Naruto Uzumaki stał nagi w
swojej łazience, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Dolna część jego
twarzy pokryta była pianką do golenia, w prawej dłoni trzymał maszynkę
jednorazowego użytku. Niebieskie oczy, którym koloru zazdrościło samo niebo, oceany
świata, a także niebieskie kafelki w jego łazience, promieniowały smutkiem.
Naruto Uzumaki nie czuł się
zbyt dobrze. Tydzień temu on i grupa skrytobójców ANBU wrócili z bardzo
ciężkiej misji. Naruto był ranny i osłabiony poprzez nieustanną walkę, więc trafił
do szpitala. Wypisano go z niego dopiero przedwczoraj i przez dwie noce
spędzone w domu gorączkował i ogólnie kiepsko się czuł. Dopiero dziś było z nim
nieco lepiej, więc postanowił ogarnąć się i zjeść coś lepszego na mieście, bo
odkąd wrócił ze szpitala żywił się tylko kanapkami.
Dokończył golenie, wrócił
do sypialni, ubrał się ciepło i wyszedł.
Dzień był chłodny i ponury,
zbierało się na deszcz. Naruto szedł główną ulicą wioski, głowę, na którą
naciągnął kaptur pomarańczowej bluzy, miał pochyloną. Zmierzał do Ichiraku.
Starał się nie zwracać uwagi na ludzi wokół niego, bał się ich tak samo jak oni
jego. Wepchnął ręce głęboko do kieszeni i jeszcze bardziej się zgarbił,
przyspieszając.
Naruto nie lubił Konohy.
Nie lubił jej odkąd po śmierci Trzeciego, Hokage został ten parszywy drań,
Danzo. Wtedy to Uzumaki został zabrany z drużyny siódmej i trafił na szkolenie
do Korzenia. Wytatuowano mu na ramieniu Znak Liścia i przez trzy lata wbijano
do głowy, że jest bronią, która ma chronić Konohę przed wszystkim, co złe.
Zanim trafił do ANBU, czuł się dobrze. Znalazł przyjaciół, zaakceptowali go
oni. Ale to wszystko się zmieniło.
Szkolenie, jakiemu został
poddany i późniejsze misje, na które był wysyłany, jeszcze bardziej pogorszyły
wszystko to, co myślano o nim w wiosce. Teraz nie był tylko wyrzutkiem,
potworem, odmieńcem. Teraz był w ich oczach przerażającą maszyną do zabijania o
czerwonych oczach. Maszyną która, zamieniając się w demona, którego w sobie
nosił, siała tylko zniszczenie i strach. Takim go widzieli, mimo że on cały
czas walczył za wioskę i za to, by w jej obrębie panował spokój. Jednak to się
nie liczyło, bo był Jinchuuriki. Był bronią, istniał po to, aby walczyć. Według
nich Naruto Uzumaki nie miał żadnych uczuć i nie miał do nich prawa. Najlepiej
by było, gdyby zniknął.
To najbardziej dobijało blondyna.
Myśl, że tak naprawdę to mógłby nie istnieć i nikomu nie zrobiłoby to różnicy.
W wiosce było wystarczająco dużo shinobi równie silnych, co on. Poradziliby
sobie bez niego. A on mógłby odejść… zniknąć…
Czasem myślał o ucieczce,
ale zbyt dobrze był pilnowany i nie miał na to szans. Raz tego spróbował,
chciał zbiec, zostawić Konohę, ukryć się gdzieś i już nigdy nie wrócić.
Nieludzka kara, jaka go potem spotkała, wybiła mu z głowy wszelkie takie próby.
Był Jinchuuriki, był już na zawsze przywiązany do tej wioski.
Dotarł do Ichiraku, w
którym znajdowało się kilku klientów. Usiadł na jednym z wolnych stołków i
ściągnął kaptur z głowy. Siedzący obok niego mężczyzna rzucił pieniądze na ladę
i szybko wyszedł, nie skończywszy swojego ramen. Grupka geninów zaczęła
pokazywać go sobie palcami, szepcząc coś między sobą, a potem oni również
odeszli. W Ichiraku zostały, prócz niego, tylko dwie osoby – właściciel i
siedzący przy drugim końcu lady Uchiha Sasuke, z którym Naruto był kiedyś w
drużynie. Teraz nawet nie mówili sobie „cześć”.
- To, co zwykle – szepnął
do szefa kuchni, nie patrząc na niego. Zawsze starał się przychodzić do
Ichiraku w godzinach, kiedy jadłodajnia była pusta. Nie chciał, by szef baru
zakazał mu wstępu, bo płoszy mu klientów, tak jak uczyniono to w wielu innych
miejscach.
- Dawno cię nie było,
Naruto – zagadnął go szef kuchni, kiedy już przygotował mu posiłek i postawił
go przed nim. Naruto wziął do ręki pałeczki.
- Miałem paskudny tydzień –
szepnął Uzumaki, a potem pochylił się i zabrał za jedzenie. Właściwie, to on
zawsze miał paskudny dzień, tydzień, miesiąc… Bardzo rzadko spotykały go miłe
rzeczy. Nienawidził swoich towarzyszy, nienawidził Hokage, nienawidził całej
Wioski Liścia, najchętniej, to by ją zniszczył, zrównał z ziemią, a wszystkich
jej mieszkańców poddał straszliwym torturom. Może wtedy zdołałby choć częściowo
pokazać im to, jak wyglądało jego życie.
Jego świat był jednostajną
torturą.
Skończył posiłek, przeprosił
szefa kuchni za to, że wypłoszył mu klientów, zapłacił i wyszedł. Ponownie
naciągnął kaptur na głowę i ruszył w stronę mieszkania, dziwnie zaniepokojony.
Dopiero w połowie drogi zdał sobie sprawę, że jest śledzony. Uchiha Sasuke
podążał za nim od samego Ichiraku.
Postanowił, póki co udawać,
że o tym nie wie, choć serce waliło mu jak młot. Wiedział, że nie bez powodu
największy geniusz Konohy podąża za nim i go obserwuje. Czyżby zrobił coś źle?
Czyżby Hokage kazał go zabić? Czyżby w końcu Konoha postanowiła się go pozbyć?
Przecież to głupota, atakować go w środku Wioski! Taka walka… zginęliby
niewinni… nie to, żeby ktokolwiek go obchodził, bo nie miał nikogo bliskiego,
ale Hokage powinien chyba o coś takiego dbać…? A jeśli nie chodziło o zgładzenie
go, to o co? Wielokrotnie już grożono mu śmiercią, jeśli się nie podporządkuje.
Wielokrotnie torturami karano go za niesubordynację. Bólem uczono go
posłuszeństwa. Nie spodziewał się niczego miłego, niczego dobrego. Był pewien,
że jeśli Uchiha śledzi go na zlecenie Hokage, to na dziewięćdziesiąt dziewięć
procent po to, aby go zabić.
Starał się stłumić strach.
Choć wielokrotnie miał myśli samobójcze, teraz jednak przestraszył się, że
miałby zginąć. Zniknąć. Przestać istnieć. Ale z drugiej strony… wtedy skończyłoby
się to przeklęte cierpienie i samotność. Byłby wolny, po raz pierwszy w życiu…
Dotarł na ulicę przy której
mieszkał i zatrzymał się. Wokół nie było żywego ducha.
- Czemu mnie śledzisz?! –
rzucił głośno. Postanowił zmierzyć się ze straszną prawdą, jakakolwiek by ona
nie była. Usłyszał kroki i Uchiha stanął za nim, w pewnej odległości.
- Nie wiesz? – zapytał dość
obojętnym tonem. Uzumaki przekręcił głowę, by spojrzeć na niego jednym okiem.
Choć jego ciało tego nie zdradzało, panicznie się bał. Wcale nie chciał
umierać…
Uchiha Sasuke stał w
odległości pięciu metrów od niego, ręce trzymał w kieszeniach granatowej bluzy
z kapturem, prawie identycznej jak ta, którą Naruto miał na sobie. Ubrany był
też w czarne spodnie i granatowe buty. Miał przy sobie tylko przyczepioną do
tylnej kieszeni spodni kaburę z kunai. Przyszedł zabić? Tak przygotowany?
- Nie wiem – odpowiedział
Naruto, napinając mięśnie. Zaatakuje? Użyje Sharingana? Co zrobi?
- Hokage spotkał się ze mną
przedwczoraj i powiedział, że od nadchodzącego poniedziałku mam z tobą
trenować, bo kluczem do kontroli nad Kyuubim jest Sharingan – odparł Uchiha,
przekrzywiając nieco głowę. – Kazał mi cię do tego czasu obserwować, nie mówił
jednak, że z ukrycia. Jest zimno, tak więc idę do ciebie na herbatę – spojrzał
w niebo. – Będzie padać.
Naruto otworzył szerzej
oczy, zdumiony. Herbata? Do niego, na herbatę? Ostatni raz, kiedy ktoś go
odwiedził… nie pamiętał, kiedy ostatni raz go ktoś odwiedził. To był chyba jego
nauczyciel, Iruka… dawno, dawno temu, jeszcze zanim Hokage zabronił im się
widywać, twierdząc, że Umino ma zły wpływ na Uzumakiego. Blondyn czasem widywał
nauczyciela z daleka i przyglądał mu się, ale nie wolno mu było do niego
podchodzić, tak więc nie rozmawiał z Iruką już od jakichś ośmiu lat.
Wpatrywał się chwilę w
Uchihę, a potem odwrócił się i ruszył w stronę swojego domu, słysząc za sobą
ciche kroki czarnowłosego. Dotarł pod swoje drzwi i zanim je otworzył,
powyciągał z nich wszystkie kunai, jakie w nich tkwiły. Kartki z napisami typu
„potwór”, „bestia” i rysunki, przedstawiające jego samego w kałuży krwi, opadły
na ziemię. Nie przejął się nimi. Od lat dzieciaki z sąsiedztwa próbowały mu w
ten sposób dokuczyć. Najchętniej przetrzepałby im tyłki, ale wiedział, że to on
by tego najbardziej pożałował.
Otworzył drzwi i wszedł do
środka, a Uchiha za nim.
Poprowadził gościa do
kuchni, czując się trochę głupio. W mieszkaniu panował straszny bałagan, jakoś
nigdy nie miał ręki do sprzątania. Czasem tylko ogarniał to, co najbardziej
rzucało się w oczy, ale ogólnie, to o nic nie dbał.
Uchiha bez zapytania o
zgodę rozsiadł się przy stole, a Naruto, również bez słowa, zabrał się za
przygotowywanie herbaty. Zresztą, o czym on – odmieniec – miałby rozmawiać z
kimś takim, jak Uchiha Sasuke? Nie ta liga. Uchiha był geniuszem, uwielbianym
przez wszystkich mieszkańców wioski, ogólnie znanym i podziwianym. Dziewczyny
uganiały się za nim, był popularny i podobno bardzo zdolny. I pomyśleć, że
kiedyś Naruto miał nadzieję, że staną się przyjaciółmi. Wciąż pamiętał, jak
podczas misji, na której walczyli z chłopakiem o imieniu Haku, Uchiha zasłonił
go własnym ciałem. Naruto lubił to wspomnienie, bo dzięki temu mógł sobie
pomyśleć, że kiedyś, przynajmniej przez chwilę, był wart tego, by poświecić za
niego życie. Potem jednak przychodził świadomość tego, kim był teraz. Ponieważ
teraz to on, z racji, że jego ciało bardzo szybko się regenerowało z powodu
mocy Kyuubiego, był wystawiany w najgorszych misjach jako tarcza, zawsze szedł
na pierwszy ogień, bo jego życie nie było nic warte.
Odwrócił się do Uchihy i
postawił przed nim kubek z herbatą.
- Ja… ja nie poczęstuję cię
niczym więcej, bo nic nie mam – powiedział z wahaniem. Właściwie, to nawet nie
miał w domu nic do jedzenia, a nie tylko ciastek do herbaty. Uchiha wzruszył
ramionami.
- Nic nie szkodzi – odparł.
Naruto zabrał swój kubek i usiadł na krześle po drugiej stronie stołu. Objął
ciepły kubek dłońmi i podniósł go do ust dokładnie w tym samym momencie, kiedy
o szyby w jego oknach uderzył ulewny deszcz. Naruto spojrzał w tamtym kierunku.
Strugi wody zalewały szklane szyby, pomieszczeniu zrobił się o wiele ciemniej.
- Miałeś rację, pada –
powiedział głośno. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał okazję porozmawiać z kimś
o czymś innym niż misja. Czasem zdarzało mu się pogadać z szefem kuchni w
Ichiraku albo z kimś spotkanym na misji, kimś, kto nie wiedział, jakim potworem
jest Naruto.
- Zawsze mam – prychnął
wyniośle Uchiha. Naruto skinął głową, nie mając pojęcia, co na to odpowiedzieć.
Skoro Uchiha tak mówił, pewnie była to prawda. Naruto pamiętał, że dawno temu
lubił się z nim kłócić, ale teraz… Przecież nie miał takiego prawa. Był tylko
Jinchuuriki, podczas gdy Sasuke… Sasuke należał do elity. Co by było, gdyby się
wściekł? Gdyby to doszło do uszu Hokage? Naruto wylądowałby w areszcie, tak jak
za każdym razem, kiedy popełnił jakieś przewinienie. Pomieszczenie dwa metry na
dwa, bez okien, ciemno, zimno i śmierdzi, dwadzieścia cztery godziny na dobę. I
tak kilka dni. Kaleczyło to umysł równie mocno jak kunai kaleczył skórę.
Spojrzał w bok, by nie
patrzeć w czarne oczy Uchihy. Tamten chrząknął.
- A więc Hokage nie
powiedział ci, że będziemy razem trenować? – zapytał rzeczowo. Naruto spojrzał
na niego zdumiony.
- Dlaczego? – zapytał.
- Co „dlaczego”? – Nie
zrozumiał go Uchiha.
- Dlaczego miałby cokolwiek
mi mówić? Mi nie mówią takich rzeczy. Ja mam wykonywać rozkazy. – Tyle lat mu
to powtarzano i wbijano do głowy nie tylko za pomocą słów. Miał tylko robić to,
co mówią i się niczym nie interesować. Do poniedziałku był cały weekend. Pewnie
rankiem ktoś zerwałby go z łóżka i kazał udać się na pole treningowe. Zawsze
tak było. Zresztą, zadawanie pytań było złe. Był Jinchuuriki – był nikim, nie
powinien się interesować żadnymi ważnymi sprawami.
Uchiha przyglądał mu się
chwilę. Naruto znów odwrócił wzrok i zapatrzył się na okno. Dziwne to było, tak
sobie siedzieć z kimś i pić herbatę. Tak zwyczajnie. To chyba był jakiś
podstęp.
- Więc tobie nie kazano
mnie zabić? – zapytał, ale nie spojrzał na bruneta.
- Zabić? – W głosie Uchihy
zabrzmiało szczere zdumienie. Naruto odetchnął w duchu, po czym skinął głową.
- Myślałem, że Hokage w
końcu uznał, że jestem zbędny i że to ty masz mnie zabić. Tylko… – Nagle
przestraszył się, że Sasuke mógłby to komuś powtórzyć. Jak nic, czekałby go
karcer. – Tylko nie mów nikomu, że to powiedziałem! Proszę! Ja… to mi się tylko
wymknęło, ja wcale tak nie…
- Spokojnie – przerwał mu
Uchiha. – Nikomu nie powiem. Wyluzuj.
Naruto skinął głową, ale
czuł się dziwnie. Nie mógł wyzbyć się wrażenia, że to wszystko zostało uknute.
Po co ktoś taki jak Uchiha miałby tu do niego przychodzić? Pić z nim herbatę?
Mówić jak do człowieka? Jak do znajomego?
Podniósł swoją herbatę do
ust i opróżnił połowę kubka jednym łykiem. Znów zerknął na okno. Nadal padało.
Wiedział, że Uchiha nie wyjdzie, dopóki deszcz nie ustanie. A może ma go zabić
w mieszkaniu? Szybko, może nawet bezboleśnie? W końcu miał Sharingana… Nie,
przecież powiedział, że nie po to tu jest. Po co miałby owijać w bawełnę,
zamiast tego mógłby zaatakować…
- Dziękuję za herbatę – rzekł Uchiha,
odstawiając kubek na stół. Naruto skinął głową i wstał, żeby go zabrać i
wrzucić do zlewu. Uchiha nie wypił całej herbaty, zostawił na dnie trochę płynu
i fusy. Naruto wziął jego kubek do ręki, a wtedy Uchiha poruszył się.
Przestraszony Uzumaki zareagował instynktownie i odskoczył, sięgając po kunai.
Kubek wypadł mu z ręki i całą jego zawartość wylądowała na spodniach Uchihy,
który syknął ze złością.
- Co robisz, do cholery?! –
nakrzyczał na niego. Uzumaki natychmiast się zreflektował. Schował broń, złapał
za ścierkę i rzucił się do Sasuke.
- W-wybacz, ja nie chciałem
– zawołał, klęcząc przed nim i wycierając plamę z jego spodni. – Ja… naprawdę
nie chciałem, przepraszam, to było zupełnie niechcący. N-nie złość się, ja
naprawdę nie zrobiłem tego spec…
- Spokojnie. – Już drugi
raz Uchiha mu przerwał, tym razem łapiąc go przy tym za nadgarstki drżących
dłoni. – Uspokój się, Naruto.
Uzumaki poderwał głowę i
spojrzał mu w oczy. Jak dziwnie, jak inaczej, jak nienormalnie brzmiało jego
imię wypowiedziane obcymi ustami. Tak rzadko zwracano się do niego po imieniu.
Z całej wioski słyszał je chyba tylko z ust szefa z Ichiraku.
- Ja…
- Nic się nie stało, to
tylko plama. Co z tobą? – czarne oczy przewiercały go na wylot.
- C-co ze mną? – nie
zrozumiał.
- Jesteś zupełnie inny niż
to, jakim cię pamiętam. Przestać być taki nerwowy, naprawdę myślisz, że
przyszedłem cię zabić? Przecież jesteśmy kumplami…
- KUMPLAMI?! – wrzasnął
Naruto i wyrwał swoje nadgarstki z jego uścisku. Zerwał się na równe nogi i
cofnął nieco, patrząc z furią na wpatrującego się w niego Uchihę. Co on mówił?
Jak śmiał?! Jakim prawem?! – NIE JESTEŚMY ŻADNYMI KUMPLAMI! OSIEM LAT!!!
ZOSTAWILIŚCIE MNIE NAGLE WSZYSCY NA OSIEM LAT!!! ZNIKNĘLIŚCIE, JAKBY WAS NIGDY
NIE BYŁO, WSZYSCY NA RAZ, ZA JEDNYM ZAMACHEM I ZOSTAWILIŚCIE MNIE SAMEGO!!! A
TERAZ MÓWISZ, ŻE JESTEŚMY KUMPLAMI?! PRZYCHODZISZ NA HERBATĘ?! NIENAWIDZĘ CIĘ!
NIENAWIDZĘ WAS! NIENAWIDZĘ CAŁEJ TEJ PRZEKLĘTEJ WIOSKI, HOKAGE, TYCH LUDZI,
TEGO MIEJSCA!!! TAK BARDZO WAS NIENAWIDZĘ, ŻE MAM OCHOTĘ WAS WSZYSTKICH
OBEDRZEĆ ZE SKÓRY, NABIĆ NA PALE I PATRZEĆ, JAK ZDYCHACIE, A POTEM ZETRZEĆ Z
POWIERZCHNI ZIEMI CAŁĄ TĘ WASZĄ PIEPRZONĄ WIOSKĘ I WYKREŚLIĆ Z HISTORII CAŁE
WASZE ISTNIENIE!!! JA WAS NIENAWIDZĘ I CIEBIE Z NIMI WSZYSTKIMI NA CZELE!!!
Zamilkł, dysząc ciężko i
patrząc w czarne, szeroko otwarte oczy Sasuke. Po chwili się opanował.
- Wynoś się – wycedził
przez zęby. – Wynoś się, zanim stracę panowanie nad sobą i gorzko tego
pożałujesz. I nigdy więcej tu nie przychodź.
- Naru…
- WYNOŚ SIĘ, DO CHOLERY!
GŁUCHY JESTEŚ?! WYPIERDALAJ!!! – wrzasnął, wskazując drzwi.
Uchiha wstał i wyszedł.
Trzasnęły frontowe drzwi. Naruto rozejrzał się z furią po pokoju i ryknął
wściekle, a potem złapał za stół i cisnął nim o ścianę. Mebel rozbił się na
kawałki, ale to było za mało, by się wyładować. Dopadł kredensu i zaczął zwalać
wszystkie znajdujące się na nim rzeczy. Złość kipiała w nim, nie mógł jej
opanować, nie mógł przestać. Jak Uchiha śmiał?! Jak śmiał!?! Po tylu latach… po
tych wszystkich latach… po tym, przez co Naruto musiał przejść i znieść
zupełnie sam… jak on śmiał…?!
Ryknął na całe gardło i w
tym momencie usłyszał dźwięk rozbijanych szyb. Do jego mieszkania wpadł cały
oddział ANBU w pełnej gotowości. Ale on już nie panował nad sobą, jego ciało
zmieniło się. Miał już kły zamiast zębów, pazury zamiast paznokci, a w jego
oczach płonęła szkarłatna żądza mordu. Bez zastanowienia rzucił się w wir
walki…
*
Siedział pod ścianą, nagi,
z dłońmi skutymi nad głową. Oczy miał zasłonięte, nic nie widział. Dygotał z
zimna i ze zmęczenia. Mieli barbarzyńskie metody zadawania bólu i chyba
najbardziej skuteczne. A on żałował, że się uniósł, ale to było silniejsze od
niego. Ta złość go pochłaniała. Nienawiść zżerała go od środka. Nie mógł sobie
z tym poradzić, nie mógł nad sobą zapanować. Nienawiść była jak trucizna, demon
w nim sączył ją w jego żyły, zatruwał mu myśli, przejmował kontrolę nad jego
reakcjami.
Nagle chluśnięto mu w twarz
kolejnym wiadrem wody.
- Już nie… - jęknął. – Już
nie, błagam…
- Powinieneś nauczyć się
dyscypliny – usłyszał głos Hokage. Zadrżał.
- Ja wiem, ja przepraszam…
- szepnął. To był… chyba czwarty dzień, odkąd tu siedział. Piętnasta taka
sesja. Już go złamali, złamali go już dawno, bo przecież to nie byli wrogowie,
to byli jego bliscy, jego przyjaciele. Błagał i przepraszał, chciał wyjść, nie
rozumiał, dlaczego mu to wszystko robią, jaki właściwie jest cel tych tortur? –
To już się nie powtórzy… AAAAAAAAAAAAA!!!
Wrzasnął, gdy po jego ciele
rozszedł się ból, gdy potraktowano go prądem. Wygiął się do tyłu, oczy
potoczyły mu się do wnętrza czaszki. Po chwili wszystko się skończyło. Opadł na
zimną posadzkę, dygocąc.
- Jesteś Jinchuuriki,
jesteś własnością tej wioski, jesteś jej bronią i tylko do tego się nadajesz.
Ta wioska cię karmi i dba o ciebie, a twoim obowiązkiem jest odwdzięczać się
jej i wykonywać rozkazy jej przywódcy. Jesteś Jinchuuriki stworzonym przez nas
i dla nas. Gdyby nie my, w ogóle byś nie istniał.
- Rozumiem, tak, ja
wszystko rozumiem. Błagam… przecież ja się staram…
Kolejne wiadro wody, która
wpadła mu do ust. Zaczął się krztusić, pochylając nisko głowę. Kilka chwil
później znów wrzeszczał, wijąc się z bólu, rażony prądem. Kiedy opadł na
posadzkę, z trudem oddychał. On przecież też miał limit, swój własny, bo moc
Kyuubiego w nim została teraz zapieczętowana.
- Zabiłeś swojego
towarzysza…
- Nie pamiętam… ja naprawdę
tego nie pamiętam… ja bym nigdy… ja nigdy…
Ktoś złapał go za
podbródek. Naruto zadrżał, gdy czyjś oddech owionął mu twarz.
- Zaczynasz mnie powoli
denerwować – szepnął Hokage. – Nie pozwalam ci się buntować, rozumiesz? Jesteś
bronią przeciw wrogom Konohy, a nie przeciw jej mieszkańcom. Jesteś narzędziem
w naszych rękach. Jeszcze jedna taka akcja, a cię zabiję, rozumiesz?
- Tak… tak, rozumiem…
Puścił go, a Naruto skulił
się pod ścianą, podkurczając pod siebie nogi. Był zmarznięty, przerażony do granic,
zgnębiony, głodny i obolały. Trzasnęły drzwi. Został sam. Zwinął się w kłębek,
drżąc.
Rozpłakał się.
*
Kazali mu iść do domu
Uchihy, przeprosić go za swoje zachowanie i błagać o wybaczenie. Zbierał się do
tego trzy dni, po części dlatego, że ledwo mógł się ruszać. Bolały
go wszystkie mięśnie i znów był chory. Kyuubiego zapieczętowali, bo był jak
środek przeciwbólowy i wtedy ich tortury mijały się z celem.
Dotarł do dzielnicy Uchiha
i do jedynego zamieszkałego tam domu. Spojrzał na okna. Tylko w jednym z nich
paliło się światło. Był wieczór, po pustych ulicach hulał mroźny wiatr. Naruto
owinął się szczelniej szalikiem i zbliżył do drzwi frontowych wielkiej
posiadłości. Zadzwonił i czekał.
Sasuke otworzył po dłuższej
chwili. Spojrzał na niego ze zdziwioną miną. Uzumaki bez zastanowienia zgiął
się w głębokim ukłonie.
- Bardzo przepraszam za
moje zachowanie ostatnim razem. Poniosło mnie, nie powinienem na pana krzyczeć.
Błagam o wybaczenie – powiedział to sucho i bez emocji, tylko dlatego, że mu
kazali. Chwilę czekał na odpowiedź, nie podnosząc głowy.
- To najmniej szczere
przeprosiny, jakie w życiu słyszałem – rzekł Uchiha, a Naruto zacisnął zęby
zezłości – …ale i tak je przyjmuję. Wejdź do środka, zimny dziś dzień.
Zaskoczony Naruto
wyprostował się i wszedł do budynku, a Uchiha zatrzasnął za nim drzwi. Naruto
przyjrzał mu się podejrzliwie. Uchiha ubrany był w luźne, dresowe spodnie i
ciemny podkoszulek. Włosy miał w lekkim nieładzie, ale i tak od całej jego
postury biła władczość i pewność siebie, jak zawsze.
- Rozbierasz się, czy
będziesz tak stał i się na mnie gapił? – zapytał, a Naruto drgnął i szybko
zdjął z siebie kurtkę i szalik. Uchiha wziął od niego te rzeczy i powiesił na
wieszaku, po czym gestem zaprosił go do kuchni. Tam kazał mu usiąść przy stole.
Sasuke podszedł do okna i
opuścił rolety.
- Zawsze za tobą łażą? –
zapytał, a Naruto skinął głową. ANBU praktycznie nigdy nie spuszczali go z oka,
nigdy nie było wiadomo, kiedy coś odwali.
- Tak – odparł. Uchiha
stanął przy kredensie i zabrał się za krojenie warzyw, czynność, którą Naruto
musiał mu przerwać swoim nadejściem.
- Nie masz co się obawiać,
na ten dom nałożone jest jutsu antypodsłuchowe, nie to, co w twoim mieszkaniu.
– Naruto skinął głową. Sasuke zerknął na niego. – Od kilku dni chciałem z tobą
pogadać, ale nie było cię w mieszkaniu. Gdzie byłeś?
Naruto zadrżał na
wspomnienie karcera i opuścił głowę. Czuł wzrok Sasuke na sobie, ale nie był w
stanie się odezwać.
- Gdzie byłeś? – naciskał
Uchiha. Naruto pokręcił głową.
- Nie wolno mi mówić –
szepnął nieco zdławionym głosem. Poczuł, że Uchiha się do niego zbliża.
Czarnowłosy ukucnął tuż przed nim, przyglądając mu się uważnie.
- Powiedziano mi, że byłeś
w areszcie. Jak wyglądał ten areszt?
Naruto ponownie pokręcił
głową.
- Nie wolno mi, nie mogę o
tym…
Sasuke złapał go za szczękę
i zmusił, by Naruto patrzył mu w oczy.
- Powiedz – rozkazał z
naciskiem. Naruto zamknął oczy.
- Proszę cię, ja
przyszedłem tylko przeprosić – szepnął błagalnie. – Nie chcę drugi raz wpakować
się w kłopoty.
- Przyszedłeś przeprosić,
bo ci rozkazali – powiedział Uchiha jakby z lekkim wyrzutem.
- Tak, bo mi kazali.
Musiałem – jęknął i wyswobodził się z tego uścisku. Odsunął się nieco od
czarnowłosego. – Ja mam tylko wykonywać rozkazy, a… a ja wtedy… ja wtedy
pozwoliłem, by demon… - Położył rękę na brzuchu i zacisnął palce na swojej
bluzie. – I dlatego…
- Wykrzyczałeś mi w twarz,
że cię zostawiliśmy… - szepnął Uchiha, opuszczając nieco głowę, by zasłonić
oczy grzywką. – Wtedy zrozumiałem, że ty nie wiedziałeś, że dostaliśmy rozkaz,
by przestać się z tobą widywać na czas twojego treningu. Próbowałem się z tobą
skontaktować kilka razy, ale zamknęli mnie na dwa miesiące w więzieniu i nawet
Kakashi nie mógł mnie wyciągnąć… A potem ty zniknąłeś na tym trzyletnim
treningu… I gdy wróciłeś znów chciałem się z tobą zobaczyć, ale wysłano mnie na
rok na misję do Kiri… i dopiero teraz pozwolono mi się z tobą skontaktować…
Naruto… - Uchiha spojrzał mu w oczy, a Naruto przełknął ślinę. Nic nie
rozumiał? Czemu niby nie mógł widywać się z Sasuke? O co chodziło? – Nie masz
pojęcia – szepnął Uchiha i przybliżył się do niego, a potem położył mu dłoń na
policzku. Naruto wpatrywał się w niego, a serce łomotało mu w piersi tak
głośno, że był pewny, iż Sasuke też to słyszy. – Jak ja za tobą tęskniłem…
A potem ciepłe wargi
czarnowłosego dotknęły jego ust. Naruto wytrzeszczył oczy. Nie pamiętał, by
ktokolwiek, kiedykolwiek dotykał jego twarzy. Nigdy wcześniej też… nigdy się
nie całował. Wszyscy w wiosce brzydzili się nim, on sam się sobą brzydził. Miał
na rękach tyle cudzej krwi, a w sobie, tam w środku, potwora żądnego tej krwi.
Do tej pory myślał, że nikt nigdy nie będzie chciał… że nikt nigdy…
Usta
Sasuke stawały się coraz bardziej łapczywe i Naruto w końcu zareagował,
odpowiadając na pocałunek. Jego powieki opadły, a on poddał się uczuciu ciepła,
jakiego jeszcze nigdy nie doznał. Czuł, jak po policzkach spływają mu łzy,
których nie był w stanie powstrzymać, mimo iż się starał. Sasuke całował go wprawnie,
a serce Naruto, który wiedziony jakimś instynktem objął go za szyję, dudniło
jak szalone.
- Nie płacz – szepnął
Uchiha, odrywając się od niego. – Nie płacz… - Zaczął scałowywać jego łzy. Tego
Naruto nie mógł już znieść. Starał się, naprawdę się starał, ale nie wytrzymał
i najzwyczajniej w świecie się rozpłakał, na zmianę całując Uchihę i wycierając
swoje łzy, uparcie płynące mu po twarzy. Sasuke pomagał mu w tym, zlizując
słony płyn i oddając pocałunki. Ich oddechy przyspieszały z każdą chwilą, a
serca waliły jak szalone.
- Cały czas tęskniłem… -
szeptał Sasuke. – Nie pozwalali mi się do ciebie zbliżyć… - Całował go po szyi,
po policzkach, w usta… - Mówili, że to dla twojego dobra… Że demon w tobie tego
nie chce… Że cierpisz, bo on pragnie naszej śmierci… Że lepiej jest dla ciebie,
jak się nie zbliżamy…
Naruto słuchał tego, nic
nie rozumiejąc. Nie miał pojęcia, co to znaczyło i nie mógł skupić się na
słowach Sasuke, bo rozpraszały go jego wargi, wędrujące po jego skórze, coraz
bardziej zachłanne. Całe życie tłumił w sobie takie pragnienia, zabijał je w
sobie, nie dopuszczał do siebie myśli, że coś takiego mogłoby mu się
przytrafić. Dzięki temu jakoś żył, wytrzymywał i nie wariował, choć czasem nie
mógł znieść własnych myśli. Teraz to wszystko, co w sobie tłumił, zwaliło się
na niego jedną falą. Nie mógł sobie z tym poradzić. Wił się i skręcał pod
naporem ust Sasuke, sapał, gdy dłonie czarnowłosego krążyły pod jego koszulką,
badając jego plecy i tors, wzdychał, gdy ten gryzł go w płatki uszu i wciąż nie
mógł powstrzymać łez, kiedy Uchiha raz po raz powtarzał, że za nim tęsknił i
przepraszał go.
Naruto nie był pewien, jak
wylądowali w łóżku. Bodźców było za dużo i były za silne i zbyt intensywne.
Sasuke był taki namiętny i gorący. Całował go z pasją, głęboko, długo. Dłońmi
pieścił jego ciało, wędrował po nim wargami, by na koniec przenieść się z nimi
na jego męskość. Naruto wił się pod nim, jęczał z przyjemności i dyszał, a
kiedy uzyskał spełnienie, na chwilę cały świat odpłynął mu sprzed oczu.
Dygotał, myśląc, że to koniec przyjemności, ale się pomylił. Chwilę później
Sasuke znów zaczął go pieścić, palcami
ostrożnie masując jego wejście. Naruto był całkowicie uległy, choć nie do końca
wiedział, do czego to prowadzi. Nie miał żadnego doświadczenia w tych sprawach,
a żeby nie wariować, nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby… Robił
wszystko, by to w sobie stłumić i nigdy, absolutnie nigdy nie pozwolić sobie na
fantazje. Jakieś dwa lata temu bardzo przez to cierpiał. Tak bardzo chciał
tego, czego nie mógł mieć. Kobiety brzydziły się nim, żadna nie chciała za
kochanka niebezpiecznego, żądnego krwi potwora. Mordercę. Odmieńca. Bestię.
Jinchuuriki.
Sasuke dołożył starań, żeby
go przygotować, a potem w niego wszedł. Naruto wygiął się, czując go w sobie.
Wydawał ciche jęki przy każdym ruchu kochanka i nawet nie starał się ich
tłumić. Sasuke najpierw poruszał się ostrożnie, lecz z każdą chwilą i on tracił
nad sobą kontrolę, aż w końcu jego ruchy przybrały na sile, stały się szybkie,
mocne i chaotyczne. Naruto podobało się to, choć czuł ból, który z każdą chwilą
jednak zdawał się zmniejszać, zastępowany przez przyjemność. Próbował nieco
zapanować nad sobą, nad swoimi reakcjami, ale Sasuke ponowie go rozgrzał i nie
pozwolił mu się powstrzymywać. Wtedy, dodatkowo, Uchiha zaczął pieścić jego
członka swoją dłonią, szepcząc mu do ucha słowa, które do Uzumakiego nie
docierały. Doszedł pierwszy, a niedługo potem spełnienie w jego wnętrzu uzyskał
także i Uchiha. Naruto był śmiertelnie zmęczony. Opadł na poduszkę, nie
zastanawiając się już nad niczym. Przylgnął do gorącego ciała obok siebie,
oszołomiony, szczęśliwy… Czuł tylko, zasypiając, jak Sasuke głaszcze go po
głowie. To było takie przyjemne…
*
Powoli wszystko do niego
docierało. Ciepło drugiego ciała, znajdującego się pod nim. Zapach potu i innej
pościeli, a także czegoś jeszcze. Oddech osoby, na której leżał i jej dłonie,
trzymające go w objęciu. Na koniec wspomnienia ubiegłej nocy.
Leżał, nie myśląc. Nie
chciał analizować tego, co się stało, bo bał się wyników tej analizy. Czy to
było normalne, że dwóch mężczyzn poszło ze sobą do łóżka? Czy to było właściwe?
Czy… zacisnął powieki i po prostu pogrążył się we wspomnieniach Sasuke sprzed
lat. Tamten Sasuke był wrednym, zarozumiałym, przekonanym o własnej wyższości
gnojkiem. I nadal taki był, ale Naruto odkrył w nim tej nocy przeogromne
pokłady namiętności, o które by go nawet nie podejrzewał. Było mu dobrze. Była
to jego najwspanialsza noc, nawet jeśli miała być tylko pojedynczą nocą nie do
powtórzenia już nigdy. Wiedział, że zapamięta ją na zawsze i że będzie ona
tarczą przed całym złem, jakie go otaczało. Czuł się wtedy taki chciany. Czuł
czyjeś pożądanie, ciepło, pragnienie… To było niesamowite. A jago własne
odczucia… tych nawet nie potrafił opisać.
Sasuke pod nim poruszył
się, a potem chyba się obudził. Naruto nie miał pojęcia, co się teraz wydarzy,
dlatego nie poruszał się i nie otwierał oczu. Ciepłe wargi Uchihy musnęły jego
czoło, a potem ten ostrożnie się spod niego wysunął, po czym wyszedł z
sypialni. Naruto natychmiast otworzył oczy. Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia,
jak ma teraz spojrzeć w twarz Sasuke po tym, co się stało? Wstydził się i
przerażało go to. A co, jeśli Sasuke nie było dobrze? Jeśli on zrobił coś nie
tak? A jeśli to podstęp, jakaś zabawa, żart? A co, jeśli…
Potrząsnął głową, opadając
twarzą na poduszkę. Nie powinien tak myśleć. Powinien się uspokoić, uwierzyć
ten jeden, jedyny raz. Choć myśl, że mógłby zasługiwać na szczęście od zawsze
wydawała mu się chorą abstrakcją, to jednak cały czas w głębi duszy miał
nadzieję, że może… kiedyś… raz…
- Nie śpisz już? – usłyszał
nagle i poderwał głowę.
Sasuke, w samych spodniach,
stał w wejściu do sypialni z tacką, na której stały dwa parujące kubki,
cukiernica i kartonik z mlekiem. Podszedł do niego, postawił tackę na stoliku
obok, po czym pocałował Naruto w zdziwione usta, siadając przy nim na łóżku.
- Zrobiłem nam kawę, nie
mam pojęcia, jaką pijesz. Posłodzić ci, czy ze śmietanką…?
- Gorzką – odparł, nadal
lekko zdziwiony Naruto. Uchiha spojrzał na niego lekko smutnym wzrokiem.
- Myślałem, że się
uśmiechniesz – szepnął nagle, przysuwając się do niego. Naruto odsunął się
zupełnie odruchowo, a jego serce zaczęło szybciej bić. – Co oni ci zrobili, że
już się nie uśmiechasz? – zapytał z bólem Uchiha.
Naruto nie odpowiedział, bo
nie miał pojęcia, co mógłby odpowiedzieć. Albo raczej inaczej, doskonale
wiedział, co mógłby powiedzieć, ale nie przechodziło mu to przez gardło. Jak
miał się uśmiechać po tym wszystkim? Po tym, co mu robili, do czego go
zmuszali? Po szkoleniu w Korzeniu i praniu mózgu, przez które przeszedł? Po
misjach, na których tylko zabijał… i zabijał… a potem w snach widział tych
ludzi, ich oczy, słyszał ich krzyki… Zniszczyli go. Pozbawili go wszystkiego,
co miał i nie dali mu nic w zamian. Wszystko, co stanowiło esencję jego
istnienia, co stanowiło o tym, jaki był, kim był, już nie istniało. Złamali go,
roztarli na proch, rozłożyli na części, a potem zbudowali od nowa. Wrak
człowieka. Prawie bez uczuć, na skraju załamania, w głębokiej depresji,
dręczony myślami samobójczymi. Potwór.
Jak miał się po tym
wszystkim nadal uśmiechać?
- Ja – szepnął, patrząc w
czarne oczy, które zdawały się być coraz bardziej smutne. – Ja po prostu… nie
wytrzymałem… - szepnął i w następnej sekundzie już całował Sasuke, a Sasuke
całował go równie mocno i intensywnie.
- Nie zostawiaj mnie już –
szepnął, kiedy oderwali się od siebie i Sasuke przytulił go, głaszcząc go
pogłowie. – Proszę cię, ja dłużej tego nie zniosę…
- Spokojnie – wyszeptał mu
Sasuke do ucha, obejmując go jeszcze mocniej. – Już nigdy nie będziesz sam…
cudowne! Genialnie kreujesz nową rzeczywistość w której łatwo się odnaleźć i zrozumieć, Naru jest tu po prostu świetny aż chce się go tulić i pocieszać.
OdpowiedzUsuńlecę do następnego opo!
Epickie ! Wszystko ak super opisane! Jestem pod wrazeniem :)
OdpowiedzUsuńPiękne *.*
OdpowiedzUsuńTo było piękne!
OdpowiedzUsuńCudo
OdpowiedzUsuńNiesamowite opowiadanie!
OdpowiedzUsuńSzara rzeczywistość uderzyła we mnie i zwaliła z nóg.
OdpowiedzUsuńBo tu, rzeczywistość wylewa się z ram twoich słów, przelewa przez margines bezpieczeństwa, jaki daje m świadomość, że to tylko opowiadanie i zalewa ponurą falą. Doskonale mogę sobie wyobrazić takiego Naruto. Bardzo przypomina mi Sai'a. Pozostała mi jakaś gorzka refleksja po tym tekście.
Co by się stało gdyby komuś udało się złamać blondyna?
Świetnie to tu opisałaś. Naprawdę byłam skłonna uwierzyć, że coś takiego miało miejsce.
Dziękuję
Seath
ciekawi mnie jak potoczyły się dalsze losy naszej parki... Jak na to wszystko zareagował Hokage?? Przeważnie opowiadania pozwalają oderwać mi się od codziennej szarości ludzkiego życia ale to spowodowało że poczułam to wszystko jeszcze bardziej... Poczułam jak Ludzie mogą być okrutni i jak łatwo mogą kogoś skreślić... Całe szczęście pojawił się Sasuke i przegonił szarość... Tekst jest bardzo lekki i przyjemny :) bardzo mi się podobał ;) Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńHmm.. Ogółem fajnie napisane, wczułam się i szczerze przy czytaniu tego one shota zrobiło mi się smutno względem Naruto, ale też na końcówce się wzruszyłam. Jak ktoś tam wyżej napisał - Tekst lekki i przyjemny.
OdpowiedzUsuńJestem nowa na Twoim blogu, przyjaciółka mi poleciła Twoje opki i takie tam i muszę powiedzieć, że postaram się przeczytać każdy opek, one shot i co tam jeszcze wymyślisz. :-)
co tu duzo mowic. po prostu piekne :)
OdpowiedzUsuńCUDKO ^^ Szkoda tylko, że nie ma kontynuacji xD
OdpowiedzUsuńTo znowu my~
OdpowiedzUsuńAres; Żyje pośród debili.|
To ty wpadłeś na pomysł by dosłownie wszystko skomentować.
Ares; Wiem, następnym razem mnie walnij.|
(*Jeb*) Za późno. Ok... Zaczynając... Naru stłamszony przez strach.... Ja pierdole wyplułam moje żelki! Odkupujesz mi! Mam przez Ciebie koszmary, Ayanami!
Ares; Pomysł jak zawsze - w 100% oryginal i opis fajny. |
Ejjj popłakałam sie... To jest zbyt realne dla mnie.
Ares; Zasmarkała mi koszulke! |
Młahahaha *złowieszczy śmiech*
~Mrina88~ & ~Ares~
One shot po mistrzowsku! Klimat, który bardzo mi podchodzi. Angst, dramat i ogólne okrucieństwo ;>
OdpowiedzUsuńNaru jest genialny w tej historii. Ma w sobie tak potężną bestię a sam jest słaby, złamany, zdeptany, zniszczony, bez nadziei na jakiekolwiek szczęście. Jest tylko człowiekiem, który miał pecha urodzić się jinchuuriki. Postać nie jest naciągana. Jest bardzo autentyczna i podejrzewam, że gdyby historia tak się potoczyła i Danzou został hokage to Naru tak by właśnie skończył. Jedyne co mi zgrzytło to uczucie Sasuke a konkretnie "zawsze Cię kochałem". Uważam, że wątek byłby fantastyczny do rozwinięcia czyli krótkie opowiadanie o tym jak razem trenują a Sasuke w obliczu ogromu okrucieństwa jakie dotyka Naru zaczyna się nim opiekować, bronić, chronić i koniec końców pokocha go i razem zniszczą hokage;D Ojjjj poczytałabym takie opo^^ Pozdrawiam i życzę weny!
To było genialne, jest to zdecydowanie kolejna perełka. Czytałam je kilka razy. Jest przejmujące i wzruszające. W momencie jak Sasuke mu wyjaśnił, że nie pozwolili im się widzieć, popłakałam się i tak moje wzruszenie trwało do końca. ❤❤😢🥺☺️
OdpowiedzUsuńJezu, to potrzebuje jakiejs kontynuacji.. cudeńko, w każdym momencie płakałam. Rób takich opowiadań więcej, mega sie czytało ^-^
OdpowiedzUsuńLubie takie smutne klimaty, świat zakochanych nie jest wiecznie szczęśliwy, pzdr i weny życze