witajcie xD w końcu wszystko jest na miejscu, całe i zdrowe. w niektórych notkach wcięło mi akapity, jak zdążyłam zauważyć, ale czytać się da. kiedyś to poprawię, kiedy znajdę czas. do bloga muszę się przyzwyczaić, jest trochę inaczej, a ja póki co nie mam czasu, żeby wszystko ogarnąć, zaczęły mi się świąteczne porządki xD cieszyć się należy z tego, że jednak mam Internet i mogłam zaradzić naszemu małemu kryzysowi. a teraz zapraszam na nowy rozdział:
Lało. Mocny deszcz zacinał z ukosa, z całych sił waląc
w kuchenne szyby. Pan Botano poczęstował mnie gorącą herbatą i kanapkami; obaj
czekaliśmy na Naruto.
Uzumaki był na górze, pakując swoje rzeczy.
Towarzyszyła mu Mai i podejrzewałem, że to ona była powodem, dla którego się
spóźniał. Nie miałem pojęcia, co mówi mu ta idiotka, lecz byłem pewien, że
będzie próbowała namówić go, by został. Zerknąłem na okno.
-Co za parszywa pogoda – westchnąłem.
Pan Botano uśmiechnął się do mnie.
-Czy aby na pewno chcesz
wyruszać w tę pogodę? – zapytał.
-Oczywiście! – zawołałem.
– Nie chcę, by Naruto zostawał tu choćby chwilę dłużej! Bez obrazy, rzecz
jasna, ale… on MUSI jak najszybciej znaleźć się w Konosze i odzyskać pamięć.
-Pokłóciliście się? –
odgadł lekarz, a ja prychnąłem.
-Kłóciłem się z nim
miliardy razy, lecz jeszcze nigdy tak mnie nie zdenerwował – powiedziałem
zdenerwowany, drąc na małe skrawki papierową serwetkę, która leżała obok mojego
talerza. – Zabiję go kiedyś, tyle razy to przysięgałem…
-Co przysięgałeś? –
odezwała się Mai. Obróciliśmy się ku drzwiom, spostrzegając dziewczynę, stojącą
w progu razem z Naruto. Trzymali się za ręce i mój wzrok od razu powędrował ku
ich złączonym dłoniom.
-A co cię to obchodzi? –
warknąłem.
-Nie takim tonem! –
zawołał natychmiast Naruto, a ja prychnąłem. Pan Botano jedynie z dezaprobatą
pokręcił głową.
-Będę mówił do ludzi takim
tonem, jaki mi się podoba, młocie – odparłem, obracając się w stronę stołu. Ująłem
w dłonie kubek z herbatą. – Zjedz swoje śniadanie, zaraz ruszamy.
-Jesteś szalony, to nie
pogoda na podróż! – wykrzyknęła Mai.
-Nie obchodzi mnie to –
odparłem. Pan Botano przyglądał mi się uważnym wzrokiem. Być może nie podobało
mu się, jak się odzywam do jego wnuczki, a może po prostu mi współczuł. Nie
miałem pojęcia i nie obchodziło mnie to. – Podróżowaliśmy w gorsze dni, w deszczu
czy w zamieci i jakoś żyjemy.
-Może ty, ale nie
Mitsuharu! – zawołała dziewczyna.
-NARUTO jest najlepszym
shinobi w dziejach Konohy i deszcz go nie rozpuści, zapewniam cię –
powiedziałem ostro, rejestrując zdumione oczy Uzumakiego, które otworzyły się
szerzej.
-J-jestem? – wyjąkał.
-Oczywiście, że jesteś,
młotku! Nie zadawaj głupich pytań! Jedz i idziemy, może ty nie pamiętasz
przeszłości, lecz twoje ciało na pewno pamięta mordercze treningi.
-Wątpię – prychnął.
W następnej sekundzie byłem już przed nim, wznosząc
katanę. Ciąłem ją tak, jakbym chciał uciąć mu głowę, lecz on, ku własnemu
zdumieniu i mojemu zadowoleniu, uchylił się sprawnie. Na moją twarz wpełzł
uśmiech. Cofnąłem się.
-Co ty wyrabiasz?! –
wydarła się Mai.
-Przypominał mu co-nieco –
odparłem. – Jak widzisz, twoje ciało pamięta – zwróciłem się bezpośrednio do
zszokowanego Naruto. Jego oczy były zdumione, jakby nie dowierzał temu, co
zrobił. Obróciłem się, zabrałem swój plecak, głową skinąłem panu Botano, a
potem ruszyłem w stronę drzwi. Mijając Naruto, nachyliłem się nad jego uchem. –
I założę się, że pamięta jeszcze więcej – szepnąłem bardzo cicho, przesycając
ten szept całym swoim pożądaniem, a on poczerwieniał. – Czekan na schodach! –
zawołałem głośno.
-Drań! – syknął za mną, a
ja uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Cały drżałem z emocji, podekscytowany.
Nie chciałem patrzeć na jego pożegnanie z tymi ludźmi,
bo wiedziałem, że będzie im obiecywał, że wróci. A wcale nie miałem zamiaru mu
na to w przyszłości pozwolić, a już szczególnie na spotkanie z tą całą Mai.
Może i stary Botano twierdził, iż są tylko rodziną, a ona ma go za brata, lecz
byłem pewny, że dziadek po prostu wszystkiego nie wie. Rodzeństwo nie trzyma
się tak za ręce. Ich coś łączyło, byłem gotów oddać za to prawą rękę.
Kilkanaście minut później – co wydało mi się czasem
stanowczo zbyt długim – Naruto wyszedł do mnie na ganek, oczywiście, z Mai uwieszoną
na jego ramieniu. Gdy na niego spojrzałem, znów się lekko zaczerwienił.
-Gotowy? – zapytałem.
Prychnął.
-Ani trochę. Dziwnym
trafem ci nie dowierzam – odparł dość chłodno.
-I dziwnym trafem wiem,
czyja to sprawka – odrzekłam identycznym, patrząc na Mai. Naruto zasłonił
dziewczynę.
-Odwal się od niej, dobra?
-A jeśli nie, to co? –
zapytałem, stając z nim nos w nos. Miałem ochotę zbliżyć się jeszcze trochę,
znów posmakować jego ust…
-To nigdzie nie pójdę –
odparł.
-Pójdziesz – powiedziałem
pewnie, cofając się nieco, bo zbytnio mnie kusił.
-Niby skąd ta pewność?! –
naskoczył na mnie, a ja zaśmiałem się.
-Bo cię znam całe życie,
młotku. Skoro już raz powiedziałeś, że pójdziesz i dowiesz się, kim jesteś, to
to zrobisz. Taki jesteś i już.
Spojrzał na mnie naburmuszony, lecz sam najlepiej
wiedział, że mam rację. Naruto zawsze dotrzymywał danego słowa, nie rzucał też
swych słów na wiatr.
-To jak, gotowy? –
zapytałem raz jeszcze.
-Gotowy – odburknął dość
niemiło, po czym odwrócił się w stronę Mai. – To do zobaczenia – szepnął.
Dziewczyna przysunęła się do niego i spojrzała mu w oczy.
-Wróć do mnie – szepnęła
cicho, wspinając się na palce, lecz Naruto uchylił się delikatnie.
-Jasne, że wrócę –
powiedział wesoło, lecz zakłopotany, po czym ucałował jej czoło. – Wrócę.
Cofnął się, a ona zerknęła na niego ze łzami w oczach,
a potem uciekła do domu. Naruto westchnął głośno, masując sobie skronie. Gdy na
mnie zerknął, na mojej twarzy wciąż widniał szeroki uśmiech.
-Z czego się cieszysz? –
warknął.
-Podoba ci się? –
zapytałem.
-To nie twój interes –
powiedział chłodno.
-A właśnie, że mój, chyba
dobitnie ci to wyjaśniłem – powiedziałem, doskonale się bawiąc, widząc jego
rumieńce. Zbliżył się do mnie i spojrzał mi w oczy.
-W co ty pogrywasz? –
zapytał przyciszonym głosem, ledwo słyszalnym przez padający ulewnie deszcz.
Zrobiłem krok do przodu, a on cofnął się. Zrobiłem kolejny i Naruto znów się
cofnął, opierając się o belkę podtrzymującą daszek nad schodami. Spojrzał na
mnie oczami pełnymi niezrozumienia, a ja uśmiechnąłem się.
-W nic nie pogrywam –
odparłem, ujmując w palce kosmyk jego włosów. W dotyku były takie same jak
zawsze, lecz nie pachniały już truskawkami. Jego policzki znów pokryły się
czerwienią. – Twoja nowa dziewczyna dostała wcześniej buziaka na pożegnanie?
-Mówiłem, byś się od niej
odczepił – znów warknął.
-A wiec dostała – zgadłem,
nadal trzymając jego włosy w palcach.
-Nie dotykaj mnie –
powiedział, cofając głowę. – Przestań.
Cofnąłem się.
-Próbuję ci jedynie
co-nieco przypomnieć – odparłem, zarzucając plecak na ramię. Naruto był
czerwony na twarzy niczym piwonia. – Jednak masz rację. Zbierajmy się.
-Nie chcę iść w taką
ulewę. Czemu nie możemy poczekać, aż przestanie padać?
-Ponieważ chcę, by
Tsunade-sama jak najszybciej cię zbadała – odpowiedziałem spokojnie. Za to on
miał minę nieszczęśliwego szczeniaka i doskonale wiedziałem, co chodzi mu po
głowie. – Nie musisz się bać podróży ze mną – rzekłem. – Naprawdę. Nigdy,
przenigdy bym cię nie skrzywdził.
Przyglądał mi się chwilę, a potem skinął głową.
-A… - zaczął, lecz urwał.
Przestąpił z nogi na nogę, zawstydzony. Mój mały się wstydził, to było takie
cudowne.
-Co chciałeś powiedzieć?
-Nie, nic – kręcił.
Prychnąłem.
-Możesz mówić wszystko, co
przyjdzie ci do głowy.
-Nie przystawiaj się już
do mnie. – Wręcz mi nakazał. – Wcale mnie to nie bawi.
-Twoja głupota nie bawiła
mnie nigdy.
-I założę się, że dawnego
mnie nie bawiły twoje żarty – zripostował, a ja wybuchnąłem gromkim śmiechem.
Spojrzał na mnie z niezrozumieniem. – Co cię tak śmieszy?! – wykrzyknął.
-Zaczynasz przypominać
dawnego siebie – odpowiedziałem na jego pytanie. – Chodźmy już.
Wybiegłem na deszcz, po czym obejrzałem się na niego.
Strugi zimnej wody lały mi się na głowę, włosy oblepiły mi twarz, mokre ubranie
zaraz przylgnęło mi do ciała. Naruto wciąż stał na ganku i patrzył na mnie z
nieszczęśliwą miną.
-No chodź! – krzyknąłem.
-Ciebie to bawi! – odparł,
po czym wyszedł w strugi deszczu. Obróciłem się i truchtem ruszyłem w kierunku
drogi, która prowadziła do Konohy.
Biegł za mną, starając się trzymać tempo, choć nie szło
mu tak jak dawniej, wydawał się męczyć. Wiedziałem, że takie ograniczenia
istnieją tylko w jego głowie. Naruto miał w końcu więcej siły i energii ode
mnie i na pewno nie był zmęczony po takim biegu. Mimo wszystko niedaleko za wioską
zatrzymał się i pochylił, podpierając ręce na kolanach. I ja się zatrzymałem.
-Co jest? – spytałem.
-Nie dam… rady – wysapał,
ściągając plecak. – Nie… dam…
-No co ty, jaja sobie
robisz, przebiegliśmy cztery kilometry – powiedziałem, zabierając jego bagaż.
Założyłem go przed siebie. – Nie wydurniaj się.
-Ja nie jestem shinobi! –
krzyknął, plując wodą, która wlewała nam się do ust, zalewała oczy, wciekała za
kołnierze. Byliśmy mokrzy do ostatniej nitki.
-Oczywiście, że jesteś! –
odparłem, już lekko wkurzony. – I założę się, że wcale nie jesteś zmęczony,
idioto. Ty się nie męczysz!
-Nie wyzywaj mnie! –
zawołał natychmiast, prostując się.
-A co mi zrobisz?! –
zapytałem przedrzeźniająco. – Uzumaki, do cholery, weź się w garść, ty cioto!
-Dupku! – wykrzyknął,
puszczając się za mną. Zaraz wyrwałem do przodu, by przed nim uciec, śmiejąc
się pod nosem jak głupi. Doskonale wiedziałem, jak z nim pogrywać, miałem za
sobą tyle lat doświadczenia.
Gonił mnie zaledwie chwilę, lecz dobre trzy kilometry,
zanim się kapnął, jak szybko biegnie. Wyhamował wtedy, a gdy się obróciłem
zobaczyłem, jak rozgląda się zdezorientowany, a potem spogląda na mnie ze
zdumieniem.
-Tak, biegłeś w takim
tempie – powiedziałem, nim zdążył się odezwać.
-A-ale…
-Naruto – powiedziałem
dobitnie, podchodząc do niego. Złapałem go za ramiona. – No przypomnij sobie,
do jasnej cholery! Albo cię zamorduję.
-To już lepiej morduj, bo
ja nie wiem – jęknął. – Nie wiem, do cholery, nie wiem! Głupi Uchiha!
Wyplątał się z mojego uścisku i cofnął. Westchnąłem i
odgarnąłem do tyłu mokre włosy.
-To był głupi pomysł, biec
w tym deszczu – powiedziałem. Spojrzał na mnie chmurnie.
-No co ty?! – prychnął,
szeroko rozkładając ręce. Woda ciekła z niego strugami. – Nie zauważyłem!
-Zawsze byłeś głupi –
powiedziałem dla przekory. Machnął na mnie ręką i rozejrzał się.
-Co robimy? – zapytał.
-Tam. – Wskazałem mu jedno
z wyższych, rozłożystych drzew. Zbliżyliśmy się do niego, ściągnąłem nasze
plecaki i usiedliśmy na ziemi, opierając się o pień drzewa. Uzumaki westchnął
głośno.
-To był twój wymysł –
powiedział oskarżycielsko. Zerknąłem na niego.
-Wiem – potwierdziłem.
Pokręcił głową.
-A moglibyśmy siedzieć
teraz przy kominku i pić herbatę…
-Z tą całą M-A-I?
-Pieprz się – warknął,
lecz nie zabrzmiało to zbyt ostro. – Zresztą, przy tobie…
-Tak wiem, przeklinasz –
powiedziałem z westchnieniem, a on zmarszczył nos.
-Skąd wiesz? – zapytał
zdumiony.
-Znam cię od lat, jestem
twoim najlepszym przyjacielem – powiedziałem do niego. Zerknął na mnie.
-To… co o mnie wiesz? –
zapytał z lekkim wahaniem. Uśmiechnąłem się.
-Wszystko – powiedziałem.
-Znaczy?
-A co chcesz wiedzieć?
-No nie wiem… - Wzruszył
ramionami. – A co ci przychodzi do głowy?
-Uwielbiasz seks na stole
– wypaliłem, a on wytrzeszczył na mnie oczy. – Racja, prawda?
-No… może…
-Nie może, tylko tak –
powiedziałem, śmiejąc się. – Jeny, jak ja za tobą tęskniłem – wyznałem,
przysłaniając dłońmi twarz. Przyglądał mi się uważnie. – Całe pół roku,
myślałem, że zwariuję.
-Jak… jak długo my… em…
-Byliśmy ze sobą? –
podpowiedziałem mu, a on skinął głową, znów się rumieniąc. – Krótko. Stanowczo
za krótko – odparłem, spoglądając mu w oczy. – Ale wszystko można zmienić.
Pacnął mnie w ramię, po czym objął się ramionami.
-Mówiłem, byś przestał się
przystawiać – burknął obrażony. – Mam dreszcze, gdy się do mnie zbliżasz.
-To chyba dobrze –
ośmieliłem się zauważyć. Popukał się w czoło.
-Chyba cię coś pogrzało –
powiedział. Bolało, gdy tak mówił, ale przynajmniej jego ton był znów normalny,
a on zaczynał akceptować niektóre rzeczy. No, w każdym razie zgodził się iść ze
mną do Konohy. – I z-zimno mi – dodał. Przysunąłem się do niego i oparłem
ramieniem o jego ramię.
-Lepiej?
-Niby dlaczego? –
prychnął. – Jesteś tak samo lodowaty jak ja i wszystko dookoła! Jak zachoruję…!
-Ty nie chorujesz –
przerwałem mu, a on wytrzeszczył na mnie oczy. – Nawet twoje rany goją się
szybciej, niż u normalnego człowieka, nie zauważyłeś?
Zastanowił się chwilę.
-Coś tam zauważyłem, ale…
- wzruszył ramionami. – Miałem tylko kilka skaleczeń, nawet nie spostrzegłem, a
już zniknęły.
-A tak w ogóle, Naruto…
czy pamiętasz cokolwiek? Czy zupełnie nic? Jak się ocknąłeś, miałeś w głowie
tylko wielką, czarną pustkę?
Pokręcił lekko głową.
-Niekoniecznie. Umiałem
mówić w naszym języku, czytać, pamiętałem liczby, czy takie inne rzeczy, które
się wie… Ale moje życie, moja przeszłość, była i wciąż jest zagadką. Jednak…
tylko nie myśl sobie za wiele, dobra? – zmienił tok zdania, a ja uniosłem prawą
rękę, lewą przykładając do serca. Patrzył na mnie chwilę. – Ja… gdy z tobą
jestem… nie czuję niechęci. Nawet cię lubię, w każdym razie… w porządku się z
tobą gada.
Zaśmiałem się.
-Dziękuję. To najmilsze,
co od ciebie usłyszałem, odkąd cię znalazłem – powiedziałem. Skinął głową,
lekko zmieszany.
-Więc mówisz… że znamy się
od dziecka, tak?
-My mamy za sobą wszystko,
przyjaźń, nienawiść, znów przyjaźń, a potem… wiesz… - Nie ubrałem w słowa
naszego uczucia, by go nie złościć i nie zawstydzać.
-A… em… opowiesz mi
wszystko?
Zaśmiałem się.
-To… cholernie długa
historia, Naruto. I nie wiem, czy dobrze by było opowiadać niektóre jej wątki w
takim miejscu. Najlepiej byłoby się znaleźć w pinie strzeżonym gabinecie Hokage
lub innym zabezpieczonym miejscu.
-Dlaczego? – zapytał.
-Ponieważ póki co,
przekazałem ci tylko minimum niezbędnych informacji, o których wiedzą wszyscy,
nawet twoi wrogowie. Kim jesteś, że jesteś Jinchuuriki, kim byli twoi rodzice,
trochę o naszej misji. No i wiedziałem, że w tamtej wsi nie ma żadnego
zagrożenia, moje zdolności pozwalają mi to wyczuć. Co innego jednak, gdy
jesteśmy w drodze. Ktoś mógłby nas śledzić, jakiś twój wróg mógłby nas
podsłuchać. Mogę ci przekazać tylko niewiele „bezpiecznych” informacji.
-Mam wrogów? – spytał,
marszcząc nos, po czym przysunął się do mnie nieznacznie. – Naprawdę?
-Tak, i aż dziwi mnie, że
nikt cię do tej pory nie znalazł, ani przyjaciel, ani wróg.
-Niewielu ninja zaglądało
do naszej wioski – szepnął Naruto, rozglądając się nerwowo po okolicy. Chyba go
przestraszyłem. – Żadnego jeszcze nie widziałem.
-W przeszłości żyłeś wśród
nich, byłeś jednym z nich.
Chwilę milczał, w zastanowieniu oblizując wargi.
-To co możesz mi o mnie
powiedzieć? – zapytał w końcu. – Jaki ja jestem?
-Jesteś naprawdę dobrym
człowiekiem, Naruto. Zawsze miałeś silne poczucie sprawiedliwości i zawsze
broniłeś słabszych. Kiedy byłeś dzieckiem, ludzie z wioski obawiali się ciebie,
lecz swym niezłomnym charakterem zyskałeś ich akceptację i miłość. Byłeś w
stanie skruszyć lód z nawet najtwardszego serca. To było niezwykłe.
-Tak? – Patrzył na mnie w
zdumieniu. – Czy ty… mówisz tak dlatego, żeby mi się przypodobać, czy…?
-To prawda. Zapoznam…
Boże, jak to wygląda… em… no cóż, zapoznam cię z twoim drugim najlepszym
przyjacielem, z Gaarą… myślę, że jego opowieść wiele ci uświadomi.
-Aha. Okej. A to… jakiś
kumpel z Konohy?
-To Kazekage Wioski Piasku
– wyjaśniłem mu z uśmiechem. Zamarł na chwilę, szeroko otwierając oczy.
-Tak? J-ja znam takich
ludzi?
-Mają cię za przyjaciela –
odrzekłem, odgarniając mu z czoła kosmyk mokrych włosów. Odsunął głowę.
-Miałeś tego nie robić! –
zawołał. Cofnąłem rękę.
-Ach, wybacz. To tylko
przyzwyczajenie.
Spojrzał na mnie nieufnie.
-To wszystko jest prawdą,
tak? – zapytał.
-Oczywiście.
-I ty nie jesteś jednym z
tych moich wrogów? Nie sprzedajesz mi żadnej bajeczki, by coś mi zrobić?
Parsknąłem śmiechem.
-Masz zbyt bujną
wyobraźnię, Naruto. Gdybyś spotkał swojego wroga, ten nie byłby dla ciebie taki
miły.
-Po prostu… czuję wobec
ciebie mieszankę dziwnych uczuć, których nie potrafię sobie wytłumaczyć –
powiedział ostrożnie. – Wydaje mi się, że cie lubię i dobrze znam… to znaczy…
czasem wydaje mi się, że umiem przewidzieć, co powiesz… albo jak zareagujesz…
-Więc to dowód, że mnie
znasz – powiedziałem uśmiechnięty.
-Ale czuje też dużo
złości… i czasem mam ochotę cię udusić…
-I to też normalne… - Znów
się zaśmiałem. – Zdarzało nam się kłócić. Walczyć. Prawie się pozabijać.
Wzdrygnął się nieznacznie.
-Opowiem ci wszystko –
powiedziałem spokojnie. – Jak tylko znajdziemy się w Konosze, usłyszysz całą
historię.
-A… teraz coś mi powiesz?
– poprosił, patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi jak niebo oczami. Skinąłem
głową, bo nie umiałem mu odmówić i zacząłem opowiadać, wszystko to, co mogłem,
o naszych przyjaciołach, wiosce i tym, co powinien o sobie wiedzieć.
Opowiedziałem mu, jak wygląda jego mieszkanie i trochę o tym, jak wygląda moje.
Opisałem wygląd Kakashiego, Sakury, Tsunade. Opowiedziałem mu o jego byłym
mistrzu, Jiraiyi, całej reszcie przyjaciół.
Słuchał mnie uważnie, oparty o mój bok. Wokół nas wciąż
szalała burza, byliśmy trochę zmarznięci, lecz mi to zupełnie nie
przeszkadzało, bo dzięki temu Naruto siedział blisko mnie, dotykając mojego
ramienia. Przeszedłem właśnie do opowieści o tym, jak zostaliśmy ninja i Trzeci
wysłał nas na pierwszą poważną misję, gdy zorientowałem się, że Naruto…
przysnął. Chwilę patrzyłem na jego twarz, lekko zarumienioną, a potem objąłem
go ramieniem i wtuliłem policzek w jego włosy, czuwając nad jego
bezpieczeństwem. Mój mały się odnalazł i tylko to się liczyło.
dziękuję za przeczytanie i liczę na komentarze xD starego i znanego "POWRÓT DO SPISU TREŚCI" nie dodaję, ponieważ na dole macie link do strony głównej i przez niego można wrócić. trzymajcie się xD
Yay!Wchodzę właściwie sprawdzić tylko czy zmieniłam adres w zakładkach, a tu wszystko działa, a na dodatek jest nowy rozdział. Czasami chciałabym zaglądać tu raz na pół roku aby mieć więcej czytania na raz ale chyba nie potrafię. Już się nie mogłam doczekać gdy wyruszą z powrotem. Mai jest trochę irytująca, zachowaniem w stosunku do Naruto przypomina mi dawną Sakurę (mam nadzieje, że nie weszła tu do gry moja częsta nadinterpretacja xD). Fajnie, że Naru nie jest już taki wrogi w stosunku do Sasuke i zaczyna mu coraz bardziej ufać. Z niecierpliwością czekam na część, w której będą już w domu i zacznie się "pełne" uświadamianie blondyna. Przepraszam za tak chaotyczny komentarz, mam nadzieje, że nie będziesz zbyt cierpieć podczas czytania :P
OdpowiedzUsuńO dziewczyno, kocham Cię za to opowiadanie! I strasznie się cieszę, że to nim ochrzciłaś nowego bloga ;D bo cholernie za nim tęskniłam..
OdpowiedzUsuńBoże, nawet nie wiem co mam pisać, bo jedyne co we mnie siedzi to radość xd haha, ta niewiedza Naruto o sobie jest zarazem słodka i śmieszna, a niektóre teksty Sasuke są zabójcze!
"-To co o mnie wiesz?
-Uwielbiasz seks na stole." <---- mistrz!! Chociaż zaniepokoiła mnie odpowiedź Uzumakiego "No, może" Jakie może!? Czyzby wypróbował to z tą całą Mai!? Odpowiedź powinna brzmieć "Jesteś świrem, myśląc, że taki seks lubie. Bo chociaż nie wiem jaki lubie, to ty na pewno nie powinieneś mi tego mówić!" Nie zgadzam się na ten kazirodczy związek!
A tak z innej beczki, to Naruto jest słodki, jak tak cały czas upomina Sasuke, żeby sie do niego nie dostawiał ^^ bo niby te dreszcze, to coś złego ;p
Ze słodkości, to jeszcze Uchiha nazywający w myślach Naruto jako "mój mały", jest chyba słodszy od pączka <3
[nigdy nie myślałam, że kiedyś polubię Sasuke!!! ;O]
Pozdrawiam! ;**
Zbić Maie - uświadomić Natuto
OdpowiedzUsuńa potem znaleść tylko jakieś pomieszczenie ze stołem *___*
nya~~ rozdział~~ XD w końcu~~
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że tak szybko przeniosłaś swój blog~
Mi to pewnie, bez myszki, zajęłoby ze dwa miesiące ^ ^"
Ale na szczęście mam bloga tu i nie muszę go przenosić ^ ^"
Cudowna notka, tylko za dużo Mai a za mało sasunaru XD"
Pozdrawiam~
Yay kawaiiii ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, bo ten jest jak zwykle zajebisty~
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, bo ten jest jak zwykle zajebisty~
OdpowiedzUsuńNo wreszcie kolejny rozdział. Jak ja się cieszę z tego powodu. Jednak nadal ubolewam nad tym, że Sasuke spał z kimś oprócz Naruto.
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na nexta i zapraszam na http://oldschool-yaoi.blogspot.com/
Pozdrawiam:)
Jaki Sasuś jest słodki. ^.^ Zwykle nie cierpię, nie trawię słodkiego Sasusia, ale tu go wręcz ubóstwiam. Mam ochotę zabrać mojemu słodkiemu Sasusiowi katanę i zamordować Mai. A potem pogrozić tą kataną Narusiowi, bo ja chcę tu jakieś fajne SasuNaru, a Naruś nawet za te głupie włosy na Sasusia się wkurza. :<
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział. Jak Naru zostawi po wszystkim Sasu i wróci do tej wioski to zwariuję dwa razy bardziej niż mój słodki Sasuś po "śmierci" Narusia. ^.^"
Weny życzę! :)
Nareeeeszcieee.....
OdpowiedzUsuńO jak się cieszę, że Naruto zaczynać coś przyswajać XD
Tak dobrze się to czyta.... ahh....
Cieszę się też, że zmieniłaś kolorki na te "standardowe", naprawdę się do nich przyzwyczaiłam :3 No i gratuluję przeniesienia bloga w takim tempie~~!
Witam,
OdpowiedzUsuńna początek nie wiem czy przeczytałaś moją prośbę pod ostatnim rozdziałem „Niewolnika”, dotyczącą tego opowiadania o mafii i złym Naruto, więc tutaj jeszcze raz powtórzę moją prośbę, proszę, proszę, robi czemuś takiemu nie da się odmówić, prawda?
A wracając do tego rozdziału, jak zwykle fantastyczny, Naruto coś dzwoni, ale jeszcze nie wiadomo gdzie, ale po woli zaczynają się kłócić jak za starych dobrych lat, nie moge się doczekać reakcji Tsunade na widok Naruto, już mam przed oczami jej wybuch gniewu...
Wesołych, spokojnych i radosnych świąt
Weny, weny życzę....
Pozdrawiam serdecznie Basia
jasne że pamiętam ten komentarz xD i nie odmówię, tylko takie życzenia spełniać będę jako spóźniony Mikołaj, jakoś tak na początku 2013 roku xD na razie nie mam czasu, muszę pomóc przed świętami (ayanami jest w pełni gotująca i piekąca xD), potem święta, a potem mam duuużo nauki xD więc troszeczkę cierpliwości, a się opłaci xD
Usuńpozdrawiam xD
Rewelacja , właśnie na to czekałam . Mam tylko wielką nadzieję , że tytuł całego opowiadania , nie jest zwiastunem jego końca . Ledwo przeżyłam zakończenia głównego opowiadania . Jak zwykle dałaś nam popis swoich wspaniałych umiejętności pisarski . Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały .
OdpowiedzUsuńChciałabym Ci życzyć Wesołych Świąt , pełnych rodzinnego ciepła. Byś odnalazła w życiu to , czego szukasz . By ścieżka którą kroczysz nigdy nie zaprowadziła Cię do smutków i rozczarowań .By z Twojej twarzy nigdy nie schodził uśmiech , a łzy nigdy się tam nie pojawiły , gdyż nikt nie jest ich wart . Niech 2013 rok przyniesie Ci wszystko czego pragniesz , oraz siłę byś dalej pisała i umilała życie swoim wiernym czytelnikom .
Gorąco pozdrawiam .
Zabić Mai !!!!!!
OdpowiedzUsuńPrzypomnieć wszystko Naruciakowi.
I wziąć go do domu Sasuke i załatwić obiecane w poprzednich rozdziałach kajdanki :D
Oby wszystko dobrze się skończyło. Musi. I ty tak zrobisz, prawda?
Nawet nie wiesz ile łez mi poleciało przy wszystkich twoich notkach T-T
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
Liv ;3
Nie mam co się rozpisywać, notka fajna, podoba mi się. Mam nadzieję, że akcje na stole się zdarzą w przyszłości.
OdpowiedzUsuńNo coś się zaczyna dziać. Już to widzę jak będą testować stół :D Notka fajna, z resztą jak zawsze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwreszcie dodałaś następny rozdział, myślałam, że się nie doczekam. jak zwykle notka świetna, czekam na następne ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Hej! Całkiem przypadkiem trafiłam na twojego bloga i muszę powiedzieć, że twoje opowiadania są naprawdę niesamowite! :) Robisz czasami błędy takie jak literówki i tak dalej, ale nie przeszkadza to w czytaniu. Zupełnie o nich zapominam, czytając twoje teksty. Kiedy kolejny rozdział "Między nami nic nie było"? Bardzo wciąga :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z the b. ;]
OdpowiedzUsuńGenialnie, lecem dalej;]
Ja również zgadzam się z the b. ^^
OdpowiedzUsuńTak się ciesze że jest W MIARE normalnie.
Idę dalej ~^.^~
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Mei to mnie bardzo wkurza, zachowuje się tak jak dawna Sakura... ocho Naruto dzwoni, ale nie wiadomo jeszcze gdzie, bardzo długa droga jeszcze orzef nimi... a sama Tsunade i jej reakcja może być boska "gdzie się podziewałeś gówniarzu przez te pół roku..."
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia