poniedziałek, 27 grudnia 2021

Rozdział 8

Zapraszam na kolejny rozdział Świątecznego Sasuke! Jak tam u Was po świętach? Najedzeni, wypoczęci?

*

            Sasuke nie wiedział, co gorsze – plotki o tym, że rozbił samochód ojca, prowadząc po pijanemu i w dodatku jeszcze uszło mu to płazem, czy te, że znów spotyka się z Naruto, który kręci na dwa fronty i obraca jego oraz tego przyjezdnego, jak mu tam, Gaarę, a w dodatku oni obaj o tym nie wiedzą!

Takie i inne rewelacje docierały do uszu Sasuke przez cały tydzień odkąd spotkał się z Naruto w pubie tego samego dnia, którego wjechał w płot Kakashiego. Uchiha kręcił głową za każdym razem, kiedy podobne rewelacje do niego docierały, przyniesione do domu przez mamę czy rozbawionego Itachiego. Nawet Sakura dzień po spotkaniu Sasuke z Naruto napisała mu wiadomość, czy to prawna, że on i Uzumaki znów są razem? Szybkość, z jaką plotki roznosiły się po Konosze, zadziwiała Sasuke, nie wspominając nawet o ich treści.

Na szczęście później wydarzyły się inne rzeczy, między innymi młoda pani Akimichi urodziła córeczkę i plotki przeniosły się z Sasuke i Naruto na biednego Choujiego.

Życie w Konosze zaczęło znów biec spokojnym, właściwym torem, a Sasuke starał się jak najmniej rzucać w oczy, aby przypadkiem któraś z sąsiadek nie wzięła go na spytki, bo potem mama musiałaby się nasłuchać, jaki to on jest niewychowany i niemiły. Wolał oszczędzić matce takich nieprzyjemności, w końcu on w styczniu wyjeżdżał, a rodzice żyli tu na stałe.

Sasuke spędzał czas na pomaganiu mamie w jej codziennych obowiązkach, a także odśnieżaniu podjazdu i chodnika przed domem czy jeżdżeniu po zakupy („Tylko patrz, co jest napisane na kartce, wystarczy mi zapas cukru wanilinowego na cały rok!”). Od czasu do czasu odwiedzał też Itachiego i jego rodzinę. Dzieciaki nie mogły doczekać się świąt i prezentów od Mikołaja, a później Jarmarku, który Konoha urządzała w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia i bardzo hucznie obchodziła. Zawsze wtedy na rynku ustawione były stragany ze smakołykami, zabawkami oraz rękodziełem, ogromna choinka przed ratuszem przyozdobiona była milionami lampek, były występy miejscowych zespołów, dzieci ze szkoły oraz innych artystów, a wieczorem pokaz sztucznych ogni. Większość zysku szła na cele charytatywne, w tym roku, jeśli Sasuke się nie mylił, na miejscowy Dom Dziecka. Każdy mieszkaniec ich miasteczka angażował się w organizację Jarmarku całym sobą, odkąd tylko Sasuke pamiętał, już od początku grudnia w miasteczku wszystko się wokół Jarmarku kręciło.

W sobotę wieczorem Sasuke, jak większość znajomych, udał się do pubu Akimichich. Chouji stawiał kolejkę z okazji narodzin córeczki, więc była okazja, by znów się spotkać. Wszyscy Choujiemu gratulowali, ściskali mu ręce, dawali upominki dla dziecka i życzyli wszystkiego najlepszego. Sasuke liczył szczególnie na obecność Naruto, ale niestety się przeliczył, bo jak się okazało, Uzumaki był na akcji. Straż pożarna została wezwana do gaszenia płonącego budynku w miejscowości niedaleko Konohy. Cały bar rozmawiał o tym z przejęciem, przez co Sasuke trochę też się przejął, w końcu takie rzeczy były dość niebezpieczne, a młotek zawsze rzucał się w niebezpieczeństwo na główkę. Myśl, że Naruto na co dzień w pracy zmagał się z najniebezpieczniejszym żywiołem nie wprawiała Sasuke w dobry humor.

Nie spotkał więc Naruto w sobotę, ale pogadał z innymi znajomymi, teraz już bez tych wkurzających pytań, co u niego słuchać i dlaczego przyjechał tak wcześnie. Mógł wyluzować, pożartować i pośmiać się, wspominając ze znajomymi ich wspólne wybryki ze szkoły. Nabijali się z Shikamaru, że ciągle spał na lekcjach, z Kiby, że zawsze dostawał najgorsze szlabany no i oczywiście wspominali wybryki Sasuke i Naruto, przez które podobno Kakashi jeszcze bardziej osiwiał.

Następny tydzień był już tym przed świętami. Wigilia w tym roku wypadała w piątek, więc powoli czuło się już tę magię świąt i to niecierpliwe oczekiwanie na najpiękniejszy czas w roku. Sasuke lubił święta, ale szczególnie mocno tego nie okazywał. Jak do tej pory był to dla niego czas pośpiechu, szybko na pociąg do domu, szybko później trzeba wracać do miasta, bo dwudziestego siódmego już trzeba iść do pracy, bo zakończenie roku, zamknięcie rocznego planu sprzedażowego, dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. Stres związany z powrotem do pracy i przymusem załatwienia wszystkiego w tydzień, zanim skończy się rok, odbierał mu radość ze świąt.

W tym roku jednak było inaczej – nic go nie goniło, nigdzie się nie spieszył, nie miał żadnych pilnych obowiązków, zupełne nic. Odpoczął jak chyba nigdy w całym swoim życiu i był z tego powodu zadowolony. Miał dobry humor, zwyczajnie i po ludzku cieszył się, że przyjachał.

Dlatego z chęcią przyjął propozycję mamy, by tego roku powiesić światełka na fasadzie domu. Tata od dawna tego nie robił, bo nigdy nie miał czasu, a mama uwielbiała, kiedy dom jest przystrojony cały, od góry do dołu. Mama czuła też ten dreszczyk rywalizacji, by ich dom wyglądał ładniej niż dom sąsiadów, by światełek było więcej i świeciły jaśniej. Co prawda rachunek za prąd potem przywracał zdrowy rozsądek, ale co tam! Święta są tylko raz do roku!

Dlatego z samego rana, zaraz po śniadaniu, wybrał się na zakupy, by ku uciesze mamy, kupić jakieś nowe światełka i może jakaś figurkę Mikołaja czy innego renifera do ogrodu. Dzień wcześniej ojciec powiedział mu, ile mniej więcej metrów kabla potrzeba, by otoczyć światłami cały dach. Poradził mu też, by użyć zszywacza i przyszpilić światełka zszywkami do drewnianej belki tuż pod rynną, bo plastikowe czy metalowe klamerki do tego służące zrywają się, gdy mocniej zawieje wiatr. Dyskutowali o tym przy grzanym winie ojca cały wieczór.

Gdy wrócił z zakupów, przebrał się ze swojego płaszcza w jakąś roboczą kurtkę ojca w zielone moro, założył wygodne rękawice, ciepłą czapkę z klapami na uszy, również taty, a następnie z werwą zabrał się za pracę.

Jak się okazało, nie było to takie łatwe, jak Sasuke myślał. Po pierwsze – zupełnie nie miał wprawy. Kiedy jako dzieciak obserwował, jak ojciec wiesza lampki wokół dachu, wydawało mu się, że to takie łatwe, tymczasem jemu kabel się plątał, a w grubych rękawicach ciężko było używać zszywacza. No i musiał uważać, by zszywkami nie przebić kabla. Dużym problemem była też drabina, która na śniegu nie chciała stać zbyt stabilnie, musiał więc bardzo uważać i nie wykonywać na niej gwałtownych ruchów, by się zwyczajnie z niej nie spieprzyć.

Praca szła mu mozolnie, ale jakoś szła. Sąsiadka z naprzeciwka kilka razy wyjrzała na niego przez okno, mama dwa razy przyniosła mu do picia ciepłą herbatę, za którą był ogromnie wdzięczny, raz upuścił zszywacz na ziemię, ale na szczęście gdy go podniósł, ten dalej był zdatny do użytku.

Przyczepiał właśnie światełka wokół tarasu przed domem, gdy usłyszał za sobą radosny głos:

- Sasuke!

Zupełnie się tego nie spodziewał, dlatego aż podskoczył przestraszony, a zszywacz drugi raz wyleciał mu z rąk i spadł w śnieg. Obejrzał się gwałtownie, ale zdążył dostrzec tylko czarną plamę na tle białego śniegu, bo drabina odjechała mu spod nóg i poczuł, że leci w dół.

- Sasuke! – usłyszał wrzask, ale już innym tonem. Sekundę potem zwalił się na coś miękkiego i usłyszał jęk, a potem śmiech. Poczuł śnieg na twarzy, uniósł głowę i spostrzegł niebieskie tęczówki, znajdujące się tuż przed nim.

Naruto leżał w śniegu i trzymając go, śmiał się, a Sasuke leżał na nim.

- Czyś ty do końca już zdurniał, Uzumaki?! – wydarł się na całe gardło, wściekły.

- Niezdara z ciebie – zauważył Naruto, na co Sasuke prychnął.

- Sam jesteś niezdara, kretynie jeden skończony! Było mi się nie drzeć za plecami jak ten idio…! – urwał gwałtownie i w szoku, bo Naruto… Naruto złapał garść śniegu i cisnął mu go prosto w twarz, śmiejąc się przy tym jak dziecko.

Sasuke poczuł, że szlag go trafia. Starł zimny, mokry śnieg z twarzy.

- Pożałujesz tego… - wycedził śmiertelnie groźnym tonem, którym Naruto nic a nic się nie przejął.

Uzumaki wrzasnął, pisnął i wierzgnął dziko, kiedy Sasuke również złapał w garść tyle śniegu, ile zdołał, ale zamiast zaatakować twarz blondyna, wetknął mu rękę pod kurtkę przy szyi, nasypując śniegu za kołnierz. Zaczęli się szarpać i siłować, bo jeden drugiego usiłował natrzeć śniegiem. Sasuke zaciskał zęby, starając się przebić przez obronę Uzumakiego, który darł się i śmiał na przemian, broniąc się wszelkimi sposobami. Sasuke już w pewnym momencie myślał, z wygrywa, gdy Uzumaki niespodziewanie objął go i gwałtownie przekręcił, tak, że Sasuke wylądował plecami na śniegu, z Naruto siedzącym mu na biodrach.

- Ha! – zawołał Uzumaki tryumfalnie, łapiąc go za nadgarstki, gdy Sasuke spróbował wcisnąć mu śnieżkę prosto w twarz.

- Nie szczerz… się tak… młotku! – zawołał Sasuke, szarpiąc się, aby wyrwać ręce. – I złaź ze mnie!

- Jasne, żebyś mnie natarł śniegiem! Zapomnij!

Naruto użył chyba całej dostępnej siły, bo przycisnął mu ręce do ziemi po bokach jego głowy i dysząc, spojrzał mu w oczy w iskierkami radości i satysfakcji w swoich niebieskich ślepiach. Sasuke również miał przyspieszony oddech, a policzki zarumienione z zimna i wysiłku. Śnieg rozpuszczał mu się za kołnierzem, czuł go też w okolicach krzyża, bo kurtka mu się podwinęła, gdy się szarpali.

- I co teraz? – zapytał Naruto zaczepnie. Sasuke nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, zapatrzył się na uśmiechniętą twarz Naruto, na jego oczy i usta… Na szczęście, od odpowiedzi wybawiła go mama.

- Chłopcy, co wy wyprawiacie?! – usłyszeli jej głos, dochodzący od strony domu, więc obaj tam spojrzeli.

Mama stała w otwartych drzwiach, patrząc na nich z uniesionymi brwiami. Naruto zaśmiał się wesoło.

- Dzień dobry pani Uchiha! – wykrzyknął.

- Naruto, miło cię widzieć – odpowiedziała kobieta.

- Panią też…

- CZY MOŻESZ WRESZCIE ZE MNIE ŁASKAWIE ZEJŚĆ, BO MAM ŚNIEG POD SWETREM I MI ZIMNO?! – wydarł się na całe gardło zniecierpliwiony Sasuke. Naruto spojrzał na niego, jakby zapomniał, że wciąż siedzi mu na biodrach i trzyma go za nadgarstki. Zaśmiał się z zakłopotaniem i wstał szybko, wyciągając w jego kierunku rękę. Sasuke, po chwili nadąsania, złapał ją i pozwolił podnieść się na nogi.

- Jak dzieci – westchnęła matka Sasuke, kiedy on poprawiał przekrzywioną czapkę i otrzepywał się ze śniegu. – Naruto, napijesz się ciepłej herbaty? – zapytała.

 - Kawy! – zawołał uradowany Uzumaki. – Marzę o kawie, mieliśmy interwencję z samego rana, jestem na nogach od trzeciej!

Sasuke przyjrzał mu się, dostrzegając cienie pod powiekami i ogólne zmęczenie, widoczne na twarzy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Naruto znów ma na sobie czarną kurtkę straży pożarnej.

- W takim razie zapraszam – powiedziała mama Sasuke i wycofała się do domu. Uchiha podszedł do leżącej na ziemi drabiny i podniósł ją, opierając o daszek od tarasu, a potem odnalazł w śniegu zszywacz. Obejrzał go, ale na szczęście, jak wcześniej, biały puch zamortyzował upadek.

- Idziemy? – zapytał Naruto wesoło. Niewyspany zachowywał się jak na haju, działał jak nakręcony. Sasuke przewrócił oczami.

- Idziemy, bo mam roztopiony śnieg nie powiem gdzie…

- Gdzie? – zapytał zaraz Naruto niewinnym tonem.

- Nie powiem!

Sasuke uciekł w stronę domu, a Naruto podążył za nim. Wtargnęli do przedpokoju, śmiejąc się. Mama wyjrzała na nich z kuchni.

- Tylko zdejmijcie te buciory, bo śniegu mi naniesiecie! – zawołała karcąco.

- Tak mamo! – odkrzyknął Sasuke, czując się, jakby miał dziesięć lat, a nie trzydzieści. Pozbyli się butów i kurtek i poszli do kuchni. Sasuke natychmiast urwał sobie kilka płatków papierowego ręcznika i otarł twarz i kark z wody, powstałej z rozpuszczonego śniegu. Naruto zrobił to samo.

- Naruto, usiądź, zaraz będzie kawa – powiedziała Mikoto, wskazując Uzumakiemu krzesło przy stole. – Sasuke, co pijesz?

- Też może być kawa – odpowiedział. Usiadł naprzeciw Naruto. – Co za interwencję mieliście z samego rana? – zaciekawił się. Naruto wzruszył ramionami.

- To samo, co zawsze zimą. Stary piecyk gazowy, nieszczelny, dawno powinien być wymieniony… Zapalił się od niego dom. Na szczęście nikt nie zginął, ale zanim dojechały wszystkie wozy strażackie, nie było już co gasić, wszystko się spaliło…

- To straszne, tak tuż przed świętami! – zawołała mama. Naruto przytaknął.

- Dom dwójki staruszków… Babcię zabrała karetka, tak to przeżyła. Tej zimy to już chyba z szósta taka interwencja, do pożaru, spowodowanego złym sposobem ogrzewania. Sam nie wiem, czy latem czy zimą jest więcej roboty…

Mikoto westchnęła i wyłączyła gaz pod czajnikiem, który zaczął gwizdać. Zalazła wodą dwa kubki kawy i postawiła je przed nimi.

- Mam pranie w pralni – powiedziała. – Posiedźcie sobie, zaraz wracam… - To powiedziawszy, wyszła, a on został z Naruto w kuchni sam.

Uzumaki sięgnął po stojącą na stole cukiernicę i posłodził sobie kawę.

- Po co przyjechałeś? – zapytał Sasuke. Przez okno było widać stojąca pod domem Sasuke strażacką furgonetkę. Sąsiadka z naprzeciwka wyjrzała przez okno już chyba z dziesięć razy.

Naruto uśmiechnął się.

- Przejeżdżałem drogą, zobaczyłem, jak się mocujesz z tymi lampkami i nie mogłem sobie darować – odpowiedział Uzumaki, mieszając łyżeczką w swojej kawie. – Poza tym Sakura mnie męczy, bym cię ściągnął jutro na rynek do przygotowań do Jarmarku. Mam jutro wolne, będę pomagał chłopakom stawiać budki. Sakura mówiła, że też chciałeś pomóc.

- Nie chciałem, tylko mnie zmusiła – wyjaśnił Sasuke. Naruto zaśmiał się.

- Cała Sakura – rzekł i upił łyk kawy. Sasuke również się napił ciepłego, gorzkiego napoju. – To będziesz?

- Będę – zapewnił Sasuke. – I tak nie mam tu nic lepszego do roboty. Nie mam nic, co mógłbym przygotować, więc chociaż tak pomogę.

- Wow, czyżbyś miał jakieś sumienie? – zapytał Naruto, udając zdumienie i szok. Sasuke przewrócił oczami.

- Wydaje ci się – odpowiedział z uśmiechem. Pogadali jeszcze chwilę o przygotowaniach do Jarmarku, Naruto wypił kawę, a potem rzekł, że musi wracać i się w końcu przespać, bo pada z nóg, a kawa pomoże tylko na tyle, by mógł z otwartymi oczami dojechać do domu. Sasuke odprowadził go do drzwi, pożegnał, a potem jeszcze dyskretnie wyglądał przez okno, patrząc, jak Uzumaki odjeżdża.

Gdy wrócił do kuchni by umyć oba kubki po kawie, w pomieszczeniu była już mama.

- Co z tym praniem? – zagadnął ją, a rodzicielka spojrzała na niego bez zrozumienia.

- Jakim praniem? – zdziwiła się.

Sasuke westchnął. Coś tak właśnie przypuszczał, że mama nie robiła dziś żadnego prania…

3 komentarze:

  1. Czego to matka nie zrobi, aby przekonać syna, by został w domu, nie jechał w świat daleko. Oj żebym ja nie była taką matką :)
    Biorąc pod uwagę te plotki i prędkość ich rozprzestrzeniania się kibicuję Sasuke, aby wrócił do miasta. Nie lubię jak inni wścibiają nosy nie w swoje sprawy, więc sama zwiałabym z takiego miasta. Sasuke to też taki typ, więc mam nadzieję że nie zmięknie na tyle aby dostosować się do tego czego nie lubi. Chociaż Uzumaki to mocny argument aby zostać. No ale poczekamy na dalsze rozwinięcie akcji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę idealnej Konohy, bez skaz. wszystko ma jasne i ciemne strony 😀

      Usuń
  2. Hejeczka, hejeczka
    wspaniały rozdział, taki urok małych miasteczek... plotki od razu się pojawiają dobrze że Sasuke karku sobie nie skręcił... ale widać że zależy i martwi się o Naruto... zastanawiam się czy te budki postawią bo jak obaj się za nie zabiorą to może przerodzić się to w jakiś zakład czy jeszcze coś innego...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń