Miesiąc
od momentu, w którym Sasuke i Naruto przestali się do siebie odzywać w
szkole odbywał się dzień sportu, do którego uczniowie przygotowywali się
przez cały tydzień. W dniu zawodów szkoła pulsowała ekscytacją i chęcią
rywalizacji. Klasy miały mierzyć się ze sobą w rozmaitych dyscyplinach
sportowych, a najlepsza klasa miała wygrać puchar.
Ku
zdumieniu Sasuke w jednej z dyscyplin brał udział i Naruto. Chłopak
zapisał się na bieg na tysiąc metrów, jako że Sasuke zbierał wpisy od
swoich uczniów, musiał to uczynić u niego. Sasuke nie skomentował jego
zachowania, ale niezmiernie ucieszyła go decyzja blondyna. Jak do tej
pory Naruto nie podejmował żadnej inicjatywy, w nic się nie angażował i w
niczym nie brał udziału. Sasuke uznał więc jego zachowanie za ważny
przełom w nastawieniu blondyna i myśl o zawodach napawała go nadzieją.
Tego
dnia Sasuke czuł się niemalże tak samo podekscytowany, jak uczniowie
szkoły. Gdy siedział na trybunach wraz z całym gronem pedagogicznym siłą
powstrzymywał się, by nie wiercić się w miejscu. Patrzył za to
zniecierpliwiony, jak dziewięcioro uczniów – trzech z pierwszej klasy,
trzech z drugie i trzech z trzeciej – rozgrzewa się przed torem, na
którym miał odbyć się wyścig. Naruto był między nimi, ubrany w zielone,
dresowe spodnie, z numerem swojej klasy na plecach białego podkoszulka.
Był to obowiązkowy strój sportowy tej szkoły, ale Sasuke jeszcze nigdy
go w nim nie widział, dlatego wyobraźnie podsuwała mu różne obrazy,
które starał się ignorować.
Wkrótce
potem nauczyciel wychowania fizycznego, który podczas zawodów pełnił
funkcję sędziego zarządził, by startujący w biegu uczniowie ustawili się
na starcie. Sasuke aż cały gotował się w środku, widząc, jak Naruto
ustawia się między kolegami. Tak, to był spory krok do przodu w
asymilacji Naruto w społeczeństwie szkolnym. W dodatku Sasuke mógł
odkryć go na nowo – zobaczyć go, gdy robi coś, co kocha i co sprawia mu
przyjemność.
Wuefista
machnął chorągiewką, którą trzymał w górze, a uczniowie wystartowali,
obserwowani przez całą szkołę, zgromadzoną na trybunach. Naruto
natychmiast wysunął się na prowadzenie, przez co Sasuke niemal pękał z
dumy. Uzumaki był naprawdę dobry w biegach, nie na darmo tyle czasu
spędzał na bieżni. Sasuke obserwował go z coraz większym podnieceniem,
ponieważ chłopak prowadził przez cały bieg, nie pozwalając wyprzedzić
się rywalom. Sasuke cieszył się, że chłopak wygra i on, jako wychowawca
jego klasy, będzie mógł powiesić mu na szyi złoty medal za zwycięstwo w
zawodach. Już, już unosił się na nogach, widząc, jak Naruto zbliża się
do mety, gotów przyłączyć się do wrzawy, której się spodziewał, do
ogólnych oklasków całej szkoły, gdy nagle stało się coś zupełnie
niespodziewanego – metr przed metą Naruto… zatrzymał się.
Cała
szkoła zamarła zdumiona, i to dosłownie cała, łącznie z biegnącymi za
Naruto ośmioma kolegami. Zapadła zupełna cisza, podczas której zawodnicy
stali w bezruchu – Naruto wyprostowany, a reszta zawodników zatrzymana w
dziwnych pozycjach, niepewna, co ma robić. Żaden z nich nie śmiał
wyprzedzić blondyna, który nie chciał przekroczyć mety jako pierwszy. I
wtedy Sasuke zrozumiał, że przez cały bieg startujący w nim zawodnicy
pozwalali Naruto prowadzić. Że nawet się z nim nie ścigali.
Cisza
ciągnęła się w nieskończoność, Naruto stał, najwyraźniej czekając, aż
zawodnicy go wyminą, a jego rywale stali, czekając, aż chłopak
przekroczy linię mety. Nawet trybuny zamarły w oczekiwaniu na
jakikolwiek ruch.
A
potem Naruto obrócił się. Dwaj zawodnicy, którzy byli najbliżej niego
cofnęli się o krok, jednak chłopak zignorował to. Uzumaki rozejrzał się,
Sasuke nie widział jego miny, po czym wystrzelił biegiem, ale nie w
stronę mety, tylko w przeciwną, ku wyjściu ze stadionu. Chwilę później
biegł już wąskim przejściem między trybunami, po czym zniknął im z oczu.
-Było
go wykreślić z listy zawodników – westchnął Sarutobi zmęczonym głosem, a
Sasuke zerkną na siedzącego trybunę niżej dyrektora. – Mogliśmy to
przewidzieć.
-Chłopak
sam jest sobie winien – mruknął do niego Kakashi. – Zgłosił się z
własnej woli. Wiedziałem, że jego obecność w szkole będzie tylko
kłopotem. Byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby go tu nie było.
Te
słowa podziałały na Sasuke jak płachta na byka. Zerwał się i
przepychając, dotarł do najbliższych schodów, po czym zbiegł na dół i
pognał za Naruto, świadom, że obserwuje go cała szkoła i że
najprawdopodobniej dyrekcja nie jest zadowolona z jego poczynań, ale w
tamtej chwili miał to najzwyczajniej gdzieś.
Gdy
dobiegł do szkoły wiedział, gdzie szukać chłopaka – tam, gdzie już się
kiedyś spotkali, w łazience dla nauczycieli. Gdy łapał z jej klamkę,
słyszał dochodzący z wnętrza szloch, a gdy otworzył drzwi i wparował do
środka, ujrzał skulonego w kącie przy jednej z umywalek Naruto, który
krztusił się własnymi łzami, nie mogąc się opanować.
Sasuke
zbliżył się do niego bez słowa, ukląkł, po czym przygarnął chłopaka do
siebie i przytulił go mocno, zanurzając twarz w jego włosach. A Naruto,
zamiast go odepchnąć, wtulił się w jego tors, drżąc na całym ciele i
zanosząc się urywanym szlochem.
-Nienawidzę
was – wychrypiał chłopak, łkając głośno. – Tak bar… tak bardzo… tak
bardzo was nienawidzę…! – jęknął, raz po raz uderzając go pięścią w
tors.
Sasuke
nic mu na to nie odpowiedział, tylko pozwolił mu wypłakać się w swoją
koszulę do końca. Uzumaki łkał długo. Co przestawał, znów coś sobie
przypominał i zaczynał na nowo, tak, że w pewnym momencie Sasuke zaczął
się zastanawiać, czy chłopak nie popadł czasem w histerię? Uspokajał go,
szepcząc mu do ucha słowa pocieszenia i głaszcząc go po gładkich
włosach. Kiedy w końcu chłopak uspokoił się, Sasuke spojrzał mu w twarz,
ścierając mu łzy z gorących, zarumienionych policzków.
-Już wszystko jest dobrze – szepnął. – Od tej pory już będzie dobrze.
Słysząc
to, Naruto nagle parsknął urywanym śmiechem, który po chwili przerodził
się w łkanie i byłby pewnie znów uderzył w płacz, gdyby Sasuke nie
przyciągnął go do siebie i nie pocałował.
Zwyczajnie
nie wytrzymał. Mimo iż wiedział, że nie powinien tego robić, i tak nie
posłuchał głosu rozsądku. Wykorzystał fakt, że wargi Naruto były
rozchylone i wpił się w nie łapczywie, zupełnie straciwszy kontrolę nad
swoimi odruchami. Całował go namiętnie, chaotycznie i trochę brutalnie,
ale nie mógł przestać. Tak długo o tym marzył, że gdy to robił, serce
waliło mu jak dzwon, a głowa była zupełnie pusta. Nie myślał, poddał się
cały temu uczuciu, zdominowało go ono i pozbawiło wolnej woli. Tak
bardzo pragnął…
Chłopak
coś jęknął, ale rozgorączkowany Uchiha nie pozwolił mu się wyrwać,
tylko przyciągnął go bliżej, nie przerywając pocałunku. Wiedział, że
swoim zachowaniem musiał przestraszyć chłopca i że po tym ten już nigdy
się do niego nie odezwie. Chciał jedynie wyryć smak ust Naruto w swej
pamięci, ponieważ był zupełnie przekonany, że już nigdy więcej ich nie
skosztuje.
-Sensei… – szepnął Naruto, gdy Sasuke oderwał się od jego warg.
-Kocham
cię – wyszeptał czarnooki, wiedząc, że ma tylko tę jedną jedyną szansę,
by wypowiedzieć te słowa. Ta miłość była naganna nie tylko ze względu
na wiek Naruto. Ta miłość była wstrętna, obrzydliwa… Sasuke nie potrafił
odnaleźć w sobie słów, którymi mógłby opisać, jak bardzo niewłaściwe
było uczucie, które żywił do swojego ucznia, dziecka i nade wszystko,
drugiego mężczyzny. – Tak bardzo cię pragnę…
Naruto
zadrżał, patrząc na niego, a Sasuke zamknął oczy, czekając na cios.
Lecz cios nie nastąpił, poczuł za to ciepłe ramiona blondyna, obejmujące
jego szyję i jego wargi, wbijające się w jego własne usta. Naruto
zaczął go całować.
Sasuke
na chwilę zamarł w zdumieniu, jednak zaraz się otrząsnął i zaczął
oddawać żarliwe pocałunki blondyna. Szczęście buzowało w jego ciele z
taką siłą, że ledwo był wstanie panować nad drżeniem rąk. Choć wciąż,
gdzieś na krańcach jego otumanionego umysłu paliły się lampki
ostrzegawcze, zignorował je i dał się porwać namiętności. Po chwili już
leżał na Naruto, przyciskając go do chłodnej podłogi i poprzez cienki
materiał jego sportowej koszulki, badał dłońmi jego idealne ciało. Po
chwili przeniósł się na jego szyję, muskając ją wargami, cały czas
sukcesywnie zmierzając w dół. Jego dłonie dotknęły bioder chłopaka,
Sasuke chciał zsunąć mu spodnie, lecz wtedy Naruto go powstrzymał,
łapiąc za nadgarstki.
-Nie, sensei… - wysapał. – Nie…
Sasuke potrzebował chwili, by zrozumieć słowa chłopaka i następnej, by opanować się i cofnąć.
-Tak – szepnął, gdy Naruto odsunął się od niego, poprawiając ubrania. – Oczywiście, masz rację, Naruto.
Podniósł się z kolan i wyciągnął dłoń, pomagając wstać zarumienionemu chłopcu.
-Chodź
za mną – szepnął. Naruto spojrzał na niego uważnie, a potem skinął
głową i złapała go za rękę. Razem wyszli z łazienki i udali się do
pokoju nauczycielskiego. Tam Sasuke posadził Naruto na jednym z krzeseł,
przy małym stoliku przy oknie i zabrał się za szykowanie herbaty, kątem
oka obserwując chłopaka, który również wodził za nim niepewnym
wzrokiem.
-Nie powinniśmy się całować – mruknął nagle Naruto, gdy Sasuke zalewał wrzątkiem dwa kubki.
-To
prawda – przyznał Uchiha, stawiając jeden z nich przed Naruto, który
nie odrywał od niego wzroku. Sasuke wysunął sobie spod stojącego
pośrodku pokoju stolika jedno krzesło i usiadł na nim tuż przed
blondynem.
-Nie
powiemy o tym nikomu, prawda? Ani ja, ani pan, prawda? Nikt się nie
dowie? – zaniepokoił się chłopak, niemalże ze łzami w oczach. Sasuke
wyciągnął rękę i pogłaskał go po czerwonym, gorącym policzku.
-Nikt. Obiecuję. A teraz wypij swoją herbatę.
Naruto przytaknął i objął dłońmi gorący kubek. Chwilę dmuchał na brązowy płyn w naczynku, a potem napił się ostrożnie.
-Jak? – spytał nagle.
Sasuke, który krążył myślami wokół smaku jego ust i dźwięków, które słyszał w łazience, podniósł głowę i zerknął na chłopaka.
-Słucham?
-Jak
to możliwe, że pan… mnie lubi? Byłem… byłem… - Naruto podniósł rękę i
zakłopotany, potarł się po karku. – Byłem taki okropny…
-Naruto…
-Nie powinniśmy się do siebie nawet odzywać… - szepnął nagle chłopak. – Nie powinienem… Boże,co ja zrobiłem! Boże, przepraszam…
Sasuke złapał go za twarz, widząc, że chłopak popada w kolejną histerię.
-Ciiii
– szepnął uspokajająco, głaszcząc go po policzkach. Naruto oczy miał
błędne i przerażone, zaczął szybciej oddychać. – Cichutko… już… weź
głęboki wdech, a potem wydech. – Naruto uczynił, jak Sasuke mu kazał, ze
świstem wypuszczając powietrze. – Doskonale. Naruto… ty niczym się nie
przejmuj, cała wina leży po mojej i tylko mojej stronie…
-Pan nie…
-Ciiiii
–szepnął ponownie, kładąc palec na ustach Uzumakiego. Siłą woli
powstrzymał się, by ponownie go nie pocałować. – Przepraszam. Nigdy
więcej tego nie zrobię, przysięgam. I nikt ze szkoły się o tym nie
dowie. Ja już… już nigdy cię nie pocałuję… - szepnął wbrew samemu sobie,
jednak musiał to chłopakowi obiecać. I wtedy właśnie Naruto ponownie
wybuchł płaczem.
-A stało się coś ważnego?
-Nie… nie, nic aż tak ważnego, ale wpadnij…
-Nie rozumiem, Sasuke, zwykle nie chcesz…
-Potrzebuję pogadać, jasne? Kupiłem już piwo, coś ugotuję… siądziemy u mnie w salonie i pogadamy. Dawno cię nie widziałem.
-Eeee… no okej. Trzymaj się, Sasu-chan.
Sasuke
warknął, ale jego rozmówca zdążył się już rozłączyć, więc pozostało mu
tylko schować komórkę do kieszeni. Odetchnął głębiej i wyjrzał przez
okno autobusu. Do domu miał jeszcze trzy przystanki.
Kiedy
w końcu dotarł do swojego mieszkania, w korytarzu zrzucił płaszcz,
ściągnął buty i udał się do kuchni. Schował piwo do lodówki, poszedł się
przebrać, a gdy wrócił ubrał fartuszek i zabrał się za gotowanie.
Wygrzebał z lodówki skrzydełka, które kupił i postanowił zrobić je na ostro, specjalnie do piwa.
Dzwonek
do drzwi zadzwonił idealnie w momencie, kiedy jego piekarnik dał
sygnał, że obiad gotowy. Sasuke ściągnął z siebie fartuszek i
odwieszając go na krzesło, poszedł otworzyć.
-Sasu-chan!
– zawołał Itachi na jego widok, wpadając do jego mieszkania z szeroko
rozłożonymi rękoma. W jednej z nich trzymał jakąś zafoliowaną miskę.
Sasuke cofnął się, byleby tylko brat go nie uściskał.
-Mówiłem ci, byś mnie tak nie nazywał.
-Ale Sasu…
-Przestań się zgrywać, tylko daj to coś i rozbieraj się.
-A-ale… tak do naga? – zapytał Itachi. Sasuke zamknął oczy, w duchu licząc do pię… nie, dziesięciu.
-Tak,
Itachi. Do naga. A potem wyrzucę cię na balkon i zamknę drzwi, by
sąsiadki sobie popatrzyły – powiedział, starając się zachować
cierpliwość.
-A jakieś fajne te sąsiadki?
-Może
były, sześćdziesiąt lat temu! Itachi, błagam cię… po prostu powieś swój
płaszcz na wieszaku. – Sasuke wskazał mu haczyk koło drzwi, odwrócił
się i poszedł do kuchni. Właśnie dlatego tak rzadko widywał się z
Itachim.
Chwilę później brat przyczłapał do niego i postawił na stole przyniesioną przez siebie miskę.
-Sałatka… ta z ryżem i kurczakiem…
-Żartujesz?!
– zawołał Sasuke, oglądając się na niepozorną miseczkę. Postawił
blaszkę ze skrzydełkami na kredensie i podszedł do miseczki, po czym
ściągnął z niej folię i powąchał. – Ale super…
-Sam robiłem – odparł Itachi z dumą. – A ty co masz?
-Skrzydełka na ostro.
-Te mamy?
Sasuke
przytaknął i obaj na chwilę zagłębili się we wspomnieniach po zmarłych
rodzicach. Po pełnej milczenia minucie otrząsnęli się z nostalgii i obaj
zabrali się za szykowanie talerzyków, szklanek i sztućców. Niedługo
później siedzieli już w salonie, jedząc skrzydełka i sałatkę i popijając
zimne piwo.
-Jak tam w pracy? – spytał w pewnym momencie Sasuke, gdy przestali wspominać kuchnię mamy.
-A… ujdzie. Oglądałeś mnie ostatnio?
-Nie mam telewizora…
-Ou… No to trzeba kupić, żeby oglądać brata.
-Mam radio i to mi wystarczy – odrzekł Sasuke chłodnym tonem. Itachi westchnął.
-Nic się nie zmieniłeś – mruknął, kołysząc puszką piwa. – Zawsze taki opanowany, chłodny i zasadniczy…
-Ostatnio raczej nie bardzo – mruknął Sasuke, dłubiąc widelcem w swoim kurczaku. Itachi chrząknął.
-Co masz namyśli? – zapytał.
-Zrobiłem coś głupiego – powiedział młodszy Uchiha, a Itachi odstawił puszkę.
-Coś głupiego, ty? – zdziwił się. Sasuke nabrał powietrza.
-Chyba… chyba się zakochałem…
Itachi parsknął śmiechem i chichotał przez dłuższą chwilę, nie mogąc się opanować.
-Szalony – powiedział w końcu, przeciągając samogłoski. – Nie mogę wyjść ze zdumienia, wow! To kim jest ten…
-No właśnie – szepnął Sasuke, lekko zmieszany. Brat zmarszczył brwi. – To mój uczeń.
-Ou.
– Itachiego na chwilkę przytkało. Odchrząknął. – Ale to chyba nie
problem, znaczy… kiedy chłopak skończy szkołę to droga wolna…
-I całowałem się z nim… w szkole…
Itachi zachichotał.
-Nie
poznaję cię, Sasuke – powiedział, a potem upił łyk piwa i skubnął
trochę sałatki. – Mój młodszy brat… zakochany, ze wzajemnością, jak
mniemam?
-Chyba tak – wyszeptał Sasuke, a Itachi znów parsknął śmiechem.
-No, to wróżę…
-Nie
– przerwał mu Sasuke. – Nie – powtórzył, kiedy Itachi zrobił zdziwioną
minę. – Problem w tym, że Naruto jest trochę… inny i nie wiem…
-Czekaj – przerwał mu brat, nagle z jakiegoś powodu zdenerwowany. – Jak?
-Jest inny…
-Nie. Jak chłopak ma na imię?
-Naruto – odparł Sasuke, nic nie rozumiejąc. – Naruto Uzu…
-…maki
– dokończył za niego Iatchi, a jego widelec z głośnym brzdękiem uderzył
o talerz. – Nie mów mi, że ten chłopak, z którym się całowałeś… to
Uzumaki Naruto?
Sasuke chwilę wpatrywał się w przerażoną minę brata.
-Ty… ty znasz go? – zapytał w końcu. Itachi jakby otrząsnął się z osłupienia.
-Boże!
– zawołał, zrywając się z miejsca. – Boże, czy ty już do reszty
zwariowałeś?! – wydarł się nagle, nerwowo krążąc po salonie. – Jezu… co
my teraz zrobimy?
-My?
-Jestem twoim bratem, do cholery! Chyba ci rozum odjęło! Sasuke!
Młodszy Uchiha nic nie rozumiał i był z tego powodu już całkowicie wyprowadzony z równowagi.
-Itachi, ale powiedz mi, o co ci chodzi?! – zawołał.
-O
co mi chodzi?! – wrzasnął na niego brat, blady na twarzy niczym trup. –
Masz tam całą budę bachorów, do wyboru do koloru, jeśli dzieciaki cię
kręcą, a całujesz się z Uzumakim?! Co ci się stało?! Jak chciałeś się
zabić, było się powiesić!
-Ja nic…
-Tu głupcze! O Boże, co my…?!
-ITACHI! – huknął w końcu Sasuke, bo brat najwyraźniej go nie rozumiał. Itachi drgnął i spojrzał na niego, trzęsąc się.
-Co?!
-Nic z twojego bełkotu nie rozumiem – odparł Sasuke przez zęby. – Bądź wiec łaskaw mi wyjaśnić.
-Jak
to nie rozumiesz? – zapytał Itachi. – Czego ty nie rozumiesz?! –
rozzłościł się na nowo. – Ze wszystkich ludzi na świecie, ze wszystkich,
ty wybierasz sobie Uzumakiego! Tę dziwkę mafii!!!
Itachi zakrył dłonią usta i obrócił się plecami do niego. Sasuke trwał chwilę w szoku.
-Jak to? – zapytał po dłuższej chwili.
-Wszyscy
wiedzą, o co chodzi z tym smarkaczem – wyszeptał Itachi. – Ten twój
Naruto codziennie daje dupy bossowi tutejszej mafii! To nawet nie jego
kochanek, to zwykła dziwka!
Sasuke zamarł na chwilę, w oszołomieniu wpatrując się w brata. W końcu nabrał powietrza w płuca i wypuścił je.
-Co…
co ty mówisz? – zapytał drżącym głosem. – Jak śmiesz?! – zdenerwował
się. Nie mieli prawa! Nie mieli prawa tak mówić o tym chłopcu! O tym
niewinnym, czystym, nieskazitelnym, nieszczęśliwym chłopcu. To były
kłamstwa… oszczerstwa… - Kłamiesz!
-Kłamię?!
– zapytał wściekle Itachi, łapiąc Sasuke za ramiona. Potrząsnął nim. –
Ja kłamię?! Ocknij się! Jak mogłeś to zrobić, Sasuke?!
-Ja nie…
-Sasuke – jęknął Itachi, opadając na pobliską pufę. Sasuke ukląkł obok niego.
-Itachi, przecież to, co mówisz, nie może być prawdą! Ten dzieciak… był sierotą… on…
-Posłuchaj
– szepnął Itachi, nachylając się ku niemu – sierociniec, z którego
pochodzi ten chłopak działa i utrzymuje się z pieniędzy mafii. W ten
sposób mafia zapewnia sobie wiernych ludzi, rozumiesz? Ludzi od dziecka
wychowywanych do roli gangsterów.
-A policja…
-Policja!
– prychnął Itachi. – Połowa policji, prokuratorzy, sędziowie… wszyscy
siedzą w kieszeni Kyuubiego, nie rozumiesz? W tym mieście go nie
ruszysz, nikt go nie skaże, niczego mu nie udowodnisz. W naszym
środowisku każdy wie, że Kyuubiego tykać nie wolno. Każdy dziennikarz,
który się tego podjął, pożałował, on, albo jego rodzina – rzekł Itachi z
naciskiem.
-Ale Naruto…
-Jest
śliczny i tylko taka jest jego rola, Sasuke. Naruto został zlicytowany
za rekordową sumę, jeszcze żadnego wychowanka tego sierocińca nie
kupiono za tak ogromną cenę.
-K-kupiono?
-Jak
osobistego niewolnika – mruknął Itachi ponuro, pocierając podbródek. –
Tych ładniejszych sprzedają, do burdeli lub dla prywatnych kupców.
Oczywiście, Kyuubi mógł to zrobić po cichu, nie wiem, jaki był jego cel w
nagłośnieniu całej sprawy…
-Skąd
wiesz to wszystko? – zapytał wstrząśnięty Sasuke, przysiadając na
ławie, między szklankami i talerzami. Nie mógł w to uwierzyć, to nie
mogła być prawda… to było… niemożliwe…
-Sasuke,
jestem dziennikarzem – odezwał się Itachi, patrząc na niego uważnie –
to, że nie mogę o czymś napisać nie znaczy, że tego nie wiem. – Sasuke
przyjrzał mu się uważniej. Itachi wyjął z kieszeni paczkę papierosów i
zerkając na Sasuke z pytaniem, po pozwoleniu zapalił jednego. Zaciągnął
się dymem. – Jeszcze kiedy pisałem do gazety, miałem w redakcji takiego
jednego, który zaczął węszyć wokół Kyuubiego Kuramy. To on odkrył, że
niektóre dzieciaki z sierocińca numer trzy są sprzedawane. W zależności
czego szukasz, możesz sobie kupić chłopca lub dziewczynkę – zakpił brat,
patrząc na czubek swojego papierosa. – Luksusowe dziwki… Porozmawia z
tobą w trzech językach, zagra ci na jakimś instrumencie, zatańczy… Taka
dziwka od dziecka chodziła na jogę, balet, dodatkową matematykę. – Brat
zaciągnął się papierosem, po czym wypuścił dym z ust. – Naruto właśnie
tak został wychowany. Do jednej roli. Zapomnij o nim.
-A-ale…
-Sasuke,
czy tynie rozumiesz?! – zdenerwował się Itachi. – Czy ty nie pojmujesz,
czym jest ten chłopak?! To zwyczajna dziwka, dziwka gangstera, który ma
w garści całe miasto! Boże, co my powinniśmy zrobić?
Sasuke
spojrzał na brata i zorientował się, że ten się trzęsie. To właśnie
przerażenie Itachiego podziałało na niego otrzeźwiająco.
-Nic
– powiedział. Itachi spojrzał na niego zdumiony. – Naruto nikomu nie
powie, nikt nie wie, że do czegoś między nami doszło, to było miejsce
bez kamer, nikt nic nie widział. Nie będę się z nim kontaktował, on… on
się bał – szepnął, zakrywając usta dłonią. Właśnie w tej chwili w pełni
zrozumiał wszystkie dziwne reakcje i zachowania blondyna. Naruto się…
bał. – On… on prawie dostał histerii, prosił,by nikomu nic nie mówić… On
się boi bardziej od nas, Itachi. Ja… ja nie mogę go zostawić w takiej
sytuacji…
Brat
nazwał go głupcem, ale Sasuke nie dał się przekonać do żadnej innej
decyzji. Pod koniec rozmowy Itachi wręcz go błagał, by Sasuke wyjechał
do Suny, gdzie wcześniej mieszkał i już nigdy do Konohy nie wracał, ale
młodszy Uchiha nie dał się przekonać. Co prawda gdy słowa Itachiego w
pełni do niego dotarły Sasuke również zaczął odczuwać strach, ale nie
miał zamiaru zostawiać Naruto. Póki co był zbyt oszołomiony, by podjąć
jakąkolwiek decyzję, lecz jedno wiedział – nie będzie taki, jak inni.
Nie zostawi tego chłopaka. Po prostu nie mógł tego zrobić, nie po tym,
jak widział jego łzy, jego strach, jego przerażenie…
Brat
w końcu dał za wygraną, zauważywszy, że Sasuke nie ma zamiaru zmienić
swego zdania. Prosił go jedynie, by Sasuke do niego dzwonił, lub chociaż
pisał, czy wszystko z nim w porządku. Sasuke obiecał mu, że będzie go
informował.
-Ufam
ci – szepnął Itachi, gdy żegnali się tego dnia. – Wierzę, że nie
zrobisz głupstwa. Sasuke, błagam cię, zapomnij o tym chłopaku. To zwykła
dziwka, on tylko ma rozkładać nogi… Sasuke…- Itachi przybliżył się do
niego, rozglądając się niepewnie dookoła. – Przepraszam, że ci to mówię…
Kyuubi… miał kiedyś chłopca, takiego jak Uzumaki, tylko że nie
adoptowanego. Rozumiesz, jakiego? – Sasuke skinął głową, domyślając się,
o co chodzi bratu. – Gdy gangster adoptował Uzumakiego, tamten chłopak
przepadł, rozumiesz? Przepadł bez śladu i nikt go nigdy nie szukał.
Błagam cię, Sasuke – jęknął brat, a potem go uścisnął. – Nie mieszaj się
w to.
Biedny Naru O.O I z tej histori to jeszcze biedniejszy Sasuke... Nie no bez żartów xd szok, szok i jeszcze raz szok. Bardzo wciągające opowiadanie lecz szkoda iż tak nie zadługo trwa ;)
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, całowali się, całowali się... nurtuje mnie czy to prawda czy po prostu brednie wyssane z palca... Naruto biedny ale i Sasuke... choc cieszę się że jednak nie chce Naruto zostawić samego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia