Tego
dnia chodził więc po szkole jak po żarzących się węglach. Był
zniecierpliwiony i wściekły, dlatego odbiło się to trochę na uczniach,
na szczęście nie na Uzumakim, bo nie daj Boże, może jeszcze przyprawiłby
go o kolejny krwotok z nosa. Podświadomie chyba sam zaczął go
faworyzować – z ucznia, którego chciał trochę pognębić przez jego
koneksje, Uzumaki stał się nagle jego ulubieńcem. Co prawda Sasuke nie
okazywał mu tego, jednak chłopak zaprzątał większą część jego głowy, i
nawet wtedy, gdy Sasuke kładł się do łóżka spać, przed oczami miał jego
niebieskie tęczówki i złote włosy.
Tego
dnia wychodził ze szkoły nie z Kakashim, ale najszybciej jak się dało,
już z tłumem opuszczających gmach uczniów. I wtedy to właśnie był
świadkiem kolejnej sceny.
Ktoś
go potracił, gdy szedł, więc spojrzał na tę osobę i ze zdumieniem
spostrzegł biegnącego Uzumakiego. Nigdy nie widział u niego takiego
zachowania, więc przyglądał mu się, gdy ten przepychał się między
uczniami.
-Kiba!–
zawołał nagle Naruto, a jego głos przebił się poprzez gwar
rozmawiających uczniów. Większość z nich spojrzała na Uzumakiego ze
zdumieniem. – Kiba Inuzuka!
Brązowowłosy
kolega chyba nie słyszał Uzumakiego, zajęty rozmową z koleżanką z
klasy, Hinatą, więc Naruto przedarł się do niego i złapał go za ramię.
-Kiba, czekaj, słu…
I właśnie wtedy Inuzuka obrócił się ku niemu i brutalnie go od siebie odepchnął.
-Nie
dotykaj mnie, ty szmato! – warknął głosem pełnym… obrzydzenia, zupełnie
takim, jak właściciel siłowni. Cały tłum dookoła nich zamarł, a Uzumaki
spojrzał na Inuzukę szeroko otwartymi oczami. Po chwili spuścił głowę.
Wszyscy uczniowie przyglądali się tej scenie w śmiertelnej ciszy, a
większość z nich wpatrywała się ze współczuciem… w Inuzukę!
-Po
prostu – wydukał Naruto, prawą dłonią masując się po łokciu lewej ręki,
spojrzeniem biegając gdzieś po podłodze. – Kakashi-sensei… cię wołał… i
chciał, bym cię zawrócił zanim wyjdziesz, pop… – Uzumaki musiał
odchrząknąć, by się nie rozpłakać. – Poprosił mnie o to! – wyrzucił z
siebie w końcu, po czym obrócił się na pięcie i uciekł w stronę drzwi
wyjściowych, a uczniowie rozstąpili się przed nim jakby roznosił jakąś
zarazę. Sasuke bez zastanowienia puścił się zanim, kiedy wszyscy zebrani
zbliżyli się do Inuzuki i zaczęli go… pocieszać! Sasuke jednak nie miał
czasu słuchać ich słów.
Sasuke
dogonił Naruto gdzieś w połowie dziedzińca i zatrzymał go, łapiąc za
ramiona. Kiedy zacisnął palce na jego marynarce, w pierwszym odruchu
chłopak chciał mu się wyrwać, ale Sasuke potrząsnął nim lekko,
wymawiając jego imię. Rozbiegane, zapłakane, niebieskie oczy odnalazły
jego oczy i słone łzy, które chłopak powstrzymywał do tej pory, spłynęły
mu po twarzy.
-Już
wszystko dobrze… - wyszeptał Sasuke, ale chłopak go nie słuchał. Był
zupełnie rozhisteryzowany, złapał go za rękawy marynarki, wpatrując się w
niego intensywnie.
-Ja bym nikomu nie powiedział, że go dotknąłem! – zawołał, zanosząc się płaczem. – Przysięgam!
-Naruto…
-Przecież ja nie opowiadam o takich rzeczach!
-Naruto!
-Przecież ja w szkole…!
-W
czymś pomóc? – zapytał nagle jakiś głos. Obaj podskoczyli i odsunęli
się od siebie gwałtownie, ponieważ nieświadomie przysunęli się do siebie
tak blisko, że Sasuke dopiero teraz zdał sobie sprawę, że w czasie
rozmowy czuł oddech Naruto na twarzy. Obaj spojrzeli w bok, na
wielkiego, barczystego ochroniarza, który stanął obok nich. Przez ciemne
okulary nie było widać, czy patrzy na Sasuke, czy na zapłakanego
Naruto.
-Nie, nic się nie dzieje…- zaczął Sasuke.
-Nie pana pytam – przerwał mu ochroniarz, po czym przekręcił głowę w stronę Naruto. – Uzumaki-sama, czy wszystko w porządku?
-Tak – wychrypiał Naruto, rękawem wycierając swoją twarz. – Tak, już tak.
-Czy wobec tego możemy wracać? Spóźnimy się na basen, proszę pana.
-Tak…
tak, basen, tak… ja… – Naruto zerknął na Sasuke, podając swoją teczkę
ochroniarzowi. Odetchnął, by się uspokoić, po czym wymusił na swojej
twarzy uśmiech. –Dziękuję panu, Uchiha-sensei.
Naruto
oddalił się za ochroniarzem i wsiadł do czarnej limuzyny, która zaraz
odjechała. Sasuke patrzył za nią przez chwilę, po czym obrócił się ku
szkole. Jego zdumieniu nie było granic,gdy zobaczył, że większość
uczniów stała na schodach szkoły, patrząc na niego w milczeniu, a gdy
podniósł głowę, ujrzał twarze nauczycieli, które po chwili poznikały z
okien.
Sasuke wiedział już, że w tej szkole dzieje się coś naprawdę złego.
„Kyuubi
Kurama – winny czy nie?”, „Sąd orzekł w sprawie Kyuubiego!”,
„Narkotykowa afera”, takie i inne nagłówki artykułów z przeróżnych gazet
odnalazł Sasuke, kiedy w wyszukiwarkę wpisał nazwisko Kyuubi. Jak się
okazało, pan Kurama Kyuubi był potentatem naftowym i właścicielem wielu
firm, który mieszkał w Konosze. Cóż, Sasuke nigdy za bardzo nie
interesował się sławnymi postaciami, więc nie zdziwił się, że go nie
znał. W końcu w tym ogromnym mieście mieszkało ich bardzo wielu,
począwszy od gwiazd ekranu, poprzez gwiazd estrady, na sportowcach i
milionerach, lub miliarderach skończywszy.
Kyuubi
był zamieszany kilka lat temu w kilka afer, jednak sąd za każdym razem
go uniewinnił. Afera narkotykowa dotyczyła nie jego, tylko pracowników
jego firmy, więc tego artykułu Sasuke nawet nie czytał, przejrzał tylko
lid. Jednak najbardziej interesujący okazał się być artykuł sprzed roku,
o tytule „Miliarder adoptuje dziecko!” który donosił, że Kurama Kyuubi,
będąc bezpłodnym, postanowił adoptować syna i uczynić go spadkobiercą
swojego majątku. Do artykułu dołączone było zdjęcie, któremu Sasuke
długo się przyglądał.
Na
fotografii uwieczniono Uzumakiego, stojącego na tle jakiegoś dużego
budynku, obok wysokiego mężczyzny, który trzymał rękę na jego ramieniu.
Fotografia była kolorowa – rok młodszy Naruto miał nieco krótsze, złote
włosy i tak samo niebieskie oczy. Ubrany był w niebieską bluzkę na długi
rękaw i ciemne dżinsy. Uśmiechał się nieśmiało w stronę obiektywu.
Stojący
obok niego mężczyzna miał na sobie grafitowy garnitur, długie, tak
rude, że prawie czerwone włosy spięte miał na karku, ale z tego spięcia
wymknęły się dwa kosmyki, które spłynęły muna twarz. Miał przystojną,
wąską twarz i ładne, brązowe oczy w kształcie migdałów. I chyba nie miał
nawet czterdziestki, albo był tuż po niej.
Sasuke
westchnął, wyłączył komputer i walnął się na łóżko. Czy można kogoś
nienawidzić tylko dlatego, że miał szczęście w życiu? Czy można odgrywać
się na niewinnym człowieku dlatego, że los się do niego uśmiechnął i to
na niego padł szczęśliwy traf? Czy można zazdrościć fortuny, którą się
dostało przez decyzję kogoś innego? Czy gdyby tonie Naruto został
adoptowany przez miliardera, Sasuke myślałby teraz o kimś innym, kogo
ten cały Kyuubi wybrałby na jego miejsce?
Przekręcił
się, przymykając oczy. To było okrutne, to, co wszyscy robili temu
biednemu chłopakowi. Pomyśleć, że jeszcze rok temu Naruto mieszkał w
domu dziecka, nie mając nic. Sasuke nie miał pojęcia, jak ten dzieciak
stracił rodziców, ale umiał doskonale wczuć się w jego położenie. Wejść w
jego samotność, w końcu sam też był tak jakby sierotą,też stracił
rodziców, został mu tylko starszy brat. Co z tego, że był prawie
dorosły, gdy ojciec policjant zginął z rąk bandytów, a później
studiował, gdy odeszła matka? To bolało. Zawsze boli, gdy traci się
rodzinę.
Położył
się na wznak, nie otwierając oczu, a pod jego powiekami pojawiła się
zapłakana twarz Naruto. Taki delikatny, tak wrażliwy, tak wstrząśnięty
agresją kolegi z klasy. Sasuke tak wyraźnie pamiętał jego błękitne,
zalane łzami oczy i pełne wargi, drżące podczas próby powstrzymania łez…
Zawędrował
dłonią w okolice brzucha, muskając pasek od dresowych spodni. W jego
wyobraźni drżące usteczka niebieskookiego cudu spacerowały po jego
nabrzmiałej męskości, a ciepły oddech pieścił pulsujący pożądaniem
członek. Dłoń Sasuke wemknęła się pod jego spodnie i objęła spragnioną
pieszczot część ciała, a Naruto w jego wyobraźni zanurzył ją w swych
ustach, patrząc na niego oczkami jak niebo.
-Naruto…- jęknął w poduszkę, pracując szybko swoją dłonią.
Chwilę
później doszedł z jękiem,wymawiając imię chłopaka jeszcze raz. Przez
jakiś czas leżał, wstrząśnięty tym, co zrobił, a potem podniósł się i
udał do łazienki, by umyć dłonie. Dopiero gdy spojrzał na swoją twarz w
lustrze dostrzegł, jak bardzo jest przerażony samym sobą.
Uzumakiego
nie było w szkole aż do czwartku. Sasuke nie spotkał go nawet w siłowni
i już naprawdę niepokoił się o jego zdrowie, na szczęście chłopak
pojawił się na czwartkowych zajęciach cały i zdrowy… No, w każdym razie w
jednym kawałku.
Sasuke
zauważył, że chłopak znów miał bardzo podkrążone oczy i zachowywał się
dziwnie – całe zajęcia patrzył w blat swojej ławki, praktycznie nic nie
notując. Sasuke starał się na niego nie patrzeć, ale i tak jego oczy co
chwila wędrowały w stronę blondyna, a w jego myślach pojawiały się
wspomnienia tego, co robił z chłopcem w swoich fantazjach. Przez prawie
cały tydzień nie mógł opędzić się od tych wyobrażeń – siebie i Naruto w
jednym łóżku, blondyna, jęczącego jego imię pod wpływem największej
przyjemności i tych jego cudownych usteczek, pieszczących go czule. I
nie pomagało nawet wmawianie sobie, że jest nauczycielem, że to, co
robi, jest złe, że chłopiec jest niepełnoletni… Sasuke pragnął go, z
dnia na dzień coraz bardziej.
Kiedy
pod koniec lekcji poprosił chłopca, by ten został na chwilę, wydawało
mu się, że Naruto spojrzał na niego z przerażeniem, ale zaraz wyrzucił
to przypuszczenie ze swojej głowy. Przecież Naruto nie mógł się go bać,
Sasuke już od dawna dawał mu do zrozumienia, że niema powodu. Naruto nie
musiał się obawiać, że Sasuke będzie robił mu problemy z powodu
nieobecności, on chciał tylko kilku wyjaśnień dotyczących Inuzuki i tego
wszystkiego, co działo się dookoła. Chciał, by chłopiec mu zaufał i
powiedział, co leży mu na sercu, od tego przecież był, był wychowawcą
jego klasy, miał prawo reagować, gdy widział, że z uczniami jest coś nie
tak.
Naruto podszedł po zajęciach do jego biurka, po czym spuścił głowę i milczał. Sasuke przyglądał mu się chwilę.
-Możesz
mi powiedzieć, jeśli coś się dzieje, Naruto – powiedział w końcu, siłą
powstrzymując się, by nie otoczyć jego imienia pieszczotliwą nutą. –
Jeśli masz konflikt z Inuzuką, jeśli uczniowie z klasy są dla ciebie
niemili, możesz mi powiedzieć. Możesz powiedzieć mi wszystko.
Naruto
jednak uparcie milczał, patrząc gdzieś w bok. Szczękę miał napiętą,
zaciskał też pięści i nie poruszał się, najwyraźniej czekając, aż Sasuke
pozwoli mu wyjść. Uchiha nie miał jednak zamiaru puścić go tak szybko.
-Przecież
mam oczy – kontynuował czarnowłosy. – Widzę, że coś jest nie tak. Może
udałoby się zażegnać konflikt z klasą. Może dałoby radę pogodzić cię z
Inuzuką, jeśli się nie dogadujecie. Zmieniłaby się atmosfera w klasie…
Toć powiedz choćby słowo! – wykrzyknął w końcu, zdenerwowany, mając
nadzieję, że podniesieniem głosu coś wskóra.
Niebieskie
oczy spojrzały na niego jakoś dziwnie, a Sasuke wstał od biurka i
obszedł je. Stanął tuż przed chłopakiem, który spojrzał na niego
ponownie, tym razem z pytaniem w oczach.
-Nie
traktuj mnie jak innych nauczycieli, zrobię wszystko, by ci pomóc. Nie
mam zamiaru traktować cię jak powietrze – szepnął, a Naruto cofnął się o
krok, kręcąc głową. Podniósł rękę, by go uciszyć i rozejrzał się,
spanikowany. – Możesz mi zaufać, Naruto, tylko powiedz – kontynuował
Uchiha, wciąż podchodząc do chłopaka, który cofał się przerażony, kręcąc
cały czas głową. – Naprawdę nie musisz być sam ze swoimi problemami.
Jeśli wolisz, znajdę dla ciebie czas poza szkołą…
Blondyn cofnął się pod ścianę, patrząc na niego wielkimi oczami.
-Możesz
mi zaufać, Naruto… – Tym razem specjalnie otoczył imię chłopaka miękką
nutą. Ten drgnął i rzucił mu tak przerażone spojrzenie, jak jeszcze
nigdy dotąd. Chyba chciał uciec, ale Sasuke mu to uniemożliwił,
opierając dłonie po obu stronach jego głowy. – Proszę cię, Naruto… -
Nieświadomie przysunął się do chłopaka jeszcze bliżej, pochylając się.
Ich usta były tak blisko siebie. – Naruto…
TRZASK!
Sasuke
odskoczył, łapiąc się za policzek, w który chłopak przyłożył mu z
otwartej dłoni. Spojrzał na chłopca, a to, co robił, zwaliło się na
niego z całą mocą. On właśnie próbował… właśnie prawie…
Naruto
wpatrywał się w niego ze złością, dysząc, cały czerwony na twarzy. Po
chwili on też zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, bo podniósł drżącą
rękę i zasłonił nią usta, a jego oczy przybrały przerażony wyraz. Kolana
zaczęły mu dygotać.
Sasuke
już chciał się odezwać, chciał go przeprosić, powiedzieć cokolwiek, gdy
nagle chłopak odepchnął się od ściany, wyminął go szybko, złapał swój
plecak i wybiegł z klasy bez słowa.
To,
co zrobił, gryzło go do tego stopnia, że próbował przeprosić chłopaka
już następnego dnia. Pragnął wyjaśnić mu, że nigdy by go nie skrzywdził,
że już nigdy nic takiego się nie powtórzy, że Naruto nie musi się tego
obawiać, ale blondyn go najwyraźniej unikał. Zmieniło się jego
nastawienie do Sasuke, zmieniło się jego zachowanie – kiedy Uchiha
poprosił go na lekcji do odpowiedzi, chcąc go jakoś udobruchać dobrym
stopniem, Naruto wobec niego najzwyczajniej w świecie bezczelny.
Odpowiedział oczywiście na wszystkie pytania i oczywiście, były to
bezbłędne odpowiedzi, ale tak chłodnego, wyniosłego i zarozumiałego tonu
Sasuke jeszcze nigdy u niego nie słyszał. Kiedy stawiał mu piątkę,
Naruto oddalił się od niego z bezczelnym uśmiechem na twarzy i przez
całą lekcję patrzył kpiąco, tak, że Sasuke aż kipiał ze złości i
żałował, po raz pierwszy w życiu, że nie zaniżył tej oceny. Czy Naruto
wykorzystywał w ten sposób jego słabość do niego? Czy odkrywszy, że
Sasuke ową słabość posiada, chciał teraz coś dzięki temu zyskać? Jaki
był cel w tym bezczelnym zachowaniu?
Po
lekcji Sasuke chciał oczywiście porozmawiać z chłopcem, ale spotkał się
z jeszcze większą wzgardą. Naruto, gdy Sasuke go zatrzymał, zwyczajnie w
świecie warknął na niego i kazał mu się „odwalić od siebie”, co
zaskoczyło pedagoga do tego stopnia, że nie był wstanie zripostować, a
Naruto tylko prychnął i znów uciekł.
Sasuke
już zupełnie nic nie rozumiał – z całkiem sympatycznego chłopca z, jak
przypuszczał, sporymi problemami odnośnie funkcjonowania w
społeczeństwie, Naruto stał się nagle zimnym i oziębłym smarkaczem.
Następny tydzień przyniósł tylko nowe rozczarowania. Naruto na lekcjach
pyskował mu i kpił z niego, a gdy Sasuke w końcu stracił cierpliwość i
mu zagroził, chłopak praktycznie go wyśmiał. Zmieniła się też sytuacja w
klasie – wobec otwartej wojny między Sasuke i Naruto reszta uczniów
stała się jeszcze bardziej potulna. Nikt najwyraźniej nie chciał podpaść
wiecznie rozdrażnionemu Sasuke, a na korytarzach schodzono z drogi
Naruto i omijano go jeszcze bardziej wyraźnie, niż wcześniej.
Sytuacja
ta zaowocowała wizytą Sasuke na dywaniku u dyrektora Sarutobiego.
Starszy pan patrzył na niego długo, zanim w końcu się odezwał.
-Dotarły do mnie wieści o pana konflikcie z panem Uzumakim – powiedział spokojnym, acz nieco groźnym głosem.
-Bezczelny
smarkacz – warknął wyprowadzony z równowagi Sasuke. Nie był w stanie
spokojnie mówić, nawet spokojnie myśleć o Naruto. W szkole wydawało mu
się, że nienawidzi chłopaka, jednak wieczorami myślał o nim w taki
sposób, że zawsze kończyło się to masturbacją. W swojej głowie wciąż
widział zapłakaną twarz Naruto i słyszał jego jęki, które chłopak mógłby
wydawać. Wyobrażał sobie jego smukłe ciało, idealne w każdym calu,
niemal czuł pod palcami gładkość jego ciemniejszej niż u innych uczniów
skóry, delikatność jego jasnych włosów i jego oddech, tam, na dole, gdy
pochylał się, by…
-Czy
nie mówiłem panu… – Sarutobi powstrzymał potok jego myśli nim Sasuke
stracił nad sobą kontrolę – na początku pana pracy tutaj, że pan Uzumaki
jest w pewien sposób niezwykły? Ostrzegałem, iż jest nieco bardziej
nerwowy i zdarza mu się zapomnieć o odpowiednim zachowaniu w niektórych
sytuacjach. Wiem również, że Kakashi-sensei doradził panu, jak się z
panem Uzumakim obchodzić. Czemu nie zastosuje się pan do naszych rad i
nie zignoruje zachowania chłopca?
-Ale
czy ta ignorancja jest słuszna?! – zdenerwował się Sasuke. – Czy według
pana to słuszne, byśmy chodzili tak, jak dzieciak nam zagra?!
-Pan
Uzumaki, panie Uchiha. – Sarutobi znów go poprawił, z tym swoim
stoickim spokojem nie do zniesienia. – Tak, uważam, że to najlepszy
sposób. Dlatego właśnie tak robimy. Panie Uchiha – westchnął i spojrzał
na niego jakoś dziwnie. Nie było w tym spojrzeniu rezerwy, chłodu,
obojętności, nie. Sarutobi spojrzał na niego z głębokim smutkiem w
oczach, z tak ogromnym pokładem żalu, że Sasuke poczuł, jak po jego
plecach przebiega dziwny dreszcz. Przez chwilę pomyślał, że Sarutobi
doskonale wie, co Sasuke czuje do tego chłopca i z tego powodu mu
współczuje. Ale przecież to nie było możliwe… - Ja dobrze panu radzę.
Jeżeli obieca mi pan, że ta rozmowa nie wyjdzie poza te ściany…
-Nie wyjdzie – potwierdził natychmiast Sasuke, prostując się w krześle. Sarutobi przyglądał mu się chwilę, a potem skinął głową.
-Jeśli
ceni pan sobie własne bezpieczeństwo, niech pan da chłopakowi spokój –
powiedział, a Sasuke zdębiał, słuchając tej groźby z ust nieszkodliwego
staruszka. – Niech pan sobie wyobrazi, że chłopaka nie ma na pana
lekcjach. Po prostu niech się pan zachowuje tak, jakby Uzumaki Naruto
nie istniał. A teraz… przepraszam pana, ale mam dużo pracy.
W
końcu Uchiha się poddał. Dał sobie święty spokój z odgrywaniem się na
Uzumakim za jego bezczelność i zaczął najzwyczajniej w świecie ignorować
jego obecność. Naruto natomiast odwdzięczył mu się tym samym i wojna
między nimi zamieniła się w ostentacyjne milczenie.
Mijały
dni. Sasuke widywał Uzumakiego w szkole i na siłowni raz w tygodniu,
jednak dalej wzajemnie się ignorowali. Chłopak przestał już być
bezczelny, w ogóle, przestał być. Naprawdę było tak, jakby go nie było.
Gdyby czasem Sasuke nie musiał go na lekcji odpytać lub sprawdzić mu
pracę domową, chłopaka równie dobrze mogłoby tam nie być i nic nie
uległoby zmianie. Nigdy nie odzywał się niezapytany. Nie rozmawiał z
nikim w klasie, więc nie przeszkadzał. Wiele razy Sasuke miał takie
wrażenie, jakby chłopak w ogóle się nie poruszał, gdyby nie mrugał,
można by było wziąć go za posąg. Miał chyba w zwyczaju zamierać w jednej
pozycji i po prostu słuchać, od czasu do czasu zapisując ważniejsze
uwagi lub polecenia. Ignorowanie go było najłatwiejszą rzeczą pod
słońcem, ponieważ swoim zachowaniem nie prowokował do zwracania na
siebie uwagi. Naprawdę było tak, jakby Uzumaki Naruto nie istniał.
Ale
dla Sasuke on cały czas tam był, nawet jeśli udawał, że go nie widzi.
Nawet jeśli nie patrzył w jego stronę, widział wszystkie zmiany na jego
twarzy. Wiedział, że kilka razy wciągu tych tygodni pełnych milczenia
między nimi chłopakowi leciała krew z nosa. Martwił się o niego w tych
dniach, kiedy z niewiadomych przyczyn chłopak nie pojawiał się w szkole.
Jego obsesja była poważna do tego stopnia, że włamał się do gabinetu
szkolnej pielęgniarki by sprawdzić jego kartę, ale ta była
nieuzupełniona, więc nie dowiedział się, czy Naruto przypadkiem nie
choruje na coś poważnego. Rejestrował każdy cień pod jego oczami, każdą
zmianę w zachowaniu, a gdy tylko mógł, chłonął go wzrokiem, a jego serce
pęczniało w dziwnym uczuciu, powodującym zarówno niezmierzoną radość,
jak i niezmierzone cierpienie.
Pewnego dnia Sasuke zdał sobie sprawę, że kocha chłopaka i nie jest w stanie nic na to poradzić.
No co tu się dzieje?! ;-; Nie kumam, przecież Naru był taki niewinny,słodki i delikatny a teraz coś na wzór 'koks69' ;-;'
OdpowiedzUsuńno ale wspaniały nauczyciel też takiego wolałbym mieć od tej starej, spróchniałej i tępej Wilkowskiej. ale te myśli sasuke mnie przerażały W jego wyobraźni drżące usteczka niebieskookiego cudu spacerowały po jego nabrzmiałej męskości, a ciepły oddech pieścił pulsujący pożądaniem członek. ja nie mogę on jest straszny
OdpowiedzUsuńno ale wspaniały nauczyciel też takiego wolałbym mieć od tej starej, spróchniałej i tępej Wilkowskiej. ale te myśli sasuke mnie przerażały W jego wyobraźni drżące usteczka niebieskookiego cudu spacerowały po jego nabrzmiałej męskości, a ciepły oddech pieścił pulsujący pożądaniem członek. ja nie mogę on jest straszny no ale zdaje mi się że Kyuubi jest szefem mafi
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jakie fantazje ma Sasuke... wydaje mi się że Kyuubi jest szefem mafi i może Naruto jest uważany za jego kochanka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia