Kiedy
Narutek otworzył oczka,było ciemno. Jęknął, bo okazało się, że wszystko
go bardzo boli. Chciał załkać głośniej, ale nie mógł. Jego usteczka
były zasłonięte jakąś brzydko pachnącą szmatką. W jego oczkach zebrały
się łezki. Nie podobało mu się to. Poruszył rączkami, ale nic to nie
dało. Jego rączki były wkręcone i mocno związane, tak mocno, że w ogóle
nie czuł swoich paluszków.
Spojrzał
w górę, ale nie ujrzał gwiazdek. Nad sobą miał tylko ciemność. Chciał
wstać, ale kiedy poruszył nóżkami, okazało się, że je też ma związane.
Załkał, ale knebel wszystko stłumił.
Narutek
przekręcił się na bok, a coś, na czym leżał, zaszeleściło pod nim.
Potrzebował chwili, by uświadomić sobie, że to słoma. Potem spojrzał
przed siebie, na płonące niedaleko ognisko. Świat okazał się być w paski
i wtedy zdał sobie sprawę, że siedzi… w klatce. A wokół ogniska, które
znajduje się niedaleko, kręcili się ludzie. Dużo ludzi. Prawie
dziesięciu strasznych, krwiożerczych potworów, którzy go złapali i
związali. Teraz już nie wytrzymał. Skulił się na słomie i zaczął płakać.
Płakał pół nocy, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. Ludzie się
śmiali, krzyczeli, ktoś rzucił w jego klatkę czymś, co się o nią
rozbiło, rozsypując wokół bardzo dużo ostrych odłamków. Gdzieś w połowie
nocy Narutek zemdlał ze zmęczenia.
Rankiem
obudziła go woda. Ktoś wylał na niego całe wiadro lodowatej, okropnej,
brudnej wody. Narutek zerwał się ze snu, strzygąc uszkami i trzepiąc
rzęskami. W tym samym momencie dwie pary silnych rąk złapały go boleśnie
za ramionka i wyciągnęły z klatki. Było już bardzo jasno i świeciło
słoneczko. Narutek rozejrzał się. Otaczali go ludzie, a wokół stały
jakieś dziwne domki na kółkach. Widział też koniki, rżące wesoło.
Spojrzał
przed siebie. Dwóch ludzi ciągnęło go w stronę dziwnego krzesła, przy
którym stało jeszcze dwóch. Narutek został brutalnie na nie pchnięty, a
liny, którymi go związano, zostały przecięte. Chciał uciec, gdy tylko
opadły, ale złapali go za ramionka i przycisnęli do krzesła, a potem
zaczęli go do niego przypinać skórzanymi pasami. Unieruchomili mu rączki
i nóżki, a potem główkę. Na koniec ściągnęli mu knebel z usteczek.
Krzyknął
na cały głos, a wtedy jeden z nich uderzył go w buzię. Narutek poczuł
pieczenie na policzku i rozpłakał się. Nie mógł poruszyć żadną rączką
ani nóżką, nie mógł ruszyć główką. Bał się, tak strasznie się bał, że aż
bolał go brzuszek. Nie rozumiał, co oni robią i czego od niego chcą.
Dlaczego go krzywdzą? Dlaczego zadają mu tyle bólu? Dlaczego?
Jeden
z nich złapał go za buziunię i siłą rozwarł mu szczękę,a potem włożył
mu do ust coś metalowego i zimnego. Zaczął obracać jakimś pokrętłem, a
to coś, co Narutek miał w buzi, zaczęło się powiększać. Po chwili
demonek miał już szeroko rozwartą buziuchnę, w której momentalnie
zaczęła zbierać się ślina. Po jego policzkach spływały łzy. Nie
rozumiał. Nic nie rozumiał.
