sobota, 25 grudnia 2021

Rozdział 5

            Dni w miasteczku mijały powoli i wszystkie były niemal takie same. Sasuke przez te jedenaście lat, kiedy mieszkał w mieście, zdążył już zapomnieć, jak to jest żyć w małym miasteczku, mieć małomiasteczkowe sprawy, żyć w spokojnym, poukładanym rytmie. On cały czas się spieszył, gdzieś cały czas pędził, a tu nic nie musiał robić. W mieście gnał Bóg wie za czym, w Konosze miał czas na rozmaite przemyślenia.

Jeden dzień spędził na długim spacerze z mamą, bo kobieta chciała mu pokazać wszystko, co zmienił się w miasteczku odkąd na stałe się wyprowadził. Ponieważ zawsze przyjeżdżał na bardzo krótko, nigdy nie było na to czasu. Teraz obeszli całą Konohę, a mama pokazała mu, jak zmienił się ryneczek w centrum miasta, gdzie powstało osiedle nowych bloków, jak teraz wygląda ratusz czy ramiza. Opowiadała mu przy tym różne historie, a on słuchał, czasem się śmiał, czasem smutniał. Przeszli miasteczko z jednego końca na drugi, a potem wrócili. Zmarzli, ale żeby się trochę ogrzać podczas spaceru, kupili sobie po ciepłej kawie w kawiarni w centrum, która za czasów młodości Sasuke jeszcze nie istniała.

Wieczory, kiedy tata nie był na dyżurze w komisariacie, spędzał z ojcem przy jego popisowym grzanym winie. Obaj byli milczkami, w przeciwieństwie do mamy, więc sobie po prostu razem siedzieli przy telewizorze, obaj w ciepłych swetrach i ciepłych kapciach i tylko czasem rzucali luźne uwagi na temat oglądanego filmu.

Jeden cały dzień posiedział u Itachiego w jego domu, bawiąc się z chłopcami. Brat był w pracy, Izumi miała dużo zajęć w domu, wiec Sasuke robił za opiekunkę, ale nie przeszkadzało mu to. Nie przepadał za dziećmi, ale to była jego rodzina. Chłopcy natomiast lubili bawić się klockami i samochodzikami, więc cały dzień spędzili w salonie, obłożeni LEGO i innymi zabawkami. Sasuke budował im drogi i mosty, domki i sklepy, i inne budowle z klocków, aż wkrótce wspólnie wybudowali całe, miniaturowe miasteczko.

Zapomniał już, jak dobrze jest żyć blisko rodziny. W mieście był zawsze sam i tylko na siebie mógł liczyć. Przyzwyczaił się do tego. Polubił swoją samotność i nie spodziewał się, że może być inaczej. Dopiero kilka dni w domu przypomniało mu, jak wspaniale było mieć bliskich przy sobie, w jednym domu, albo w odległości kilku minut samochodem. Zawsze zastanawiał się, dlaczego Itachi, mimo swoich możliwości, postanowił zostać w Konosze i tu odtworzyć małą kancelarię. Mógł przecież pracować w mieście, był doskonałym prawnikiem, a zadowolił się malutkimi sprawami zwykłych ludzi w miasteczku na końcu świata. Teraz dopiero zaczynał go rozumieć.

W niedzielę wszyscy razem udali się do miejscowego kościoła. Sasuke nie lubił tego, ale mama nalegała i miałaby do niego pretensję, gdyby nie poszedł. Jak przypuszczał, na mszy w południe zjawiła się cała Konoha. Był też Naruto, ale tylko na siebie spojrzeli, nie zamieniając nawet słowa. Widać ich rozmowa, jaka podczas Mikołajek odbyła się w pubie u rodziny Choujiego, nie miała przełożenia na rzeczywistość. Co niby mieliby sobie powiedzieć po tylu latach? Nic już ich nie łączyło.

W poniedziałek Sasuke nudził się wyjątkowo mocno, więc mama wymyśliła mu z jednej strony upierdliwe, a z drugiej całkiem fajne zadanie. Sasuke nigdy nie był jakoś szczególnie uzdolniony manualnie, ale przyniesienie ze strychu kartonów ze świątecznymi ozdobami i rozwieszenie owych ozdób w całym domu nie brzmiało źle. Mama miała bardzo dużo łańcuchów, bombek i rozmaitych bibelotów, które każdego roku w okresie świątecznym rozstawiała po szafkach.

Gdy wszedł na strych i zapalił światło, na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Dawno tu nie był, a jako dziecko uwielbiał myszkować miedzy kartonami pełnymi starych pamiątek. Rodzice trzymali na strychu stare meble, które przykryte były folią, krzesła ogrodowe i stolik, które latem wystawiali na taras oraz całą masę innych rzeczy. Strych pełen był pozaklejanych kartonów, był tu też stary kufer wypełniony listami, pocztówkami i gazetami.

Sasuke wszedł dalej, rozglądając się za kartonami z napisem „Święta”, ale nim je znalazł, dostrzegł kilka pudeł, ozdobionych jego imieniem, napisanym czarnym markerem. Zaciekawiony, podszedł do nich i uklęknął na sfatygowanym, starym dywanie, który rodzice położyli na strych zamiast go wyrzucić, kiedy wymieniali dywan w salonie.

Pudeł było pięć i Sasuke domyślił się, że wszystkie zawierają po prostu jego stare graty z pokoju. Wyciągnął z kieszeni scyzoryk, który ze są zabrał, i rozciął taśmę, którą zaklejone było pierwsze z brzegu pudło.

Zawartość rozczarowała go, bo karton pełen był starych podręczników szkolnych. Sasuke przerzucił kilka z nich, ale wyglądało na to, że w pudle nie było nic innego. Odsunął je więc na bok i zabrał się za kolejne.

Drugi karton był już lepszy, bo znajdowały się w nim jego komiksy. Szeroko uśmiechnięty przekartkował kilka zeszytów, z rozczarowaniem stwierdzając, że zupełnie nie pamięta fabuły niektórych z nich. Dawne hobby odeszło w zapomnienie, kiedy wyprowadził się z domu.

Trzeci karton, największy, pełen był klocków lego. Większość z nich leżała luzem, ale wygrzebał o połowy rozwalony krążownik ze Star Wars, który kiedyś składał z Naruto. Obejrzał uważnie model, oceniając, czy udałoby mu się wygrzebać z tego morza klocków potrzebne elementy, by znów złożyć statek? Czy pamiętałby, jak to zrobić bez instrukcji? Czy chciałoby mu się składać LEGO bez Naruto? A może powinien oddać ten karton dzieciakom Itachiego, chłopcy uwielbiali klocki, zapewne ucieszyliby się z kartonu pełnego LEGO.

Następny karton okazał się być pełen skarbów. Zachwycony znaleziskiem, zaczął je przeglądać. Odnalazł swoje stare zdjęcia klasowe, związane razem czerwoną wstążką. Rozwiązał ją i zaczął przeglądać jedno za drugim, patrząc, jak się zmieniał. W pierwszej klasie szkoły podstawowej miał pucołowate, w dodatku rumiane policzki, ale gdy spojrzał na blondwłosego chłopca obok niego i dostrzegł na jego twarzy podobne rumieńce, przypomniał sobie, że przecież tuż przed wykonaniem tego zdjęcia on i Naruto niemal pobili się o to, który ma stać w pierwszym rzędzie. Nauczycielka i fotograf rozdzielili ich i za karę musieli stać z tyłu. Nie pamiętał jednak, czy rumieńce wywołał wstyd, czy złość względem największego rywala.

Przejrzał wszystkie zdjęcia z podstawówki, które wyraźnie pokazywały, jak się zmieniał z chłopca w nastolatka, a potem dotarł do tych z liceum. Na zdjęciu z pierwszej klasy Sasuke nie było, pamiętał, że rozchorował się wtedy na zapalenie ucha i dwa tygodnie siedział w domu, a Naruto i Sakura przynosili mu lekcje. Na pozostałych dwóch już był obecny, jak zawsze elegancko ubrany w koszulę, w przeciwieństwie do Uzumakiego, który w drugiej klasie założył pomarańczową bluzę z kapturem, a w trzeciej zwykły, niebieski T-shirt.

Na tym zdjęcia klasowe się kończyły, więc ponownie związał je wstążką i odłożył na podłogę. Kilka kolejnych rzeczy związanych było z różnymi wspomnieniami – znalazł swoja bordową muszkę z balu maturalnego, kubek z wycieczki do muzeum w drugiej klasie, identyfikator wolontariusza ze zbiórki dla szpitala, w której kiedyś brał udział za namową Sakury, zeszyt pełen naklejek z postaciami z bajek, kilka modeli samochodów, swoją śnieżną kulę z saniami Mikołaja, jakaś zapachową świeczkę, którą, jak mu się wydawało, wiedział pierwszy raz i która zupełnie straciła już zapach, album ze zdjęciami oraz dwie dziergane kukiełki.

Kiedy wziął je do ręki, z jego ust wyrwało się głębokie westchnienie. Były to ozdoby na choinkę, dwie małe, ręcznie wydziergane z włóczki laleczki w czapeczkach Mikołaja, z przyczepionymi do nich złotymi sznureczkami, żeby można je było zawiesić na choince. Obie laleczki przestawiały chłopców – jednego jasnowłosego, siedzącego w czerwonej, otwartej bombce, ubranego w niebieski kaftanik, zaś druga chłopca czarnowłosego, w czarnym stroju, w czerwonych bucikach pod kolor czapeczki i o oczkach czarnych jak węgielki.

Sasuke uśmiechnął się do siebie smutno, odkładając na bok czarnowłosą laleczkę, a potem przyjrzał się tej drugiej, tej o włosach z żółtej włóczki. Na policzkach laleczki widać było małe kreseczki, po trzy na każdym. Detale, z jakimi pani Kushina, matka Naruto, odwzorowała ich wygląd, zadziwiały go nawet teraz, po tylu latach. Dostali z Naruto te ozdoby chyba w święta, gdy byli w drugiej klasie liceum. Pani Kushina szyła takie laleczki każdego roku na Bożonarodzeniowy Jarmark. Miały one wzięcie, każdemu się podobały i były tak różne, że każdy mógł wybrać jakąś podobną do siebie. Matka Naruto była nauczycielką w przedszkolu i lubiła takie prace manualne, zwłaszcza na szydełku czy drutach. Jej talent przynosił na Jarmarku duży zysk, a przecież wszystkie uzbierane pieniądze trafiały na cele charytatywne. Każdy starał się, by zebrać jak najwięcej.

Te dwie kukiełki pani Kushina wydziergała specjalnie dla nich, w ramach prezentu pod choinkę. Obaj byli nimi bardzo zachwyceni i powiesili je na choince w pokoju Sasuke. Zapomniał już, że je miał, że nigdy nie oddał Naruto jego kukiełki.

Odłożył je na bok razem z albumem ze zdjęciami, postanawiając zabrać te rzeczy na dół, do siebie do pokoju. Potem pogrzebał jeszcze chwilę w kartonie w poszukiwaniu różnych skarbów, zajrzał do ostatniego pudła, które zawierało stare ubrania, a następnie odnalazł w małej szafce przy drzwiach taśmę klejącą i pozaklejał pudła, które otworzył.

Potem poszukał tych kartonów, które zawierały ozdoby świąteczne, a gdy je znalazł, zniósł wszystkie na dół, do salonu. Album i laleczki po drodze zostawił w swoim pokoju.

Ozdabianie domu nie było trudne. Zawiesił na kominku zielony łańcuch i cztery czerwone skarpety. Na gzymsie ustawił kilka figurek reniferów i choineczek, okręcił balustradę przy schodach na górę czerwono-srebrnym łańcuchem, w oknach zawiesił drewniane, białe gwiazdki, zaczepiając je o karnisze, a na każdym stoliku w domu postawił stroik ze świeczek i sztucznego ostrokrzewu.

Dom od razu zyskał bardziej świąteczny wygląd!

- Wspaniale, kochanie! – ucieszyła się mama, kiedy zajrzała do niego do salonu, gdy skończył zawieszać ostatnie ozdoby. Przez ten cały czas robiła coś w kuchni.

- Dziękuję – odpowiedział, dumny z siebie. – W tym kartonie są ozdoby na choinkę – powiedział, wskazując jedno pudło, które wciąż stało na podłodze. Te dwa, które opróżnił, wyniósł już na strych.

- Dobrze, to zanieś je do składziku pod schodami, w przyszłym tygodniu pojedziecie z tatą kupić choinkę, to nie będzie trzeba znów włazić na strych – odpowiedziała mama. – Podrzucisz mnie do remizy? – zapytała nagle. Sasuke zmarszczył nos.

- Do remizy? – zdziwił się.

- Będziemy z dziewczynami z koła gospodyń wybierać pięć najlepszych ciast na Jarmark. Właśnie upiekłam najlepszy piernik na świecie i mam zamiar jechać się pochwalić – wyjaśniła, a Sasuke parsknął śmiechem.

- Od kiedy to spotykacie się w remizie? Zawsze się spotykaliście w domach, na zmianę – zdziwił się.

- Ale remizę wyremontowano i jedno z pomieszczeń należy teraz do koła gospodyń – wyjaśniła mama.

- Sama nie możesz jechać?

- Oj, wiesz, jak nie lubię prowadzić zimą! – zawołała rodzicielka. – Jest ślisko! Nie bądź złym synkiem, zawieź mamę!

Wywrócił oczami. Wcale mu się nie uśmiechało ubierać teraz i wychodzić na mróz, ale wyglądało na to, że nie ma wyjścia. Odwlekanie nieuniknionego nie miało sensu, mama i tak by go zmusiła, aby ją zawiózł. Kiedyś, kiedy z Itachim byli jeszcze dziećmi, mama miała wypadek samochodowy właśnie zimą i od tamtej pory nie lubiła jeździć samochodem o tej porze roku. Oczywiście, kiedy musiała (na przykład na zakupy, bo przez ostatnie dni suszyła mu głowę o sześć paczek cukru wanilinowego), to wsiadała i jechała, ale gdy tylko mogła, to się od tego wykręcała.

- Dobrze, zawiozę cię – powiedział, a mama uśmiechnęła się, zadowolona.

- A potem jeszcze po mnie przyjedziesz! – dodała, wychodząc z salonu. Sasuke pokręcił głową, zaśmiał się i poszedł na górę, aby zmienić dresy na lepsze ciuchy.

Gdy zszedł na dół, mama już na niego czekała, ubrana w kurtkę, okręcona szalem, z blachą ciasta w dłoniach. Ubrał się czym prędzej i razem z mamą opuścił dom.

Jak to w Konosze, do remizy też było blisko. Podwiózł mamę na parking przed dużym budynkiem, przy którym kręciło się kilku strażaków. Wyremontowany budynek robił wrażenie, w końcu wyglądał tak, jak powinien, a nie jak odrapana rudera.

- Ładnie ją wyremontowali – pochwalił Sasuke, parkując zaraz za bramą.

- Minato dba o miasto jak nikt inny – odpowiedziała jego mama, a potem nachmurzyła się. – No twórz matce drzwi, a nie tak siedzisz! Jak mam wyjść z tym ciastem?!

Zreflektował się i czym prędzej wyskoczył z auta, obiegł je i otworzył mamie drzwi. Kobieta wyszła z samochodu, niosąc przed sobą dużą blachę, z której wydobywał się wspaniały zapach piernika. Podczas drogi pachniało nim całe auto.

- Zadzwonię do ciebie, jak skończymy – powiedziała mama, rozglądając się dookoła, jakby czegoś szukała.

- Dobrze. Czy będą tam jakieś naleweczki, że tak zabezpieczasz swój dojazd i odjazd? – zaciekawił się. Mama wywróciła oczami.

- Zaraz naleweczki! Nie wiadomo, co kto przyniesie, dopiero dziś będziemy ustalać!

Zaśmiał się. On już doskonale wiedział, że koło gospodyń potrafiło całkiem nieźle balować, niejeden raz widział mamę po spotkaniu tego ich kółka. Degustacja naleweczek, kiedy każda gospodyni przynosiła swoją, zamieniało się w jedną wielką popijawę.

- Dobrze, daj znać, a przyjadę. Będę cały czas pod telefonem – powiedział i ucałował jej nadstawiony policzek. Mama poprawiła mu szalik, a potem odeszła w stronę wejścia do remizy, a on ponownie wsiadł do auta i odjechał.

 

6 komentarzy:

  1. Hmmm, wnioskuję, że osoba która robiła obrazek do opo. znała fabułę, albo natchnął Cię obrazek na napisanie sceny ze strychu. Spoko to było, chociaż jak to miasteczko, tak i akcja spokojnie, wręcz leniwie się toczy ;) trza w cierpliwość się uzbroić i czekać na akcję ;) ciekawa jestem jak to poprowadzisz i jakie zajęcie znajdziesz dla Sasuke w miasteczku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt wcześniej nie zna fabuły, obrazek jest do opowiadania "Mój najlepszy przyjaciel" 😄

      Usuń
  2. Jeju , czekam na więcej akcji , Sasuke i Naruto w tym opo. Jak narazie jest super .

    OdpowiedzUsuń
  3. Lokowanie produktu: LEGO - powinni Cię sponsorować za te opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    wspaniale,  od wrogow do kochanków... a już myślałam że byli tak rumiani bo się pobili, a tutaj chodziło kto będzie stał w pierwszym rzędzie do zdjęcia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń