Wypakowywanie
się i układanie wszystkiego w szafie zajęło mi żałośnie mało czasu.
Telefon położyłem na biurku, a razem z nim moje książki i inne bzdury.
Przejrzałem też szuflady pod blatem i zorientowałem się, że zapełnione
są nowiutkimi podręcznikami. Jiraiya wspominał mi w samolocie, że już
zapisał mnie do szkoły, której dyrektorką jest jego przyjaciółka ze
szkolnych lat, ale jakoś nie zawracałem sobie tym głowy.
Prócz
książek, w pokoju znalazłem też mundurek szkolny (był w szafie, ale
jakoś w pierwszej chwili nie zwrócił mojej uwagi) i plecak. Jiraiya
zdawał się przygotować na mój przyjazd. Trochę było mi głupio z tego
powodu. Zawsze sam zdobywałem potrzebne mi rzeczy, sam na nie
zarabiałem, praktycznie zawsze zdany byłem tylko na siebie, nie licząc
oczywiście Iruki, ale to było co innego. A tu
jakiś obcy facet nagle kupuje mi książki, pozwala mieszkać w swoim domu
i jeszcze niczego nie oczekuje w zamian, tylko dlatego, że mój ojciec
był jego ulubionym studentem i przyjacielem. Nie mogłem jakoś tak sobie
tego wszystkiego poukładać w głowie.
Nie
miałem co robić w pokoju, tak więc wyszedłem i z niego i zacząłem
zwiedzać piętro. Zajrzałem do łazienki, która okazała się naprawdę
wypasiona. Wanna, jaką tam znalazłem, była wręcz ogromna, tak samo jaki
zajebista kabina prysznicowa. Przyzwyczajony byłem do nieco innej
łazienki, tak więc cholernie się ucieszyłem. Znów zacząłem żałować, że
Iruki nie ma ze mną. Pod takim prysznicem to można by zrobić to i owo,
nie to, co u niego w wannie.
Potrząsnąłem
głową, karcąc się za te zbereźne myśli i wyszedłem z łazienki. Polazłem
do gabinetu Jiraiyi. Kiedy ujmowałem w dłoń klamkę pomyślałem, że może
być zamknięty, ale się pomyliłem. Drzwi otworzyły się gładko, a we mnie
uderzył przyjemny zapach papieru.
Był
to jedyny pokój, który nie był tak sterylnie czysty jak reszta domu.
Wszystkie ściany pokrywały półki, jak w bibliotece, na których stały
książki. Jedynie przy oknie znajdowało się zaśmiecone biurko. Na
podłodze wokół niego leżało pełno kartek, powiązanych w pęczki. Wszędzie
walały się pozgniatane, zapisane papiery, pełno ich kipiało z kosza w
kącie między jedną z szafek a biurkiem. W oknie nie było firanki, za to
stały na nim doniczki z kwiatami. Na podłodze leżał zielony dywan,
ściany pomalowane były na bardzo podobny odcień tego koloru, ale ich
prawie nie było widać.
Było
tu o wiele więcej książek, niż w mieszkaniu Iruki,choć zawsze mi się
wydawało, że mój chłopak ma ich oszałamiającą ilość. Myliłem się jednak,
bo Jiraiya miał ich tyle, że stworzył sobie swoją bibliotekę. Zbliżyłem
się do jednego z regałów i zacząłem przeglądać tytuły. Większości z
nich zupełnie nie znałem, nawet o nich nie słyszałem i tylko nieliczne
czytałem,kilka miał Iruka w swojej kolekcji, ale do nich akurat nie
sięgałem. Całą jedną półkę zajmowały książki samego Jiraiyi.
Kusiło
mnie, by je przejrzeć, ale pomyślałem, że na to będzie jeszcze czas. W
końcu mój ojciec chrzestny miał wyjechać i zostawić mnie samego,
zapowiadało się więc na wiele nudnych, spokojnych wieczorów, zupełnie
jak u Iruki, kiedy sprawdzał jakieś klasówki, zmuszając mnie, bym
zamiast gapić się na niego czytał albo odrabiał swoje lekcje. Kiedy
oponowałem, szantażował mnie tym, że nie dotknie mnie przez cały wieczór
i temu argumentowi już ulegałem. Ale je też miałem swoje sposoby na
szantażowane jego…
Wyszedłem
z gabinetu i polazłem na dół. Jiraiya właśnie kończył rozmowę z
facetem, który do niego dzwonił. Rozłączył się chwilę później i spojrzał
na mnie.
-I jak, rozpakowany? – spytał.
-Tak, zajrzałem też do twojej biblioteki. Będę mógł czytać to, co mi się spodoba?
-Jeżeli chcesz, proszę bardzo –odrzekł – wątpię jednak, by coś ci się podobało, to praktycznie sama klasyka…
-Lubię klasykę – powiedziałem.W końcu mój chłopak uczył o niej w szkole.
Jiraiya wyszczerzył do mnie zęby.
-Geny
ojca – rzekł z dumą, a ja nie ośmieliłem się zaprzeczyć. Może i tak,
skąd miałem wiedzieć. Mi tam zawsze się wydawało, że to przez Irukę.
Wzruszyłem ramionami.
-No,
a co powiesz na to, żebyśmy wpadli do sąsiadów? – zapytał, po czym
sięgnął do lodówki i wyjął flakonik z czymś czerwonym. Zerknąłem na
etykietkę i przeczytałem, że to nalewka.
-Do sąsiadów, czyli do Sasuke? – zapytałem, głową wskazując w kierunku salonu.
-Tak – przytaknął Jiraiya, a ja wykrzywiłem się.
-Ten cały Sasuke jest dziwny i podły – mruknąłem, przestępując z nogi na nogę. Jiraiya westchnął.
-Wiesz…
on ma za sobą traumatyczne przejścia – powiedział cicho mój ojciec
chrzestny, a ja spojrzałem na niego zdumiony. Traumatyczne przejścia?
Ale jakie? Wydawało mi się, że był taki chłodny i zarozumiały dlatego,
że po prostu uznał mnie za kogoś gorszego od siebie. Mieszkałem przecież
wcześniej w domu dziecka, a on? On całe życie wychował się na bogatych
przedmieściach Konohy, jego starzy musieli opływać w forsę, wystarczyło
tylko popatrzeć na to, jak był ubrany i jak się nosił. Jak… jak jakieś
książątko!
-Traumatyczne…
- powtórzyłem głucho, przełykając ślinę. Co innego samemu przeżyć coś
strasznego i z tym sobie radzić, a co innego słyszeć, że ktoś coś
przeżył i w dodatku stał się przez to taki, jak ten ponury czarnooki
chłopak. Jak mógł? Przecież takie rzeczy… wzmacniają… hartują ducha,
dzięki temu staje się twardy jak stal. Bynajmniej tak było ze mną… To co
przeżyłem jako dzieciak, to co mi się przytrafiło… tylko uświadomiło
mi, jaki powinienem być. Jaką drogą się kierować. A co zrobiło z nim?
Zamieniło go w bryłę lodu? Aż taki słaby był?
-Widzisz,
on też nie ma rodziców – szepnął Jiraiya, a ja spojrzałem mu w oczy. – I
on… widział ich śmierć… w dodatku… to było morderstwo.
-Ktoś
zabił mu rodziców na jego oczach?! – wykrzyknąłem, a Jiraiya pokiwał
głową, lecz zaraz się przestraszył i spojrzał na mnie niemalże z naganą.
-Tylko
nigdy o tym nie wspominaj przy Sasuke – powiedział. – Chłopak naprawdę
źle na to reaguje. W ogóle nie mów o tym w ich domu.
-Ich?
-Sasuke
ma starszego brata, Itachiego – wyjaśnił mi Jiraiya. – To jego lubię
odwiedzać, naprawdę fajny chłopak, dziennikarz. Pracuje dla „Akatsuki”,
pisze naprawdę genialne felietony… ma chłopak talent, w końcu studiował
na UK[1]…
Zamyśliłem
się, wracając wspomnieniami do stert gazet w mieszkaniu Iruki.
