Leżeliśmy
obok siebie, trzymając się za ręce. Moje serce powoli przechodziło z
szaleńczego galopu do normalnych, miarowych uderzeń. Dyszałem wciąż i
słyszałem, że Naruto też oddycha zbyt głośno i zbyt nierówno.
W
ustach wciąż czułem jego smak. Przed oczami wciąż miałem jego twarz,
zarumienioną, zwróconą do mnie profilem, z napiętymi mięśniami szczęki, z
zaciśniętymi powiekami. W uszach nadal dzwonił mi dźwięk, jaki wyrwał
mu się z gardła gdy w niego wszedłem, a nozdrza wypełniał mi zapach
naszych spoconych ciał, tak intensywny, że prawie upajający.
Nie
żałowałem nawet jednej sekundy. Nic. Tego, co się między nami stało nie
dało się nawet opisać. Ten żar, jaki między nami istniał, to, jak do
siebie pasowaliśmy, jak dobrze nam było… to wszystko było poza moim
pojęciem. Nigdy w życiu nie myślałem, że coś takiego kiedykolwiek
mogłoby mieć miejsce, że takie uczucia mogą istnieć i być prawdziwe, że
dwoje ludzi może być tak blisko siebie, że jeszcze trochę, a staliby się
jednym. A jednak…
Przekręciłem
głowę i spojrzałem na Naruto. Jego niebieskie tęczówki przepełnione
były uczuciem. Patrzył na mnie z uśmiechem który mimowolnie
odwzajemniłem. Parsknął.
-Uśmiechasz się! – zawołał takim tonem, jakby mi to wyrzucał. Skrzywiłem się.
-Wydaje ci się – powiedziałem, a on zaśmiał się.
-Za rzadko się uśmiechasz, Sasuke. Stanowczo za rzadko.
-Przecież wiele razy widziałeś mój uśmiech! – zaprotestowałem, a on pokręcił głową.
-Nie
taki. Ten był prawdziwy, a tamte… - urwał, a potem prychnął, jakby nie
chciał mówić głośno co tak naprawdę o nich myśli. Wywróciłem oczyma.
-Ty
za to śmiejesz się za mnie i za resztę naszej klasy – prychnąłem,
spoglądając w sufit. Potem przymknąłem powieki. Ciekawe, co by
powiedziała jego dziewczyna, gdyby się dowiedziała, że właśnie bzyknął
się z facetem? Niemal zaśmiałem się na głos. Ciekawe, co by powiedział
Itachi, gdyby się dowiedział, że ja i Naruto pieprzyliśmy się ze sobą?
-Nie
zawsze tak było – szepnął, a ja otworzyłem oczy. Ścisnął moją rękę. –
Nie zapominaj, że ja też nie mam rodziców, a całe życie mieszkałem w
sierocińcu.
-To co innego… - mruknąłem. Zaśmiał się.
-Tak sądzisz?
-Ty…
nie widujesz w snach tego,co ja za każdym razem. Ciebie nie prześladują
żadne demony, ty się ciągle śmiejesz, nie pamiętasz ich, swoich
rodziców… a ja… kiedy zamykam oczy… każdej nocy… - wyrzucałem z siebie
urywane słowa, gardło miałem zdławione, a moja dłoń, którą ściskały
ciepłe palce kochanka, drżała lekko. – Nie wiesz… ty po prostu…
-…nie
masz pojęcia, co widzę w snach – powiedział. W pierwszej chwili
myślałem, że po prostu skończył moją wypowiedź, ale kiedy powtórzyłem
sobie w myślach jego słowa zorientowałem się, że inaczej to zdanie
zaintonował. Zerknąłem na niego. Teraz on patrzył w sufit zamglonym
wzrokiem, a to, co widział, zupełnie nie tyczyło się naszego otoczenia.
Zrozumiałem, że miał na myśli samego siebie. Ale wciąż nie rozumiałem!
Co chciał powiedzieć? Co w jego życiu mogło być nie tak? No dobra, nie
miał rodziców, ale przecież… cały czas chodził taki szczęśliwy! Taki
radosny! Otaczało go tylu ludzi, którzy, prawdopodobnie tak jak ja,
chcieli pasożytować na jego niezwykłym charakterze, by tym sposobem
rozjaśniać swoje szare dni. Nie mogłem wierzyć, że ten „słoneczny”
Naruto miał za sobą jakiekolwiek przeżycia, które mógłby porównywać z
moimi mrocznymi wspomnieniami. Nie chciałem myśleć, że coś takiego mu
się przytrafiło. Że te piękne, niebieskie oczy kiedykolwiek były
wypełnione bólem czy samotnością. Tak nie mogło być. Każdy, dosłownie
każdy mógł być nieszczęśliwy, ale nie on. To do niego nie pasowało. On
był dniem, nie nocą. Był światłem i daleko mu było do ciemności.
-Naruto…
- wymknęło mi się, a on spojrzał na mnie i to tak, jak jeszcze nigdy
nie patrzył. Przełknąłem ślinę, kręcąc głową. – O czym ty mówisz,
Naruto?
-Tobie się wydaje, że całe życie taki byłem… - wyszeptał, siadając. I ja usiadłem.
-A
nie? – zdziwiłem się, a on popatrzył na mnie zarumieniony. W jego
pokoju panował półmrok, światło księżyca wlewało się poprzez firanki,
nadając naszym nagim ciałom wygląd upiornych zjaw.
-Odwróć się – szepnął.
-Słucham?!
-Odwróć
się tyłem. Usiądź tyłem do mnie – powiedział nadzwyczaj stanowczo jak
na niego. Nieco zdezorientowany, wykonałem to dziwne polecenie, a on
oparł się o moje plecy swoimi i znów wplótł palce w moją dłoń. Ścisnąłem
jego twardą rękę.
-Tak
będzie mi łatwiej – wyjaśnił. Przymknąłem powieki. Było to z jego
strony dość mądre posunięcie, odciąć mnie od jego oczu. Chwilę trwała
między nami cisza…
-Sasuke – szepnął w końcu, bardzo cicho i jakby z wahaniem.
-Tak, Naruto? – zapytałem, chcąc go ośmielić.
-Jak… jak opowiem ci o sobie… to zrobisz to samo? Opowiesz mi swoją historię, Sasuke? Opowiesz mi o swoich demonach?
Milczałem,
rozważając jego prośbę. Opowiedzieć to? Opowiedzieć na głos, wszystko
po kolei? I znów to ujrzeć? Ale z drugiej strony…przecież to on
rozświetlał mój mrok. Może i w moim śnie w końcu nastałby dzień?
-Sasuke…?
-Tak, Naruto. Opowiem ci – wyszeptałem, a on ścisnął moje palce.
-Cieszę
się…- mruknął. Jego plecy były gorące, tak samo i dłoń, którą ściskał
moje palce. Przesunąłem drugą ręką po prześcieradle i natknąłem się na
jego drugą dłoń. W nią też wplotłem swoje palce. Naruto odetchnął
głęboko, zabrzmiało to tak, jakby chciał się uspokoić.
-Po
śmierci moich rodziców trafiłem do domu dziecka, ale że to było jak
byłem zupełnie mały, to w ogóle nie pamiętam rodzinnego domu. Znam… a
raczej znałem… tylko sierociniec. Wiesz… jak się jest sierotą, to jest
się dla wszystkich obojętnym… nawet ludzie, którzy się tobą opiekują…
tak naprawdę mają cię gdzieś… - zaśmiał się cicho, jakby to co
powiedział, było śmieszne, ale tak naprawdę to chyba maskował swoje
rozgoryczenie. – Więc się tam żyje… i jest dość… właściwie, to ciężko mi
porównywać, bo nigdy nie miałem domu – znów ten śmiech, który bardziej
bolał niż rozweselał. – Ale to jeszcze dało się przeboleć… tą
obojętność. Bo o wiele gorzej zaczęło się dziać po pewnym… incydencie…
Zamilkł, bawiąc się moimi palcami.
-Incydencie…? – pogoniłem go trochę, bo nie kwapił się z wyjaśnieniami.
-Zakochałem się… - wyznał nieco zawstydzonym głosem, poruszywszy się nieznacznie.
-To chyba nic strasznego – powiedziałem, a on pokręcił głową.
-Widzisz…
ja zakochałem się w takim jednym kolesiu, który był… można powiedzieć,
szefem takiej paczki z naszego sierocińca, która wzbudzała ogólny
postrach. Był starszy, silny i przystojny. Imponował mi.
A
więc był gejem, pomyślałem, a potem zdałem sobie sprawę, że przecież
przed chwilą się kochaliśmy i to chyba oznacza, że ja również jestem
gejem. Było to dla mnie wstrząsające odkrycie, bo wcześniej nie myślałem
o tym w ten sposób. Naruto podobał mi się, to prawda, ale nie patrzyłem
na to przez pryzmat orientacji. Jego bliskość… to była potrzeba, tak
silna, że prawie paliła i dopiero po tym wieczorze została ugaszona. Nie
liczyło się, że nie jest kobietą, że obaj jesteśmy tej samej płci,
ważne, że to był on, z tym uśmiechem, z tymi oczyma jak niebo. Naruto.
-I
co się stało z tym kolesiem? – zapytałem, bo nie kwapił się by
wyjaśnić. Jeszcze chwilę milczał. Znów lekko się poruszył. Zrozumiałem,
że to co zamierza mi powiedzieć, nie będzie należało do gatunku wesołych
historyjek.
-Wiesz,
po sierocińcu krążyły już wtedy plotki, że jestem gejem, ale nikomu o
tym nie mówiłem, więc to były tylko domysły. Skrycie kochałem się w… nim
– chyba nie chciał wymówić jego imienia. Zastanawiałem się, jak wygląda
teraz jego twarz, czy oczy ma otwarte, czy zamknięte? Jak wyglądają
jego policzki? Co kotłuje się po jego głowie? – ale oczywiście, nie
mogłem mu tego powiedzieć. Tyle, że pewnego dnia ten chłopak domyślił
się moich uczuć, zaprosił mnie na krótką przechadzkę, poszliśmy razem za
sierociniec i tam… wyznał mi miłość…
Jego dłonie zacisnęły się na moich palcach dość mocno.
-Byłem…
wtedy, przez dwie sekundy… tak bardzo szczęśliwy. Wiem, że masz
pojęcie, jak czuje się samotny człowiek, Sasuke. A ja byłem tak bardzo
samotny… że to aż piekło – szeptał te słowa, jakby się bał, że
wypowiedziane głośno mogą zrobić mu krzywdę. Nie wiedziałem, o co
chodziło, dlatego milczałem. – Więc to, co on powiedział, było dla mnie
kołem ratunkowym, które mi rzucił, kiedy już wariowałem z powodu
samotności. Z zapałem wykrzyknąłem, że ja też go kocham, a wtedy…
usłyszałem śmiechy.
Przerwał, po czym wyplótł prawą dłoń z mojego uścisku. Chyba wytarł sobie nos.
-Widzisz,
on wcale mnie nie kochał, tylko podpuścił, żeby wyszło na jaw, że
naprawdę jestem gejem – powiedział chłodno. Tak bardzo chciałem go
przytulić, ale gdy drgnąłem, by wykonać jakiś ruch, ścisnął ostrzegawczo
moją rękę. – Jego trzech kolegów wyszło zza rogu, wszyscy byli ode mnie
starsi i chyba trochę wstawieni. W każdym razie zabawili się ze mną
okrutnie. Trochę później… leżałem pod ścianą budynku, zasłaniając głowę
rekami i prosząc, by już przestali. Miałem złamany nos i jedno żebro,
cały byłem we krwi. Mój… ukochany… - prychnął – złapał mnie za twarz i
wyjął scyzoryk. „Drżysz jak mały kotek”, szepnął, a potem postanowił
dorobić mi wąsy – jeszcze nigdy nie słyszałem tyle pogardy w jego
głosie. Jednocześnie głos mu się łamał, a ja nie miałem pojęcia, co
mógłbym mu powiedzieć, by go pocieszyć. A więc stąd miał te dziwne ślady
na policzkach… a potem zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo musiało
to boleć! – Zostali za to ukarani, rzecz jasna, ale to nie odwróciło
tego, co się stało. Pomyślałem, że to coś ze mną jest nie tak, tak więc
postanowiłem, że już nigdy… nigdy się nie zakocham. Myślałem, że jestem
nienormalny, dziwny i to moja wina. Czułem się odmieńcem. Znów popadłem w
tę cholerną melancholię i samotność, która zżerała mnie od środka i
wypalała. Byłem wtedy zupełnie innym człowiekiem, człowiekiem
przepełnionym goryczą i nienawiścią. Ale to się zmieniło w wakacje przed
pierwszą klasą liceum…
Ton
jakim to wypowiedział był już zupełnie inny. Chyba się uśmiechał. Tak
bardzo chciałem spojrzeć na jego twarz! Wiedziałem jednak, że wtedy
byłoby mu dużo trudniej mówić. Zamiast się odwracać, powróciłem do
zabawy jego palcami.
-Wtedy poznałem Irukę – szepnął i zaśmiał się.
-Irukę? – zapytałem.
-Mojego chłopaka – odparł, a ja cały zesztywniałem.
-Masz chłopaka?! –wykrzyknąłem, a on ponownie się zaśmiał. Chyba humor mu się poprawił.
-Jesteś zazdrosny?
-Chyba on powinien być zazdrosny! Właśnie go zdradziłeś!
Ponowny chichot.
-On
teraz ma Kakashiego, więc chyba powinienem powiedzieć, że mojego byłego
chłopaka – powiedział, nadal pogodnie, a ja zastygłem w bezruchu.
-Kakashi jest gejem?!
Wzdrygnąłem
się, przypominając sobie każde poklepanie po plecach, to, jak ostatnio
szeptał mi do ucha. Naruto zaśmiał się jak do tej pory najgłośniej.
Zastanawiałem się, ile jeszcze rewelacji ma mi do przekazania?! Czego
jeszcze się dowiem?
-Tak,
ale nie o tym chcę mówić, tylko o Iruce – rzekł, kręcąc się trochę,
jakby chciał się lepiej usadowić. Mi też już nogi trochę zdrętwiały, ale
nie chciałem zmieniać pozycji.- Więc… byłem okropnym, nienawidzącym
świata, zbuntowanym nastolatkiem, który nikogo do siebie nie dopuszczał.
Po tamtym… wypadku… obsesyjnie starałem się nabrać kondycji i mięśni,
by już nigdy nie stać się ofiarą. Pracowałem w tedy w takim barze,
Ichiraku, by trochę zarobić przed pójściem do liceum. Tak naprawdę
chciałem zmian. Zarabiałem, by kupić sobie parę fajnych ubrań, marzyłem,
że w liceum coś się zmieni… - odetchnął. – Iruka przychodził do
Ichiraku, bo miał blisko i było tanio, i dlatego, że ja tam pracowałem.
Pewnego dnia poczekał, aż skończę pracę i zaproponował, że mnie
odprowadzi. Było już ciemno. Gadało nam się fajnie. Dotarliśmy do bidula
i powiedziałem mu, że tu mieszkam. Wtedy wykrzyknął „to ty nie jesteś
pełnoletni?!”, ale potem się opanował, pożegnał i odszedł. Nie zaglądał
do Ichiraku chyba przez tydzień, ale potem znów zaczął przychodzić.
Zawsze mnie odprowadzał i rozmawialiśmy. Był nauczycielem, nadal nim
jest, literatury, jak Kakashi… - prychnąłem, odkrywszy tajemnicę jego
geniuszu na lekcjach z Hatake. A ja myślałem, że po prostu jest
uzdolniony w tym kierunku! Jak łatwo dałem się nabrać! – Fajnie się z
nim gadało, sprawiało mi to przyjemność. Raz zaprosił mnie po drodze na
pizzę. Zaiskrzyło… i któregoś dnia po naszym spacerze go pocałowałem.
Zakochałem się, choć tak bardzo sobie obiecywałem, że się nie zakocham.
Ale Iruka… zareagował wtedy w sposób, jakiego się nie spodziewałem.
Powiedział mi, że nie powinienem tego robić i odszedł. Byłem zmieszany i
zdruzgotany. Płakałem – powiedział to lekko, jednak ja wiedziałem, że
przyznać się do tego było mu bardzo ciężko. – Iruka znów mnie nie
odwiedzał.Wiedziałem, gdzie mieszka, tak więc w kilka dni później
poszedłem do niego… by go przeprosić, wytłumaczyć, że się pomyliłem… że
myślałem, że on też… ale zastałem go pijanego – zachichotał. – Wiesz,
Iruka nie pije, wiec… właściwie, niewiele mu trzeba, by się
nabzdryngolił. I wtedy w końcu zaczął być ze mną szczery. Wpuścił mnie
do mieszkania, wykrzyczał, że też się we mnie zakochał, w tych moich
oczach i w sposobie bycia… ale nie możemy być razem, bo ja nie jestem
pełnoletni, bo jestem dzieckiem! – ten jego śmiech był taki cudowny.
Zdałem sobie sprawę, że mógłbym go tak słuchać godzinami, nie ważne, o
czym opowiadał. Byleby tylko słyszeć ten jego pogodny, pełen radości
głos i śmiech. – Szczerze mówiąc, nie zachowałem się wtedy zbyt
poprawnie. Świadomość, że on też… że odwzajemnił moje uczucie, uderzyła
mi do głowy.
-Domyślam się, że… - odezwałem się po raz pierwszy od dłuższego czasu, nieco zachrypniętym głosem. – Że wykorzystałeś sytuację.
Zaśmiał się znowu.
-Nie wiem, czy zauważyłeś, ale potrafię…
-… być cholernie, perfidnie uwodzicielskim? – wpadłem mu w słowo.
-Tak
– przyznał z dumą, a ja westchnąłem, kręcąc głową. – Więc domyślasz
się, jak się to… eee… skończyło? – przytaknąłem ruchem głowy. – Iruka
był trochę zły, gdy się rano obudził… niewiele w sumie pamiętał… ale, no
cóż, stało się i zaczęliśmy być razem. On mnie zmienił. Zabrał moje
zgorzknienie i złość. Zacząłem żyć. Przestałem czuć się odmieńcem. To
był najlepszy rok mojego życia, aż nie przyjechałem tutaj. Jednak nie
martwię się o niego. Wiesz, Iruka i Kakashi dawno temu byli parą, ale
się rozeszli – szepnął mi do ucha, a ja zadrżałem, czując jego ciepły
oddech na szyi. Przekręcił głowę jeszcze bardziej i skubnął zębami
płatek mojego ucha, a potem zachichotał, czując, jak drżę. Usiadł
prosto, a ja odetchnąłem z ulgą. Obaj byliśmy nadzy i to już
wystarczająco mocno mnie podniecało. – Ale Iruka wciąż tęsknił. Trzymał
jego zdjęcie. Cieszę się, że wrócili do siebie. Teraz twoja kolej! –
przypomniał sobie nagle. Przeszył mnie ziąb, choć plecy kochanka grzały
mnie wystarczająco mocno. Nabrałem powietrza w płuca.
-Dobrze – przełknąłem ślinę. – Pierwszy raz to komuś opowiadam, więc…
-Spokojnie – przerwał mi szeptem. – Jestem z tobą.
Uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem mówić...
Brak komentarzy?! Jak to możliwe?! To przecież było takie piękne <3333
OdpowiedzUsuńROK PO NADANIU PIERWSZEGO KOMENTARZA, ALE MAM WYCZUCIE XD
OdpowiedzUsuńPOTWIERDZAM! WSPANIAŁY ROZDZIAŁ (ZRESZTĄ JAK WSZYSTKIE) WSPANIALE PISZESZ! ^w^
Naprawdę super nocia , przepraszam za spóżnienie. :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńta historia smutna, ale Sasuke wiele zrozumiał...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia