środa, 19 grudnia 2012

3. Świątynia

Obudziło mnie szturchanie. Podniosłem powieki i ujrzałem nad sobą Kakashiego, zawzięcie szturchającego mnie butem. Jęknąłem, łapiąc go za stopę.
-Co pan wyprawia, sensei? – zapytałem półprzytomnie, przecierając oko.
-Wstawać, gołąbeczki, pora wykonać misję – powiedział zgryźliwie, a ja zerknąłem na Uchihę, bezczelnie wtulonego w moje ramię. W głowie pojawił mi się szatański plan. Włożyłem palec  wskazujący prawej ręki do ust i ośliniłem go, bacznie obserwowany przez Kakashiego, a potem z całą premedytacją wetknąłem go Sasuke do ucha.
            Poderwał się natychmiast, rozglądając nieprzytomnie i łapiąc się za ucho. W końcu spojrzał na mnie, podłubał sobie w uchu, zerknął na mój mokry palec, a potem na Kakashiego, na koniec znów na mnie i na jego twarzy w końcu pojawiła się ta głupia mina, którą tak lubiłem. Coś pośredniego między zażenowaniem a wściekłością. Zachichotałem.
-Co jest, kochanie, czyżbyś miał niemiłą pobudkę? – zapytałem złośliwie, kiedy Kakashi odwrócił się od nasze zrezygnowaną miną.
-Naruto, to było obleśne! – zdenerwował się, wycierając sobie ucho.
-Co ty nie powiesz? Podnoś się, mamy misję do wypełnienia – szturchnąłem go palcem w żebra.
-A żebyś wiedział. Czekaj,  jeszcze coś wymyślę, żebyś pożałował swego czynu – warknął, wygrzebując się ze śpiwora. Ja również wstałem, przeciągając się. Spojrzałem na Sakurkę, która uwijała się wokół ogniska, uśmiechnąłem się do siebie po czym z takim samym uśmiechem na twarzy podfrunąłem do niej, ignorując robiącego głupie miny Sasuke, który zgarniał nasze rzeczy i pakował je do plecaków. Ten to miał po prostu obsesję na punkcie sprzątania.
-Co na śniadanie, Sakurka? – zapytałem uprzejmie, a ona obdarzyła mnie niechętnym spojrzeniem.
-Kanapki – powiedziała,wyciągając w moją stronę bułkę zawiniętą w sreberko. Usiadłem obok niej i przyjąłem od niej kanapkę i kubek herbaty. Sasuke dosiadł się do nas i również zabrał za śniadanie, ku mojemu zdumieniu i wielkiej uciesze, obdarzony przez Haruno jeszcze większym grymasem niezadowolenia. Kakashi-sensei czytał, siedząc z boku, mając nas głęboko w poważaniu.
-Rozdzielimy się – orzekł w pewnym momencie, a nasza, zajadająca się kanapkami trójka spojrzała na niego.
-Rozdzielimy? – zapytała Sakurka.
-Tak. Naruto i Sasuke wejdą do świątyni, a my zaprowadzimy Kozuo do wioski – odrzekł Kakashi, patrząc na nas znad swojej książki.
-Ale czemu tak?! – zdenerwowałem się. Wolałbym wejść do ciemnej, najeżonej pułapkami świątyni razem z Sakurką. Tyle pretekstów do tulenia się!
-Bo nikt nie chce przebywać w waszym towarzystwie! – zdenerwowała się Sakura, patrząc na mnie groźnie. Odsunąłem się od niej na bezpieczną odległość.
-Nie rozumiem – przyznałem szczerze.
-Jesteście niemożliwi, więc lepiej jak pójdziecie we dwóch i czym prędzej wrócimy do Konohy – wyjaśniła. Spojrzałem na Sasuke.
-Jesteśmy niemożliwi? – zapytałem, marszcząc brwi. Sasuke westchnął.
-Sakura, dostosuj się do ilorazu inteligencji Naruto, bo ja nie mam zamiaru tłumaczyć mu, co ci przyszło do głowy – zachichotał Uchiha, a ja spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczyma. Nabijali się ze mnie we dwoje, a ja nie miałem pojęcia, o co chodzi?!
-O co wam chodzi?! –wykrzyknąłem. Sasuke położył mi rękę na ramieniu zanim zdążyłem się poderwać na nogi.
-Uspokój się, młotku. Pójdziemy do świątyni.
-Ale ja nie chcę iść z tobą! Sakurka, może chciałabyś iść ze mną? – zaryzykowałem, odpychając Uchihę. Upadł na trawę, bo się tego nie spodziewał.
-Naruto… - spojrzała na mnie jakoś dziwnie, a w tym czasie Sasuke podniósł się z powrotem do siadu.
-Nie podrywaj jej na wyprawę do ciemnej i najeżonej pułapkami, obleśnej świątyni! – zawołał, chichocząc, kiedy spłonąłem rumieńcem. – Sakurka, co powiesz na ramen po powrocie? – zagadnął do niej uwodzicielskim, obniżonym głosem, a ja i ona zamarliśmy w bezruchu. Uchiha wyszczerzył się, po czym zbliżył usta do mojego ucha. – Powtórz! – ryknął i szturchnął mnie boleśnie w ramię. Obróciłem się ku niemu, wściekły do granic możliwości.
-Nie nabijaj się ze mnie, Uchiha! – wrzasnąłem, a on parsknął jeszcze większym śmiechem.
-Ale ja ci daję dobre rady! – zaperzył się, gdy złapałem za przód jego granatowej bluzy.
-Wy…- zaczęła nagle Sakura, a my spojrzeliśmy na nią. Miała łzy w oczach, które siłą powstrzymywała. – Wy jesteście wprost okropni! – ryknęła, po czym zerwała się i uciekła.
-Sakura! – zawołałem za nią. Spojrzałem wściekły na Uchihę. – Widzisz, co robisz?! Przecież ona cię kochała!
            Puściłem bruneta i pobiegłem za nią, słysząc, że Uchiha również dołączył do pogoni. Złapaliśmy ją między drzewami za świątynią. Płakała, ocierając łzy i starając się uciec spojrzeniem zarówno przed moim wzrokiem, jaki i przed wzrokiem Uchihy.
-Z-zostawcie mnie – załkała, zasłaniając twarz dłońmi.
-Sakurka… - zacząłem, lecz uprzedził mnie Uchiha. Podszedł do niej, złapał ją za nadgarstki i odsłonił jej zapłakaną twarz. Spojrzał jej w oczy, a ona rozpłakała się jeszcze bardziej.
-No już, nie wyj. Przepraszamy, Sakura, to były tylko wygłupy, i nie z ciebie, a z młotka…
-Hej! – uznałem za stosowne się wtrącić.
-Bo wy… bo wy… - chciała coś powiedzieć, ale Uchiha przygarnął ja do siebie i ku mojemu najwyższemu zdumieniu, przytulił ją jedną ręką, drugą kiwając na mnie. Zbliżyłem się i również objąłem zapłakaną Sakurę.
-Nie płacz – mruknąłem. – Przepraszam za tego idiotę.
-Nie jestem idiotą – warknął Uchiha. Sakura zachichotała.
-Z dnia na dzień… coraz większym – wymamrotała, a ja ryknąłem śmiechem na cały głos. Ku mojemu i jej zdumieniu, Uchiha również się roześmiał.
-Ja… - zaczął, gdy już we trójkę spoważnieliśmy. Spojrzał na nią i na mnie, po czym uśmiechnął się lekko.– Chyba… chciałbym się zrehabilitować… - powiedział niepewnie.
-No, naprawdę, masz świetny sposób. Doprowadzić Sakurkę do płaczu, a mnie do białej gorączki – stwierdziłem, patrząc na niego krytycznie, choć w duchu się śmiałem. Wykrzywił się lekko.
-Każdy dziobie jak może –powiedział. – Wracajmy i bierzmy się do roboty. Zgoda?
            Przytaknęliśmy mu z Sakurką i wszyscy razem wróciliśmy do obozu. Kakashi obserwował nas jednym okiem, kiedy zgarnialiśmy do kupy wszystkie nasze rzeczy i gasiliśmy ognisko. Gdy już wszystko było zebrane, ja i Sasuke założyliśmy plecaki. Sensei podniósł się z ziemi i zamknął książkę.
-Dobrze – powiedział, po czym rzucił w stronę Sasuke złotą szkatułą. Uchiha złapał ją i obejrzał uważnie. –Musicie to umieścić na głównym ołtarzu do północy. Szkatuła zapieczętuje uruchomione przez Kozuo jutsu i świątynia znów się zapadnie w głąb ziemi. Tylko uważajcie,wiecie, co was tam może spotkać.
-Taaa… - mruknął Uchiha, aktywując sharingan. – Idziemy, Naruto!
-Ta, ta! Sakurka, sensei, trzymajcie się! Do zobaczenia! – zawołałem do nich, gdy zbliżyliśmy się wraz z Sasuke do wejścia do świątyni. Sakurcia patrzyła na nas, machając, Kakashi odwiązywał od drzewa wciąż nieprzytomnego zbira.
            Chwilę później przekroczyliśmy próg świątyni. Rozległ się przeraźliwy zgrzyt, gdy umieszczony nad drzwiami, kamienny trap zasunął się, pogrążając nas w ciemnościach. Krzyknąłem, lecz w tej samej chwili na drzwiach zapłonęła mała pieczęć, a od niej zajęły się dwa śmierdzące naftą sznureczki,biegnące po ścianach mniej-więcej na wysokości naszych głów. Patrzyłem, jak ogień biegnie po nich z dość dużą prędkością, zapalając po kolei umieszczone w ścianach pochodnie. Chwilę później staliśmy już w jasności, na początku długiego, lekko opadającego w dół korytarza, przywodzącego niemiłe skojarzenia z jakimś lochem. W dodatku śmierdzącym naftą.
-Duchy! Jestem pewny, że tu są duchy! Wychodzę! – odwróciłem się, lecz Sasuke złapał mnie za ramię.
-Nie ma się czego bać, Naruto!
-Ja się nie boję! – krzyknąłem. – Ale nie podoba mi się tu!
-I ty chciałeś tu przyjść z Sakurą? – zakpił ze mnie. Spojrzałem na niego trwożnie.
-Idź pierwszy – powiedziałem,wskazując mu głową kierunek. Westchnął, ale nic nie powiedział, tylko ruszył przodem. Trzymałem się tuż za nim, w dłoni ściskając kunai. Od dziecka najbardziej bałem się duchów, tego, że coś tak strasznego mogłoby się pojawić w moim pustym i ciemnym mieszkaniu i nie byłoby nikogo, kto mógłby przepędzić stracha. Mimo, że byłem już dorosły, to nadal nie lubiłem ciemnych miejsc w których coś mogłoby straszyć.
-Skąd się u ciebie wziął ten strach? – zapytał nagle Uchiha, zerkając na mnie przez ramię.
-Zamknij się – warknąłem,mocniej ściskając kunai. Gdy tak schodziliśmy w dół miałem dziwne, klaustrofobiczne uczucie, że ściany się zbiegają i chcą nas zmiażdżyć.
-Może jak się wygadasz, to ci minie?
-Nie chcę o tym mówić, Uchiha! Poza tym, ja się nie boję, tylko czuję się niekomfortowo! – odparłem. W tym momencie coś za moimi plecami zachrobotało, a ja krzyknąłem zupełnie odruchowo i przylgnąłem do pleców Uchihy. – Idź! Idź! – zasłoniłem oczy, a on zachichotał.
-Jesteś shinobi, nie wygłupiaj się, Naruto!
-Sasu, po prostu idź!
            Ruszył ze mną, przyklejonym do pleców, nie odzywając się już. Był nadzwyczaj czujny, czemu się nie dziwiłem, ponieważ byliśmy w miejscu,ponoć najeżonym pułapkami aż do szpiku. Jednak póki co nic się nie działo, aż dotarliśmy do końca korytarza, który skręcał w prawo. Uchiha zatrzymał się, aja, zdziwiony, oderwałem twarz od jego łopatek i spojrzałem mu przez ramię. Z moich ust wydostał się jęk, którego nie udało mi się stłumić.
            W korytarzu znajdowało się kilka szkieletów, poprzybijanych do ściany różnego rodzaju bronią w najróżniejszych pozycjach. Wyglądało to tak,jakby ta grupa ludzi uruchomiła pułapkę i się w nią złapała, by skonać w tej świątyni. Zadrżałem.
-Teraz to już jestem pewny, że są tu duchy! – załkałem. Sasu zaśmiał się cicho.
-Co za ciekawa religia. Pomyśl,że ci kapłani muszą co rok, kiedy przychodzą tu na modły, obok tych szkieleciorów przechodzić – wzdrygnąłem się na te słowa. Sasu nie skomentował tego jednak,tylko ruszył dalej. Byłem mu za to wdzięczny. Zasłaniałem oczy dłońmi, by nie patrzeć na okropne, białe kości. Trzymałem się tuż za nim, stawiając stopy dokładnie tam, gdzie on. Szedł wolno, aż minęliśmy ten korytarz i znaleźliśmy schody. Zaczęliśmy ostrożnie schodzić w dół. Trzymałem się ściany i w pewnym momencie moje dłonie natrafiły na kamień, który wcisnął się pod wpływem mojego dotyku.
-Sa… - zacząłem, jednak nie skończyłem. Nagle stopnie opuściły się ze zgrzytem, tworząc zjeżdżalnię. Zdążyliśmy się tylko złapać za dłonie, zanim rąbnęliśmy na plecy, zjeżdżając.
            Ja krzyczałem. Zjeżdżalnia była stroma i kręta, przez co,co chwila na siebie wpadaliśmy. Sasuke próbował mnie jakoś osłonić, bym nie obijał się o ściany, ja próbowałem zrobić to samo dla niego. Aż w końcu zobaczyliśmy spód, a tam… kości. Całą stertę kości!
-Nie! – jęknąłem, by w następnej chwili zwalić się wraz z Sasu wprost w tę obleśną stertę. Gdy tylko odzyskałem równowagę, zerwałem się na równe nogi. – Kości! Kości!
            Sasu momentalnie pochwycił mnie w ramiona, zanim atak paniki zupełnie mną zawładnął. Cały dygotałem i miałem ochotę uciekać jak najdalej stąd. Chciałem mu się wyrwać, ale trzymał mnie zbyt mocno, głaszcząc uspokajająco po głowie, bym zdołał się jakoś opanować. Ze strachu z trudem łapałem powietrze.
-Spokojnie, Naruto! To tylko kości! – wtuliłem się w niego, oddychając coraz normalniej. Jego dotyk, jego bliskość,działały jak balsam. – Nie bój się, nie ma czego! No już, Naru, już, już…
            Złapał mnie za twarz i delikatnie od siebie odsunął.Spojrzał mi w oczy. Tęczówki miał czarne jak noc.
-Już lepiej? – zapytał.Pokiwałem głową starając się panować nad własnym strachem.
            Puścił mnie, ale zaraz złapał za rękę. Rozejrzeliśmy się, ale nie zobaczyliśmy tu nic więcej prócz ciemności. Wraz ze schodami kończyły się pochodnie, tak więc Sasuke zawrócił i wyjął z uchwytu jedną z nich, a potem ciągnąc mnie za sobą wyszedł nieco w ciemność, po czym uniósł pochodnię wysoko nad głowę.
            Ja jęknąłem, po czym zacisnąłem powieki, a on sapnął w zdumieniu. Tu wszędzie były kości! Pełno ludzkich kości, którymi były wyłożone ściany, sufit i nawet podłoga! Wyglądało to tak makabrycznie, że momentalnie zrobiło mi się słabo.
-Sasuke…- jęknąłem i spojrzałem na niego.
-Um? – zapytał, rozglądając się po całej sali z szeroko otwartymi ustami.
-Boję się – wyznałem, a on zaśmiał się, po czym mocniej ścisnął moją rękę. Wiedziałem jednak, że nie śmieje się ze mnie. Wiedziałem, że ten Sasuke ze mnie nie zakpi w takiej chwili. Z tym Sasuke mogłem być już na spokojnie szczery, bo on też wielokrotnie mówił mi już rzeczy, które normalnie mogłyby być uznane za krępujące lub wstydliwe.
-To tylko kości, młotku. Pamiętaj, tylko kości.
-Mówił ci już ktoś, że jesteś nieczułym draniem? – zapytałem.
-Ty to w kółko powtarzasz – odparł z lekkim zdziwieniem.
-I strasznie się cieszę, że taki jesteś. Chodźmy, tylko nie trzymaj tej pochodni tak wysoko.
            Opuścił pochodnię zgodnie z moim życzeniem, uśmiechając się szeroko, po czym obaj ruszyliśmy do przodu, trzymając się za ręce. Palce Sasu były nieco chłodniejsze od moich, a jego bliskość tłumiła mój strach. Gdyby go tu ze mną nie było, chyba bym umarł, albo przynajmniej zemdlał ze strachu. Co za czubek wymyślił, by wyłożyć ściany świątyni ludzkimi kośćmi? Kogo oni tu czcili? Jashina?
            Znajdowaliśmy się w dość sporej, prostokątnej sali z rzędem kolumn. Otaczała nas atmosfera śmierci. Kolana mi lekko dygotały, gdy szedłem po podłodze zrobionej z ludzkich szczątków. Starałem się na nic nie patrzeć, tylko ściskałem palce Sasuke coraz mocniej. Jeśli czuł ból, to się nie skarżył. W pewnym momencie przystanął.
-Co…?
-Jak myślisz, gdzie teraz? – zapytał. Skupiłem wzrok na przestrzeni przed nami i zobaczyłem ścianę, a w niej dwa przejścia.
-Nie mam pojęcia – szepnąłem.
-Może by…
-Nie! Nie rozdzielajmy się! – zawołałem w panice, a on podniósł nasze splecione ze sobą dłonie i dotknął mojego policzka swoimi palcami. Poczułem, że robię się czerwony na twarzy, ale nic nie powiedziałem. To było takie miłe i przyjemne. Jego dotyk momentalnie mnie uspokoił.
-Nie zostawiłbym cię samego,skoro tak się boisz – powiedział, a ja od razu się rozluźniłem. – Skręcimy w korytarz po prawej, co ty na to?
-Może być – wychrypiałem,wlepiając spojrzenie w przejście, które wskazał. Na szczęście ten korytarz nie był już wyłożony kośćmi. Ściany były kamienne, ale panowały tam nieprzeniknione ciemności. W rogu przejścia wielki pająk siedział na pajęczynie, kołysząc nią lekko.
            Sasu przyciągnął mnie bliżej do siebie, a ja posłusznie przylgnąłem do jego ramienia. Weszliśmy w ciemność, Uchiha niósł pochodnię nieco nad głową, jej płomień zawadzał o sufit, liżąc go lekko i osmalając dymem. Starałem się unikać pajęczyn, ale nie było to łatwe. Było ich tu wszędzie pełno, a prawie na każdej z nich siedział pająk.
            Szliśmy tak kilka minut i nic się nie stało. Powoli się uspokajałem, ale wtedy Sasuke zaklął nagle. Spojrzałem w dół, tak jak on i zobaczyłem, że nastąpił na kamień który się wcisnął. Ja już nie zdążyłem zakląć. Cała podłoga nagle znikła nam spod stóp, zdążyłem zobaczyć tylko basen pełen wody, po czym obaj do niej wpadliśmy, puszczając swoje dłonie. Zanurzyliśmy się, a podłoga, a raczej już sufit nad nami zamknął się, pogrążając nas w zupełnej ciemności. Nie widziałem Sasuke, nie miałem pojęcia, gdzie on jest. Obróciłem się pod wodą, widząc tylko ciemność. Nabrałem za mało powietrza, ale na szczęście nie spanikowałem. Złożyłem ręce do pieczęci i już chciałem stworzyć klona, gdy poczułem dłoń Sasu na ramieniu. Z ulgą obróciłem się w jego stronę.
            Powietrze za jednym zamachem opuściło moje płuca, gdy jak ostatni osioł otworzyłem usta w niemym krzyku. Za mną wcale nie było Sasuke! To, co mnie dotknęło, było ręką pływającego w tej wodzie topielca, tak przeraźliwego, że prawie dostałem zawału. Rzuciłem się w panice do tyłu i uderzyłem plecami w ścianę, a ta ściana się cofnęła. W następnej chwili cała woda wokół mnie zaczęła spływać w dół, przez otwór, który nagle pojawił się w ścianie, który chyba uruchomiłem. Zaczęło mnie wciągać. Przed sobą zobaczyłem dłoń Sasuke, ale ona szybko się ode mnie oddalała w przeciwnym kierunku. Złapałem ją, ale jego palce wyśliznęły się z mojego uścisku i w następnej sekundzie spadałem już jakimś wąskim tunelem razem z kaskadami wody, by po zaledwie chwili uderzyć głową w coś twardego i zapaść się w ciemność.

10 komentarzy:

  1. Sasuke jest taki opiekuńczy, podoba mi sie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, o, a stąd ściągnęłam trik Saska. Jak chcę się do kogoś przytulić, ale tak cicho-ciemno, to najpierw przytulam jakąś koleżankę, potem macham na pożądaną osobę i robimy potrójnego miśka owo Działa, polecam! :D
    Kara1221

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe pułapki i pomieszczenia wymyśliłaś;]

    Sasuke naprawdę jest jak Kiba troche.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sasuke i Naruto są tacy uroczy,zwłaszcza gdy troszczą się o siebie nawzajem,a rozdział jest po prostu przecudowny. :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Opiekuńczy Sasuś :3 tak szczerze to mi się podoba tak jak jest xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bym nie wszedł do pomieszczenia z pająkami >.<

    OdpowiedzUsuń
  7. cholercia balam sie jak to czytalam XDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    och jak cudownie Sasuke tak miło się zachowuje..., te ich kłótnie s ą rewelacyjne...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Uroczy, śmiejący się Sasuke i przestraszony, potulny Naru.
    Fjany pomysł, cute ❤️

    OdpowiedzUsuń