„Akatsuki” też miało tam swoją własną kupkę, ale jakoś nigdy nie lubiłem
czytać prasy. Dopiero po chwili zorientowałem się, że Jiraiya wciąż
gada.
-…
okazji go uczyć, nie ten kierunek… ale wpadał na moje wykłady, od czasu
do czasu… naprawdę zdolny, zresztą, Sasuke też, szkoda, że raczej
interesuje się przedmiotami ścisłymi, z tego co wiem… może wyrośnie z
niego matematyk… albo fizyk… muszę porozmawiać z Orochimaru, choć nie
wydaje mi się by chemia…
-Jiraiya – przerwałem mu to gadanie do siebie, a on skupił na mnie wzrok. – Czy nie mieliśmy iść?
-A, no tak! Wybacz mi, idziemy!
Zgarnął
ze stołu swoją flaszkę i wyszliśmy. Kiedy dzwonił do drzwi sąsiadów,
wcale nie uśmiechało mi się tam wchodzić, ale cóż. Może dzięki temu, że
już wiem, że ten cały Sasuke wcale nie miał tak kolorowo, uda mi się go
lepiej zrozumieć? Może dzięki temu sprawię, że nie będzie dla mnie taki
chamski? W końcu wcale nie chciałem szukać z nim zwady, zresztą, po co? Z
takim ciachem…
Otrząsnąłem
się nagle, karcąc się po raz któryś tam tego dnia za niewłaściwe myśli.
Może i ten cały Sasuke był przystojny, ale przecież ja miałem Irukę.
To, że wyjechałem, jeszcze nie oznaczało końca naszego związku. Przecież
mogłem do niego jeździć w jakieś długie weekendy… i w wakacje… i on
mógłby wpaść… problem stanowiły pieniądze na bilet, ale pewien byłem, że
wspólnie coś byśmy wykombinowali, przecież to nie aż tak drogo! No, co
prawda drugi koniec kraju, ale na szczęście, nie drugi koniec świata!
I
wtedy otworzyły się drzwi. W pierwszej chwili pomyślałem, że stanął w
nich Sasuke, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że jednak nie. Ten
mężczyzna był wyższy od swojego brata, miał też dłuższe włosy, związane z
tyłu. Ubrany był na czarno, w czarne spodnie i koszulkę z nazwą
jakiegoś rockowego zespołu, którą już gdzieś kiedyś słyszałem, ale nie
mogłem sobie w tej chwili przypomnieć członków kapeli. Cały efekt psuły
tylko jego dziwaczne kapcie, puszyste, biało-czarne, z mordą krowy na
przedzie.
-O,
Jiraiya! – zdziwił się na widok mojego ojca chrzestnego, ale zaraz się
uśmiechnął. – Miło cię widzieć. A ty – spojrzał na mnie, a ja
odwzajemniłem to spojrzenia. Jego oczy były tak samo czarne, jak oczy
jego brata, ale o wiele cieplejsze. – Ty musisz być Naruto.
-Tak – odparłem, wyciągając rękę, a on ją uścisnął.
Nie
poczułem nic, choć był tak podobny do brata. Nie zrobił jednak na mnie
żadnego wrażenia, co wydawało mi się dziwne. Sasuke od razu mnie
powalił, i urodą i postawą… a jego brat był przecież tak samo fajny,
jeśli chodzi o wygląd, co Sasuke.
-Itachi
– przedstawił się, puszczając moją dłoń, po czym przesunął się w bok. –
Właźcie, właźcie, i czujcie się jak u siebie. Jiraiya, napijesz się
czegoś? Herbaty? Kawy?
-Herbaty – odrzekł mój chrzestny.
-A ty, Naruto?
Też
poprosiłem o herbatę, bo kawy nie znosiłem, a podejrzewałem, że na tą
ich naleweczkę to jestem jeszcze za młody. Iruka też nigdy nie dał mi
posmakować alkoholu, raz tylko uraczył mnie lampką wina, kiedy
obchodziliśmy „rocznicę” naszego związku. Się szarpnął, kurde… Na
alkohol to byłem za młody, ale na seks to już nie? Choć… właściwie, to
gdybym go sam nie uwiódł, to może i do tego między nami nigdy by nie
doszło, bo i tak miał z tego powodu wyrzuty sumienia.
Itachi
zaprosił nas do salonu, po czym na chwile nas zostawił, by powrócić z
herbatą, ciastem i ciastkami. Ucieszyłem się na coś słodkiego, bo,
szczerze mówiąc, zawsze sobie odpuszczałem słodyczy.
Jak
się okazało, brat Sasuke był o wiele przyjemniejszy w obyciu. Od razu
złapałem z nim wspólny język, dużo mówił i dużo się śmiał. Opowiadał mi i
Jiraiyi o swojej pracy, ale nie przynudzał. Pracował z zaskakująco
dziwnymi ludźmi i jego historyjki o nich rozśmieszały nas do łez.
Narzekał trochę na naczelnego, którym był surowy mężczyzna o przezwisku
„Pain”, ale jak powtarzał, mogło być gorzej. Ja nie byłem pewien, czy
aby na pewno. No bo kto chciałby być podwładnym faceta, którego nazywali
Pain?!
Słuchałem
go, gdy nagle zdałem sobie sprawę, że przecież nie ma Sasuke. Przyszło
mi to do głowy kiedy tych dwóch zabrało się za naleweczkę. Już chciałem
zapytać o młodszego brata Itachiego, gdy nagle usłyszeliśmy trzaśnięcie
drzwi.
-Sasuke,
wejdź do nas! – zawołał natychmiast Itachi, a minę miał przy tym dość
dziwną. Zdziwiło mnie to, czyżby Sasuke był na tyle nieuprzejmy, by
nawet do nas nie zajrzeć, tylko od razu ukryć się na górze, w swoim
pokoju?
Sasuke
wszedł do salonu dopiero po krótkiej chwili, jakby robił to z wielką
niechęcią. Obrzucił cała sytuację pogardliwym spojrzeniem, po czym
podszedł do fotela naprzeciw mnie i usiadł na nim. Jego twarz cały czas
była chłodna i opanowana, taka, jaką ją zapamiętałem. Zacząłem się
zastanawiać, czy on kiedykolwiek zmienia jej wygląd, czy już mu tak na
stałe zastygło?
Uśmiechnął
się tylko kpiąco, kiedy posłałem mu nieprzychylne spojrzenie. Cały czas
się na mnie gapił tymi swoimi atramentowoczarnymi oczyma, a ja nie
miałem zamiaru pierwszy opuścić wzroku.
-Wyście się już poznali? – zapytał go Itachi, a on poszerzył ten swój wredny uśmieszek.
-Mieliśmy
tę wątpliwą przyjemność – rzekł. Pewnie spodziewał się, że zdenerwuje
mnie tą wypowiedzią, ale musiał się srogo rozczarować, bo nie miałem
zamiaru tracić opanowania. Przygotowałem się na coś takiego i to nie ja
się rozczarowałem. Dopiero teraz odwróciłem wzrok, ale bynajmniej nie
speszony. Spojrzałem na swoją filiżankę, w której było jeszcze trochę
herbaty.
-Jeśli
ktoś powinien się skarżyć, to raczej ja – odezwałem się podobnym tonem,
jakiego on zawsze używał wobec mnie. – Nieuprzejmość Sasuke musi
wynikać z jego braku taktu, w końcu jestem gościem.
I
wtedy na niego spojrzałem. Nie zmienił wyrazu twarzy, ale w jego oczach
odmalowało się coś w rodzaju złości i zmieszania, wiec stwierdziłem, że
mogę uznać tę rundę za wygraną. Jednak wciąż nie byłem do końca
zadowolony, bo nie zmienił wyrazu twarzy. Ta jego chłodna maska była nie
do zdarcia? Nie, to nie możliwe. W głowie zaczęły formować mi się wizje
licznych sytuacji, w których zmuszam go do okazania uczuć. Wszystkich
uczuć, całej gamy dostępnej człowiekowi. Chciałem, by się uśmiechnął,
chciałem, by się zirytował, by się autentycznie rozzłościł, wkurwił,
chciałem dowiedzieć się jak wygląda, gdy jest podniecony, chciałem
ujrzeć w tych jego zimnych oczach i miłość, i smutek, i żal, i
rozczarowanie, i radość, ekstazę i ekscytację… dosłownie wszystko, po
kolei. I na koniec łzy. Jego łzy sprawiłyby mi dziką satysfakcję.
Napiłem się herbaty, nadal na niego patrząc. Jiraiya zaśmiał się trochę sztucznie.
-No
już, chłopcy, spokojnie. Jestem pewien, że jakoś się dogadacie… -
zaczął, ale przerwało mu nasze synchroniczne prychnięcie. Ponownie
spojrzeliśmy sobie w oczy i nagle zdałem sobie sprawę, że on jak do tej
pory ani razu nie spuścił ze mnie wzroku. Zrobiło mi się trochę bardziej
ciepło. O co mu chodziło, co?
Wstał nagle.
-Może
masz ochotę w coś pograć? – rzucił lekko, jakby nigdy nic, ale coś
czaiło się w jego oczach. Tajemniczych, mrocznych oczach, których za nic
nie mogłem rozszyfrować. Czułem się, jakby mnie one wciągały i
pochłaniały. Jakby mnie w jakiś sposób więziły.– W celu spełnienia
nadziei Jiraiyi.
Również podniosłem się ze swojego miejsca. Nich nie myśli, że jestem tchórzem! Co to, to nie!
-Czemu
nie – rzuciłem. Spodobało mu się moje wyzwanie, bo ruszył przodem z
zagadkową miną i wyprowadził mnie na korytarz, a potem od razu skierował
się w stronę schodów. Tam jednak zatrzymałem się.
Było
już ciemno za oknem, a tu nie dochodziło żadne światło. On może i znał
rozkład tego domu, ale ja nie. W dodatku wydawało mi się, że jak tylko
wejdę za nim w tę cholerną ciemność, to mnie ona wciągnie i uwięzi jak
te jego atramentowe oczy. Zatrzymałem się. Jak Boga kocham,
przestraszyłem się, sam w sumie nie wiem czego. Ta ciemność zdawała mi
się naelektryzowana i gęstsza, niż normalna ciemność. Wydawało mi się,
że wszystko odczuwam intensywniej, a to dotyczyło również obecności
Sasuke. Choć go nie widziałem, byłem pewien, że doskonale go czuję jakimś szóstym zmysłem.
-Sasuke…
- uleciało z moich ust. Chciałem, by zapalił światło, bo już nie mogłem
tego znieść. Nie godziłem się na to, przecież miałem Irukę! Mojego
Irukę! A tymczasem coraz bardziej wkręcałem się w coś… coś, co mógłbym
nazwać pociągiem do czarnookiego, jakąś cholerną ciekawością, z którą
powinienem walczyć, zamiast jej ulegać. Dla Iruki!
-Co?
– jego głos w tych ciemnościach wydał mi się jeszcze bardziej męski niż
przedtem, aż przeszły mnie ciary, jakby ktoś dmuchnął mi na kark.
-Zapal światło, ja nie widzę stopni! – zawołałem, odnajdując w głowie w miarę rozsądną wymówkę.
-Och
przestań, złap się ściany i chodź! – dla niego to było oczywiste, widać
w ciemnościach czuł się jak ryba w wodzie. Ja natomiast potrzebowałem
światła!
-Nie!
Jego zachowanie było po prostu podłe. Bardziej poczułem niż usłyszałem, że oddala się ode mnie.
-Nie
idź tam! – wykrzyknąłem ślepy i bezradny. Po prostu nie mogłem
pozwolić, by ta ciemność go pochłonęła. Nie wiem, co sobie ubzdurałem i
dlaczego przyszło mi do głowy, że mrok na tych schodach może mieć jakieś
złe właściwości. A jednak było to w tej chwili dla mnie zupełnie
oczywiste. Nie mogłem mu pozwolić tam iść i już! – Nie idź w tę
ciemność! Wróć i zapal światło!
Wrócił
do mnie i po chwili korytarz zalało jasne światło, kiedy przycisnął
włącznik. Minę miał dziwną, nie podobało mu się, że go zatrzymałem, że
musiał się wrócić, że utrudniłem mu nawet tak prostą czynność. Ale ja
czułem się zwycięzcą.
Nie
oglądał się na mnie, kiedy wspinaliśmy się na górę. Prowadził, a ja
obserwowałem ruchy jego ciała. Ubrany był w zwykłe dżinsy i szarą
koszulkę której rękawy podwinął. Dotarliśmy na górę gdzie wpuścił mnie
do siebie.
Jego
pokój wielkością przypominał mój pokój, był jednak o wiele bardziej…
żywy. Sasuke miał nieco mniejsze łóżko, ale za to znajdowało się tu
więcej mebli. Na biurku stał komputer, na ścianie wisiała tablica
korkowa do której poprzyczepiał różne zdjęci i takie tam. Na szafkach
stały książki i gazety, po podłodze walały się ubrania i jakieś
papierki. Na stoliku brudny talerz. Ogółem, zwykły pokój nastolatka.
-Chcesz coli? – zapytał, kiedy zabrał się za włączanie komputera.
-No,
nawet nie wiesz jak bardzo. Nie przepadam za herbatą – odparłem
ostrożnie, bo wydawało mi się, że to trochę nienormalne, że ot tak,
proponuje mi colę.
Po
chwili rozglądania się zlokalizował butelkę z colą, podniósł ją z
podłogi i rzucił mi bez ostrzeżenia. Złapałem, bo inaczej wybiłaby mi
zęby.
-Nie mam tu szklanki – dopiero teraz usiadł na kręconym krześle. – Pij z gwinta.
Napiłem się, a on w tym czasie włączył muzykę. Po cholerę? Nie mieliśmy grać, czy coś? Było mi głupio siedzieć w ciszy, ale na szczęście się odezwał.
-Będziesz chodził do liceum numer 1?
-Taaa
– odpowiedziałem, ziewając sobie. O bardziej nudną rzecz zapytać już
nie mógł? – Jiraiya mnie podobno zapisał. Startuję w poniedziałek, a co?
-Ja
się tam uczę – nie spodobał mi się sposób, w jaki to powiedział. Jakby
nie chciał chodzić ze mną do szkoły. A niby czemu? Ja chciałem spędzać z
nim czas, choćby po to, by zmusić go do zmiany wyrazu twarzy. To chyba
nie była zdrada? O coś takiego Iruka nie powinien mieć pretensji, nie? –
Radziłbym ci ściągnąć te kontakty, twoje jaskrawe oczy wyglądają
dziwnie.
Dalsza część jego wypowiedzi zbiła mnie z pantałyku. Co on pieprzył?
-Kontakty? Jakie kontakty?
-Niebieskie,
mówię o twoich oczach – powiedział, jakby to było oczywiste. Co prawda,
ludzie czasem mówili mi, że mam wyjątkowy kolor oczu. Może o to mu
chodziło?
-Ale
ja nie noszę kontaktów. Nie ty pierwszy tak myślisz, ale uwierz mi, nie
stać by mnie było na kontakty – wyjaśniłem mu. I ta wypowiedź też mu
się nie spodobała. Nie lubił się mylić? To by do niego pasowało, wydawał
się być „wszechwiedzący”.
Na
tym rozmowa nam się urwała. Tupałem nogą w rytm muzyki, zastanawiając
się, co ten koleś tak naprawdę o mnie myśli i po cholerę ściągnął mnie
na górę? Zerknąłem na niego, ale zdawał się nie kontaktować. A może by
tak pierdzielnąć go butelką? Wtedy na pewno zdradziłby jakieś uczucia.
Może by się nawet rozzłościł? A może udałoby mi się go tak trafić, by w
oczach stanęły mu łzy?
-Eee… To jaka jest ta twoja szkoła? – zapytałem, w duchu obmyślając, w co go trafić. W nos? W czoło?
-Jak to szkoła – powiedział mętnie – nudna, nie ma co robić, nauczyciele przynudzają…
-A
dziewczyny? – to pytanie miało drugie dno, o którym nie chciałem
myśleć, dlatego spróbowałem zrealizować mój plan odnośnie butelki.
Wyprostowałem się i cisnąłem nią w niego, ale złapał ją tak, jak ja
wcześniej. Mój plan spełzł na panewce, ale nie miałem zamiaru rezygnować
z prób zmuszenia go do płaczu.
-Nie
zwracam na nie uwagi – jego odpowiedź sprawiła, znów zrobiło mi się
ciepło. Jednocześnie, poczułem się zagrożony. Co innego myśleć o jakimś
kolesiu wiedząc, że nie ma się szans, a co innego, kiedy on nagle
przyznaje się, że też jest gejem. W dodatku tak przystojnym… Iruka! Myśl
o Iruce, Naruto!
-No
co ty, jaja sobie robisz? Na pewno macie w tej budzie jakieś fajne
laski – udałem święte oburzenie, bo chciałem się upewnić, czy aby się
nie przesłyszałem.
-Już
mówiłem, one mnie nie interesują – na jego słowa na moich policzkach
natychmiast wykwitł rumieniec. Wstałem, bo poczułem, że ta rozmowa
mogłaby potoczyć się w złym kierunku. Nie przypuszczałem, że on też może
być gejem! Nawet nie wziąłem tego pod uwagę! Chciałem się z nim tylko
podrażnić!
-Chyba
sobie już pójdę – powiedziałem automatycznie i skierowałem się do
drzwi, ale złapała mnie za nadgarstek i zatrzymał. Spojrzałem na niego.
Uśmiechał się w ten swój dziwny, irytujący mnie sposób. Jego dotyk palił
i naprawdę mi się podobał. Iruka! Myśl o Iruce!
-No co ty, Naruto. Zostań ze mną jeszcze trochę – tego już było za wiele! Czy on próbował mnie poderwać?!
-Eee… wiesz, my zaraz idziemy – trzymał mnie tak mocno, ze za nic nie mogłem wyrwać swojej dłoni. Drań!
-Przecież to przez płot, tak blisko, że to aż śmieszne – prawie szeptał. Nigdy życiu
nie słyszałem tak zmysłowego dźwięku. – Mógłbyś wrócić w każdej chwili –
wstał z krzesła. Sytuacja naprawdę przestawała mi się podobać. Jeszcze
czego, bym ledwo po rozstaniu z Iruką od razu się zakochał!
Niedoczekanie!
Zerknąłem
jeszcze raz w jego czarne oczy, gotów obrócić to wszystko w żart i się
uwolnić, gdy nagle spostrzegłem, że… jemu się to podobało! Autentycznie
mu się podobało!
Przez
jedną, haniebną chwilę, chciałem mu ulec. Zaśmiać się, przysunąć do
niego, zobaczyć, co zrobi. Ale potem przed oczami pojawiła mi się twarz
Iruki i powstrzymałem się. Przecież tak ni powinno się dziać! Przecież
to nie fair, że on tak postępuje! Rozzłościło mnie to, że wystawia moja
silną wolę na pokuszenie! Ktoś tak przystojny nie powinien tego robić.
Zacisnąłem pięść, a potem z całej siły uderzyłem go w brzuch, pokazując
mu, ile negatywnych uczuć się przez niego nazbierało we mnie w tym dniu.
Stęknął i osunął się na kolana.
-Wybacz,
nie chciałem tego robić, ale chyba coś ci się pomyliło – to był chyba
najgorszy tekst, jaki mógł mi przyjść do głowy, ale wypowiedziałem go do
końca. A potem wyszedłem, nie zastanawiając się, czy go to zabolało.
Nie miał prawa mącić mi w głowie właśnie teraz! Po prostu nie miał!
[1]
Na początku napisałam Uniwersytet Konoha, ale przecież jak ja mówię o
swojej uczelni, to też używam skrótu, dlatego pomyślałam, że tak będzie
bardziej naturalnie.
No a było tak blisko...
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńtak Naruto myśl o Iruce, a Sasuke tak wodzi na pokuszenie, tak cudownie kusi...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia