Chciał
się wyrwać, czułem to, dlatego zacisnąłem palce na jego włosach, a
drugą ręką unieruchomiłem jego nadgarstki. Cały zesztywniał, a ja w tym
czasie całowałem go nachalnie, wręcz zaborczo, wsuwając mu język głęboko
do ust. Czułem się tak, jakby jego wargi były czymś, co było mi
potrzebne do życia, ale do tej pory nie mogłem tego dostać. Jakby były
jedyną rzeczą, która mogłaby ugasić moje pragnienie. Jakbym do tej pory
chodził spragniony i w końcu dorwał się do wodopoju. Jego usta miały
metaliczny posmak.
-Sa…
- próbował coś powiedzieć, kiedy tylko zwolniłem, ale nie miałem
zamiaru mu na to pozwolić. Jeszcze nie teraz. Nie tak szybko. Jeszcze
tylko trochę…
Nabrałem
szybko powietrza i pocałowałem go po raz drugi, równie głęboko i
namiętnie co za pierwszym razem. Jego ręce drgnęły, jakby chciał je
podnieść i mnie powstrzymać, ale ścisnąłem jego nadgarstki jeszcze
mocniej i jeszcze bardziej przyciągnąłem jego twarz do swojej. Szarpnął
się lekko, kiedy zacząłem kąsać jego dolną wargę. Próbował odciągnąć
swoją głowę do tyłu. Wiedząc, że przecież nie mogę go tak trzymać bez
końca, puściłem go.
Chyba
nie spodziewał się tego tak szybko, bo odskoczył gwałtownie i wylądował
na podłodze, patrząc na mnie wytrzeszczonymi oczami. Ja za to opadłem
na krzesło, opierając się na nim. Obaj dyszeliśmy nierówno, do tego mi
osobiście dygotały kolana. Byłem pewien, że za chwilę Uzumaki zerwie się
z podłogi i prawdopodobnie złamie mi nos, ale nie przejmowałem się tym.
Warto było. Gdybym miał to zrobić drugi raz wiedząc, że za chwilę i tak
oberwę w mordę, to bym zrobił i nawet się nie zawahał.
Nie
odrywałem spojrzenia od jego niebieskich tęczówek, choć kątem oka
zauważyłem, że na brodzie miał krew. Dopiero po chwili zdałem sobie
sprawę, że to moja krew, bo poczułem ból w miejscu, w którym znajdowało
się to nieszczęsne rozcięcie.
Naruto
patrzył na mnie, nie poruszając się. Chyba był w głębokim szoku, ale
nie mogłem tego stwierdzić na pewno. Może po prostu nie mógł poukładać
sobie w główce wszystkich faktów i przetrawić ich. W sumie, ja też
byłbym zdziwiony, gdyby ni z tego ni z owego jakiś kumpel z klasy rzucił
się na mnie i zaczął mnie całować. Czekałem na jego reakcję. Na jego
wybuch. Byłem pewien, że lada chwila on nastąpi.
Po kilku koszmarnie długich sekundach skrzywił się i podniósł rękę. Potarł się po tyle głowy.
-Nie
musiałeś wyrywać mi włosów– zauważył, podnosząc się na kolana. Otarł
brodę z mojej krwi. Siedziałem jak zdębiały i po prostu gapiłem się na
niego. A co z moim złamanym nosem? – Bolało – rzekł z wyrzutem. Nie
wiedziałem, czy miał na myśli włosy, czy może dolną wargę, w którą go
ugryzłem.
Nic
nie rozumiałem. Spodziewałem się złości, krzyków, ciosu, a potem tego,
że wywali mnie za drzwi. On tymczasem zachowywał się spokojnie i
rozsądnie, tak, jakby to co zrobiłem, było najnormalniejszą rzeczą na
świecie. Ba, jakby się nawet spodziewał, że mogę coś takiego zrobić!
-No
i rozwaliłeś sobie to rozcięcie – dodał, podnosząc rękę, po czym
kciukiem starł krew z moich warg. Zadrżałem, jakby była to pieszczota.
Wciąż nic nie rozumiałem. Jak mógł to teraz tak spokojnie przyjąć? Czy
nie przyłożył mi tylko dlatego, że złapałem go za nadgarstek? I czy nie
jąkał się i nie czerwienił za każdym razem, kiedy mówiłem coś, co mógłby
zinterpretować jako dość mętne próby poderwania go? Czy nie był na mnie
za to zły?
-W
moim pokoju uderzyłeś mnie w brzuch – powiedziałem wybitnie
inteligentnie, takim tonem, jakbyśmy przed chwilą o tym dyskutowali.
Skinął głową, a potem delikatnie się uśmiechnął. Czy zdawał sobie sprawę
z tego, ile miał w sobie powabu, gdy tak robił?
-Wkurzyłem
się – przyznał, nie patrząc mi w oczy i jednocześnie nieśmiało kładąc
dłonie na moich kolanach. Dreszcz, jaki przebiegł mi po kręgosłupie był
niemalże torturą.
-Naruto…
- sapnąłem, a on podniósł głowę i przybliżył swoją twarz do mojej.
Niebieskie tęczówki były głodne, a intensywność ich wyrazu sprawiała, że
czułem każdy kręg mojego kręgosłupa tak wyraźnie, jakby w sam środek
każdego z nich właśnie wbijano mi szpilkę. Było to tak porażające
uczucie, że siłą musiałem się powstrzymać, by nie skręcać się i nie wić
na tym cholernym krześle, by usiedzieć prosto i wytrzymać jego bliskość.
-Sasuke
– szepnął tak, jakby chciał mi przypomnieć jak mam na imię, a
jednocześnie włożył w to tyle uczucia, że moje szpilki zamieniły się
nagle w generatory prądu. A potem mnie pocałował.
Był
to zupełnie inny pocałunek niż ten sprzed chwili. Moje ręce zwisały
wzdłuż krzesła, nie poruszałem nimi. On za to przewędrował dłońmi po
moim ciele, od brzucha po szyję, a potem ujął w nie moją twarz. Jego
dłonie były szorstkie i twarde, pomyślałem, że musiał w swoim życiu już
nie raz pracować i nie jeden nos złamać, ale były to tylko dalekie
spostrzeżenia, bo niemalże całą swoją uwagę skupiałem na moich wargach,
które on pieścił swoimi ustami i językiem.
Całował
mnie delikatnie, wolno, słodko i rozkosznie, jakby chciał tym
pocałunkiem przelać we mnie tyle ciepła, ile tylko był w stanie. Bardzo
wolno, ostrożnie, wsunął mi się na kolana i usiadł na nich okrakiem.
Położyłem swoje dłonie na jego biodrach. Poruszał się w rytm naszego
pocałunku, do moich uszu docierał nieprzyjemny dźwięk dżinsu z moich
spodni po którym on tarł ortalionem swoich granatowych spodenek. Był to
dźwięk drażniący, ale i podniecający, sprawiał, że i ja zacząłem
wykonywać nieznaczne ruchy całym ciałem, przez które krzesło, na którym
siedzieliśmy trzeszczało lekko, podwójnie obciążone. A on całował mnie
dalej, aż w końcu nam obu zabrakło powietrza. Odsunęliśmy się od siebie
ostrożnie.
Spojrzał
mi w oczy tak intensywnie, że prawie jęknąłem. Jego policzki pokryły
rumieńce, tak wyraźne w świetle żarówki i do tego z tak bliska. Na
wargach wciąż miał moją krew, oddychał głośno i trochę nierówno, jego
klatka piersiowa unosiła się szybko i szybko opadała w rytm tych
oddechów. Na ten widok kolana jeszcze bardziej mi zmiękły. Podniosłem
rękę i dotknąłem jego policzka, a jego oczy rozszerzyły się troszeczkę,
jakby nie przypuszczał, że mogę coś takiego zrobić.
A
ja chciałem go dotykać. Chciałem zbadać jego ciało, dlatego moja dłoń
na długo na tym jego zarumienionym policzku się nie zatrzymała.
Zjechałem opuszkami palców niżej i zbadałem nimi zarys jego szczęki, a
potem przesunąłem palcami po jego szyi, w górę, w dół, w górę, aż w
końcu ostatecznie w dół, by przesunąć nimi po linii jego obojczyka.
Przymknął powieki i odchylił lekko głowę, kiedy badałem zarys jego
mięśni na ramieniu, a potem na torsie. Delikatnie zahaczyłem o jednego
jego sutka, a on nabrał powietrza do ust, cicho, powstrzymując się, ale i
tak nie uszło to mojej uwadze. Był taki piękny. Tak inny ode mnie
samego. Taki cudowny, taki gorący i żywy. Podniecał mnie.
Cały
czas wodziłem wzrokiem za swoimi palcami, lecz kiedy zjechałem nimi na
jego brzuch podniosłem głowę, by spojrzeć mu w oczy. Jego tęczówki
płonęły pożądaniem więc przez jedną, krótką sekundę przez głowę
przemknęła mi myśl, co w takim razie widać w moich oczach, skoro i mi
się to tak bardzo podobało? Lecz już w następnej chwili nasze wargi znów
ze sobą walczyły, tym razem w szalonym, intensywnym, elektryzującym
pocałunku. Nie trwał on jednak długo, bo Naruto dość szybko się ode mnie
oderwał, by przenieść się z pieszczotami na moją szyję.
Badał
ją językiem, a raczej smakował, zlizując zaschniętą na niej krew, która
spłynęła z mojej wargi gdy całowaliśmy się za pierwszym razem. Znów się
poruszał w ten upajający, hipnotyzujący sposób, a jego dłonie
przesuwały się po moim torsie, pieszcząc delikatnie najwrażliwsze
miejsca. Sam nie wiedziałem, na którym odczuciu mam się skupić. Na jego
wargach? Na dłoniach? Czy może na naszych ocierających się o siebie
udach i na trzeszczeniu krzesła pod nami? A Naruto nie zaprzestawał
swoich działań, wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą zdawało mi się, że robi
wszystko bardziej intensywnie, że jego ruchy przyspieszają, że nasilają
się z każdą chwilą, podwajając moje doznania. Nigdy bym się tego po nim
nie spodziewał. Był…
Jak
mała wprawna dziwka… przemknęło mi przez głowę, kiedy skubnął zębami
jeden z moich sutków, jednak szybko odrzuciłem od siebie tę myśl. Obaj
działaliśmy pod wpływem impulsu. Obaj chcieliśmy, by było nam dobrze…
Złapałem
go za szczękę i podniosłem jego głowę, a kiedy rozchylił zapraszająco
wargi, po raz kolejny go pocałowałem, na moich warunkach. Uśmiechnął się
mimowolnie, kiedy znów ugryzłem go w dolną wargę, a potem zacząłem ją
ssać. Wplótł mi palce we włosy, gdy zacząłem lizać go po twarzy, a potem
po szyi, a na koniec wzdrygnął się, gdy przygryzłem płatek jego lewego
ucha. Obaj oddychaliśmy coraz szybciej.
-Sa… Sasuke – sapnął, gdy zabrałem się za smakowanie niższych partii jego ciała.
-Hmmm?
-Na
górze… jest łóżko… - powiedział, poruszając delikatnie biodrami.
Przerwałem robienie mu malinki i spojrzałem mu w oczy. Niebieskie
tęczówki migotały figlarnie. Przejechał dłonią po moim brzucha, ale nie
zatrzymał się, tylko zjechał niżej.
-Nar…
ach! – wyrwało mi się, kiedy przesunął dłonią po moim przyrodzeniu.
Zaczął mnie delikatnie pocierać, całując jednocześnie w okolicach ucha.
-Chodźmy
na górę, Sasuke – wyszeptał, ale nie byłem w stanie się do niego
odezwać. Miałem zaciśnięte powieki i starałem się nie okazywać, jak
bardzo podoba mi się to, co wyczyniał dłonią. Pokiwałem głową.
Wstał
i pociągnął mnie za sobą, ale ja zaraz zgarnąłem go w swoje objęcia.
Zaczęliśmy się całować, a on w tym czasie przeszukał moje spodnie i
wyciągnął mi telefon z kieszeni. Spojrzałem na niego, a on z zagadkową
miną zaczął coś na nim wystukiwać. Chciałem spojrzeć na wyświetlacz, ale
odepchnął mnie na odległość ramienia.
-Co ty taki ciekawski? – zapytał, odskakując do tyłu.
-A ty co robisz?! – zapytałem i rzuciłem się ku niemu, jednak on w tym samym momencie dołożył mój telefon na stół, wyłączony.
-Teraz nikt nam nie będzie przeszkadzał – powiedział i pozwolił mi przyciągnąć się do siebie.
-Skubańcu – mruknąłem, całując go, a on zaśmiał się w moje usta.
Zaczęliśmy
się wtaczać na górę, ale szło nam to opornie, bo nieustannie obijaliśmy
się o ściany, nie mogąc się od siebie oderwać. Na schodach zaczęliśmy
się z nich spychać, co skończyło się tym, że musiałem go łapać, bo
śmiejąc się prawie by z nich runął i jeszcze się, nie daj Boże, połamał.
Gdyby nie to, że byliśmy mniej więcej tej samej postury i wzrostu i
gdyby nie to, że kolana wciąż miałem miękkie, to dla ułatwienia sprawy
po prostu zaniósłbym go do jego pokoju i rzucił na łóżko.
A
tak, pod koniec drogi musiałem go prawie wciągać siłą, bo co chwila
zatrzymywał się i kusił kolejnymi pocałunkami. Gdyby był laską, pewnie
nazwałbym go kokietką, w dodatku to przez niego cały czas obijaliśmy się
o ściany. Byłem pewien, że po tej naszej przechadzce obaj będziemy
pokryci siniakami, ale nie powiem, żeby mi się nie podobało.
Do
jego pokoju wtoczyliśmy się objęci, upajając się wzajemnymi
pocałunkami. Zbliżyliśmy się do łóżka, a wtedy wynikła najważniejsza
kwestia… kto będzie na dole? Przez chwilę się siłowaliśmy, bardziej się
wygłupiając, niż na serio zmagając, jednak na koniec to ja wygrałem. Co
prawda przez maleńką sekundę myślałem, że w pewnym momencie naszej walki
dał za wygraną, ale rozproszył mnie jego pocałunek i przestałem się nad
tym zastanawiać. Zamiast tego natychmiast skrępowałem jego nadgarstki
jedną ręką, a drugą zabrałem się za rozpinanie jego rozporka. Chciałem
zobaczyć go nago. Już nie mogłem wytrzymać.
Wyswobodził się spod moich warg.
-Puść – wysapał, wykręcając swoje nadgarstki. Wzmocniłem uścisk, uśmiechając się wrednie.
-Nie – odparłem, a on mimowolnie i tak się uśmiechnął.
-Ty
zboczuchu, już zdążyłem zobaczyć, co ci się podoba. Puszczaj, albo
zobaczysz, odwdzięczę ci się z nawiązką – powiedział, ale wyczułem
groźbę w tym jego słodkim głosie, którym próbował mnie oczarować.
Ponowił próbę uwolnienia się, ale nie dawałem za wygraną.
-Na
to liczę – mruknąłem i jako knebla użyłem własnych warg. Już rozpiąłem
mu spodnie i teraz je z niego dość niezdarnie ściągałem. Nie ułatwiał mi
tego, tylko drażniąc się ze mną, cały czas zginał jedną nogę w kolanie.
Autentycznie musiałem z nim walczyć, jednocześnie trzymając jego
nadgarstki. Jego zachowanie jeszcze bardziej mnie nakręcało.
W
końcu udało mi się pozbyć tych jego nieszczęsnych spodenek i zabrałem
się za ostatnią część jego garderoby. Śmiał się podle w moje usta, kiedy
i w tym momencie zmuszony byłem walczyć o swoje. W końcu i to udało mi
się z niego zedrzeć, choć trochę to trwało. Spojrzałem na jego twarz z
tryumfalnym uśmiechem, dysząc jak po jakimś długodystansowym biegu. Na
widok mojej miny ryknął śmiechem, ale zaraz przestał, gdy lubieżnym
wzrokiem ogarnąłem całe jego nagie ciało. Ostrożnie puściłem jego
nadgarstki i zacząłem się zniżać, zahaczając zębami o jego skórę.
Przyglądał się, jak nieuchronnie zmierzam ku dolnym partiom jego
rozgrzanego ciała. Gdy w końcu dotarłem do miejsca, które mnie
interesowało, uniósł jedną brew. Uśmiechnąłem się ździebko wampirycznie i
rozchyliłem usta…
Chciałem udowodnić całemu światu, że noc i dzień mogą ze sobą współgrać wbrew wszystkim prawom natury.
Miałam nie komentować w jednym dniu 2 razy ale za dobrze piszesz aby się powstrzymać :D Napiszę tak ZAJEBISTY rozdział :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Wandal :D
Świetny rozdział,nie mogłam się powstrzymać od wielokrotnego czytania go od nowa. ;3
OdpowiedzUsuńkocham twego bloga jest wykurwisty w kosmos :D życzę weny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Itami
Wspaniałe!!! Ale wolałabym jakby Naruto byl trochę bardziej przeciwny i nieśmiały. Jednak to tylko takie moje skromne zdanie.
OdpowiedzUsuńwow! rządzisz
OdpowiedzUsuń*strumienie łez + rumieniec i krwotok z nosa* Takie.. To.. Ach... *gwiazdki w oczach* Piękne...
OdpowiedzUsuńfajnie by było gdyby naruto był bardziej niedostępny a takto super nocia
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, cudowny, choć to co pomyślał Sasuke przykre, nie uciekł...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia