Miał
nie oddalać się od domciu,ale ten motylek był taki piękny! Narutek
jeszcze takiego nie widział w lasku swojego tatusia, dlatego za nim
poszedł. Przyglądał się skrzydełkom motylka,które zdawały się migotać za
każdym razem, gdy padł na nie nikły blask słoneczka, sączący się
poprzez listki drzew dookoła. Narutkowi bardzo podobały się te śliczne
promyczki, pieszczące kolorowe skrzydełka motylka. Szedł tak za nim już
od rana, podglądał, jak motylek siada na kwiatkach i spija z nich
nektarek. Potem motylek frunął dalej, a Narutek zrywał te kwiatki i
zjadał je. Wszystkie były bardzo smaczne. Motylek miał dobry gust.
Narutek
jadł kwiatki, bo był demonem leśnym. Demonem, który nie miał jeszcze
stu lat i jago ząbki były zbyt wrażliwe, by mógł nimi pogryźć coś więcej
niż mięciutkie roślinki. Ząbki młodych demonów były bardzo unerwione i
bardzo wrażliwe. Poza tym Narutek uwielbiał roślinki i nie mógł sobie
wyobrazić, że kiedy już skończy sto lat i jego zęby staną się twarde i
silne i już będzie mógł polować, to zaatakuje i zje jakieś zwierzątko.
Zwierzątka to byli jego przyjaciele. Podejrzewał, że nawet gdy skończy
sto latek, to i tak nie zacznie jeść mięsa.
Tatuś,
który był panem tego lasu, wiele razy powtarzał Narutkowi, że taka jest
kolej rzeczy. Że są stworzenia silniejsze i słabsze, i te silniejsze
polują na te słabsze i nie ma czego się bać i wstydzić. W dodatku demony
leśne były tymi najsilniejszymi z silnych. Rządziły lasem, dbały o jego
porządek i wszystkie inne stworzenia były ich podwładnymi. Wszystkie, z
jednym wyjątkiem.
Narutek zadrżał. Tatuś zawsze powtarzał, że jeśli zobaczy w lesie człowieka, to ma uciekać. Najszybciej, jak potrafi.
Ale
do tego lasu nie przychodzili ludzie. Ten las leżał głęboko w górach i
należał do najpotężniejszego z leśnych demonów, do Minato, Złotego
Błysku. Narutek wiedział, że jego tatusia wszyscy się bali, ale wiedział
też, że tatuś wcale nie był najsilniejszy. Bo nikt nie wiedział, że tak
naprawdę, najsilniejsza była mamusia Narutka, bo jej bał się nawet
tatuś.
Narutek
zachichotał, zjadając kolejnego kwiatka i obserwując motylka. Uwielbiał
motylki, bo były takie delikatne i śliczne. A on uwielbiał wszystko, co
śliczne. W pewnym momencie motylek skręcił, a Narutek skręcił za nim,
by wkrótce wyjść z lasku na niewielką, porośniętą kwiatkami polankę.
Motylek prawie oszalał z radości i zaczął fruwać od jednego kwiatka do
drugiego, a Narutek, wiedząc, że trochę mu się z tym zejdzie, położył
się na trawce i obserwował go, zrywając sobie te ładniej wyglądające
kwiatuszki i wcinając je ze smakiem.
Narutek
był demonem leśnym, który liczył sobie sześćdziesiąt dwa latka. Miał
ciało chłopczyka, którego można by porównać mniej więcej z
szesnastoletnim chłopcem ludzkiej rasy. Miał złote jak słoneczko włoski i
bardzo błękitne oczka, tak błękitne, że samo niebo przy nich bladło – w
każdym razie, tak mówiła mama Narutka. Miał on też lisie uszy,
porośnięte złotym futerkiem oraz puszystą, złotą kitę, przypominającą
ogon liska. Jego ulubionym zajęciem było obserwowanie motylków, ale
lubił też kąpiele w górskich strumykach i zabawy ze swoimi leśnymi
przyjaciółmi.
Obecnie,obserwując
kolorowego motylka przeskakującego z kwiatka na kwiatek, Narutek myślał
o swojej mamusi i swoim tatusiu. Wyszedł z domciu cztery dni temu, a
miał z rodzicami umowę, że najdalej po dziesięciu dniach wróci – po tylu
dniach, ile miał paluszków. Tak więc jutro będzie musiał zawrócić, by
zdążyć do domciu, zanim rodzice się na niego zezłoszczą.
Rodzice
złościli się na Narutka rzadko. Był dobrym demonkiem, bardzo łagodnym i
wesołym. Kochał wszystkie zwierzątka i otaczał je opieką. Opatrywał
rany rannych króliczków, wkładał małe, uczące się latać ptaszki do ich
gniazdek, pomagał zagubionym małym sarenkom odnaleźć ich mamusie. Leśne
zwierzątka go kochały i często chciały się z nim bawić. Miał wśród nich
wielu przyjaciół, a one zupełnie się go nie bały, pomimo tego, że gdy
skończył pięćdziesiąt lat, jego ciało zaczynało się zmieniać w ciało
drapieżnika. Najpierw spiczaste zrobiły się jego perłowobiałe ząbki. Kły
mu się nieco wydłużyły i stały się bardzo ostre, ale nadal nie mógł
gryźć nimi twardych rzeczy, bo bardzo go wtedy bolały. Wyrosły mu też
ostre pazury, które z początku mu przeszkadzały, ale w końcu się do nich
przyzwyczaił. Był to jednak zaledwie początek zmian. Tatuś powiedział,
że największe zajdą w ostatnich dziesięciu latach przed setką. Wyrosną
mu pozostałe ogony, czyli brakujące do dorosłości osiem puszystych,
złotych ogonków, a także on sam urośnie i uzyska swoją prawdziwą moc.
Bo
Narutek nie władał jeszcze żadną mocą. Jego tatuś potrafił wywoływać
huragany samą siłą woli, a mamusia, kiedy się złościła, sprawiała, że
wybuchały wulkany. Narutek miał nadzieję, że odziedziczy dar po mamusi.
To musi być coś, władać ogniem. Co prawda wiatr mu się też podobał, ale
nie był ogniem. Ogień był fajniejszy!
Oczywiście,
Narutek nie chciał tego daru, by czynić komukolwiek krzywdę. Po prostu
chciał umieć coś fajnego i chciał, by rodzice byli z niego dumni.
Narutek bardzo kochał swoich rodziców.
Nagle
Narutek coś usłyszał. Jego uszka drgnęły, a on uniósł główkę i
rozejrzał się po polance. Gdzieś z niedaleka dobiegło go szczekanie.
Wyszczerzył spiczaste ząbki. Pieski!
Narutek
bardzo lubił mieszkające w tym lesie pieski. Najfajniej się z nimi
bawiło, były najbardziej sympatyczne i bardzo skore do łaszenia się.
Narutek uwielbiał głaskać ich mięciutkie futerka, tak jak zawsze przed
snem głaszcze go mama. Do tego demonek uwielbiał drapanie za uszkami i
mamine buziaki na noc. Był strasznym pieszczochem.
Usiadł
wygodnie i czekał, by po chwili ujrzeć, jak na polanę wypada jeden
piesek, a potem drugi i trzeci. Narutek uśmiechnął się do nich, ale już
po chwili jego uśmiech zgasł.Nie znał tych piesków, nigdy ich nie
widział. A potem dostrzegł, że te pieski mają coś na szyi.
Przestraszył
się,że się uduszą. Już chciał rzucić się im na pomoc, gdy nagle
usłyszał coś innego, jakieś dziwne głosy i dźwięk ciężkich, nieuważnych
kroków, które łamały gałązki i miażdżyły biedne roślinki i malutkie
robaczki żyjące w ściółce leśnej.
A potem zza gałęzi wyłoniło się… coś.
Narutek
widział coś takiego po raz pierwszy w życiu, tak więc zamarł zdumiony.
To coś… chyba było demonem leśnym, bo wyglądało jak on. Pociągnął nosem,
ale zaraz go zmarszczył, bo to coś nie pachniało jak demon. Pachniało
nieprzyjemnie i dziwnie, drażniąco, a ten zapach w ogóle nie pasował do
przyjemnej woni lasu.
To
coś wyglądało trochę jak tatuś Narutka, było takie duże. Poruszało się
na dwóch nóżkach. Było ubrane na ciemno. Ale nie miało ani uszek, ani
ogonków. Było jakieś dziwne. Niby demon, jak Narutek, ale nie demon, bo
bez demonich atrybutów.
Nagle
zza drzewek wyłoniło się następne takie coś, a po nim jeszcze jedno i
jeszcze jedno, a na koniec kolejne. Pięć takich dziwnych cosiów stanęło
przed Narutkiem, patrząc na niego, a on spojrzał na nich z uśmiechem.
Każde z nich trzymało w dłoni długi kijek z pętelką, a przez ramię
przewieszony miało jakiś śmieszny, podłużny przedmiot.
-To… to demon? – odezwało
się jedno z nich, a Narutek zastrzygł uszkami. Słyszał te dźwięki, ale
nie rozumiał, co znaczą. Nie znał takiego języka. I nagle w jego główce
zrodziło się podejrzenie, a potem strach.
Tatuś
mówił, że ludzie wyglądają jak demony, ale nimi nie są. Są
krwiożerczymi potworami, przed którymi trzeba uciekać tak szybko, jak
się da. Mówił też, że wydają dziwne dźwięki, zupełnie inne od języka
demonów, iże zawsze mają przy sobie broń. I kiedy Narutek o tym
pomyślał, jeden z dziwnych cosiów wyciągnął… straszny nóż.
Narutek
bez zastanowienia rzucił się do ucieczki.Usłyszał, że puścili się za
nim, że towarzyszące im pieski również go gonią, ale nie oglądał się za
siebie. Chciał jak najszybciej wbiec między drzewka i uciec. Serduszko
waliło mu jak oszalałe.
I
wtedy Narutek usłyszał za sobą grzmot. Coś ugodziło go w jedno z
ramionek. Coś przeszyło jego ramionko na wylot. To coś poleciało dalej, a
on upadł na trawkę, krzycząc. Jego krzyk odbił się echem od ściany
lasu, do której chciał dotrzeć.
Narutek
pierwszy raz w życiu czuł tak ogromny ból. Pierwszy raz w życiu widział
swoją krew, która zaczęła bardzo szybko wyciekać z rany na jego
ramionku. Wcześniej, Narutek tylko raz czuł ból. Dawno temu, kiedy
podczas zabawy z jednym z przyjaciół gałązka odchylona przez tego
przyjaciela niechcący oddała w twarz Narutka. Demonek tak wyraźnie
zapamiętał tamto uczucie, że było to jego najgorsze wspomnienie. Teraz
już wiedział, że to było nic.
Tego
bólu, który czuł teraz, nie dało się opisać. Był to ból paraliżujący,
obezwładniający, ból nie do zniesienia. Wyciskał słone łzy z jego ocząt i
zmuszał go do głośnego łkania. Ale Narutek wiedział, że to zaraz
przejdzie. Bo wiedział od mamusi, że wszystkie ranki na jego ciele
powinny się zaraz zagoić, o ile nie uszkodzi się jego serduszka.
Narutek
czuł, jak rana zrasta się w bólach i już chciał się podnieść i dalej
uciekać, kiedy ludzie do niego podbiegli. Nie zdążył uciec. Nagle, na
jego szyi boleśnie zacisnęła się pętelka z bardzo szorstkiej, kaleczącej
delikatną skórkę demona liny. Była ona przyczepiona do długiego kijka,
który trzymał jeden z ludzi. W następnej chwili ktoś złapał go za
nadgarstek i bardzo boleśnie wykręcił mu rączkę do tyłu. Narutek nie
wiedział, co się dzieje. Załkał głośno i zaczął się szarpać. Sykał i
warczał na ludzi, zaczął ich drapać, a jednego z nich, nie zważając na
ból wrażliwych ząbków, ugryzł w rękę.
Ale
ich było za dużo. Druga rączka Narutka też została wykręcona do tyłu i
znów załkał z bólu, a w tym czasie jego rączki zostały związane.
Szarpnął się jeszcze mocniej, wyjąc ile sił w płucach i wzywając pomocy,
lecz wtedy coś bardzo twardego, chyba drewnianego, ugodziło w tył
główki i Narutek zapadł się w ciemność.akcja pozbywania się tego, co mam na dysku, wciąż trwa. czuję zastój, kiedy teksty napisane rok temu zalegają, ja ich nie kończę, nawet do nich nie zaglądam, nikt o nich nie wie i nie ma z nich żadnego pożytku. więc dodaję, nie wiem, czy skończę, ale dodaję. a nuż się komuś spodoba?
Biedny Naruciak T.T Coś czuję, że to będzie zajebista historia :3 o nic spadam czytać dalej ;***
OdpowiedzUsuńI jeszcze jakbyś chciała to wbij na mojego bloga:
emiko-sasunaruyaoi.pl
Sayo ;**
Ciekawie się zapowiada ^^ szkoda mi Naruto ;C Spadam i czytam dalej :)
OdpowiedzUsuńZa dużo zdrobnień xd jedyne czego nie lubie to zdrobnienia a tu jest ich masakrycznie dużo xd ale tak to całkiem fajne opowiadanie
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńpoczatek wspaniały, oj biedny nasz Naruto ale właśnie powinien odrazu uciekać a nie czekać na nie wiadomo co...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ale cute. ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńSlodziasna historia