wtorek, 18 grudnia 2012

7. Historia kochania

Leżeliśmy obok siebie, trzymając się za ręce. Moje serce powoli przechodziło z szaleńczego galopu do normalnych, miarowych uderzeń. Dyszałem wciąż i słyszałem, że Naruto też oddycha zbyt głośno i zbyt nierówno.
            W ustach wciąż czułem jego smak. Przed oczami wciąż miałem jego twarz, zarumienioną, zwróconą do mnie profilem, z napiętymi mięśniami szczęki, z zaciśniętymi powiekami. W uszach nadal dzwonił mi dźwięk, jaki wyrwał mu się z gardła gdy w niego wszedłem, a nozdrza wypełniał mi zapach naszych spoconych ciał, tak intensywny, że prawie upajający.
            Nie żałowałem nawet jednej sekundy. Nic. Tego, co się między nami stało nie dało się nawet opisać. Ten żar, jaki między nami istniał, to, jak do siebie pasowaliśmy, jak dobrze nam było… to wszystko było poza moim pojęciem. Nigdy w życiu nie myślałem, że coś takiego kiedykolwiek mogłoby mieć miejsce, że takie uczucia mogą istnieć i być prawdziwe, że dwoje ludzi może być tak blisko siebie, że jeszcze trochę, a staliby się jednym. A jednak…
            Przekręciłem głowę i spojrzałem na Naruto. Jego niebieskie tęczówki przepełnione były uczuciem. Patrzył na mnie z uśmiechem który mimowolnie odwzajemniłem. Parsknął.
-Uśmiechasz się! – zawołał takim tonem, jakby mi to wyrzucał. Skrzywiłem się.
-Wydaje ci się – powiedziałem, a on zaśmiał się.
-Za rzadko się uśmiechasz, Sasuke. Stanowczo za rzadko.
-Przecież wiele razy widziałeś mój uśmiech! – zaprotestowałem, a on pokręcił głową.
-Nie taki. Ten był prawdziwy, a tamte… - urwał, a potem prychnął, jakby nie chciał mówić głośno co tak naprawdę o nich myśli. Wywróciłem oczyma.
-Ty za to śmiejesz się za mnie i za resztę naszej klasy – prychnąłem, spoglądając w sufit. Potem przymknąłem powieki. Ciekawe, co by powiedziała jego dziewczyna, gdyby się dowiedziała, że właśnie bzyknął się z facetem? Niemal zaśmiałem się na głos. Ciekawe, co by powiedział Itachi, gdyby się dowiedział, że ja i Naruto pieprzyliśmy się ze sobą?
-Nie zawsze tak było – szepnął, a ja otworzyłem oczy. Ścisnął moją rękę. – Nie zapominaj, że ja też nie mam rodziców, a całe życie mieszkałem w sierocińcu.
-To co innego… - mruknąłem. Zaśmiał się.
-Tak sądzisz?
-Ty… nie widujesz w snach tego,co ja za każdym razem. Ciebie nie prześladują żadne demony, ty się ciągle śmiejesz, nie pamiętasz ich, swoich rodziców… a ja… kiedy zamykam oczy… każdej nocy… - wyrzucałem z siebie urywane słowa, gardło miałem zdławione, a moja dłoń, którą ściskały ciepłe palce kochanka, drżała lekko. – Nie wiesz… ty po prostu…
-…nie masz pojęcia, co widzę w snach – powiedział. W pierwszej chwili myślałem, że po prostu skończył moją wypowiedź, ale kiedy powtórzyłem sobie w myślach jego słowa zorientowałem się, że inaczej to zdanie zaintonował. Zerknąłem na niego. Teraz on patrzył w sufit zamglonym wzrokiem, a to, co widział, zupełnie nie tyczyło się naszego otoczenia. Zrozumiałem, że miał na myśli samego siebie. Ale wciąż nie rozumiałem! Co chciał powiedzieć? Co w jego życiu mogło być nie tak? No dobra, nie miał rodziców, ale przecież… cały czas chodził taki szczęśliwy! Taki radosny! Otaczało go tylu ludzi, którzy, prawdopodobnie tak jak ja, chcieli pasożytować na jego niezwykłym charakterze, by tym sposobem rozjaśniać swoje szare dni. Nie mogłem wierzyć, że ten „słoneczny” Naruto miał za sobą jakiekolwiek przeżycia, które mógłby porównywać z moimi mrocznymi wspomnieniami. Nie chciałem myśleć, że coś takiego mu się przytrafiło. Że te piękne, niebieskie oczy kiedykolwiek były wypełnione bólem czy samotnością. Tak nie mogło być. Każdy, dosłownie każdy mógł być nieszczęśliwy, ale nie on. To do niego nie pasowało. On był dniem, nie nocą. Był światłem i daleko mu było do ciemności.
-Naruto… - wymknęło mi się, a on spojrzał na mnie i to tak, jak jeszcze nigdy nie patrzył. Przełknąłem ślinę, kręcąc głową. – O czym ty mówisz, Naruto?
-Tobie się wydaje, że całe życie taki byłem… - wyszeptał, siadając. I ja usiadłem.
-A nie? – zdziwiłem się, a on popatrzył na mnie zarumieniony. W jego pokoju panował półmrok, światło księżyca wlewało się poprzez firanki, nadając naszym nagim ciałom wygląd upiornych zjaw.
-Odwróć się – szepnął.
-Słucham?!
-Odwróć się tyłem. Usiądź tyłem do mnie – powiedział nadzwyczaj stanowczo jak na niego. Nieco zdezorientowany, wykonałem to dziwne polecenie, a on oparł się o moje plecy swoimi i znów wplótł palce w moją dłoń. Ścisnąłem jego twardą rękę.
-Tak będzie mi łatwiej – wyjaśnił. Przymknąłem powieki. Było to z jego strony dość mądre posunięcie, odciąć mnie od jego oczu. Chwilę trwała między nami cisza…
-Sasuke – szepnął w końcu, bardzo cicho i jakby z wahaniem.
-Tak, Naruto? – zapytałem, chcąc go ośmielić.
-Jak… jak opowiem ci o sobie… to zrobisz to samo? Opowiesz mi swoją historię, Sasuke? Opowiesz mi o swoich demonach?
            Milczałem, rozważając jego prośbę. Opowiedzieć to? Opowiedzieć na głos, wszystko po kolei? I znów to ujrzeć? Ale z drugiej strony…przecież to on rozświetlał mój mrok. Może i w moim śnie w końcu nastałby dzień?
-Sasuke…?
-Tak, Naruto. Opowiem ci – wyszeptałem, a on ścisnął moje palce.
-Cieszę się…- mruknął. Jego plecy były gorące, tak samo i dłoń, którą ściskał moje palce. Przesunąłem drugą ręką po prześcieradle i natknąłem się na jego drugą dłoń. W nią też wplotłem swoje palce. Naruto odetchnął głęboko, zabrzmiało to tak, jakby chciał się uspokoić.
-Po śmierci moich rodziców trafiłem do domu dziecka, ale że to było jak byłem zupełnie mały, to w ogóle nie pamiętam rodzinnego domu. Znam… a raczej znałem… tylko sierociniec. Wiesz… jak się jest sierotą, to jest się dla wszystkich obojętnym… nawet ludzie, którzy się tobą opiekują… tak naprawdę mają cię gdzieś… - zaśmiał się cicho, jakby to co powiedział, było śmieszne, ale tak naprawdę to chyba maskował swoje rozgoryczenie. – Więc się tam żyje… i jest dość… właściwie, to ciężko mi porównywać, bo nigdy nie miałem domu – znów ten śmiech, który bardziej bolał niż rozweselał. – Ale to jeszcze dało się przeboleć… tą obojętność. Bo o wiele gorzej zaczęło się dziać po pewnym… incydencie…
            Zamilkł, bawiąc się moimi palcami.
-Incydencie…? – pogoniłem go trochę, bo nie kwapił się z wyjaśnieniami.
-Zakochałem się… - wyznał nieco zawstydzonym głosem, poruszywszy się nieznacznie.
-To chyba nic strasznego – powiedziałem, a on pokręcił głową.
-Widzisz… ja zakochałem się w takim jednym kolesiu, który był… można powiedzieć, szefem takiej paczki z naszego sierocińca, która wzbudzała ogólny postrach. Był starszy, silny i przystojny. Imponował mi.
            A więc był gejem, pomyślałem, a potem zdałem sobie sprawę, że przecież przed chwilą się kochaliśmy i to chyba oznacza, że ja również jestem gejem. Było to dla mnie wstrząsające odkrycie, bo wcześniej nie myślałem o tym w ten sposób. Naruto podobał mi się, to prawda, ale nie patrzyłem na to przez pryzmat orientacji. Jego bliskość… to była potrzeba, tak silna, że prawie paliła i dopiero po tym wieczorze została ugaszona. Nie liczyło się, że nie jest kobietą, że obaj jesteśmy tej samej płci, ważne, że to był on, z tym uśmiechem, z tymi oczyma jak niebo. Naruto.
-I co się stało z tym kolesiem? – zapytałem, bo nie kwapił się by wyjaśnić. Jeszcze chwilę milczał. Znów lekko się poruszył. Zrozumiałem, że to co zamierza mi powiedzieć, nie będzie należało do gatunku wesołych historyjek.
-Wiesz, po sierocińcu krążyły już wtedy plotki, że jestem gejem, ale nikomu o tym nie mówiłem, więc to były tylko domysły. Skrycie kochałem się w… nim – chyba nie chciał wymówić jego imienia. Zastanawiałem się, jak wygląda teraz jego twarz, czy oczy ma otwarte, czy zamknięte? Jak wyglądają jego policzki? Co kotłuje się po jego głowie? – ale oczywiście, nie mogłem mu tego powiedzieć. Tyle, że pewnego dnia ten chłopak domyślił się moich uczuć, zaprosił mnie na krótką przechadzkę, poszliśmy razem za sierociniec i tam… wyznał mi miłość…
            Jego dłonie zacisnęły się na moich palcach dość mocno.
-Byłem… wtedy, przez dwie sekundy… tak bardzo szczęśliwy. Wiem, że masz pojęcie, jak czuje się samotny człowiek, Sasuke. A ja byłem tak bardzo samotny… że to aż piekło – szeptał te słowa, jakby się bał, że wypowiedziane głośno mogą zrobić mu krzywdę. Nie wiedziałem, o co chodziło, dlatego milczałem. – Więc to, co on powiedział, było dla mnie kołem ratunkowym, które mi rzucił, kiedy już wariowałem z powodu samotności. Z zapałem wykrzyknąłem, że ja też go kocham, a wtedy… usłyszałem śmiechy.
            Przerwał, po czym wyplótł prawą dłoń z mojego uścisku. Chyba wytarł sobie nos.
-Widzisz, on wcale mnie nie kochał, tylko podpuścił, żeby wyszło na jaw, że naprawdę jestem gejem – powiedział chłodno. Tak bardzo chciałem go przytulić, ale gdy drgnąłem, by wykonać jakiś ruch, ścisnął ostrzegawczo moją rękę. – Jego trzech kolegów wyszło zza rogu, wszyscy byli ode mnie starsi i chyba trochę wstawieni. W każdym razie zabawili się ze mną okrutnie. Trochę później… leżałem pod ścianą budynku, zasłaniając głowę rekami i prosząc, by już przestali. Miałem złamany nos i jedno żebro, cały byłem we krwi. Mój… ukochany… - prychnął – złapał mnie za twarz i wyjął scyzoryk. „Drżysz jak mały kotek”, szepnął, a potem postanowił dorobić mi wąsy – jeszcze nigdy nie słyszałem tyle pogardy w jego głosie. Jednocześnie głos mu się łamał, a ja nie miałem pojęcia, co mógłbym mu powiedzieć, by go pocieszyć. A więc stąd miał te dziwne ślady na policzkach… a potem zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo musiało to boleć! – Zostali za to ukarani, rzecz jasna, ale to nie odwróciło tego, co się stało. Pomyślałem, że to coś ze mną jest nie tak, tak więc postanowiłem, że już nigdy… nigdy się nie zakocham. Myślałem, że jestem nienormalny, dziwny i to moja wina. Czułem się odmieńcem. Znów popadłem w tę cholerną melancholię i samotność, która zżerała mnie od środka i wypalała. Byłem wtedy zupełnie innym człowiekiem, człowiekiem przepełnionym goryczą i nienawiścią. Ale to się zmieniło w wakacje przed pierwszą klasą liceum…
            Ton jakim to wypowiedział był już zupełnie inny. Chyba się uśmiechał. Tak bardzo chciałem spojrzeć na jego twarz! Wiedziałem jednak, że wtedy byłoby mu dużo trudniej mówić. Zamiast się odwracać, powróciłem do zabawy jego palcami.
-Wtedy poznałem Irukę – szepnął i zaśmiał się.
-Irukę? – zapytałem.
-Mojego chłopaka – odparł, a ja cały zesztywniałem.
-Masz chłopaka?! –wykrzyknąłem, a on ponownie się zaśmiał. Chyba humor mu się poprawił.
-Jesteś zazdrosny?
-Chyba on powinien być zazdrosny! Właśnie go zdradziłeś!
            Ponowny chichot.
-On teraz ma Kakashiego, więc chyba powinienem powiedzieć, że mojego byłego chłopaka – powiedział, nadal pogodnie, a ja zastygłem w bezruchu.
-Kakashi jest gejem?!
            Wzdrygnąłem się, przypominając sobie każde poklepanie po plecach, to, jak ostatnio szeptał mi do ucha. Naruto zaśmiał się jak do tej pory najgłośniej. Zastanawiałem się, ile jeszcze rewelacji ma mi do przekazania?! Czego jeszcze się dowiem?
-Tak, ale nie o tym chcę mówić, tylko o Iruce – rzekł, kręcąc się trochę, jakby chciał się lepiej usadowić. Mi też już nogi trochę zdrętwiały, ale nie chciałem zmieniać pozycji.- Więc… byłem okropnym, nienawidzącym świata, zbuntowanym nastolatkiem, który nikogo do siebie nie dopuszczał. Po tamtym… wypadku… obsesyjnie starałem się nabrać kondycji i mięśni, by już nigdy nie stać się ofiarą. Pracowałem w tedy w takim barze, Ichiraku, by trochę zarobić przed pójściem do liceum. Tak naprawdę chciałem zmian. Zarabiałem, by kupić sobie parę fajnych ubrań, marzyłem, że w liceum coś się zmieni… - odetchnął. – Iruka przychodził do Ichiraku, bo miał blisko i było tanio, i dlatego, że ja tam pracowałem. Pewnego dnia poczekał, aż skończę pracę i zaproponował, że mnie odprowadzi. Było już ciemno. Gadało nam się fajnie. Dotarliśmy do bidula i powiedziałem mu, że tu mieszkam. Wtedy wykrzyknął „to ty nie jesteś pełnoletni?!”, ale potem się opanował, pożegnał i odszedł. Nie zaglądał do Ichiraku chyba przez tydzień, ale potem znów zaczął przychodzić. Zawsze mnie odprowadzał i rozmawialiśmy. Był nauczycielem, nadal nim jest, literatury, jak Kakashi… - prychnąłem, odkrywszy tajemnicę jego geniuszu na lekcjach z Hatake. A ja myślałem, że po prostu jest uzdolniony w tym kierunku! Jak łatwo dałem się nabrać! – Fajnie się z nim gadało, sprawiało mi to przyjemność. Raz zaprosił mnie po drodze na pizzę. Zaiskrzyło… i któregoś dnia po naszym spacerze go pocałowałem. Zakochałem się, choć tak bardzo sobie obiecywałem, że się nie zakocham. Ale Iruka… zareagował wtedy w sposób, jakiego się nie spodziewałem. Powiedział mi, że nie powinienem tego robić i odszedł. Byłem zmieszany i zdruzgotany. Płakałem – powiedział to lekko, jednak ja wiedziałem, że przyznać się do tego było mu bardzo ciężko. – Iruka znów mnie nie odwiedzał.Wiedziałem, gdzie mieszka, tak więc w kilka dni później poszedłem do niego… by go przeprosić, wytłumaczyć, że się pomyliłem… że myślałem, że on też… ale zastałem go pijanego – zachichotał. – Wiesz, Iruka nie pije, wiec… właściwie, niewiele mu trzeba, by się nabzdryngolił. I wtedy w końcu zaczął być ze mną szczery. Wpuścił mnie do mieszkania, wykrzyczał, że też się we mnie zakochał, w tych moich oczach i w sposobie bycia… ale nie możemy być razem, bo ja nie jestem pełnoletni, bo jestem dzieckiem! – ten jego śmiech był taki cudowny. Zdałem sobie sprawę, że mógłbym go tak słuchać godzinami, nie ważne, o czym opowiadał. Byleby tylko słyszeć ten jego pogodny, pełen radości głos i śmiech. – Szczerze mówiąc, nie zachowałem się wtedy zbyt poprawnie. Świadomość, że on też… że odwzajemnił moje uczucie, uderzyła mi do głowy.
-Domyślam się, że… - odezwałem się po raz pierwszy od dłuższego czasu, nieco zachrypniętym głosem. – Że wykorzystałeś sytuację.
            Zaśmiał się znowu.
-Nie wiem, czy zauważyłeś, ale potrafię…
-… być cholernie, perfidnie uwodzicielskim? – wpadłem mu w słowo.
-Tak – przyznał z dumą, a ja westchnąłem, kręcąc głową. – Więc domyślasz się, jak się to… eee… skończyło? – przytaknąłem ruchem głowy. – Iruka był trochę zły, gdy się rano obudził… niewiele w sumie pamiętał… ale, no cóż, stało się i zaczęliśmy być razem. On mnie zmienił. Zabrał moje zgorzknienie i złość. Zacząłem żyć. Przestałem czuć się odmieńcem. To był najlepszy rok mojego życia, aż nie przyjechałem tutaj. Jednak nie martwię się o niego. Wiesz, Iruka i Kakashi dawno temu byli parą, ale się rozeszli – szepnął mi do ucha, a ja zadrżałem, czując jego ciepły oddech na szyi. Przekręcił głowę jeszcze bardziej i skubnął zębami płatek mojego ucha, a potem zachichotał, czując, jak drżę. Usiadł prosto, a ja odetchnąłem z ulgą. Obaj byliśmy nadzy i to już wystarczająco mocno mnie podniecało. – Ale Iruka wciąż tęsknił. Trzymał jego zdjęcie. Cieszę się, że wrócili do siebie. Teraz twoja kolej! – przypomniał sobie nagle. Przeszył mnie ziąb, choć plecy kochanka grzały mnie wystarczająco mocno. Nabrałem powietrza w płuca.
-Dobrze – przełknąłem ślinę. – Pierwszy raz to komuś opowiadam, więc…
-Spokojnie – przerwał mi szeptem. – Jestem z tobą.
            Uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem mówić...

4 komentarze:

  1. Brak komentarzy?! Jak to możliwe?! To przecież było takie piękne <3333

    OdpowiedzUsuń
  2. ROK PO NADANIU PIERWSZEGO KOMENTARZA, ALE MAM WYCZUCIE XD
    POTWIERDZAM! WSPANIAŁY ROZDZIAŁ (ZRESZTĄ JAK WSZYSTKIE) WSPANIALE PISZESZ! ^w^

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę super nocia , przepraszam za spóżnienie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    ta historia smutna, ale Sasuke wiele zrozumiał...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń