Najwyższy Kapłan Świątyni
Ognia, Uzumaki Naruto, wpatrywał się w czarnookiego najeźdźcę z nienawiścią,
jakiej jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie żywił. Nienawidził go za to, co
uczyniono miastu. Za to, co uczyniono Sakurze na jego oczach, nienawidził go za
jego istnienie! Za wszystko!
Czarnooki i czarnowłosy
mężczyzna, w zbroi, z płaszczem z wilczej skóry, narzuconym na ramiona, starł
wolno ślinę z twarzy i wymierzył mu drugi, siarczysty policzek. Naruto poczuł
ból, ale to było nic w porównaniu z tym, co odczuwał, gdy miał wizje. Spojrzał
na generała, a krew z rozwalonej wargi spłynęła mu po brodzie. Bydlak znów
złapał go za twarz.
- Posłuchaj mnie uważnie,
kapłanie – rzekł Uchiha, mrożącym krew w żyłach głosem, jednak Naruto nie dał
się zastraszyć. – Zdobyłem to miasto, rozumiesz? Należy ono do mnie. Mogę
rozkazać powiesić wszystkich jego mieszkańców – Naruto zadrżał mimo woli – ale
mogę też być dobrym panem. I będę dobrym panem, jeżeli… - Uchiha zawahał się
teatralnie, a Naruto poczuł, że zaraz stanie się coś strasznego – jeżeli
wyrzekniesz się swego boga i od tej pory to ja twym bogiem się stanę.
Naruto otworzył szerzej
oczy, patrząc na twarz barbarzyńcy. Czarnooki był dla niego uosobieniem
dzikości, w zachlapanej krwią zbroi i ze skrwawionym mieczem oraz dłońmi. Miał
na sobie płaszcz ze skóry leśnych zwierząt, równie dzikich jak jego
barbarzyńskie wojsko. Choć wcześniej zapewne walczył w hełmie, teraz nie miał
go na sobie, czarne włosy kleiły mu się do twarzy, po której spływał pot. To on
tak przerażał Naruto, jeszcze zanim kapłan ujrzał go naprawdę. To te czarne
oczy widział w swych wizjach… lecz teraz już się nie bał. Czuł tylko pogardę.
- Nigdy, barbarzyńco –
warknął, patrząc wprost w te czarne oczy. – Nie za to, co zrobiłeś, potworze!
Ja służę memu panu…
- Więc gdzież jest ten
twój „pan”? – zakpił czarnowłosy, prostując się i rozkładając ręce, jakby
chciał ogarnąć nimi całą Kaplicę. – Gdzież on jest, czemu nie zszedł z nieba na
ratunek, co?!
- Mój pan… - wycedził
Naruto cichym głosem, choć z trudem panował nad wściekłością. – Był ze mną…
przez cały cza…
- Cały czas, tak?! –
przerwał mu Uchiha, przybliżając się do niego gwałtownie. Naruto odruchowo
cofnął głowę, lecz resztę jego ciała przytrzymali żołnierze. – Cały, tak?
Gdzież więc był, gdy moi żołnierze zabawiali się tą tu kapłanką?! – Ruchem ręki
wskazał martwą Sakurę, leżącą na jednej z ław. Naruto zerknął tam tylko jednym
okiem i zaraz odwrócił głowę. W uszach wciąż słyszał jej krzyki, gdy oni… -
Gdzie był twój bóg, gdy zabijałem jego wyznawców? Czy twój bóg potrafi zwrócić
im życia?
- A ty to potrafisz?! –
warknął Naruto. – Potrafisz to, skoro stawiasz się z nim na równi?!
- Nie – odparł spokojnie
czarnowłosy, z triumfalnym uśmiechem na twarzy. – Ale widać on również i to
właśnie czyni nas równymi sobie.
Naruto wpatrywał się w
czarnookiego, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. Ten mężczyzna… on uważał się za
boga! Przełknął ślinę, gdy czarne oczy zwęziły się niebezpiecznie.
- A skoro tak – kontynuował
mężczyzna – to chyba czyni mnie to twoim
panem.
- Już mówiłem, że
przenigdy…!!!
Kolejny policzek, o wiele
mocniejszy od poprzednich, uciszył go skutecznie. Mimo woli jęknął, słysząc,
jak za jego plecami Neji próbuje krzyknąć coś przez knebel. Opadł w uścisku
oprawców, patrząc, jak krew z jego ust kapie na białą podłogę.
- Mam w tej chwili sprawy
ważniejsze, niż zabawianie się z kapłanami – przemówił czarnowłosy, ale Naruto
nie spojrzał już na niego. – Suigetsu, zbierz dwa niewielkie oddziały i
przeszukajcie cały gmach. Kapłanów zamknijcie razem w jakiejś komnacie,
zabraniam jednak ucinania im dłoni i stóp, takie skóry mogą być sporo warte.
Tego tu jednak… – Najwyższy Kapłan poczuł, że patrzą na niego wszystkie oczy,
jednak nie poruszył się – zamknijcie oddzielnie i pilnujcie.
- Tak jest! – odkrzyknęła
grupa żołnierzy.
Sasuke wyszedł z kaplicy,
oglądając się na blondwłosego elfa, trzymanego przez żołnierzy. Mężczyzna nie
poruszał się, głowę miał spuszczoną, energia już go opuściła. Za jego plecami
dwóch żołnierzy podnosiło na nogi drugiego kapłana. Długowłosy mężczyzna zaczął
się szarpać, wiec jeden z żołnierzy złapał go za włosy i polizał po policzku.
Uchiha odwrócił wzrok, uśmiechając się do siebie.
- W istocie, piękni –
powiedział do towarzyszącego mu Suigetsu. – Jak elfy.
- Mają inne uszy, widziałeś,
panie? – powiedział jego zastępca, a Sasuke szerzej otworzył oczy i zerknął na
Suigetsu. Potarł się po nieogolonym podbródku, czując ostry włos pod palcami.
Będzie się musiał ogolić, by nie podrapać brzoskwiniowej skóry blondwłosego
kapłana. Wydawała mu się ona droga niczym przetykany złotem jedwab.
- Doprawdy? Nie zwróciłem
uwagi…
- Nie są spiczaste, ale też
nie są do końca okrągłe. Wszyscy w mieście takie mają, nawet żołnierze… hehe,
ich żołnierze przypominają bardziej niewiasty, co wprawia naszych w lekkie
zakłopotanie. – Zaśmiał się głośno. – Nie wiadomo, co tak naprawdę z nimi
robić.
Teraz to Sasuke się zaśmiał.
- Wcielić do naszej armii,
jak w poprzednich miastach – rzekł poważnie, jednak żartobliwym tonem. Jeńców
wojennych zawsze wcielał do armii, choć dawał im wybór. To, lub śmierć. Tylko
nieliczni wybierali drugie rozwiązanie, zaś większość korzystała z pierwszego.
- Cóż, są mężnego serca,
jednak obawiam się, że w naszej armii przydaliby się najwyżej donoszenia wody…
- To przebierzcie ich w
damskie fatałaszki i zagońcie do gotowania – zażartował generał i teraz to
Suigetsu się zaśmiał.
- To prędzej… wydaje mi
się, że byliby z nich doskonali łucznicy i kawaleria, mój panie. Są lżejsi od
naszych żołnierzy, więc rozsądniej byłoby posadzić ich na konie…
Sasuke zachichotał mimo
woli, na co Suigetsu spojrzał zdziwiony. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z
tego, co generał sobie pomyślał.
- Mój panie!
- Hmm. – Sasuke
odchrząknął. – Bądźmy jednak poważni – przywrócił samego siebie do porządku,
zatrzymał się i rozejrzał. – Słuchaj, Suigetsu. Zgromadź te dwa oddziały i
przeszukajcie świątynię. Wybierz mi najładniejszą komnatę, jaką w niej
znajdziesz, sprowadź trzy moje niewolnice i każ im przygotować dla mnie
blondyna… pokażę mu co znaczy być niewolnikiem i raz na zawsze wybiję mu z
głowy tego jego boga… Niewolnice oczywiście odpraw… A teraz… gdzie, do cholery,
mam iść, by znaleźć budynek, w którym zamknęliśmy dowódcę konoszańskiego
wojska?!
- Tamtędy, panie. –
Suigetsu wskazał mu opustoszałą alejkę, noszącą ślady po bitwie. Na białym
bruku leżało ciało konoszańskiego żołnierza, niemal rozpłatanego wpół. – Tędy, a
potem w lewo i aż do pierwszej bramy…
- Od pierwszej bramy sobie
poradzę – przerwał mu Sasuke. – Dostarcz mi plany miasta.
- Tak jest.
- Nie pozwól zniszczyć im
niczego.
- Tak jest, panie!
Rozstali się. Sasuke
skręcił w wąską, białą alejkę między domami. Konoha była pięknym miastem,
wszystko tu było białe lub zielone. Każdy dom otaczały drzewa i krzewy, ulice
były o wiele czystsze niż w miastach, które wcześniej podbił.
Gdy mijał trupa żołnierza
na chwilę przystanął, patrząc na niego. Potem, upewniwszy się, że nikt nie
widzi, pochylił się i ściągnął mu hełm z głowy.
Żołnierz miał półdługie, jasnobrązowe
włosy i niebieskie oczy, których nikt mu nie zamknął. Sasuke opuścił jego
powieki, by błękit nie przypominał mu oczu kapłana i przyjrzał się twarzy
nieżyjącego. Była ona równie smukła, delikatna ale i drapieżna, jak u
blondwłosego kapłana, jednak już nie tak urodziwa. Przekręcił jego głowę na
boki odgarnął włosy, spoglądając na uszy. Doprawdy, nie były one okrągłe, ale
niebyły również całkowicie spiczaste, coś pół na pół między jednym a drugim
kształtem.
- Co za dziwna rasa –
mruknął do siebie, a potem wstał. Miał wiele rzeczy do zrobienia, trzeba było
wyznaczyć nowego zarządcę podbitego miasta, kogoś z jego ludzi, podzielić
patrole, znaleźć miejsce dla pokonanych żołnierzy, zająć się miejscową
ludnością i przede wszystkim, zobaczyć, co z byłym dowódcą pokonanej armii i
byłym zarządcą Konohy. A potem czekała go już tylko noc z nowym zwierzątkiem.
- Nie wolno… wam… mnie
wolno mnie dotykać! Nie wolno mnie... zostawcie!
- Przestań się szarpać! –
ryknął żołnierz, chwytając Najwyższego Kapłana za twarz. Naruto poczuł ostrze
sztyletu na gardle. – Uspokój się, albo poderżnę ci gardło!
- Nie można mnie dotykać!
– wrzasnął Naruto, starając się wykręcić dłonie z kajdan, którymi go skuto. –
Tylko poświęcone dłonie mogą…
- Zamknij się! – krzyknął
żołnierz i zasłonił mu usta. – Kontynuujcie – rzekł do kobiet.
Naruto zacisnął powieki,
przerażony. Po tym, jak czarnowłosy opuścił kaplicę, Naruto na wiele godzin
został zamknięty w ciasnym zakamarku bez okien na parterze Świątyni. Siedział
tam sam, związany i dopiero około godziny temu go uwolniono. Rozwiązano go,
jednak zaraz skuto mu ręce złotymi kajdankami, połączonymi tylko trzema
ogniwkami łańcucha, tak, że mógł odciągnąć od siebie nadgarstki zaledwie na
kilka centymetrów. Zatargano go siłą na górę, do jego własnej komnaty, gdzie
czekały trzy kobiety. Odarto go z szat, zaprowadzono do łaźni i zaczęto myć.
Protestował i wyrywał się
przez cały czas, więc kobiety zawołały żołnierza, który teraz go przytrzymywał,
by mogły skończyć szorowanie jego ciała. Uzumaki nie mógł tego znieść – jego
ciało było czymś więcej niż tylko ciałem. Najwyższy Kapłan był łącznikiem
między światem ludzi a światem bogów. Kyuubi zesłał na niego światłość, dzięki
której mógł dostrzegać przyszłość. Mogły go dotykać tylko kapłańskie ręce,
święte ręce, i to w wyjątkowych sytuacjach. Jak do tej pory na tyle blisko był
tylko z Sakurą i Nejim, ta dwójka czasem kładła mu dłonie na ramionach i
doglądała go, gdy podczas wizji trawiła go gorączka. Nie znał innego dotyku i
teraz był śmiertelnie przerażony, jeszcze bardziej niż w obecności
czarnookiego, choć przecież wtedy też go dotykano. W tamtej chwili myślał
jednak o rzeczach zupełnie innych, a teraz, obnażony, dotykany przez kobiety,
ledwo oddychał ze strachu.
Umyły go dokładnie,
wytarły, a potem zaczęły nacierać jego własnymi wonnościami. Wyrywał się i
szarpał, ale miał skute ręce i jeden ze strażników wciąż go trzymał, więc nie
miał szans się uwolnić. Kiedy w końcu skończono te zabiegi, ledwo stał na
nogach, tak wymęczony się czuł. Kobiety wyszły, a jego strażnik zaciągnął do
jego własnej komnaty.
Tam Naruto został pchnięty
na swoje własne, okrągłe łoże. Strażnik usiadł na nim okrakiem i wziął do ręki
coś, co wyglądało jak złota obroża z łańcuchem. Kapłan próbował go powstrzymać,
ale strażnik był silniejszy. Zapiął mu ją na szyi, a potem z niego zszedł i
zaciągnąwszy zasłony od baldachimu, zostawił go samego.
Kapłan leżał przez chwilę,
oddychając ciężko, cały rozdygotany, a potem usiadł i rozejrzał się. Złapał za
łańcuch, który był przyczepiony do obroży i pociągnął, by wynurzyć go z fałd
tkanin i licznych poduch, jakie znajdowały się na jego okrągłym posłaniu.
Łańcuch napiął się, jego koniec znajdował się idealnie pośrodku łoża.
Naruto podpełzł do tego
miejsca i znalazł tam wąską szparkę, wyciętą w materacu, prawdopodobnie
mieczem. Szarpnął, jednak łańcuch nie ustąpił. Naruto wsunął rękę w szparkę i
dotknął drewnianego spodu łóżka. Łańcuch został tam do niego przybity.
Spanikowany, opadł na pupę
i rozejrzał się, a potem zaczął szarpać łańcuchem z całych sił, lecz ten nawet
nie jęknął. Spróbował z obrożą, jednak tylko się skaleczył, więc przestał i
postanowił się uspokoić.
Czuł się dziwnie, co
prawda zawsze spał nagi, lecz nigdy we wszystkich Kajdanach i w dodatku jeszcze
tych dodatkowych, niewolących go. Bał się. Jego ciało był świętością, jedynym
dowodem na istnienie Kyuubiego. Gdyby został zbrukany… zadrżał, a w jego oczach
pojawiły się łzy. Gdyby został zbrukany, już nigdy nie mógłby służyć swemu
bogu. Przysięgał czystość do końca życia. Gdyby tak się nie stało… utraciłby
swoje wizje… wszystko… wszystko by się skończyło…
Prawie zachłysnął się
strachem, gdy usłyszał, jak drzwi do jego komnaty otwierają się z jękiem. Zamarł,
patrząc poprzez jasne woale moskitiery na ciemny cień, który wszedł do
sypialni. Przybyły nie podszedł jednak do łóżka, tylko zaczął gasić świece,
pozapalane w komnacie, aż zostało ich o połowę mniej, czyniąc sypialnię
zanurzoną w półmroku. Naruto przełknął ślinę, a potem zaczął przesuwać dłońmi
po materacu, w poszukiwaniu ukrytego w nim sztyletu. Nawet jeśli przeszukali
łóżko, tej skrytki nie byliby w stanie wykryć. Gdy ją odnalazł, zanurzył
wewnątrz dłonie, wydobył sztylet i szybko okrył swą nagość prześcieradłem,
skrywając broń pod poduszką na drugim końcu łoża. Ledwo to uczynił i wrócił na
dawne miejsce, biała dłoń złapała za skraj materiału od baldachimu i uchyliła
go lekko.
Naruto zamarł, patrząc na
oprawcę. To był ten sam mężczyzna, a jednak… Zniknęła zbroja i płaszcz z
wilczych skór, zastąpiły ją ciemne spodnie i czarna, luźna, sznurowana tunika,
dzięki której można było poznać rzeczywiste wymiary czarnowłosego. Był on
wysoki, miał szerokie barki i silne ramiona, nie był jednak tak ogromny, jakim
go sobie Naruto wyobrażał. Jego twarz nie była już spocona, włosy miał świeże i
wymyte, już nie posklejane krwią poległych. Teraz patrzył na niego młody książę
o gładkiej twarzy, przenikliwych, inteligentnych, czarnych oczach, pachnący
mydłem, a nie tamten barbarzyńca odziany w martwe zwierzęta i zbrukany krwią.
Uchiha przechylił głowę,
unosząc jednocześnie podbródek.
- No, no… - wymruczał.
Naruto zarumienił się
gwałtownie, zaciskając dłonie na prześcieradle. Pierwszy raz w życiu w swych
Kapłańskich Kajdanach, które były przecież święte, czuł się jak dziwka,
ustrojona dla mężczyzny.
- Nie… nie zbliżaj się do
mnie! – krzyknął Naruto, jednak czarnowłosy tylko się zaśmiał i wspiął na
łóżko. Kapłan odsunął się gwałtownie i znalazł pośrodku łoża. – Nie podchodź…
nie dotykaj mnie!
- Jesteś mój – powiedział
czarnooki niefrasobliwym tonem – więc czemu miałbym cię nie dotykać?
Spojrzał mu w oczy. Naruto
przełknął ślinę. Powaga sytuacji zwaliła się na niego z całą mocą. Ten… on
naprawdę… on…
- Moje ciało jest święte –
powiedział Naruto, nie odwracając oczu od czarnych tęczówek. – Nie masz prawa
dotykać go zbrukanymi krwią dłońmi! Nikt nie ma prawa…
Czarnooki przyglądał mu
się chwilę.
- Mam rozumieć, iż
Najwyższy Kapłan Światłości, Ogień Mądrości, Uzumaki Naruto… – Przekręcił każdy
przydomek, jakby z niego kpił, choć może faktycznie ich nie pamiętał – jest
nieśmiałym prawiczkiem?
- Moje ciało jest święte,
barbarzyńco! – warknął Naruto. – Święte i należy tylko do boga…!
- Ja jestem teraz twym
bogiem – odparł czarnooki, zbliżając się do niego. Naruto znów się odsunął i
tym samym zbliżył do ukrytego w poduchach sztyletu. – Do mnie należysz.
- Nieprawda! – krzyknął
Naruto. Chciał wydobyć sztylet, ale zanim to uczynił, oprawca złapał go za nogę
i gwałtownie do siebie przyciągnął. Naruto zaczął się szarpać, lecz nie miał
szans. Barbarzyńca przygniótł go do materaca, chwytając go za skute dłonie i
umieszczając je nad jego głową. Naruto, przerażony, zaczął szybciej oddychać.
Było źle… było bardzo, bardzo źle…
- Nie możesz…! – jęknął
zdławiony.
- Nie mogę?
- Nie! – szarpnął się, ale
nie dał rady się uwolnić. – Błagam cię, nie możesz! Nie dotykaj mnie! Nie wolno
mnie dotykać!
- Nie wolno cię dotykać? –
czarnooki zaakcentował pierwsze słowo, unosząc jedną brew. – Czyli co… ty
naprawdę jesteś… niewinny?
Drżący Naruto spojrzał na
niego, wykręcając nadgarstki.
- Myślisz, że dlaczego
moja szata jest biała? Dlaczego me nadgarstki i biodra wiążą Święte Kajdany?!
Zostaw mnie!
Czarnowłosy przyglądał mu
się chwilę, nie zwalniając uścisku.
- Święte kajdany? To nie
ubrano cię tak dla mnie?
- Złoto, które mam na
sobie – wycedził wściekle Naruto – symbolizuje moją czystość i oddanie względem
mego boga! Przysięgałem czystość! Uwolnij mnie, nakazuję ci to, ty… t…
Uchiha złapał go za twarz,
tłumiąc jego protesty i przybliżył się do niego, teraz praktycznie przygniatał
go całym ciałem, w dodatku wciąż trzymał go za nadgarstki.
- Teraz ja jestem twoim
bogiem, już ci to mówiłem…
- A ja mówiłem, że nigdy!
– krzyknął Naruto i ponowił próbę uwolnienia się. Gdyby tylko miał szansę
dosięgnąć sztyletu… gdyby tylko…
- Nawet nie wiesz, jaką
rozkosz mogę ci sprawić… - wyszeptał czarnowłosy niskim, męskim głosem. Naruto
przełknął ślinę, na jego policzki wpełzł rumieniec. Nigdy nikt nawet nie śmiał
kusić go czymś takim.
- To… zwierzęca chuć…
je-jestem ponad to… - wyszeptał niepewnie, zerkając w górę na swoje
unieruchomione dłonie. Sztylet był tak daleko… było mu niewygodnie… duszno… gorąco…
czarnowłosy był ciężki…
- Doprawdy? – Oddech
mężczyzny owionął mu ucho. – Mogę sprawić, że zapomnisz o swoim bogu…
- Nie chcę…
- I to ja się nim stanę…
- Ja nie chcę… - W oczach
Naruto pojawiły się łzy. Szarpnął się jeszcze gwałtowniej i wyrwał swoje dłonie
z uścisku. To była jego szansa.
Rzucił się całym ciałem w
stronę sztyletu i wetknął skute dłonie między poduchy, dobywając jego
rękojeści. Podczas tego ruchu przekręcił się na brzuch, lecz w momencie, gdy
jego palce zacisnęły się na chłodnym metalu, oprawca złapał go za ramię i
gwałtownie przekręcił.
Kapłan wyciągnął przed
siebie sztylet, tnąc na oślep. W powietrzu zawirowały krople krwi, gdy ostrze
przecięło skórę na policzku czarnowłosego. Obaj zamarli na sekundę, lecz zaraz
oprzytomnieli. Naruto rzucił się do przodu, by dźgnąć Uchihę, lecz ten, jako
wyszkolony wojownik, był szybszy. Sztylet z brzdękiem upadł na podłogę i
potoczył się gdzieś w ciemność, kiedy czarnowłosy wytracił go z rąk kapłana. W
następnej chwili Naruto leżał na plecach, trzymany za ramiona, patrząc z
przerażeniem na twarz Uchihy. Wąskie pasmo czerwieni płynęło po policzku
mężczyzny.
Czarnowłosy przyglądał mu
się chwilę, a potem po prostu się nad nim pochylił.
- Nie – zdążył jęknąć
Naruto, zanim ich usta się zetknęły.
Uchiha go całował, a
raczej próbował, gdyż Naruto uparcie zaciskał usta. Czarnowłosy mruknął
niezadowolony i złapał go za podbródek, próbując siłą rozchylić mu wargi.
Naruto szarpnął głową w bok.
- Przestań!
- Będzie ci dobrze –
wysapał mężczyzna, śliniąc mu ucho. Naruto wyprężył się, próbując odsunąć
głowę, lecz ten mu na to nie pozwolił. – Poczujesz się cudownie…
- Przestań!
- Dam ci rozkosz, jakiej
jeszcze nie zaznałeś…
- Przestań!
- Będę cię pieścił aż
zapomnisz o reszcie świata…
- Nie chcę!
Dłoń mężczyzny zaczęła
zjeżdżać niżej, przesunęła się po jego szyi, torsie, żebrach i biodrach, aż
dotarła między nogi. Jednocześnie usta czarnowłosego przylgnęły do jego ust,
więc nie mógł zaprotestować, jeśli nie chciał, by ten go całował. Zacisnął
powieki, czując, jak smukłe palce dotykają go w tamtym miejscu. Łzy potoczyły
się po jego policzkach i uderzyły o pościel. Gwałtownie pokręcił głową.
- Nie – jęknął, a potem
znów zacisnął wargi, bo czarnowłosy chciał go pocałować. – Mmmm! –
zaprotestował głośno, gdy Uchiha zaczął poruszać dłonią, próbując go podniecić.
Jego policzki zaogniły się, a ciało przeszyła fala prądu. Zaczął się gwałtownie
szarpać, lecz czarnowłosy natychmiast go unieruchomił, oplatając jego nogi
swoimi tak, że już nie mógł nimi ruszać.
- No i proszę – mruknął
brunet, gdy Naruto zaczął reagować pod wpływem intensywnego dotyku. – Czy to
nie jest dobre?
Naruto nie był w stanie
odpowiedzieć, nie mógł złapać oddechu. Kiedy czarnowłosy to zauważył,
natychmiast skorzystał z okazji, całując go głęboko. Język Uchihy wdarł się do
wnętrza jego ust, przesuwając się po jego języku i podniebieniu. Jednocześnie
dłoń czarnowłosego poruszała się intensywnie i dość szybko na jego męskości,
powodując, że całym jego ciałem wstrząsały dreszcze. To było naganne, a jednak
nie mógł powstrzymać swojego reagującego na dotyk ciała. To było obrzydliwe i
zwierzęce, a jednak kiedy ta dłoń…
Jęknął, wyprężając się,
gdy Uchiha nieco przyspieszył. Patrzył na baldachim nad sobą, ale nic nie
widział ,natomiast oprawca, coraz bardziej zadowolony, poczynał sobie coraz
śmielej. Puścił jego ręce, pozwalając mu zasłonić nimi usta. Usiadł tak, by
mógł na niego patrzeć i pieścił go, najpierw dłonią, a potem ustami.
Tego dotyku Naruto nie
mógł już znieść. Kiedy ciepłe, mokre wnętrze ust czarnowłosego zamknęło się na
nim, z jego gardła wydostał się kolejny jęk. Uchiha robił to bardzo
intensywnie, z wprawą i nie minęło wiele czasu, a kapłan doszedł w jego usta,
po czym opadł zdyszany na poduszki.
Nie zdążył jednak się
uspokoić, bo zaraz twarz oblizującego wargi czarnowłosego pojawiła się przed
jego oczyma, lekko rozmazana.
- To dopiero początek…
blondynku – wyszeptał barbarzyńca.
Sasuke Uchiha z
zafascynowaniem obserwował zmiany, jakie zachodziły w kapłanie pod wpływem jego
dotyku. Sasuke doprowadził go do orgazmu już na początku, chcąc, by kapłan
stracił kontakt z rzeczywistością i stał się uległy. A potem już nie dał mu
szansy na zastanawianie się, co się dookoła niego dzieje.
W następnej kolejności
pochylił się nad zdyszanym blondynem i pocałował go, przekazując mu jego własny
smak. Blondyn nie odpowiedział na pocałunek, ale najwyraźniej też nie
protestował; póki co chyba nie był w stanie.
Sasuke całował go długo,
przerywając taniec języka tylko po to, by zaczerpnąć powietrza. Dłońmi przesuwał
po ciele kochanka, badając fakturę jego dziewiczej skóry. Kochanek reagował
tak, jak w wypadku jego niewinności wypadało – był wrażliwy wszędzie tam, gdzie
zawędrowały dłonie Sasuke. Blondynek jęczał mu w usta, gdy Sasuke masował jego
pośladki i uda, wyprężał się, gdy zawadzał dłońmi, niby to niechcący, o jego
ponownie twardą męskość. Sasuke w końcu oderwał się od jego ust i przeniósł na
szyję, a następnie na sutki. Uwolnił też nogi kochanka, by ten czuł się
swobodniej, ale zamiast tego przytrzymał jego ręce, by Naruto nie tłumił
dźwięków, jakie wydobywały się z jego ust.
- Uh!... Ngh!... Ach!...
Ach! A-ach!
Nie spieszył się, chciał
pokazać blondynkowi, jak wiele tracił, żyjąc w celibacie. Sasuke aż nie mógł
uwierzyć, by z takim ciałem można było wytrzymać tak długo, Naruto był piękny,
w każdym calu. Miał opaloną, brzoskwiniową cerę, miękką jak aksamit. Był żywy,
gorący i spragniony pieszczot, co Sasuke dostrzegł już po niedługim czasie.
Cóż, wcale go to nie dziwiło, skoro wbito mu do głowy, iż nie można go dotykać.
Pozbył się swojej
koszulki, ocierając się swoim ciałem o jego ciało. Ostrożnie badał językiem
jego tors, na zmianę ssąc i pocierając palcami sutki. Prawie się zaśmiał,
triumfalnie oczywiście, gdy w pewnym momencie blondyn jęknął i wypchnął do góry
biodra, niemo błagając o zainteresowanie tamtą częścią ciała. Chyba nie był
świadomy swoich poczynań, co wcale Uchihę nie dziwiło. Twarz blondyna była cała
czerwona, oczy miał błędne, zapłakane, ale nie płakał ze złości czy
upokorzenia, już nie…
Zadowolony ze swoich
poczynań i z reakcji blondynka, złapał go za przyrodzenie. Ledwo poruszył
dłonią, blondyn jęknął przeciągle i wyginając się doszedł po raz drugi, brudząc
spodnie Sasuke.
Zdziwiony Uchiha spojrzał
na twarz kapłana, który dyszał tak, jakby Sasuke kazał mu wbiec sprintem na sam
szczyt kilkunastopiętrowej świątyni po okrągłych schodach, jakie tu mieli.
Błękitne oczy wpatrywały się w niego z dziwnym wyrazem, na wpół przerażone, na
wpół rozognione. Bez zastanowienie pochylił się i zaczął całować blondyna,
który tym razem nie pozostał mu dłużny. Sasuke uśmiechnął się i zaczął
rozsznurowywać swoje spodnie. Od dłuższego już czasu miał tam bardzo ciasno,
ale chciał najpierw podręczyć blondyna, zanim sam się zadowoli.
Kiedy pozbył się odzienia,
ostrożnie podniósł nogę blondyna, a potem zaczął delikatnie masować jego
wejście. Blondyn spiął się lekko, ale tylko na chwilę. Sasuke dołożył starań,
by go przygotować ,cały czas pieszcząc górne partie jego ciała, by na
pocałunkach w usta i pieszczonych sutkach blondyn mógł się skupić bardziej, niż
na jego palcach w nim. W końcu jednak i Uchiha osiągnął swój limit
wytrzymałości, a było to wtedy, gdy palcem trafił w czuły punkt blondyna.
Naruto wygiął się tak, jak jeszcze nigdy wcześniej i jęknął głośno; przez
chwilę Sasuke myślał, że znów dojdzie, jednak tak się nie stało.
Starał się wejść w niego
jak najdelikatniej, a potem jeszcze chwilę w nim został, by blondyn mógł się
przyzwyczaić. Ten chyba jednak nie miał kontaktu z rzeczywistością do tego
stopnia, że Sasuke mógł sobie to darować. Jednak Uchiha zdał sobie z tego
sprawę już po fakcie.
Zaczął się poruszać, tym
razem dostarczając przyjemności samemu sobie. Naruto wił się pod nim i jęczał w
rytm jego ruchów. Oczy miał rozchylone, ale zasnute mgłą podniecenia. Jego
twarz nadal była czerwona.
Sasuke przyspieszał z
każdą chwilą, szukając u blondyna tamtego miejsca. Gdy ponownie w nie trafił,
Naruto znów jęknął w ten wspaniały sposób, wyprężając się. Po chwili z jego ust
wyrywała się już kakofonia dźwięków, gdyż czarnowłosy, odkrywszy to miejsce,
chciał doprowadzić blondyna do granic rozkoszy. Sam odczuwał niesamowitą
przyjemność, blondyn był ciasny, gorący i wilgotny, generałowi niewiele
brakowało do spełnienia. Ujął w dłoń członek kochanka i zaczął go pieścić, a
gdy ponownie trafił w punkt blondyna, ten doszedł w jego dłoń. Sasuke niewiele
myśląc przyspieszył i po chwili sam doszedł, z krótkim okrzykiem na ustach.
Przez chwilę nie poruszał się, po czym ostrożnie wyszedł z kochanka i opadł na
poduchy obok niego.
Blondyn dochodził do
siebie o wiele dłużej, niż czarnowłosy. Sasuke obserwował, jak kapłan uspokaja
oddech, opanowuje drżące ciało, szuka własnego głosu. Kiedy już doszedł do
siebie, chwilę patrzył w baldachim, a potem zerknął na Sasuke. Ten uśmiechnął
się do niego, a wtedy dolna warga Uzumakiego zadrgała, po czym blondyn odwrócił
się gwałtownie… i rozpłakał.
Sasuke na chwilę
zaniemówił. Był pewien, że blondynowi podobało się jego działanie, w połowie
zaczął robić się chętny, aż w końcu stał się całkowicie uległy. Siedział przez
chwilę, wpatrując się w jego sylwetkę, a potem złapał go za ramię i przekręcił
blondyna ku sobie.
Gdy ten spojrzał mu w
twarz, wybuchł tak spazmatycznym szlochem, że niemal zaczął się krztusić swoimi
łzami. Sasuke natychmiast porwał go w ramiona, próbując uspokoić. Mówił do
niego, głaskał go po głowie i całował w czoło, ale to nie skutkowało – Naruto
płakał, zanosząc się i kołysząc, i za nic nie chciał się uspokoić, aż w końcu
całkowicie opadł z sił.
Sasuke trzymał go w ramionach,
póki ten nie zasnął, wyczerpany do granic. Wtedy ułożył go na puchowych
poduszkach i sam również zasnął.
Kiedy się obudził
następnego dnia, komnata zalana była porannym słońcem. Usiadł, przyjemnie
rozciągnięty, a potem rozejrzał się.
Kapłan Uzumaki Naruto
siedział skulony na drugim końcu łoża, obejmując kolana ramionami. Nie patrzył
na nic, dygotał lekko, nagi, urany w kilka łańcuszków. Jego ciało w kilku
miejscach było podrapane, zwłaszcza na biodrach. Przez chwilę Sasuke nie miał
pojęcia, skąd te zadrapania i dopiero po chwili zorientował się, że to właśnie
przez owe łańcuszki. Spojrzał na swoje ciało. Sam też był podrapany tu i tam,
wczoraj zupełnie nie zwrócił na to uwagi, nawet nie czuł bólu.
Wyciągnął rękę w stronę
blondyna, lecz ten odtrącił ją nadzwyczaj agresywnie.
- Nie dotykaj mnie! –
warknął nabrzmiałym od łez głosem.
- Nie rycz, chyba aż tak
źle ci nie było?
Blondyn rzucił się na
niego, zbijając go z nóg. Sasuke padł na plecy, zdumiony siłą i agresją
kapłana. Naruto przyparł go do materaca, patrząc na niego… jego oczy robiły się coraz bardziej płynne,
aż na twarz Sasuke spadło kilka słonych kropel. Naruto zwolnił uścisk, oparł
czoło na jego torsie i znów się rozszlochał, zaciskając dłonie w pięści.
Sasuke patrzył na jego
drżące ramiona, głaszcząc go po włosach. Nie bardzo rozumiał dziwnego kapłana,
jednak cieszył się, że mężczyzna nie zadusił go podczas snu poduszką.
- Już ci lepiej? –
zapytał, gdy szlochanie trochę ustało.
- Ni-nigdy n-nie będzie
m-mi lepiej – wychrypiał blondyn. – Ja… co ja zrobiłem!
Sasuke westchnął.
- To, co każdy mężczyzna
powinien – powiedział spokojnie. – Nie wiem czym…
- ZAMKNIJ SIĘ! – ryknął
blondyn. – Ty… nic nie wiesz… ty… zbrukałeś mnie! – wyrzucił z siebie gwałtownie,
a po jego twarzy spłynęły nowe łzy. – Ja… ja już nigdy nie będę mógł… założyć
białych szat! Ja… co ja zrobiłem…?! – załkał.
- Zbrukałem cię? – Sasuke
uniósł brwi.
- Mówiłem ci, że
przysięgałem czystość! – krzyknął blondyn, uderzając go w tors skutymi dłońmi, zaciśniętymi
w pięści. – Mówiłem! Ja… byłem Najwyższym Kapłanem…!
- Ale już nie jesteś –
Sasuke wypowiedział to spokojnie, a blondyn natychmiast poderwał głowę i
spojrzał na niego przerażony. – Teraz jesteś mój. Konoha została podbita, ja
jestem twoim pan…
Urwał, gdy blondyn
przyłożył mu w twarz grzbietem dłoni.
- NIE NALEŻĘ DO CIEBIE!
Ja…
I znów się rozryczał.
Sasuke potarł się po policzku, zdumiony siłą ciosu.
Naruto płakał. Po prostu
nie mógł się uspokoić, ponieważ całe jego dotychczasowe życie w jednej chwili
pękło jak bańka mydlana. Prysło, tak po prostu, jakby go nigdy nie było. Został
zbrukany, a to oznaczało koniec jego kapłaństwa, koniec łaski Kyuubiego, koniec
wizji, koniec…
Nie miał pojęcia, co ze
sobą zrobić, jednak odpowiedź sama się znalazła. Przybrała ona postać warg
czarnowłosego generała wrogich wojsk, który, pozwoliwszy mu się wypłakać,
przyparł go do poduch i zaczął całować. Naruto przez chwilę był tak
oszołomiony, że nie był wstanie zaprotestować. Dopiero po pewnym czasie zdał
sobie sprawę, co się dzieje i zaczął się szarpać, aż w końcu wyrwał się z
uścisku czarnowłosego.
- Nie!... Zostaw mnie…
Nie…! Ty diab…
Dostał w twarz, z taką
siłą, że ciemno zrobiło mu się przed oczami. Jęknął i zakrył twarz skutymi
rękami, które jednak zaraz zostały odciągnięte na bok przez Uchihę.
- Jestem twoim panem –
wysyczał czarnowłosy – i będziesz mi posłuszny i uległy zawsze, kiedy będę miał
na ciebie ochotę. Nigdy też nie podniesiesz na mnie ręki, bo każę cię
wychłostać, rozumiesz?
- Nie – warknął Naruto i
po raz kolejny dostał z otwartej dłoni. Skulił się, ponieważ nie miał jak się
zasłonić, Uchiha wciąż trzymał jego skute dłonie i przyciskał je do materaca.
- Nie rozumiesz? Wam wbić
ci to do głowy?
- Rozumiem – wyszeptał
Naruto. – Ale ty nie jesteś moim panem i nigdy nim nie będziesz – powiedział,
patrząc mu prosto w oczy. – Myślisz, że siłą zmusisz mnie, bym był twoją
dziwką? Nie będę rozkładał przed tobą nóg kiedy ci się podob…
Kolejny policzek zabolał
dwa razy bardziej. Załkał, czując krew w ustach i przekręcił się na bok,
chowając głowę w poduszkę. Twarz paliła go strasznie, obito mu ja wczoraj, a
dziś poprawiono. Cały czuł się obolały, paliło go między nogami, bolały go
biodra.
Sasuke złapał go za włosy
i pociągnął mocno, tak, by mógł patrzeć mu w twarz. Naruto przymknął jedno oko,
próbując jakoś sięgnąć do palców oprawcy, które ten zaciskał na jego włosach.
- Konoha i wszyscy jej
mieszkańcy, a więc i ty, są moją własnością…
- Nigdy…
Pociągnął go mocniej za
włosy i Naruto krzyknął z bólu. Szarpnął się i spróbował kopnąć czarnowłosego w
klatkę piersiową, jednak ten złapał go za kostkę zanim jego stopa trafiła do
celu. Mocowali się ze sobą przez dłuższą chwilę, póki dużo silniejszy od
kapłana wojownik nie zdenerwował się i po raz kolejny nie dał mu w twarz.
Zamroczony Uzumaki padł na poduszki, świat wokół niego rozbłysnął miliardem
gwiazd. Jeżeli miał limit wytrzymałości, to chyba właśnie znalazł się pod jego
kreską.
Uchiha przekręcił go na
brzuch, a Naruto, omdlały, po prostu zamknął oczy, zaciskając zęby. Uchiha nie
był ani brutalny, ani szczególnie delikatny, po prostu się zadowolił,
przyciskając go za głowę do miękkiego materaca. Sapał, gdy go brał, czasami
klepiąc go w pośladki aż piekło, jakby chciał go dodatkowo upokorzyć. Naruto
zaciskał zęby z całych sił, byleby tylko nie wymknął się z nich żaden dźwięk,
dłonie zaciskając na pościeli. Gdy czarnowłosy skończył, dochodząc w nim, po
prostu odepchnął go od siebie jak zużytą zabawkę i sam opadł na poduszki,
oddychając szybko. Naruto patrzył na niego z nienawiścią, czując, jak sperma
oprawcy spływa mu po udach. Paliło go tam tak bardzo, że gdyby nie samokontrola
i duma, rozpłakałby się z bólu. Nigdy, nigdy w całym swoim życiu nie czuł się
tak upokorzony, Uchiha traktował go jak zwykły przedmiot. Ale nie miał zamiaru
się poddać! Nigdy, nigdy nie będzie w pełni należał do tego mężczyzny. Nigdy
nie odda mu się z własnej woli, choćby był katowany co dnia!
Po dłuższej chwili
czarnowłosy odwzajemnił jego spojrzenie.
- I co, nie jesteś dziwką?
– zapytał.
- Nie – warknął zmęczony
Naruto. – Jestem Najwyższym Kapłanem Ognia, Świątynią Mądrości, Tym, Który
Widzi Więcej… Nie jestem twoim niewolnikiem, dziwką, którą możesz tłuc jak ci
się podoba!
Uchiha przekręcił się na
bok i oparł na łokciu, patrząc na niego z rozbawieniem, jakby śmieszył go upór
kapłana.
- Nie mogę?
- Nie!
- A co właśnie robię?
Przestań ze mną wojować, bo inaczej rozkażę moim żołnierzom, by się z tobą
zabawili i wtedy pożałujesz. Jesteś słodkim blondynkiem, który mi się podoba.
Jeżeli będziesz spełniał moje rozkazy… - Wyciągnął rękę i dotknął policzka
wściekłego Naruto – to będę dla ciebie dobry.
Dolna warga Naruto
zadrgała, ale nie odezwał się już.
Genialne!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, to jest genialne
OdpowiedzUsuń