sobota, 25 grudnia 2021

Rozdział 4

 Wlatuje kolejny rozdział, ale dziś nie ostatni! Wypatrujcie kolejnych!

Dodatkowo, kochani, bo widzę, że wyświetlenia są: odezwijcie się! Będzie mi bardzo miło, jeśli dacie znać, że jesteście i czytacie.

*

            Sasuke obudził się około siódmej rano, w końcu dnia ubiegłego nie zabalował aż tak długo, żeby spać do południa. Przyzwyczajony był do wczesnego wstawania, w pracy zawsze musiał być na ósmą, więc zazwyczaj budzik ustawiał na piątą trzydzieści.

            Gdy piętnaście minut później zszedł na dół, w kuchni zastał mamę i tatę, siedzących przy śniadaniu.

- Sasuke? – zdziwiła się mama na jego widok. – A co tak rano? – zapytała, zerkając na zegarek, wiszący na ścianie obok okna. Sasuke wzruszył ramionami.

- Dla mnie to nawet późno – odpowiedział, podchodząc do kuchenki. Nastawił sobie czajnik wody na kawę. – Zazwyczaj wstaję dużo wcześniej.

- Ale późno się położyłeś – zauważyła mama. Sasuke wzruszył ramionami.

- Zazwyczaj kładę się później – rzekł, obracając się w stronę rodziców. – Nic nowego.

- Widzę, że ewidentnie zaczynasz się nudzić na tym urlopie – powiedział ojciec. Sasuke znów tylko wzruszył ramionami. Co miał powiedzieć? Od jedenastu lat zapierdalał, wstając o świcie i kładąc się późno w nocy. Był pracoholikiem i zdawał sobie z tego sprawę.

Mama zaśmiała się.

- Zaraz ci coś znajdziemy do roboty – powiedziała wesoło. – Pojedziesz mi do supermarketu i zrobisz zakupy, o! Wiesz, jak ja nie lubię prowadzić w śniegu!

- Wiem – odpowiedział Sasuke, siadając przy stole. Sięgnął po jedną z kanapek, które stały na talerzyku. W mieście zazwyczaj pił na śniadanie zaledwie kawę, ale tu, w domu, mama suszyłaby mu za to głowę.

- Jak w pracy? – zagadnął ojca, który już prawie kończył posiłek.

- Zimą więcej wypadków – odrzekł ojciec. – Co raz ktoś ląduje w zaspie, ale u nas to nic! Narut… - Ojciec odchrząknął, zmieszany. – Znaczy, chłopaki z ratownictwa to dopiero mają jazdę…

Sasuke poderwał głowę znad swojej kanapki.

- Naruto został ratownikiem? – zapytał zszokowany. Rodzice wymienili między sobą zdziwione spojrzenia, bo przecież od lat w ich domu imię Naruto było niczym imię Voldemorta – nikomu nie było wolno go wypowiadać.

-No… tak. Pomaga chłopakom – powiedziała delikatnie mama. – Porobił te wszystkie potrzebne kursy i tak dalej…

Sasuke pokręcił głową.

- Głupek, zawsze lubił pakować się w kłopoty – rzekł z niedowierzaniem. Czajnik zaczął gwizdać, więc wstał, by go wyłączyć i zalać sobie kawę.

Sam siebie zdumiewał, bo wystarczyła jedna rozmowa z Naruto, nawet niezbyt długa i niezręczna, a już zgłupiał doszczętnie. Uzumaki coś takiego w sobie miał, że wypalał szare komórki osób wokół siebie.

Gdy się ponownie odwrócił w stronę rodziców, dostrzegł, że ci coś tam sobie pokazują na migi, jednak gdy spostrzegli jego wzrok, zaraz przestali. Nie odezwał się, tylko wrócił do stołu i nonszalancko zakładając nogę na nogę, zaczął pić kawę.

Powodem, dla którego imię Naruto stało się tabu, wcale nie był Sasuke, a… a wszyscy dookoła. Nie mógł znieść nieustannych pytań rodziców, rodziny i przyjaciół. „Ale jak to?” albo „dlaczego?!” słyszał częściej niż „jak się masz?” albo „co u ciebie?”

A przecież jemu i bez tego było cholernie ciężko!

Ojciec skończył śniadanie, pożegnał się i wyszedł, aby pojechać na komisariat. Mama zaczęła sprzątać po śniadaniu, a on zacisnął palce na kubku kawy, patrząc na śnieg, padający za oknem i przykrywający Konohę jeszcze grubszą warstwą białego puchu.

Później umył po sobie kubek i poszedł na górę, aby zmienić dresy na jakieś lepsze ubrania. Gdy wrócił, mama siedziała przy stole i zapisywała mu na kartce listę zakupów. Spojrzała na niego krótko, a potem wróciła do kartki.

- Zmarzniesz w tych spodniach – powiedziała.

- Mamo, dorosły jestem – odpowiedział z jękiem. Podobały mu się eleganckie, czarne spodnie z delikatnego materiału, które sobie niedawno kupił. No i kupił je po to, żeby w nich chodzić. Nie miał zamiaru biegać w nich po śniegu, przecież jechał tylko do marketu.

Sięgnął po telefon, aby zabić czas, kiedy mama wciąż pisała listę zakupów. Zajrzał na Instagrama. Sakura oczywiście wrzuciła kilka fotek z wczorajszego wyjścia, czasem u niej podglądał, co działo się w Konosze. Wśród zdjęć było jedno z Naruto. Uzumaki pochylał się w kierunku tego całego Gaary i z uśmiechem coś do niego mówił.

Sasuke powinno to obchodzić tyle, co zeszłoroczny śnieg, niestety działo się wręcz przeciwnie – widok Naruto z tym rudzielcem doprowadzał go do szału. To właśnie po to, żeby nie narażać się na takie widoki, nie utrzymywał z blondynem żadnego kontaktu.

- Sasuke, słuchasz ty mnie w ogóle? – usłyszał głos matki i ocknął się z zamyślenia.

- Co?

- Rety, co ty tak bujasz w obłokach? Mówiłam, że tu masz napisane paczka cukru wanilinowego, ale jak nie będzie paczki, to weź sześć sztuk, bo tyle jest w paczce. Napiszę ci, że sześć, ale sztuk. Okej?

- Dobrze, dobrze – potaknął, przewracając oczami. Zaczekał, aż zapisała ostatnie słowa i wziął od niej kartkę z listą.

- Chcesz pieniądze na to?

- Chyba żartujesz – prychnął. – Zapłacę.

Jeszcze mnie stać – dodał w myślach, chowając kartkę do kieszeni. Sprawdził jeszcze, czy ma ze sobą portfel, a potem wyszedł na korytarz. Tam ubrał buty i kurtkę, owinął się szalikiem, naciągnął czapkę na uszy i zdejmując z haczyka kluczki od auta ojca, wyszedł z domu.

Powitał go mróz, co go w ogóle nie zaskoczyło. Czym prędzej podszedł do Volkswagena ojca i wskoczył do środka. Od razu też odpalił silnik i włączył ogrzewanie, bo w aucie również nie było zbyt ciepło. Potem wrzucił wsteczny i wyjechał spod domu.

Jeśli miał być ze sobą szczery, to on też nie lubił prowadzić zimą, zwłaszcza w tedy, kiedy dawno nie siedział za kółkiem. W mieście przez kilka pierwszych lat miał auto, ale je sprzedał, bo jego utrzymywanie zupełnie mu się nie opłacało, a rano przed pracą stał w niekończących się korkach, przez co często spóźniał się do pracy. Jakiś rok po sprzedaży samochodu nawet zastanawiał się nad kupnem nowego, ale ostatecznie się do tego nie zebrał. Do pracy dojeżdżał metrem, a w weekendy i tak głownie poruszał się Uberem, bo zawsze na imprezach pił alkohol.

Do najbliższego marketu nie było daleko, właściwie, to w Konosze wszędzie było blisko. Sasuke przyzwyczaił się do dużych odległości, do dojazdów, trwających zawsze grubo ponad godzinę, do spędzania dużej ilości czasu w metrze przy książce w czytniku e-booków. A tu, ledwo wyjechał, już parkował wśród innych aut na parkingu przed supermarketem.

Wyskoczył z auta i czym prędzej ruszył w stronę rozsuwanych drzwi, prowadzących do sklepu, bo mróz szczypał go w tyłek. Gdy dzrwi się otworzyły, wszedł do środka, zabrał wózek i ruszył między póki.

Oczywiście, jak to w małym miasteczku, wiele osób go znało, niektórzy zatrzymywali go, witali się, pytali, co u niego słychać. Sasuke spotkał pana Irukę, swojego nauczyciela z liceum oraz sąsiadkę, starą plotkarę, która go raczej nie lubiła, ale oczywiście musiała wypytać go, co robi w miasteczku i czy zostanie, czy znów wyjedzie. Starał się być miły, ale nie zdradzać tej kobiecie swoich planów, bo wiedział, że zaraz rozniesie plotkę po całym mieście. Poza tym sam nie znał swoich planów, póki co nie miał pracy i nie miał sensu w życiu.

Właśnie stał przy półce ze składnikami do ciast i zastanawiał się, po co jego matce sześć paczek cukru wanilinowego po sześć opakowań w każdej, kiedy usłyszał za plecami głośne:

- Cześć!

Omal nie dostał zawału. Obrócił się i dostrzegł duże, zielone oczy, umieszczone na bladej, wąskiej twarzy ładnej kobiety w czerwonej czapce. Spod tej czapki wystawały niepowtarzalne, różowe włosy, spływając na szczupłe ramiona. Kobieta ubrana była w jasny płaszczyk, czerwony szalik pod szyją miała rozwiązany.

- Sakura – powiedział jak ubiegłego wieczora. – Śledzisz mnie?

Kobieta zaśmiała się.

- Konoha jest tak mała, że każdy tu każdego śledzi – odpowiedziała wesoło, a on westchnął.

- Coś o tym wiem – mruknął, odwracając się w stronę regału. Wrzucił do koszyka sześć paczek cukru, który kazała mu kupić mama.

- Po co ci tyle cukru wanilinowego? – zapytała Sakura, z ciekawością zaglądając do jego wózka. Sama niosła zawieszony na przedramieniu wiklinowy koszyczek, w którym miała kilka sprawunków.

- To dla mojej mamy – odpowiedział.

- Po co jej tyle cukru?

- A ja wiem? Może będzie coś piekła? – zirytował się Sasuke. – Chcesz coś konkretnego czy przyszłaś mnie podręczyć głupimi pytaniami?

Sakura zaśmiała się dźwięcznie.

- Zawsze się zastanawiałam, jak Naruto wytrzymał z tobą przez tyle lat – odpowiedziała, a on skrzywił się. Nienawidził, kiedy wszyscy wokół niego nieustannie gadali o Naruto. Ile jeszcze razy usłyszy w dniu dzisiejszym to imię? Czy wszyscy zmówili się, by mu dokuczać?

- Pójdę już – rzekł i chciał wykręcić wózkiem, ale Sakura zastąpiła mu drogę.

- Nie tak prędko! Miałam wpaść do twojej mamy i odebrać od niej przepis na pierniczki, które będę piec na Bożonarodzeniowy Jarmark – zawołała wesoło dziewczyna. – Może zabiorę się z tobą?

Sasuke westchnął. Już myślał, że uda mu się jej pozbyć. Gdy byli w szkole, Sakura trzymała się z Naruto dość blisko, dlatego też, mimochodem, trzymała się i z nim. Jeżeli chodzi o płeć żeńską, można powiedzieć, że była dla Sasuke najlepszą koleżanką ze szkoły. Lubił ją, ale czasem była taka wkurzająca…

- Niech będzie – powiedział w końcu z rezygnacją.

Szybko dokończyli zakupy i udali się do kasy. Sakura miło rozmawiała z ekspedientką, kiedy ta kasowała jej sprawunki, Sasuke natomiast ograniczył się do samego „dzień dobry” a potem „do widzenia”. Dlatego wolał miasto, mógł być w nim anonimowy, a nie jak w Konosze, spowiadać się każdej napotkanej osobie.

Gdy wyszli przed supermarket, Sakura zawiązała szalik pod szyją. Sasuke włożył torbę z zakupami do bagażnika, zatrzasnął go i oboje wsiedli do auta.

- Och, jak cieplutko – ucieszyła się Sakura, zapinając pas.

- Dziwię się, że nie przyjechałaś autem – powiedział Sasuke, wyjeżdżając z parkingu. Sakura uśmiechnęła się do niego.

- Mieszkam teraz w bloku na sąsiedniej ulicy – wyjaśniła, palcem wskazując kierunek. Sasuke nawet tam nie spojrzał. – Więc mam blisko. Do twoich rodziców jednak to kawałek, a jest zimno, więc dobrze, że cię spotkałam!

- Normalnie cud – odpowiedział, skręcając w ulicę, przy której mieszkali jego rodzice. Sakura wywróciła oczami, nie bardzo przejmując się jego zgryźliwymi słowami. Już dawno minął czas, kiedy peszyła się na jego widok, myśląc, że kiedyś zostanie jej chłopakiem. A szkoda, miałby teraz święty spokój.

Zajechał pod dom i oboje wysiedli. Sasuke zabrał z bagażnika torbę z zakupami i poprowadził rozpromienioną Sakurę do domu.

- Jestem – zawołał do mamy, gdy przekroczyli próg. Matka wyjrzała na nich z kuchni.

- Sakura! – ucieszyła się na widok różowowłosej dziewczyny. Haruno zdjęła z siebie czapkę, szalik i płaszcz, podając te rzeczy Sasuke. Powiesił je na haczyku, kiedy dziewczyna zdejmowała buty, a potem sam pozbył się swojego płaszcza.

- Co cię sprowadza, moja kochana? – zapytała Mikoto, całując Sakurę w policzki, gdy ta zbliżyła się do niej.

- A wpadłam po ten przepis na pierniczki! – odpowiedziała wesoło dziewczyna. Matka Sasuke rozpromieniła się cała.

- Och, no tak, no tak! To chodź, skarbie, chodź! Herbaty?

- Z rozkoszą!

Obie kobiety poszły do kuchni, a Sasuke podążył za nimi, niosąc zakupy. Tam postawił je na szafce, którą wskazała mama. Sakura w międzyczasie usiadła przy kuchennym stole, postawiła na podłodze swój koszyczek i spojrzała na niego z uśmiechem.

- Sasuke, wczoraj nawet nie było okazji, żeby spokojnie porozmawiać! Co tam u ciebie słychać? – zapytała.

- Po staremu – odparł, patrząc, jak mama wykłada na talerzyk jakieś ciasteczka. Żeby się czymś zająć, nalał wody do czajnika i postawił go na gazie.

- Wszyscy są w szoku, że przyjechałeś tak wcześnie!

- Prawda? – wtrąciła się jego matka. – My też byliśmy zaskoczeni, że tak nagle. Nic nam wcześniej nie powiedział, dzień przed przyjazdem się przyznał!

- Bo tego nie planowałem – odparł Sasuke, niezadowolony, że rozmowa zeszła akurat na ten temat. Nie podobało mu się, że dwie najbardziej przenikliwe kobiety, jakie znał, drążyły powody, dla których przyjechał do miasteczka. Nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o jego porażce.

Mama postawiła talerzyk ciastek na stole.

- Poszukam tego przepisu, kochanie – powiedziała do Sakury. – A ty się częstuj, moja droga. Sasuke, bądź miły… - rzekła jeszcze, zanim wyszła.

- Zawsze jestem miły – warknął za nią Sasuke. Potem spojrzał na zadowoloną z siebie Sakurę.

- Twoja mama to bardzo miła kobieta – powiedziała dziewczyna, sięgając po ciasteczko.

- Wiem.

- Dlaczego nie odziedziczyłeś charakteru po niej? Byłbyś taki kochany! – westchnęła dawna przyjaciółka.

- A ty byłabyś o wiele bardziej atrakcyjna, gdybyś się zamknęła.

- U Naruto jakoś nigdy nie przeszkadzała ci jego niezamykająca się nigdy jadaczka.

- Chyba wieki temu ustaliliśmy, że ty nie jesteś Naruto, prawda? – odparował. – Po co przylazłaś? Mam uwierzyć, że po przepis na ciasteczka?

- Naprawdę będę je piekła. A ty, co zrobisz na Bożonarodzeniowy Jarmark? Będziesz Grinchem i podpalisz choinkę?

- Kusi mnie twoja propozycja….

- Jaka propozycja? – zapytała mama, wchodząc do kuchni z jakimś starym zeszytem w ręku.

- Żeby Sasuke pomógł przy Bożonarodzeniowym Jarmarku! – zawołała Sakura, nim Sasuke zdążył się odezwać. Rzucił dziewczynie swoje najlepsze spojrzenie, którym straszył nowych pracowników, ale ona zupełnie się nim nie przejęła. Zachwycona mama klasnęła w dłonie.

- Och, to doskonały pomysł! – zawołała. – Sasuke, cieszę się, że ci się podoba! – zwróciła się do niego, potem podeszła i ucałowała go w policzek. – Każdy coś robi, to wspaniałe, że chcesz się przyłączyć.

- Ja też się cieszę – odpowiedział machinalnie, mając ochotę udusić Sakurę. Wcale nie chciał brać udziału w największym zimowym wydarzeniu w ich miasteczku. Jako dziecko uwielbiał Bożonarodzeniowe Jarmarki, czekał na nie jak na święta, jak na prezenty pod choinką, jednak bratanie się z miejscową społecznością było mu nie w smak. Nie miał pojęcia, co mógłby robić, aby pomóc. Nie potrafił ani piec, ani szyć ani w ogóle nic, co mogłoby się sprzedać na Jarmarku.

- To ten przepis? – zaprała Sakura, wskazując na zeszyt. Jego mama zaraz odwróciła się do dziewczyny.

- Tu mam wszystkie swoje świąteczne przepisy, kochanie – odpowiedziała natychmiast Mikoto. – Zobacz, mam tu też ten na świąteczną babkę…

Kobiety zaczęły rozmawiać o przepisach, więc Sasuke przygotował trzy herbaty i postawił je na stole. Potem przysiadł się do nich, słuchając rozmowy ich bez ciekawości. Sakura wrobiła go w pomoc przy Bożonarodzeniowym Jarmarku, ale nie wierzył, że przyszła tu tylko po to. Czuł niepokój, bo wciąż nie wiedział, co knuła. Znał Sakurę zbyt dobrze, by uwierzyć, że chodziło tylko o przepis i Jarmark.

Kobiety rozmawiały przez około godzinę, popijając herbatę i jedząc ciasteczka. Gdy ciepły napój się skończył, Sakura uznała, że na nią pora, bo ma jeszcze dużo pracy. Zabrała zeszyt jego mamy, pożegnała się z nią i zabierając swój koszyczek z zakupami, opuściła kuchnię. Sasuke poszedł odprowadzić ją do drzwi, podczas gdy mama zaczęła sprzątać ich kubki.

Haruno szybko naciągnęła na swoje stopy ciepłe kozaki, założyła płaszcz, szalik i czapkę, po czym spojrzała na niego z uśmiechem.

- Cieszę się, że pomożesz przy Jarmarku – powiedziała. – Zawsze jest dużo pracy przy stawianiu tych wszystkich drewnianych domków…

Wywrócił oczami.

- Mężczyźni z miasteczka zawsze jakoś dawali sobie radę – odpowiedział. Sakura zaśmiała się.

- A ty kim niby jesteś, jak nie „mężczyzną z miasteczka?” Elfem? – zakpiła z niego. – Co masz tu lepszego do roboty?

- Jestem na zimowych wakacjach, nie przyjechałem tu do pracy. Poza tym nie jest ci już gorąco w tym płaszczu, może chcesz wyjść? Zamknę za tobą drzwi – zaoferował. Sakura jednak, jak zawsze, nie przejęła się jego słowami. Poprawiła swój szalik.

- Cóż, i tak się cieszę, że pomożesz. Naruto też zawsze pomaga przy Jarmarku.

To powiedziawszy, kobieta wyszła, a on westchnął głośno. Tego się właśnie obawiał.

4 komentarze:

  1. Bardzo ciężko jest odbudować starą znajomość, szczególnie jeśli jest powód, dla którego czyjeś imię jest tabu. Opowiadanie wydaje się być strasznie ciężkie. Atmosfera wydaję się być gęsta. Ciekawa jestem jak to się rozwinie, bo mam wrażenie zete pierwsze cztery rozdziały to takie wprowadzenie do prawdziwej akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam więc nadzieję, że później już tak ciężko nie będzie, w końcu to świąteczne opowiadanie 😄

      Usuń
  2. Hehe, ach to wspólne stawianie domków. Jeden coś potrzyma, drugi zawiesi, a za dobrze wykonaną robotę należy się grzaniec. Naruto pochwali się mieszkaniem, które sam urządził, Sasuke przypadkiem zostanie na noc ;)
    Dobra to ja się biorę za kolejny rozdział, nie snuję już domysłów ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Naruto - ten którego imienia nie wolno wymawiac, a tak myślałam że Sasuke wpadnie w jakąś zaspe i Naruto by przybył z pomocą... zastanawiam się co sie stalo w przeszłości bo widac byli razem a potem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń