Stał,
oparty o ścianę, z dłońmi w kieszeniach granatowych spodni. Nie miał
już na sobie zielonej kamizelki,włosy związane miał w kucyk, robił to
rzadko, a szkoda, bo wyglądał o wiele lepiej niż z tymi długimi kudłami.
Minąłem go, nie odzywając się, wygrzebałem klucze do mieszkania i
otworzyłem drzwi.
-Wejdziesz na herbatę? – zapytałem.
-A mogę kawę? – zapytał, po czym wsunął się za mną do środka. Skinąłem mu głową i poprowadziłem go do kuchni.
Usiadł
przy stole, w tym miejscu, w którym siadał zawsze. Zabrałem się za
szykowanie napoi – dla mnie herbaty, dla niego kawy. Kiedy były już
gotowe, postawiłem dwa kubki na stole i usiadłem naprzeciw niego.
Podciągnąłem nogi na krzesło i oparłem brodę na kolanach, grzejąc sobie
palce na ciepłym kubku. Uchiha przyglądał mi się.
-Wiedziałem, że będziesz zły i że wszystko zniszczę – odezwał się gdzieś w połowie mojego kubka herbaty. Pokręciłem głową.
-Nic
nie zniszczyłeś, baranie, a mi złość już przeszła – powiedziałem,
odstawiając kubek. – Zezłościłem się, to prawda. Ale dlatego, że
sytuacja mnie przerosła. Nigdy bym się nie spodziewał, że ty… - urwałem,
nie mając pojęcia, jak to powiedzieć. Ku mojemu przerażeniu Sasu skulił
się jakbym go walnął i wtulił głowę w ramiona. Wyglądał, jakby dręczyły
go wyrzuty sumienia. – Sasuke.
Podniósł głowę.
-Tak?
-Przerażasz mnie, zachowuj się po ludzku – powiedziałem, patrząc na niego z ukosa. Parsknął śmiechem.
-Myślałem, że…
-Że co? – zapytałem z ciekawością.
-Że
już nie będę mógł tak normalnie wypić z tobą kawy. Że dostanę od ciebie
w mordę, że nie będziesz chciał mnie znać, że się wkurzysz, nie… to
przecież ty, więc byłem pewien, że się wściekniesz, że będziesz się mnie
brzydził, że pomyślisz, że zwariowałem…
-Sasu,
wyluzuj – przerwałem mu, bo coraz bardziej się rozkręcał. Spojrzał na
mnie lekko spłoszonym wzrokiem. To tak do niego nie pasowało. Wyglądał,
jakby się mnie bał. Nie podobał mi się taki, wolałem go zarozumiałego i
aroganckiego. – Chociaż, może i byłoby to lepsze. Teraz to się
zachowujesz jak śnięty, zakochany idiota.
-Sam jesteś idiotą – rzucił, upijając łyk kawy z arystokratyczną miną na paskudnej gębie.
-Aha,
jak zwykle wszystko na mnie. Oczywiście, to ja ciebie uwiodłem –
zakpiłem z niego, a on zakrztusił się kawą. Parsknąłem śmiechem. Wytarł
podbródek, patrząc mi w oczy.
-A co, jeśli tak właśnie było?– wysyczał zjadliwie, odstawiając pusty kubek na stół.
-To chyba mylnie interpretujesz pewne znaki, Uchiha.
-Doprawdy,
co ty nie powiesz… - jego głos ociekał jadem, na powrót był taki, jaki
był zawsze. – Ty za to na znakach zupełnie się nie znasz. Potrzebny był
ci prawie rok, by wszystko zrozumieć…
Spojrzałem na niego zdumiony.
-Rok?! – wymknęło mi się. Spłonął rumieńcem.
-Zapomnij. Dzięki za kawę – wstał od stołu i skierował się do wyjścia.
-Sasu!
– pobiegłem za nim i zatrzymałem go tuż przed drzwiami. Zatrzasnąłem je
nad jego ramieniem, a potem pchnąłem go na ścianę i przyparłem do niej
za ramiona. – Porozmawiajmy!
-Naruto, co ja mam…?
-Jeśli
teraz wyjdziesz, to co się stanie? – przerwałem mu ze złością. – Jak
mam potem z tobą rozmawiać? Jak mam ci potem patrzeć w oczy, Sasu?!
-A
ja?! – zapytał, łapiąc mnie za ramiona. – A ja, jak mam ci patrzeć w
oczy nawet teraz?! Naru, ja nie mogę znieść twojej obecności! Aż mnie…
aż mnie…
Teraz
to ja wylądowałem na ścianie, nawet nie wiem kiedy i jak. Jego twarz
znajdowała się dwa centymetry od mojej. Mogłem nawet dostrzec jego
źrenice, lekko ciemniejsze od tęczówek.
-Aż mnie pali – wyszeptał.
-Rozumiem cię – odszepnąłem mu.– Ale co ja ci poradzę…?
-Pokochaj
mnie. – szepnął. –Naru, zrobię dla ciebie wszystko, co tylko będziesz
chciał – przejechał mi palcem po dolnej wardze. Nie byłem w stanie się
odezwać czy choćby poruszyć, po prostu się na niego gapiłem, ogłupiały. –
I wtedy nic nie będzie musiało się zmieniać. Będzie tak jak wcześniej,
gdy u mnie mieszkałeś.
-Sasu…
-Mogę cię pocałować? – zapytał ni z tego ni z owego.
-Co?!
– wykrzyknąłem, a on położył mi dłoń na szyi. Zacząłem szybciej
oddychać, prawie sapałem. Powoli wędrował palcami w stronę mojego karku,
patrząc mi cały czas w oczy. – Sasuke, no co ty…
-Wiem,
że będę umiał zrobić to tak, by ci się podobało. Byś chciał więcej… -
dyszał mi prosto w usta, w oczach miał gorączkę. Nie miałem jak się
cofnąć ani jak się wykręcić, nie do końca też byłem pewien, czy chcę.
Moje ciało wciąż pamiętało jego dotyk i wciąż mu tego dotyku brakowało.
Tego ciepła. Tego ognia. Tyle… że to było nienormalne!
-Ja nie wiem, co mam myśleć – szepnąłem.
-To nie myśl…
-Sasuke
– otarł się wargami o moje wargi – to przecież – skubnął zębami mój
policzek – jest – chuchnął mi w ucho, a mnie przeszył dreszcz –
nienormalne… - jęknąłem na koniec, kiedy powrócił do moich ust.
-Może dla ciebie – powiedział z rozbawieniem, a kiedy to mówił nasze wargi poruszyły się razem, niczym sczepione.
-A dla ciebie nie?!
-Ja jestem śniętym, zakochanym idiotą – prychnął, cytując mnie. Dyszałem mu prosto w usta niemal spazmatycznie.
-Ale
ty gryziesz – jęknąłem na swoją obronę, bo czułem, że jeszcze kilka
sekund a mu ulegnę. Nie byłem wstanie trzeźwo myśleć. Był za blisko.
Doszło do tego, że chciałem, by mnie pocałował. A przecież ja tego nie
chciałem! A może chciałem?!
-Będę
delikatny – przyrzekł, po czym przesunął językiem po moich wargach.
Uchyliłem je zupełnie odruchowo, a on zaraz to wykorzystał, całując mnie
tak, jak wcześniej – bez opamiętania.
I
znów moje ciało odpowiedziało na jego dotyk. Znów oplotłem jego szyję
ramionami. Znów przylgnąłem do niego całym sobą, odpowiadając na jego
usta, swoimi, na jego język, własnym językiem. A on dalej był górą. To
on mnie trzymał, a nie ja jego. On mnie całował.
Kolana mi zmiękły.
-Podoba ci się – szepnął Sasu, kiedy cofnął się odrobinę. Zaczerwieniłem się.
-Zamknij
się – warknąłem na niego, nadal go obejmując. Przeniósł swoje dłonie na
moje biodra i wtulił twarz w moje włosy. – Musisz się tak do mnie
kleić? – zapytałem zirytowany.
-Tak – odparł, pewny siebie.
-I
tak jestem już skrępowany, puść… - puściłem jego szyję i odsunąłem się
od niego, nie patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się dość wrednie, jak
zawsze. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Nasze klatki
piersiowe zetknęły się. Przez to wszystko nie mogłem uspokoić oddechu.
Nie chciałem go znów odpychać, mówić mu rzeczy, które sprawiłyby mu ból.
Ale chciałem, by przestał być taki szybki. Wciąż nie potrafiłem sobie
niczego poukładać. Odnaleźć te kierunki, które pogubiłem na mojej
karuzeli.
Znów poczułem jego wargi na szyi.
-Sasuke… - wyjęczałem.
-Już dobrze… - odsunął się i spojrzał na mnie z uśmiechem. – To jak?
-Co jak? – zdziwiłem się, a on zachichotał i dotknął mojego policzka.
-Chciałbyś…
- urwał i musnął moje wargi swoimi. Odruchowo cofnąłem się do tyłu i
uderzyłem głową w ścianę. Syknąłem, a on podrapał mnie w miejscu, w
które się uderzyłem.
-Co
niby miałbym chcieć?! – zdenerwowałem się. Bo czy on miał na myśli to, o
czym sobie pomyślałem? Ale ja nie chciałem iść z nim do łóżka! Jak
śmiał… jak śmiał mi to sugerować!
-Nie
domyślasz się, głuptasku, czego mógłbym chcieć? – zapytał, specjalnie
się ze mną drocząc. Zrobiło mi się gorąco. Bardzo gorąco. Bardziej niż
bardzo gorąco. Moje serce załomotało jak szalone. Sasu i ja… tak blisko…
tylko jak? On we mnie…?
Wyobraziłem
sobie, jak mogłoby się to odbyć. U mnie w domu, w moim łóżku… nie, w
kuchni, na moim stole. Twarz Sasuke, w ekstazie… i dźwięki, jakie mógłby
wydawać… jego zapach, tak bardzo wyraźny… i to… czy by bolało? Albo
raczej, jak bardzo by bolało?… I co jeszcze? Czy byłoby mi dobrze? Jak
by mnie dotykał?
Wciągnąłem powietrze ze świstem.
-Sasuke! – oburzyłem się, jakby to były jego, a nie moje wyobrażenia.
-Spokojnie,
Naru. Nie musimy się spieszyć, przypuszczałem, że nie będziesz chciał
ze mną chodzić. Przepraszam, że ci to w ogóle proponuję – powiedział,
odsuwając się ode mnie na dwa kroki. – Po prostu pomyślałem… dobrze nam
się mieszkało… i połowa twoich rzeczy wciąż się u mnie znajduje… Norman…
Może… może się zastanowisz, czy chcesz?
-Chodzić?
– palnąłem jak głupi, gapiąc się na niego. Jemu chodziło o CHODZENIE?! A
nie… on nie myślał o TYM?! – Proponujesz mi chodzenie?!
-Tylko
się nie złość! – zawołał natychmiast. Znowu się odsunął, chyba myślał,
że wracamy do normy i zaraz go walnę za jego głupi pomysł. – Jeśli
chcesz czasu, to ok. Nie musisz nawet się zgadzać, tyle, że… Zastanów
się. Ty i ja. Może tak na próbę, co? Mógłbyś…
-Czy
ty możesz przestać kłapać jadaczką?! – zapytałem zirytowany. Gadał i
gadał, a nie dał mi się nawet zastanowić. Nigdy nawet, zważywszy w
szczególności na fakt, że miałem na to raptem jeden dzień, nie brałem
pod uwagę myśli, że ja i on moglibyśmy być… parą. Kiedy na niego
spojrzałem, znów się cofnął, teraz byliśmy już naprawdę daleko od
siebie, a brak ciepła jego ciała sprawiał mi niemal fizyczny ból. Jego
mina nie wyrażała absolutnie niczego, po prostu mi się przyglądał,
czekając na moją odpowiedź. Nie miałem pojęcia, co o tym myśleć. I jak
to brzmiało! Sasuke, mój chłopak! Mój chłopak, a nie przyjaciel! Naruto i
Sasuke. Sasu i Naru. Razem.
Otworzyłem usta, by odpowiedzieć.
-Nie
musisz się spieszyć – oczywiście, ze strachu nie pozwolił mi się
odezwać. Doskoczył do mnie jednym susem. – Nic na siłę. Nie nalegam.
Jeśli chcesz, to możemy poczekać. Żebyś się przyzwyczaił, przemyślał
sobie wszystko. Wiem, że jesteś zagubiony…
-Uchiha,
czy ja cię nie prosiłem, żebyś się zamknął?! Mówiłem ci już z tysiąc
razy, żebyś za mnie nie decydował, bo ja wiem, co dla mnie najlepsze! –
opieprzyłem go. Sasu, zamiast być troskliwym, był zawsze upierdliwy.
Zacisnął szczękę, prawdopodobnie by mi się nie odgryźć. Normalny Sasuke
by tego nie zrobił, musiało mu w tej chwili naprawdę zależeć na mojej
odpowiedzi.
-Po prostu… wszystko stanęło na głowie – próbowałem usprawiedliwić swoją opieszałość.
-Nie, teraz wszystko jest tak, jak powinno być – szepnął, uśmiechając się do mnie.
-A
nie będziesz wściekły ani smutny, jak poproszę o dobę… jedną dobę na
przemyślenie sobie wszystkiego? – zapytałem ostrożnie, a on uśmiechnął
się szerzej.
-Jasne,
ale pod warunkiem, że będzie to doba spędzona ze mną – odparł,
przebiegle mrużąc oczy. Kurde! A ja chciałem mieć dobę pełną spokoju,
dzięki któremu mój świat mógłby znów odnaleźć cztery kierunki, ziemię i
niebo.
-Ale
to nie fair – jęknąłem, kiedy wargami znów przykleił się do mojej szyi.
Nie miałem siły go odepchnąć, warknąć, żeby polazł do siebie i zostawił
mnie w spokoju. Żar znów ogarnął moje ciało, które wcześniej wręcz
żebrało o jego bliskość. Co on mi zrobił? Co się ze mną stało? – Sasuke!
To nie fair!
-Wiem
– szepnął mi do ucha kpiącym głosem. – Mogę więc u ciebie nocować? –
zapytał bezczelnie, a mnie z oburzenia na chwilę odebrało mowę. Palnąłem
go pięścią w głowę.
-Uchiha! – zawołałem, kiedy się zaśmiał, odsuwając ode mnie.
-No
co, raptem zrobiłeś się taki wstydliwy? Kto mi nocą pchał się do łóżka,
bo się, pheh, duchów bał! – zaczął mnie drażnić, podpuszczając. Znałem
już tę sztuczkę i nie miałem zamiaru się nabrać, a jeszcze bardziej nie
miałem zamiaru pozwolić mu się uwieść tej nocy, bo najwyraźniej właśnie
taki miał plan. Widziałem to w tych jego czarnych oczętach.
-Niczego się nie bałem – wysyczałem wściekły, a on uśmiechnął się kpiąco.
-To
co, może pójdziemy do mnie? Dostaniesz pokój, ten sam co zawsze i
zobaczymy – odparł Uchiha lekkim tonem, mrużąc przebiegle oczy. – Chyba,
że się boisz…
-Nie
boję się! – wykrzyknąłem. Jak mnie denerwowało to, w jaki sposób mnie
traktował! – Ale i tak nigdzie z tobą nie pójdę – wysyczałem, wyminąłem
go, po czym poszedłem do kuchni.
-A więc zostajemy u ciebie? – ucieszył się, idąc za mną. – Fajnie, ja tu jeszcze nigdy nie nocowałem!
Obróciłem się i spojrzałem na niego.
-A
co ty raptem taki radosny? – zapytałem podejrzliwie. Wyszczerzył zęby.
Tylko mnie dane było oglądać tej jego powalający uśmiech, teraz już
wiedziałem dlaczego.
-Miłość mnie upaja…
-Zaraz upoi cię moja pięść, i to tak, że padniesz z wrażenia.
-Dla
ciebie wszystko – odparł, prawie do mnie podfruwając. Odepchnąłem go na
odległość mojej ręki, kiedy poczułem, że chce mnie przytulić.
-Mówiłem już, nie klej się tak. I zachowuj się, do jasnej cholery, jak człowiek, Sasuke!
Prychnął,
wznosząc oczy do nieba, po czym odsunął się i opadł na krzesło przy
stole. Pokręciłem głową. Poczułem się głodny, więc zajrzałem do lodówki i
wyciągnąłem wędlinę, a potem z szafki wyjąłem chleb i zabrałem się za
szykowanie kanapek. Sasuke jednak znalazł sposób, by mi to skutecznie
utrudnić. Usłyszałem jakiś szelest, po czym coś twardego ugodziło mnie w
głowę, odbiło się i spadło na szafkę. Spojrzałem na to. Był to mały,
niebieski drops. Zignorowałem tę zaczepkę, jednak już po chwili dostałem
drugim, w lewe ucho, a potem trzecim, w prawe.
-Noż do jasnej cholery! – wydarłem się przy czwartym dropsie i obróciłem, w sam raz, by dostać piątym prosto w oko. – Ał!
Złapałem się za nie, słysząc, jak Uchiha chichocze do siebie.
-Takie to śmieszne? – zapytałem, prostując się. Usta miał pełne dropsów, pokiwał głową, prawie się nimi krztusząc.
Rzuciłem
się na niego, wyrwałem mu paczkę dropsów z ręki, po czym obróciłem je
otworem do dołu. Wiedziałem, że to jego ulubione dropsy i uśmiechnąłem
się wrednie, patrząc, jak rozsypują się po podłodze, odbijając się i
lądując we wszystkich kątach kuchni. Sasu jęknął głośno, ale nie mógł
otworzyć ust, bo miał w nich kilka cukierków.
-Ha! – zawołałem tryumfalnie. – Oto zemsta godna Uzumakiegio Naruto!
Sasu
zerknął mi w oczy, a potem parsknął niekontrolowanym śmiechem, jednak
urwał, a jego twarz zrobiła się cała czerwona. W następnej chwili zaczął
się dusić, pochylając głowę. Chyba jakiś cukierek utkwił mu w gardle.
Rzuciłem mu się na pomoc i z całej siły walnąłem go w plecy. Charknął
jakoś dziwnie, otwierając usta, a na podłogę spadło kilka oślinionych,
niebieskich cukierków.
-Fuuuuj!
– zawyłem, patrząc na Uchihę, który oddychał ciężko, wciąż czerwony na
twarzy. W oczach miał łzy, a po brodzie ciekła mu niebieska ślina. –
Oblechu jeden!
-Ty mnie kiedyś… zabijesz… - wysapał.
Udałem święte oburzenie.
-Ja?! Ja ci nie kazałem zżerać tyle cukierków na raz?! Zobaczy, co zrobiłeś z moją podłogą! Posprzątaj to!
-Nie – odparł, ścierając ślinę z brody.
-Posprzątaj to! – zawołałem.
-Nie!
-Uchiha!
-Co?
-Posprzątaj to, oblechu! Ja ci nie pluję na podłogę!
Wywrócił
oczyma, wstał i wyszedł z kuchni, by po chwili wrócić ze szmatą do
podłogi. Starł niebieską ślinę i do połowy rozpuszczone cukierki i
wyniósł szmatę. Wrócił po chwili.
-I co, zadowolony? – zapytał. Splotłem ręce na piersi i opadłem na krzesło.
-Nie!
-Nie?! – zdziwił się.
-Tak! Zasłużyłeś na karę! Zrobisz mi kolację, i nie kanapki! Chcę jajecznicę, na boczku i z cebulą! Migiem!
Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę. W końcu skapitulował i zaczął przeszukiwać szafki. Obrócił się ku mnie.
-Nie masz żadnej z tych trzech rzeczy – zauważył.
-I
co w związku z tym? – zapytałem zgryźliwie, unosząc brwi. Westchnął,
sięgnął do kieszeni, po czym wyjął portfel. Zajrzał do środka.
-Robię
to tylko dlatego, że sam też bym zjadł jajecznicę – rzekł, a ja
uśmiechnąłem się z zadowoleniem. – Zaraz wracam. Ale ty też mi dziś
zapłacisz za to wykorzystywanie mnie – zagroził jeszcze i opuścił
kuchnię. Kiedy usłyszałem trzaśnięcie drzwi, odetchnąłem z ulgą.
Nareszcie wyszedł. Oparłem się łokciami o stół, ukrywając twarz w
dłoniach. Nareszcie miałem chwilę, żeby sobie wszystko przemyśleć.
Poukładać, zanim wróci ze sklepu.
Aż miło się czyta, jak sasuke jest taki... ciepły ^^
OdpowiedzUsuńSasuke taki zakochany naprawdę może być utrapieniem;]
OdpowiedzUsuńHahaha! XD cała akcja z dropsami hahaha była zajebista popłakałam się ze śmiechu jak to sobie wyobraziłam XD Sasuke z policzkami jak wiewiórka która napchała sobie orzechów XD hahaha i taka mina "o co chodzi?" xD leże i nie wstaje xD etto, dopiero teraz zauważyłam że przez czytanie tego opowiadania i całej reszty zaniedbuje mojego bloga i nie mam żadnej awaryjnej notki ;-; cholera xD
OdpowiedzUsuńCzytam to chyba 6 raz..kocham to opowiadanie najbardziej na świecie i orzez Ciebie mam fałszywe postrzegania ludzi zakochanych xD
OdpowiedzUsuńXDDD Sasukowiewiórka
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak taki Sasuke to uroczy Sasuke no i jak paplał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia