Generał
wojsk Oto, Sasuke Uchiha, krzątał się po jednej z komnat w Świątyni
Kyuubiego, pakując juki. Nie planował tego wyjazdu, miał zamiar pozostać
w Konosze aż do wiosny, a dopiero później ruszyć na pozostałe miasta,
by w końcu podbić Kraj Ognia. Niestety, los pokrzyżował jego
plany.Chciał zabrać wszystkowiedzącego kapłana w jedno miejsce i
przekonać się, coten potrafi. Być może… być może dzięki niemu…
Usłyszał pukanie do drzwi i obrócił się.
-Wejść! – zawołał. Do komnaty wkroczył Suigetsu, ubrany w zwykłą, brązową tunikę i wytarte, czarne spodnie.
-Witaj, panie – Suigetsu skłonił się z normalną dla niego, kpiącą miną.
-Czego chcesz? – warknął Sasuke, zajęty pakowaniem.
-Przyszedłem
poinformować cię, iż odział, o który prosiłeś, został już zebrany.
Wysłałem również gońców z informacją, że za mniej-więcej jedenaście dni
pojawisz się w Sunie, panie.Posłałem również do pana Kakashiego, by
uprzedzić o twojej wizycie w Oto.
-Doskonale – odparł Sasuke obojętnie i obrócił się. Za jego plecami Suigetsu odchrząknął głośno.
-Jest jeszcze jedna sprawa– mruknął, a Sasuke warknął poirytowany.
-Co znowu? – zapytał,wznosząc oczy do nieba.
-Ten
blondwłosy kociak, panie – powiedział Suigetsu, a Sasuke zaklął w
duchu. Kiedy powiedział blondynowi, że zabierze go z Konohy, ten
zareagował… cóż, furią. Wszystko to,co osiągnął Sasuke, nagle legło w
gruzach. Kiedy kapłan dowiedział się, że będzie musiał opuścić swoją
świątynię, nagle okazało się, że wcale nie był tak zgnębiony, obolały i
przerażony, jak się wydawało. Sasuke zauważył już, że ma on więcej siły
niż przeciętny człowiek i że o wiele trudniej złamać jego nieugiętego
ducha, ale w momencie, gdy tamten zaczął nazywać go „swoim panem”
myślał, że ta trudna sztuka mu się udała. Niestety, na wieść o wyjeździe
blondyn, gdy tylko wyszedł z szoku, przyłożył mu z całej siły w twarz i
zaczął się wydzierać. Skończyło się to krótką walką z szarpiącym się
kapłanem i wymierzonym mu policzkiem, po którym zemdlał. Uzumaki
przespał jednak całą noc, rano wstał z nową energią i miast dalej
mianować Sasuke swoim panem, zaczął obrzucać go stertą wyzwisk, zarzekać
się, że prędzej da się pokroić niż będzie mu służył i że nigdy,
przenigdy nie podda się takiej szumowinie. Sasuke jeszcze nigdy nie
widział go w takim stanie – kapłan ciskał jedzeniem w służących, gryzł
strażników i szarpał się do tego stopnia, że Sasuke nie udało się z nim
zabawić tego ranka – kapłan drapał i używał zębów do tego stopnia, że
Sasuke zrezygnował, obawiając się, iż wściekły Uzumaki zedrze mu skórę z
twarzy i szyi. Zadrapania i ugryzienia wciąż go piekły i od rana miał
parszywy humor.
-Co zrobił? – zapytał z westchnieniem.
-Oświadczył,
że prędzej się zabije, niż opuści mury miasta. Musieliśmy go siłą
nakarmić, ponieważ chyba wpadł na pomysł, że się zagłodzi. Potem trzeba
było go związać, bo rozbijał naczynia i niszczył wszystko wokół siebie.
Prawie wydłubał mi oko!
Sasuke odetchnął głęboko, a potem podniósł dłonie i rozmasował sobie skronie.
-To będzie cięższa przeprawa, niż przypuszczałem – mruknął bardziej do siebie, niż do Suigetsu.
-Masz na myśli kociaka,czy wyjazd, mój panie? – zapytał białowłosy z ciekawością w głosie.
-Obie
te rzeczy – odparł Sasuke. – Gdyby nasi żołnierze mieli tyle siły i
hartu co ten blondyn, samą siłą woli zdołaliby pewnie podbić wszystkie
te miasta. Nie mam już siły, nigdy jeszcze nie czułem się tak zmęczony.
Co za upierdliwe stworzenie.
Suigetsu zachichotał, na co Sasuke prychnął.
-Nie
rżyj jak głupi, tylko idź dopilnuj wszelkich przygotowań. Nie chcę, by
okazało się, że w połowie drogi zbraknie nam prowiantu bądź wody.
-Tak
jest, mój panie – powiedział Suigetsu, skłonił się nisko i opuścił
komnatę. Sasuke jeszcze raz pozwolił sobie na westchnienie, po czym
dokończył pakowanie niezbędnych rzeczy. Jeszcze chwilę porozglądał się,
czy aby coś mu nie umknęło, po czym opuścił komnatę.
Gdy
pojawił się w korytarzu, który prowadził do sali z okrągłym łożem, dwaj
strażnicy pełniący wartę przy jej drzwiach stanęli na baczność. Sasuke
minął ich obojętnie, mimo wszystko jednak dostrzegając na ich twarzach
liczne zadrapania. Uśmiechnął się do siebie i pchnął drzwi. Wszedł do
komnaty.
Oczywiście,
nie spostrzegł Naruto – ukrywały go woale lekkiej jak powietrze, jasnej
tkaniny, spływającej z baldachimu nad okrągłym łożem. Cóż, Sasuke
uwielbiał posłanie kapłana, musiał przyznać, że nawet jego sennik, ten w
Oto, nie był tak wygodny i stworzony do figli, jak miękkie, pełne
poduch z gęsiego pierza posłanie blondyna. Po co komu takie łoże, gdy
żyje się w celibacie?
Zbliżył się do łóżka i odsłonił półprzejrzystą moskitierę. Zaśmiał się.
Pierwszy
raz widział Uzumakiego, czekającego na niego w pełnym ubiorze. Polecił
swoim żołnierzom, by go ubrali, ale nie myślał, że wymyślą coś takiego!
Naruto miał na sobie obszerną, jedwabną szatę w haftowane,
złoto-czerwone kwiaty malwy, przepasaną złotym pasem ozdobionym ciemnymi
naszywkami. Szata była obszerna, składała się z wielu fałd i zakładek,
tak, że wyglądał jak jakiś książę, ubrany na niezwykle ważną audiencję.
Tyle, że książęta nie ubierają się tak strojnie, jak niewiasty, i na
pewno nie w takie wzory. Uzumaki wyglądał jak wystrojona na bal dziwka.
Ponadto
kapłan wciąż był przykuty swoją obrożą do łóżka,miał związane za
plecami ręce i nałożony knebel z wiązanej w supły tkaniny. Gdy spojrzał
na Sasuke, jego oczy ciskały pioruny, prawdopodobnie gdyby nie więzy,
rzuciłby mu się do gardła.
-Witam ponownie – powiedział generał, a blondyn warknął mimo knebla. Sasuke wyciągnął rękę i ściągnął mu go.
-Nigdzie
z tobą nie pojadę, ty diable! – wykrzyknął natychmiast Uzumaki,
rzucając się w bezsilnej furii. Jego ludzie przezornie przyczepili
dłonie kapłana do łańcucha przybitego do łoża tak, że nie mógł nawet
podnieść się na nogi. – Morderco niewinnych kapłanek, bękarcie bez
serca, ty pomiocie piekielny…! – trochę to trwało. Sasuke czekał
cierpliwie, aż blondyn zupełnie ochrypnie. Stało się to po mniej-więcej
dziesięciu minutach, gdy wyczerpawszy obelgi Naruto nabrał głośno
powietrza, po czym zaczął kaszleć. Wtedy to Sasuke usiadł obok niego,
sięgnął po puchar wina, stojący na pobliskiej szafce i podsunął mu go
pod nos.
-Pij – nakazał. Naruto wykręcił głowę. – Pij, albo dostaniesz baty!
-Wol…- zaczął Uzumaki, ale musiał odchrząknąć. – Wol… ekhm! W…
Nie
udało mu się wymówić słowa, więc chciał nie chciał, musiał się napić,
by kontynuować swoje wyzwiska. Sasuke napoił go, po czym odstawił
puchar.
-I tak cię stąd zabiorę, jedziesz ze mną do Oto czy ci się to podoba, czy nie. Jutro o świcie wyruszamy.
-Więc
zastaniesz tu moje zimne ciało, ponieważ wolę przebić sobie serce, niż
zostawić moich poddanych natwojej łasce! – wykrzyknął Uzumaki. Sasuke
zacmokał, kręcąc głową.
-I tak są na mojej łasce – rzekł. Uzumaki spojrzał na niego z nienawiścią.
-Znajdę sposób, by się na tobie zemścić, przysięgałem ci to!
-Wczoraj jednak nazwałeś mnie swym panem – przypomniał mu Sasuke, a chłopak zadrżał mimo woli.
-Nigdy
więcej tego nie uczynię, klnę się na honor – wysyczał Uzumaki, a Sasuke
zaśmiał się głośno. Kapłan warknął jak zwierzę, jednak zaraz znów się
rozkaszlał, ponieważ tak głośnymi wrzaskami musiał uszkodzić sobie
gardło.
-Czemu
tak wzbraniasz się przed wyjazdem? – zapytał Sasuke, gdy kapłan ucichł.
Niebieskie oczy ciskały gromy, gdy ponownie na niego spojrzały.
-Myślisz,
że zostawię swoich poddanych? Nigdy! Prędzej pozwolę ci się zamęczyć,
niż zostawię ich samych w podbitym przez diabły mieście!
Uchiha wyciągnął rękę i ujął podbródek kapłana, by całyczas mieć z nim kontakt wzrokowy.
-Zawsze
jestem dobrym panem dla mych poddanych, podbite miasta służą mi chętnie
i opływają teraz w dostatek. Mężczyźni z nich mogą zyskać sławę w mojej
armii i nie wzbraniam im awansów, dbam też o pozostałe w miastach
niewiasty i ich dzieci.
-A
mimo wszystko pozwalałeś, by odzierano z szat moje kapłanki! – ryknął
Uzumaki, głosem tak ochrypłym, że ledwo zrozumiałym. – By Sakurze
odebrano czystość i oderżnięto jej ciału dłonie i stopy! Złupiłeś miasto
i wywiozłeś wszystkie skarby Świątyni do Oto! Nikt… nikt cię tu nie
chciał, barbarzyńco! A nade wszystko ty… ty… ty potworze! Ty sprzedałeś
moich kapłanów jak juczne zwierzęta! Oddałeś ich w niewolę!
Sasuke
westchnął. Cóż miał powiedzieć, to były ofiary wojny, a kapłani byli
zbyt cenni, by ich tu trzymać i pozwalać, by starość odebrała im wdzięk i
piękno. Nie miał pojęcia, skąd Naruto się o tym dowiedział, ale nie
obchodziło go to. Być może doniosła mu służba, może zasłyszał coś od
strażników, a może miał widzenie. Ważne było, że wiedział, iż Sasuke
jeszcze przed Świętem Ostatnich Plonów wysłał wszystkie odnalezione w
świątyni kosztowności wraz z przeznaczonymi na sprzedaż kapłanami do
Oto. Sasuke wiedział, że złoto ze świątyni da solidny zastrzyk jego
nadszarpniętym przez wojnę funduszom, a dodatkowy skarb w postaci
niewolników również pomoże w uzupełnieniu skarbca. Kto nie chciałby mieć
w łożu kogoś takiego, jak Naruto? Lub którejś z kapłanek, całe życie
kąpiących się w pachnidłach? Za taką osobę każdy szlachcic był w stanie
wzbogacić jego skarbiec o kolejny worek złota.
-Taka jest wojna – rzekł,a kapłan prychnął kpiąco.
-Po
co ci jestem potrzebny? – zapytał kapłan, zmieniając temat. Jego
niebieskie oczy zwęziły się, gdy przyglądał się Sasuke podejrzliwie. –
Dlaczego mnie stąd zabierasz?
-Ponieważ
– odparł Sasuke, dotykając jego policzka, a Uzumaki warknął, Sasuke
jednak nie pozwolił mu się odsunąć. – Ponieważ cały czas cię pragnę…
-Będę
dla ciebie jak żmija w łożu, przysięgam, że nie spocznę, póki nie
zapłacisz mi za wszystko! – odparł blondyn i w końcu mu się wyrwał.
Sasuke zaśmiał się po raz kolejny.
-Miałeś
już okazję mnie zabić, pierwszego dnia, gdy obudziłem się, a ty
płakałeś. Mogłeś zadławić mnie poduszką, ale brakło ci odwagi –
powiedział. Niebieskie oczy patrzyły na niego, szeroko otwarte, więc
kontynuował: – Nie zabijesz mnie. Nigdy nikogo nie zabiłeś, kapłanie i
nie potrafisz tego dokonać. To wcale nie jest tak proste, jak ci się
wydaje. Jeśli to zrobisz, będziesz do końca życia pamiętał moje oczy, a
twój czyn nie spłynie z twych dłoni jak krew, którą zmyjesz. Zniósłbyś
takie piętno?
Uzumaki dumnie wypiął wąską pierś, unosząc podbródek.
-Ja…
zniosę wszystko – wycedził. – W imię swych braci mogę znosić każdą
torturę w nieskończoność!Nawet jeśli miałbym iść za mój czyn do piekła,
poszedłbym z radością, jeśli tylko mógłbym tym pomóc memu ludowi!
Zrezygnowany
Sasuke tylko pokręcił głową. Przekonywanie blondyna przypominało mu
pchanie ściany – choćby nie wiem jak się zaparł, nigdy nie byłby w
stanie jej przesunąć. Naruto był najbardziej upartą istotą, z jaką
Sasuke miał kiedykolwiek do czynienia. Uchiha nigdy nie dotknąłby kogoś
nieszlachetnej krwi, we wszystkich podbitych miastach wybierał sobie
niewolnice i niewolników spośród królewskich rodzin. Osoby te były dumne
i uparte, jednak prędzej czy później mu ulegały. Każdy mu ulegał,
każdy, prócz kapłana.
-Męczysz
mnie, nużysz, twój ośli opór mnie irytuje – powiedział Sasuke, łapiąc
go nagle za łydkę. Kapłan krzyknął zaskoczony, gdy Sasuke pociągnął za
jego nogę, a ten padł na poduszki. – A jednak... – Zawisł nad
przerażonym kapłanem, patrząc mu w oczy. – A jednak nie mogę cię
wyrzucić z mej głowy. Rozpleniłeś się w niej niczym chwast, więc znoś
tego konsekwencje…
-Nie
jestem winny twych chorych namiętności! – zawołał kapłan, kipiąc
złością. Jego słowa przesączone były jadem nienawiści. – Sprowadziła cię
tu własna zachłanność, nie ja! Wiec znoś tego konsekwencje!
Sasuke
zaśmiał się, słysząc w jego ustach własne słowa. Pochylił się nad
blondynem i zaczął całować jego miękką, ciepłą szyję. Przesuwał po niej
językiem, słysząc nierówny oddech kapłana. Sasuke wsunął jedną dłoń pod
jego obfitą szatę i zaczął masować wewnętrzną stronę jego ud. Zdziwiło
go, że blondyn nie protestuje, nie szarpie się i nie wrzeszczy. Podniósł
głowę, by spojrzeć mu w twarz.
Naruto
oczy miał zamknięte, szczękę napiętą. Leżał w bezruchu i najwyraźniej
miał zamiar pozwolić mu na wszystko. Sasuke przez chwilę analizował jego
zachowanie, przypatrując mu się z lekko przekrzywiona głową. Do tej
pory kapłan zawsze protestował, więc co uległo zmianie? Co prawda
wczoraj nazwało swoim panem, ale dziś… Sasuke drgnął nagle i zmarszczył
brwi. Tak, kapłan nazwał go swoim panem i choć dziś zapierał się rękami i
nogami, byleby tylko tego nie powtórzyć, to najwyraźniej strachu, który
wtedy odczuwał, strachu, który zmusił go do przełknięcia własnej dumy,
się nie pozbył. Naruto cały czas się go bał i nie chciał być dalej bity.
Jego twarz wciąż prezentowała wszystkie etapy rozwoju sińców, od tych
świeżych, fioletowych, poprzez żółto-zielone, aż do brązowych, coraz
jaśniejszych, prawie znikających.
Sasuke
zaśmiał się do siebie, po czym ponownie pochylił i zaczął składać na
szyi kochanka kolejne pocałunki. Skoro sytuacja przedstawiała się
zupełnie inaczej, niż przypuszczał, postanowił zrealizować pewien
pomysł. Ostrożnie zaczął rozchylać kolejne warstwy ubrania kapłana, aż
odsłonił jego piękne, trochę posiniaczone ciało. Ten wciąż się nie
poruszał, więc Sasuke, zadowolony, że w końcu ma możliwość zbadania jego
skóry centymetr po centymetrze, zaczął delikatnie pieścić wargami
najwrażliwsze miejsca lekko dygocącego blondyna. Wkrótce potem ten
zaczął na czuły dotyk reagować – jego oddech przyspieszył, a jego
męskość uniosła się. Sasuke zawędrował ustami między jego nogi i złożył
tam kilka mokrych pocałunków, a kapłan wyprężył się i jęknął bardzo
cicho.
-Tak… - wyszeptał Sasuke, całując go po wewnętrznej stronie ud. – Widzisz, jak dobrze może być… gdy nie walczysz…
Kapłan
nic na to nie odparł, tylko uniósł nieco biodra, wiec Sasuke zaprzestał
pocałunków, tylko sięgnął dłonią do jego męskości i zaczął ją pieścić, z
rozkoszą wsłuchując się w urywany oddech słodkiego blondynka. Gdy
uznał, że ten jest już wystarczająco podniecony ukląkł i zaprzestając
swoich działań, zaczął się rozbierać.
Gdy
zrzucił z siebie odzienie, obserwowany jednym okiem przez oddychającego
szybciej kapłana, wyciągnął ręce i ostrożnie uniósł go do pozycji
siedzącej, nadal przed nim klęcząc. Ten zawiesił spojrzenie na wysokości
jego krocza, a potem uniósł głowę i spojrzał na niego z
niezrozumieniem.
-Nie
bój się – szepnął do niego Sasuke, wplatając mu palce prawej dłoni w
złote włosy. Uzumaki jeszcze raz zerknął na jego w połowie stwardniałą
męskość i nagle zrozumiał. Gwałtownie nabrał powietrza, po czym zacisnął
usta, kręcąc głową. W jego oczach pojawiły się łzy, gdy próbował
odsunąć się od krocza Sasuke. – Ciiii – zawołał natychmiast Uchiha,
obejmując dłońmi jego twarz. Pochylił się i złożył na niej kilka
pocałunków. – Ciii… cichutko… nie bój się…
Naruto pokręcił głową, nadal zaciskając usta i jęknął błagająco. Sasuke przytulił go.
-Nie
bój się – powtórzył szeptem, wprost do ucha drżącego kapłana. –
Przecież ja też już to robiłem, a ty… ty zrozumiałeś, prawda?
Zrozumiałeś, że jak będziesz posłuszny w łóżku, już cię nie uderzę… Nie
chcę cię bić, spełniaj tylko polecenia i już nie będzie bolało…
Łzy spłynęły po rumianych policzkach kapłana, więc Sasuke szybko starł je kciukami, patrząc mu w oczy z bardzo bliska.
-No
dalej – zachęcił go aksamitnym głosem, starając się nie unosić, choć
tracił już cierpliwość. – Poliż go tylko, a potem weź do ust tylko na
chwilę… Nie będę cię zmuszał do niczego więcej… Jak to zrobisz, nie
uderzę cię, obiecuję. Bardzo chcę to poczuć, daj mi to, a już cię nie
uderzę.
Cofnął
się, patrząc kapłanowi w oczy i ponownie przed nim ukląkł, kładąc mu
dłoń na głowie. Blondyn walczył ze sobą przez trzy sekundy, ale w końcu,
pod twardym spojrzeniem generała przegrał i przełykając ślinę,
przysunął się i ostrożnie wytknął język. Sasuke przyglądał się, jak
Naruto dotyka nim czubka jego męskości i wzdryga się, cofając lekko
głowę. Uchiha wplótł palce w jego włosy, a kapłan spiął się
przestraszony i znów przysunął. Tym razem polizał go po całej długości
członka, a Uchiha westchnął zadowolony.
-Tak – potwierdził. – Właśnie tak, Naruto…
Uzumaki
drgnął na dźwięk swojego imienia i kolejna łza wymknęła mu się spod
powieki. Pociągnął nosem, by zatrzymać szloch, a potem rozchylił wargi i
wziął do ust główkę prężącej się męskości Sasuke. Zaczął ją delikatnie
ssać, przymykając powieki.
-Śmielej
– zachęcił go po dłuższej chwili Sasuke, oddychając już nieco szybciej.
Niewinny dotyk ust kapłana niezwykle go podniecał, ale pragnął więcej. –
Weź go głębiej…
Naruto spełnił jego życzenie, zasysając mu się na członku, a Sasuke jęknął dość głośno, zaciskając mu palce na włosach.
-Tak… bardzo dobrze… jeszcze trochę… - sapnął, zadowolony. – Poruszaj głową… jeszcze trochę…
Naruto wykonywał jego polecenia, samemu oddychając prze znos coraz szybciej. W końcu Uchiha poczuł, że dłużej nie wytrzyma.
-Wystarczy – jęknął. – Bo zaraz dojdę…
Nie
trzeba było kapłanowi dwa razy powtarzać. Szybko cofnął głowę i
kaszląc, odsunął się od niego, lekko rozdygotany, jednak Uchiha zaraz
się do niego przybliżył. Objął go delikatnie, odgarniając mu spoconą
grzywkę z czoła.
-Już
dobrze – szepnął, całując go za uchem. – Świetnie się spisałeś… - otarł
twarz kapłana z wcześniejszych łez. – Bardzo dobrze…
Naruto
przytaknął, łapiąc nierówne oddechy. Kiedy już w miarę się uspokoił,
Sasuke popchnął go delikatnie na poduchy, wsuwając mu dłoń między
pośladki. Gdy go przygotowywał, patrzył na twarz blondyna i całował go
zawsze, gdy ten krzywił się z bólu. Mimo, że robili to już tyle razy,
blondyn wciąż odczuwał ból z powodu małych ranek, które Sasuke
rozdrażniał. Uchiha wielokrotnie nie był zbyt delikatny, właściwie,
zdarzało się, że wcale nie był delikatny tylko go brał, szarpiącego się i
płaczącego, najmocniej, jak się dało, rozkrwawiając jeszcze niedawno
dziewicze wejście blondyna. Teraz jednak, gdy Uzumaki współpracował, nie
chciał się nad nim znęcać. I jego męczył fakt, że musi walczyć o coś,
co mu się należało. Zdecydowanie bardziej wolał namiętny, długi seks
pełen pocałunków i pieszczot od brutalnych starć, łez i krwi.
W
końcu, gdy blondyn już tylko jęczał, samemu nabijając się na jego
palce, Sasuke wyjął je, uniósł nieco jego nogi i wszedł w kapłana do
samego końca, a ten wygiął się z jękiem, prezentując swe idealne,
spocone ciało w całej okazałości. Sasuke, widząc coś takiego, długo nie
mógł być opanowany. Wtulił się w pachnącą wonnościami szyję blondyna i
zaczął się w nim poruszać, w takt jego jęków i westchnień. Ku jego
zdumieniu Naruto osiągnął szczyt tuż przed nim, pomimo że Sasuke nie
pieścił go wcale.
Gdy generał opadł na poduszki zaśmiał się, a potem przyciągnął do siebie blondyna i ucałował go mocno.
-Zawsze mogło tak być – szepnął, na co kapłan odwrócił głowę, nic nie mówiąc.
Były
Najwyższy Kapłan Świątyni Ognia, Uzumaki Naruto, szedł w dół po krętych
schodach, prowadzony przez dwóch strażników. Kiedy ci dwaj przyszli po
niego z samego rana, by pomóc mu umyć się i ubrać, zastali go leżącego
nago w swoim łożu, wpatrującego się w złoty baldachim. Cały był obolały
po nocnych igraszkach z generałem Uchihą, choć tym razem był to ból
innego wymiaru. Uchiha ani razu nie podniósł na niego ręki, wręcz
przeciwnie, dostarczył mu tyle przyjemności, że do tej pory, na samo
wspomnienie, uszy kapłana robiły się czerwone, a policzki zachodziły
ogniem.
Nie
oznaczało to jednak, że kapłanowi cokolwiek się podobało. Wciąż był
zmuszany do oddawania się mężczyźnie, którego nienawidził całym sercem i
którego zabiłby bez najmniejszego wahania, jednak kiedy leżał nagi,
skrępowany, zdany na jego łaskę, nie był w stanie dalej szarpać się i
protestować. Bał się, a Uchiha doskonale o tym wiedział i wykorzystywał
to. Po prostu Naruto dostawał mdłości i palpitacji za każdym razem, gdy
choćby wyobrażał sobie, jak Uchiha wpada w furię. Nigdy jeszcze nie
przeżył czegoś tak przerażającego i nie chciał powtórki. Do tej pory nie
był w stanie wyrzucić z głowy czarnych, targanych wściekłością oczu
generała. Cały czas pamiętał, jak ten gotów był go zamęczyć, byleby się
zadowolić, a później jak ściągnął go za włosy z łóżka i cisnął na
podłogę. Strachu, jaki wtedy czuł, nie dało się z niczym porównać. To
było obezwładniające, paraliżujące uczucie, przez które był gotów zrobić
wszystko, czego Uchiha zażąda, byleby ponownie mu się nie narazić.
Zeszli
na dół i udali się na plac przed świątynią, gdzie czekał na nich
oddział konnych wraz z generałem Uchihą. Gdy czarne oczy spoczęły na
Naruto, ten odwrócił spojrzenie, uchwycił jednak zadowolony wzrok
generała. Widać spodobał mu się jego ubiór, choć pewnie sam zarządził,
by ustrojono go w błękitno-złote, zwiewne szaty i płaszcz z białego
futra.
-No, no! – zawołał generał, gdy zbliżyli się do niego. – Wyglądasz jak zwykle oszałamiająco, kapłanie.
-Czy to konieczne? –zapytał Naruto, wyciągając w jego stronę skute ręce. Uchiha zaśmiał się.
-Gdybym
marzył, by wbito mi sztylet w plecy byłbyś pierwszym, którego bym
rozkuł – odparł, na co Naruto prychnął. Uchiha ponownie się zaśmiał. –
Możecie odejść – rzekł do jego strażników, a oni skłonili się i odeszli.
Naruto powiódł wzrokiem po oddziale około trzydziestu rosłych
wojowników, odzianych w zbroje i skóry, sprawdzających juki i
rozmawiających między sobą. Jednego z nich rozpoznawał – skośnookiego
bruneta z włosami upiętymi w wysoką kitkę, którego kiedyś gdzieś widział
– jednak nie wiedział, jak ma on na imię. Pozostali byli mu obcy.
Skupił
wzrok na generale, który miał na sobie nieco lżejsze niż reszta
oddziału ubranie i znany już Naruto płaszcz z wilczych skór. Do pasa
przytroczony miał miecz w pochwie oraz szeroki nóż myśliwski. Jego szyję
zdobił złoty łańcuch, wysadzany kosztownościami, a czoło książęcy
diadem.
Naruto
przyglądał się, jak żołnierze pakują się, dopinają uprzęże i rozmawiają
między sobą. Czuł się dziwnie, wyjeżdżając z Konohy. Wciąż się z tym
nie pogodził, ale bał się dalej protestować – Uchiha coś w nim złamał,
Naruto nie miał pojęcia co, jednak nie umiał już buntować się tak, jak
wcześniej. Wspomnienie furii generała odbierało mu całą odwagę i choć
jego słowa nie straciły na ostrości, Naruto nie potrafił poprzeć ich
czynami.
Prawie
krzyknął ze strachu, gdy stojący obok niego generał poruszył się
gwałtownie. Ten jednak jedynie wskoczył na swego rumaka,czarnego niczym
nocne niebo, a potem wyciągnął w jego stronę szeroką dłoń.
-Jedziesz ze mną – rzekł.
Naruto
popatrzył na niego gniewnie, a potem z dumą uniósł podbródek i jakby
była to wielka łaska, czyniona czarnowłosemu, podał mu swoją dłoń.
Uchiha pomógł mu wspiąć się na konia, po czym posadził go przed sobą.
Poprawił jeszcze jego szaty, tak, by otulały go i chroniły przed chłodem
oraz nie przeszkadzały.
-Mogłeś
kazać ubrać mnie w normalny strój, a nie w… w coś takiego! – fuknął,
kiedy Uchiha wygładzał białe futro jego płaszcza, by włoski nie
łaskotały go w szczękę.
-Gdybym
ubrał cię jak my wszyscy, nikt nie domyśliłby się, że jesteś moją
dziwką, a nie sługą – odparł Uchiha i uderzył piętami w boki rumaka, by
ten ruszył z miejsca. Kolumna jeźdźców ruszyła białą ulicą miasta, z nim
i generałem w środku.
-Nie jestem twoją dziwką –syknął Uzumaki. Generał zaśmiał się wesoło.
-Masz inną nazwę dla swojego zawodu, Naruto?
-Nie
mów… mi… po imieniu!– odparł wściekle Uzumaki, a Uchiha ponownie się
zaśmiał, obejmując go w pasie. Przylgnął do jego pleców.
-Uwielbiam cię za ten upór – szepnął mu na ucho. – Cały czas dostarczasz mi rozrywki…
Kapłan
nie odezwał się, tylko obrażony, przekręcił ostentacyjnie głowę i
wpatrzył się we wschodzące słońce. W mieście panował jeszcze półmrok,
większość mieszkańców spała. Mijali kolejne domy oraz patrolujących
ulice żołnierzy, aż dotarli do bramy wyjazdowej z miasta. Chwilę
czekali, aż zostanie im ona otworzona, po czym wyjechali z Konohy.
Po
policzku Naruto spłynęła samotna łza, gdy zrozumiał,że teraz jest już
zupełnie skazany na łaskę Uchihy. Gdzieś tam w głębi miał nadzieję, że
kiedyś generał opuści Konohę i zostawi go w spokoju. Nigdy nie
przypuszczał, że ten będzie chciał zabrać go ze sobą.
-Czemu?
– szepnął, gdy udało mu się w końcu powstrzymać żal, gdy przełknął łzy i
pogodził się z nieuniknionym. Generał Uchiha objął go jakoś tak
mocniej.
-Mówiłem już – szepnął. –Cały czas, niezmiennie, dniem i nocą pragnę ciebie i tylko ciebie…
-A naprawdę? – przerwał mu rozdrażniony blondyn. Generał westchnął.
-Naprawdę – wymruczał, zakładając mu kosmyk włosów za ucho – to chcę przeprowadzić pewien… eksperyment.
-E-eksperyment? – wydukał Naruto, czując, jak zaczyna drżeć. Jaki eksperyment? Po co?
-Tak
– potwierdził Uchiha,wsuwając swój język w jego ucho. Naruto krzyknął z
zaskoczenia i odsunął się gwałtownie, zwracając na nich uwagę całego
oddziału. Generał Uchiha zaśmiał się, widząc miny swoich żołnierzy, a
Naruto spurpurowiał, spuszczając oczy.
Dalsza
podróż przebiegała już normalnie, choć Sasuke czasami pchał się z
łapami tu i tam, jednak Naruto nie zwracał już na to większej uwagi.
Myślami wędrował wokół Konohy, zastanawiając się, czy kiedyś ponownie
ujrzy ukochane miasto. O tym, że kiedyś wszystko będzie dobrze, nie
śmiał nawet marzyć. Wiedział, że dawne czasy już nie wrócą, nie odzyska
swojego stanowiska, świątyni i swoich kapłanów. Wszystko to, co kochał,
przepadło przez mężczyznę, na łasce którego teraz był. Nie miał takiej
siły, by mu się sprzeciwić. Nie był w stanie ocalić nikogo ani niczego.
Zawiódł swoich bliskich, zawiódł wszystkich.
Jak
się okazało, pierwszy obóz rozbili w jakimś lesie, niedaleko traktu, na
niewielkiej polanie, którą przecinała mała rzeczka. Jeden żołnierz
natychmiast rozpalił ognisko, przy którym zasiedli on i Sasuke.
Strażnicy zabrali się za rozbijanie obozu, a on zapatrzył się w ogień,
skulony, objęty ramieniem Sasuke.
-Uwielbiam ten zapach – wyszeptał Uchiha, dla odmiany patrząc w niebo, na którym pojawiały się już pierwsze gwiazdy.
-Zapach?
– spytał Naruto, kątem oka zerkając na strażnika, który ustawiał nad
ogniem rożen, a później zaczął nadziewać na niego kawałki mięsa.
-Lasu
– wyjaśnił Sasuke. – Kiedy byłem dzieckiem, ojciec często zabierał mnie
na polowania. Polowałeś kiedyś? – zwrócił się nagle do Naruto.
-Nigdy nie skrzywdziłem żywego stworzenia – odparł Uzumaki chłodnym tonem. Sasuke spojrzał na niego zdumiony.
-Nie uczono cię jak polować? Przecież jesteś mężczyzną!
-Od…
od najmłodszych lat wychowywali mnie kapłani – wyszeptał Naruto,
obejmując kolana skutymi rękami. Sasuke przysunął się do niego jeszcze
bliżej. – Uczono mnie historii iliteratury ze starych ksiąg, znam się
też trochę na ziołach i medycynie… umiem liczyć i przede wszystkim, znam
pisma o moim bogu. Fakt, że jestem Tym, KtóryWidzi Więcej odkryto,
kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Od tamtej pory były tylko białe mury
świątyni.
Sasuke odgarnął mu z czoła kosmyk włosów, a potem pogłaskał go po policzku.
-Gdybyś umiał jeszcze grać na harfie i śpiewać, byłbyś jak kobieta – wyszeptał, a Naruto prychnął,odpędzając jego rękę.
-Twe
namiętności są chore – powiedział, próbując się odsunąć. – Dwóch
mężczyzn nie powinno… spędzać ze sobą nocy – szepnął zawstydzony, z
trudem wypowiadając te słowa. Nie chciał, by klęczący przy ogniu i
zajmujący się obiadem mężczyzna słyszał tę zawstydzającą rozmowę. Mimo
że strażnicy doskonale wiedzieli, co on i generał Uchiha wyprawiają
nocami, Uzumaki wstydził się tego. Nie był jego dziwką i nigdy nie
pogodzi się z takim losem.
-A
niby to dlaczego? –zapytał Uchiha, przesuwając się tak, że teraz
siedział za Naruto. Objął go od tyłu i ułożył swą głowę na jego
ramieniu, a Naruto westchnął. W ten sposób Sasuke uniemożliwił mu
odsuwanie się od niego.
-Bo… to… to jest niewłaściwe…
-Ja
tak nie uważam. Zawsze robię to, na co mam ochotę – odrzekł Uchiha z
lekkim śmiechem. Skubnął wargami jego ucho. – A teraz mam ochotę na
ciebie…
-To
nie jest wytłumaczenie! – zawołał ostro Naruto. Połowa strażników,
którzy rozstawiali dookoła namioty, spojrzała na nich, ale nie zwrócili
na to uwagi. Strażnik, który przyrządzał jedzenie udawał, że ich nie
słyszy, uparcie wpatrując się w płomienie. – Dlaczego to robisz, możesz
mieć każdą dowolną niewolnicę, zażądać za żonę każdą księżniczkę z
podbitych przez ciebie miast, czemu… czemu ja?
-Ponieważ
we wszystkich tych miastach, wszystkie te księżniczki nie potrafiły
rozpalić we mnie takiej namiętności, jaką rozpaliłeś ty, kapłanie –
odparł Uchiha, najpoważniejszym w świecie tonem. Po tym wyznaniu Naruto
zamilkł i już więcej się nie odezwał.
Wkrótce
potem dostali kolację. Naruto przyjął podarowane mu w wyklepanej misce
mięso z kromką chleba i zaczął skubać je bez przekonania, plecami
opierając się o tors Uchihy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz