Zbliża się Wielkanoc, a ja publikuję opowiadanie o Bożym Narodzeniu :-) ale co tam, trzeba skończyć to, co się zaczęło :-)
Zapraszam na Świątecznego Sasuke!
*
Po skończonej pracy większość
postanowiła, że watro wybrać się do baru i wypić za dobrze wykonaną robotę.
Sasuke nie był przekonany co do tego pomysłu, a kiedy zorientował się, że
prowodyrem całego pomysłu jest Naruto, to chęć pójścia na piwo spadła u niego
poniżej zera.
Uzumaki co prawda próbował go
przekonać, ale Sasuke był twardy. Utrzymywał, że zmarzł, źle się czuje i nie ma
ochoty na alkohol. Jego wersji sprzyjał fakt, że gdy byli w szkole, to miał
bardzo słabą odporność i nieustannie chorował. Naruto pamiętał tamte czasy,
więc gdy Sasuke stwierdził, że nie chce się rozchorować, Uzumaki musiał
przytaknąć. Co prawda słaba odporność już dawno mu minęła, ale Naruto nie
musiał o tym wiedzieć.
Dlatego, gdy tylko skończyli,
Sasuke udał się do swojego domu. A przynajmniej próbował się udać, i to na
piechotę, ale został zatrzymany i niemal siłą podwieziony na miejsce przez
Naruto. Podziękował mu za to i czym prędzej poszedł do domu.
Nie podobało mu się to
wszystko, zachowanie Naruto i gadanie całego miasteczka. On i Uzumaki rozstali
się lata temu i nie powinni się schodzić. Sasuke miał wyjechać zaraz po Nowym
Roku, pchanie się wiec w ponowny związek z Naruto było bezsensowne.
Przyniosłoby to im obu tylko więcej bólu, więcej złości i więcej rozczarowania.
Sasuke nie chciał mieszkać w Konosze. Nie był typem faceta, któremu pasowałoby
życie w małej mieścinie, po to się stąd wyprowadził, aby już nigdy więcej nie
wracać. Miał swoje życie w mieście, co prawda w tym momencie akurat nieco mu
się ono rozsypało, ale miał zamiar do niego wrócić. To życie nie uwzględniało
mieszkania w dziurze na końcu świata. Sasuke chciał czegoś więcej. Potrzebował
czegoś więcej.
Poza tym on i Naruto byli inni.
Różniło ich dosłownie wszystko, od charakteru, poprzez wygląd, aż po życiowe cele.
W teorii nie powinni móc się dogadać, ale było wręcz przeciwnie. W dzieciństwie
byli najlepszymi przyjaciółmi, a gdy zostali parą, działali jak dobrze
naoliwiona maszyna. Co prawda żarli się ze sobą niczym pies z kotem, ale zawsze
potrafili się pogodzić. Naruto stanowił ten najlepszy fragment życia Sasuke.
Był tym cholernym światełkiem w ciemności, iskierką w mroku. Po rozstaniu
Sasuke długo cierpiał, nie mógł dojść do siebie. Szukał ukojenia w ramionach
innych mężczyzn, ale zawsze to nie było to. Żaden z jego kochanków nie był
Naruto, w tym tkwił cały problem. Sasuke nigdy nikogo nie pokochał mocniej, niż
Uzumakiego. Właściwie, w ogóle nigdy nikogo nie pokochał, prócz Naruto. Nie
chciał teraz rozniecać czegoś, co miałoby za chwilę zgasnąć. Nie chciał wchodzić
drugi raz do tej samej rzeki. Nie wyobrażał sobie, że po raz kolejny miałby
cierpieć tak, jak wtedy po rozstaniu. Najzwyczajniej w świecie drugi raz by
tego nie wytrzymał.
Gdy kładł się do łóżka po
gorącym prysznicu, dalej go to wszystko przerażało. Nie przyjechał do Konohy
romansować, zresztą, nie miał zamiaru tu zostawać. To właśnie ten fakt skłócił
ich ze sobą na tak wiele lat. Kochali się bardzo mocno, ale żaden nie chciał
ustąpić. Sasuke pragnął wyjechać jak najdalej stąd, na zawsze, wynieść się z
Konohy na stałe, natomiast Naruto z całego serca pragnął zostać. Uchiha nie
potrafił zrozumieć, dlaczego Uzumaki chce żyć w tak małym miasteczku, a Naruto
nigdy nie pojmował jego pragnienia bycia wolnym i anonimowym. Nie umieli się w
tej sprawie dogadać, Sasuke odszedł, Naruto został. To zniszczyło ich związek.
A teraz Uzumaki zachowywał się
tak, jakby chciał do tego wszystkiego wrócić. Sasuke wiedział, że to nie jest
możliwe. Za dużo czasu minęło, zbyt wiele się wydarzyło. Byli teraz innymi
ludźmi, wyrośli, ich dziecięce marzenia przepadły. Powiedzieli sobie zbyt wiele
gorzkich słów, zbyt mocno się nawzajem zranili. Blizny, jakie po tym powstały,
były zbyt głębokie, aby je tak po prostu zignorować. Mimo upływu lat serce
Sasuke dalej krwawiło.
Męczony takimi myślami, zapadł
w niespokojny sen.
Następnego dnia wstał z
postanowieniem, że po prostu nie będzie się z Naruto widywał. To był dobry
pomysł. Skoro przeżył tyle lat bez Uzumakiego, to poradzi sobie i kolejne lata.
Wiedział, że oni dwaj się nie dogadają, że to znów będzie wielki niewypał i
rozczarowanie. Wolał temu zapobiec już zawczasu.
Przy śniadaniu była nerwowa
atmosfera – mamie udzielał się już przedświąteczny stres, siedziała nad
niebotycznie długa listą zakupów i spisywała, co jeszcze jest jej potrzebne. I warczała na niego i tatę, kiedy tylko ją o
coś pytali.
- Ja się chyba ewakuuję –
mruknął ojciec do Sasuke, uśmiechając się lekko i kończąc kawę. Mikoto
spojrzała na niego ze złością.
- A kto mi pomoże w zakupach?!
Prawie nic nie mamy, miałeś mieć wolne! – niemal wykrzyknęła. Fugaku wstał od
stołu.
- Sasuke zrobi z tobą zakupy,
kochanie. Wiesz, jak to jest zimą, zawsze jest dużo pracy – odpowiedział
ugodowo. Sasuke rzucił ojcu nienawistne spojrzenie, bo ewidentnie tata wystawił
go na odstrzał. Sam wychodził do pracy, a jego zostawiał ze sfrustrowaną i
przejętą obowiązkami mamą.
- Jasne, jasne. Ale choinkę to
już wy dwaj pojedziecie i kupicie dziś wieczorem! Bo w końcu nie będzie czasu,
żeby ją ubrać! Wigilia pojutrze!
- Pojedziemy – obiecał ojciec,
całując mamę w głowę. – Wybierzemy najpiękniejszą, taką na pół salonu. A teraz
muszę już jechać, bo się spóźnię. Do później.
Ojciec wyszedł z kuchni, a
Sasuke spojrzał na mamę.
- A dużo tych zakupów? –
zapytał, gryząc swoją kanapkę. Mama rzuciła mu spojrzenie, jakby był debilem.
- A jak myślisz? Muszę zrobić
indyka z żurawiną, gęś z jabłkami, szynkę w glazurze, puree z batatów, muszę
upiec warzywa i pierniczki, i jeszcze ze trzy cista, no i jeszcze rzeczy na
Jarmark…
Sasuke zapchał się kanapką,
kiwając głową. Niechcący uruchomił mamę, a wcale tego nie chciał. Miał zamiar
pomóc jej w tych wszystkich przygotowaniach, co prawda nie znał się na
gotowaniu, ale mógł obierać i kroić warzywa, albo robić inne rzeczy tego typu.
I tak nie miał nic więcej do roboty. Nudził się.
Po śniadaniu mama kazała mu się
czym prędzej ubrać i zawieźć ją do sklepu. Spełnił jej życzenie, a w każdym
kolejnym sklepie czy supermarkecie wspinał się na wyżyny cierpliwości, bo mama
wymyślała, wybrzydzała, cały czas zagadywały ją jakieś koleżanki z miasteczka i
ogólnie, zakupy rozciągnęły się na pół dnia. Kiedy wrócili do domu, Sasuke był
bardziej zmęczony niż po intensywnym treningu na siłowni, a mama nie dała mu
nawet chwili na odpoczynek, tylko kazała się przebrać i zjawić w kuchni w
pełnej gotowości do pracy.
Po czterech godzinach pomagania
Sasuke stwierdził, że woli dwanaście godzin w biurze niż choćby jeszcze pięć
minut z mamą w kuchni. Rodzicielka wymagała tempa i choć Sasuke należał raczej
do osób wielozadaniowych i aktywnych, o podzielnej uwadze, to współczuł samemu
sobie, że pomaganie przy Jarmarku nie było dziś, miałby przynajmniej wymówkę,
by wyjść z domu.
Na szczęście niedługo później wrócił
ojciec i uwaga mamy skupiła się na nim. Mikoto w ramach obiadu podała mu
naprędce przygotowaną jajecznicę i zrobiła przerwę pracy, dzięki czemu Sasuke
mógł na chwilę opaść na krzesło przy stole i odpocząć. Jego brak wiedzy z
zakresu gotowania irytował mamę, przez co wykorzystywała go jako siłę roboczą
do najgorszej pracy.
- Jak ojciec zje, to
pojedziecie po choinkę – powiedziała mama do niego. Sasuke skinął głową.
- Tak jak ustaliliśmy przy
śniadaniu – przytaknął. Fugaku jadł jajecznicę i się nie odzywał, widząc, w
jakim humorze jest matka.
- Tylko kupcie świerk! Nie
sosnę, na sośnie źle się wiesza ozdoby! – zastrzegła mama, grożąc mu drewnianą
łyżką. Pokiwał głową.
- Wiemy, mamo…
- Jodła czasem potrafi być
ładna, ale ja chcę świerk! Gdybym nie miała tyle pracy, pojechałabym z wami…
- Mikoto, kochanie, damy radę
kupić choinkę – wtrącił się ojciec rozbawionym głosem. Mama spojrzała na niego.
- Dwa lata temu pojechałeś sam
i choinka była krzywa! – zarzuciła mu mama. Fugaku wykrzywił się lekko w
przepraszającej minie, a Sasuke udał, że go tu nie ma.
- Nie zauważyłem…
- No to w tym roku radzę ci
zauważyć, mój drogi! Nie dość, że jest tyle pracy, to jeszcze wy…
Mama zaczęła coś gderać i
narzekać, a Sasuke i ojciec wymienili między sobą spojrzenia. W Mikoto przed
świętami zawsze wstępował jakiś demon.
Kiedy ojciec zjadł, mama
dosłownie wygoniła ich z kuchni, każąc nie wracać bez drzewka. Sasuke jeszcze
tylko skoczył na górę, by się przebrać z brudnych od mąki dresów, po czym z
ojcem jak najszybciej opuścili dom.
- Uf, Mikoto jak zawsze
podchodzi do świętowania niesamowicie poważnie – stwierdził ojciec, kiedy
wsiadali do samochodu. Nie dał Sasuke kluczyków, sam zasiadł za kierownicą; chyba
się obawiał, że znów wylądują w rowie.
- Taaak – westchnął Sasuke,
rozcierając nadgarstek. Ostatnie pół godziny ukręcał jajka na kogel-mogel do
jakiegoś tam ciasta i aż ręka go od tego bolała. Mama bowiem wymagała, żeby był
idealny puch i nie pozwalała mu użyć miksera, twierdząc, że jajka ucierane
ręcznie będą lepsze. Sasuke miał wrażenie, że zaraz odpadnie mu nadgarstek.
- Kupmy jej ten świerk i
wracajmy. Itachiego spotkamy na miejscu – rzekł Fugaku, uruchamiając silnik
samochodu.
- Itachiego? – zadziwił się
Sasuke, zapinając pas. Ojciec wywrócił oczami, wycofując na ulicę.
- Matka do niego zadzwoniła,
kiedy się przebierałeś – wyjaśnił. Sasuke zaśmiał się, ale nie skomentował.
Mama przejmowała się kupieniem choinki tak, jakby od tego zależały ich życia. Mikoto
uwielbiała święta i zawsze chciała, żeby wszystko było idealnie. Sasuke także
lubił ten czas, jednak nie miał aż takiej paranoi.
Kawałek za Konohą szkółkę
roślin ozdobnych prowadził pan Tazuna, który przed świętami zawsze sprzedawał
choinki. Udali się tam i już na wjeździe mieli problem z zaparkowaniem, bo jak
się okazało, tego dnia po drzewko wybrało się pół Konohy. Przy drodze,
prowadzącej do szkółki, stało wiele samochodów, a dalej nie było już nic, tylko
las. Na zewnątrz zrobiło się już zupełnie ciemno, na szczęście plac, na którym
pan Tazuna wystawiał choinki, był dobrze oświetlony. Sasuke jako dziecko zawsze
lubił tu przyjeżdżać, plac z choinkami był duży, a drzewka, poustawiane w rozmaitych,
nieregularnych rzędach, tworzyły niemalże labirynt. Dla dziecka,
zafascynowanego w ogóle świętami, wybieranie choinki w takiej atmosferze było prawie
magiczne.
W końcu zaparkowali na poboczu
polnej drogi na skraju lasu, po czym udali się na plac po choinkę. Trochę czasu
im to zajęło, bo ojciec chciał stanąć gdzieś bliżej, ale naprawdę nie było
miejsca wzdłuż drogi przy szkółce Tazuny.
Ojca również wiele osób witało,
zaczepiało go i gadało z nim. Sasuke zawsze to w tym mieście irytowało, że
nigdzie nie można było się przejść bez tłumaczenia jakiejś sąsiadce czy innej
ciotce „a po co, a na co”. Tracili przez to cenny czas. Sasuke chciał kupić
choinkę i wrócić do domu, nie miał ochoty na rozmawianie z kimkolwiek.
- Przejdę się między drzewkami
i poszukam Itachiego – rzekł do ojca, który uciął sobie pogawędkę z kolegą z
pracy. Wśród zaparkowanych przy drodze samochodów widzieli auto Itachiego, co
oznaczało, że brat gdzieś tu był i pewnie wybierał choinkę do własnego domu.
Sasuke próbował się do niego dodzwonić, ale brat nie odbierał.
- Dobrze, dobrze – przytaknął
ojciec, machając niedbale ręką. Sasuke wzruszył ramionami i ruszył między
drzewka, wśród których kręcili się mieszkańcy miasta i okolic. Jakiś dzieciak
darł mordę „mamo, mamo, chcę tą, chcę tą!”, młoda para zachwycała się małą
choineczką, sięgającą Sasuke gdzieś do pasa, a dwóch facetów obok obwiązywało
jedno z drzewek sznurkiem, jednak z marnym skutkiem. Cały plac, jak w
dzieciństwie Sasuke, przypominał labirynt choinek. Było zimno, na ziemi leżał
śnieg, wokół panowała wesoła atmosfera, słychać było śmiechy i rozmowy.
Sasuke szedł powoli, oglądając
kolejne choinki. Mama chciała tę najpiękniejszą, a on nie chciał jej
zdenerwować i dostarczyć dodatkowego stresu. Choinka musiała być idealna i już.
Zatrzymał się przy jednym z
drzewek, oglądając je od góry do dołu. Choinka była nieco od Sasuke wyższa, nie
aż tak bardzo rozłożysta i w miarę symetryczna. Nim jednak zdążył sprawdzić jej
cenę na przyczepionej metce, usłyszał za sobą wesoły głos.
- Sasuke!
Obejrzał się. W alejce obok
dostrzegł swojego brata, ubranego w grubą kurtkę i kolorową czapkę. Sasuke
odetchnął w ulgą
- No nareszcie, jesteś! –
zawołał, porzucając choinkę i idąc w stronę brata. Odnalazł przejście i dostał
się do sąsiedniej alejki. – Dzwoniłem do ciebie!
- Serio?! – zdziwił się Itachi,
sięgając do kieszeni. Wyjął swój telefon i spojrzał na wyświetlacz. – Oj,
wyciszony! – zaśmiał się. Sasuke przewrócił oczami.
- Jak dziecko – zarzucił bratu.
– Znalazłeś coś ciekawego?
- Jasne, my już mamy choinkę,
jest odłożona u pana Tazuny! Teraz szukałem czegoś dla was, mama mi nagadała,
że ty i ojciec nie macie oka do choinek! – zawołał wesoło brat. Sasuke pokręcił
głową.
- Nie widzę powodu, aby robić
takie zamieszanie wokół drzewa – odpowiedział, patrząc na choinkę, którą oglądał
Itachi. – Ta jest łysa z tyłu, panie sokole oko – dodał złośliwie.
- Przecież jej nie kupujemy –
odpowiedział brat. – Niedobry jesteś. – Pogroził mu palcem jak wcześniej mama
łyżką.
- Może i jestem niedobry, ale
chcę to szybko załatwić i wrócić do domu, jest zimno – rzekł, bo faktycznie ciepło
nie było. Mróz szczypał go w nos i policzki i choć ubrał się najcieplej jak
mógł, im dłużej tu był, tym bardziej marzł. Nie nosił czegoś takiego jak
kalesony, więc pod dżinsy założył swoje legginsy termoaktywne, w których czasem
biegał w zimne dni. Gdyby ich nie założył, zmarzłby jeszcze bardziej.
- Delikatny się znalazł –
zakpił z niego Itachi. – Chodź, tam dalej są ładne choinki, tu na brzegu są
strasznie już przebrane…
Brat poprowadził go w głąb
placu, po drodze witając się z jakimiś
swoimi znajomymi z miasteczka. Sasuke większość ludzi ignorował, póki co nie
spotkał nikogo ze swojej byłej klasy, więc uznał to za cud i szczęście. Zamiast
tracić czas, oglądał choinki.
- Ta jest ładna – wskazał bratu
niewielkie drzewko. Itachi prychnął.
- Nieee, za mała, mama nas z
taką wyrzuci z domu! – odparł brat. – To jest choinka! – zawołał, wskazując
ogromne drzewko, które zmieściłoby się w ich salonie pod warunkiem, że
zrobiliby dziurę w suficie. Sasuke zaśmiał się szczerze. Mimo zimna zaczął się
dobrze bawić.
- W tym tempie nigdy nie
znajdziemy właściwej choinki – powiedział rozbawiony. Rozejrzał się dookoła,
wypatrując jakiegoś drzewka, ale to nie choinka zwróciła jego uwagę, a para,
stojąca na końcu alejki.
To był odruch. W jednym
momencie stał obok Itachiego, a w następnym czmychnął między choinki, chowając się
za tą największą, którą pokazywał brat. Miał gdzieś fakt, że się pokłuje, ważne
było, żeby nikt go nie zobaczył.
- O co ci… - zaczął zdezorientowany
Itachi, jednak nagle przerwał, bo również spojrzał w kierunku, w którym
wcześniej patrzył Sasuke. – Aaaaa… już rozumiem.
- Nic nie rozumiesz, schowaj
się, bo tu podejdą! – wyszeptał Sasuke, nie wiadomo dlaczego, bo przecież
nikogo prócz brata nie było w pobliżu i nikt nie mógł go usłyszeć.
- No co ty, Sasuke, boisz się
swojej teściowej?
- To nie jest moja teściowa! –
zaprzeczył natychmiast Sasuke, czując, jak policzki go szczypią, niekoniecznie
od mrozu. Itachi parsknął i nagle wzniósł rękę.
- Pani Kushino! Panie Minato!
Jak miło państwa widzieć! – wykrzyknął na całe gardło.
Sasuke jęknął.
Ze wszystkich ludzi w całym
miasteczku musieli, po prostu musieli trafić na rodziców Naruto! Sasuke zaczął
podejrzewać, że cały wszechświat jest przeciwko niemu. Gdzie się nie ruszył,
nawiedzały go duchy przeszłości, jakby to była jakaś cholerna Opowieść wigilijna.
- Itachi! – usłyszał głos pani
Kushiny, więc jeszcze bardziej wcisnął się w kłujące gałęzie. Nie miał zamiaru,
nie chciał z nimi rozmawiać. Wiedział, że nie będzie potrafił spojrzeć im w
oczy. – Ciebie też miło jest widzieć! Choinka już wybrana?
- Nie, jeszcze ją wybieramy z
Sasuke. Prawda, Sasuke? – I Itachi zwrócił się do niego. Sasuke przymknął na
chwilę oczy, mając szczerą ochotę udusić własnego brata, a potem westchnął i
wyszedł spomiędzy gałęzi.
- Taak, jeszcze wybieramy –
przytaknął cicho. – Dobry wieczór – przywitał się grzecznie, spoglądając na
rodziców Naruto.
Ci nic się nie zmienili. Pani Kushina
miała na sobie grubą kurtkę w kolorze rdzy oraz zielony szalik i czapkę, spod
której wystawały długie, rude włosy. Towarzyszył jej mąż, Minato, burmistrz
tego miasta, ubrany w czarny płaszcz. Mężczyzna był niezwykle podobny do
swojego syna; miał jasne blond włosy i niebieskie oczy.
Oboje spojrzeli na Sasuke tak
jak kiedyś, ciepło, bez wyrzutów i bez złości, aż mu się coś ścisnęło w
żołądku.
- Sasuke! – Mama Naruto
pierwsza otrząsnęła się z szoku i niemalże rzuciła mu się na szyję. Zawsze była
impulsywną i wylewną osobą, w przeciwieństwie do zawsze opanowanego męża.
Sasuke przytulił ją odruchowo,
a gdy go puściła, uścisnął dłoń pana Minato.
- Co u ciebie słychać, Sasuke? –
zapytał ojciec Naruto, obejmując ramiona swojej żony, gdy ta cofnęła się o
krok.
- A po staremu – odparł lekko
zawstydzony. Zazwyczaj taki nie był, ale akurat do tej dwójki czuł ogromny
szacunek. Większość ludzi na świecie posiadała dwoje rodziców, a on, przez
krótki czas swojego życia miał to wyjątkowe szczęście i posiadał czwórkę –
rodzice Naruto byli dla niego wtedy tak bliscy, jak jego właśni. Pani Kushina
rozumiała go jak żadna inna kobieta na świecie, chyba nawet lepiej niż Mikoto. To
jej opowiadał o swoich nastoletnich kłopotach, a ona słuchała go i zawsze
rozumiała. Kochał rodziców Naruto jak własnych i czuł wyrzuty sumienia, że zostawiając
swojego chłopaka, porzucił także ich.
Nie potrafił spojrzeć w oczy
ani kobiecie, ani jej mężowi.
- To dobrze – powiedziała wesoło
pani Kushina. – Dawno cię nie widzieliśmy, wpadnij kiedyś na herbatę…
- Ja… niedługo wyjeżdżam –
odpowiedział. Za nieco ponad tydzień kończył się miesiąc i wraz z nim jego
obecność w miasteczku. Nie planował już później równie długiej wizyty w
Konosze. Wiedział, że od stycznia jego życie wróci do normy, że wyjdzie do
miasta, znajdzie nową pracę i znów będzie wpadał do rodzinnego domu raz na pół
roku.
- Och... Czyli nie zostajesz na…
na dłużej? – dopytała kobieta. Sasuke zmieszał się, zerkając na Itachiego, bo
to brat władował go w te kłopoty. Itachi jednak udawał, że ogląda choinki i ich
nie słucha. Sasuke znów poczuł ogromną ochotę, żeby go udusić.
- Nie… raczej nie –
odpowiedział Sasuke niechętnie.
- Nie ma w tym nic złego,
Sasuke – odezwał się w końcu pan Minato, uśmiechając się do niego ciepło. –
Masz przecież swoje życie w stolicy, prawda?
- Tak – odpowiedział niczym
niesforny uczeń w szkole. Czuł się wyjątkowo niezręcznie.
- Nie będziemy cię już męczyć –
powiedziała nagle pani Kushiha, po czym jeszcze raz zbliżyła się do niego i
drugi raz mocno go uścisnęła. – Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy i
porozmawiamy jak kiedyś.
- Tak… może…
- Trzymaj się, Sasuke. – Pan Minato
poklepał go po ramieniu, po czym on i żona odeszli i w tę samą stronę, z której
przyszli, zagłębiając się w alejki pełne choinek. Sasuke odetchnął,
zdenerwowany, a potem ze złością spojrzał na Itachiego.
- Po co ich zawołałeś?! –
warknął. Obecność rodziców byłego chłopaka otworzyła w sercu Sasuke nową ranę,
nowe wyrzuty sumienia. Nie chciał pamiętać o tym, że z nimi też nie utrzymywał
kontaktu.
Itachi uśmiechnął się do niego
wesoło.
- Bo cały czas o ciebie pytali –
odrzekł, jakby to było oczywiste. – I nie rób takiej kwaśnej miny, Sasuke! Znalazłem
wam choinkę!
I Itachi wskazał na jedną z
choinek, na pierwszy rzut oka całkiem ładną, nie krzywą i nie krzaczastą. Sasuke
zerknął na metkę, przyczepioną do gałązki, na której opis mówił, że drzewko to
świerk.
- Bierzemy – odparł, nie chcąc
się z bratem kłócić, bo jeszcze naprawdę by go udusił.
Ooo, wreszcie ciąg dalszy tego opowiadania! Jestem ciekawa, jak się to dalej potoczy, czy Sasuke zostanie ostatecznie w wiosce. Itachi w takiej roli zawsze niepomiernie mnie bawi XD
OdpowiedzUsuńTaaak, przyszedł czas i trzeba zakończyć 😀
UsuńCześć! Fajne opowiadanie, jestem nowa na Twoim blogu ale cieszę się, że znalazłam kogoś kto przede wszystkim pisze systematycznie. Czekam na rozwój wydarzeń, szczerze mam nadzieję, że Sasuke się ogarnie bo trochę taka du** wołowa z niego tutaj taki niezdecydowany xd Niemniej liczę na jakiś zwrot akcji
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
AJ
Heej, cieszę się, że jesteś! Mam nadzieję, że będzie systematycznie 😀
UsuńWitam indziękuję za kolejny rozdział. Sasuke mimo całej swej inteligencji jest bardzo uparty, by nie powiedzieć że jest zakutym łbem... Jego upór w realizacji raz obranego planu jest tu doskonale widoczny. Raz zdecydował i niech się świat wali, ale on i tak nie kocha Naruto. Chciałby... Nadzieją mnie napawa końcówka rozdziału. Itachi postawił na swoim w wyborze drzewka, może i w sprawie Naruto coś wskóra?
OdpowiedzUsuńTak, Sasuke tutaj to taki prawdziwy uparciucha, ale co mu się dziwić, serduszko ma złamane 🙃
UsuńTen rozdział nie nastawia na szczęśliwe zakończenie. Oboje mają inną wizję swojej przyszłości. Dalej co do siebie czują, ale by być razem ktoś musiałby się poświęcić i być nieszczęśliwy. Nie widzę tu dobrego zakończenia. Mam pewnien pomysł jak możesz przełamać upór Sasuke aby przestał trzymać się z dala od Naruto, ale na ich wspólne bycie razem już nie. Trafi więc poczekać aż opublikujesz zakończenie.
OdpowiedzUsuńWeny
Trochę tak jak w mandze, obaj widzą swoją przyszłość zupełnie inaczej. Nie dostrzegają wspólnej drogi.
UsuńO matko, nostalgicznie wróciłam do tego paringu, który był jednym z moich ulubionych. Natrafiłam na ten blog i pochłonął mnie w całości. Najpierw planowałam czytać jedynie zakończone historie, lecz gdy te sie skończyły nie moglam sie powstrzymać. Lekkie załamanie było, gdy niektóre z opowiadań niedokończonych miało aktualizacje w 2013roku. To bardzo miłe zaskoczenie widzieć tak bliską datę dodania kolejnej części!
OdpowiedzUsuńPodziwiam z całego serca, ze trwasz przy swoim hobby i piszesz dalej. Świetnie Ci to wychodzi! Czytam dużo książek i mimo, ze to co piszesz są to opowiadania fanowskie, to są na rewelacyjnym poziomie. Moglabym nawet powiedzieć, ze stoja gotowe do druku, jedynie po poprawce kilku literówek.
Życzę dużo weny twórczej i chęci!
Ojej, dzięki za taką opinię! Uwielbiam pisać i zawsze bardzo się staram, żeby było dobrze, chociaż literówki to moja zmora, nigdy ich nie widzę 😀
UsuńPo tylu latach znalazłem Twojego bloga… nie sądziłem, że dalej piszesz. Aż zaniemówiłem…
OdpowiedzUsuńTak, ja po tylu latach też nie sądziłam, że będę pisać. A jednak powrót był łatwiejszy niż myślałam 🙃
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawam się czy Sasuke jednak zostanie czy jednak wyjedzie, a Itachi uwielbiam go w takim wydaniu ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Jak przeczytałam o pomyśle sosnowej choinki to aż spróbowałam to sobie wyobrazić... Jako choinka ino porządna Jodła! Świerk jest upierdliwie kłujący.
OdpowiedzUsuń