Obudziło
mnie szturchanie. Podniosłem powieki i ujrzałem nad sobą Kakashiego,
zawzięcie szturchającego mnie butem. Jęknąłem, łapiąc go za stopę.
-Co pan wyprawia, sensei? – zapytałem półprzytomnie, przecierając oko.
-Wstawać,
gołąbeczki, pora wykonać misję – powiedział zgryźliwie, a ja zerknąłem
na Uchihę, bezczelnie wtulonego w moje ramię. W głowie pojawił mi się
szatański plan. Włożyłem palec wskazujący prawej ręki do ust i
ośliniłem go, bacznie obserwowany przez Kakashiego, a potem z całą
premedytacją wetknąłem go Sasuke do ucha.
Poderwał
się natychmiast, rozglądając nieprzytomnie i łapiąc się za ucho. W
końcu spojrzał na mnie, podłubał sobie w uchu, zerknął na mój mokry
palec, a potem na Kakashiego, na koniec znów na mnie i na jego twarzy w
końcu pojawiła się ta głupia mina, którą tak lubiłem. Coś pośredniego
między zażenowaniem a wściekłością. Zachichotałem.
-Co jest, kochanie, czyżbyś miał niemiłą pobudkę? – zapytałem złośliwie, kiedy Kakashi odwrócił się od nasze zrezygnowaną miną.
-Naruto, to było obleśne! – zdenerwował się, wycierając sobie ucho.
-Co ty nie powiesz? Podnoś się, mamy misję do wypełnienia – szturchnąłem go palcem w żebra.
-A
żebyś wiedział. Czekaj, jeszcze coś wymyślę, żebyś pożałował swego
czynu – warknął, wygrzebując się ze śpiwora. Ja również wstałem,
przeciągając się. Spojrzałem na Sakurkę, która uwijała się wokół
ogniska, uśmiechnąłem się do siebie po czym z takim samym uśmiechem na
twarzy podfrunąłem do niej, ignorując robiącego głupie miny Sasuke,
który zgarniał nasze rzeczy i pakował je do plecaków. Ten to miał po
prostu obsesję na punkcie sprzątania.
-Co na śniadanie, Sakurka? – zapytałem uprzejmie, a ona obdarzyła mnie niechętnym spojrzeniem.
-Kanapki
– powiedziała,wyciągając w moją stronę bułkę zawiniętą w sreberko.
Usiadłem obok niej i przyjąłem od niej kanapkę i kubek herbaty. Sasuke
dosiadł się do nas i również zabrał za śniadanie, ku mojemu zdumieniu i
wielkiej uciesze, obdarzony przez Haruno jeszcze większym grymasem
niezadowolenia. Kakashi-sensei czytał, siedząc z boku, mając nas głęboko
w poważaniu.
-Rozdzielimy się – orzekł w pewnym momencie, a nasza, zajadająca się kanapkami trójka spojrzała na niego.
-Rozdzielimy? – zapytała Sakurka.
-Tak.
Naruto i Sasuke wejdą do świątyni, a my zaprowadzimy Kozuo do wioski –
odrzekł Kakashi, patrząc na nas znad swojej książki.
-Ale
czemu tak?! – zdenerwowałem się. Wolałbym wejść do ciemnej, najeżonej
pułapkami świątyni razem z Sakurką. Tyle pretekstów do tulenia się!
-Bo
nikt nie chce przebywać w waszym towarzystwie! – zdenerwowała się
Sakura, patrząc na mnie groźnie. Odsunąłem się od niej na bezpieczną
odległość.
-Nie rozumiem – przyznałem szczerze.
-Jesteście niemożliwi, więc lepiej jak pójdziecie we dwóch i czym prędzej wrócimy do Konohy – wyjaśniła. Spojrzałem na Sasuke.
-Jesteśmy niemożliwi? – zapytałem, marszcząc brwi. Sasuke westchnął.
-Sakura,
dostosuj się do ilorazu inteligencji Naruto, bo ja nie mam zamiaru
tłumaczyć mu, co ci przyszło do głowy – zachichotał Uchiha, a ja
spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczyma. Nabijali się ze mnie we
dwoje, a ja nie miałem pojęcia, o co chodzi?!
-O co wam chodzi?! –wykrzyknąłem. Sasuke położył mi rękę na ramieniu zanim zdążyłem się poderwać na nogi.
-Uspokój się, młotku. Pójdziemy do świątyni.
-Ale
ja nie chcę iść z tobą! Sakurka, może chciałabyś iść ze mną? –
zaryzykowałem, odpychając Uchihę. Upadł na trawę, bo się tego nie
spodziewał.
-Naruto… - spojrzała na mnie jakoś dziwnie, a w tym czasie Sasuke podniósł się z powrotem do siadu.
-Nie
podrywaj jej na wyprawę do ciemnej i najeżonej pułapkami, obleśnej
świątyni! – zawołał, chichocząc, kiedy spłonąłem rumieńcem. – Sakurka,
co powiesz na ramen po powrocie? – zagadnął do niej uwodzicielskim,
obniżonym głosem, a ja i ona zamarliśmy w bezruchu. Uchiha wyszczerzył
się, po czym zbliżył usta do mojego ucha. – Powtórz! – ryknął i
szturchnął mnie boleśnie w ramię. Obróciłem się ku niemu, wściekły do
granic możliwości.
-Nie nabijaj się ze mnie, Uchiha! – wrzasnąłem, a on parsknął jeszcze większym śmiechem.
-Ale ja ci daję dobre rady! – zaperzył się, gdy złapałem za przód jego granatowej bluzy.
-Wy…-
zaczęła nagle Sakura, a my spojrzeliśmy na nią. Miała łzy w oczach,
które siłą powstrzymywała. – Wy jesteście wprost okropni! – ryknęła, po
czym zerwała się i uciekła.
-Sakura! – zawołałem za nią. Spojrzałem wściekły na Uchihę. – Widzisz, co robisz?! Przecież ona cię kochała!
Puściłem
bruneta i pobiegłem za nią, słysząc, że Uchiha również dołączył do
pogoni. Złapaliśmy ją między drzewami za świątynią. Płakała, ocierając
łzy i starając się uciec spojrzeniem zarówno przed moim wzrokiem, jaki i
przed wzrokiem Uchihy.
-Z-zostawcie mnie – załkała, zasłaniając twarz dłońmi.
-Sakurka…
- zacząłem, lecz uprzedził mnie Uchiha. Podszedł do niej, złapał ją za
nadgarstki i odsłonił jej zapłakaną twarz. Spojrzał jej w oczy, a ona
rozpłakała się jeszcze bardziej.
-No już, nie wyj. Przepraszamy, Sakura, to były tylko wygłupy, i nie z ciebie, a z młotka…
-Hej! – uznałem za stosowne się wtrącić.
-Bo
wy… bo wy… - chciała coś powiedzieć, ale Uchiha przygarnął ja do siebie
i ku mojemu najwyższemu zdumieniu, przytulił ją jedną ręką, drugą
kiwając na mnie. Zbliżyłem się i również objąłem zapłakaną Sakurę.
-Nie płacz – mruknąłem. – Przepraszam za tego idiotę.
-Nie jestem idiotą – warknął Uchiha. Sakura zachichotała.
-Z
dnia na dzień… coraz większym – wymamrotała, a ja ryknąłem śmiechem na
cały głos. Ku mojemu i jej zdumieniu, Uchiha również się roześmiał.
-Ja…
- zaczął, gdy już we trójkę spoważnieliśmy. Spojrzał na nią i na mnie,
po czym uśmiechnął się lekko.– Chyba… chciałbym się zrehabilitować… -
powiedział niepewnie.
-No,
naprawdę, masz świetny sposób. Doprowadzić Sakurkę do płaczu, a mnie do
białej gorączki – stwierdziłem, patrząc na niego krytycznie, choć w
duchu się śmiałem. Wykrzywił się lekko.
-Każdy dziobie jak może –powiedział. – Wracajmy i bierzmy się do roboty. Zgoda?
Przytaknęliśmy
mu z Sakurką i wszyscy razem wróciliśmy do obozu. Kakashi obserwował
nas jednym okiem, kiedy zgarnialiśmy do kupy wszystkie nasze rzeczy i
gasiliśmy ognisko. Gdy już wszystko było zebrane, ja i Sasuke
założyliśmy plecaki. Sensei podniósł się z ziemi i zamknął książkę.
-Dobrze
– powiedział, po czym rzucił w stronę Sasuke złotą szkatułą. Uchiha
złapał ją i obejrzał uważnie. –Musicie to umieścić na głównym ołtarzu do
północy. Szkatuła zapieczętuje uruchomione przez Kozuo jutsu i
świątynia znów się zapadnie w głąb ziemi. Tylko uważajcie,wiecie, co was
tam może spotkać.
-Taaa… - mruknął Uchiha, aktywując sharingan. – Idziemy, Naruto!
-Ta,
ta! Sakurka, sensei, trzymajcie się! Do zobaczenia! – zawołałem do
nich, gdy zbliżyliśmy się wraz z Sasuke do wejścia do świątyni. Sakurcia
patrzyła na nas, machając, Kakashi odwiązywał od drzewa wciąż
nieprzytomnego zbira.
Chwilę
później przekroczyliśmy próg świątyni. Rozległ się przeraźliwy zgrzyt,
gdy umieszczony nad drzwiami, kamienny trap zasunął się, pogrążając nas w
ciemnościach. Krzyknąłem, lecz w tej samej chwili na drzwiach zapłonęła
mała pieczęć, a od niej zajęły się dwa śmierdzące naftą
sznureczki,biegnące po ścianach mniej-więcej na wysokości naszych głów.
Patrzyłem, jak ogień biegnie po nich z dość dużą prędkością, zapalając
po kolei umieszczone w ścianach pochodnie. Chwilę później staliśmy już w
jasności, na początku długiego, lekko opadającego w dół korytarza,
przywodzącego niemiłe skojarzenia z jakimś lochem. W dodatku śmierdzącym
naftą.
-Duchy! Jestem pewny, że tu są duchy! Wychodzę! – odwróciłem się, lecz Sasuke złapał mnie za ramię.
-Nie ma się czego bać, Naruto!
-Ja się nie boję! – krzyknąłem. – Ale nie podoba mi się tu!
-I ty chciałeś tu przyjść z Sakurą? – zakpił ze mnie. Spojrzałem na niego trwożnie.
-Idź
pierwszy – powiedziałem,wskazując mu głową kierunek. Westchnął, ale nic
nie powiedział, tylko ruszył przodem. Trzymałem się tuż za nim, w dłoni
ściskając kunai. Od dziecka najbardziej bałem się duchów, tego, że coś
tak strasznego mogłoby się pojawić w moim pustym i ciemnym mieszkaniu i
nie byłoby nikogo, kto mógłby przepędzić stracha. Mimo, że byłem już
dorosły, to nadal nie lubiłem ciemnych miejsc w których coś mogłoby
straszyć.
-Skąd się u ciebie wziął ten strach? – zapytał nagle Uchiha, zerkając na mnie przez ramię.
-Zamknij
się – warknąłem,mocniej ściskając kunai. Gdy tak schodziliśmy w dół
miałem dziwne, klaustrofobiczne uczucie, że ściany się zbiegają i chcą
nas zmiażdżyć.
-Może jak się wygadasz, to ci minie?
-Nie
chcę o tym mówić, Uchiha! Poza tym, ja się nie boję, tylko czuję się
niekomfortowo! – odparłem. W tym momencie coś za moimi plecami
zachrobotało, a ja krzyknąłem zupełnie odruchowo i przylgnąłem do pleców
Uchihy. – Idź! Idź! – zasłoniłem oczy, a on zachichotał.
-Jesteś shinobi, nie wygłupiaj się, Naruto!
-Sasu, po prostu idź!
Ruszył
ze mną, przyklejonym do pleców, nie odzywając się już. Był nadzwyczaj
czujny, czemu się nie dziwiłem, ponieważ byliśmy w miejscu,ponoć
najeżonym pułapkami aż do szpiku. Jednak póki co nic się nie działo, aż
dotarliśmy do końca korytarza, który skręcał w prawo. Uchiha zatrzymał
się, aja, zdziwiony, oderwałem twarz od jego łopatek i spojrzałem mu
przez ramię. Z moich ust wydostał się jęk, którego nie udało mi się
stłumić.
W
korytarzu znajdowało się kilka szkieletów, poprzybijanych do ściany
różnego rodzaju bronią w najróżniejszych pozycjach. Wyglądało to
tak,jakby ta grupa ludzi uruchomiła pułapkę i się w nią złapała, by
skonać w tej świątyni. Zadrżałem.
-Teraz to już jestem pewny, że są tu duchy! – załkałem. Sasu zaśmiał się cicho.
-Co
za ciekawa religia. Pomyśl,że ci kapłani muszą co rok, kiedy przychodzą
tu na modły, obok tych szkieleciorów przechodzić – wzdrygnąłem się na
te słowa. Sasu nie skomentował tego jednak,tylko ruszył dalej. Byłem mu
za to wdzięczny. Zasłaniałem oczy dłońmi, by nie patrzeć na okropne,
białe kości. Trzymałem się tuż za nim, stawiając stopy dokładnie tam,
gdzie on. Szedł wolno, aż minęliśmy ten korytarz i znaleźliśmy schody.
Zaczęliśmy ostrożnie schodzić w dół. Trzymałem się ściany i w pewnym
momencie moje dłonie natrafiły na kamień, który wcisnął się pod wpływem
mojego dotyku.
-Sa…
- zacząłem, jednak nie skończyłem. Nagle stopnie opuściły się ze
zgrzytem, tworząc zjeżdżalnię. Zdążyliśmy się tylko złapać za dłonie,
zanim rąbnęliśmy na plecy, zjeżdżając.
Ja
krzyczałem. Zjeżdżalnia była stroma i kręta, przez co,co chwila na
siebie wpadaliśmy. Sasuke próbował mnie jakoś osłonić, bym nie obijał
się o ściany, ja próbowałem zrobić to samo dla niego. Aż w końcu
zobaczyliśmy spód, a tam… kości. Całą stertę kości!
-Nie!
– jęknąłem, by w następnej chwili zwalić się wraz z Sasu wprost w tę
obleśną stertę. Gdy tylko odzyskałem równowagę, zerwałem się na równe
nogi. – Kości! Kości!
Sasu
momentalnie pochwycił mnie w ramiona, zanim atak paniki zupełnie mną
zawładnął. Cały dygotałem i miałem ochotę uciekać jak najdalej stąd.
Chciałem mu się wyrwać, ale trzymał mnie zbyt mocno, głaszcząc
uspokajająco po głowie, bym zdołał się jakoś opanować. Ze strachu z
trudem łapałem powietrze.
-Spokojnie,
Naruto! To tylko kości! – wtuliłem się w niego, oddychając coraz
normalniej. Jego dotyk, jego bliskość,działały jak balsam. – Nie bój
się, nie ma czego! No już, Naru, już, już…
Złapał mnie za twarz i delikatnie od siebie odsunął.Spojrzał mi w oczy. Tęczówki miał czarne jak noc.
-Już lepiej? – zapytał.Pokiwałem głową starając się panować nad własnym strachem.
Puścił
mnie, ale zaraz złapał za rękę. Rozejrzeliśmy się, ale nie zobaczyliśmy
tu nic więcej prócz ciemności. Wraz ze schodami kończyły się pochodnie,
tak więc Sasuke zawrócił i wyjął z uchwytu jedną z nich, a potem
ciągnąc mnie za sobą wyszedł nieco w ciemność, po czym uniósł pochodnię
wysoko nad głowę.
Ja
jęknąłem, po czym zacisnąłem powieki, a on sapnął w zdumieniu. Tu
wszędzie były kości! Pełno ludzkich kości, którymi były wyłożone ściany,
sufit i nawet podłoga! Wyglądało to tak makabrycznie, że momentalnie
zrobiło mi się słabo.
-Sasuke…- jęknąłem i spojrzałem na niego.
-Um? – zapytał, rozglądając się po całej sali z szeroko otwartymi ustami.
-Boję
się – wyznałem, a on zaśmiał się, po czym mocniej ścisnął moją rękę.
Wiedziałem jednak, że nie śmieje się ze mnie. Wiedziałem, że ten Sasuke
ze mnie nie zakpi w takiej chwili. Z tym Sasuke mogłem być już na
spokojnie szczery, bo on też wielokrotnie mówił mi już rzeczy, które
normalnie mogłyby być uznane za krępujące lub wstydliwe.
-To tylko kości, młotku. Pamiętaj, tylko kości.
-Mówił ci już ktoś, że jesteś nieczułym draniem? – zapytałem.
-Ty to w kółko powtarzasz – odparł z lekkim zdziwieniem.
-I strasznie się cieszę, że taki jesteś. Chodźmy, tylko nie trzymaj tej pochodni tak wysoko.
Opuścił
pochodnię zgodnie z moim życzeniem, uśmiechając się szeroko, po czym
obaj ruszyliśmy do przodu, trzymając się za ręce. Palce Sasu były nieco
chłodniejsze od moich, a jego bliskość tłumiła mój strach. Gdyby go tu
ze mną nie było, chyba bym umarł, albo przynajmniej zemdlał ze strachu.
Co za czubek wymyślił, by wyłożyć ściany świątyni ludzkimi kośćmi? Kogo
oni tu czcili? Jashina?
Znajdowaliśmy
się w dość sporej, prostokątnej sali z rzędem kolumn. Otaczała nas
atmosfera śmierci. Kolana mi lekko dygotały, gdy szedłem po podłodze
zrobionej z ludzkich szczątków. Starałem się na nic nie patrzeć, tylko
ściskałem palce Sasuke coraz mocniej. Jeśli czuł ból, to się nie
skarżył. W pewnym momencie przystanął.
-Co…?
-Jak myślisz, gdzie teraz? – zapytał. Skupiłem wzrok na przestrzeni przed nami i zobaczyłem ścianę, a w niej dwa przejścia.
-Nie mam pojęcia – szepnąłem.
-Może by…
-Nie!
Nie rozdzielajmy się! – zawołałem w panice, a on podniósł nasze
splecione ze sobą dłonie i dotknął mojego policzka swoimi palcami.
Poczułem, że robię się czerwony na twarzy, ale nic nie powiedziałem. To
było takie miłe i przyjemne. Jego dotyk momentalnie mnie uspokoił.
-Nie
zostawiłbym cię samego,skoro tak się boisz – powiedział, a ja od razu
się rozluźniłem. – Skręcimy w korytarz po prawej, co ty na to?
-Może
być – wychrypiałem,wlepiając spojrzenie w przejście, które wskazał. Na
szczęście ten korytarz nie był już wyłożony kośćmi. Ściany były
kamienne, ale panowały tam nieprzeniknione ciemności. W rogu przejścia
wielki pająk siedział na pajęczynie, kołysząc nią lekko.
Sasu
przyciągnął mnie bliżej do siebie, a ja posłusznie przylgnąłem do jego
ramienia. Weszliśmy w ciemność, Uchiha niósł pochodnię nieco nad głową,
jej płomień zawadzał o sufit, liżąc go lekko i osmalając dymem. Starałem
się unikać pajęczyn, ale nie było to łatwe. Było ich tu wszędzie pełno,
a prawie na każdej z nich siedział pająk.
Szliśmy
tak kilka minut i nic się nie stało. Powoli się uspokajałem, ale wtedy
Sasuke zaklął nagle. Spojrzałem w dół, tak jak on i zobaczyłem, że
nastąpił na kamień który się wcisnął. Ja już nie zdążyłem zakląć. Cała
podłoga nagle znikła nam spod stóp, zdążyłem zobaczyć tylko basen pełen
wody, po czym obaj do niej wpadliśmy, puszczając swoje dłonie.
Zanurzyliśmy się, a podłoga, a raczej już sufit nad nami zamknął się,
pogrążając nas w zupełnej ciemności. Nie widziałem Sasuke, nie miałem
pojęcia, gdzie on jest. Obróciłem się pod wodą, widząc tylko ciemność.
Nabrałem za mało powietrza, ale na szczęście nie spanikowałem. Złożyłem
ręce do pieczęci i już chciałem stworzyć klona, gdy poczułem dłoń Sasu
na ramieniu. Z ulgą obróciłem się w jego stronę.
Powietrze
za jednym zamachem opuściło moje płuca, gdy jak ostatni osioł
otworzyłem usta w niemym krzyku. Za mną wcale nie było Sasuke! To, co
mnie dotknęło, było ręką pływającego w tej wodzie topielca, tak
przeraźliwego, że prawie dostałem zawału. Rzuciłem się w panice do tyłu i
uderzyłem plecami w ścianę, a ta ściana się cofnęła. W następnej chwili
cała woda wokół mnie zaczęła spływać w dół, przez otwór, który nagle
pojawił się w ścianie, który chyba uruchomiłem. Zaczęło mnie wciągać.
Przed sobą zobaczyłem dłoń Sasuke, ale ona szybko się ode mnie oddalała w
przeciwnym kierunku. Złapałem ją, ale jego palce wyśliznęły się z
mojego uścisku i w następnej sekundzie spadałem już jakimś wąskim
tunelem razem z kaskadami wody, by po zaledwie chwili uderzyć głową w
coś twardego i zapaść się w ciemność.
Sasuke jest taki opiekuńczy, podoba mi sie :)
OdpowiedzUsuńO, o, a stąd ściągnęłam trik Saska. Jak chcę się do kogoś przytulić, ale tak cicho-ciemno, to najpierw przytulam jakąś koleżankę, potem macham na pożądaną osobę i robimy potrójnego miśka owo Działa, polecam! :D
OdpowiedzUsuńKara1221
Ciekawe pułapki i pomieszczenia wymyśliłaś;]
OdpowiedzUsuńSasuke naprawdę jest jak Kiba troche.
Sasuke i Naruto są tacy uroczy,zwłaszcza gdy troszczą się o siebie nawzajem,a rozdział jest po prostu przecudowny. :3
OdpowiedzUsuńOpiekuńczy Sasuś :3 tak szczerze to mi się podoba tak jak jest xD
OdpowiedzUsuńKAWAII !!!
OdpowiedzUsuńJa bym nie wszedł do pomieszczenia z pająkami >.<
OdpowiedzUsuńcholercia balam sie jak to czytalam XDD
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoch jak cudownie Sasuke tak miło się zachowuje..., te ich kłótnie s ą rewelacyjne...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Uroczy, śmiejący się Sasuke i przestraszony, potulny Naru.
OdpowiedzUsuńFjany pomysł, cute ❤️