piątek, 23 sierpnia 2013

6. Wóz albo przewóz



Naruto poczuł się lepiej po rozmowie z Itachim. Nieznajomy spojrzał na jego sytuację z innej perspektywy i doradził mu wiele rzeczy. Powiedział, by Naruto przede wszystko porozmawiał ze swoim chłopakiem i wszystkiego się dowiedział o tej całej ciąży. Naruto miał zamiar tak zrobić. Przecież Sasuke nie był Az tak okropną osobą. Czy naprawdę mógłby tak kłamać, sypiać i z nim i z Sakurą? Przecież Naruto nie zakochałby się w takim draniu! Co prawda słabo znał Sasuke, ale byli w jednej klasie, coś tam o nim wiedział. I może Uchiha nie był najlepszą na świecie osobą, ale nie był też skończonym dupkiem. Poza tym Sasuke mówił coś o tym, że Sakura nie jest w ciąży. A z tego, co wiedział o Sakurze, dziewczyna była zdolna do wszystkiego. Może chciała wrobić Sasuke?
Naruto nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć.
Wrócił do szpitala i wspinał się po schodach do swojej sali, gdy nagle powrócił ból głowy. Krzyknął krotko, boleśnie, zakręciło mu się przed oczami, po czym runął w ciemność.
Obudził się w sali szpitalnej, leżąc na łóżku. Obok siedział Jiraiya, zmęczony, niewyspany i wyglądający na przygnębionego.
- Wody – szepnął Naruto suchymi ustami. Chrzestny natychmiast pomógł mu usiąść i podsunął mu do ust szklankę. Naruto napił się, a potem spojrzał na Jiraiyę zmęczonym wzrokiem. Czuł się słaby jak nigdy. Bolała go głowa i wciąż czuł pragnienie, mimo że wypił prawie całą szklankę wody.
- Co mi znowu jest? – spytał szeptem.
- Widzisz, słońce… - Jiraiya pomógł Naruto położyć się, po czym odstawił szklankę i okrył chrześniaka kołdrą – lekarze twierdzą, że mdlejesz, ponieważ twój stan się pogarsza. Staraj się nie denerwować, za kilka dni będziesz miał operację, już wszystko jest załatwione…
- Rozumiem – przytaknął słabo Naruto. – Źle się czuję…
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Zobaczysz.
- Jiraiya, czemu jesteś dla mnie taki miły? – spytał Naruto z obawą. Wydawało mu się, jakby coś było nie tak. Jiraiya miał taki zaniepokojony głos. I jego oczy, były takie… zmartwione. Naruto dawno go takim nie widział. – Coś jeszcze się stało?
- Nie przejmuj się tym – odparł chrzestny, wygładzając kołdrę, którą był nakryty Naruto. – Wszystko będzie dobrze…
- A coś jest źle?! – przeraził się Uzumaki. Chrzestny westchnął.
- Widzisz… ta operacja… lekarze dają jej pięćdziesiąt procent powodzenia…
- Czyli… albo się uda, albo… - Naruto zawiesił głos, rozumiejąc. Wóz albo przewóz. Albo się uda i przeżyje, albo koniec. Nagle stanęła mu przed oczami straszna wizja: umiera i już nigdy nie może być z Sasuke. Wszystko się kończy, a on odchodzi. Nie, tak przecież nie mogło być! To wszystko nie mogło się tak skończyć!
W oczach znów stanęły mu łzy.
- Och – wykrztusił tylko, a Jiraiya natychmiast przytulił go mocno.
- Uda się – powiedział. – Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. A teraz spróbuj się zdrzemnąć, znów podano ci lekarstwa.
Naruto wtulił głowę w poduszkę, zamknął oczy i starał się nie myśleć o tym wszystkim, co się wokół niego działo. W końcu, po kilkudziesięciu minutach usilnego wyrzucania z głowy zarówno zmartwienia, że umrze, jak i myśli o Sasuke, zasnął.

Sasuke gapił się na telewizor. Nie oglądał lecącego programu, gdyż nie mógł się na tyle skupić, by zrozumieć, o czym on jest. Naruto chodził z Kibą. Dla Sasuke było to nie do pojęcia. Jakim cudem Naruto związał się z tym palantem? Przecież Kiba był głupcem, nie dorastał Sasuke do pięt! Jak Naruto mógł wybrać Kibę? Jak?!
W końcu Uchiha wyłączył telewizor i schował twarz w dłoniach, nie mając pojęcia, co robić. Zorientował się nagle, że naprawdę kocha Naruto i nie chce go oddać innemu. Zorientował się, że kocha w Naruto wszystko. Jego piękne ciało, cudowne oczy i uroczy uśmiech. Jego głośne zachowanie. Jego śmiech, jego wygłupy. Zaczął wspominać wszystkie chwile związane z Uzumakim. To, jak mu się ukradkiem przyglądał. Kiedy rozmawiali, w  klasie, rzadko, ale czasem się udawało. Ich wspólną noc, tak wspaniałą, że Sasuke nawet nie potrafił jej opisać. Kochał Naruto, kochał go całym sercem.
Gdyby nie przeklęta Sakura, to Uzumaki by nie uciekł. Gdyby wcześniej porozmawiali, to Naruto nie byłby teraz z Kibą. Gdyby nie był takim głupcem, to wszystko by teraz wyglądało zupełnie inaczej…
- Idioto!
- Kto jest idiotą? – zapytał Iatchi, stając w drzwiach ich pokoju. Na noc zatrzymali się w jakimś małym hotelu, jutro mieli wracać do domu. Rodzice dzwonili i mówili, że sprawa z Sakurą się rozwiązała, że Sasuke już nie ma się czym martwić.
- Ja – odparł szczerze młodszy Uchiha. – Jestem skończonym idiotą! Pozwoliłem, by osoba, którą kocham, odeszła ode mnie tylko dlatego, że nie miałem odwagi z nią porozmawiać kiedy był na to czas.
Itachi gwizdnął pod nosem.
- Uuuu, mój mały braciszek jest tchórzem?
- Cholernym – potaknął Sasuke. – I jeszcze ta kretynka, Sakura! – prychnął.
- Co z Sakurą? Myślałem, że to nie twoje dziecko?
- Bo nie moje! Przecież słyszałeś, co mówiła mama przez telefon! – wybuchnął Sasuke gwałtownie. – Ale ta idiotka poleciała do Naruto i mu radośnie oświadczyła, że jest ze mną w ciąży! I on już nie chce ze mną rozmawiać!
Itachi zrobił dziwną minę. Przez chwilę wyglądał na zszokowanego, a potem na jego twarz wpłynęła mina pełna zrozumienia. Sasuke nie wiedział, co to znaczy.
- Naruto? – zapytał zaintrygowany.
- Tak, Naruto! Kurwa, co ja mam zrobić?!
Starszy brat westchnął, po czym usiadł na łóżku obok Sasuke i pogłaskał młodszego po włosach.
- Iść do niego jeszcze raz, wszystko mu wytłumaczyć, przeprosić i błagać o wybaczenie – powiedział. Sasuke odtrącił jego dłoń.
- On nie chce ze mną rozmawiać. Ma chłopaka!
- Wątpię, by go kochał. Poza tym, uwierz mi, będzie chciał rozmawiać.
- Skąd ty to wszystko wiesz, zupełnie nie masz pojęcia, o co chodzi! – wybuchnął Sasuke. Itachi mrugnął do niego jednym okiem.
- Mam takie przeczucie, że on cię wysłucha – powiedział ciepło i znów rozczochrał włosy młodszego brata. – Idź spać, jutro znów podrzucę cię do tego szpitala.
Następnego dnia rano Sasuke znów był w szpitalu. Serce walił mu jak dzwon, gdy szedł do sali, w której leżał Naruto. Jeszcze nie wiedział, co dokładnie mu powie. Wiedział jednak, że to czas, by wyznać prawdę. Jeśli Naruto wybierze Kibę, to Sasuke będzie musiał się z tym pogodzić. A jeśli nie… jeśli jednak wybierze jego… to Sasuke zrobi wszystko, by go uszczęśliwić.
Dotarł do Sali Uzumakiego i zajrzał do środka. Naruto siedział na łóżku i patrzył na okno. Na szczęście był sam, bez Kiby i bez tego swojego chrzestnego. Sasuke zapukał w otwarte drzwi, a błękitne oczy przeniosły się z okna na niego.
- Mogę? – spytał Sasuke łagodnie. Naruto skinął głową, a Uchiha wszedł do środka.
- Czego chcesz? – zapytał Uzumaki dość wrogo.
- Powiedzieć ci… wszystko – wyznał Sasuke, stając przy łóżku ukochanego. – Wszystko o wszystkim.
- No to słucham – rzekł Naruto obojętnie. – Teraz już nic mnie nie zaskoczy i nie załamie – dodał pustym głosem. W Sasuke szarpnęło się serce.
- Naruto, ja… wiem, że masz już Kibę… - Uzumaki zmarszczył brwi, ale się nie odezwał – i w ogóle… ale, słuchaj… Sakura nie jest w ciąży. Nie spałem z nią. Tylko ją całowałem i tylko dlatego, że chciałem się przekonać… chciałem się upewnić, ż jestem gejem. I jestem. Żadna dziewczyna, ani Sakura, ani żadna inna mnie nie pociąga. Tylko ty. Tylko ciebie kocham, ale jeśli wybierzesz Kibę, to zrozumiem. On był przy tobie, podczas gdy…
- Kochasz mnie – przerwał mu Naruto, patrząc na niego w niedowierzaniu. – K… Kochasz?
- Tak – przytaknął Sasuke, a Naruto skulił się i załkał, obejmując ramionami. Sasuke zaraz go dopadł i mocno przytulił. – Ciiii – wyszeptał, kołysząc łkającego blondyna. – Ciiii, teraz już wszystko będzie dobrze…
-  Nic nie będzie dobrze – wykrztusił zapłakany Naruto. – Nic, słyszysz, nic?! – krzyknął tak głośno, że Sasuke musiał się cofnąć, by nie popękały mu bębenki w uszach.
- Jak to? – zapytał, nic nie rozumiejąc.
- Nic nie będzie dobrze, ponieważ jestem chory! – wrzasnął Naruto, a łzy płynęły mu po twarzy.
- Wyzdrowiejesz, wrócimy do naszego miasta i…
- Wyzdrowieję?! – wrzasnął Naruto. – Ty głupcze, ja ma guza mózgu! – ryknął.
Spod Sasuke osunęła się ziemia. Przez chwilę nic od niego nie docierało, żadne słowa, żadna myśl. Patrzył na płaczącego ukochanego i nic nie pojmował.
- Jak to… guza mózgu? – wykrztusił w końcu.
- A myślisz, że po co tu jestem, w tym szpitalu, daleko od domu!? – wykrzyczał Naruto. – Bo jestem poważnie choru! Bo będę miał operację! Bo mogę umrzeć!
Umrzeć. To słowo zadźwięczało w umyśle Sasuke jakby zwielokrotnione. Do tej pory Sasuke nie zastanawiał się, dlaczego Naruto leży w szpitalu. Tyle się dookoła działo. Tyle rzecz, tyle wątpliwości, złości, kłótni… Po prostu myślał, że Naruto… sam nie wiedział. Nie spodziewał się, że choroba może być tak poważna. Myślał, że to coś normalnego, coś… cokolwiek, ale nie guz mózgu!
- Ja nie rozumiem… - wyszeptał.
- Czego nie rozumiesz?! GUZ MÓZGU!
Pięść Sasuke wystrzeliła zupełnie bez udziału jego woli. Nim zdał sobie sprawę z tego, co robi, już stał nad łóżkiem Naruto, a chłopak trzymał się za policzek, patrząc na niego w szoku. W Sasuke kipiała złość.
- I teraz mi to mówisz?! – wydarł się Sasuke. – Czemu nie zadzwoniłeś?! Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?! Co ty sobie wyobrażałeś?!
- Nie chciałeś mnie – załkał Naruto.
- Nie chciałem?! Raz po raz do ciebie przychodziłem, biegałem za tobą! A ty mówisz mi coś takiego dopiero teraz?! Jak mogłeś wyjechać tak bez słowa?!
Naruto nie odpowiedział. W tym samym momencie za plecami ktoś chrząknął głośno, a gdy chłopak się obejrzał, ujrzał surowo wyglądającą pielęgniarkę, która najwyraźniej przyprowadziła niezadowolonego lekarza.
- Na pana już chyba pora – rzekł chłodno lekarz.
- Tak – odparł Sasuke. – Najwyraźniej tak.
Odwrócił się plecami do Naruto i wyszedł z sali, mając kompletny mętlik w głowie. Naruto miał guza mózgu. Mógł umrzeć. I w dodatku nic mu nie powiedział, zataił to przed nim.
Sasuke nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć.

Sakura nie wiedziała, co ma robić. Wszystko poszło nie tak. Chłopak, którego kochała od wielu lat nie chciał jej znać, nie chciał z nią być, uważał, że jest wariatką. Kuzynka wygadała jej rodzicom, że Sakura tak naprawdę nie jest w ciąży, że cały czas kłamała, żeby nabrać Sasuke. Jej rodzice zadzwonili do rodziców Sasuke i przeprosili ich za kłamstwa córki. Wszystko… wszystko się posypało. Sasuke jej nie kochał. Rodzice chcieli ją wysłać na leczenie. Rodzice Sasuke nawet polecili dobrego lekarza. Wszystko… wszystko było źle.
A ona tylko kochała! Nie chciała nic więcej, tylko być z Sasuke! Co z tego, że wszędzie gdzie mogła rozpowiedziała, iż jest z Sasuke w ciąży?! Była pewna, że Uchiha się nabierze, przecież był pijany, gdy był z nią na randce, prawda? Chciał się zabawić! Pewnie nawet nie pamiętał, co się stało. Bo przecież wyszedł, a żaden mężczyzna by jej tak nie zostawił. Był pijany i zrobiło mu się niedobrze, prawda? Wyszedł do łazienki? Jaki mógł być inny powód?
I co go łączyło z tym głupkiem, Uzumakim? Dlaczego Sasuke odwiedzał Naruto w szpitalu, przecież nigdy się nawet nie lubili! A teraz coś ich do siebie ciągnęło, Naruto miał do Sasuke jakieś pretensje, a… a Uchisze zależało na jego zdaniu… Sasuke zależało, by Naruto nie wierzył w jej kłamstwo. O co w tym wszystkim chodziło? Już nic nie rozumiała!
Dlatego właśnie była tutaj. Na moście, w późną, ciemną noc. Stała schowana w cieniu, patrząc w głęboką wodę wartkiej rzeki, przepływającej w dole. Jechało tędy niewiele samochodów. Nikt jej nie widział, nikt nie mógł jej powstrzymać. Nie chciała tego, ale przecież nie było wyjścia. Nikt jej nie kochał. Sasuke jej nie chciał. Rodzice myśleli, że zwariowała, podobnie połowa szkoły. Wszyscy się z niej wyśmiewali i mieli ją za idiotę.
Nie było wyjścia. Musiała to zrobić, bo… bo już nie miała życia. Nie miała gdzie się podziać. Zostawił ją Sasuke, zostawili rodzice, zostawiły koleżanki…
Teraz ona ich zostawi…
Wspięła się na balustradę, przytrzymując jakiejś belki i chwiejąc się, znów spojrzała w dół. Bała się, tak strasznie się bała… ale nie było wyjścia. Żadnego. Nie mogła już spojrzeć w oczy ani Sasuke… ani rodzicom… ani żadnej koleżance…
- Nie rób tego!
Ze strachu o mało nie zeskoczyła, ale instynktownie tylko złapała się mocniej żelaznej belki, wykręcając głowę. Jeden z przejeżdżających mostem samochodów stał zaparkowany niedaleko, a w jej kierunku szedł młody mężczyzna, trzymając wyciągnięte przed siebie ręce. Ubrany był an czarno, miał też czarne włosy i oczy, w świetle księżyca wyglądał upiornie niczym duch.
Sakura pomyślała, że jest podobny do Sasuke…
- Nie rób tego – powtórzył nieznajomy. – Nie chcesz tego zrobić…
- Skąd wiesz, czego chcę?! – zawołała, a on przełknął ślinę.
- Nie wiem, ale… na pewno nie chcesz skoczyć z mostu… śmierć w taki sposób… Nie skacz, proszę… Ja… jestem Sai, a ty? Jak masz na imię?
- Sakura – odparła cicho. Sai skinął głową.
- Proszę, zejdź stamtąd… Wszystko da się rozwiązać, zobaczysz…
- Nieprawda! – zawołała. – Nie wszystko! Moi rodzice, chłopak, koleżanki… wszystkich straciłam! Wszyscy myślą, że jestem wariatką!
Sai patrzył na nią przez chwilę.
- Na pewno tak nie jest – rzekł łagodnie. – Poza tym… czy nie uważasz, że skacząc, tylko im to udowodnisz? Chcesz, żeby mieli rację? Nie lepiej sprawić, by… no nie wiem, przynajmniej wyszli na głupców…?
Sakura wpatrywała się w mężczyznę przez chwilę.
- A… ale jak…? – wyjąkała w końcu.
- Nie wiem, ale zawsze jest jakiś sposób. Mogę cię tego nauczyć, ale musisz zejść…
Patrzyła w czarne oczy Saia przez chwilę, a potem powoli skinęła głową. Zaczęła się ostrożnie ku niemu przekręcać, ale pośliznęła się i krzycząc, runęła w dół. Życie przeleciało jej przed oczami i już wiedziała, że wcale nie chce umrzeć.
I wtedy złapały ją silne ramiona Saia. Chłopak wciągnął ją ponownie na balustradę, a potem na chodnik. Sama nie wiedziała, w którym momencie zaczęła płakać. Po prostu nagle zdała sobie sprawę, że siedzi na chłodnym chodniku, otoczona silnymi ramionami, a chłopak, który ją trzyma głaszcząc po głowie mruczy jej do ucha, że już wszystko jest dobrze. I że będzie dobrze.
Uwierzyła mu.

Sasuke leżał na łóżku w swoim pokoju i patrzył w sufit. Nie miał pojęcia, co robić. On i Itachi wrócili do domu. Naruto nie dzwonił od kilku dni, a Sasuke… Sasuke po tym, jak zachował się (po raz kolejny!) jak ostatnia świnia, nie miał odwagi, by samemu zadzwonić. I tak mijał czas. Chodził do szkoły i udawał, że wszystko jest w porządku, choć wcale w porządku nie było. Czuł się podle. Miał ochotę bić samego siebie po mordzie.
Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Dzwonił i dzwonił, aż Sasuke, myśląc, że to któryś z durnych kumpli, porwał go w dłoń, gotów zmieszać dzwoniącego z błotem.
Ale numer był nieznany.
- Słucham? – warknął do słuchawki po naciśnięciu zielonego przycisku.
- Pan Uchiha Sasuke? – odezwał się głos po drugiej stronie.
- Tak, kto mówi?
- Z tej strony Jiraiya, chrzestny Naruto – rzekł mężczyzna, a Sasuke poczuł, że robi mu się słabo.
- Boże – wyszeptał. – Nie, nie… nie…
- Spokojnie – powiedział szybko Jiraiya – Naruto żyje.
Sasuke odetchnął z ulgą, łapiąc się za serce.
- Och, dzięki Bogu – szepnął, czując łzy w oczach. – Dzięki Bogu…
- Prosił mnie, żeby do pana zadzwonić, gdy będzie po operacji i coś pójdzie nie tak…
Do Sasuke dopiero po chwili dotarły słowa mężczyzny.
- Coś… coś poszło… nie tak? – wykrztusił.
- Niestety – opowiedział Jiraiya z bólem. – Naruto zapadł w śpiączkę…

4 komentarze:

  1. Śpiączka o.o. Ayanami ty potworze! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. przeciez to nie ona tylko wy... To był jeden z podpunktów a Ayanami skomentowała to tylko tak iz chyba cos do naruto macie ze tak go w tym opowiadaniu katujecie =3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    cud, cudo... Itachi zorientował się, że Sasuke mówi o Naruto, chłopaku, z którym rozmawiał... biedny Naru zapadł w śpiączkę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja cie ;-; chociaż za każdym razem, wiem co się stanie to i tak jestem zaskoczona ;-;

    OdpowiedzUsuń