nie było, klasa, która miała wuef
jako ostatnia, kończyła jakieś pół godziny wcześniej i po piętnastu
minutach wszyscy z szatni już wychodzili.
Nie przejąłem się tym jednak, tylko wzruszyłem ramionami,rozebrałem się i owijając biodra ręcznikiem, poszedłem się kąpać.
Kabin
w drugiej części szatni było siedem po jednaj stronie i siedem po
drugiej, drzwi z plastykowymi szybkami, przez które i tak nic nie było
widać, zamykane były na zasuwki. Wszedłem do pierwszej z brzegu kabiny.
Wziąłem
zaledwie szybki, trzyminutowy prysznic, by spłukać z siebie pot i
wróciłem do szatni, by się ubrać. Wtedy właśnie uderzyło mnie coś
dziwnego – w szatni, prócz moich rzeczy, nie było niczego innego.
Przecież, gdyby ktokolwiek kąpał się pod prysznicem, to musiałby
zostawić w szatni przynajmniej plecak, nie mówiąc już o tym, że żeby
musieć kąpać się tyle czasu trzeba by przedtem wysmarować się pastą do
butów! Naciągnąłem na siebie spodnie i zawróciłem do kabin, aby zakręcić
wodę w tej, w której jakiś debil najwyraźniej o tym zapomniał. Widać
nie każdy pacan wiedział, co to oszczędność.
Była to ostatnia kabina po lewej stronie. Złapałem klamkę, otworzyłem drzwi i zamarłem, zdumiony, wytrzeszczając oczy.
W
kabinie, skulony, dygocący z zimna, siedział jakiś czarnowłosy chłopak.
Był zupełnie nagi, dłonie miał przywiązane do kranu czerwonym krawatem
od naszego mundurka, drugim krawatem zakneblowane miał usta. Słuchawka
od prysznica znajdowała się w uchwycie nad nim, a skierowana była wprost
na niego, tak, że cały czas leciały na niego strumienie wody. Lodowatej
wody, jak się zorientowałem po panującym w kabinie chłodzie.
Bez
wahania wskoczyłem do kabiny i mocząc się trochę, zakręciłem kran.
Dopiero gdy woda przestała płynąć chłopak zorientował się, że nie jest w
kabinie sam. Otworzył oczy, spojrzał na mnie, a potem szybko je
zamknął, kuląc się i podwijając pod siebie nogi, aby się zakryć. Miał
rozwaloną dolną wargę.
Czując wstręt do pojeba, który mu to zrobił, pochyliłem się nad nim i ściągnąłem mu knebel z ust. Zaszczękał zębami.
-Z-z-zimno… m-mi… - szepnął, kiedy zabrałem się za rozwiązywanie jego rąk.
-Spokojnie,
nie bój się, zabiorę cię do ciepłego – węzeł puścił, a ja czym prędzej
rozplątałem krawat i bez zastanowienia pochyliłem się i wziąłem
czarnowłosego na ręce. Nie zaprotestował, cały dygotał tak bardzo, że
chyba na nogach by nie ustał. Kiedy jego lodowata, blada skóra zetknęła
się z moją nagą klatką piersiową i ja zadygotałem. Boże, on był zupełnie
zziębnięty!
Czym
prędzej wyniosłem go z lodowatej kabiny, a w szatni posadziłem koło
kaloryfera. Wtulił się w niego, a ja nakryłem go moim ręcznikiem, a na
to jeszcze i moim kimono, bo tylko to miałem. Chłopak, nadal trzęsąc
się, przylgnął do kaloryfera, grzejąc o niego dłonie. Usiadłem za nim i
zacząłem rozcierać jego ramiona.
-Trzeba
iść do dyrektorki – powiedziałem. – Przecież gdyby nie ja, znalazłyby
cię dopiero sprzątaczki! Wyziębiłbyś sobie cały organizm, nabawił
zapalenia płuc!
-Po-po-pojebało…
c-cię? – wyszczekał, a ja skrzywiłem się lekko. Czarnowłosy nie
należał, jak widać, do najuprzejmiejszych osób. – J-jak naskarżę –
kichnął potężnie, smarknął, po czym otulił się moim ręcznikiem jeszcze
bardziej, podwijając pod siebie nogi, które spadały mu z wąskiej ławki. –
T-to już na-naprawdę się… n-na mnie zawezmą…
-Kto? – zapytałem, a on pokręcił głową. – No powiedz, kto?!
Nie odpowiedział, tylko podciągnął pod siebie nogi.
-To
powiedz chociaż, dlaczego się na ciebie uwzięli? – zapytałem
zrezygnowany, przyglądając się, jak za wszelką cenę próbuje rozgrzać
swoje blade, wątłe ciało. Chociaż nie, nie był wątły, był normalnej
postury, choć musiałem przyznać, że w życiu nie wziąłbym go za
przeciętnego. Był gdzieś mniej więcej mojego wzrostu, mięśnie miał
całkiem, całkiem, widać było, że uczęszczał na siłownię. Długie, mokre w
tej chwili włosy opadały mu na przystojną, wąską twarz o
arystokratycznych rysach. Cienkie, w tej chwili bardzo blade od zimna
wargi hipnotyzowały prawie tak, jak jego niesamowicie czarne oczy w
kształcie migdałów, okolone czarnymi rzęsami. Ale nie przypominał laski w
żaden sposób, o nie. Był po prostu cholernie przystojnym facetem,
pomyślałem, że mógłby być modelem.
-Po-poszło o dziewczynę – odparł i kichnął, pociągając nosem. Prychnąłem.
-Żałosne – skwitowałem, a on skinął głową.
-Też tak uważam – szepnął. Spojrzał na mnie kątem oka. – Wi-widziałeś gdzieś moje rzeczy? Plecak… ubrania…?
Odruchowo rozejrzałem się po szatni, ale przecież wiedziałem, że nic tu nie ma.
-Nie, nic nie widziałem.
Zaklął,
przymykając na chwilę oczy. Chyba zastanawiał się, co ma ze sobą teraz
zrobić. Nie dziwiłem mu się, ukradli mu ciuchy i plecak, zostawili go
nagiego i związanego pod strumieniem lodowatej wody na kilkanaście
minut, a ja byłem zupełnie obcym kolesiem, który szczęśliwie mu się
napatoczył. Westchnąłem i wyciągnąłem w jego stronę spodnie od mojego
kimono.
-Załóż
je – powiedziałem. – Skoro nie chcesz iść do dyrektorki, zawiozę cię do
domu, powinieneś położyć się w cieple, wypić herbatę, a najlepiej, to
iść do lekarza.
Zerknął
na mnie, a potem skinął głową. Wstałem i obróciłem się, aby miał choć
odrobinę prywatności, choć i tak, wszystko co było można zobaczyć już
widziałem. Po raz kolejny uderzyło mnie, jak seksownym facetem był,
wydawał się wprost idealny. Do tej pory nie miałem pojęcia, że tacy
ludzie w ogóle istnieją, no, może tylko wśród gwiazd.
-Już
– mruknął w pewnym momencie, wiec obróciłem się, by na niego spojrzeć.
Stał ubrany w moje kimono, które, jak się okazało, było odrobinkę za
duże. No cóż, teraz mogłem stwierdzić, że jest te trzy, może cztery
centymetry niższy i nie tak napakowany, jak ja. Wycierał głowę moim
ręcznikiem, stał boso na zimnych płytkach.
-Dobra,
to czekaj – szybko założyłem na siebie resztę ciuchów, rezygnując z
marynarki od mundurka, którą mu podałem, by się jeszcze dodatkowo
opatulił. Natychmiast zarzucił ja sobie na ramiona, obejmując się
rękami. Ręcznik okręcił sobie wokół głowy, przez co wyglądał niewymownie
śmiesznie. Zarzuciłem na ramię swój plecak. – Masz szczęście, że
zaparkowałem tuż obok drzwi wejściowych – powiedziałem, wskazując na
jego strój. Wzruszył ramionami.
-Wali mnie, co ktoś mógłby sobie pomyśleć – powiedział, nadal lekko drżącym głosem. Znów kichnął. – I-idziemy?
Wyszliśmy
z szatni i czym prędzej udaliśmy się do samochodu. Gdy ruszyłem,
wyjeżdżając z parkingu przed szkołą,chłopak zwrócił się do mnie.
-Mógłbyś pożyczyć mi na chwilę swój telefon? – zapytał. – Zadzwonię do brata.
-Jasne
– odparłem, wyciągając aparat z kieszeni. Podałem mu go, skupiając się
na drodze i nie patrząc na niego. Wystukał numer i przyłożył słuchawkę
do ucha. Czekał chwilę.
-Itachi?
– odezwał się nagle i chwilę czekał. – Nie, czekaj, to ważne!... co
mnie obchodzi, że jesteś… gdzie ty właściwie jesteś? – znów chwilę
czekał. – A kiedy wrócisz? – zapytał w końcu. – Itachi, ja nie mam
kluczy do mieszkania! Nie… nie mam… nie mam, do cholery, okradli mnie!
Nie mam kluczy, telefonu, pieniędzy, dokumentów, karty… nie mam nic… No
jak ci, kurwa, zapłacę za ślusarza, przecież mówię, że nie mam nic… jak,
bez dokumentów, baranie?! Powiedz, o której będziesz w domu?... Co?!
Nie dasz rady wcześniej?! – słuchał przez chwilę. – Tak… nie… dobra,
jakoś dam sobie radę. Pa.
Rozłączył się i oddał mi telefon.
-Co się stało? – spytałem, bo wpatrywał się przed siebie, gryząc kciuk. Zerknął na mnie.
-Brat
jest poza miastem, będzie dopiero za trzy godziny, nie mam jak dostać
się do domu, jestem ubrany w ręcznik i kimono, nie mam pieniędzy,
telefonu ani dokumentów, a ty się kurwa pytasz, co się stało?
Zachichotałem.
-No, masz problem – podsumowałem, a on prychnął. Rozejrzał się nagle.
-Gdzie my w ogóle jedziemy? – zapytał. Uśmiechnąłem się.
-Do
mnie –wyjaśniłem, a on spojrzał pytająco. – Cóż, miałem zaparkować
gdzieś, kiedy rozmawiałeś i poczekać, aż powiesz gdzie mieszkasz, jednak
zorientowałem się, że nie masz jak dostać się do domu, więc
stwierdziłem, że nie mogę cię tak zostawić. Poczekasz u mnie na brata, a
gdy wróci, to cię odbierze.
Siknął głową.
-Jestem
Sasuke – przedstawił się, a ja rzuciłem własne imię. Sasuke ponownie
skinął głową. – Dzięki za pomoc, bo przecież w ogóle nie musisz tego dla
mnie robić.
-Spoko,
przecież mnie mógłbym cię tak po prostu zostawić po tym, jak cię
znalazłem – odparłem. – Wtedy nie byłbym wcale lepszy od idioty…
-Idiotów
– poprawił mnie. – Myślisz, że jeden dałby mi radę? Było ich pięciu,
kurwa mać – dotknął swojej spuchniętej, rozkrwawionej wargi. – Żebym
chociaż jeszcze, kurwa, był winny – powiedział rozżalony. – Nie mam nic
wspólnego z laską, która rzuciła jednego z nich. Se idiota ubzdurał, że
to przeze mnie.
-Rozumiem
– powiedziałem, gdy nagle pojąłem, o co tak naprawdę poszło. –
Rozkochałeś w sobie dziewczynę jakiegoś osiłka, a on skrzyknął kolegów…
-Nikogo
w sobie nie rozkochiwałem! – przerwał mi ze złością. – Nie moja wina,
że te idiotki na mnie lecą! Nawet nie znam tej dziewczyny!
Zaśmiałem się.
-Takie
uroki bycia tak przystojnym – powiedziałem bez zastanowienia. Koleś, ku
mojemu zdumieniu, zaczerwienił się lekko i szybko odwrócił głowę.
Milczeliśmy przez chwilę, a ja plułem sobie w brodę za własną głupotę.
Zabrzmiało to tak, jakbym go podrywał. – To… eee… z której jesteś klasy?
– zapytałem, mając nadzieję, że dzięki temu ta krępująca chwila minie.
Chłopak oderwał spojrzenie od widoku za oknem i zerknął na mnie.
-Z 1A – odrzekł.– A ty?
-3B – odparłem.– No więc dzieciaki z pierwszych klas takie mają teraz zabawy?
-Ale
śmieszne – mruknął, ściągając ręcznik z głowy. Nie skomentowałem jego
fryzury, choć śmiać mi się chciało. Sasuke rozczesał mokre włosy
palcami, po czym wygładził moje kimono, które miał na sobie. Skubnął
czerwony pas. – Dlaczego kimono? – zapytał.
-Trenuję taekwondo – odparłem. Przyjrzał mi się uważniej.
-A czerwony pasto wysoko, czy nisko?
-Wysoko – mruknąłem, skręcając na podjazd przed moim domem. Oderwał spojrzenie od mojej twarzy, po czym przeniósł je na dom.
Mieszkaliśmy,
ja i moi rodzice, na przedmieściach Konohy w niedużym, ale też nie
całkiem małym, piętrowym domku otoczonym ogródkiem. Wyskoczyłem z
samochodu, po czym szybko otworzyłem bramę i wróciłem. Po chwili
parkowałem już przed garażem.
Wysiedliśmy.
Ja zamknąłem bramę i czym prędzej podbiegłem do drzwi, by Sasuke nie
marzł na schodach. W końcu i tak się dziś dostatecznie mocno wyziębił,
ponadto ja miałem na sobie tylko koszulę od mundurka, bo oddałem mu
marynarkę i mnie również zbyt ciepło nie było.
Wpuściłem
go do domu, zapalając światła. Sasuke rozejrzał się po naszym
korytarzu, na dłużej zatrzymując oczy na wiszących na ścianach obrazach.
-Moja mama jest artystką – wyjaśniłem. – Dlatego pełno u nas takich śmieci.
Skinął głową i skupił wzrok na mnie.
-Będę mógł wziąć gorący prysznic? Cały czas jest mi zimno.
-Jasne – odparłem. – Zaczekaj tu, przyniosę ci z mojego pokoju normalne ciuchy i ręcznik. Nie ruszaj się.
Skoczyłem
na górę i po chwili wracałem już z ubraniami i ręcznikiem. Podałem mu
je i wskazałem łazienkę, po czym sam poszedłem do kuchni, by zrobić nam
gorącej herbaty i podgrzać obiad.
Sasuke
wrócił po dziesięciu minutach, z zarumienionymi od gorącego prysznica
policzkami, ubrany w moje czarne jeansy i ciemnoniebieski podkoszulek
oraz grube, wełniane skarpetki. Wskazałem mu krzesło.
-Mam nadzieję, że lubisz zupę miso? Moja mama ją zrobiła, odgrzałem nam.
-Może być – odparł. – Nie jestem wybredny. Zresztą, nie jadłeś nic, co ugotował mój brat.
Usiadł
przy stole, po czym zabrał się za jedzenie. Obserwowałem go, nieco
zmieszany całą tą sytuacją. W sumie przecież zupełnie nie znałem gościa,
ale głupio mi było go tak zostawić tam w tej szatni.
-Powiesz nauczycielom, co się stało? Tamtych pięciu powinna spotkać kara – odezwałem się w połowie obiadu.
-Nie
powiem, ale ja już kurwa zadbam, by spotkała ich kara – uśmiechnął się
wrednie. Cóż, już po raz drugi stwierdziłem, że do najmilszych to on nie
należał.
-Jak
cię znów dorwą, to może być słabo, pokazali, do czego są zdolni –
powiedziałem ostrzegawczo. Wywrócił oczami. – Sasuke, to nie żarty. Ile
ty właściwie siedziałeś pod tym prysznicem?
Zadrżał i odwrócił głowę.
-Długo
–mruknął, grzebiąc łyżką w zupie. – Dobra, trochę zmarzłem – przyznał. –
Ale ja im tego nie przepuszczę. Nie jestem jakimś jebanym kapusiem,
więc nie pójdę do nauczycieli, ale… coś wymyślę…
Nie
podobało mi się to, ale przecież ledwo go znałem, więc co ja miałem mu
doradzać czy go powstrzymywać przed czymkolwiek? Trochę też go
rozumiałem, w końcu oberwał całkiem niesłusznie. Ze strony oprychów był
to jednak spory błąd taktyczny, ponieważ jeżeli chcieli go postraszyć,
to im się to zupełnie nie udało, a ponadto, dzięki rozwalonej wardze
wyglądał jeszcze bardziej drapieżnie i pociągająco, więc nawet nie udało
im się go oszpecić.
-Długo trenujesz to swoje taekwondo? – zmienił temat.
-Od dzieciaka –odparłem. Przyjrzał mi się.
-I osiągnąłeś coś w tym?
-Jestem trzykrotnym mistrzem świata.
Zatkało go na chwilę.
-Bujasz –powiedział, uśmiechając się. Pokręciłem głową. – Serio, jesteś mistrzem świata?
-Tak –odpowiedziałem lekko, a on uśmiechnął się jakoś dziwnie.
-Nie wyglądasz –odparł. – Pokaż coś.
Spojrzałem na niego krótko i uśmiechnąłem się.
-Wstań –powiedziałem, podnosząc się z krzesła. – I chodź za mną.
Bez
wahania poderwał się na nogi i wyszedł za mną. Poprowadziłem go do
salonu, a tam przesunąłem nieco kanapę i ustawiłem się pośrodku
pomieszczenia. Sasuke stanął przy drzwiach, patrząc na mnie.
-Jestem w dżinsach i tu jest mało miejsca – powiedziałem. – Więc szału nie będzie.
Uśmiechnął
się kpiąco, na co ja skłoniłem się przed nim i przyjąłem pozycję.
Pokazałem mu kilka układów, obserwując jego rzednącą minę. Kiedy
stanąłem prosto, zaśmiał się.
-Ej, fajnie – powiedział. Ukłoniłem się jeszcze raz.
-Ale
koniec przedstawienia, mama się wścieknie, jak zobaczy kanapę nie na
miejscu – czym prędzej zająłem się przesuniętym meblem, ustawiając go na
miejscu, po czym znów spojrzałem na Sasuke. Stał tam gdzie stał,
przyglądając mi się uważnie. Lekko się zmieszałem, bo nagle zdałem sobie
sprawę, że najzwyczajniej się przed nim popisywałem!
-Eeee… pomyślałem – odezwałem się – że może do przyjazdu twojego brata coś obejrzymy, co?
-Może być – odparł Sasuke.
-Więc
siadaj, ja skoczę na górę po płyty i do kuchni po jakieś żarcie –
przeszedł przez salon i usiadł na kanapie, zwijając się w kłębek, a ja
wyszedłem.
Gdy
wróciłem z pudełkiem płyt, paczką chipsów, butelką coli i kocykiem z
mojego łóżka, Sasuke siedział nieruchomo, wpatrując się w wyłączony
telewizor. Gdy podszedłem do kanapy, spojrzał na mnie. Rzuciłem w niego
kocykiem.
-Masz, zmarzlaku – powiedziałem. Refleks miał dobry, bo złapał kocyk, zanim ten pacnął go w twarz.
Usiadłem obok niego, rozkładając żarcie na stoliku, a potem otworzyłem pudełko z filmami.
-Co oglądamy?
-A co tam masz? – zapytał owinięty w kocyk Sasuke. – A masz jakiś fajny horror?
-Horror? – zapytałem. Średnio przepadałem za ty gatunkiem. Sasuke przytaknął.
-Coś o duchach…
-Jeny,
co ty oglądasz – prychnąłem, ale wyjąłem dwie płyty i pokazałem mu
tytuły. Zastanawiał się chwilę, aż w końcu wybrał jeden film.
Włączyłem go i rozsiadłem się na kanapie bok niego, otwierając chipsy. Film zaczął się i obaj wpatrzyliśmy się w ekran.
Godzinę
później ja wciąż oglądałem, coraz bardziej zainteresowany, natomiast
zmarzlak spał. Zasnął gdzieś po trzydziestu minutach, owijając się
kocykiem i wtulając głowę w leżącą na kanapie poduszkę.
Chwilę
mu się wtedy przyglądałem, bo wyglądał dość… hmm… bezbronnie. Jego
twarz rozluźniła się, policzki zarumieniły, przez co stracił swoją
prawie trupią bladość. Spał z uchylonymi usteczkami, które nabrały już
normalnego koloru. Jego długie rzęsy niemalże rzucały cienie na gładkie
policzki, a czarne jak smoła włosy rozsypały się po poduszce, czyniąc
wokół jego głowy ciemną aureolę. Jedną rękę trzymał zwiniętą w pięść
przy twarzy, drugą chyba ściskał udami, sądząc po układzie jego ciała
pod kocem. Wróciłem do oglądania filmu.
Kiedy
się skończył, sprzątnąłem paczkę po chipsach i poszedłem do swojego
pokoju po książkę od matmy, a potem ulokowałem się w kuchni przy stole i
wcinając surowe marchewki, zacząłem się uczyć. Szło mi to opornie, bo
moje myśli krążyły wokół śpiącego w salonie kolesia. Nie mogłem
uwierzyć, że ktoś chciał zrobić mu krzywdę, w końcu wydawał się taki
nieszkodliwy. Trochę wyszczekany, to prawda, ale jednocześnie w jakiś
sposób bezbronny.
Następną
godzinę później zadzwonił mój telefon. Gdy odebrałem połączenie od
nieznanego numeru, po drugiej stronie słuchawki odezwał się męski głos:
-Sasuke?! – wykrzyknął ktoś pytająco.
-Nie, Sasuke śpi. Jestem jego kolegą – wyjaśniłem zdenerwowanemu bratu czarnowłosego.
-Och, to dobrze, że z kimś jest… a gdzie on jest?
-W
moim domu – powiedziałem lekko rozbawiony, bo brat Sasuke wydał mi się
nieco nierozgarnięty. – Podać panu adres? Ma pan gdzie zapisać?
-Zapamiętam
– odparł mężczyzna, a ja wzruszyłem ramionami i podyktowałem mu adres
mojego domu. Powtórzył go, a potem podziękował.
-Będę
za półgodziny – poinformował, rozłączając się. Odłożyłem telefon i
spojrzałem na okno, za którym było już ciemno. Moi rodzice byli w innym
mieście, na wystawie jakichś obrazów w słynnej galerii i miało ich nie
być do jutra. Chwilę zastanawiałem się, czy wciąż są na przyjęciu, czy
może już się urwali? Miałem nadzieję, że po tym całym wypadzie za
dziewięć miesięcy nie będę miał przypadkiem rodzeństwa? To byłoby
ekstra, wcale nie chciałem być jedynakiem. Potrząsając głową, by pozbyć
się głupich myśli, wróciłem do odrabiania lekcji.
Kiedy
rozległ się dzwonek do drzwi,porzuciłem aktualnie pisane wypracowanie i
poszedłem otworzyć. Gdy zobaczyłem brata Sasuke, na chwilę mnie
przytkało.
Wyglądał
jak Sasuke, no, prawie. Ci dwaj byli do siebie cholernie podobni.
Starszy był jednak stanowczo wyższy od młodszego, chyba nawet wyższy ode
mnie. Miał czarne, długie włosy, związane na karku i równie ciemne
oczy, tylko trochę innego kształtu niż Sasuke. Ubrany był w garnitur, na
który miał narzucony ciemnoszary płaszcz.
-To tu… przebywa mój brat? – zapytał, patrząc na mnie niepewnie. Otrząsnąłem się.
-Tak… tak… mam na imię Naruto – przedstawiłem się. Skinął mi głową.
-Jestem Itachi – podał swoje imię. – Gdzie Sasuke?
-Śpi w salonie. Możemy najpierw, zanim go obudzę, zamienić słowo?
Iatchi spojrzał na mnie zaintrygowany i skinął głową. Poprowadziłem go do kuchni.
-Napije się pan kawy… herbaty? – zapytałem.
-A z przyjemnością – usiadł przy stole. – Poproszę kawę.
Skinąłem
głową i przygotowałem kubek kawy dla niego i herbatę dla siebie. Kiedy
napoje były gotowe, postawiłem kawę przed nim i usiadłem naprzeciw.
-Widzi pan… - zacząłem ostrożnie, patrząc mu w oczy, gdy próbował napoju, a potem sobie dosładzał. – Nie wiem, jak zacząć…
-Jest
pan chłopakiem mojego brata? – zapytał ni z tego ni z owego, patrząc na
mnie z zainteresowaniem znad pomarańczowego kubka w żyrafy. Poczułem,
że się rumienię.
-Skąd! – zawołałem i teraz on się zmieszał.
-Och… wpadka – zaśmiał się z zakłopotaniem. – Przepraszam. Po prostu Sasuke tak mało mi mówi, a że raczej nie ma kolegów…
-O
to właśnie mi chodzi – zacząłem, odchrząknąwszy uprzednio. Wolałem
odgonić od siebie myśli o tym, co przez pomyłkę zdradził mi starszy
Uchiha. Byłem tolerancyjny. – Wydaje mi się, że powinien pan z nim o tym
pogadać. Widzi pan, wycięto mu dziś nieprzyjemny dowcip. Grupa jakichś
kolesi, która się na niego uwzięła, zostawiła go dziś związanego pod
zimnym prysznicem. Gdybym go nie znalazł, siedziałby tam chyba z ponad
pół godziny – oczy Itachiego otworzyły się szerzej. – Mówiłem mu, by
poszedł do nauczycieli, ale nie chciał. Może pan go przekona, bo tamci w
końcu zrobią mu krzywdę.
-To… to go nie okradziono?
-Zabrali
mu rzeczy – wyjaśniłem. – Pewnie jutro się znajdą, myślę, że ukryli je
gdzieś w szkole. Ważne jest, że to mogło się źle skończyć…
Itachi zakrył usta dłonią.
-Trzeba… to zgłosić do dyrekcji… - szepnął.
-Nie
– padło nagle. Obaj spojrzeliśmy na drzwi do kuchni, w których stanął
Sasuke. Wyglądał… wyglądał tak, że natychmiast odwróciłem wzrok.
Zdążyłem tylko uchwycić rozpalone policzki, rozczochrane długie włosy i
przydużą, rozciągniętą koszulkę, której szeroki dekolt zsunął mu się na
bok, odsłaniając gładkie ramię. Brat wytrzeszczył na niego oczy, po czym
wziął się garść i rzucił mi takie spojrzenie, jakby zarzucał mi
kłamstwo.
-Sasuke…
-Nie
wpierdalaj mi się w życie, powiedziałem, że nie, Itachi! – krzyknął
Sasuke, patrząc gniewnie na starszego brata. – Nie będę donosił jak
pieprzony kapuś!
Iatchi zerwa się z krzesła.
-Sasuke, a gdyby stała ci się krzywda?! To nie są żarty kolegów, to jest znęcanie się! Trzeba…!
-Powiedziałem„nie”! – przerwał mu Sasuke. – Po prostu jedźmy już do domu, źle się czuję.
-Mówiłem, że to skończy się chorobą! – wtrąciłem swoje. – Jeśli ty nie pójdziesz do dyrektorki,to ja to zrobię.
Sasuke prychnął.
-Rób
co chcesz, ja i tak nic nie powiem! – warknął w moją stronę. – Jeżeli
dyrekcja się dowie, wszystko przycichnie na jakiś czas, to prawda. Tamci
odbębnią swoją karę, a za miesiąc lub dwa będą chcieli się zemścić,
znam ich, w końcu jestem z nimi w klasie!
-Ale… - zaczął Itachi, jednak Sasuke pokręcił głową.
-Żadnego „ale”, jedźmy już do domu – poprosił, patrząc na brata spod rzęs. Ten westchnął, dopił kawę i odstawił kubek.
-Dobrze
– zdjął z oparcia krzesła płaszcz, który tam wcześniej powiesił,
podszedł do Sasuke i zarzucił mu go na ramiona. Obrócił się ku mnie. –
Dziękuję, że pomogłeś Sasuke– powiedział, a ja skinąłem głową.
-Dziękuję – szepnął Sasuke. – Znajdę cię w szkole i oddam ubrania.
-Jasne – powiedziałem.
Odprowadziłem
ich do drzwi i patrzyłem, jak wsiadają do czarnego porsche,
zaparkowanego przed naszą bramą. Sasuke skinął mi jeszcze raz głową,
zanim jeszcze wsiadł, a potem bracia odjechali. Zamknąłem drzwi i
poszedłem się wykąpać, a potem spać.
Następnego
dnia w szkole, o tym, że Sasuke do niej nie przyszedł, dowiedziałem się
przypadkiem zaraz po pierwszej lekcji i dopiero wtedy zorientowałem
się, jak popularny wśród koleżanek musiał być Sasuke. Plotkowały o nim
dziewczyny z mojej klasy!
Udając idiotę zapytałem je, kto to jest, a one spojrzały na mnie jak na nienormalnego.
-Tobie to tylko te twoje karate…
-Taekwondo…
-…taekwondo
w głowie, Naruto – zachichotała Ino. – Sasuke to chyba
najpopularniejszy chłopak w szkole, chyba nawet ciebie przebił.
Wzruszyłem
ramionami. Szczerze mówiąc, na popularności nigdy mi nie zależało, ale
prawdą było, że na powodzenie u lasek nie narzekałem, w końcu byłem
sportowcem i to nie byle jakim. Przez te trzy lata miałem kilka
dziewczyn, tylko ostatnio sobie odpuściłem, by skupić się na zawodach i
nauce.
-Ta?
-Uhum… jest taki tajemniczy i przystojny… - westchnęła Sakura. – I nawet nie przeszkadza mi, że jest młodszy… Jest taki zimny…
-Jest
wysoki – dodała Ino, jakby chciała obronić siebie i koleżankę przed
faktem, że wzdychają do pierwszoroczniaka. – I ma zniewalające, czarne
jak noc oczy… wydaje się niebezpieczny i mroczny… Sasuke Uchiha…
-Nie
chcę tego słuchać – powiedziałem z niesmakiem i oddaliłem się od nich.
Sasuke miał naprawdę problem z dziewczynami, skoro te wszystkie panny
tak się za nim uganiały, a ten „boski czarnooki” był gejem… Pokręciłem
głową. Chłopak był w impasie, bo z jednej strony wyżywali się na nim za
jego popularność wśród lasek, a z drugiej strony, gdyby się przyznał do
swojej orientacji, zaczęliby się na nim wyżywać przez nią. I tak źle i
tak niedobrze.
Sasuke
nie było w szkole do końca tygodnia, pojawił się dopiero w
poniedziałek. Następnego dnia, we wtorek, spotkałem go na dużej
przerwie, gdy siedziałem na korytarzu, powtarzając biolę; na
nadchodzącej lekcji mieliśmy mieć klasówkę. Sasuke usiadł obok mnie na
korytarzu i oddał mi moje ciuchy, schludnie zapakowane w małą
reklamówkę.
-Dzięki – powiedział. – I sorry, że momentami byłem niemiły… to przez to, co się stało.
-Jasne…
- odparłem, patrząc na niego z zupełnie innej strony. Kiedy
uświadomiłem sobie, że ten przystojny koleś jest gejem, czułem się przy
nim nieco dziwnie, zwłaszcza że patrzył na mnie spod tych swoich długich
rzęs i mrugał czarnymi ślepkami.
-Wiesz, zdałem sobie sprawę, że ci nie podziękowałem w żaden sposób…
-Ale nie musisz…
-To niehonorowe – powiedział, patrząc na mnie dość groźnie. – Nie możesz nie pozwolić mi się odwdzięczyć.
-No dobra, niech będzie – westchnąłem zrezygnowany. Zaraz się uśmiechnął.
-Więc się dziś niczym nie opychaj, stawiam obiad po lekcjach. Będę czekał przed szkołą po siódmej lekcji.
-Jasne – skinąłem głową, a on wstał i odszedł.
Patrzyłem,
jak idzie korytarzem, a wszystkie laski się za nim oglądają. Nie
zwracał na nie najmniejszej uwagi, ignorował nawet te, które mówiły mu
cześć. Przez to coraz bardziej utwierdzałem się w swoim przekonaniu co
do jego orientacji.
Lekcje
mijały mi stosunkowo wolno. Klasówkę z bioli napisałem nawet dobrze,
później jednak mieliśmy niezapowiedzianą kartkówkę z matmy i tu
obawiałem się, że mogłem ją zawalić, w końcu wczoraj nic się z tego
przedmiotu nie uczyłem. Z ulgą odetchnąłem, gdy ostatnia tego dnia
lekcja dobiegła końca. W szatni ubrałem się w kurtkę i wyszedłem na
zewnątrz.
Tu
spotkało mnie zaskoczenie – Sasuke nie było. Pomyślałem jednak, że jego
klasa mogła na chwilę zostać zatrzymana po lekcjach, albo był dyżurnym i
musiał ogarnąć po klasie, albo ktoś go zagadał lub coś w tym stylu, tak
więc usiadłem na ławce, czekając.
Nagle,
wśród ogólnego gwaru, do moich uszu dotarł dziwny dźwięk – coś jakby
krzyk. Wokół panował tłok, ludzie, śmiejąc się i rozmawiając, wychodzili
ze szkoły. Część szła na parking, część w stronę bramy, aby dostać się
na przystanek. Nikt nie zwrócił uwagi na ten krzyk, w końcu w szkole nie
brakowało dzikusów, jednak mi on zabrzmiał znajomo. Wstałem z ławki i
postanowiłem przejść się wokół szkoły.
Zaledwie
zaszedłem za jej lewe skrzydło, ten sam krzyk powtórzył się,
wyraźniejszy. Dobiegał zza stołówki,która mieściła się w innym budynku,
więc puściłem się biegiem w tamtym kierunku, wiedząc już, kto krzyczał.
Wpadłem za róg i zamarłem.
Był
tam Sasuke, z trzema innymi kolesiami. Wszyscy trzej byli od niego
więksi. Dwóch stało z boku, jeden trzymał w dłoni telefon i śmiejąc się,
nagrywał nim rozgrywającą się tam scenę.
Trzeci
koleś trzymał szarpiącego się Sasuke przypartego do ściany stołówki.
Jedną ręką przyciskał do muru jego głowę, drugą przytrzymywał w górze
jego nadgarstki. Spodnie Sasuke były opuszczone, podobnie bokserki. A
tamten koleś miał rozpięty rozporek i krocze przyciśnięte do pośladków
Sasuke… on go…
-HEJ! – wrzasnąłem, a wszyscy czterej spojrzeli na mnie.
-Kurwa!
– zaklął ten z telefonem, ale refleks miał kiepski. Nim się
zorientował, doskoczyłem do niego i wyrwałem mu telefon z ręki,
nokautując go ciosem w brzuch. Gdy upadł, spojrzałem na pozostałych. Ten
który nic nie robił rzucił się do ucieczki, a tego, który był przy
Sasuke, zapłakany czarnowłosy zdzielił łokciem między oczy, zaskakując
mnie swoją przytomnością. Koleś padł na ziemię i wtedy spostrzegłem,że
choć rozporek miał rozpięty, jego sprzęt był schowany. On nie gwałcił
Sasuke, on udawał, by nagrać taki filmik. Co za…
Spojrzałem
na telefon, gdzie wciąż trwało nagrywanie. Zastopowałem je i
skasowałem, po czym rzuciłem aparat w stronę leżącego, znokautowanego
przeze mnie kolesia. Ten, który dostał od Sasuke, zebrał się w tym
czasie z ziemi i uciekł, gubiąc za sobą krople krwi z rozwalonego nosa.
Zerknąłem na Uchihę.
Czarnowłosy
podciągnął spodnie i siedział teraz pod ścianą. Rękami zakrywał twarz,
nogi miał podkulone pod siebie i dygotał w bezgłośnym łkaniu. Nie
potrafiłem nawet domyślić się, jak bardzo upokorzony się czuł. Zbliżyłem
się do niego i przykucnąłem obok.
-Sasuke…?
Opuścił
ręce i spojrzał na mnie.Oczy miał pełne łez, podrapany i opuchnięty
policzek, na szyi ślady po palcach.Chciałem coś powiedzieć, lecz nagle
opuszczający go strach sprawił, że zaniósł się płaczem i znów ukrył
przede mną twarz. Westchnąłem i położyłem mu rękę na głowie.
-Spokojnie, skasowałem ten filmik – powiedziałem. Załkał jeszcze głośniej. – Nie płacz…
-M-myślisz,
że gdybym m-mógł przestać… to… to bym ryczał?! – zdenerwował się, znów
na mnie patrząc. Łzy płynęły mu po twarzy. – Ugh!
Fuknął i usiadł prosto, wycierając twarz rękawem.
-Co
za chuj! – warknął, co wyglądało groteskowo, bo miał mokrą od łez twarz
i wyglądał bezbronnie jak kociątko. – Dorwali mnie po lekcjach i tu
zaciągnęli, że niby znów przez tę laskę… Kurwa! Kiedy im wyjaśniłem, że
już jej mówiłem, że jej nie chcę, dostałem po gębie. Powiedzieli, że za
mało się staram, że pewnie mi się podoba, to warknąłem, że nie może mi
się podobać, bo jestem gejem i żeby się odwalili! A oni… Kurwa!
-Nie
klnij – powiedziałem, kątem oka widząc, jak koleś, którego uderzyłem,
kaszląc zbiera się z ziemi. Sasuke zamilkł i też na niego spojrzał.
Chłopak zgarnął się z podłoża i uciekł, ściskając w dłoni telefon. Ja i
Sasuke znów spojrzeliśmy na siebie.
-Nie
klnij! – fuknął Sasuke, patrząc na mnie ze złością. – Wiesz, jak się
bałem…?! – nagle urwał, a potem zarumienił się i szybko odwrócił wzrok,
speszony. Skulił się bardziej. – To znaczy… - wymamrotał. – Uwolniłbym
się i dał sobie radę…
-Ty zawsze, jak widzę, dajesz sobie radę – westchnąłem ironicznie. – To żaden wstyd przyznać,że się boisz.
-Łatwo
ci mówić, bo ty się nie boisz – szepnął, cały czerwony jak burak. Wciąż
na mnie nie patrzył. Objął się ramionami. – S-sparaliżowało mnie zaraz
po tym, jak mnie uderzył… - wyznał cicho. – Nie mogłem go odepchnąć, był
taki silny…
-Z tym trzeba iść do dyrektorki, Sasuke. Jutro, jeszcze przed lekcjami pójdziemy, dobrze?
Zerknął na mnie nieśmiało i skinął głową.
-Dobrze – szepnął z rezygnacją.
-Chodź…
Pomogłem
mu podnieś się na nogi i spojrzałem na jego twarz. Nie skupiałem się na
wciąż widocznych rumieńcach, tylko na opuchliźnie i zadrapaniach.
-Ech, wyglądasz kiepsko – powiedziałem, a on podniósł rękę i dotknął swojego policzka. Syknął.
-Skurwiel – mruknął. Zaśmiałem się.
-Chodź, podrzucę cię do domu, jak wsiądziesz tak do autobusu, to przestraszysz wszystkie babcie.
-I tak się mnie boją – mruknął, zbierając z ziemi swój plecak. – Ludzie na ogół mnie nie lubią, a już zwłaszcza staruszki…
Zarzucił plecak na ramię.
-Miałem ci postawić obiad – przypomniało mu się.
-Innym razem – powiedziałem i ruszyłem w stronę parkingu przed szkołą, a on za mną.
Gdy wsiedliśmy do samochodu, Sasuke podał mi adres swojego domu, a potem odchrząknął.
-Jak masz czas,możemy zjeść u mnie. Zamówię pizzę – wymamrotał, patrząc w podłogę, znów czerwony na policzkach.
-Okej – zaśmiałem się, a on zerknął pytająco.
-Tak?
-Wiesz
co –powiedziałem odkrywczo, ruszając. – Zabawne jest to, że wszyscy cię
mają za wiesz… tajemniczego, mrocznego, niebezpiecznego… - uniósł brwi,
a ja zachichotałem jeszcze głośniej – się nasłuchałem od dziewczyn z
klasy, jaki to ty jesteś… a okazuje się, że prawdziwy Sasuke –
spojrzałem mu w oczy,korzystając, że przed krzyżówkami przy szkole
zapaliło się czerwone – jest nieśmiały…
Drgnął
i jego policzki znów zalała fala potężnej czerwieni. Wlepił spojrzenie w
podłogę, zaciskając palce na plecaku, który trzymał na kolanach.
-Klniesz,najeżasz
się i krzyczysz, ale to tylko postawa obronna. Myślisz, że jak
zaatakujesz pierwszy, to nic ci się nie stanie. A tak naprawdę to
wszystko po to, by ukryć, że się wstydzisz, boisz i niepokoisz…
-Ty wiesz, że mówisz to facetowi? – wymamrotał, skubiąc szelki od plecaka. Zaśmiałem się głośniej.
-Zdaję
sobie z tego sprawę. Ale nie dostanę od ciebie po mordzie, nie dasz
rady – znów się zaśmiałem. Sasuke odwrócił się w stronę szyby po swojej
stronie, ale i tak widziałem,że nawet kark i uszy ma czerwone.
Jechaliśmy
w milczeniu; Sasuke robił wszystko, by na mnie nie patrzeć, ale i tak,
zerkał, gdy myślał, że nie widzę. W pewien sposób to było nawet słodkie,
bo drugą rzeczą, którą odkryłem tego dnia był fakt, że
najprawdopodobniej mu się podobam. Nie narzucał mi się jednak, chyba za
bardzo się wstydził i to w pewnym sensie mnie uwiodło. W każdym razie
ciekawił mnie, a jego rumieńce wprawiały mnie w euforię. Nigdy wżyciu
nie czułem czegoś takiego, nawet przy żadnej lasce.
Dotarliśmy
do jego domu,mieszczącego się w apartamencie na jednym z wyższych
pięter domu mieszkalnego prawie w samym centrum. Dałem mu się
poprowadzić do środka, gdzie w dużym lobby powitał nas portier. Sasuke
skierował się do windy i już po chwili jechaliśmy na dziewiętnaste
piętro. Zagwizdałem.
-Fiu, fiu…
Sasuke
wywrócił oczami, ale nie skomentował tego. Wysiedliśmy na jego piętrze,
gdzie w wąskim korytarzu znajdowało się tylko troje drzwi. Sasuke
otworzył jedne z nich, kluczem wyjętym z plecaka.
-A więc twoje rzeczy się znalazły? – zapytałem, a on skinął głową.
-Tak,
gdy leżałem chory, zadzwonili ze szkoły, że znaleziono mój plecak i
Itachi go odebrał. Nic nie zginęło, prócz kasy z portfela.
Prychnąłem
zirytowany, bo nie dość,że go prześladowali, to jeszcze okradli. Sasuke
zamknął za nami drzwi, powiesił na wieszaku nasze kurtki i poprowadził
mnie do nowoczesnej kuchni, urządzonej w jasnych kolorach, pełnej
wypucowanych, lśniących blatów i nowoczesnego sprzętu.
-Wow –mruknąłem, siadając na wysokim taborecie przy ciągnącym się przez kuchnię barze, oddzielającym ją od jadalni. – Ale dom…
-To
nie dom –mruknął Sasuke, wybierając jakiś numer na klawiaturze
telefonu. – To mieszkanie… - przyłożył słuchawkę do ucha i chwilę
czekał. – Dzień dobry,chciałem zamówić dużą pizzę z podwójnym sersem…
Zaczął
dyktować składniki, patrząc na mnie, a ja kiwałem głową na znak, że mi
odpowiadają. Sasuke podał adres mieszkania i rozłączył się, a potem umył
zakrwawioną twarz przy kuchennym zlewie. Gdy znów na mnie spojrzał, był
już tylko opuchnięty, z kilkoma słabo widocznymi zadrapaniami na
policzku.
-Zrobię herbaty– powiedział. – Jaką chcesz, zwykłą, owocową, Earl Grey…?
-Owocową –odparłem. Zajrzał do jakiejś szafki.
-Malinowa,cytrynowa,
grejpfrutowa, cynamonowa… cynamonowa zalicza się do owocowych? –spytał,
zerkając na mnie przez ramię. Zaśmiałem się.
-Nie mam pojęcia– przyznałem. – Dla mnie malinowa.
Wyjął
z szafki dwa pudełka, herbatę malinową oraz Earl Grey i zaparzył w
dwóch kubkach. Zapach mojej herbaty rozprzestrzenił się w powietrzu,
ponieważ był bardziej intensywny. Sasuke usiadł naprzeciw mnie ze swoim
kubkiem w bladych dłoniach o szczupłych palcach.Chciało mi się śmiać,
widząc wzorek naczynka. Kubek był niebieski, w białe chmurki, a na
każdej chmurce kolorowymi literkami napisane było jego imię.
-Dlaczego
mieszkasz z bratem? – zapytałem, a Sasuke przytulił policzek do swojego
kubka. Patrzyłem na niego zafascynowany, ponieważ był to gest, który
zupełnie do niego nie pasował. Gdzie się podział ten zimny drań, o
którym mówiły koleżanki z klasy? W tej chwili siedziała przede mną
najsłodsza istota pod słońcem.
-Uciekłem
z domu – szepnął, a mnie przytkało. Sasuke opuścił kubek i wlepił w
niego oczy. – Cały czas kłóciłem się z tatą… o wszystko, on mnie nie
znosi… dlatego pewnego dnia spakowałem się i powiedziałem mamie, że chcę
mieszkać z Itachim, a gdy się nie zgodzili, to zwiałem. W końcu
zgodzili się na to, bym tu mieszkał… I tak już dwa lata, tylko mama mnie
odwiedza, tata się nie odzywa – szepnął i upił łyk herbaty. Patrzyłem
na niego w milczeniu.
-Nie próbowałeś pogodzić się z ojcem?
-On nie chce mnie znać – powiedział Sasuke. – Brzydzi się mną…
-Jestem pewien, że to nie prawda…
-Sam
mi to powiedział – wtrącił Sasuke, a potem wzruszył ramionami na widok
mojej miny. – Nie ważne… Ja… po raz kolejny mi pomogłeś, a ja nawet…
dziękuję – szepnął, spuszczając oczy.
-Nie ma za co –odpowiedziałem, upijając pierwszy łyk.
Siedzieliśmy
i rozmawialiśmy o szkole póki nie przyszedł facet z pizzą. Sasuke
zapłacił i usiedliśmy przy stole, pałaszując obiad i popijając pizzę
colą. Zrobiło się już normalniej, bonie poruszaliśmy żadnych dziwnych
tematów. Sasuke żartował, opowiadając mi różne śmieszne sytuacje ze
starej szkoły, ja za to opowiadałem mu o tym, co działo się w naszej
obecnej budzie w poprzednich latach. Bawiliśmy się świetnie, a po
zjedzonej pizzy udaliśmy się do jego pokoju.
Tu
zostałem mile zaskoczony wyglądem pomieszczenia. Pokój był jasny i
ciepły. Sasuke wsunął tam na stopy puchate kapcie z mordką
Ciasteczkowego Potwora, na widok których dostałem ataku wesołości.
Podłogę w jego pokoju pokrywał błękitny, puszysty jak kocie futerko
dywan, na łóżku miał narzutę z postaciami z Ulicy Sezamkowej, na biurku
stał kubek z Ciasteczkowym Potworem, na szafce jego figurka. Poza tym
był to normalny pokój szesnastolatka, stała tu półka z książkami, na
biurku, prócz kubka, laptop i niebieska, oklejona naklejkami lampka
nocna, na fotelu w kącie leżały jakieś ciuchy. Usiadłem sobie na jego
łóżku, chichocząc.
-Masz
jakiegoś świra na punkcie Ciasteczkowego Potwora? – zapytałem, a on
uśmiechnął się i podszedł do mnie. Ukląkł między moimi nogami,
pochylając się i patrząc mi w oczy.
-Co…
ty…? –zapytałem, czerwieniejąc, a on zachichotał i sięgnął pod łóżko,
wyciągając jakiś karton. Poderwałem nogi do góry, a on wyszarpnął pudło,
które o coś się zaczepiło i spojrzał na mnie z wrednym uśmiechem na
twarzy.
-Czemu jesteś taki czerwony? – zapytał słodko.
-Zamknij się! – warknąłem. Zachichotał ponownie i zerknął na pudełko, a ja podążyłem za jego wzrokiem.
-Co tam masz?
-Szczątki tych, których zamordowałem – odparł z przekonaniem. – Zaraz i ty się tam znajdziesz.
-Akurat –prychnąłem. Sasuke tylko się zaśmiał, po czy zdjął wieko z pudła.
-O ja cię! –wyrwało mi się, gdy ujrzałem, co było w środku.
Wewnątrz
znajdowała się cała kolekcja gadżetów z Ciasteczkowym Potworem. Sasuke
miał wszystko – czapkę z daszkiem z nim, następny kubek, masę
breloczków, bransoletek, szalik, wełnianą czapkę, rękawiczki, koszulkę,
notesy, puszkę na ciasteczka, piórnik, misia oraz całą masę innych
rzeczy.
-Zbieram
je od siódmego roku życia – powiedział beznamiętnie, patrząc na mnie
kpiąco. Nie przejąłem się jego miną, zafascynowany kolekcją. – Pod
łóżkiem są jeszcze dwa pudła. Tak się do tego przyzwyczaiłem, że nawet
teraz, jak zobaczę coś z Ciasteczkowym Potworem, to automatycznie to
kupuję – powiedział, wyjmując z pudła jakiś breloczek i bawiąc się nim.
Policzki znów miał czerwone. Pochyliłem się, by obejrzeć frisbee z
Ciasteczkowym Potworem. O kurde, tym to mnie z nóg zwalił. Sasuke usiadł
na podłodze, patrząc na mnie z dziwną miną.
-Co? – zapytałem. Odwrócił wzrok.
-Nie, nic… -wymamrotał.
-Ja
cie kręcę, jakby to zobaczyły dziewczyny ze szkoły… ha ha! Chciałbym
widzieć miny twoich adoratorek. „Mroczny, niebezpieczny Sasuke,” ha ha!
-To
jeszcze nic – zgrabnie podniósł się z podłogi, podszedł do jednej z
szafek, wyjął z nich album na zdjęcia i wrócił na podłogę koło pudła.
Chwilę szukał, a potem podał mi go, pokazując palcem jedną z fotografii.
– Znajdź mnie na tym zdjęciu.
Spojrzałem
na fotografię i uśmiechnąłem się szeroko. Na zdjęciu widniała grupa
smarkaczy w wieku około sześciu lat, z panią opiekunką i Ciasteczkowym
Potworem, który kucnął między nimi. Spojrzałem po twarzach dzieciaków i
odnalazłem czarnowłosego chłopca. –Ten? – wskazałem go palcem. Sasuke
pokręcił głową. – To może ten, ale nie, ma inne oczy… albo ten koło
Ciasteczkow… czekaj – spojrzałem na faceta w niebieskim kostiumie. Nie
było widać twarzy. – Nie mów mi, że…
Sasuke skinął głową, a ja ryknąłem śmiechem.
-Nie gadaj!
Zaśmiał się.
-To
było na zlocie fanów w ubiegłym roku, byłem jednym z organizatorów –
powiedział, patrząc do góry nogami na zdjęcie. – Dzieciaki cały czas
robiły sobie ze mną zdjęcia.
-O kurde, nie… to jak dla mnie za wiele sensacji – nie mogłem opanować śmiechu. – Mrrroczny Sasuke, jasne…
Wstał z podłogi i usiadł obok mnie.Odłożyłem album na bok i przyjrzałem mu się.
-To
przez to, że nosisz tę dziwną fryzurę i, jak mówił Itachi, nie masz
kumpli – powiedziałem.Wyciągnąłem ręce i odgarnąłem mu włosy z twarzy,
odsłaniając ją. Przytrzymałem je chwilę. – No, tak jest zdecydowanie
lepiej, może jak brat, spinaj je z tyłu…?
Sasuke
spojrzał mi w oczy i położył swoje dłonie na moich. I ja odwzajemniłem
to spojrzenie, czując przypływ gorąca. Byliśmy naprawdę blisko, ja
dotykałem jego twarzy, on moich dłoni…patrzyliśmy sobie w oczy…
Sasuke
przysunął się do mnie nieznacznie i zamknął oczy, rozchylając usta.
Patrzyłem na niego,zafascynowany, nie mogąc się ruszyć. Był piękny, był
po prostu piękny, blady jak księżyc, z tym wachlarzem czarnych rzęs i
lekkimi rumieńcami, w kolorze jego rozchylonych warg… W dodatku nawet
pachniał ładnie, jakimiś drogimi,świeżymi perfumami oraz colą, którą
piliśmy wcześniej… Patrzyłem na niego, chcąc zapamiętać ten widok, tę
minę…
Sasuke
otworzył gwałtownie oczy, aja nagle zdałem sobie sprawę, że się
zagapiłem, a on trwał w oczekiwaniu zbyt długo. Na jego policzki zalała
fala szkarłatu, gdy najprawdopodobniej poczuł się przeze mnie odrzucony.
-Przepraszam
–jęknął, wyrywając mi się i rzucił się do tyłu, by się odsunąć. Bez
zastanowienia złapałem go za tył głowy i przyciągnąłem do siebie.
Obaj
nie zamknęliśmy oczu – ja, bo nigdy nie zamykałem, on, bo był zbyt
zaskoczony. Więc patrzyliśmy sobie w oczy,kiedy go całowałem, trzymając
go jedną ręką za kark, drugą w pasie.
W
końcu, kiedy szok minął, powieki Sasuke opadły, a on objął moją szyję
ramionami, żarliwie oddając pocałunki. Popchnąłem go lekko na jego
własne łóżko i przygniotłem, drugą ręką wyciągając koszulę z jego
spodni. Chciałem przejechać palcami po jego brzuchu.
Nie
protestował, więc spełniłem swoje pragnienie, czując, jak drży pod tym
dotykiem. Jednocześnie całowałem go namiętnie, wsuwając mu język do ust i
bawiąc się z jego językiem. Sasuke, ku mojemu zdumieniu, i w tej sferze
był raczej nieśmiały i nieporadny. Kiedy się ode mnie oderwał, by
zaczerpnąć powietrza, znów był cały czerwony. Wtulił policzek w swoją
narzutę z Ulicą Sezamkową i jęknął, gdy przejechałem mu językiem po
szyi. Wygiął się i otarł kroczem o moje udo.
-Ach…
- wymknęło mu się. Uniosłem się lekko i spojrzałem na jego twarz.
Zerknął na mnie kątem zamglonego oka. – Co? – wymamrotał, bo nie
odzywałem się.
-Jesteś napalony– stwierdziłem z uśmiechem. I znów jego rumieńce się pogłębiły.
-Też
byś był,gdybyś całował się po raz pierwszy i ktoś zaczął… w taki
sposób… - wymamrotał lekko naburmuszony. Spojrzałem zaskoczony.
-Pierwszy raz?
-Nie znam innego geja… Nie obnoszę się z tym, nie szukam…
-Ale…
nie całowałeś się wcześniej? – nie mogłem w to uwierzyć! Za tym
kolesiem szalały wszystkie panny ze szkoły, nawet te starsze od niego!
-No co w tym takiego dziwnego? – zapytał buńczucznym tonem. – Nie miałem z kim, to się nie całowałem…
-A tutaj też cię nikt nie dotykał – zapytałem, ponownie wsuwając mu rękę pod koszulkę. Jęknął i złapał mnie za nadgarstek.
-Przestań –wysapał. Uśmiechnąłem się i znów nad nim pochyliłem.
Nawet
jeśli zupełnie nie umiał całować, podobało mi się to, ponieważ
doskonale reagował. Wymykały mu się z ust jęki, gdy przesuwałem dłonią
po jego brzuchu, gdy podobało mu się to, co robiłem językiem albo gdy
nie kontrolując siebie, ocierał się o mnie…
-Ekhm! Ekhm! –usłyszeliśmy nagle i oderwaliśmy się od siebie, spoglądając na drzwi.
W progu stał Itachi, patrząc na nas z uniesionymi brwiami.
-Wiem,
że przeszkadzam, ale sprzątaczka jest w kuchni i zaraz tu przyjdzie –
powiedział, wodząc spojrzeniem między mną a Sasuke. – Dzień dobry,
Naruto.
-Eee…
- usiadłem szybko i to samo zrobił rozczochrany Sasuke. Młodszy Uchiha
wyglądał na skołowanego, przyklepał włosy, nie mając pojęcia, gdzie
utkwić spojrzenie. –Dzień dobry.
-Długo już jesteś? – zapytał go Sasuke, poprawiając koszulę, którą wciąż miał zawiniętą. Odchrząknął.
-Kilkanaście minut – odrzekł rozbawiony wyglądem brata Itachi. – Przyjdźcie do kuchni.
Obrócił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Ja i Sasuke spojrzeliśmy na siebie i jednocześnie zaczęliśmy się śmiać.
-Ale on… nie będzie ci nic mówił, bo cóż, jestem facetem…
-Właśnie
dlatego mieszkam z Itachim – szepnął Sasuke, wstając z łóżka i wkasując
koszulę w spodnie od mundurka. – To była główna przyczyna mojego
odejścia z domu, jak się ojciec dowiedział, że jestem gejem… - pokręcił
głową. – Chodź, Itachi jest w porządku…
Wyszliśmy
z jego pokoju i dotarliśmy do kuchni, witając się ze sprzątającą
korytarz kobietą. Itachi siedział przy stole i jadł; gdy weszliśmy,
spojrzał uważnie na Sasuke, ale nie zapytał o jego twarz, podejrzewałem,
że zrobi to po moim wyjściu. Uśmiechnął się do mnie.
-Nie
jesteś jego chłopakiem, co? – prychnął, a Sasuke zerknął na mnie
pytająco. Tylko wzruszyłem ramionami i wraz z młodszym Uchihą usiadłem
naprzeciw Itachiego. Skoro ten był spoko… to pod stołem położyłem dłoń
na kolanie Sasuke. Chciałem zobaczyć jego reakcję i nie omyliłem się w
przypuszczeniach; Sasuke zarumienił się natychmiast i syknął w moją
stronę. Zachichotałem i zabrałem rękę.
-Widzę, że w tym związku to mój brat jest panienką – zauważył Itachi. Sasuke zaczerwienił się potężnie.
-Ja ci dam „panienkę”! – warknął, a potem fuknął i splótł ręce na piersiach. Ja i Itachi zaśmialiśmy się.
-Ja się muszę zbierać – powiedziałem, wstając. – Mama mi nagada, że się nie uczę.
-Odprowadzę
Naruto do samochodu! – zawołał natychmiast Sasuke, zrywając się od
stołu. Nie zdążyłem nawet pożegnać się jak należy z Itachim, bo jego
młodszy brat wypchnął mnie z kuchni.
-Co jest? –zapytałem go, gdy gwałtownie zrzucił ze stóp swoje śmieszne kapcie i zaczął naciągać trampki.
-Się
skumaliście i nabijacie się ze mnie… nie mogę pozwolić dać wam się
zakumulować! –powiedział rozeźlony Sasuke, a ja zaśmiałem się. Kiedy się
ubraliśmy, czarnowłosy wypchnął mnie z mieszkania i załadował do windy.
Kiedy jej drzwi zasunęły się za nami, Sasuke odetchnął.
-Ufff…zagrożenie minęło…
-No nie wiem – powiedziałem, stając przed nim. Spojrzał na mnie pytająco i odruchowo cofnął się o krok.
-Co…?
-Wiesz, co się czasem robi w windach, nie?
Cofnął się o kolejny krok i uderzył plecami w ścianę.
-Ktoś może wejść– syknął.
-Fajnie, nie? –powiedziałem, opierając się ręką tuż nad jego głową. Pochyliłem się.
-Naruto,
a jak wsiądzie sąsiadka…? - jęknął słabo i równie słabo mi się opierał,
więc już po chwili całowałem jego słodkie usteczka. Niby się opierał,
próbując mnie odepchnąć, ale pocałunek oddał. Cofnąłem się, oblizując
wargi.
-I
co, ktoś wszedł? – spytałem, a on spojrzał w kąt windy. Sekundę później
ta zatrzymała się, ale nie na parterze. Do środka weszło małżeństwo z
małym dzieckiem, więc odsunąłem się od Sasuke i stanąłem obok.
Czarnowłosy patrzył w podłogę, uśmiechając się pod nosem, póki nie
zatrzymaliśmy się na parterze.
Kiedy
udaliśmy się na parking, ja oparłem się o auto, a Sasuke stanął
naprzeciw mnie, szurając butem i starając się na mnie nie patrzeć. Widać
chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił się wysłowić.
-Co jest? – zapytałem po pewnym czasie jego wiercenia się.
-Bo… - zaczął niewyraźnie – bo całujemy się…
-No… - podjudzałem, chcąc, by ten wstydzioch w końcu powiedział, o co mu chodzi.
-I… bo… widzisz,pomyślałem, że w ramach podziękowania… że wiesz… że może byśmy…
-Tak?
Spojrzał na mnie błagalnie, cały czerwony na twarzy. Coś wymamrotał sobie pod nosem.
-Słucham?
-Na… r-r… dkę…się wybrali…
Zachichotałem,
a on burknął coś pod nosem i odwrócił się, by odejść. Natychmiast
złapałem go za biodra i przyciągnąłem do siebie.
-Jasne, że pójdę z tobą na randkę – powiedziałem, opierając mu głowę na ramieniu. – Chciałem cię tylko podręczyć.
Fuknął przez nos.
-O
co chodzi? –zapytałem zaniepokojony. Zachowywał się dziwniej niż
zwykle, o ile mogłem to stwierdzić na podstawie naszej krótkiej
znajomości.
-Bo – zerknął na mnie – ty lubisz dziewczyny, nie? – spytał cicho.
-A skąd ty to wiesz? – odpowiedziałem pytaniem. Zagryzł dolną wargę.
-M-mówi się o tobie w szkole…
-Mam rozumieć,że jesteś też plotkarzem? – zaśmiałem się, a on uśmiechnął się pod nosem. – To co się o mnie mówi?
Wyplątał się z mojego objęcia i cofnął.
-Powiem ci na naszej randce – szepnął, cmoknął mnie nieśmiało w policzek i czmychnął, ten fan Ciasteczkowego Potwora.
Zaśmiałem się do siebie, wsiadłem do auta i spojrzałem w lusterko.
-Co ty wyczyniasz, Uzumaki? – zapytałem sam siebie. – Od kiedy ty lubisz chłopców?
Następne
dni w szkole ciągnęły się jak flaki z olejem. Sasuke widywałem tylko na
przerwach, ale w szkole raczej ze sobą nie gadaliśmy. Raz spotkałem go w
łazience, w czasie lekcji, kiedy moczył gąbkę.Skradłem mu wtedy buziaka
i potwierdziłem randkę. Czułem się jak zakochany, bo chyba… chyba się
zakochałem. W każdym razie cały czas o nim myślałem, na przerwach
szukałem go wzrokiem, nawet śnił mi się ze dwa razy.
Inni
uczniowie szkoły w tych dniach zajęci byli plotkowaniem o trójce
uczniów, których zawiesiła dyrekcja, więc nie zawracali sobie głowy
dwójką najpopularniejszych chłopców. Nikt nic nie zauważył.
Aż
w końcu nadszedł piątek. Czekałem w samochodzie przed szkołą,
niecierpliwie tupiąc nogą i co chwila zmieniając stację w radiu. Kiedy
trzasnęły drzwi mojego auta, poderwałem głowę. Sasuke spojrzał na mnie
lekko zmieszany.
-Ja… nie powinienem wsiadać? – zapytał przestraszony.
-Dlaczego? –zdziwiłem się.
-Bo patrzysz, jakbyś chciał mnie wypędzić – mruknął, skubiąc skraj kurtki.
-Głupku – pokręciłem głową. – Gdybym nie chciał cię widzieć, już bym odjechał. Ale…
Przyjrzałem
mu się uważniej,dostrzegając ciemne cienie pod jego powiekami. Wyglądał
jakoś tak smętnie i półprzytomnie, jakby zarwał noc. Może miał dziś
jakiś ciężki sprawdzian i zakuwał?
-Co ty robiłeś w nocy?
Zaczerwienił się gwałtownie i spojrzał w bok. Zatkało mnie. Na myśl o nauce tak by się nie czerwienił, z całą pewnością.
-Sasuke…
-Nie mogłem zasnąć – wymamrotał cichutko. – Cały byłem zdenerwowany. Nigdy nie byłem na randce.
Gapiłem się na niego przez chwilę.
-Pogrzało cię? Nie spać z takiego powodu?
Spojrzał na mnie, zagryzając dolną wargę i przytaknął, kilka razy szybko kiwając głową. Zasłoniłem dłonią oczy.
-Ty
jesteś czubnięty, Sasuke – powiedziałem, ale uśmiechnąłem się, bo nie
powiem, schlebiało mi to. – W każdym razie odwiozę cię do domu.
-Czemu do domu? – zapytał przerażony. Usiadłem wygodniej, ująłem kluczyki i uruchomiłem samochód.
-Kupiłem
na dziś bilety do kina, pojedziesz do domu, zjesz, PRZEŚPISZ SIĘ –
dodałem z naciskiem,wyjeżdżając sprzed szkoły, a on skulił się lekko – a
ja wpadnę po ciebie o siódmej.
Pokiwał
głową, bawiąc się breloczkiem, który miał przy plecaku. Zabawka
przedstawiała nadgryzionego hamburgera z oczami w kształcie iksów i
wypiętym językiem – martwego hamburgera. Była to kolejna zabawka
potwierdzająca moją tezę – Sasuke wcale nie był jakimś mrocznym,
tajemniczym, wrednym dupkiem, na jakiego pozorował. Ludzie nie zwracali
uwagi na szczegóły, które tak wymownie mówiły o jego prawdziwym
charakterze. Nawet jeśli rzucał się i bronił atakując, to prawdziwy
Sasuke pozostawał nieśmiałym, przestraszonym i co dziwne, zaniedbanym
uczuciowo chłopczykiem. Wydawał mi się odrobinę niedopieszczony, co przy
jego wyglądzie było wręcz abstrakcyjne. Z daleka sprawiał wrażenie
kogoś, kto uwiódł i złamał niejedno serce.
-Miałeś mi powiedzieć, co o mnie mówią – przypomniałem mu, bo milczenie między nami przeciągało się stanowczo zbyt długo.
-Ale na randce… A my na niej nie jesteśmy – powiedział, patrząc na mnie cwaniacko. Zmrużyłem oczy.
-A chcesz zaraz w ogóle nigdzie nie być? – zapytałem niby słodko, a on zachichotał.
-Jak
mnie nie zabierzesz, to znów się nie wyśpię, bo będę przez całą noc
płakał – powiedział z uśmiechem, owijając sobie szelkę od plecaka wokół
palca. – I ty to będziesz nosił na sumieniu.
-Ha,
ha… tylko teraz idź spać, jak zaśniesz mi w kinie, to przysięgam, przy
ludziach wyniosę cię jak księżniczkę – zażartowałem, ale ku mojemu
zdumieniu, Sasuke zaczerwienił się i uśmiechając pod nosem, spuścił
głowę, by grzywka przesłoniła jego oczy.
-Co znowu? – zapytałem z westchnieniem.
-Nic –wymamrotał.
-No ale coś musi być, powiedz – nalegałem. Pochylając się, ukrył twarz w plecaku.
-Wstydzę się – usłyszałem mało wyraźnie.
-Też
mi nowość – stwierdziłem. Dotarliśmy już na parking przed jego
apartamentowcem. Zatrzymałem się obok jakiejś toyoty i spojrzałem na
niego. Trzymał plecak objęty ramionami i leżał na nim jednym policzkiem,
patrząc na mnie jednym okiem, z szerokim uśmiechem na ustach. – No co?
-Już
mnie wynosiłeś jak księżniczkę – mruknął zarumieniony. W pierwszej
chwili nie zrozumiałem, dopiero po czasie załapałem, do czego pił.
Przecież, gdy pierwszy raz go spotkałem, wynosiłem go na rękach spod
prysznica. Na wspomnienie jego nagiego ciała i ja się uśmiechnąłem.
-Prawda
–powiedziałem, a on ponownie schował przede mną twarz; nawet uszy miał
czerwone. Pokręciłem głową. – No i nie powiedziałeś mi, co o mnie mówią –
usiadł prosto i rozejrzał się.
-O – wyraził swoje zdumienie, widać nie uważał na drogę. – Ale to i tak teraz nie ważne, bo przecież miało być na randce, nie?
Spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się wrednie i przysunął do mnie gwałtownie. Spojrzałem mu w oczy z bardzo bliska.
-Mogę cię pocałować? – spytał bardzo cichym szeptem, a potem zagryzł dolną wargę. Zaśmiałem się.
-Jasne,
że możesz – powiedziałem. Przysunął się z wahaniem jeszcze bliżej, a
potem delikatnie złączył nasze wargi w najbardziej niewinnym buziaku,
jakiego doświadczyłem w całym swoim życiu – zupełnie jakbym dostał
buziaka od jakiegoś dzieciaka. Nie było w tym nic podniecającego, tym
bardziej, że Sasuke zaraz się odsunął. Wywróciłem oczami.
-To wszystko? –zapytałem kpiąco, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Czarnowłosy zarumienił się.
-Możemy
to dopisać do listy rzeczy do zrobienia na naszej r-randce – szepnął, a
ja zaśmiałem się. Pomachał mi ręką i wysiadł z auta, a gdy zniknął za
drzwiami swojego apartamentowca, odjechałem.
Wieczorem
uszykowałem się dość starannie, sam się sobie dziwiąc, że biorę to
wszystko tak na poważnie. O tym,co się wydarzyło nie myślałem za wiele, a
mógłbym. W końcu całowałem faceta i z facetem się umówiłem. Nie
traktowałem jednak Sasuke jak stuprocentowego mężczyzny. Z tymi
rumieńcami, taki nieśmiały i bezbronny wydawał mi się… nie,nie myliłem
go z laską, ale też nie miałem go za prawdziwego faceta.
Poinformowałem starych, którzy już wrócili, że nie będzie mnie wieczorem i wyszedłem.
Ku mojemu zdziwieniu, Sasuke czekał na mnie na parkingu. Gdy podjechałem, władował mi się do samochodu i szybko zapiął pasy.
-Jedź, jedź! – zawołał.
-Co się stało? – zapytałem zdziwiony, ruszając. Sasuke odetchnął.
-Itachi
chciał się z tobą zobaczyć – rzekł Sasuke na wydechu, a ja zaśmiałem
się. Czarnowłosy naprawdę nie chciał, bym zaprzyjaźnił się z jego
bratem.
-Czy już się dowiem? – zapytałem, a on zerknął na mnie z niezrozumieniem.
-Hę?
-To, czego miałem się dowiedzieć na naszej randce.
-A, to… - wymamrotał, a jego policzki ogarnęła czerwień. Odwrócił spojrzenie. Zagryzł dolną wargę.
-To aż takie straszne?
-Raczej… zawstydzające – wyszeptał z wahaniem. Zaśmiałem się.
-No dawaj, mów – starałem się go ośmielić. – Nie będę się śmiał.
-Bo… bo ja… bo ja cię znam już od dawna – wyznał, a ja zerknąłem na niego zdziwiony.
-Od dawna? – spytałem zaintrygowany, a czarnowłosy przytaknął, gapiąc się w podłogę samochodu.
-Od początku roku… - wyznał cicho. – Ja… Mało nie umarłem, jak cię zobaczyłem wtedy pod prysznicem…
-Aha… -mruknąłem, tonem głosu sugerując, że chciałbym, by ten temat rozwinął.
-Widzisz…
- Sasuke szeptał dalej. – Ja… obserwowałem cię w szkole. Na korytarzu,
n-na wuefie… Ja… wstydziłem się podejść, dlatego kiedy mnie uratowałeś… -
urwał, a ja wziąłem głęboki wdech, zastanawiając się, jak pociągnąć go
za język, by nieco więcej się wypowiedział. Pochlebiało mi, że znał mnie
i Obserwował, zastanawiając się, jak zagadać. To był… miłe…
-A miałeś mi powiedzieć, co o mnie mówią – przypomniałem mu, a on spłonął rumieńcem. – No?
-Że… że jesteś fajny – mruknął Sasuke, czerwieniejąc delikatnie. – I że… że… że jesteś dobry w sporcie…
-Naprawdę?
– zapytałem, doskonale się bawiąc. Nieśmiałość czarnowłosego była dla
mnie urocza, był po prostu przesłodki, tak się jąkając i nie mogłem
przestać się z niego naigrywać.
-T-tak – szepnął czarnowłosy. – I że… że chodziłeś… do tej pory… tylko z dziewczynami – wydukał chłopak. Westchnąłem.
-To cię trapi? – zapytałem spokojnie.
-Tak
– odparł ,jednocześnie kiwając głową. – Bo… Bo ja cię lubię! –
wykrzyknął, jednocześnie kuląc się i zaciskając powieki. Jego policzki
pokrył czerwonokrwisty rumieniec,a ja uśmiechnąłem się do siebie. To
było takie słodkie.
Zatrzymałem
samochód na parkingu przed centrum handlowym i spojrzałem na skulonego,
czekającego na moją reakcję Sasuke. Uchiha najwyraźniej bał się, że dla
mnie to wszystko jest tylko zabawą i cóż, w pewnym sensie tak o tym
myślałem, jednak… dzieciak miał w sobie coś,co chciałem rozgryźć. Czy
się zakochałem? Można powiedzieć, że Uchiha całkowicie mnie zauroczył.
-Chodźmy
do tego kina – powiedziałem, dotykając jego policzka. Gdy na mnie
spojrzał, puściłem mu oczko. – Może dla ciebie zrobię wyjątek i zacznę
chodzić z chłopcem? –zapytałem przekornie, a on zaśmiał się i rzucił mi
się na szyję.
Allleeeeeeeeeeeeeeee śłłłłooooodkie *.* kocham cię < zawał > kocham twoje opowiadania, uwielbiam tego twojego Saska :) no cudo po prostu :) kocham, kocham, kochaaam xD To jest takie kawaii xD
OdpowiedzUsuńStrasznie słodkie, ale właśnie takiego Naruto kocham *_* może pomyslalabys o rozwinięciu tej historii? Bo jest on one-shot'em a czuję ogromny niedosyt. No i uwielbiam Sasuke w wydaniu niesmialej cnotki niewydymki =3
OdpowiedzUsuńniestety dla czytelników, preferuję typ opowiadań otwartych xD każde z moich opowiadań mogłoby trwać i trwać, bo życie kończy tylko śmierć xD moja strategia polega na tym, że opisuję ten najfajniejszy fragment z życia bohaterów i zazwyczaj można pisać jeszcze i o tym, co było wcześniej, i o tym, co mogłoby być później xD nie planuję kontynuacji one-shotów, ale spokojnie... taki Sasek jeszcze się pojawi, i to w opowiadaniu xD
UsuńNo, ale co z Itachim? :D Czemu nie mogli się zakumplować? ^^
UsuńSasuś jest uroczy taki kawai!
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania są wprost... FENOMENALNE!!
OdpowiedzUsuńBoże, to takie SŁODKIEEE!!! *.*
OdpowiedzUsuńCzuję niedosyt xD
Sama słodycz :** Słodkie, słodkie i jeszcze raz słodkie opowiadanie <3 Kocham takiego Saska i takiego Naruto :*** Genialnie piszesz :) Pozdro xD
OdpowiedzUsuńKochamkochamkochamkocham!!!
OdpowiedzUsuń<3
<3 *Q* *q* ♥ - "brak emotek" To jest urocze~! Sasu jako niedoświadczone uke (przypuszczenia) Boziu ja umre z nadmiaru kawaistości~!
OdpowiedzUsuńŚwietnie ukazałaś tu Naruciaka^^ Uwielbiam NaruSasu, ale i tak zawsze będę kochać ItaNaru *_* Twoje opowiadania są świetne! Tak trzymaj ;)
OdpowiedzUsuńZajebiste <3
OdpowiedzUsuńGenialne. A Sasuke w roli słodkiego "chłopca" który lubi Ciasteczkowego Potwora... Świetne. \(^3^)/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
* Wandal :D
O boże jak słodkoooooo *3* oczarowal mnie ten shot i zapewne bedzie mi sie snil po nocach c :
OdpowiedzUsuńCIASTECZKOWY POTWÓR XD mam obsesję na jego punkcie :D Jeżeli chodzi o opowiadanie to jest zajebiste... Wybacz za słownictwo ale nie mogłam się powstrzymać... Historia jest świetna :) lubię kiedy Sasuke jest taki delikatny i nie pewny :) lubię też otwarte zakończenia... Zawsze dopowiadam sobie resztę historii... Pozwalam ponieść się wyobraźni i układam misterny plan dalszych wydarzeń... To powoduje że każde opowiadanie kończy się tak jak ja chcę a nie tak jak założył sobie autor :) muszę ci powiedzieć że masz naprawdę talent... Twoje opowiadania są niesamowite... Nie wiem jak to robisz ale wasze utożsamiam się z którymś z bohaterów :) Pozdrawiam cieplut i życzę weny :) z ogromną przyjemnością przeczytam wszystkie twoje teksty :)
OdpowiedzUsuńNormalnie nie lubię uroczego Sasuke, ale tutaj.... Awwww <3 to było cudne ^^
OdpowiedzUsuńBoze cudooooooowne! Genialne, napisz cos jeszcze w podobnym klimacie (słodki Sasus) <3 Boskie, tylko w Taekwondo nie ma kimona tylko jest dobok :)
OdpowiedzUsuńCudooooo *o* Takiego Naruto kocham ;) A Sasek taki fajny <3 Świetne :D
OdpowiedzUsuńOch, Sasuś taki słodki, a Naruś taki fajny. Świetny one-shot, a fabuła nawet by się nadawała na jakieś dłuższe opowiadanie. :D
OdpowiedzUsuńOj, jak ja uwielbiam tego shota!!! Jest jednym z moich ulubionych tekstów ;D
OdpowiedzUsuń~Daga ^.^'
P.S. Przeczytałam już wszystkie teksty na tym blogu, niektóre po kilka razy, więc naprawdę bardzo przepraszam, że dopiero teraz komentuję...naprawdę bardzo... ^.^"
Kawaiii kocham takiego sasuke
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadania, choć ten Sasek nie za bardzo mi odpowiada... ten charakter bardziej pasuje mi do Naruciaka ^^
OdpowiedzUsuńCzytam tego bloga od niedawna i zauważyłam, że piszesz tu od 2012 xD cieszę się, że nadal wychodzą nowe opowiadania i mam nadzieję, że nie porzucisz bloga :)
Pozdrawiam gorąco! :)
...
OdpowiedzUsuńAres; ...
...
Ares; ...
... Moge już iść?
Ares; Nie. |
Ale czuje sie jakby, no nie wiem, oglądała coś tak słodkiego że zaczne robić pączki.
Ares; Wiem. Bez obrazy, Ayanami, tylko po prostu to jest bardzo słodkie |
Nom. I NIE MA SEXSÓW!! Pieprzony Itachi.
Ares; Sorry wymiękam. Na ten shot brakuje słów. |
-.-' Zostawił mnie. Tak czy siak. Wielbie Cię my god. To jest ten z najlepszych shotów i nie ważne co uważa Ares twierdze, że wcale nie jest przesłodzony. Sasuke to uke, Naruto seme wszystko ładnie i pięknie. Jestem z Ciebie dumna.
Ares; lajkuje trumny za Ciebie. |
Korekta..?
~Mrina88~ & ~Ares~
To ja jestem tym jogurcikiem który tak cię męczył o ten one shot i nie mogę uwierzyć że po tylu latach nadal pamiętam. Trochę mnie zastanawia czemu nigdzie nie ma moich komentarzy ale pewnie zostały usunięte wraz z moim kontem.
OdpowiedzUsuń