Od
razu się tam skierowałem, głodny, zniechęcony i przede wszystkim,
spragniony. Miałem ochotę na alkohol, i to straszliwą. Przez tego
smarkacza, Eijiego, czułem się fatalnie. To prawda, że mnie pocieszył i
pokazał nową, inną, lepszą drogą ku przyszłości, ale teraz znów byłem
sam i nie wiedziałem, czy będzie okazja, by go znów spotkać. Jak to się
działo, że wszyscy mnie zostawiali?
Wszedłem
do zajazdu, od razu lokalizując bar. Ludzi było tam wiele, a wszyscy
mężczyźni, pomijając kręcącą się między stolikami kelnerkę. Ponieważ
była to wioska drwali, wszyscy byli wielcy, zwaliści, przeważnie brodaci
i nie pachnieli najlepiej. Nie przeszkadzało mi to jednak, nie miałem
zamiaru spędzać tu wakacji, a tylko jedną noc.
Podszedłem
do baru, usiadłem na jednym ze stołków i spojrzałem na wielkiego
gościa, stojącego za barem. Niczym nie różnił się od reszty dryblasów
przebywających w tym pomieszczeniu.
-Dobry wieczór – powiedziałem, a tamten skinął mi głową. – Poproszę coś ciepłego do jedzenia, butelkę sake i pokój.
Facet
ponownie skinął głową, sięgnął pod bar, po czym wyciągnął butelkę i
czarkę i postawił je przede mną. Zabrałem się za odkręcanie laszki, a
facet wyszedł. Gdy wrócił, postawił mi pod nosem miskę pełną ryżu oraz
drugą, z kurczakiem w ostrym sosie. Napełniłem czarkę sake i
przechyliłem ją na dobry początek, po czym zabrałem się za jedzenie.
Ryż
był trochę suchy, ale za to kurczak mi smakował. Jadłem, co jakiś czas
popijając sake i marząc, bym był już we własnym domu. Dziwne, ale
tęskniłem za Sakurą i rozmowami z nią. Przyzwyczaiłem się do tego, że
ochrzaniała mnie co jakiś czas, zupełnie, jak kiedyś robiła to Naruto.
Powoli
kończyłem posiłek oraz butelkę sake. Zastanawiałem się, czy mam ochotę
na jeszcze jedną? Chyba miałem, więc skinąłem ręką na barmana i
zamówiłem kolejną flaszkę.
Byłem
gdzieś w połowie drugiej, malutkiej butelki, gdy za moimi plecami
otworzyły się drzwi wejściowe do baru. Za bardzo byłem zajęty topieniem
swojej depresji, by się obejrzeć. Lekkie kroki zbliżyły się do baru i
ktoś oklapł na stołek po mojej prawej stronie.
-Fujimaru, daj mi coś do picia! – zawołał tak dobrze znany mi głos.
Poderwałem
głowę, w pierwszej chwili sądząc, że mam omamy. No cóż, nie zdziwiłbym
się, gdybym oszalał, jednak gdy spojrzałem w bok, obok siebie
dostrzegłem… Naruto. Siedział sobie najzwyczajniej w świecie na stołku
przy barze, ubrany w wytarte, brązowe spodnie. Jego plecy były
niemiłosiernie opalone, był trochę brudny, włosy miał w nieładzie. Na
podłodze, oparta o jego siedzenie, stała siekiera.
Oczy Naruto przeniosły się na mnie, po czym Uzumaki uśmiechnął się słodko.
-Cześć – powiedział najzwyczajniej w świecie.
Moja
pięść poruszyła się sama, szybciej, niż zdążyłem przemyśleć ten ruch.
Zdzieliłem Uzumakiego prosto miedzy oczy, a gdy zwalił się na podłogę
razem z taborkiem, na którym siedział, zerwałem się na równe nogi.
-TY!!!
– wydarłem się, sięgając po katanę. Naruto wytrzeszczył na mnie
niebieskie oczy, trzymając się za krwawiący nos. Wszyscy w barze zerwali
się z swoich siedzeń i spojrzeli na mnie, miałem to jednak głęboko w
dupie. – Tyyy… – wycedziłem przez zęby, w tej chwili niezdolny, by
wypowiedzieć cokolwiek. Naruto cofnął się pod ścianę, wlepiając we mnie
przerażone spojrzenie. Wycelowałem koniec katany w czubek jego nosa, a
on przełknął głośno ślinę.
-Hola, hola! – zawołał barman. – Żadnych burd…!
-Zamknij
się, jeśli ci życie miłe – odparłem ostrzegawczo, śmiertelnie poważnym
tonem, a barman natychmiast się zamknął. Nie odrywałem spojrzenia od
niebieskich tęczówek Naruto. – Szukałem cię – wycedziłem do blondyna,
cały drżąc z emocji. Naprawdę nie wiedziałem, czy mam go pocałować, czy
zamordować. Czysta nienawiść i żądza mordu mieszała się we mnie z chęcią
objęcia go i wyznania miłości. – Przez pół roku. Przez ten cały czas.
Podaj mi jeden powód, dla którego mam cię teraz nie zabić.
Blondyn opuścił zakrwawioną rękę.
-Ki-kim ty jesteś? – spytał ledwo słyszalnym szeptem.
Poczułem, jak szlag mnie trafia. Nienawiść przeważyła szalę i byłem gotów wpieprzyć mu jak nigdy w życiu.
-MITSU!!! – wrzasnął jakiś kobiecy głos i coś przebiegło obok mnie.
Czarnowłosa
dziewczyna w krótkiej, ciemnej spódniczce i jasnym podkoszulku
zasłoniła Naruto własnym ciałem, spoglądając na mnie z wyzwaniem w
oczach. Miała bardzo ciemne tęczówki, okolone wachlarzem czarnych rzęs,
wydatne usta i całkiem spory biust. Poczułem tak ogromną zazdrość, że
miałem ochotę zetrzeć ją z powierzchni ziemi.
-Uciekaj, Mai! – syknął Uzumaki, próbując przesunąć dziewczynę.
-NIE POZWOLĘ GO ZABIĆ! – krzyknęła do mnie dziewczyna. – Będziesz musiał zabić także mnie!
-Z
przyjemnością – odparłem, a wtedy Uzumaki złapał dziewczynę w pasie i
zepchnął ją sprzed końca mojego miecza, po czym zasłonił ją własnym
ciałem tak, jak wcześniej ona jego zasłoniła.
-Jeśli masz coś do mnie ,to załatw to tylko ze mną i zostaw dziewczynę! – ryknął, patrząc na mnie hardo.
-Czyś
ty rozum postradał?! – wrzasnąłem na niego. – Co ty odwalasz, Naruto?!
Kto to jest, do jasnej cholery, co ty tu robisz i dlaczego się nie
odzywałeś?! Masz pięć sekund na wyjaśnienia, albo nie ręczę za siebie!
Wpatrywał się we mnie tępo, aż w końcu zaskoczył i potrząsnął głową.
-Jak… jak mnie nazwałeś? – spytał.
-Co się z tobą do cholery dzieje?!
-On
nie pamięta – powiedziała czarnowłosa, zwracając na siebie moją uwagę. –
Mieszka tu od pół roku, mój dziadek znalazł go nieprzytomnego nad
brzegiem rzeki. Gdy się obudził, nic nie pamiętał.
-To jakaś bzdura – odparłem, a ona pokręciła głową.
-To prawda – powiedziała. Spojrzałem na Naruto, który przyglądał mi się uważnie.
-Ona mówi prawdę? – zapytałem, kataną wskazując dziewczynę, a blondyn przytaknął.
-Tak – powiedział, patrząc mi w oczy. – Czy… czy my się znamy?
Jęknąłem, nie mając zielonego pojęcia, co robić, a potem schowałem katanę i spojrzałem na niego bezradnie. Co ja miałem robić?
-Tak – odpowiedziałem. – Znamy się.
-Ty… jesteś jakimś… mordercą?
-TAK!
– wrzasnąłem,wyprowadzony z równowagi do reszty. – Jestem mordercą! A
ty jesteś kretynem! Boże… tylko ty mogłeś załatwić się w taki sposób!
Twoja głupota przekracza granice zrozumienia! AGH!
Obróciłem
się tyłem do niego, zakrywając twarz dłońmi i wziąłem głęboki oddech.
Naprawdę nie wiedziałem, co robić, jak mu wyjaśnić teraz, kim dla siebie
jesteśmy, co się miedzy nami działo, jak…
Odetchnąłem
głęboko jeszcze raz, opanowałem się i znów na niego spojrzałem. Czułem
palącą chęć pocałowania go, jednak musiałem ją w sobie stłumić. On mnie
nie pamiętał. Nie pamiętał niczego.
-Możesz
mi powiedzieć, kim jestem? – spytał Naruto. Siłą starałem się panować
nad sobą, oczy wlepiając w dziewczynę, która trzymała go za ramię.
Maiłem ochotę poodrywać jej palce, jeden po drugim…
-Nazywasz się Naruto Uzumaki -
powiedziałem, wyobrażając sobie, jak czarnowłosa krzyczy z bólu, gdy ją
torturuję. – Pochodzisz z wioski Konoha. Jesteś shinobi. I jesteś
najlepszy.
Wytrzeszczył na mnie oczy.
-Jestem shinobi? – spytał z niedowierzaniem.
-Nawet
więcej. Jesteś… kandydatem na Hokage. A ponadto jesteś… Jinchuuriki –
szepnąłem. Rozdziawił głupkowato usta, a ja pokręciłem głową i
podszedłem do niego. Cofnął się odruchowo, osłaniając się. – Nie bój się
– szepnąłem, zerkając mu w oczy, a potem drżącą dłonią dotknąłem jego
idealnego brzucha. Wpuściłem trochę chakry w znak pieczęci, a ta
zalśniła czernią. Naruto wytrzeszczył oczy i cofnął się. Położył rękę na
swoim brzuchu, lecz pieczęć już zniknęła.
-C-co to było? – spytał.
-Pieczęć. Masz w sobie demona.
-A-ale…
-Ma
na imię Kurama. Pozostaje pytanie, czemu on nie interweniował, kiedy
straciłeś pamięć? – westchnąłem, widząc jego przerażony wzrok. – Co
jest?
-Ja… jestem… potworem?! – zapytał z autentycznym przerażeniem. Zaśmiałem się, a potem, odruchowo, postukałem go w czoło.
-Głupku – powiedziałem – jesteś wyjątkowy.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, szeroko otwartymi oczami.
-Musimy
wrócić do Konohy. Zobaczymy, co na temat twojej choroby powie Czcigodna
Tsunade. Trzeba jak najszybciej przywrócić ci pamięć.
-Chcesz
go stąd zabrać?! – zawołała natychmiast czarnowłosa dziewczyna, a ja
spojrzałem na nią z nienawiścią. Wciąż trzymała swoje paskudne łapska na
moim Naruto.
-Oczywiście – odparłem zimno, wyciągnąłem rękę i odkleiłem jej palce od łokcia Naruto. – Nie dotykaj go, jeśli łaska.
Oboje
spojrzeli na mnie, marszcząc brwi, lecz ja nie skomentowałem swojego
postępowania. Naruto spuścił oczy i odsunął się od dziewczyny. Myślałem
tylko i wyłącznie o tym, by przygarnąć go do siebie i poczuć jego
ciepło. Jego zapach. Smak jego warg…
-Co ty tu właściwie robiłeś? – zapytałem, a blondyn zerknął na mnie.
-Pracowałem
– odparł, przestępując z nogi na nogę. Czy on też czuł to ciepło? Czy
zobaczywszy mnie, poczuł to, co do siebie czuliśmy? Czu mu się
podobałem? Jak mnie oceniał? Czy naprawdę miał mnie za mordercę?
-Pracowałeś?
-W
tartaku – wyjaśnił. – Właśnie wracałem do domu. – Słowo dom, gdy
wypowiedział je mając na myśli coś innego, niż Konohę uświadomiło mnie
dogłębnie, jak poważny mieliśmy problem. Westchnąłem, masując sobie
skronie, po czym opuściłem ręce.
-Spakujesz
się, pożegnasz z kolegami, jakich tu miałeś i jutro pójdziemy do Konohy
– rzekłem, a czarnowłosa dziewczyna stanęła naprzeciw mnie.
-Nie możesz go zabrać! – zawołała. – Mitsu tu mieszka…!
-On
nie ma na imię Mitsu, tylko Naruto – warknąłem. – I nie tu jest jego
dom! W Konosze czekają na niego jego przyjaciele, pół świata shinobi na
niego czeka, a on cały czas tkwił na jakimś zadupiu!
-On ma tu dom…!
-Mai
– odezwał się Naruto, dotykając ramienia dziewczyny. – Uspokój się.
Może zaprosimy go do domu i tam wszystko przedyskutujemy?
Naruto
uniósł brew, a dziewczyna spuściła głowę, a potem rzuciła się na niego i
objęła go w pasie, wtulając głowę w jego nagi tors. Zazdrość zapłonęła
we mnie żywym ogniem i chęcią mordu. Znów wyobraziłem sobie jej krzyk.
-Nie chcę, żebyś odchodził! – zawyła dziewczyna, a Naruto pogłaskał ją po głowie.
-Nie
martw się, przecież jeżeli pójdę, to do ciebie wrócę – odrzekł, a moje
wnętrzności skręciły się nagle boleśnie. To była… rozmowa zakochanych?
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego.
-A… chcesz iść?
-Wiesz,
że zawsze chciałem się dowiedzieć, kim jestem – odparł Naruto, nadal
głaszcząc jej włosy. – Ale przecież o tobie nie zapomnę nigdy…
-Chodźmy
już! – warknąłem wściekle, podchodząc do nich. Złapałem laskę za łokieć
i odciągnąłem ją od niego, może nieco zbyt brutalnie, bo zarówno ona
jak i Naruto spojrzeli na mnie wściekle. Czarnowłosa szarpnęła się i
wyrwała swój łokieć z mojego uścisku.
-Nie dotykaj mnie! –zawołała. Przeniosłem spojrzenie na Naruto, który unikał mojego wzroku.
-Prowadź – powiedziałem do niego.
Naruto
zerknął na mnie, a potem natychmiast mnie wyminął i biorąc tę całą Mai
za rękę, wskazał mi drzwi. Wściekły, podszedłem do lady, zapłaciłem za
swoje jedzenie i zabierając swój plecak, poszedłem za nimi.
Idąc,
patrzyłem na ich złączone ręce i w duchu modliłem się, bym jednak się
mylił. Nie mogli być parą. On nie mógł sobie kogoś znaleźć, nie mógł.
Nie mógł tak po prostu mieć dziewczyny, podczas gdy ja od pół roku
cierpiałem na myśli samobójcze. Nie, to by było zbyt okrutne.
-Kim… Kim ty dla mnie jesteś? – zapytał nagle Naruto. Nie oderwałem wzroku od jego dłoni, splecionej z dłonią Mai.
-Mam na imię Sasuke. Uchiha Sasuke. Jestem… jesteśmy razem w drużynie…
-My… lubimy się? – spytał. W końcu uniosłem głowę, marszcząc brwi.
-Do czego pijesz?
-Bo…
bo jesteś dla mnie niemiły, dlatego pomyślałem, że raczej… że się nie
lubimy – powiedział. Przymknąłem oczy, wciągając powietrze przez nos.
-Lepiej milcz – powiedziałem. – Za każdym razem, jak otwierasz usta, mam ochotę urwać ci głowę.
Przytaknął
i zamilkł, a ja westchnąłem. Normalny Naruto by zripostował. Normalny
Naruto by się teraz śmiał. Normalny Naruto rzuciłby mi się w ramiona i
wyznał, jak tęsknił. Zasypałby mnie miliardem pytań, naciągnął na ramen,
zagadał na śmierć.
Ale normalny Naruto w tej chwili nie istniał.
Szliśmy
przez wieś i z każdą chwilą mój nastrój pogarszał się coraz bardziej.
Naruto i Mai wymieniali jakieś ciche szepty, a mnie nerwica brała.
Miałem ochotę wytargać ją za kudły i odciągnąć od niego. Moja zazdrość
przekraczała granice, choć bliskość Naruto nie pozwoliłaby mi na nic
brutalnego. Z momentem, kiedy go ujrzałem, wszystkie kolory zaczęły znów
nabierać właściwych im barw, dzień jakby wypiękniał, smaki powróciły,
powietrze zaczęło napełniać mi płuca. Znów żyłem, oddychałem i znów
wszystko miało sens. Bo Naruto żył. Nawet jeśli mnie nie pamiętał, był
żywy. Mój mały. Aż mnie świerzbiło, by porwać go w ramiona.
-To
tu – odezwał się nagle Naruto, przystając. Zatrzymałem się i spojrzałem
na piętrowy domek, który wskazało mi moje kochanie. W jednym z okien
paliły się światła, dom otoczony był ogródkiem. – Zapraszamy do środka.
Mówił
do mnie tak oficjalnie. Gdy na niego spojrzałem, zaraz odwrócił wzrok.
Bolało mnie to jego zachowanie, musiałem jednak być cierpliwy. Nie
chciałem go zrazić. Mój mały był taki gwałtowny, gotów byłby zmienić
zdanie i ze mną nie wrócić. A ja musiałem zabrać go do domu. Musiałem go
odzyskać!
Poprowadzili
mnie do domu, a gdy znaleźliśmy się wewnątrz i zdjąłem buty, do
niewielkiej kuchni, w której, przy drewnianym stole siedział siwowłosy
mężczyzna. Na nasz widok podniósł oczy znad jakiejś gazety i spojrzał
wprost na mnie poprzez szkła grubych okularów.
-Mamy gościa? – spytał, uśmiechając się dobrodusznie. Skłoniłem się.
-Przepraszam
za najście tak późną porą – powiedziałem. – Nazywam się Uchiha Sasuke i
jestem… członkiem drużyny Naruto. – Wskazałem Uzumakiego, a mężczyzna
wytrzeszczył oczy, zdumiony.
-Jak nazwałeś naszego Mitsuharu?
-W
rzeczywistości nazywa się Uzumaki Naruto – wyjaśniłem. – Zaginął pół
roku temu podczas wykonywania misji. Na własne oczy widziałem –
zwróciłem się ku blondynowi – jak spadasz w urwisko. Wioska szukała cię
długie tygodnie, nie jestem w stanie zrozumieć, jakim cudem cię nie
znaleźliśmy.
-Ja
znalazłem Mits…znaczy, Naruto – powiedział staruszek, gestem wskazując
mi krzesło przy stole. Usiadłem na nim, ściągając plecak z pleców. –
Wracałem bryczką z Konohy, byłem tam kupić zioła i leki. Poiłem właśnie
konie, słysząc jakieś huki i wybuchy, gdy dostrzegłem przy brzegu coś
pomarańczowego. Był to Mit… Naruto. Wniosłem go na bryczkę i obejrzałem.
Nic mu nie było poza lekkim wstrząsem mózgu. Był nieprzytomny, miał
związane ręce i klucz do pieczęci na szyi. Myślałem, że być może jest
przestępcą, lecz jestem lekarzem i miałem obowiązek udzielić mu pomocy.
Nie miałem czasu czekać na kogoś czy szukać jego domu, wiec zabrałem go
tu, do nas, lecz gdy się ocknął okazało się, że nic nie pamięta. Został
więc, czekając, aż coś sobie przypomni.
-Rozumiem
– odparłem, patrząc na mojego Naruto. To był cud, że żył, że tu był, że
mogłem na niego patrzeć i rozmawiać z nim. – Musiał go pan wywieźć nim
skoczyłem do wody. Naiwnie założyłem, że będzie gdzieś tam i podczas gdy
ja i moi towarzysze przeszukiwaliśmy brzeg rzeki i jej dno, pan go
zabrał. Później padało i deszcz zmył wasz trop, więc nawet psy ninja nie
mogły go wyczuć.
-Ja… - odezwał się nagle Naruto, a ja skupiłem na nim wzrok.
-Tak
sk… Tak? – poprawiłem się natychmiast. O mały włos nie powiedziałem
„skarbie”. Nie chciałem go póki co zrażać, stary Naruto, znając mnie
całe swoje życie zareagował gwałtownie, dowiedziawszy się o moich
uczuciach, wiec ten, niczego nieświadomy, tylko by się przestraszył. Nie
chciałem go straszyć.
-Dlaczego byłem związany? Jak to się stało, że wpadłem do rzeki?
-Byliśmy
na misji. Porwano cię, Naruto, a ja i kilku wojowników mieliśmy cię
odbić. Jeden z przestępców wepchnął cię do wąwozu – wyjaśniłem. – Nikt
nie miał czasu cię łapać, nikt nie spodziewał się, że w ogóle spadniesz.
-Dlaczego
miałbym nie spaść, skoro mnie zepchnął? – zapytał Uzumaki, a ja o mało
co nie wywróciłem oczami. Mój mały był rozbrajający, tylko on na całym
świecie tak potrafił.
-Bo
jesteś za dobry, by tak po prostu spaść – wytłumaczyłem mu. – Nie mam
pojęcia, jak to się stało, jednak ważne jest, że jesteś, cały i zdrowy.
Nie jestem lekarzem, ale wydaje mi się, że twoje szanse na odzyskanie
pamięci zwiększą się, jeśli znajdziesz się w otoczeniu, które znałeś,
mam rację? – zwróciłem się do lekarza, a ten skinął głową.
-Naruto
cierpi na amnezję tymczasową, znane przedmioty, miejsca i ludzie
powinny powodować efekt deja vu, a ten, być może, spowoduje nawrót
pamięci. Nie wiadomo jednak, jak długo to potrwa, zanim Naruto wszystko
sobie przypomni. Może to być moment, gdy wejdzie do własnego domu,
jednak równie dobrze może nic nie pamiętać, by za kilka lat wspomnienia
powróciły same z siebie.
Zakląłem w duchu, a potem wziąłem głęboki oddech.
-Bliską
przyjaciółką Naruto jest nasza Hokage, Tsunade. Pewnie pan wie, że jest
jednym z najlepszych medycznych ninja na świecie? – Mężczyzna skinął
głową. – Być może ona coś poradzi?
-Wątpię, by powiedziała panu coś więcej, niż ja. Przypadek Naruto jest prosty, nie ma co tu gdybać.
-Ale chyba nie będzie miał mi pan za złe, jeśli będę nalegał, by zbadała go Czcigodna Tsunade?
-Wręcz przeciwnie – odparł mężczyzna. – Napije się pan herbaty?
-Z przyjemnością, panie…?
-Botano
– przedstawił się, a ja skinąłem głową. Mężczyzna kazał usiąść przy
stole również Naruto i czarnowłosej Mai, po czym wstał i zabrał się za
szykowanie herbaty. Wpatrywałem się w dziewczynę, zastanawiając się, co
ją łączy z Uzumakim?
-Em… panie Sasuke – odezwał się nagle Naruto, a ja spojrzałem na niego zdumiony.
-Możesz
mówić mi po imieniu – powiedziałem lekko zbity z tropu oraz, przede
wszystkim, zawiedziony. Bolało to, że mnie nie poznał. Bolało, że
najwyraźniej się mnie bał. Bolało, że coś łączyło go z dziewczyną
siedzącą obok niego. Wiedziałem, że z kobietą nie mam szans, tak jak
nigdy nie maiłem szans z Sakurą. Wystarczyłoby, że Haruno odwzajemniłaby
uczucie Naruto i moja miłość nigdy by się nie spełniła, mógłbym tylko
cicho do niego wzdychać. Ale Haruno nie chciała Naruto i w tym była moja
jedyna szansa. A teraz? Ta czarnowłosa idiotka musiała wykorzystać moją
nieobecność, musiała się pijawka do niego przyssać! – Naruto, znamy się
od dziecka.
-Am… tak? – zapytał zdezorientowany, a ja przytaknąłem.
-Byliśmy razem w klasie, w szkole, a potem w drużynie. Ty, ja, Haruno Sakura oraz Hatake Kakashi-sensei.
-A… a moja rodzina? Czekana mnie w Konosze? – spytał cicho. Odwróciłem wzrok, kręcąc głową.
-Przykro
mi, ko… Naruto, ale… ty nie masz rodziny. Twoi rodzice nie żyją od lat.
Oboje byli ninja, twój ojciec był Czwartym Hokage. Oddali życie za
wioskę.
-Och! – wymknęło się Uzumakiemu, a jego oczy otworzyły się szerzej.
-Masz
jednak wielu przyjaciół! – powiedziałem szybko. – Cała wioska cię
uwielbia, Naruto, nie masz pojęcia, jak się wszyscy ucieszą… Każdy za
tobą tęsknił, my… - zabrakło mi słów, które pozwoliłyby mi wyjaśnić
mieszankę uczuć, jaką czułem i tego, co czuli wszyscy z wioski. Na
szczęście uratował mnie pan Botano, stawiając na stole tacę z herbatą.
Postawił przed każdym kubek gorącego płynu.
-Opowie
pan nam coś o Naruto? – poprosił, a ja pokiwałem głową i spojrzałem
wprost w ukochane przeze mnie, niebieskie oczy blondyna.
-Twoją
ulubioną potrawą jest ramen, a kolorem pomarańczowy. Niegdyś niemal
każde wypowiedziane zdanie kończyłeś słowem „dattebayo”. Twoim
największym marzeniem jest zostać Hokege. Nie możesz wysiedzieć w
jednym miejscu dłużej niż minutę, uwielbiasz działać. Jesteś zawsze
roześmiany,pogodny i optymistyczny…
-Czyli
wiele się zgadza –mruknął pan Botano. – Nasz „Mitsuharu” rzeczywiście
nigdy nie mógł usiąść w jednym miejscu. Dlatego z chęcią przyjęto go w
tartaku, mimo że nie jest tak słusznej postury, jak cała reszta, jeszcze
nie widziałem go zmęczonym! – Lekarz zaśmiał się, głaszcząc blondyna po
głowie. Naruto spojrzał na niego, a potem na milczącą Mai.
-Co ty na to? – spytał ją, a ona wzruszyła ramionami.
-Co ma być? – zapytała obojętnie. Naruto zmarszczył nos.
-Gniewasz
się, Mai? – zapytał, odgarniając jej kosmyk czarnych włosów za ucho. –
Ej, przecież ty też chciałaś, bym się dowiedział czegoś o sobie,
pamiętasz?
-Ale
nie myślałam, że będziesz musiał odejść, żeby to zrobić! – zawołała,
zrywając się z krzesła. – Ty też chcesz mnie zostawić?! – wykrzyknęła
oskarżycielsko, po czym uciekła. Patrzyłem za nią, póki ostatni kosmyk
jej włosów nie zniknął za drzwiami. Pan Botano westchnął, a Naruto
pokręcił głową.
-Proszę
jej wybaczyć – powiedział do mnie, znów tym okropnym, oficjalnym tonem.
– Mai nie chce, bym odszedł – mruknął i upił łyk herbaty.
-Mai
wcześnie straciła rodziców – szepnął lekarz, kładąc mi rękę na
ramieniu. Usiadł przy mnie. – Zastępowałem jej zarówno tatę, jak i mamę.
Gdy Mits… znaczy, Naruto się tu zjawił, nasza rodzina się powiększyła i
było weselej. Musisz jej wybaczyć niechęć.
-Mai
musi zrozumieć, że Naruto ma w Konosze swoją własną „rodzinę” –
powiedziałem, patrząc wprost w błękitne oczy Uzumakiego. Wzruszenie
prawie zatykało mi gardło, tak bardzo pragnąłem przekroczyć barierę,
którą „nowy” Naruto wybudował między nami. Byłem mu najbliższą osobą, to
ja byłem jego rodziną, nie czarnowłosa Mai. – Ma przyjaciół, którzy
czekali i mieli nadzieję.
-Ja… - zaczął Naruto, nagle speszony, odwracając ode mnie wzrok – i tak bym z tobą poszedł. Ja… chcę wiedzieć, kim jestem.
oh nareszcie! Naruto żyje :)
OdpowiedzUsuńO yeah, wiedziałam, że to będzie amnezja ;]
OdpowiedzUsuńFajnie, fajnie, żal mi tylko Sasuke ;*
Wiedziałam że to amnezja.. Już nie lubie tej czarnej kurwy. Kurwa! Co ona chce od Naru? Zatrzymać go? W snach! To jest SasuNaru a nie NaruMei... Co za żenująca nazwa 'Narumei' to brzmi jak Rumcajs!
OdpowiedzUsuńJaki spoiler w ogule.. No bo ja czytam na telefonie i mi od razu na dół ekran poleciał do komentarzy a tam 'Naruto żyje'... Największy spoiler 4ever ;-;
Szkoda że Naru nie pamięta Sasia.. Ja na miejscu Saska wykrzyczałabym z nerwów całą prawde i że gdy on śmiał się i bawił z tą czarną suką to Sasek nie chciał żyć, miał myśli samobujcze a ten kurde se kicał z czarną mambą...
Pozdrawiam ^^
Też jej już nie lubię :) I z całością zgadzam się co do twojego komentarza
UsuńKurde, ale szkoda mi Sasia! Też wnerwia mnie ta sytuacja, ale w końcu ona też miała się prawo zakochać w Naruto... I tak jej nie lubie. Przez nią Sasuke cierpi. Nie moge pogodzić z tym jak to wszystko się potoczyło, choć ciesze sie, że Naruciak żyje. Czytam dalej!
UsuńMogę zabić Mai? Obiecuję robić to w bardzo długi i bardzo okrutny sposób :)
OdpowiedzUsuńMoge sie przylaczyc ? Hahaah
UsuńBiedny Sasu T^T
OdpowiedzUsuńUwielbiam reakcję Sasuke na tą cała dziewczynę XD Sama mam chęć wytargać ją za kudły (jak widzę nie jestem sama ;D )
Mam nadzieje, że Naruto szybko wróci pamięć..
Hej,
OdpowiedzUsuńuff Naruto żyje ;) Sssuke od razu odżył jak tylko go zobaczył, tak to spotkanie i reakcja Sasuke na jego widok ;) mam nadzieję, że szybko sobie przypomni...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia