środa, 19 grudnia 2012

9. Władca demonów

      Kilka dni później Itachi opuścił mój i mojego ukochanego zamek, zabierając ze sobą kilka paczek z księgami. Wiedziałem, że mój brat z chęcią dłużej zapoznawałby się z moim księgozbiorem, lecz ja i Naruto zaczęliśmy mu dokuczać tak bardzo, że nie był w stanie tego dłużej znosić. Po tym, jak ja i ukochany odkryliśmy, jak wiele przyjemności daje nam miłość fizyczna, zaczęliśmy robić to kiedy tylko mieliśmy ochotę, wszędzie, gdzie tylko mieliśmy ochotę. Mój brat przeżył szok, gdy pewnego dnia nakrył nas na ganku przed pałacem, zbyt zajętych grą wstępną, by go zauważyć. Itachi myślał, że się pokłóciliśmy i próbujemy się zagryźć i naprawdę trudno nam było wytłumaczyć, że tak to wygląda, a my nie robimy sobie żadnej krzywdy.
            Wkrótce potem oznajmił nam, że wyjeżdża. Nie zatrzymywaliśmy go, sami chadzaliśmy swoimi własnymi drogami i rozumieliśmy, że nagle odkrył w sobie chęć do podróżowania. Itachi raz-dwa się spakował i wyjechał, żegnając nas. Nie mieliśmy zamiaru za nim tęsknić, po pierwsze dlatego, że był człowiekiem, po drugie, że zaczął nam już przeszkadzać, a potrzecie, że Naruto miał go już serdecznie dość i narzekał na jego zapach i już od pewnego czasu planowaliśmy go grzecznie wyprosić.
            Gdy zostaliśmy sami, dni zaczęły mijać nam na przeżywaniu rozkoszy, miłości, na dzieleniu się sobą, na wspólnej zabawie. Mijający czas przestał nas dotyczyć, przepływał obok, a my żyliśmy swoim własnym życiem, obojętni na inne sprawy. Naruto wypełnił wszystkie moje dni, liczył się tylko on i nikt inny. Wiedziałem, że po części jest to sprawa magii, która nas połączyła i naznaczenia, jakie nosiłem na szyi. Czułem, jakbym nie mógł się od niego oddalić, jakbym był do niego przykuty magicznym czarem. Nie przeszkadzało mi to, nigdy już nie miałem go zostawić, mieliśmy być już zawsze razem.
            W pewnym momencie Naruto zaczął robić dziwne rzeczy, bowiem wieczorami, zaraz po przebudzeniu, siadywał przy stole, stawiał przed sobą świecę i długo wpatrywał się w jej płomień. Nie miałem pojęcia, co mój ukochany wyczynia, ale nie miałem zamiaru mu przeszkadzać. Zostawiałem go wtedy samemu sobie i szedłem polować, albo wdrapywałem się na jeden z nagrzanych słońcem dachów i wylegiwałem w blasku zachodzącego słońca. Czasem opuszczałem tereny zamku i szedłem się włóczyć gdzieś po okolicy, wdychając nowe zapachy,wdrapując się na drzewa i polując na nocne zwierzęta, szczególnie nocne ptaki oraz gryzonie. Uwielbiałem dreszczyk polowania, uzależniłem się od niego.
Gdy zbyt długo czasu zajmowało mi polowanie, Naruto przychodził po mnie i przypominał, że robi się późno, a wtedy wracałem z nim do zamku, zjadałem posiłek, a potem kochaliśmy się i gdy nadchodził świt, kładliśmy się spać i przesypialiśmy cały dzień. Wiedziałem, że pod tym względem Naruto dostosował się głównie do mnie, bo to ja wolałem spać w dzień, a żyć nocami.
            Pewnego dnia, w kolejne kilka dni po odjeździe Itachiego – straciliśmy poczucie czasu, ponieważ żadnego z nas nie interesowały daty, czy nazwy mijających dni – postanowiłem zostać i dowiedzieć się, czemu mój ukochany godzinami wpatruje się w płomień świecy. Usadowiłem się więc na drugim krześle, stojącym przy stoliku ze świecą i towarzyszyłem mu w patrzeniu na płomień, poruszając się tylko wtedy, kiedy miałem ochotę wyczyścić sobie pazury.
-Nic z tego nie będzie – westchnął po upływie czterech godziny. Machałem sobie swoim ogonem przed twarzą, więc opuściłem go i uśmiechnąłem się do ukochanego.
-A co to miało być? – zapytałem bez ciekawości.
-Widzisz, skoro urósł mi ósmy ogon, to moje moce powinny zacząć się objawiać. Mama włada ogniem, zaś tata huraganami. Chciałbym odziedziczyć talent mamy.
-Uhum – przytaknąłem. – To byłoby o wiele fajniejsze – rzekłem.
-Również tak uważam – odparł Naruto, uśmiechając się do mnie. Podparł się na łokciu.
-Pójdziemy łowić ryby? – zapytałem, a Naruto zmarszczył brwi.
-Chcesz łowić ryby? – zapytał, a ja potaknąłem.
-Bardzo chcę. – Mój ukochany uśmiechnął się do mnie szeroko.
-A więc dobrze, pójdziemy złapać ci rybę.
            Wstałem z gracją i balansując ogonem, skierowałem się w stronę drzwi, oglądając się na ukochanego, który jak zahipnotyzowany patrzył na moją pupę i nogi. Specjalnie ubierałem się tak, by je wyeksponować, bo wydawało mi się, że Naruto najbardziej je lubi, że uwielbia je dotykać i bardzo mu się podobają.
            Nie pomyliłem się, bo zaraz się do mnie zbliżył i przesunął ręką po moim pośladku. Uśmiechnąłem się do niego, wspiąłem na palce i pocałowałem go w usta, zarzucając mu ręce na szyję.
-Chcesz zostać? – zapytał, gdy tylko skończyłem go całować.
-Nie – odparłem. – Chcę rybcię.
-Rybcię, tak? Więc rybcia jest ważniejsza ode mnie? – zapytał przekornie, a ja zaśmiałem się.
-Ty jesteś najważniejszy – odparłem. – Ale ja chcę rybcię. Teraz.
            Zaśmiał się, przyciągnął do siebie i pocałował, a potem puścił i za rękę wyciągnął z komnaty.
            Trochę trwało, nim dotarliśmy do najbliższego zbiornika wodnego, czyli małej rzeczki, znajdującej się w pobliskim lesie. Nocą wszystko powinno być czarne, tak widziałem, będąc człowiekiem, lecz teraz, gdy stałem się demonem, wszystko było dla mnie wyraźne niczym za dnia. Nie potrzebowałem już światła słonecznego.
            Gdy dotarliśmy nad rzeczkę, usiadłem sobie wygodnie na jakimś kamieniu i zacząłem się przyglądać, jak mój ukochany, nago, wchodzi do wody i próbuje złapać dla mnie rybcię, na którą miałem taką ochotę. Sam nigdy z własnej woli bym do wody nie wszedł, sam potrafiłem się doskonale wyczyścić, nawet mój ukochany mówił mi pewnego razu, że jak każdy „kot”, mam hopla na tym punkcie.
            Chichotałem jak szalony, widząc, jak bardzo stara się złapać dla mnie przekąskę, a mu nie wychodzi. Naprawdę miałem ochotę na tę rybcię i nie miałem zamiaru mu odpuścić. Poza tym był moim ukochanym i jego obowiązkiem było dogadzać mi na wszelkie możliwe sposoby, również kulinarne.
            Ponadto Naruto, ubrany jedynie w światło księżyca, był zjawiskiem niesamowicie pięknym. Obserwowanie, jak tapla się w wodzie, jak ta spływa po jego umięśnionych plecach i kapie z włosów, gdy pochyla się, by złapać dla mnie rybę, było największą rozrywką, jaka spotkała mnie odkąd go poznałem. To było niemalże jak przedstawienie, grane tylko dla mnie. Czułem się jak król.
-Mam! – krzyknął nagle Naruto, a ja zerwałem się na równe nogi.
-Brawo! – zawołałem, śmiejąc się na widok ryby w jego łapach. Naruto złapał wyślizgującą mu się rybę za ogoni uniósł ją ku górze. – Rzuć, rzuć! – zawołałem.
            Naruto rzucił mi rybkę, a ja złapałem ją, lecz ta zaraz wyślizgnęła mi się z rąk i pacnęła na ziemię. Zacząłem się śmiać.
            Naruto wyszedł z rzeki i ubierając spodnie, podszedł do mnie. Byłem zbyt zajęty próbami złapania mojej rybci, by zauważyć jego minę. W końcu udało mi się złapać rarytas, na który miałem taką ochotę i trzymając go w łapach, wyprostowałem się i spojrzałem na ukochanego. Zamarłem, zdumiony.
-Naruto? Coś nie tak? – zapytałem, bo stał nieruchomo, z postawionymi uszami i patrzył w stronę, gdzie znajdował się nasz zamek. Jego ogony uniosły się i zjeżyły. Podniósł rękę.
-Wiatr się zmienił – szepnął.
            Ledwo to powiedział, w las uderzył potężny huragan. Ptaki pozrywały się z drzew, małe zwierzęta zaczęły uciekać. Osłoniliśmy się przed masą liści, która uniosła się w górę, porwana przez wichurę. Korony drzew zaczęły falować i szumieć, szarpane porywistym wiatrem. Coś huknęło straszliwie gdzieś od strony domu.
-Idzie burza?! – wykrzyknąłem do ukochanego, który zasłonił mnie czterema swoimi ogonami przed wirującymi w powietrzu liśćmi i gałązkami.
-To nie burza – szepnął Naruto jakimś dziwnym tonem. – To coś o wiele gorszego. To mój ojciec.
            Wytrzeszczyłem na niego oczy, a potem, gdy już otrząsnąłem się z szoku, uśmiechnąłem się szeroko.
-A lubi ryby? – spytałem, a Naruto rzucił mi groźne spojrzenie.
-To nie powód do żartów, Sasuke! – zdenerwował się na mnie, co trochę zbiło mnie z tropu. Odsunąłem się od niego troszeczkę.
-Nie?
-Ojciec musi być wściekły, biegnij za mną. Zobaczymy, o co chodzi!
            Puścił się pędem przez las, a ja westchnąłem, wrzuciłem moją rybcię do wody i popędziłem za nim, jedną ręka osłaniając się przed straszliwym wiatrem, który hulał nawet między konarami drzew. Pędzący przede mną Naruto przypominał złotą torpedę i byłem pewny, że na ten widok każde leśne zwierze jest przerażone do granic możliwości. Mój ukochany nie był już tym słodkim, małym demonkiem, który łaził sobie po całej okolicy, zjadając płatki kwiatków. Teraz potrafił dopaść i zagryźć panterę, czego już nie raz dokonał. Uwielbiałem go ochlapanego krwią jego ofiar, był wtedy taki dziki i seksowny.
            Wypadliśmy spomiędzy drzew i wtedy obaj zatrzymaliśmy się jak wryci, patrząc na kłęby pyłu, unoszące się dookoła. Wymieniliśmy zdumione spojrzenia, lecz w tedy znów uderzył w nas niezwykle silny podmuch wiatru. Naruto złapał mnie w objęcia, przyciągnął do siebie i osłonił wszystkimi swoimi ogonami, lecz to było za mało. Wichura zbiła nas z nóg i obaj wylądowaliśmy na ziemi, przeturlaliśmy się po niej i z impetem uderzyliśmy o jedno z drzew, ja plecami w konar, a Naruto we mnie.
-Aaaaach! – zawołałem, gdy poczułem ból w miejscu zderzenia.
-Sasuke! – zawołał przerażony Naruto. – Cholera! Nie! STOP!!! – wydarł się, obracając w stronę źródła zawieruchy i wyciągając przed siebie ręce.
            Zerwał się nowy wiatr, wiejący w przeciwnym kierunku. Dwie wichury zderzyły się, tworząc potężne tornado. Zmrużyłem oczy, osłaniając je łokciem przed wszechobecnymi drobinkami. Patrzyłem w zdumieniu na wielką, sięgającą nieba trąbę powietrzną, która słabła z każdą chwilą. Naruto klęczał na jednym kolanie, z dłońmi wyciągniętymi przed siebie, z twarzą spiętą w maksymalnym skupieniu. W końcu trąba rozproszyła się, kurz i pył opadł, a zza chmur wyjrzał księżyc.
            Wtedy obaj wyprostowaliśmy się i spojrzeli na gruzowisko, które do niedawna było naszym domem.
            Po moim zamku i wszystkich budynkach dookoła niego, po jego ogrodach, altanach, zabudowaniach gospodarczych, stajniach… nie było nawet śladu. W oddali, tam, gdzie powinien wznosić się nasz dom, spostrzegliśmy tylko sterty kamieni i drewna, połamane drzewa, zgniecione kwiaty i nieliczne drobinki pyłu, który nie zdążył jeszcze opaść.
-Och – odezwałem się. – Nie ma naszego zamku.
-Trafne spostrzeżenie – odparł Naruto z uśmiechem. Wzruszyłem ramionami.
-Przecież i tak nie był nam potrzeby – powiedziałem i były to uczciwe słowa. Nawet nie było mi żal, że straciłem swój dom, bo nie czułem, żeby zamek faktycznie był moim domem. Do demona należał cały świat, budynki nie były mu potrzebne.
-Ale łóżko było fajne – rzekł złotowłosy, po czym przyciągnął mnie do siebie. Cmoknąłem go w usta.
-Mogę sypiać z tobą wszędzie – odparłem, a mój ukochany zaśmiał się. Patrzyłem na niego, a on patrzył na mnie, lecz nagle, tak jak w lesie, zastrzygł uszami i spojrzał w bok. Powędrowałem wzrokiem za jego spojrzeniem i ujrzałem jakiś ruch między gruzami naszego zamku.
            Naruto puścił mnie i ruszył w tamtym kierunku, a ja poszedłem za nim. Gdy się z nim zrównałem, złapałem jego łapę i ruszyliśmy ramię w ramię, ja zaintrygowany, Naruto chyba trochę zaniepokojony.
            Gdy weszliśmy między gruzy, postać poniosła się na nogi. Dziewięć złotych ogonów uniosło się wraz z nią, a ja odruchowo przysunąłem się do ukochanego. Ogony demona znaczyły o jego sile, a ich dziewiątka była największą liczbą, symbolizującą królewski ród. Ja natomiast byłem kiedyś człowiekiem, miałem prawo tylko do jednego ogona i nie byłem zbyt silny.
            Postać obróciła się ku nam, a ja skuliłem się jeszcze bardziej, ściskając łapami łokieć Naruto. Przed nami, ubrany w fantazyjną szatę, stał wysoki, złotowłosy demon. Biła od niego potęga i władza, wyczuwalna tak dobrze, że niemal namacalna. Jego pazury i kły były mocne i silne, a z jego twarzy biła stanowczość i… wściekłość.
-Jakim prawem mnie zaatakowałeś, demonie?! – warknął przybysz, a Naruto zaśmiał się w głos. Nieznajomy przemówił w języku demonów, lecz zrozumiałem każde jego słowo. Rozumiałem język ukochanego odkąd zacząłem się przemieniać, podobnie jak on od naznaczenia zaczął rozumieć język ludzi. Magia wpływała na nas obu, nie tylko na mnie, co doskonale było widać w naszym zmieniającym się wyglądzie.
-Miło cię widzieć, ojcze! – odparł Naruto, śmiało idąc ku obcemu. – Zburzyłeś nam zamek!
            Przybysz zamarł, a gdy się do niego zbliżyliśmy, zmierzył nas spojrzeniem, po czym przysunął do Naruto i pociągnął nosem. Cofnął się, a jego oczy były szeroko otwarte i zdumione.
-Naruto? – wyszeptał. Mój ukochany uśmiechnął się szeroko.
-Nikt inny, mój ojcze – rzekł, rozkładając szeroko ręce.
            Ci dwaj postąpili ku sobie i uścisnęli się z miłością, a potem zaczęli się obwąchiwać. Stanąłem z boku, patrząc na to z lekkim, niepewnym uśmiechem na ustach. Ich ogony – a zdumiony spostrzegłem, że mój ukochany ma ich już dziewięć, co oznaczało, że jest w pełni dorosły – falowały, mieniąc się w świetle księżyca. Był to piękny, zachwycający widok, tylko korciło mnie, by je zaatakować, lub choć troszeczkę się tymi ogonami pobawić. Musiałem się jednak opanować, by nie przynieść wstydu ukochanemu.
-Ojcze – rzekł nagle Naruto, po czym cofnął się i wyciągnął rękę w moją stronę. Spiąłem się lekko, lecz ująłem jego łapę. – Poznaj Sasuke – rzekł.
            Niebieskie oczy ojca mojego ukochanego spoczęły na mnie, a ja przełknąłem ślinę. Mój ukochany i jego tata byli do siebie niezwykle podobni, lecz także znacznie się różnili. Mój ukochany był o stokroć piękniejszy.
-Sasuke, to mój ojciec, Minato Namikaze drugi.
            Skłoniłem się przed nim, zbyt onieśmielony, by się odezwać. Władca demonów przyglądał mi się chwilę, po czym zbliżył się do mnie i dotknął naznaczenia na mojej szyi.
-Był człowiekiem – rzekł.
-Owszem – zgodził się mój ukochany. – Lecz teraz jest jednym z nas.
-Czy on był wśród ludzi, którzy cię pojmali? – spytał ostro władca demonów. – Teraz pachnie jak demon, lecz wcześniej mógł cuchnąć jak diabeł!
-Nie, ojcze! – zaprzeczył gwałtownie Naruto. – On mnie ocalił od niewoli, od gwałtów i przemocy. Przygarnął mnie i magia nas połączyła, a ja uczyniłem go jednym z nas, bo tak nakazało mi serce!
            Władca demonów spojrzał na syna, a potem znów na mnie. Przylgnąłem do boku ukochanego, wiedząc, że oto w tej chwili ważą się moje losy. Naruto objął mnie ramieniem i poczułem się nieco bezpieczniej.
-Spodziewałem się zastać tu mego małego synka, lecz się pomyliłem – odparł władca demonów. – Szedłem za twym tropem przez cały ten kraj, unicestwiając każdego, na kim wykryłem twój zapach, aż trop przywiódł mnie do tego zamku. Był on pusty, lecz wypełniony twoim zapachem, więc go zburzyłem, by nie stał mi na drodze. Widzę jednak, że niepotrzebnie.
-Nic nie szkodzi – odezwałem się nieśmiało, a niebieskie, chłodne oczy ojca mego ukochanego spoczęły na mnie. – I tak mieliśmy go opuścić.
-Czemu zwlekaliście przed przybyciem do mnie i do matki? – zapytał władca. – Martwiliśmy się, gdyż znamy okrucieństwo ludzi i to, co mogliby ci zrobić.
-Dopiero zakończyła się moja przemiana, a Sasuke wciąż jest w jej trakcie, nie chcieliśmy wyruszać przed jej końcem – usprawiedliwił się Naruto. Ojciec przyglądał mu się chwilę, a potem znów spojrzał na mnie.
-Byłeś dorosłym mężczyzną, gdy mój syn cię naznaczył? – spytał.
-Tak, panie – odparłem, z trudem wypowiadając ostatnie słowo. Moja duma nie lubiła, gdy się przed kimś korzyłem. Władca demonów uśmiechnął się.
-Możesz nazywać mnie swym ojcem, synu, skoro wasza więź jest prawdziwa i jesteście w trakcie zrównania – rzekł. Ja i Naruto wymieniliśmy spojrzenia.
-Zrównania? – zapytał mój ukochany. Jego ojciec skinął głową, uśmiechając się lekko.
-Jeżeli demonowi przeznaczony jest człowiek, dzieje się wiele niezwykłych rzeczy. Demony są nieśmiertelne, jednak ludzi nie. Dlatego właśnie demon, zakochany w człowieku naznacza go, by nie stracić swej jedynej miłości. Demony kochają tylko raz, raz i na zawsze, jedną i tę samą osobę. Gdy między kochankami istnieje różnica wieku, dochodzi do zrównania, wyjątkowo szybkiego, jeśli to demon jest dzieckiem, gdyż demony starzeją się wolniej i człowiek musiałby na demona czekać dziesiątki lat, nim ten osiągnąłby dorosłość. Dlatego właśnie, Naruto, tak szybko wyrosły ci twe ogony, a ty zyskałeś należne ci moce. Być mógł w pełni być ze swym dorosłym kochankiem.
            Spojrzałem na Naruto, a ten uśmiechnął się i ucałował moje czoło. Władca demonów zwrócił się ku mnie.
-Zaś ty, mój drogi synu, stałeś się młodym demonem, byś mógł w pełni zapoznać się ze swymi zdolnościami, zaakceptować je i zrozumieć. Mniej-więcej przez rok, z każdym dniem będziesz nieco lepiej słyszał, nieco lepiej widział, nieco głębiej czuł zapachy, twoje pazury i zęby urosną i stwardnieją, aż w końcu zrozumiesz naszą naturę i staniesz się jednym z nas.
-Rozumiem – odparłem, a władca demonów skinął mi głową.
-Zatem cieszcie się sobą, a gdy twój kochanek dorośnie, Naruto… - Władca zwrócił się do swojego syna – przyprowadź go do mnie i do matki, by i ona mogła go poznać. – Minato położył dłoń na ramieniu swego syna. – Uzbrój się w cierpliwość, mój drogi, trafił ci się kot, jak mi twoja matka.
-Tak, wiem, ojcze.
            Władca demonów skinął nam głową, a potem odszedł w kierunku, z którego najprawdopodobniej przybył, niczym tajemnicza, upiorna zjawa. Patrzyliśmy za nim, a gdy rozpłynął się w ciemnościach, a nas ogarnął lekki, ciepły wiatr, poruszając pyłem i liśćmi wokół nas, spojrzeliśmy na siebie.
-To znaczy, że mnie lubi? – zapytałem.
-Na to wygląda – odparł Naruto z uśmiechem.
-To jak, znów idziemy po rybcię? – Wlepiłem w ukochanego pełne nadziei spojrzenie, a on zaśmiał się, pochylił i podniósł mnie na ręce.
-Jak sobie życzysz, ukochany! – powiedział, a potem pocałował moje usta.

            Nim odwiedziliśmy rodziców Naruto, minęły dwa lata. Czas płynął zupełnie inaczej, więc nie przejmowaliśmy się nim i nawet nie spostrzegliśmy, że to już tak wiele dni. W międzyczasie odwiedziliśmy także Itachiego, i to przez zupełny przypadek, gdyż jego posiadłość znalazła się na trasie naszej wędrówki. Były to prawdopodobnie pierwsze i ostatnie nasze odwiedziny, lecz z doświadczenia wiedziałem, że niczego nie powinniśmy zakładać na pewno.
            Rodzice Naruto przyjęli nas ciepło, choć czułem, że są wobec mnie nieco nieufni. Spoglądali na mnie tak, jakbym ukradł im syna, co w pewnym stopniu zgadzało się z prawdą, gdyż wymagałem od ukochanego całej jego uwagi.
            Mama Naruto okazała się być demonem obdarzonym niezwykłym wręcz temperamentem i w końcu zrozumiałem ostatnie słowa, jakie ojciec mojego ukochanego do niego wypowiedział. Kushina, podobnie jak ja, miała swoje zdanie, swoje drogi, swoje zachcianki i już. A tamci dwaj to po prostu znosili.
            U rodziców zabawiliśmy kilka lat, które minęły nam równie szybko, co kilka dni. Potem ruszyliśmy w dalszą drogę, szukając swego miejsca na ziemi.


KONIEC

19 komentarzy:

  1. Podobało mi się. Było takie ... Inne. Nie czytałam nigdy niczego podobnego =3 Masz bardzo fajny styl pisania. Nie opisujesz zbyt dokładnie ,a jednak można sobie wyobrazić każda rzecz czy sytuację. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to taki chwyt xD zawsze staram się zostawić miejsce na wyobraźnię czytelnika xD zresztą, podczas czytania i tak każdy wyobraża sobie daną scenę inaczej, korzystając z własnych doświadczeń, tego, co już widział itp. uważam, że im dokładniej coś jest opisane, tym bardziej się zniekształci w wyobraźni czytelnika, więc daję wszystkie potrzebne informacje, ale z nimi nie przesadzam xD

      Usuń
  2. Ja tam jestem zachwycona, choć nie da się ukryć ze tak ogromna ilość czasu mnie przeraża.
    Minato i Kushina rządzą :D Ona tez jest lisem, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. To było świetne! Takie ciepłe, niepowtarzalne. . Masz talent do wymyślania takich historii. Ukłony w Twą stronę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Poraz pierwszy czytałam SasuNaru i muszę przyznać, że to było...wspaniałe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dziwnego fioła na punkcie postaci zmienianych w koty, jak nie Izaya to Sasuke....ciekawe co dalej...

      Usuń
  5. To było MEGA! Jesteś genialna normalnie!!!!
    Wney, weny i jeszcze raz weny! ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna historia. Jedna z moich ulubionych.
    Pozdrawiam i życzę weny x3

    OdpowiedzUsuń
  7. Mogę przeklinać? O_O bo jakoś nie mam obecnie innego słowa jak zajebiste na myśli, bo takie są twoje opowiadania ;___; deprecha, a myślałem że sam umiem pisać XD

    OdpowiedzUsuń
  8. http://i1.pixiv.net/img91/img/shuriri/33946687_p1.jpg
    hih

    OdpowiedzUsuń
  9. Szok co do tego opowiadania ;-; teraz wszystkie Sasunaru jakie czytam to w mojej głowie oni są zwierzętami ;-; ale opowiadanie fajne :)

    OdpowiedzUsuń
  10. super opowiadanie krew to coś jak erotyczna zabawka dla demonów jesteś dla mnie jak bogini YAOI !!!!!!!!!
    mam nadzieje na jakieś nowe opowiadania w tym stylu
    WENY

    OdpowiedzUsuń
  11. Brawo Ayanami! To było bardzo fajne!

    OdpowiedzUsuń
  12. Było genialne. Tylko musiałam sie przestawic na NaruSasu w połowie... Wole jednak jak Sasuke jest seme, ale Minato na koncu wyjasnił, więc okej. <3 <3 <3

    Bardzo ciekawe. Tylko tak jak dla mnie Naruto za szybko zaufał człowiekowi po tym co się stało. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, cudowne zakończenie tej historii, jak widać ojciec poszukiwał Naruto i bieda tym na których wykrył zapach synka... no i polubił nam Sasuke i ta rybcia haha ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hym
    Dziękuję za Twoją pracę ale przyznaje że tym razem akurat mnie nie wciągnęło
    Niby wszystko rozumiem sposób pisania podyktowany etapem rozwoju bohaterów to czemu tak się zmieniały ich charaktery wszystko wyjaśnione a i tak jakoś nooo nie poczułam tego ale cóż biorę się za kolejne opowiadanie :)
    Pozdrawiam
    Averal24

    OdpowiedzUsuń