Ci
ludzie rozmawiali ze sobą, ale nie znał ich języka. Słyszał tylko ich
okropne śmiechy, załzawionymi oczkami wpatrywał się w ich okrutne
twarze. Jeden z nich złapał go za rączkę, po czym zaczął mu obrzynać
pazurki dużym, bardzo ostrym nożem. Narutek zawył. Te pazurki były jego
największą dumą, a teraz ci ludzie mu je obcinali. Po chwili jednak
stało się coś gorszego, bo jeden z ludzi pojawił się przed Narutkiem z
krótkim, masywnym pilnikiem w dłoni. Nachylił się nad nim, po czym
włożył ten pilnik do otwartych siłą usteczek demonka. Narutek nie
wiedział, co on chce zrobić. Ale wtedy ten człowiek przyłożył pilnik do
jednego z jego bezcennych ząbków i zaczął go z całej siły nim pocierać.
Narutek
wrzasnął. Był to najgłośniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek wydobył się z
jego usteczek. Nigdy jeszcze, w całym swoim życiu, nawet pamiętając ból
po tym, jak mu wczoraj przestrzelono na wylot jedno z ramionek, nie czuł
czegoś takiego. To było nie do zniesienia. To była najgorsza tortura,
jaką mógłby sobie wyobrazić. Zaczął się trząść, bo ból rozszedł się
promieniście po całym jego ciele. Oczka potoczyły mu się gdzieś pod
powieki, a pęcherz, który był od jakiegoś czasu przepełniony puścił i
Narutek poczuł ciepły mocz, który zaczął spływać mu po błękitnych
spodenkach, w które był ubrany.
A człowiek piłował zawzięcie jego ząbki, zupełnie nie przejmując się jego stanem.
Trwało
to tak długo, że Narutka opuściły wszystkie siły. Gardło go piekło od
wrzasków i stało się zupełnie suche, że ledwo mógł przez nie oddychać.
Czuł taki ból, że zawładnął on wszystkimi zmysłami chłopca. Narutek
widział przed oczkami już tylko jakieś ciemne i jasne plamki, do jego
noska nie docierał żaden zapach, prawie nic nie słyszał. Ślina i krew
płynęły mu po brodzie, bo piłujący jego ząbki mężczyzna pokaleczył mu
usteczka. Jego ranki goiły się, ale ból zostawał. Był on jednak niczym
wobec uczucia, jakie towarzyszyło mu przy piłowaniu ząbków. Pazurki mu
obcięto tuż przy skórze, apotem jeszcze spiłowano je aż do krwi.
Narutek
chciał umrzeć. Po raz pierwszy w swoim życiu chciał, by ktoś przebił
czymś jego serduszko i by to wszystko się skończyło.Nie wiedział… do tej
pory nawet nie wiedział, że taki ból istnieje. Że można czuć coś
takiego. Że mogą istnieć istoty, które są tak okrutne, że mogą wyrządzić
innej istocie coś tak strasznego. Tak bestialskiego. Tatuś miał rację.
Ludzie to bestie. Straszne, złe do szpiku kości, krwiożercze bestie.
Kiedy
mężczyzna zabrał się za kolejny ząbek, a ten niemożliwy do zniesienia
ból znów rozszedł się po ciele demonka, Narutek poczuł, że zapada się w
ciemność. Z radością powitał mrok nieświadomości.
Kiedy
się obudził, był już w swojej klatce. Leżał na słomie i drżał.
Słoneczko jeszcze nie zaszło, ale zbliżało się ku zachodowi. Bolała go
buzia, bolała go tak bardzo, że łzy po raz kolejny zaczęły płynąć mu po
umorusanej krwią twarzyczce. Przejechał języczkiem po swoich bezcennych
ząbkach, a one okazały się nie być już spiczaste. Załkał, zaciskając w
piąstki związane za pleckami rączki. Pazurków też już nie miał.
Pozbawili go wszystkiego, co napawało go taką dumą.
Leżał,
uspokajając się i oswajając z okropnym bólem. W brzuszku mu burczało,
był bardzo głodny i bardzo chciało mu się pić. Rozejrzał się i dostrzegł
miseczkę z brudną wodą, stojącą w kącie klatki. Narutek przyzwyczajony
był do krystalicznie czystej, górskiej wody, ale był tak spragniony, że
obojętne mu było, co mu podali. Podczołgał się do miseczki izaczął pić,
zgarniając języczkiem do swoich ustek jak największe łyki. Woda była
okropna, ale chłodna i nieco uśmierzyła ból zmaltretowanych ząbków
demona.
Kiedy
wypił wszystko, opadł na słomę i przymknął zapłakane oczka. Chciał
wrócić do domciu, do mamusi i do tatusia. Chciał, by mamusia utuliła go
do snu. Chciał dalej nie wiedzieć co to ból i łzy. Chciał się cieszyć.
Śmiać. Bawić. Tak jak zawsze.
A
zamiast tego siedział w brudnej klatce, śmierdział, był cały we krwi,
głodny i zmaltretowany. I za co? Co złego zrobił? On tylko szedł za
motylkiem. Zawsze się tak bawił. Co prawda, nigdy tak daleko od domciu
nie odszedł, ale przecież to był las jego tatusia! W tym lesie nigdy nie
było ludzi. Co oni tam robili? Dlaczego go złapali? Dlaczego obcięli mu
pazurki, dlaczego spiłowali mu ząbki? Czy to jakaś kara? Ale on
przecież niczym nie zawinił!
Leżał
tak, a słoneczko powoli zachodziło. W pewnym momencie drzwiczki klatki
się otworzyły, a Narutek spojrzał na wejście, w którym stał jeden z
ludzi. Pisnął i zaczął się czołgać w przeciwnym kierunku,byle dalej od
tego potwora, ale został złapany za nóżkę i siłą wyciągnięty z klatki.
Nie
miał sił się szarpać. Ledwo stał na nóżkach. Człowiek prowadził go
gdzieś poza obozowisko. W końcu dotarł z nim do jakiegoś drzewa,
rozwiązał mu rączki, ale zaraz związał je z przodu, po czym uniósł je do
góry i przywiązał rączki Narutka do grubej gałęzi nad chłopcem.
Paluszki stópek demona ledwo dotykał ziemi, ale człowiek się tym nie
przejął. Poklepał go po policzku i odszedł.
Wrócił
jednak po chwili, jeszcze zanim Narutek przyzwyczaił się do tej
pozycji. Niósł ze sobą wiadro pełne wody i pływającą w nim szczotkę.
Postawił to przed chłopcem, po czym zaczął z niego zrywać ubranka, nie
przejmując się piskami zawstydzonego chłopca. Kiedy zdarł z niego
ostatnią część garderoby, na jego okrutnej twarzy pojawił się wyraz
zdziwienia. Narutek nie wiedział, co tak zdumiało człowieka. Schował
swoją zawstydzoną twarzyczkę w swoim ramionku, starając się ogonkiem
zasłonić swoją nagość. Mężczyzna nie przejął się jego zawstydzeniem.
Wyjął z wiadra mokrą szczotkę i szorstkimi ruchami zaczął zmywać z jego
ciałka brud i krew. Narutek starał się o tym nie myśleć. Popiskiwał
tylko, gdy czuł ból, gdy szorstka szczotka tarła o jego delikatną skórę.
Kiedy już okrutny człowiek zmył z niego cały brud, podniósł wiadro i
wylał jego zawartość na głowę chłopca, a następnie odszedł. Narutek
został sam, nagi, mokry, dygoczący z zimna. Ludzie z obozu gapili się na
niego bezczelnie, wytykali go palcami. Starał się nie zwracać na nich
uwagi, nie patrzeć na obóz.Miał nadzieję, że nie spędzi tak całej nocki.
Było mu strasznie zimno.
Człowiek,
który go mył, wrócił po kilkunastu minutach.Okręcił wokół bioder
chłopca białą opaskę i odwiązał go od gałęzi. Narutek opadł na obie
stópki, a mężczyzna złapał go za związane z przodu ręce i pociągnął za
sobą. Razem, dotarli nie do klatki, ale do jednego z dziwnych domków na
kółeczkach. Narutek nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział.
Człowiek,
który go tu przyprowadził, zapukał do drzwiczek domku, a one odchyliły
się po chwili i wyjrzał na nich inny człowiek. Narutek wykrzywił się i
schował za tym, który go kąpał. Przestraszył się człowieka, który na
nich wyjrzał. Miał on złe, brązowe oczy i brązowe, splątane włosy. Na
prawym policzku miał cztery długie blizny, zapewne po pazurach jakiegoś
stworzenia.
-Nareszcie – warknął, oblizując wargi i patrząc nieprzyjemnie na Narutka.
-Panie,
ale jest pewien problem – odezwał się ten od kąpieli. Narutek nie
rozumiał nic z tej wymiany zdań.Przytulił się do pleców tego, który go
prowadził i zza jego ramienia obserwował człowieka z blizną. – To jest
chłopiec.
-Chłopiec? No proszę…
Narutkowi
nie podobało się spojrzenie, jakim obdarzył go człowiek z blizną.
Pisnął i rzucił się do ucieczki, ale został natychmiast pochwycony i
siłą przytargany ponownie przed drzwi, a potem wepchnięty do małego
domku. Stawiał opór, piszcząc i jęcząc, ale był zbyt słaby, nie miał
siły przeciwstawić się dużo większym i silniejszym od niego ludziom.
Wepchnęli go do środka, gdzie upadł na podłogę i ten, który został na
zewnątrz,zatrzasnął za nim drzwi. Narutek usłyszał dźwięk zamka.
Obejrzał się i zobaczył człowieka z blizną, który przekręcił klucz
znajdujący się w zamku, a potem spojrzał na niego jakoś dziwnie. Znów
oblizał wargi, a Narutek, wiedziony jakimś instynktem, przełknął nerwowo
ślinę i zaczął czołgać się do tyłu po drewnianej podłodze domku.
Człowiek zbliżał się do niego powoli, aż dotarli na drugą stronę
pomieszczenia. Narutek oparł się o ścianę pleckami, patrząc na
brązowowłosego z przerażeniem. Człowiek ten miał na sobie tylko czarne
spodnie i wyglądał jak góra mięśni. Przerażał małego demona. Jego
serduszko trzepotało się w jego piersi ze strachu, a ogonek drgał
nerwowo.
Człowiek
zbliżył się do Narutka, wyciągnął rękę i złapał chłopca za włosy.
Narutek załkał i podniósł rączki, ale nie zdążył powstrzymać
brązowowłosego. Szarpnął on chłopcem i cisnął nim w stronę stojącego
opodal łóżka. Narutek upadł na podłogę, a wtedy znów został złapany za
włosy i pociągnięty na kolana. Człowiek usiadł przed nim w rozkroku,
szarpiąc jego głową i wyrywając mu włoski. Drugą, wolną ręką, zaczął
rozpinać sobie rozporek. Narutek nic nie rozumiał, nie wiedział, o co
tym razem chodzi i czego od niego chce ten mężczyzna? Kiedy człowiek się
przed nim obnażył, Narutek spojrzał pytająco w jego oczy, a wtedy
brązowowłosy przyciągnął jego twarz do swojego krocza.
Twardy
penis mężczyzny otarł się o jego usteczka, a przerażony chłopiec rzucił
się desperacko do tyłu. O co chodziło? Co ten mężczyzna robił? Lecz
zanim zdążył cokolwiek zrozumieć, twarda, przypominająca łopatę dłoń
mężczyzny uderzyła go w twarz.
Narutek
jęknął, czując krew w usteczkach. Jednak zanim zdążył się otrząsnąć,
mężczyzna ponownie go do siebie przyciągnął i wepchnął mu swoje
przyrodzenie do obolałej buzi. Oczka demona otworzyły się szeroko i
natychmiast zaczęły spływać z nich łzy. Mężczyzna przybliżył go do
siebie jeszcze bardziej i Narutek natychmiast zaczął się dławić.
Momentalnie w jego umyśle pojawiła się jedna myśl:
To złe.
Chłopiec
zaparł się związanymi rączkami o kolana mężczyzny i odepchnął się od
niego z całej siły. Mężczyzna nie trzymał go już tak mocno, tak więc
zapłakany demonek wylądował na podłodze.
-Nie chcę!
– zawołał w swoim języku, wiedząc, że człowiek i tak gonie zrozumie.
Rzucił się desperacko w stronę zamkniętych drzwi, jednak został złapany w
pasie i znów ciśnięty na podłogę. Stopa oprawcy ugodziła go z całej
siły w brzuszek, a on wrzasnął i zwinął się w kłębek. W następnej chwili
dłoń człowieka znów zacisnęła mu się na włoskach i Narutek został siłą
przyciągnięty do ściany. Mężczyzna oparł go o nią, a drugą ręką złapał
go za szczękę.
-Nie! Nie! Ja nie chcę! Nie chcę!
– załkał chłopiec, wyrywając się z całych sił. Ale wtedy oprawca złapał
go za oba uszka i wykręcił je. Uszka to były kolejne wrażliwe na ból
miejsca dla demona, a zwłaszcza dla niepełnoletniego demona. Narutek
wrzasnął na cały głos, ale jego wrzask został stłumiony poprzez męskość
człowieka, którą on po raz drugi siłą wepchnął mu do buzi. Demonek
zacisnął oczka z bólu i upokorzenia. Człowiek nie puścił jego uszek,
wręcz przeciwnie, wykręcił jej jeszcze bardziej, tak, że Narutek wygiął
się w łuk z bólu. Związanymi rączkami próbował odepchnąć mężczyznę, ale
ten był zbyt silny. Przyparł chłopca do ściany i zaczął szybko poruszać
biodrami. Narutek nie mógł tego znieść. To było złe. Bardzo złe. To było
niewłaściwe. Dlaczego go do tego zmusił? Co się działo? Co mu to
dawało? To było złe!
Demonek
nie mógł poukładać sobie tego co się działo w główce. Z jego
zaciśniętych oczek sączyły się łzy. Dławił się męskością tego człowieka,
nie mógł oddychać, w dodatku ten ból. Mężczyzna wykręcał jego uszka
coraz bardziej, sapiąc przy tym i jęcząc. Te dźwięki przerażały demonka.
Zupełnie nie wiedział, co się dzieje. Zabrali go z jego domu, z lasku
jego tatusia! Spiłowali mu ząbki, obcięli mu pazurki! Bili go i
głodzili! A teraz ten mężczyzna robił mu coś tak strasznego! Dlaczego? Z
co?! Bo Narutek przede wszystkim NIE ROZUMIAŁ co się działo!
W
pewnym momencie palce mężczyzny wykręciły mu uszka tak mocno, że
poczuł, iż jego skóra pęka. Krzyknął mimo tego, co znajdowało się w jego
ustach i w tym momencie poczuł, że coś ciepłego i okropnego zalewa jego
buzię. Zachłysnął się i zaczął dusić, szarpiąc głową. Mężczyzna puścił
go i cofnął się, a Narutek opadł dłońmi na podłogę i pochylił się,
kaszląc i wypluwając paskudną maź ze swojej buzi. A potem jego żołądek
wywrócił się do góry nogami i demonek zwymiotował na podłogę. Dopiero,
kiedy torsje przestały nim szarpać, zaniósł się szlochem, lecz wtedy
dłoń mężczyzny po raz kolejny ugodziła go w policzek i padł na podłogę
tuż obok kałuży swoich wymiocin. Człowiek zaczął na niego wrzeszczeć i
kopać go po brzuszku, ale on nie był wstanie nic zrozumieć. Zwinął się
tylko w kłębek i zasłonił rączkami główkę,jakby mogło to powstrzymać
tego człowieka przed biciem go.
Demonek
nie wiedział, ile czasu to trwało. Mężczyzna kopał go i szarpał za
włosy, bił go po twarzy i krzyczał na niego, a kiedy już bicie chłopca
znudziło mu się, cisnął go na stojące w kącie łóżko. Narutek opadł na
brzuszek, a ciężki mężczyzna zaraz się na nim położył, wcześniej
ściągając opaskę, która zasłaniała mu biodra. Pobity i zakrwawiony demon
zaczął się szarpać, krzycząc i jęcząc. Próbował podrapać napastnika,
ale nie miał już swoich ostrych pazurów. Mężczyzna przygniótł go całym
swoim cielskiem, a potem złapał go za pośladki. Narutek zawył
przeraźliwie, zaciskając rączki na prześcieradle.
-Nie! Nie! To złe! Proszę, nie!
– załkał, ale nic nie dały jego błagania. Mężczyzna wbił się w niego
gwałtownie jednym, szybkim ruchem. Narutek krzyknął, a jego krzyk odbił
się echem od ścian domku. Czuł rozrywający, palący, kaleczący nie tylko
ciało, ale i duszę demonka ból. Mężczyzna poruszał biodrami szybko i
gwałtownie, nie przejmując się krzykami szarpiącego się Narutka. Z każdą
chwilą przyspieszał, aż w końcu uzyskał to, czego chciał. Z krzykiem
pchnął po raz ostatni, a potem opadł na łkającego z bólu
demona,przyciskając go całym ciałem do łóżka. Narutek poczuł, że coś
ciepłego spływa mu po udach. Załkał jeszcze głośniej, ale nie miał sił
wyczołgać się spod mężczyzny. Wtulił twarzyczkę w pościel pod nim i
zaczął płakać, krztusząc się i szlochając, aż w końcu jego świadomość
rozpłynęła się w ciemnościach.
Następnego
dnia, kiedy Narutek się obudził, był już w swojej klatce. Rączki miał
związane, jego biodra osłaniała ta sama opaska. Na jego ciele nie było
śladów po tym, co wydarzyło się ubiegłej nocy – wszystkie rany na jego
skórze zagoiły się. Zostały tylko te na duszy chłopca, ale tych ran nikt
nie mógł zobaczyć.
Przez
cały poranek Narutek leżał i szlochał, nie zwracając uwagi na to, że
jego przykryta jakąś płachtą klatka porusza się, kołysząc na wybojach.
Nie obchodziło go, gdzie jadą. Nie obchodziło go, że jego brzuszek
domagał się jedzenia. Nic go nie obchodziło. Za każdym razem, kiedy
pomyślał o tym, co się stało, zbierało mu się na wymioty. Starał się o
tym nie myśleć, ale nie mógł. Skulił się i patrzył przed siebie,
zaciskając nóżki, dygocząc i co chwila wybuchając urywanym płaczem.
Jego
klatka zatrzymała się dopiero wieczorem. Tym razem dostał nie tylko
miseczkę z wodą, ale i talerzyk z małą kupką trawy. Rzucił się na
jedzonko, czując, jak żołądek mu się skręca z głodu.
Kiedy
skończył, opadł na słomę, oddychając głęboko. Chciał zasnąć, ale w tym
momencie drzwiczki jego klatki otworzyły się i stanął w nich człowiek od
kąpieli, a razem z nim ten z blizną. Narutek pisnął i zaczął się
szarpać, ale oni byli silniejsi i wyciągnęli go z klatki. Jednak nie
zabrali go tam, gdzie się spodziewał. Zamiast tego zaciągnęli go pod
jakieś drzewo, gdzie zebrało się całe obozowisko i przywiązali go do
niego w taki sposób, że stał, obejmując rączkami gruby konar. Nic nie
rozumiał. Rozglądał się przerażony, oddychając szybko. Czego tym razem
chcieli? Co się działo?
-Jeszcze
nigdy nie widziałem takiego, co by mu rany tak szybko się goiły – mówił
mężczyzna z blizną, głaszcząc Narutka po głowie, a on skulił się,
brzydząc się samego siebie. Nie rozumiał o co chodzi. Zamknął oczka i
przytulił się do drzewka. Bał się. Tak bardzo się bał.
-Po co ta demonstracja?
-Chcę się przekonać, ile może znieść. Muszę znać jego możliwości, zanim go sprzedam. Ten chłopak to góra złota!
-Więc ile razy?
-Tak z siedem. Nie hamuj się.
Coś
za Nartkiem strzeliło głośno, po czym wybuchła wrzawa. Demonek obejrzał
się za siebie, w sam raz, by zobaczyć, jak człowiek który go kąpał
bierze zamach. W dłoni trzymał długi, czarny bicz zakończony supełkiem.
-Nie, błaAAAAAAAAAAA!!!
– nie zdążył skończyć. Bicz uderzył w niego,rozcinając skórę na jego
mięciutkich pleckach. Narutek wrzasnął, wyginając się w łuk i wbijając
palce w korę w drzewku.
Kiedy
pierwszy szok minął, Narutek oparł czółko o drzewko, oddychając
nierówno. Nie miał już łez, które mogłyby popłynąć po jego policzkach.
Nóżki i ramionka mu dygotały, a przerażenie sprawiło, że nie mógł się
ruszyć. Zacisnął ząbki, nie zważając na ich ból i zamknął oczka, by po
chwili poczuć na swoich pleckach kolejne uderzenie bicza, a po nim
jeszcze jedno i jeszcze jedno. Przy piątym nie wytrzymał bólu i nóżki
się pod nim ugięły, a on osunął się kilka centymetrów w dół. Mimo, że
myślał, że nie ma czym płakać, to i tak po jego policzkach potoczyły się
perłowe łzy, a po brodzie spłynęła krew z rozgryzionej wargi. Kiedy
bicz przeciął mu plecy po raz szósty, stracił przytomność z bólu.
Kolejne
cztery dni minęły podobnie. Narutek był codziennie karmiony kupką
trawki i pojony jedną miseczką wody. Cały czas siedział w swojej klatce,
która kołysała się na wybojach podczas jazdy. Wieczorem natomiast był
wyciągany z miejsca, w którym go przetrzymywali i prowadzony do
mężczyzny z blizną. Walczył za każdym razem, jednak zawsze przegrywał,
bo zawsze był związany. Kończyło się to tym, że wracał do swojej klatki
ostro poturbowany.
Aż
w końcu, pewnego dnia Narutek usłyszał wokół swojej zasłoniętej klatki o
wiele więcej głosów niż powinien ich słyszeć. Wkrótce potem klatka w
której siedział Narutek zatrzymała się. Chwilę później demonek został z
niej wyciągnięty. Znów go zakneblowano, a potem dodatkowo założono mu na
główkę worek, przez który nic nie widział i zarzucono mu na ramionka
jakiś materiał. Ktoś złapał go za kark i zaczął gdzieś prowadzić.
Narutek zupełnie nie wiedział co tym razem się dzieje, ale jeszcze mniej
mu się to podobało. Bał się.
okrutna Ayanami! mój biedny Naru tak potraktowany...Sasuke, gdzie jesteś?!
OdpowiedzUsuńNaruto! No co za smuteczeg ;C czo to ma być? ;-; do czego to zmierza ;_;
OdpowiedzUsuńCO TO MA BYĆ ??? NARUTO !!!!! POMÓŻCIE MUUUU !!!!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam 2 rozdział myślałam że w pierwszym było tylko tyle zdrobnień dla mnie to za wiele nie dam rady niestety czytać dalej musze szukać dalej jakiegoś ciekawego opowiadania.
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaa... mój kochany liseczek. Sasuke już masz natychmiast przy nim być. On tak cierpi, pomóż mu. Co za ludzie. Tylko Sasuke pozwalam gwałcić Naruto. Nikomu więcej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaa... mój kochany liseczek. Sasuke już masz natychmiast przy nim być. On tak cierpi, pomóż mu. Co za ludzie. Tylko Sasuke pozwalam gwałcić Naruto. Nikomu więcej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, o nie, o nie biedny Naruciak... gdzie jest mamusia z tatusiem... niech Sasuke go uratuje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia