„Dla mnie.”
Słowa te dźwięczały w
umyśle Sasuke zawsze wtedy, kiedy miał już zupełnie dość otaczającej go
rzeczywistości i chciał zerwać z nią wszelki kontakt. Chciał uciec, ale właśnie
w tych krótkich momentach załamania i utraty wiary to przeklęte „dla mnie” wyłaziło,
wypełzało z najgłębszych pokładów jego podświadomości, z czeluści, w które je
wepchnął, zamknął, zatrzasnął, wyłaziło i dźwięczało, odbijając się echem w
jego przepastnej głowie. „Odchodzisz?! Sasuke, ty odchodzisz?!” Zdziwienie,
szok, ból w niebieskich jak niebo oczach. „Nie! Sasuke, zostań! Dla mnie!”
To przeklęte „dla mnie” było jak jakaś nieodwracalna przysięga, jak
przyrzeczenie nie do złamania, obietnica na całe życie. Niemal sakramentalne
„tak”, razem na zawsze, po wsze czasy, w smutku i radości, w zdrowiu i w
chorobie i póki śmierć nas nie rozłączy. Amen.
To przeklęte, sakramentalne „dla mnie” trzymało go na miejscu zupełnie jak psa
na łańcuchu. To sakramentalne „dla mnie” przyszpiliło go do Konohy, zmieniając
wszystko, co sobie zaplanował. To sakramentalne „dla mnie” narzuciło na niego
tor, jakim wcale nie chciał podróżować. Uwiodło go obietnicą czegoś, czego tak
bardzo mu wtedy brakowało. Obietnicą życia bez tej cholernej presji, że musi
być silniejszy od brata, obietnicą uwolnienia od rodzinnego piętna i przymusu
zemsty. To „dla mnie” obiecało mu utopię innego celu, celu położonego nie w
zemście, lecz utkwionego w niebie, zamkniętym w parze szczerych oczu, w których
w tamtym momencie emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie, aż w końcu stanęły
w jakimś punkcie, którego wtedy nie rozumiał, jednak chciał, by tak zostało już
na zawsze. I przez to nieszczęsne, sakramentalne „dla mnie” przyrzekł komuś,
komu wcale nie chciał nic przysięgać, coś, czego w życiu nie zrobiłby nigdy i
dla nikogo, prócz niego. Wyrzekł się siebie. Wyrzekł się zemsty. Wyrzekł się
brata, rodziny, celu życia, siły… dla tego przeklętego „dla mnie” zrzekł się
wszystkiego, co go określało, co czyniło go sobą, co go definiowało. Ponieważ w
tamtej chwili ból w tych dwóch niebach przyćmił mu zdrowy rozsądek, stępił
zmysły, otumanił go i nakłonił do zmiany decyzji. A on przystał na to „dla
mnie” jakby mówił „tak”, wszem i wobec i przy wszystkich, i to wypowiedziane
przez Naruto „dla mnie” również było takim „tak”, wypowiedzianym na zawsze,
tylko raz… jak przysięga na wieczność. Coś, co miało dać mu nowy cel, położony
w innym punkcie, nie opierający się tak jak wcześniej na obsesji, a na
ukojeniu.
Jednak Sasuke się dusił.
Uczucie duszności, ciasnoty i zamknięcia nie opuszczało go przez cały czas,
wręcz przeciwnie. Zdawało się rosnąć i go przygniatać, zalegać w klatce
piersiowej niczym papierosowy dym. Było mu duszno. Dusił się sam w sobie.
Zacisnął dłonie, złożone na chłodnym parapecie i podniósł głowę, by spojrzeć w
rozgwieżdżone niebo. Było gorąco, parno, cicho. Tę ciszę burzył tylko
równomierny oddech za jego plecami i ciche cykanie świerszcza w ogródku. Poza
tym Konoha pogrążona była w błogim śnie, w końcu była druga w nocy. Sasuke nie
mógł spać, ponieważ nie pozwalała mu ta przytłaczająca go duszność, a z drugiej
strony przed ucieczką w wolność trzymało go to nieszczęsne „dla mnie”. Wtedy, w
tamtym momencie, wydawało się ono takie kuszące, teraz jednak miał je za tanią
dziwkę. I miał już tej dziwki, od której się uzależnił, dość.
Obrócił się i oparł o parapet, patrząc na śpiącą w białej pościeli postać.
Miłość… nigdy tak naprawdę nie zdefiniował sobie tego uczucia. Miłość była dla
niego czymś w rodzaju tabu, nie mówił o niej, nawet o niej nie myślał,
zupełnie, jakby jego nie dotyczyła… może nawet, jakby nie istniała.
A ile miłości było między nim a śpiącym na łóżku Naruto? Czy to w ogóle była
miłość? Czy można by było tak właśnie nazwać to uczucie, którym się darzyli? On
nigdy nawet nie potrafił nazwać Naruto swoim przyjacielem, mimo że chyba był nim
przez długie lata. Jednak nie byli przyjaciółmi, przyjaciele nie spędzają ze
sobą nocy. Nie byli też braćmi, choć podobno w wiosce mówiono już, że są dla
siebie jak rodzina. Ale… czy wobec tego to była miłość? Co to w ogóle jest
miłość?
Zbliżył się ostrożnie do śpiącego Naruto i spojrzał na jego spokojną twarz.
Sasuke nigdy nie miał problemu z rozróżnianiem uczuć, w przeciwieństwie do
jego… partnera. Jednak nadal nie wiedział, czy to miłość trzyma go przy Naruto,
czy jest to przysięga, czy coś jeszcze innego. Może to po prostu była wygoda?
Może nie śmiał przyznać przed sobą, że jest zwyczajnym tchórzem i miłością
nazywa swoją wygodę? Bo to było takie łatwe, zostać przy boku Naruto. Zamiast
gonić gdzieś po świecie, bez domu, bez wyraźnej przyszłości, tylko po to, by
zrealizować zemstę, został. Najpierw jako przyjaciel, później jako kochanek.
Razem było im dobrze, to prawda. Pragnął Naruto, właściwie, nawet teraz, kiedy
wydawało mu się, że zna na pamięć każdy milimetr jego ciała, wciąż było mu go
mało. Naruto był jakby stworzony dla niego, zaś Sasuke wydawało się czasem, że
on sam istnieje dla blondyna i dla niczego innego. Jakby już sam fakt istnienia
Naruto jednocześnie oznaczał istnienie Sasuke. Jakby nie mogli być rozdzielni.
Nagle nabrał ochoty na herbatę. Zgarnął z oparcia fotela swój szlafrok i
narzucając go na siebie, obrócił się w stronę drzwi. Herbata to był dobry
pomysł o drugiej dziesięć w nocy. To był bardzo dobry pomysł.
Zrobił krok w stronę drzwi i nagle zatrzymał się. Nie chciał pić tej herbaty
sam. Nie chciał być sam ze swoimi myślami, bo bał się, że pobiegną niewłaściwym
torem. Że zgubią się gdzieś w tej otchłani, jaką była jego głowa. Nie mógł
zostać z nimi sam.
Zawrócił i ponownie zbliżył do łóżka. Pochylił się nad Naruto i delikatnie
potrząsnął jego ramieniem.
- Naruto – szepnął.
Uzumaki coś jęknął i po chwili otworzył oczy. Jego spojrzenie było na wpół
przytomne. Wlepił w czarnowłosego zaspane, pytające spojrzenie.
- Sasuke? – wychrypiał.
- Napij się ze mną herbaty
– szepnął Sasuke. Mina Naruto nic a nic się nie zmieniła. Nadal był
półprzytomny.
- Sasuke – jęknął jak zbity
i zerknął na budzik, stojący na stoliku obok. – Jest druga w nocy!
Sasuke nic na to nie odpowiedział, tylko na niego patrzył. Po chwili Naruto
ziewnął i skapitulował. Wygrzebał się z łóżka, założył na siebie swój szlafrok
i ruszył za odchodzącym już Sasuke.
Na ciemnych schodach prowadzących na dół Sasuke złapał Naruto za rękę. Po
prostu chciał to zrobić, ponieważ… nigdy nie trzymał go za rękę tak, jak się
trzyma kogoś, kogo się kocha. Ich związku nie można nawet było nazwać
związkiem, po prostu ze sobą sypiali. Nie było w tym żadnych przysiąg, obietnic
wierności, żadnych zobowiązań. Żyli ze sobą i jednocześnie obok siebie. Czy coś
takiego można nazywać miłością?
Dotarli do kuchni. Naruto, cały czas ziewając i lekko się chwiejąc, usiadł przy
stole, zaś Sasuke, włączywszy światło nad okapem, zabrał się za szykowanie
herbaty. Kuchnia pogrążona była dzięki temu w lekkim półmroku, tworząc
atmosferę ciepła i izolacji. Tak, Sasuke czuł się, jakby on i Naruto byli przez
to nikłe pomarańczowe światło odcięci od reszty aktualnie pogrążonego w
ciemności świata.
Woda zagotowała się, więc zalał dwa kubki i jeden z nich postawił przed
przysypiającym blondynem. Usiadł obok niego. Pili w milczeniu.
- Nazwałbym to „potknięciem
romantycznym” – powiedział w pewnym momencie Naruto, gdzieś w połowie swojego
kubka.
- Dlaczego? – spytał
Sasuke, lekko zaintrygowany.
- Bo to wszystko bardzo
romantyczne, jednak zupełnie nie w porę. Dlatego – wyjaśnił Uzumaki, a Sasuke
uśmiechnął się pod nosem.
- Masz rację, nie w porę –
przyznał, zerkając na zegar, wiszący na ścianie.
Dalej pili w milczeniu. Uzumaki siedział, kiwając się lekko, jakby w każdej
chwili głowa miała mu opaść, a chłopak ponownie miał pogrążyć się we śnie.
Sasuke siorbał swoją herbatę, wpatrując się w zegarek. Wskazówki przesuwały się
bardzo wolno, zdawało się, jakby czas zwolnił tylko po to, by mogli dłużej
siedzieć w tej kuchni i nic do siebie nie mówić.
Naruto odstawił kubek.
- Czy możemy już uznać, że
herbata się udała i wrócić do łóżka? – spytał, wpatrując się w Sasuke prosząco.
– Jest za dwadzieścia trzecia, Sasuke, ja chcę spać.
Uchiha odstawił swój kubek.
- Przecież nie przywiązałem
cię do stołu – mruknął, patrząc w bok.
- Gdybyś przywiązał, jeszcze
bym to zrozumiał, w końcu miałoby to jakiś sens. Jednak herbata o drugiej w
nocy a seks o drugiej w nocy to znaczna różnica.
Wstał od stołu.
- Idziesz? – zapytał,
jednak Sasuke nie ruszył się z miejsca. Naruto wpatrywał się w niego przez
kilka sekund, a potem ze świstem wypuścił powietrze z ust i podszedł do Sasuke.
Objął go w pasie.
- No co jest? – zapytał, próbując
zajrzeć mu w oczy.
- Zastanawiałeś się kiedyś
nad tym, co to jest miłość, Naruto? – zapytał Sasuke jak najbardziej poważnie.
Naruto ponownie chwilę mu się przypatrywał zanim zareagował. W końcu
zachichotał.
- I kolejne potknięcie. – Otarł
palcem kręcącą się w jego oku łezkę rozbawienia. Sasuke był jednak nieugięty,
po prostu na niego patrzył. – Jeśli chcesz mi powiedzieć, że mnie kochasz, to
bądź facetem i wykrztuś to z siebie.
- Kocham cię – powiedział
Sasuke obojętnie, a Naruto uśmiechnął się do niego. Nie było żadnych bijących
dzwonów, nie zawalił się dach, nie zagrała orkiestra, nie dudniło też serce i
nikt nie poczuł uderzenia gorąca. Byli oni dwaj, w kuchni pełnej cieni, tylko
częściowo zalanej pomarańczowym światłem znad okapu. Był zapach herbaty,
unoszący się w wilgotnym powietrzu i była trzecia w nocy, za oknem cykał ten
sam świerszcz, którego słyszał wcześniej Sasuke i Konoha też była taka sama.
A jednak gdy Naruto się uśmiechnął, świat wywrócił się do góry nogami i
pozmieniał swoje kolory, jakby wszystko to, co było czarne, nagle zajaśniało
niezwykłym blaskiem.
- Ja ciebie też, nawet
jeśli zupełnie nie umiesz być romantyczny – stwierdził Uzumaki i wziął go za
rękę.
Wrócili do sypialni i poszli spać. Niby nic się nie zmieniło, ale dla Sasuke,
od tamtej pory, nic nie było już takie samo i jakoś lepiej mu się oddychało od
tamtego dnia.
Jakoś tak w wielkim przypływie niechęci do nauki, wpadłam na Twojego bloga przeglądając tytuły opowiadań. I wtedy nagle przypomniało mi się, że "Potknięcia romantyczne" wywarły niegdyś na mnie ogromnie pozytywne wrażenie. I zaczęłam czytać. I znowu się zachwyciłam. Dziękuję, że piszesz opowiadania, do których lubię wracać :)
OdpowiedzUsuńMmmmm... :]
OdpowiedzUsuńTylko tyle mogę napisać, bo nie wiem jak to określić...
Nie mogę napisać, że to krótkie opo jest 'dobre', bo to wiesz, jak zresztą wszystkie na tym blogu. To brzmi.. zbyt "sucho", jeśli wiesz co mam na myśli. ;] . Nie mogę napisać także, że jest 'niesamowite', bo aż takie, moim zdaniem, nie jest ;d
Ale za to w pełni mogę przyznać, że chusteczka aha ma rację - miło się do niego wraca i nastraja jakoś inaczej do miłości..
Chyba pomaga trochę zrozumieć zagmatwaną otchłań zwaną 'love' . Mi pomogło spojrzeć na nią trochę inaczej ;)
Yaoinaruto-by-inata-chan-nu.blogspot.com
Przykre jest, że pod tym dziełem jest tak mało komentarzy. Więc w tym elitarnym gronie znajdzie się i mój.
OdpowiedzUsuńZachwycam się tym. I wracam i znów się zachwycam. Bo fabuły nie ma (trudno nazwać fabułą nocne picie herbaty) i dzięki temu inne rzeczy wychodzą na wierzch. Pięknie pokazane uczucia i przemyślenia. Wszystko opisane tutaj daje takie ciepłe wrażenia. Uwielbiam to: "Herbata to był dobry pomysł o drugiej dziesięć w nocy. To był bardzo dobry pomysł." i dalej "Nie chciał pić tej herbaty sam". Taka prostota wypowiedzi. Nie jakieś tak duże słowa i fajerwerki.
I po męsku mu powiedział, że go kocha. I jakoś się jaśniej zrobiło w tej przyciemnionej kuchni.
I podsumowując moją chaotyczną wypowiedź: zdecydowanie mówię tak takiemu rodzajowi artyzmu. Jest lekko, szczerze ale też jakoś nostalgicznie i intymnie. I czuć tę ich miłość w powietrzu. I jeśli jeszcze kiedyś popadniesz w taki nastrój to napisz coś w podobnej konwencji. I chyba dlatego, że trzeba trochę interpretacji i przemyśleń z siebie wykrzesać czytając to nie każdy docenia. Albo nie każdy lubi.
Łoo matko faktycznie nadużywam "i". Muszę nad tym popracwać xD
UsuńTo było straasznie słodkie. Kocham Twojego bloga jest świetny! Życzę weny! :)
OdpowiedzUsuńCudowne, ma swój nietypowy charakter. Zapewne nie raz do tego powróce. :'3
OdpowiedzUsuńAres; Mrina jest aktualnie w stanie zwanym snem. Prosze zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału. Piip. |
OdpowiedzUsuń*Jeb i leci!* Nie słuchaj debila nie warto. ,, - Sasuke? – wychrypiał.
- Napij się ze mną herbaty – szepnął Sasuke. Mina Naruto nic a nic się nie zmieniła. Nadal był półprzytomny.
- Sasuke – jęknął jak zbity i zerknął na budzik, stojący na stoliku obok. – Jest druga w nocy!" Padłam. Po prostu mnie rozwaliłaś bardziej niż smak kałamarnicy z morelami. ( i jednego i drugiego nienawidze)
Ares; Ona jebnięta jest... Ale ja serio gadam bo przerażony jestem. Weszła na stół i opsypała się żelkami do cholery! Z kąd ona ma żelki! |
Martwisz sie!
Ares; O żelki.
*face palm* tak btw przemyślania Sasu rozwalają. Przez chwile czułam jakbym rzeczywiście tam była.
Ares; Wyjątkowo przypadł mi do gustu ten shocik. |
Pozdr i weny :*
~Mrina88~ & ~Ares~
Wchodzę na Twojego bloga od kilku lat ale dopiero teraz zdecydowałam się napisać. Bo to co tu wyprawiasz jest po prostu.. cudowne.
OdpowiedzUsuńeQ idealnie podsumowała ten Oneshot. Lekki, intymny, prosty a jednocześnie przedstawiający punkt zwrotny w życiu Sasuke. Mnie osobiści najbardziej podoba się w nim kanoniczność. Jest to historia, która mogłaby się zdarzyć naprawdę. Uwielbiam każde Twoje opowiadanie, jednak muszę przyznać, że ten Sasuke jest wręcz idealnie przedstawiony - niezwykle blisko orginału.
One shot miód malina! Trafia na moją listę ulubionych, do których będę wracać ;)
Życzę weny! Jakbyś kiedyś chciała: zapraszam na KakaSaku-historia dwojga samotnych shinobi. Jestem w trakcie przebudowy i na różnych portalach ale pod tym hasłem powinnaś mnie znaleźć. Jak już będę miała ostateczny adres to podeślę ;) A narazie idę się zakopać w kolejnych opowiadaniach na tej stronie!