Sasuke
Uchiha obudził się,czując przerażające mdłości. W porę zorientował się,
że spał na sedesie, tak więc tylko pochylił głowę i zwymiotował do
muszli. Kiedy torsje przestały nim szarpać, podniósł rękę i nacisnął
spłuczkę, a potem usiadł prosto, rozglądając się. Nie miał pojęcia,
gdzie jest ani co się działo, ale rozpoznał własną łazienkę we własnym
mieszkaniu i poczuł ulgę, ale tylko chwilową, bo zaraz dopadł go ogromny
ból głowy. Jęknął, kuląc się i dotykając skroni. Boże, i leoni wczoraj
wypili? Nigdy w życiu nie miał takiego kaca!
Jakimś
cudem udało mu się wstać na nogi i idąc przy ścianie, dostać się do
salonu. Zastał tam śpiącego na kanapie Kakashiego, zwiniętego w kłębek.
Na stoliku przed nim stały trzy puste kieliszki po drinkach, a obok nich
leżało kilka białych kopert.
Widok
kopert przywołał w nim wspomnienie baru, w którym byli i blondwłosego
barmana, którego namówił, by się dla nich rozebrał… Tylko,co było potem?
Wciąż
trzymając się ściany, udał się do kuchni. Nie miał pojęcia, która
godzina, ale cieszył się, że to sobota i nie musi iść ani na uczelnię,
ani do pracy. Wygrzebał sobie z lodówki puszkę coli i wypił ją kilkoma
łykami, a potem wyjął sobie wodę i usiadł przy stole, popijając małymi
łykami chłody napój. Czuł się gorzej niż paskudnie. Ból głowy był prawie
nie do wytrzymania, w ustach czuł gorzki smak, ale nie był w stanie
wrócić do łazienki i umyć zębów. Postanowił poczekać, aż ból głowy minie
i przestanie go drażnić każdy dźwięk, jaki słyszał. Żeby się uspokoić,
postanowił wytężyć myśli i przypomnieć sobie, co się stało, kiedy wraz z
Kakashim wrócili do mieszkania.
Pamiętał,
jak przez mgłę, co prawda, że jechali taksówką.Pamiętał też, że w
mieszkaniu zaczęli pić, zastanawiając się, czy barman w ogóle do nich
przyjdzie. Pamiętał, jak przygotowywali koperty, wkładając do nich
odliczone pieniądze. Cały czas pili.
Wiedział też na pewno, że ktoś pukał do drzwi. I że on te drzwi otworzył. Tak, to przyszedł ten barman. Przyszedł do nich.
Sasuke
jęknął, zasłaniając twarz dłońmi, kiedy w jego myślach pojawił się
obraz nagiego, czerwonego na twarzy chłopaka, który stał pośrodku salonu
ze łzami w oczach. Był naprawdę piękny, taki pociągający. Rozpalił go
niemal do czerwoności.
Pamiętał,
że nie chciał, żeby ten chłopak wychodził.Prawie ponownie jęknął, kiedy
w jego myślach uformował się kolejny obraz ze wczorajszych wydarzeń,
chyba jeszcze gorszy. On, obrzucający tego chłopaka wyzwiskami i
domagający się… nie mógł uwierzyć, że tego chciał, że tak upokorzył tego
chłopaka, a potem jeszcze… nie wiedział, co potem. Pamiętał tylko słowa
blondyna, kiedy prosił go, żeby Sasuke nie zrobił mu krzywdy. Apotem
dziura we wspomnieniach. Jak to się skończyło? Co zrobił? Nie mógł sobie
przypomnieć, jak znalazł się w łazience i co stało się z blondwłosym
barmanem?
Czuł
się jak ostatni skurwiel. Nie mógł uwierzyć, że posunął się do czegoś
takiego. Co prawda nigdy nie był zbyt uprzejmy dla ludzi i jakoś nigdy
nie obchodziło go, co czują, ale teraz nie mógł wyrzucić z pamięci tej
płonącej wstydem twarzy i niebieskich oczu pełnych łez. Może to chodziło
o to, że chłopak był taki delikatny i niewinny. Sprawiał wrażenie,
jakby najmniejsza rzecz mogła go zniszczyć, złamać. Był dziewczęcy i
kruchy, praktycznie bezbronny. A on, Sasuke, zachował się jak ostatni
dupek, jakby chciał to zniszczyć. I dlaczego? Tylko dla tego, że się
upił i chciał rozrywki. Chciał zabawić się czyimś kosztem, upokorzyć
kogoś i akurat nawinął mu się namyśl ten barman, o którym cały czas
opowiadał Kakashi. Bo to nawet nie chodziło o to, by spełnić to głupie
życzenie Kakashiego. Sasuke po prostu od zawsze karmił się cierpieniem
innych. Czuł się lepiej dzięki temu, że mógł kogoś zmieszać z błotem.
Ale teraz chyba przesadził… w dodatku nie pamiętał, jak się to wszystko
skończyło, co stało się z tym chłopakiem, i, przede wszystkim, czy aby
na pewno nic mu nie zrobił?
Zadrżał,
uświadomiwszy sobie, że mógłby coś zrobić. Ubiegłego dnia w ogóle się
nie kontrolował, przestał nad sobą panować. W dodatku nigdy jeszcze nie
spotkał osoby, która wywołałaby w nim takie emocje. Myślał, że skoro
wszystkie poprzednie kobiety, z którymi był, nie zdołały wzniecić w nim
jakichkolwiek głębszych uczuć, to już nikt nie zdoła. Ale mylił się.
Kiedy zobaczył tego chłopaka, wtedy, w salonie, jego głowę nawiedziła
cała masa myśli, a jego ciało zapłonęło żywym ogniem. Niemal nie mógł
znieść myśli, że mógł mu coś zrobić…
Usłyszał
głos Kakashiego, dochodzący z salonu i po chwili skacowany Hatake
wtoczył się do kuchni. Sasuke podał mu butelkę wody, a Kakashi jednym
haustem wypił połowę jej zawartości. W końcu spojrzał na Sasuke.
-Nic
nie pamiętam… ale widziałem koperty… Naruto, był tu? – zapytał cicho, a
Sasuke skinął głową. Hatake zaklął siarczyście, opierając się o stół.
-Kurwa,
jak ja mu teraz w oczy spojrzę! – powiedział głośno, a Sasuke przyjrzał
mu się. Pierwszy raz widział, żeby Kakashi tak się kimkolwiek
przejmował. Hatake podniósł oczy i spojrzał na niego. – To był pojebany
pomysł. I beznadziejne doświadczenie!
-Wiem – powiedział Uchiha, a Hatake zmarszczył nos.
-Skąd masz limo?
-A
mam limo?! – wykrzyknął Uchiha, zrywając się z krzesła. Podbiegł do
lustra wiszącego na ścianie w korytarzu i spojrzał na swoje odbicie. Pod
lewym okiem miał fioletowe zsinienie, wyglądające dość paskudnie. Nie
miał pojęcia, skąd je ma. Gdzie i kiedy się uderzył. Ale wiedział jedno,
jakkolwiek to się stało, zasłużył. Zasłużył nawet na więcej za wszystko
to, co zrobił i powiedział ubiegłej nocy. Wciąż widział tę czerwoną
twarz i zapłakane, upokorzone, niebieskie oczy. A wszystko dlatego, że
ten chłopak był w prawdziwej potrzebie, a on postanowił to wykorzystać
ku własnej uciesze. Był pewien, że udowodni, że każdy jest chciwy i
przekupny, jak ludzie, z którymi ma do czynienia. Że nie ma szlachetnych
osób. Że nawet ten wyidealizowany przez Kakashiego, ten wspaniały
„aniołeczek” jest zwykłym, chciwym człowiekiem i za pewną sumę pieniędzy
zrobi wszystko. Chciał udowodnić Kakashiemu, że nikt nie jest
„aniołeczkiem”, że takich ludzi nie ma. A co tak naprawdę udowodnił? Że
jest skurwielem, który upokorzył biednego dzieciaka tylko po to, by się
zabawić. Co prawda nie wiedział, że ten dzieciak aż tak bardzo
potrzebuje pieniędzy. Był pewien, że będą kierować nim zwykła chciwość i
obłuda. Że potem zgodzi się na macankę tylko po to, by wyłudzać kolejne
koperty. Ale się pomylił. Patrząc w swoje odbicie po raz pierwszy
wżyciu poczuł coś, czego jeszcze nigdy w swoim życiu nie czuł.
Sasuke Uchiha po raz pierwszy w życiu miał wyrzuty sumienia.
-Jestem skurwielem – powiedział do swojego odbicia.
-Jesteś
– usłyszał głos Hatakei zerknął w bok. Kakashi opierał się o ścianę,
patrząc na niego uważnie. – Co się wczoraj stało, skoro sam sobie mówisz
prawdę prosto w oczy?
Sasuke pokręcił tylko głową i ruszył z powrotem do kuchni, jednak gdy mijał Kakashiego, ten złapał go za łokieć.
-No co się stało? – zapytał jeszcze raz.
-Powiedziałem
mu kilka przykrych rzeczy. Popłakał się – odpowiedział Sasuke,
odtrącając rękę Kakashiego.– To wszystko, co się stało.
-Co
mu powiedziałeś?! – krzyknął za nim Kakashi, kiedy wrócił do kuchni. –
No co mu powiedziałeś? – powtórzył, podchodząc do niego bliżej.
-Nie
ważne, do cholery! Co za różnica, to tylko nic nie warty śmieć! –
warknął, patrząc w oczy Hatake. –Rozebrał się, dostał pieniądze, trochę z
niego pokpiłem i się rozryczał!
Nawet samemu sobie chciał wmówić, że tak właśnie było.
-Idź już sobie, chcę się przespać! – powiedział, ruszając do swojej sypialni.
-Zadzwonię po taksówkę – wyszeptał Kakashi, kiedy Sasuke go mijał. Uchiha tylko prychnął, po czym wyszedł z kuchni.
Walnął
się spać, słysząc, jak Kakashi wychodzi z jego mieszkania. Chciał
zasnąć natychmiast, ale ile razy zamykał oczy, tyle razy pod powiekami
stawała mu zapłakana twarz blondyna. Nie mógł znieść łez w tych oczach,
po prostu nie mógł. Świadomość, że to on je wywołał, dławiła go w
gardle. Jak mógł tak postąpić? Co go opętało? Aż takim dupkiem był? Czy
naprawdę był takim skurwielem, że tylko wszystkich ranił? Przecież ten
chłopak niczym mu nie zawinił!
Dręczony
takimi myślami, długo nie mógł zasnąć. W końcu jednak padł z
wyczerpania, nie zaznał jednak spokoju. Nie miał pojęcia, ile godzin
spał, ale kiedy się obudził, na zewnątrz było już ciemno. Zerknął na
zegarek i spostrzegł, że jest już dwudziesta. Zwlókł się z łóżka i
poszedł pod prysznic. Wykąpał się, a potem szybko wysuszył włosy i ubrał
przyzwoicie. Założył okulary, by ukryć limo pod okiem i wyszedł z
mieszkania, zabierając klucze i portfel. Miał pewien plan. Chciał pozbyć
się tych cholernych wyrzutów sumienia, które go dręczyły. Nie miał
zamiaru ich znosić. Pierwszy raz czuł coś takiego i cholernie mu się to
nie podobało. To nie było w jego stylu, by myśleć o kimś, kogo w jakiś
sposób zranił.
Wyszedł
z budynku i wsiadł do samochodu. Chwile bębnił palcami o kierownicę,
zastanawiając się, czy dobrze robi, w końcu przepraszanie jest poniżej
jego godności, aż w końcu przełamał się i uruchomił samochód.
Kiedy
dotarł do klubu, wewnątrz nie było jeszcze zbyt wielu klientów.
Spojrzał na bar, ale nie dostrzegł blondyna. Zbliżył się i skinął na
jednego z barmanów.
-No, co podać? – zapytał go szatyn, przewieszając sobie przez ramię białą ściereczkę.
-Jest Naruto? – zapytał Sasuke, nie chcąc owijać w bawełnę. Chłopak spojrzał na niego kpiąco.
-Przykro
mi, ale nasz blondynek ma dziś wolne, rozchorował się – Sasuke coś
ścisnęła w żołądku. Wiedział, że blondyn wcale nie był chory, przecież
go widział dziś nad ranem. – Ale ja z powodzeniem mogę go zastąpić.
-Nie jestem zainteresowany –odparł Sasuke, mierząc chłopaka od stóp do głów. – Masz jego adres?
-Czyj? – widać chłopak nie był zbyt bystry.
-Naruto – wycedził Sasuke, starając się nie rozzłościć.
-Ach, eee, nie, nie wolno nam rozdawać czyichś…
-Wołaj szefa – warknął Uchiha. Szatyn wytrzeszczył oczy.
-Co?
-Szefa, do jasnej cholery. Szefa tego burdelu, no!
Szatyn
zrobił krok do tyłu, przyjrzał się Sasuke uważnie, a potem poszedł na
zaplecze. Wyłonił się jednak stamtąd po chwili i skinął na Sasuke.
Uchiha przeszedł za bar i wszedł zanim do małego pomieszczenia, w którym
trzymano towar. Na jakiejś skrzynce siedział wysoki, szczupły brunet, z
kalkulatorem w ręku i jakimiś papierami. Zerknął na Sasuke, a potem
ruchem głowy wskazał wyjście szatynowi. Barman zostawił ich samych.
-No słucham, w czym problem? –zapytał właściciel lokalu, wystukując coś na swoim kalkulatorku.
-Potrzebuję adresu Naruto, natychmiast – powiedział. Brunet spojrzał na niego.
-Przykro
mi, ale nie mogę panu pomóc – odparł. Sasuke westchnął i wyciągnął z
kieszeni portfel. Rzucił na kolana mężczyzny jeden banknot.
-To dla mnie bardzo ważne –powiedział. Mężczyzna znów mu się przyjrzał.
-Naprawdę mi przykro, ale nie mogę panu pomóc.
Kolejny banknot dołączył do poprzedniego.
-Nalegam.
-Naruto nie życzy sobie…
Uchiha dorzucił kolejny banknot.
-Nalegam i to jest ostatni raz – głową wskazał pieniądze. Mężczyzna westchnął.
-Już
mówiłem panu, że… - Uchiha wyciągnął dłoń, by zabrać pieniądze, ale
facet nakrył je dłonią – oficjalnie nie mogę panu pomóc, ale
nieoficjalnie mogę panu powiedzieć, że…
Sasuke
uśmiechnął się, kiedy z ust mężczyzny padł adres Naruto. Skinął mu
głową i wyszedł, by czym prędzej udać się do samochodu. Po chwili był
już w drodze.
Dzielnica
w której mieszkał blondwłosy barman była jedną z najgorszych w tym
mieście. Zaparkował przy kamienicy, w której mieszkał chłopak,
rozglądając się dookoła. W oddali majaczył zdewastowany przystanek
autobusowy, obok niego leżał wyłamany kosz. Z fasad budynków dookoła
odpadał tynk, przy krawężnikach walały się śmieci. Szczerze mówiąc,
Sasuke Uchiha nigdy nie był w takim miejscu.
Wysiadł
z samochodu, a potem przeszedł na podwórko kamienicy Naruto. Odnalazł
drzwi na klatkę i przez chwilę zastanawiał się, jak wejść do środka.
Przecież nie mógł zadzwonić do Naruto, bo ten w życiu by gonie wpuścił.
Miał jednak szczęście, bo akurat z budynku wychodził jakiś koleś, więc
Sasuke dostał się do środka bez żadnego problemu.
Wbiegł
na górę, przeskakując co drugi stopień, aż dotarł do mieszkania
chłopaka. Kiedy stanął przed drzwiami, chwilę się wahał, aż w końcu
zapukał.
-Idę! – dobiegło z drugiej strony i sekundę potem drzwi stanęły otworem. Blondyn spojrzał na niego zdumiony. – To ty!
Chłopak
chciał zatrzasnąć drzwi, ale Sasuke w porę je złapał i pchnął z całej
siły, a że był silniejszy, z łatwością je otworzył i wparował do środka,
zatrzaskując je za sobą. Spojrzał na przestraszonego blondyna, który
cofnął się aż do końca bardzo małego korytarzyka.
-Wyjdź stąd! – krzyknął.
-Nie
– odparł Sasuke, patrząc na niego. Dzieciak ubrany był w krótkie
spodenki i wyciągniętą koszulkę. Ale Uchiha nie zwrócił uwagi na jego
strój, tylko na ślady na jego szyi. Ślady po palcach. Jego palcach.
Wyglądały makabrycznie na gładkiej, brzoskwiniowej skórze chłopaka.
-O-ostrzegam cię, wyjdź stąd –powtórzył Naruto, ale już mniej pewnie.
-Tak?
A co mi zrobisz? – zapytał Uchiha, robiąc krok do przodu. Dzieciak
wcisnął się w ścianę, patrząc na niego z przerażeniem. Wyglądał jak
króliczek złapany w pułapkę. Uchiha zrobił kolejny krok do przodu, a
chłopak zamknął oczy i skulił się.
-O-odejdź, z-zostaw mnie! Odejdź stąd! Co ja ci zrobiłem?! – wykrzyknął. Sasuke stanął nad nim.
-Cały problem w tym, że nic.Przyszedłem cię przeprosić.
Niebieskie oczy spojrzały na niego pytająco.
-Stałeś
się ofiarą zakładu.Chciałem udowodnić Kakshiemu, że każdego można
przekupić i tym sposobem do wszystkiego zmusić. Byłem pijany i nie
myślałem logicznie, a już najmniej myślałem o tobie. Nie wyszło to tak,
jak zaplanowałem. Nie chciałem mówić… i robić… tego, co zrobiłem i
powiedziałem.
Blondyn wyprostował się i spojrzał na niego ze złością.
-Co
ty sobie wyobrażasz?! – krzyknął, a Sasuke drgnął i spojrzał zdziwiony.
Nie miał pojęcia, że ten dzieciak miał tyle sił w płucach. – Że kim
jesteś, że wolno ci w taki sposób bawić się ludźmi?! Myślisz, że co?! Że
jak tu przyjdziesz i powiesz, że to był zakład, to poczuję się lepiej?!
Wcale nie chodzi ci o mnie! To ty chcesz poczuć się lepiej! Wynoś się!
Popchnął go, a Uchiha cofnął się o krok. Naruto wyminął go i otworzył przed nim drzwi.
-Wynoś się, mówię! – wrzasnął,wskazując wyjście.
Sasuke podszedł do drzwi i spojrzał w oczy wściekłego blondyna.
-Chciałem cię tylko przeprosić,mógłbyś to docenić – powiedział zimno.
-W
dupę sobie wsadź te przeprosiny, śmieciu. Nie są nic warte – warknął
Naruto, po czym zatrzasnął z hukiem drzwi, gdy tylko Sasuke przekroczył
próg. Uchiha obejrzał się na nie.Myślał, że jak przeprosi, to poczuje
się lepiej, ale wcale tak się nie poczuł. Myślał też, że to ten dzieciak
jest nic nie wartym śmieciem, ale w tym wypadku też nie miał racji, bo w
rzeczywistości było wręcz odwrotnie.
cudowny rodział :)
OdpowiedzUsuńTen rodział daje dużo do myślenia
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, fantastyczny rozdział, o tak Sasuke ma wyrzuty sumienia... o i nawet zdobył się na przeproszenie Naruto... bardzo wkurzył mnie ten szef klubu... no tutaj właśnie udowodnił, że pieniądze rządzą... ale, ale sam Naruto mnie bardzo zaskoczył, sle takie pozytywne zaskoczenie... bo najpierw taki przerażony wizytą Sasuke, a już zachwile już pewny swego...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
XD
OdpowiedzUsuńSasuke jest prawie idealny, bo trochę za bardzo dociera do niego realizacja i nie jest dupkiem do końca >:I