Wkrótce
potem oznajmił nam, że wyjeżdża. Nie zatrzymywaliśmy go, sami
chadzaliśmy swoimi własnymi drogami i rozumieliśmy, że nagle odkrył w
sobie chęć do podróżowania. Itachi raz-dwa się spakował i wyjechał,
żegnając nas. Nie mieliśmy zamiaru za nim tęsknić, po pierwsze dlatego,
że był człowiekiem, po drugie, że zaczął nam już przeszkadzać, a
potrzecie, że Naruto miał go już serdecznie dość i narzekał na jego
zapach i już od pewnego czasu planowaliśmy go grzecznie wyprosić.
Gdy
zostaliśmy sami, dni zaczęły mijać nam na przeżywaniu rozkoszy,
miłości, na dzieleniu się sobą, na wspólnej zabawie. Mijający czas
przestał nas dotyczyć, przepływał obok, a my żyliśmy swoim własnym
życiem, obojętni na inne sprawy. Naruto wypełnił wszystkie moje dni,
liczył się tylko on i nikt inny. Wiedziałem, że po części jest to sprawa
magii, która nas połączyła i naznaczenia, jakie nosiłem na szyi.
Czułem, jakbym nie mógł się od niego oddalić, jakbym był do niego
przykuty magicznym czarem. Nie przeszkadzało mi to, nigdy już nie miałem
go zostawić, mieliśmy być już zawsze razem.
W
pewnym momencie Naruto zaczął robić dziwne rzeczy, bowiem wieczorami,
zaraz po przebudzeniu, siadywał przy stole, stawiał przed sobą świecę i
długo wpatrywał się w jej płomień. Nie miałem pojęcia, co mój ukochany
wyczynia, ale nie miałem zamiaru mu przeszkadzać. Zostawiałem go wtedy
samemu sobie i szedłem polować, albo wdrapywałem się na jeden z
nagrzanych słońcem dachów i wylegiwałem w blasku zachodzącego słońca.
Czasem opuszczałem tereny zamku i szedłem się włóczyć gdzieś po okolicy,
wdychając nowe zapachy,wdrapując się na drzewa i polując na nocne
zwierzęta, szczególnie nocne ptaki oraz gryzonie. Uwielbiałem dreszczyk
polowania, uzależniłem się od niego.
Gdy
zbyt długo czasu zajmowało mi polowanie, Naruto przychodził po mnie i
przypominał, że robi się późno, a wtedy wracałem z nim do zamku,
zjadałem posiłek, a potem kochaliśmy się i gdy nadchodził świt,
kładliśmy się spać i przesypialiśmy cały dzień. Wiedziałem, że pod tym
względem Naruto dostosował się głównie do mnie, bo to ja wolałem spać w
dzień, a żyć nocami.
Pewnego
dnia, w kolejne kilka dni po odjeździe Itachiego – straciliśmy poczucie
czasu, ponieważ żadnego z nas nie interesowały daty, czy nazwy
mijających dni – postanowiłem zostać i dowiedzieć się, czemu mój
ukochany godzinami wpatruje się w płomień świecy. Usadowiłem się więc na
drugim krześle, stojącym przy stoliku ze świecą i towarzyszyłem mu w
patrzeniu na płomień, poruszając się tylko wtedy, kiedy miałem ochotę
wyczyścić sobie pazury.
-Nic
z tego nie będzie – westchnął po upływie czterech godziny. Machałem
sobie swoim ogonem przed twarzą, więc opuściłem go i uśmiechnąłem się do
ukochanego.
-A co to miało być? – zapytałem bez ciekawości.
-Widzisz,
skoro urósł mi ósmy ogon, to moje moce powinny zacząć się objawiać.
Mama włada ogniem, zaś tata huraganami. Chciałbym odziedziczyć talent
mamy.
-Uhum – przytaknąłem. – To byłoby o wiele fajniejsze – rzekłem.
-Również tak uważam – odparł Naruto, uśmiechając się do mnie. Podparł się na łokciu.
-Pójdziemy łowić ryby? – zapytałem, a Naruto zmarszczył brwi.
-Chcesz łowić ryby? – zapytał, a ja potaknąłem.
-Bardzo chcę. – Mój ukochany uśmiechnął się do mnie szeroko.
-A więc dobrze, pójdziemy złapać ci rybę.
Wstałem
z gracją i balansując ogonem, skierowałem się w stronę drzwi, oglądając
się na ukochanego, który jak zahipnotyzowany patrzył na moją pupę i
nogi. Specjalnie ubierałem się tak, by je wyeksponować, bo wydawało mi
się, że Naruto najbardziej je lubi, że uwielbia je dotykać i bardzo mu
się podobają.
Nie
pomyliłem się, bo zaraz się do mnie zbliżył i przesunął ręką po moim
pośladku. Uśmiechnąłem się do niego, wspiąłem na palce i pocałowałem go w
usta, zarzucając mu ręce na szyję.
-Chcesz zostać? – zapytał, gdy tylko skończyłem go całować.
-Nie – odparłem. – Chcę rybcię.
-Rybcię, tak? Więc rybcia jest ważniejsza ode mnie? – zapytał przekornie, a ja zaśmiałem się.
-Ty jesteś najważniejszy – odparłem. – Ale ja chcę rybcię. Teraz.
Zaśmiał się, przyciągnął do siebie i pocałował, a potem puścił i za rękę wyciągnął z komnaty.
Trochę
trwało, nim dotarliśmy do najbliższego zbiornika wodnego, czyli małej
rzeczki, znajdującej się w pobliskim lesie. Nocą wszystko powinno być
czarne, tak widziałem, będąc człowiekiem, lecz teraz, gdy stałem się
demonem, wszystko było dla mnie wyraźne niczym za dnia. Nie
potrzebowałem już światła słonecznego.
Gdy
dotarliśmy nad rzeczkę, usiadłem sobie wygodnie na jakimś kamieniu i
zacząłem się przyglądać, jak mój ukochany, nago, wchodzi do wody i
próbuje złapać dla mnie rybcię, na którą miałem taką ochotę. Sam nigdy z
własnej woli bym do wody nie wszedł, sam potrafiłem się doskonale
wyczyścić, nawet mój ukochany mówił mi pewnego razu, że jak każdy „kot”,
mam hopla na tym punkcie.
Chichotałem
jak szalony, widząc, jak bardzo stara się złapać dla mnie przekąskę, a
mu nie wychodzi. Naprawdę miałem ochotę na tę rybcię i nie miałem
zamiaru mu odpuścić. Poza tym był moim ukochanym i jego obowiązkiem było
dogadzać mi na wszelkie możliwe sposoby, również kulinarne.
Ponadto
Naruto, ubrany jedynie w światło księżyca, był zjawiskiem niesamowicie
pięknym. Obserwowanie, jak tapla się w wodzie, jak ta spływa po jego
umięśnionych plecach i kapie z włosów, gdy pochyla się, by złapać dla
mnie rybę, było największą rozrywką, jaka spotkała mnie odkąd go
poznałem. To było niemalże jak przedstawienie, grane tylko dla mnie.
Czułem się jak król.
-Mam! – krzyknął nagle Naruto, a ja zerwałem się na równe nogi.
-Brawo!
– zawołałem, śmiejąc się na widok ryby w jego łapach. Naruto złapał
wyślizgującą mu się rybę za ogoni uniósł ją ku górze. – Rzuć, rzuć! –
zawołałem.
Naruto rzucił mi rybkę, a ja złapałem ją, lecz ta zaraz wyślizgnęła mi się z rąk i pacnęła na ziemię. Zacząłem się śmiać.
Naruto
wyszedł z rzeki i ubierając spodnie, podszedł do mnie. Byłem zbyt
zajęty próbami złapania mojej rybci, by zauważyć jego minę. W końcu
udało mi się złapać rarytas, na który miałem taką ochotę i trzymając go w
łapach, wyprostowałem się i spojrzałem na ukochanego. Zamarłem,
zdumiony.
-Naruto?
Coś nie tak? – zapytałem, bo stał nieruchomo, z postawionymi uszami i
patrzył w stronę, gdzie znajdował się nasz zamek. Jego ogony uniosły się
i zjeżyły. Podniósł rękę.
-Wiatr się zmienił – szepnął.
Ledwo
to powiedział, w las uderzył potężny huragan. Ptaki pozrywały się z
drzew, małe zwierzęta zaczęły uciekać. Osłoniliśmy się przed masą liści,
która uniosła się w górę, porwana przez wichurę. Korony drzew zaczęły
falować i szumieć, szarpane porywistym wiatrem. Coś huknęło straszliwie
gdzieś od strony domu.
-Idzie
burza?! – wykrzyknąłem do ukochanego, który zasłonił mnie czterema
swoimi ogonami przed wirującymi w powietrzu liśćmi i gałązkami.
-To nie burza – szepnął Naruto jakimś dziwnym tonem. – To coś o wiele gorszego. To mój ojciec.
Wytrzeszczyłem na niego oczy, a potem, gdy już otrząsnąłem się z szoku, uśmiechnąłem się szeroko.
-A lubi ryby? – spytałem, a Naruto rzucił mi groźne spojrzenie.
-To nie powód do żartów, Sasuke! – zdenerwował się na mnie, co trochę zbiło mnie z tropu. Odsunąłem się od niego troszeczkę.
-Nie?
-Ojciec musi być wściekły, biegnij za mną. Zobaczymy, o co chodzi!
Puścił
się pędem przez las, a ja westchnąłem, wrzuciłem moją rybcię do wody i
popędziłem za nim, jedną ręka osłaniając się przed straszliwym wiatrem,
który hulał nawet między konarami drzew. Pędzący przede mną Naruto
przypominał złotą torpedę i byłem pewny, że na ten widok każde leśne
zwierze jest przerażone do granic możliwości. Mój ukochany nie był już
tym słodkim, małym demonkiem, który łaził sobie po całej okolicy,
zjadając płatki kwiatków. Teraz potrafił dopaść i zagryźć panterę, czego
już nie raz dokonał. Uwielbiałem go ochlapanego krwią jego ofiar, był
wtedy taki dziki i seksowny.
Wypadliśmy
spomiędzy drzew i wtedy obaj zatrzymaliśmy się jak wryci, patrząc na
kłęby pyłu, unoszące się dookoła. Wymieniliśmy zdumione spojrzenia, lecz
w tedy znów uderzył w nas niezwykle silny podmuch wiatru. Naruto złapał
mnie w objęcia, przyciągnął do siebie i osłonił wszystkimi swoimi
ogonami, lecz to było za mało. Wichura zbiła nas z nóg i obaj
wylądowaliśmy na ziemi, przeturlaliśmy się po niej i z impetem
uderzyliśmy o jedno z drzew, ja plecami w konar, a Naruto we mnie.
-Aaaaach! – zawołałem, gdy poczułem ból w miejscu zderzenia.
-Sasuke!
– zawołał przerażony Naruto. – Cholera! Nie! STOP!!! – wydarł się,
obracając w stronę źródła zawieruchy i wyciągając przed siebie ręce.
Zerwał
się nowy wiatr, wiejący w przeciwnym kierunku. Dwie wichury zderzyły
się, tworząc potężne tornado. Zmrużyłem oczy, osłaniając je łokciem
przed wszechobecnymi drobinkami. Patrzyłem w zdumieniu na wielką,
sięgającą nieba trąbę powietrzną, która słabła z każdą chwilą. Naruto
klęczał na jednym kolanie, z dłońmi wyciągniętymi przed siebie, z twarzą
spiętą w maksymalnym skupieniu. W końcu trąba rozproszyła się, kurz i
pył opadł, a zza chmur wyjrzał księżyc.
Wtedy obaj wyprostowaliśmy się i spojrzeli na gruzowisko, które do niedawna było naszym domem.
Po
moim zamku i wszystkich budynkach dookoła niego, po jego ogrodach,
altanach, zabudowaniach gospodarczych, stajniach… nie było nawet śladu. W
oddali, tam, gdzie powinien wznosić się nasz dom, spostrzegliśmy tylko
sterty kamieni i drewna, połamane drzewa, zgniecione kwiaty i nieliczne
drobinki pyłu, który nie zdążył jeszcze opaść.
-Och – odezwałem się. – Nie ma naszego zamku.
-Trafne spostrzeżenie – odparł Naruto z uśmiechem. Wzruszyłem ramionami.
-Przecież
i tak nie był nam potrzeby – powiedziałem i były to uczciwe słowa.
Nawet nie było mi żal, że straciłem swój dom, bo nie czułem, żeby zamek
faktycznie był moim domem. Do demona należał cały świat, budynki nie
były mu potrzebne.
-Ale łóżko było fajne – rzekł złotowłosy, po czym przyciągnął mnie do siebie. Cmoknąłem go w usta.
-Mogę
sypiać z tobą wszędzie – odparłem, a mój ukochany zaśmiał się.
Patrzyłem na niego, a on patrzył na mnie, lecz nagle, tak jak w lesie,
zastrzygł uszami i spojrzał w bok. Powędrowałem wzrokiem za jego
spojrzeniem i ujrzałem jakiś ruch między gruzami naszego zamku.
Naruto
puścił mnie i ruszył w tamtym kierunku, a ja poszedłem za nim. Gdy się z
nim zrównałem, złapałem jego łapę i ruszyliśmy ramię w ramię, ja
zaintrygowany, Naruto chyba trochę zaniepokojony.
Gdy
weszliśmy między gruzy, postać poniosła się na nogi. Dziewięć złotych
ogonów uniosło się wraz z nią, a ja odruchowo przysunąłem się do
ukochanego. Ogony demona znaczyły o jego sile, a ich dziewiątka była
największą liczbą, symbolizującą królewski ród. Ja natomiast byłem
kiedyś człowiekiem, miałem prawo tylko do jednego ogona i nie byłem zbyt
silny.
Postać
obróciła się ku nam, a ja skuliłem się jeszcze bardziej, ściskając
łapami łokieć Naruto. Przed nami, ubrany w fantazyjną szatę, stał
wysoki, złotowłosy demon. Biła od niego potęga i władza, wyczuwalna tak
dobrze, że niemal namacalna. Jego pazury i kły były mocne i silne, a z
jego twarzy biła stanowczość i… wściekłość.
-Jakim
prawem mnie zaatakowałeś, demonie?! – warknął przybysz, a Naruto
zaśmiał się w głos. Nieznajomy przemówił w języku demonów, lecz
zrozumiałem każde jego słowo. Rozumiałem język ukochanego odkąd zacząłem
się przemieniać, podobnie jak on od naznaczenia zaczął rozumieć język
ludzi. Magia wpływała na nas obu, nie tylko na mnie, co doskonale było
widać w naszym zmieniającym się wyglądzie.
-Miło cię widzieć, ojcze! – odparł Naruto, śmiało idąc ku obcemu. – Zburzyłeś nam zamek!
Przybysz
zamarł, a gdy się do niego zbliżyliśmy, zmierzył nas spojrzeniem, po
czym przysunął do Naruto i pociągnął nosem. Cofnął się, a jego oczy były
szeroko otwarte i zdumione.
-Naruto? – wyszeptał. Mój ukochany uśmiechnął się szeroko.
-Nikt inny, mój ojcze – rzekł, rozkładając szeroko ręce.
Ci
dwaj postąpili ku sobie i uścisnęli się z miłością, a potem zaczęli się
obwąchiwać. Stanąłem z boku, patrząc na to z lekkim, niepewnym
uśmiechem na ustach. Ich ogony – a zdumiony spostrzegłem, że mój
ukochany ma ich już dziewięć, co oznaczało, że jest w pełni dorosły –
falowały, mieniąc się w świetle księżyca. Był to piękny, zachwycający
widok, tylko korciło mnie, by je zaatakować, lub choć troszeczkę się
tymi ogonami pobawić. Musiałem się jednak opanować, by nie przynieść
wstydu ukochanemu.
-Ojcze
– rzekł nagle Naruto, po czym cofnął się i wyciągnął rękę w moją
stronę. Spiąłem się lekko, lecz ująłem jego łapę. – Poznaj Sasuke –
rzekł.
Niebieskie
oczy ojca mojego ukochanego spoczęły na mnie, a ja przełknąłem ślinę.
Mój ukochany i jego tata byli do siebie niezwykle podobni, lecz także
znacznie się różnili. Mój ukochany był o stokroć piękniejszy.
-Sasuke, to mój ojciec, Minato Namikaze drugi.
Skłoniłem
się przed nim, zbyt onieśmielony, by się odezwać. Władca demonów
przyglądał mi się chwilę, po czym zbliżył się do mnie i dotknął
naznaczenia na mojej szyi.
-Był człowiekiem – rzekł.
-Owszem – zgodził się mój ukochany. – Lecz teraz jest jednym z nas.
-Czy
on był wśród ludzi, którzy cię pojmali? – spytał ostro władca demonów. –
Teraz pachnie jak demon, lecz wcześniej mógł cuchnąć jak diabeł!
-Nie,
ojcze! – zaprzeczył gwałtownie Naruto. – On mnie ocalił od niewoli, od
gwałtów i przemocy. Przygarnął mnie i magia nas połączyła, a ja
uczyniłem go jednym z nas, bo tak nakazało mi serce!
Władca
demonów spojrzał na syna, a potem znów na mnie. Przylgnąłem do boku
ukochanego, wiedząc, że oto w tej chwili ważą się moje losy. Naruto
objął mnie ramieniem i poczułem się nieco bezpieczniej.
-Spodziewałem
się zastać tu mego małego synka, lecz się pomyliłem – odparł władca
demonów. – Szedłem za twym tropem przez cały ten kraj, unicestwiając
każdego, na kim wykryłem twój zapach, aż trop przywiódł mnie do tego
zamku. Był on pusty, lecz wypełniony twoim zapachem, więc go zburzyłem,
by nie stał mi na drodze. Widzę jednak, że niepotrzebnie.
-Nic
nie szkodzi – odezwałem się nieśmiało, a niebieskie, chłodne oczy ojca
mego ukochanego spoczęły na mnie. – I tak mieliśmy go opuścić.
-Czemu
zwlekaliście przed przybyciem do mnie i do matki? – zapytał władca. –
Martwiliśmy się, gdyż znamy okrucieństwo ludzi i to, co mogliby ci
zrobić.
-Dopiero
zakończyła się moja przemiana, a Sasuke wciąż jest w jej trakcie, nie
chcieliśmy wyruszać przed jej końcem – usprawiedliwił się Naruto. Ojciec
przyglądał mu się chwilę, a potem znów spojrzał na mnie.
-Byłeś dorosłym mężczyzną, gdy mój syn cię naznaczył? – spytał.
-Tak,
panie – odparłem, z trudem wypowiadając ostatnie słowo. Moja duma nie
lubiła, gdy się przed kimś korzyłem. Władca demonów uśmiechnął się.
-Możesz
nazywać mnie swym ojcem, synu, skoro wasza więź jest prawdziwa i
jesteście w trakcie zrównania – rzekł. Ja i Naruto wymieniliśmy
spojrzenia.
-Zrównania? – zapytał mój ukochany. Jego ojciec skinął głową, uśmiechając się lekko.
-Jeżeli
demonowi przeznaczony jest człowiek, dzieje się wiele niezwykłych
rzeczy. Demony są nieśmiertelne, jednak ludzi nie. Dlatego właśnie
demon, zakochany w człowieku naznacza go, by nie stracić swej jedynej
miłości. Demony kochają tylko raz, raz i na zawsze, jedną i tę samą
osobę. Gdy między kochankami istnieje różnica wieku, dochodzi do
zrównania, wyjątkowo szybkiego, jeśli to demon jest dzieckiem, gdyż
demony starzeją się wolniej i człowiek musiałby na demona czekać
dziesiątki lat, nim ten osiągnąłby dorosłość. Dlatego właśnie, Naruto,
tak szybko wyrosły ci twe ogony, a ty zyskałeś należne ci moce. Być mógł
w pełni być ze swym dorosłym kochankiem.
Spojrzałem na Naruto, a ten uśmiechnął się i ucałował moje czoło. Władca demonów zwrócił się ku mnie.
-Zaś
ty, mój drogi synu, stałeś się młodym demonem, byś mógł w pełni
zapoznać się ze swymi zdolnościami, zaakceptować je i zrozumieć.
Mniej-więcej przez rok, z każdym dniem będziesz nieco lepiej słyszał,
nieco lepiej widział, nieco głębiej czuł zapachy, twoje pazury i zęby
urosną i stwardnieją, aż w końcu zrozumiesz naszą naturę i staniesz się
jednym z nas.
-Rozumiem – odparłem, a władca demonów skinął mi głową.
-Zatem
cieszcie się sobą, a gdy twój kochanek dorośnie, Naruto… - Władca
zwrócił się do swojego syna – przyprowadź go do mnie i do matki, by i
ona mogła go poznać. – Minato położył dłoń na ramieniu swego syna. –
Uzbrój się w cierpliwość, mój drogi, trafił ci się kot, jak mi twoja
matka.
-Tak, wiem, ojcze.
Władca
demonów skinął nam głową, a potem odszedł w kierunku, z którego
najprawdopodobniej przybył, niczym tajemnicza, upiorna zjawa.
Patrzyliśmy za nim, a gdy rozpłynął się w ciemnościach, a nas ogarnął
lekki, ciepły wiatr, poruszając pyłem i liśćmi wokół nas, spojrzeliśmy
na siebie.
-To znaczy, że mnie lubi? – zapytałem.
-Na to wygląda – odparł Naruto z uśmiechem.
-To
jak, znów idziemy po rybcię? – Wlepiłem w ukochanego pełne nadziei
spojrzenie, a on zaśmiał się, pochylił i podniósł mnie na ręce.
-Jak sobie życzysz, ukochany! – powiedział, a potem pocałował moje usta.
Nim
odwiedziliśmy rodziców Naruto, minęły dwa lata. Czas płynął zupełnie
inaczej, więc nie przejmowaliśmy się nim i nawet nie spostrzegliśmy, że
to już tak wiele dni. W międzyczasie odwiedziliśmy także Itachiego, i to
przez zupełny przypadek, gdyż jego posiadłość znalazła się na trasie
naszej wędrówki. Były to prawdopodobnie pierwsze i ostatnie nasze
odwiedziny, lecz z doświadczenia wiedziałem, że niczego nie powinniśmy
zakładać na pewno.
Rodzice
Naruto przyjęli nas ciepło, choć czułem, że są wobec mnie nieco
nieufni. Spoglądali na mnie tak, jakbym ukradł im syna, co w pewnym
stopniu zgadzało się z prawdą, gdyż wymagałem od ukochanego całej jego
uwagi.
Mama
Naruto okazała się być demonem obdarzonym niezwykłym wręcz
temperamentem i w końcu zrozumiałem ostatnie słowa, jakie ojciec mojego
ukochanego do niego wypowiedział. Kushina, podobnie jak ja, miała swoje
zdanie, swoje drogi, swoje zachcianki i już. A tamci dwaj to po prostu
znosili.
U
rodziców zabawiliśmy kilka lat, które minęły nam równie szybko, co
kilka dni. Potem ruszyliśmy w dalszą drogę, szukając swego miejsca na
ziemi.
KONIEC
Podobało mi się. Było takie ... Inne. Nie czytałam nigdy niczego podobnego =3 Masz bardzo fajny styl pisania. Nie opisujesz zbyt dokładnie ,a jednak można sobie wyobrazić każda rzecz czy sytuację. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńto taki chwyt xD zawsze staram się zostawić miejsce na wyobraźnię czytelnika xD zresztą, podczas czytania i tak każdy wyobraża sobie daną scenę inaczej, korzystając z własnych doświadczeń, tego, co już widział itp. uważam, że im dokładniej coś jest opisane, tym bardziej się zniekształci w wyobraźni czytelnika, więc daję wszystkie potrzebne informacje, ale z nimi nie przesadzam xD
UsuńPełna zgoda do obu
UsuńJa tam jestem zachwycona, choć nie da się ukryć ze tak ogromna ilość czasu mnie przeraża.
OdpowiedzUsuńMinato i Kushina rządzą :D Ona tez jest lisem, prawda?
Genialne <3
OdpowiedzUsuńTo było świetne! Takie ciepłe, niepowtarzalne. . Masz talent do wymyślania takich historii. Ukłony w Twą stronę:)
OdpowiedzUsuńPoraz pierwszy czytałam SasuNaru i muszę przyznać, że to było...wspaniałe!
OdpowiedzUsuńMam dziwnego fioła na punkcie postaci zmienianych w koty, jak nie Izaya to Sasuke....ciekawe co dalej...
UsuńTo było MEGA! Jesteś genialna normalnie!!!!
OdpowiedzUsuńWney, weny i jeszcze raz weny! ;***
Piękna historia. Jedna z moich ulubionych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny x3
Mogę przeklinać? O_O bo jakoś nie mam obecnie innego słowa jak zajebiste na myśli, bo takie są twoje opowiadania ;___; deprecha, a myślałem że sam umiem pisać XD
OdpowiedzUsuńhttp://i1.pixiv.net/img91/img/shuriri/33946687_p1.jpg
OdpowiedzUsuńhih
nie można zobaczyć
UsuńSzok co do tego opowiadania ;-; teraz wszystkie Sasunaru jakie czytam to w mojej głowie oni są zwierzętami ;-; ale opowiadanie fajne :)
OdpowiedzUsuńsuper opowiadanie krew to coś jak erotyczna zabawka dla demonów jesteś dla mnie jak bogini YAOI !!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńmam nadzieje na jakieś nowe opowiadania w tym stylu
WENY
Brawo Ayanami! To było bardzo fajne!
OdpowiedzUsuńByło genialne. Tylko musiałam sie przestawic na NaruSasu w połowie... Wole jednak jak Sasuke jest seme, ale Minato na koncu wyjasnił, więc okej. <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe. Tylko tak jak dla mnie Naruto za szybko zaufał człowiekowi po tym co się stało. :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, cudowne zakończenie tej historii, jak widać ojciec poszukiwał Naruto i bieda tym na których wykrył zapach synka... no i polubił nam Sasuke i ta rybcia haha ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hym
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoją pracę ale przyznaje że tym razem akurat mnie nie wciągnęło
Niby wszystko rozumiem sposób pisania podyktowany etapem rozwoju bohaterów to czemu tak się zmieniały ich charaktery wszystko wyjaśnione a i tak jakoś nooo nie poczułam tego ale cóż biorę się za kolejne opowiadanie :)
Pozdrawiam
Averal24